Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nietypowy problem.


Gość ego

Rekomendowane odpowiedzi

Jak można się wyleczyć z religii, w znaczeniu ogółu przekonań religijnych jakie ktoś otrzymał w procesie wieloletniej indoktrynacji? Pytam na serio.

Czy psychiatria, psychologia dostarcza jakiś rozwiązań w tej materii?

Chodzi mi o sytuację, gdy ktoś przez wiele lat tkwił w jakiejś religii,sekcie(w moim przypadku katolicyzm) i w wyniku prania mózgu jakie tam otrzymał, jest teraz prawie trzydziestoletnim zerem, które nic osiągnęło w życiu, z obawy, że wszechmocny Bóg "przyjdzie i mu coś znów spieprzy"(to tak pokrótce)...uważam, że mam za sobą etap "nerwicy eklezjogennej"-nie odczuwam już żadnego poczucia winy z powodu grzesznych przewinień, czy lęku, które nieraz towarzyszyły mi w dzieciństwie. Wręcz przeciwnie, tkwi we mnie silna nienawiść, chęć odwetu, zemsty za te wszystkie zniszczone lata życia i to nie tylko od tej całej "wspaniałej" kościółkowej bozi, w którą wydaje mi się, że niestety cały czas wierzę, ale przede wszystkim od Krk, którego nienawidzę, zwłaszcza gdy słucham, czy czytam kolejny raz, jaki to Kościół jest super. Bo to, że wierzenia którymi karmi się ludzi wierzących, mogą rozwalić komuś życie, jest w środowisku kościelnym czymś z definicji niemożliwym, jak z resztą w każdej sekcie...

Chciałabym, aby zagadnienia religijne, jakie mi wbijano przez wiele lat do głowy, przestały w końcu wpływać rozstrzygająco na moje życie. Jak mogę tego dokonać? I czy to jest w ogóle możliwe?

Ale z drugiej strony, skoro wiem, że możliwa optymalna jakość tego życia, została zniszczona bezpowrotnie, więc może niepotrzebnie zawracam wam gitarę...ale zapytać może nie zawadzi, tym bardziej, że nieraz wymiękam od tego "życia".... :(

Czy moje objawy-po pierwsze nienawiść do katolicyzmu, po drugie- generalnie "nic nie robienie", wegetacja od wielu lat( taka żeńska forma syndromu piotrusia pana, powiązane raz z niestabilną samooceną i brakiem pewności siebie, a dwa-z przekonaniami religijnymi) sugerują jakąś chorobę?

Szukałam informacji na ten temat, ale wszystkie tego typu objawy religijne wpisane w wyszukiwarkę, odsyłają mnie do wspomnianej tzw. nerwicy eklezjogennej, której symptomy z kolei, nie kompilują z moją osobą, ze względu na duży nacisk kładziony na natręctwo objawów. Ja nie mam żadnych natręctw. Wszystkie moje bluźnierstwa, bezczeszczenia przedmiotów kultu, to wynik mojej decyzji, chęci odegrania się, poprzez niszczenie tego co w katolicyźmie jest cenne(taka prywatna faza satanizmu) .Wg mnie-w pełni świadomego wyboru, coś czego faktycznie chciałam i chcę, a nie rezultat wewnętrznych impulsów, nad którymi nie potrafię zapanować, jak to jest w przypadków typowych nerwicowców, cierpiących na nerwice natręctw. No chyba, że mam zaburzenia natury schizofrenicznej, które zaburzają mi właściwe rozpoznanie rzeczywistości i mi się tylko tak zdaje, że nad tym panuję? czy to możliwe?...

Z kolei owe "nic nie robienie" sugeruje tak wiele zaburzeń czy chorób, że nie sposób się w tym połapać. Jednak np. objawy typowej depresji też do mnie niezbyt pasują. Nie mam ciągle obniżonego nastroju (mam raczej spłycone reakcje), a jak już wspominałam-nie czuję też żeby dręczyło mnie poczucie winy, tym bardziej nie mam żadnych dolegliwości natury somatycznej, żadnych bólów itp, no może czasem rozkojarzenie umysłowe. Jedyne co mi pasuje do depresji to stałe, niezmieniające się wraz z moimi stanami emocjonalnymi, przekonanie, że w moim życiu nigdy nie będzie dobrze, w znaczeniu-mnie osobiście satysfakcjonującym( z wielu powodów). Ponadto uważam, że generalnie życie to coś bezsensownego.Chociaż z drugiej strony diagnoza depresja nie była by dla mnie jakimś zaskoczeniem, biorąc pod uwagę jak wygląda moje życie, to raczej dziwnym byłoby gdybym jej nie miała...

