Skocz do zawartości
Nerwica.com

Problemy ze sobą - dokładniej tego nazwać nie umiem


Rekomendowane odpowiedzi

Cześć wszystkim,

 

To mój pierwszy post na forum, ale mam nadzieję, że nie pomylę działów i zastosuję się do wszelkich zasad. // Niestety, wyszło długo, choć starałem się pisać jak najkrócej. Jeśli choć jedna osoba przeczyta to i odpisze, będzie mi miło \\

 

Jak pewnie się domyślacie, nie trafiłem tutaj przypadkiem. Sam dobrze nie wiem, od czego zacząć, ale niech będzie tak:

 

Jestem 24-letnim facetem i zbliżam się właśnie do postawienia ostatniego kroku na uczelni – we wrześniu będę bronił pracy magisterskiej. Przed kilkoma miesiącami dostałem swoją pierwszą poważną pracę – i na nią narzekać nie mogę – w zawodzie, ciekawa, fajna atmosfera i nieźle płatna. Myślałem, że to zniweluje mój podły nastrój, który utrzymuje się od dłuższego czasu – ale stało się tak tylko na chwilę.

 

Jak już wspomniałem, mam 24 lata. Nie byłem jeszcze w związku. Miałem… „kontakty” z kobietami, owszem. Raczej sporadyczne, ale były. Ale nie byłem w związku – zdarzyło mi się w kimś zadurzyć, ale bez wzajemności. Zdarzyło się komuś zadurzyć we mnie, ale też bez wzajemności. Nie jestem jakoś brzydki, głupi czy w jakiś sposób odrażający. Chociaż wiadomo, Clooney ze mnie żaden.

 

Jeszcze niedawno myślałem, że na mój utrzymujący się od dłuższego czasu zły nastrój wpływ ma i brak pracy i brak szczęścia w miłości. Teraz, kiedy już mam pracę, wiem, że to głównie jednak to drugie.

 

Czuję się niepotrzebny. Czuję, że gdybym spakował manatki i wyprowadził się do Królestwa Niebieskiego, nikogo by to specjalnie nie obeszło (poza rodziną oczywiście). Jestem w miarę towarzyską osobą, więc pewnie kilku osobom zrobiłoby się na chwilę smutno, ale nikt by z tego powodu nic nie stracił.

Nie zrozumcie mnie źle, nie planuję popełnić samobójstwa. Nic z tych rzeczy.

 

Czuję, że moje życie nie ma większego sensu. Zasypiam sam, ze świadomością, że nikt o mnie teraz nie myśli. Budzę się sam ze świadomością, że nikt nie czeka na moją pobudkę, aby w końcu zadzwonić. Pracuję ze świadomością, że nikt nie czeka na przerwę, że nikt nie czeka na powrót, że nikt się nie zastanawia, jak mi idzie i co robię. Wychodzę na imprezę ze świadomością, że nikt nie zadzwoni, jak nie będę wracał zbyt późno. I tak sobie z tą świadomością żyję od dawna.

 

To nie jest też (chyba) tak, że jestem jakimś zupełnie nieinteresującym człowiekiem. Sport, muzyka, historia, polityka, podróże. Umiem i lubię podyskutować o bieżącej sytuacji politycznej, ale mogę się też pozastanawiać, jak w trakcie wojen wypróżniali się rycerze w pełnej zbroi.

 

Tylko że kiedy czuję, że na kimś zaczyna mi zależeć, moja samoocena spada do poziomu kurzu na podłodze. Dlaczego piszę o tym akurat teraz? Z powodu pracy.

 

Koleżanki z pracy.

 

Oczywiście nie chcę porad pt. jak ją poderwać. Chodzi o to, że znowu czuję się gruby, brzydki i nieinteresujący. Znowu czuję uścisk w klatce piersiowej (i nie są to motylki w brzuchu). Znowu analizuję, dlaczego tak fajna dziewczyna mogłaby na mnie spojrzeć. I nic mi nie przychodzi do głowy.

 

Znowu pogłębia się moje poczucie własnej beznadziei. Mimo że kontakt mam z nią w sumie całkiem dobry, według mnie każdy inny facet byłby dla niej lepszy. I jestem przekonany, że ona myśli tak samo. To znaczy każda tak myśli, ale w tym szczególnym przypadku: ona.

 

Nie jestem beznadziejnie zakochany. Nie, to nie to. Już od paru lat wiem, kiedy mi to grozi – jeszcze nie w tej chwili. Po prostu mi na kimś zaczęło zależeć – i automatycznie samoocena poleciała mi w dół.

 

Sprawdziłem tutaj na forum główne objawy depresji.

 

- dłużej utrzymujące się przygnębienie – jest, choć przeplatane dobrymi dniami.

- brak chęci do funkcjonowania/prostych czynności – względnie często

- porzucenie lub ograniczenie dotychczasowych zainteresowań – nie zauważyłem

- mała aktywność, wieczne zmęczenie - brak energii - jest

- występują lęki, napięcie, niepokój – jest, szczególnie dwa ostatnie

- ogólne pesymistyczne podejście do większości aspektów życia - jest

- utrzymujące się problemy ze snem – raczej brak

- brak apetytu/nadmierny apetyt – ostatnio zauważyłem duży spadek apetytu. Byłoby to nawet fajne, bo przydałoby mi się trochę schudnąć, ale niestety, wiem z czego to się prawdopodobnie wzięło.

- częste myśli dot. śmierci (również myśli samobójcze) – nie, absolutnie

- może pojawić się niska samoocena – ogólnie rzecz biorąc – jest

 

Nie wiem, czego oczekuję po tym wątku. Może po prostu chcę się komuś wygadać – bliskich przyjaciół raczej nie mam, a internet jednak jakąś anonimowość daje (dlatego też nie pisałem szczegółów o sobie). Nie wiem nawet, czego mógłbym oczekiwać. Nie wiem, czy sam sobie wbijam problem do głowy, bo mi się nudzi, czy coś już głębiej we mnie siedzi. I nie liczę na to, że ktoś z zewnątrz sam się tym interesuje – we wkładaniu maski na twarz staję się mistrzem – i na co dzień wyglądam na dość pogodną osobę, sypiącą żartami i chętnie rozmawiającą.

 

Dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej!

Powiem tak, wydaje mi się, że to jest problem wielu atrakcyjnych, interesujących osób, do których pewnie należysz, że ich samoocena często jest bardzo niska, zwłaszcza gdy przychodzi do kontaktów damsko-męskich, zwłaszcza gdy nie mieli od dawna partnera/ki lub gdy nie mieli go/jej nigdy. Ciężko coś doradzić, bo mam wrażenie że bym strzelał tylko banałami. Terapia? Coaching? Coś-innego-co-naprawi-poczucie-własnej-wartości?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej!

Powiem tak, wydaje mi się, że to jest problem wielu atrakcyjnych, interesujących osób, do których pewnie należysz, że ich samoocena często jest bardzo niska, zwłaszcza gdy przychodzi do kontaktów damsko-męskich, zwłaszcza gdy nie mieli od dawna partnera/ki lub gdy nie mieli go/jej nigdy.

W tej kwestii nawet ciężko mi konkretnie coś powiedzieć. Fizycznie atrakcyjny z pewnością nie jestem - dziewczyny na Tinderze przewijałyby w lewo. Odpychający może też nie jestem z drugiej strony. Dalej zaczyna się ciekawiej - bo z jednej strony czasami mi się wydaje, że coś ciekawego może we mnie siedzieć. Że jakby ktoś dał mi szansę, mógłby się nie zawieść. Że mógłbym dać komuś powody do uśmiechu. Z drugiej strony - ciągle widzę, że jestem przeciętniakiem nie wartym większej uwagi. Inni są zabawniejsi, mądrzejsi, mają szersze horyzonty i więcej zainteresować. Więcej potrafią, więcej mogą, więcej im się chce. Zwłaszcza, tak jak napisałeś, gdy przychodzi do kontaktów damsko-męskich. Ja miałbym coś zaoferować? Nie, to nie ten adres.