Natomiast moje "izolowanie się od otoczenia"...ja lubię to, mam naturę samotnika( chociaż w towarzystwie też potrafię się jakoś odnaleźć) nie jestem i nigdy nie byłam typem wylewnej osoby potrzebującej mieć niezliczone grono przyjaciół, żeby im opowiadać co tam u mnie słychać ....Ok jakąś zaufaną osobę, czy grupę zaufanych osób, czasem mi chodzi to po głowie, żeby może fajnie było by mieć, jednak z doświadczenia wiem, że ze względu na wiele cech paranoicznych mojej osobowości, podejrzliwość wobec innych, nieufność itd to by się i tak nie sprawdziło, więc wolę żeby zostało jak jest.

Wiem jedno, normalna na na pewno nie jestem, bo tak jak wygląda moje życie, na pewno nie wygląda życie przeciętnej osoby w moim wieku.To znaczy żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie jest mi źle z tego powodu, że moje życie wygląda inaczej od innych, bo nie mam zamiaru być kimś powtarzającym sposób życia innych. Mnie jest źle powodów wymienionych wyżej.

 

Czy na tej podstawie, można stwierdzić co mi dolega?

Chciałam zadać to pytanie w dziale pytania do psychologa, jednak nie mam opcji utwórz temat, więc nie wiem... :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Łapa, :yeah: miło mi słyszeć coś takiego, bo mnie się raczej zawsze wydawało, że inni nieco inaczej mnie postrzegają...ale nie bój żaby, napiszę jeszcze trochę rzeczy o sobie, to Ci się wszystko poprzestawia, tak żeby wyszło na moje... :twisted:

 

Apostazji w sensie szerszym rozumianym jako całkowite porzucenie wiary katolickiej, nie jestem w stanie uczynić o czym pisałam w pierwszym poście

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie niezdrowe jest zarówno ślepe poddawanie się określonej doktrynie, religii, jak i próba zemsty na "byłej" wierze i nienawiść do niej. Jesli czegoś nienawidzimy, to znaczy, ze ta sprawa odgrywa niezwykle istotną rolę w naszym zyciu. Ale w Twoim życiu musiało dojść do splotu wielu czynników, które doprowadziły do takiej manii religijnej, a teraz antyreligijnej. Nie uwierzę, ze Twojej sytuacji życiowej zawinila sama religia - wszak inni są katolikami, a taka mania ich nie dotyka. Może za łatwo zwalasz na nią winę za swoje niepowodzenia życiowe? Dopóki żyjesz nienawiścią do niej, to dalej będzie to centrum Twojego życia.

Kto taką manię u Ciebie rozwinął? Ten fanatyczny strach przed łamaniem zasad katolickich, przed popełnianiem grzechów, kara, itp? Tu musiały przecież inne czynniki zaistnieć. Rodzina? Coś innego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Łapa. To przykro mi, ale słaby z Ciebie poeta..na przyszłość naucz się właściwie korzystać z tego czego używasz czyli np. z emotikon, bo ja nie jestem jasnowidzem, Diabeł jeszcze mnie nie wyposażył w zdolność czytania w myślach :roll: ..chociaż z drugiej strony, faktycznie pierwsza myśl jaka mi przyszła, to że to jakaś podpucha...nie chciałam wyjść znowu na kompletnego psychola, który doszukuje się nie wiadomo czego w wypowiedziach innych, więc odpisałam zgodnie z interpretacją dosłowną, ..ale oczywiście psycholem czasami naprawdę jestem...(dla pewności-moja wypowiedź nie jest ironiczna) :lol:

 

@Zmęczona wszystkim.

Ja się przecież nie wypieram jakoby religia nie odgrywała roli w moim życiu...wręcz przeciwnie.