 

Ciężko coś doradzić, bo mam wrażenie że bym strzelał tylko banałami. Terapia? Coaching? Coś-innego-co-naprawi-poczucie-własnej-wartości?

Na "coaching" reaguję alergią, więc kategorycznie odpada. Natomiast zaczynam się poważniej zastanawiać nad wizytą u jakiegoś psychologa czy jakiegoś psychoterapeuty. Niesamowicie zmęczony już jestem tym ciągłym poczuciem, że nic mi się nie uda (głównie w tych kontaktach damsko-męskich), że tak naprawdę nie jestem nikomu potrzebny. Może i jest to jakieś rozwiązanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli rozważasz wizytę i poważnie się nad tym zastanawiałeś, to chyba nie ma na co czekać. Dobry terapeuta pomoże znaleźć źródło problemów i wypracować jakieś rozwiązanie. Wydajesz się ciekawą osobą.

 

Z drugiej strony - ciągle widzę, że jestem przeciętniakiem nie wartym większej uwagi. Inni są zabawniejsi, mądrzejsi, mają szersze horyzonty i więcej zainteresować. Więcej potrafią, więcej mogą, więcej im się chce. Zwłaszcza, tak jak napisałeś, gdy przychodzi do kontaktów damsko-męskich. Ja miałbym coś zaoferować? Nie, to nie ten adres.

Na moje mało fachowe oko, dużo czasu poświęcasz na analizowanie siebie pod kątem porównań do innych osób. To nigdy nie generuje żadnych fajerwerków i honorowych salw radości. Z jednej strony doskonale Cię rozumiem, bo miewałam podobnie i do dziś mnie czasem ściskają w brzuchu ukryte wymioty z niskiej samooceny, ale zasadniczo da się z tym jakoś zawalczyć. Skoro coaching Cię odrzuca (btw, jakiego rodzaju coaching miałby tu wchodzić w grę, bo nie rozumie?) to terapia jest całkiem okej rozwiązaniem, ale nie spodziewaj się po niej cudów od pierwszej wizyty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pjontka, również na coaching reaguje alergią! ;)

Mój ulubiony cytat o kontaktach damsko-męskich:

-Byłeś kiedyś żonaty?

- Nie. A Ty?

Uśmiechnął się.

- Cztery razy.

- O.

- Wszystkie cztery małżeństwa skończyły się rozwodem. Żadnego nie żałuje.

- Twoje byłe żony też?

- Wątpię. Jednak teraz jesteśmy przyjaciółmi. Nie umiem zatrzymywać przy sobie kobiet, tylko je zdobywać.

- Nie spodziewałbym się tego po tobie.

- Ponieważ nie jestem przystojny? Przecenia się znaczenie wyglądu. Wiesz, co takiego mam?

- Nie mów. Ogromne poczucie humoru tak? Według tego co piszą w kobiecych czasopismach, poczucie humoru to najważniejsza zaleta mężczyzn.

- Tak, oczywiście, a czek przyjdzie pocztą.

- A więc to nie to.

- Jestem bardzo zabawnym facetem - zapewnił - ale to nie to.

- A więc co?

- Już ci mówiłem.

- Powiedz jeszcze raz.

- Charyzma - rzekł Berleand - Mam niemal nadludzką charyzmę.

- Z tym trudno się spierać.