I chyba mnie nie zrozumiałaś, mnie nie zależy na tym, aby przestać się przejmować religią, tylko przekonaniami religijnymi jakie zostały mi przez tę religię wtłoczone do głowy.

Przecież to, że ja np. chcę się mścić na Bozi, dobitnie świadczy o tym, że jej istnienie uznaję. A nawet gdybym się nie chciała mścić, to to nie spowoduje, że pewne przekonania jakie mi zakodowano w mózgownicy, znikną jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki.

 

Ten fanatyczny strach przed łamaniem zasad katolickich, przed popełnianiem grzechów, kara, itp?
Przecież pisałam, że mnie to już nie dotyczy.Czy na Bogu mściłby się ktoś kto by się go bał?

 

Dlaczego sądzisz, że sympatyzowanie z religią dzięki której komuś jest w życiu dobrze, jest cacy, a negowanie jej w sytuacji przeciwnej już nie? Splot czynników, no cóż bywa różny, jednym pomaga pokochać religie, innym znienawidzić, trudno żeby wszyscy ludzie mieli taki sam splot czynników i dodatku tak samo na niego reagowali, w końcu nie są klonami.

Widzisz, ja się na ten pierdolony świat nie prosiłam, zatem nie widzę najmniejszego powodu, aby ponosić jakiekolwiek negatywne konsekwencje tego, że się tutaj znalazłam. Od kiedy pamiętam tak naprawdę nienawidzę życia i tego, że się urodziłam. To też jest jakiś splot czynników. A on, jak każdy inny splot w moim życiu skąd się wziął, przy założeniu istnienia wszechmocnego i wszechwiedzącego Boga? To chyba oczywiste... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z katolicyzmu da się wyleczyć. Ja się wyleczyłem i jestem w trakcie załatwiania apostazji. Nie warto trwać w zgubnej wierze jaką jest katolicyzm.

 

Katolicyzm bez Chrześcijaństwa jest niczym, a chrześcijaństwo bez Boga - Może problem w tym, że nie szukasz u źródła? Może nie zawierzyłeś się Bogu? Z jakiej racji ma Ci pomóc? Bo co? Bo chodziłeś do kościoła KK, nie wiedząc czym jest Chrześcijaństwo? Nie rozśmieszaj mnie!

 

Apostazji już dokonałeś, więc gratuluje wiedzy - nie staraj sie :D

 

Katolicyzm to nie wiara tylko religia (a czemu to jest takie ważne akurat w przypadku Chrześciajństwa to powinieneś wiedzieć - bo przecież wyciągnąłeś daleko idące wnisoki) - Tutaj Kolego wychodzi Twoja nie wiedzia poraz 3, jak na 3 zdania to całkiem nieźle - przyznaje)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może nie zawierzyłeś się Bogu?
Ja się jakoś zawierzyłam i co mi z tego przyszło? :cry: Doberman niczego nie zawierzaj , bo skończysz jak ja...

 

Z jakiej racji ma Ci pomóc? Bo co?
Bo np. dlatego bo go o to prosiłam. Tylko mi nie pisz, że Bóg to nie "złota rybka", żeby spełniać czyjeś zachcianki, bo on sam obiecał:

Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7, 7); Otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie (Mt 21, 22);

To co kłamał? Bóg, który jest ponoć Prawdą kłamał? :shock:

To już kurde Szatan jest lepszy, bo chociaż jego też prosiłam i też nic puki co nie dostałam...to on przynajmniej mi niczego nie obiecywał...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może nie zawierzyłeś się Bogu?
Ja się jakoś zawierzyłam i co mi z tego przyszło? :cry:

 

Z jakiej racji ma Ci pomóc? Bo co?
Bo np. dlatego bo go o to prosiłam. Tylko mi nie pisz, że Bóg to nie "złota rybka", żeby spełniać czyjeś zachcianki, bo on sam obiecał:

Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7, 7); Otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie (Mt 21, 22);

To co kłamał? Bóg, który jest ponoć Prawdą kłamał? :shock:

To już kurde Szatan jest lepszy, bo chociaż jego też prosiłam i też nic puki co nie dostałam...to on przynajmniej mi, niczego nie obiecywał...