Tak sobie myślę, przypominam sobie czasy, całkiem niedawne gdy przez półtora roku czy coś w ten deseń byłem de facto sam iiii powiem Ci, że, tak z perspektywy czasu, myślę, że najlepszą rzeczą jaką mogłem wtedy zrobić to przestać się tak nakręcać na związanie się z kimś. Wydaje mi się, że najważniejsza rzecz w takim wypadku to dbanie o własną atrakcyjność, inwestowanie w siebie i cierpliwie czekanie aż komuś Twoja osobowość zaimponuje na tyle, że będzie warto kręcić z daną osobą. Bo wydaje mi się, że myślenie o tym by się z kimś związać sprawia, że samemu traci się poczucie własnej wartości i wychodzi na desperata. Oczywiście mądry jestem po szkodzie, bo sam też miałem w pewnym momencie obsesje by się z kimś związać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli rozważasz wizytę i poważnie się nad tym zastanawiałeś, to chyba nie ma na co czekać. Dobry terapeuta pomoże znaleźć źródło problemów i wypracować jakieś rozwiązanie. Wydajesz się ciekawą osobą.

Dzięki ;). Ciągle się zastanawiam, ponieważ do tej pory nie dopuszczałem do siebie takiej możliwości. Zawsze żyłem w przekonaniu, że z chorobami ciała można udać się do lekarza, ale coś dziwnego widziałem w wizytach związanych z chorobami duszy/umysłu. Od dawna buduję wokół siebie ścianę (może dlatego "The Wall" Floydów to moja ulubiona płyta?) i nie wyobrażam sobie sytuacji, żebym stanął twarzą w twarz z obcym człowiekiem i sprzedał mu wszystko, co tę ścianę zbudowało. Trochę mnie to przeraża.

 

Na moje mało fachowe oko, dużo czasu poświęcasz na analizowanie siebie pod kątem porównań do innych osób. To nigdy nie generuje żadnych fajerwerków i honorowych salw radości. Z jednej strony doskonale Cię rozumiem, bo miewałam podobnie i do dziś mnie czasem ściskają w brzuchu ukryte wymioty z niskiej samooceny, ale zasadniczo da się z tym jakoś zawalczyć. Skoro coaching Cię odrzuca (btw, jakiego rodzaju coaching miałby tu wchodzić w grę, bo nie rozumie?) to terapia jest całkiem okej rozwiązaniem, ale nie spodziewaj się po niej cudów od pierwszej wizyty.

Pewnie coaching typu "weź się w garść, jesteś świetnym człowiekiem, spójrz w lustro i zobacz kogoś atrakcyjnego blablabla". To fakt, za dużo siebie porównuję z innymi/wyimaginowanymi oczekiwaniami wobec samego siebie, ale jak tu tego nie robić? Z jakiegoś powodu jestem odrzucany, z jakiegoś powodu kobiety wybierają innych. Szukam tego powodu, mimo że gdzieś tam wiem, że być może ten powód nie istnieje - a jeśli istnieje, to nie jest do końca zależny ode mnie.

 

Pjontka, również na coaching reaguje alergią! ;)

High five :)

 

Tak sobie myślę, przypominam sobie czasy, całkiem niedawne gdy przez półtora roku czy coś w ten deseń byłem de facto sam iiii powiem Ci, że, tak z perspektywy czasu, myślę, że najlepszą rzeczą jaką mogłem wtedy zrobić to przestać się tak nakręcać na związanie się z kimś. Wydaje mi się, że najważniejsza rzecz w takim wypadku to dbanie o własną atrakcyjność, inwestowanie w siebie i cierpliwie czekanie aż komuś Twoja osobowość zaimponuje na tyle, że będzie warto kręcić z daną osobą. Bo wydaje mi się, że myślenie o tym by się z kimś związać sprawia, że samemu traci się poczucie własnej wartości i wychodzi na desperata.

To też poruszyłeś ciekawą sprawę - bo ja częściej się nakręcam wręcz w drugą stronę. Wmawiam sobie, że nie ma sensu się starać, bo nic z tego nie będzie, znowu wpadnę w zły nastrój i to będzie jedyny "profit". Ostatni raz na kimkolwiek zależało mi... z 2,5 roku temu. Oczywiście po tym czasie poznawałem jakieś kobiety, ale nie był to żaden etap znajomości, na którym mógłbym powiedzieć, że mi zależy. Nie mam ciśnienia na związek z kimś na siłę. Jak teraz sobie myślę, to jest gdzieś głęboko we mnie poczucie jakiejś takiej wartości samego siebie, przez które nie mógłbym być z kimś, tylko dla samego bycia. Dla zażegnania samotności. Uważam, że stać mnie na to, żeby kiedyś związać się z kimś, kto po prostu będzie tego wart.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze żyłem w przekonaniu, że z chorobami ciała można udać się do lekarza, ale coś dziwnego widziałem w wizytach związanych z chorobami duszy/umysłu.

A widzisz, ja bym tego nie nazwała chorobami duszy. Z jednej strony masz rację, ale z drugiej samo słowo "choroba" nosi już na sobie ten stygmat, że to coś bardzo złego lub niepożądanego. Do psychologa/terapeuty chodzi się już nie tylko z dziurawym duchem, ale czasem po to żeby zwyczajnie zasięgnąć porady osoby trzeciej, która nie jest zaangażowana w dany problem. I w Twoim wypadku tak jest, bo to, że masz problem z samooceną nie musi od razu oznaczać, że kryje się za tym jakieś zaburzenie wymagające chociażby farmakologii. Może po prostu odkleiła Ci się płat czołowy i potrzebujesz kogoś, kto magicznym słowem wrzuci go na miejsce. A może po prostu cierpisz z powodu blokady myślowej, nie wiesz jak przestawić myślenie na inny tor i po to ta wizyta. Nie nastawiaj się, nie szufladkuj.

 

Od dawna buduję wokół siebie ścianę (może dlatego "The Wall" Floydów to moja ulubiona płyta?) i nie wyobrażam sobie sytuacji, żebym stanął twarzą w twarz z obcym człowiekiem i sprzedał mu wszystko, co tę ścianę zbudowało. Trochę mnie to przeraża.

Jasne, to jest przerażające (i masz prawo się bać), ale to też nie wygląda tak, że psycholog zaświeci Ci halogenem po oczach, a samym laserowym wzrokiem zajrzy Ci w duszę i wyciągnie każdy, nawet najmniejszy, babol z Twojego życia.:) Terapia właściwie zawsze idzie z taką prędkością, na jaką sam się zgodzisz. Psycholog będzie wyciągał informacje, zadawał wiele pytań, ale to nie jest żadne gradobicie i przesłuchanie.

 

To fakt, za dużo siebie porównuję z innymi/wyimaginowanymi oczekiwaniami wobec samego siebie, ale jak tu tego nie robić?

To proste. Zwyczajnie nie robić.:) Da się, chociaż porównywanie na różnych płaszczyznach życia to strasznie ludzka, wątpliwej sławy wada. I porównywanie wynika z niskiej samooceny, kiedy nieco się podbudujesz nie będziesz miał potrzeby nieustannego mierzenia swojej wartości dokonaniami innych. True story. (jestem żywym przykładem)

 

Z jakiegoś powodu jestem odrzucany, z jakiegoś powodu kobiety wybierają innych.

To naturalna selekcja życia. Ile razy mnie odrzucili faceci, ile razy ja odrzucałam facetów. Wolność wyboru i lokacji uczuć. Aktualnie jestem sama od dłuższego czasu, różnie bywa, ale teraz to mój świadomy wybór akurat, aby sobie poobcować ze swoim życiem i myślami, tak jak Łapa mówił, że żałował tego szukania związku na siłę. Tak ja właśnie ciśnienia nie mam - i to pewnie powód samotności (w znaczeniu braku związku).