 

Ja przez wiele lat żyłem w przeświadczeniu, że kocham Boga, że jestem mądry itd. aż niedawno dostałem w ryj, przez pół roku bardzo grzeszyłem, trwając w przekonaniu,ze wszystko OK, aż nagle poszedłem do spowiedzi i Jezus pokazał mi swoja miłość i dostrzegłem wszystko. Zawierzenie się Bogu wymaga niebyle pokory, której Ci brak - widać po wypowiedzi.

Pójdź do spowiedzi i zacznij od nowa - Jak chcesz to moge Ci wytłumaczyć o co chodzi z tym cytatem z Chrześcijaństwem i tak dalej...

Bóg da Ci czego potrzebujesz :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak myślę, ale nie dlatego, że mnie ktoś nadprzyrodzony posłuchał tylko dlatego, że mnie nie posłuchał.

 

A dlaczego wszystko ma się kręcić w okół Ciebie?

 

Rozmawiałem niedawno z satanistką - straszne żeczy się dzieją jak nie ma Boga i musisz to wiedzieć...

chcesz więcej to pisz PW.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I chyba mnie nie zrozumiałaś, mnie nie zależy na tym, aby przestać się przejmować religią, tylko przekonaniami religijnymi jakie zostały mi przez tę religię wtłoczone do głowy.

 

To chyba jasne, że w takim przypadku masz do czynienia ze zwyczajnym schematem, którego się wyuczyłaś, i którego konsekwencje ponosisz do dziś. Dla jednych to może być szereg religijnych przekonań, innym zachowania pochodzące od innych ludzi. A cóż innego mogłoby tu pomóc, jak nie psychoterapia albo samodzielna walka z takimi przekonaniami. chyba nie oczekujesz czarodziejskiej różdżki i gotowej recepty.

 

Ten fanatyczny strach przed łamaniem zasad katolickich, przed popełnianiem grzechów, kara, itp?
Przecież pisałam, że mnie to już nie dotyczy.Czy na Bogu mściłby się ktoś kto by się go bał?

Myślałam, że z kontekstu jasno wynikało, że chodzi o przeszłość, o to, co było dawniej. Ale chyba Ty nie zrozumiałaś. Proste pytanie: skąd u Ciebie wziął się ten fanatyzm. Kto ci to wtłoczył do głowy? Ksiądz w kościele, na religii? Konserwatywni, religijni rodzice, itp? O takie czynniki mi chodzi. wielu ludzi wierzy i nie dostaje takiego pierdolca i nie boi się tak fanatycznie (o przeszłość chodzi), a dlaczego Tobie akurat się to przytrafiło? Jak myślisz?

 

Dlaczego sądzisz, że sympatyzowanie z religią dzięki której komuś jest w życiu dobrze, jest cacy, a negowanie jej w sytuacji przeciwnej już nie?

 

A gdzie coś takiego napisałam? A między negowaniem a nienawiścią jest spora różnica.

 

 

Widzisz, ja się na ten pierdolony świat nie prosiłam, zatem nie widzę najmniejszego powodu, aby ponosić jakiekolwiek negatywne konsekwencje tego, że się tutaj znalazłam. Od kiedy pamiętam tak naprawdę nienawidzę życia i tego, że się urodziłam. To też jest jakiś splot czynników. A on, jak każdy inny splot w moim życiu skąd się wziął, przy założeniu istnienia wszechmocnego i wszechwiedzącego Boga? To chyba oczywiste... :(

 

Aaaa, Bozia wszystkiemu winna :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A dlaczego wszystko ma się kręcić w okół Ciebie?
Nie wszystko. Wokół mnie tylko te sprawy które mnie dotyczą.

 

Rozmawiałem niedawno z satanistką - straszne rzeczy się dzieją jak nie ma Boga i musisz to wiedzieć...

chcesz więcej to pisz PW

Taa..pewnie gada w obcych językach, zna przyszłość i pluje gwoździami.. :mrgreen:

Możesz być spokojny. Mój satanizm niczym takim nie skutkuje, w ogóle niczym skutkuje...znać przyszłość byłoby zajefajnie, a i zarobić na tym można by nieźle... :twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@cześctoja Nie leczy się alkoholizmu alkoholem.