 

Wmawiam sobie, że nie ma sensu się starać, bo nic z tego nie będzie, znowu wpadnę w zły nastrój i to będzie jedyny "profit".

I może w ten sposób znalazłeś odpowiedź na swoją wątpliwość z cytatu wyżej?:)

 

Uważam, że stać mnie na to, żeby kiedyś związać się z kimś, kto po prostu będzie tego wart.

Zatem Twoje podejście jest jednak w okej, nie nosi znamion wykolejenia. ;)

 

*p.s. dorzucam plusa za Floydów 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A widzisz, ja bym tego nie nazwała chorobami duszy. Z jednej strony masz rację, ale z drugiej samo słowo "choroba" nosi już na sobie ten stygmat, że to coś bardzo złego lub niepożądanego. Do psychologa/terapeuty chodzi się już nie tylko z dziurawym duchem, ale czasem po to żeby zwyczajnie zasięgnąć porady osoby trzeciej, która nie jest zaangażowana w dany problem. I w Twoim wypadku tak jest, bo to, że masz problem z samooceną nie musi od razu oznaczać, że kryje się za tym jakieś zaburzenie wymagające chociażby farmakologii. Może po prostu odkleiła Ci się płat czołowy i potrzebujesz kogoś, kto magicznym słowem wrzuci go na miejsce. A może po prostu cierpisz z powodu blokady myślowej, nie wiesz jak przestawić myślenie na inny tor i po to ta wizyta. Nie nastawiaj się, nie szufladkuj.

To by się nawet zgadzało - złe podejście do oceny własnej osoby jest wg mnie czymś "bardzo złym lub niepożądanym", więc w tym rozumieniu byłaby to choroba. Staram się nie nastawiać i nie szufladkować, ale wiadomo jak to jest - poprzez stereotypy najłatwiej się myśli. Niemniej staram się to zwalczyć.

 

Jasne, to jest przerażające (i masz prawo się bać), ale to też nie wygląda tak, że psycholog zaświeci Ci halogenem po oczach, a samym laserowym wzrokiem zajrzy Ci w duszę i wyciągnie każdy, nawet najmniejszy, babol z Twojego życia.:) Terapia właściwie zawsze idzie z taką prędkością, na jaką sam się zgodzisz. Psycholog będzie wyciągał informacje, zadawał wiele pytań, ale to nie jest żadne gradobicie i przesłuchanie.

"psycholog zaświeci Ci halogenem po oczach, a samym laserowym wzrokiem zajrzy Ci w duszę i..." ... zapyta: KTO ZABIŁ MARKA PAPAŁĘ?! :)

Z tego też zdaję sobie sprawę - w końcu idzie się tam z własnej woli. Jednak to dalej przerażające.

 

To proste. Zwyczajnie nie robić.:) Da się, chociaż porównywanie na różnych płaszczyznach życia to strasznie ludzka, wątpliwej sławy wada. I porównywanie wynika z niskiej samooceny, kiedy nieco się podbudujesz nie będziesz miał potrzeby nieustannego mierzenia swojej wartości dokonaniami innych. True story. (jestem żywym przykładem)

Gratuluję, że udało się to przezwyciężyć. Faktycznie, wynika to z niskiej samooceny - i co ciekawsze, zbudowanej tylko na konkretnych płaszczyznach. Zauważyłem (może i to normalne), że nie porównuję się w strefach dla siebie dobrych.

 

I może w ten sposób znalazłeś odpowiedź na swoją wątpliwość z cytatu wyżej?:)

Coś w tym może być. Chyba muszę jeszcze raz przeczytać "Potęgę podświadomości" Murpy'ego. Stoi cały czas na półce.

 

Zatem Twoje podejście jest jednak w okej, nie nosi znamion wykolejenia. ;)

:)

 

*p.s. dorzucam plusa za Floydów 8)

Dzięki! Szkoda, że do koncertu Gilmoura tak daleko. Watersa już widziałem 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×