Tak zupełnie na serio, to musisz znaleźć terapeutę, który podziela twoje poglądy. Bo istnieją psychiatrzy/psychoterapeuci, którzy traktują aspekty religijne wyłącznie jako objawy np. natręctw albo psychoz, tak samo jak istnieją lekarze głęboko wierzący jak i księża i zakonnice po studiach psychologicznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To chyba jasne, że w takim przypadku masz do czynienia ze zwyczajnym schematem, którego się wyuczyłaś
Tak wyuczyłam się, jak każdy myślący logicznie katolik,że skoro jest wszechmocny Bóg, to wszystko od niego zależy:
Aaaa, Bozia wszystkiemu winna :shock:

KKK268 Spośród wszystkich przymiotów Bożych Symbol wiary wymienia tylko wszechmoc Bożą; wyznanie jej ma wielkie znaczenie dla naszego życia. Wierzymy, że wszechmoc Boża jest powszechna, ponieważ Bóg wszystko stworzył , wszystkim rządzi i wszystko może; :D

 

A cóż innego mogłoby tu pomóc, jak nie psychoterapia albo samodzielna walka z takimi przekonaniami. chyba nie oczekujesz czarodziejskiej różdżki i gotowej recepty.

Czyli co? można się oduczyć wiary w Boga?

 

skąd u Ciebie wziął się ten fanatyzm.
Jaki znowu fanatyzm? weź mi nie wciskaj czegoś co mnie nie dotyczy.

Fanatyzm (łac. fanaticus - zagorzały, szalony) – postawa oraz zjawisko społeczne polegające na ślepej i bezkrytycznej wierze w słuszność jakichś poglądów politycznych, religijnych lub społecznych. Przejawem fanatyzmu jest skrajna nietolerancja wobec przedstawicieli odmiennych poglądów.

Czy ja bronię komuś wierzyć w Bozię, albo postuluję mordowanie wierzących, albo chociaż prawny zakaz religii?

 

A gdzie coś takiego napisałam? A między negowaniem a nienawiścią jest spora różnica.
Nie czepiajmy się słówek ;) Nienawiść to skrajna forma negacji.

 

Tak zupełnie na serio, to musisz znaleźć terapeutę, który podziela twoje poglądy. Bo istnieją psychiatrzy/psychoterapeuci, którzy traktują aspekty religijne wyłącznie jako objawy np. natręctw albo psychoz, tak samo jak istnieją lekarze głęboko wierzący jak i księża i zakonnice po studiach psychologicznych.
I co? wierzący psycholog wyleczy mnie z wiary w byty nadprzyrodzone? :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak można się wyleczyć z religii, w znaczeniu ogółu przekonań religijnych jakie ktoś otrzymał w procesie wieloletniej indoktrynacji? Pytam na serio.

Czy psychiatria, psychologia dostarcza jakiś rozwiązań w tej materii?

Wyleczyć z religii? Hmm... Trudno w wyniku terapii "wyleczyć się z religii". Można niewątpliwie próbować modyfikować albo zmieniać swoje poglądy i przekonania religijne (chociaż nie wiem, czy jakikolwiek terapeuta by się tego podjął). Czy Ty jednak tego potrzebujesz, skoro z jednej postawy (bojącej się wszechmocnego Boga) przeszłaś w postawę drastycznie inną - antyreligijną ("totalna zlewka na Boga")? Dość elastycznie sama "zmodyfikowałaś" swoje przekonania religijne.

Chciałabym, aby zagadnienia religijne, jakie mi wbijano przez wiele lat do głowy, przestały w końcu wpływać rozstrzygająco na moje życie. Jak mogę tego dokonać? I czy to jest w ogóle możliwe?

Nie rozumiem, jak zagadnienia religijne wpływają "rozstrzygająco" na Twoje życie, skoro twierdzisz, że teraz nie boisz się kary od Boga, konsekwencji niewierzenia w Boga etc.? Co jeszcze trzyma Cię przy religii i sprawia, że nie czujesz się od niej "uwolniona"?

Czy moje objawy-po pierwsze nienawiść do katolicyzmu, po drugie- generalnie "nic nie robienie", wegetacja od wielu lat( taka żeńska forma syndromu piotrusia pana, powiązane raz z niestabilną samooceną i brakiem pewności siebie, a dwa-z przekonaniami religijnymi) sugerują jakąś chorobę?

Być może to jakaś lekka depresja, dziwna depresja, ale Ty powątpiewasz w taką diagnozę. Poza tym rozpoznania przez Internet nie da się postawić.

No chyba, że mam zaburzenia natury schizofrenicznej, które zaburzają mi właściwe rozpoznanie rzeczywistości i mi się tylko tak zdaje, że nad tym panuję? czy to możliwe?...

Powtórzę się - przez Internet nie da się stawiać diagnoz.

Czy na tej podstawie, można stwierdzić co mi dolega?

Nie można. Odsyłam do specjalisty.

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak zupełnie na serio, to musisz znaleźć terapeutę, który podziela twoje poglądy. Bo istnieją psychiatrzy/psychoterapeuci, którzy traktują aspekty religijne wyłącznie jako objawy np. natręctw albo psychoz, tak samo jak istnieją lekarze głęboko wierzący jak i księża i zakonnice po studiach psychologicznych.
I co? wierzący psycholog wyleczy mnie z wiary w byty nadprzyrodzone? :roll:

Największy problem to ty masz chyba jednak z rozumieniem po polsku :roll: Napisałam jak byk: znajdź takiego, który podziela twoje przekonanie, że da się kogoś wyleczyć z wiary, bo sam uważa religijność za objaw (czyli jest poniekąd negatywnie do religijności nastawiony) . Oprócz tego zawarłam w zdaniu informację, że istnieją psycholodzy i psychiatrzy o różnych poglądach, tacy i tacy, co zdecydowanie wpływa na to jak leczą/prowadzą.

 

Ty chyba w ogóle naszych postów nie czytasz, tylko zakładasz, że tam jest coś z czym się na pewno nie zgadzasz i zaczynasz się rzucać. Może poszukaj kogoś, kto cię wyleczy z takiego podejścia do wszystkiego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sama zaprzeczasz sobie. Ekspert trafnie wykazał wszystkie nieścisłości Twojego rozumowania. Bóg wszystkiemu jest winny? Temu, że kogoś uderzysz, ze nie zdasz egzaminu, że po pijanemu kogoś zabijesz - też pewnie Bóg jest winny :silence:

 

Czyli co? można się oduczyć wiary w Boga?

 

Można zmienić przekonania i postrzeganie zasad wiary. Zresztą pisałas, ze jesteś anty, więc co znowu wymyślasz.

 

skąd u Ciebie wziął się ten fanatyzm.
Jaki znowu fanatyzm? weź mi nie wciskaj czegoś co mnie nie dotyczy.

Fanatyzm (łac. fanaticus - zagorzały, szalony) – postawa oraz zjawisko społeczne polegające na ślepej i bezkrytycznej wierze w słuszność jakichś poglądów politycznych, religijnych lub społecznych. Przejawem fanatyzmu jest skrajna nietolerancja wobec przedstawicieli odmiennych poglądów.

Czy ja bronię komuś wierzyć w Bozię, albo postuluję mordowanie wierzących, albo chociaż prawny zakaz religii?

 

Szkoda, że nie czytasz bardziej uważnie. Pisałaś, że DAWNIEJ wierzyłas we wszystko bezkrytycznie, wszystko, co związane z wiarą katolicką. Sama to dokładnie opisałaś, więc nikt Ci niczego nie wmawia. Może zapomnialas, co napisałas kilka postów wcześniej. Czy to takie trudne wczytać się w czyjś tekst? i zrozumieć, że odnoszę się do Twoich przeszłych działań?

 

A gdzie coś takiego napisałam? A między negowaniem a nienawiścią jest spora różnica.
Nie czepiajmy się słówek ;) Nienawiść to skrajna forma negacji.

 

Właśnie - SKRAJNA. Neguję wiele rzeczy, ale wcale ich nie nienawidzę.

 

Zacznij czytać swoje posty i odp. innych, np. eksperta, bo chyba sama nie wiesz, czego chcesz. Przeczysz sobie w wielu miejscach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyleczyć z religii? Hmm... Trudno w wyniku terapii "wyleczyć się z religii". Można niewątpliwie próbować modyfikować albo zmieniać swoje poglądy i przekonania religijne (chociaż nie wiem, czy jakikolwiek terapeuta by się tego podjął). Czy Ty jednak tego potrzebujesz, skoro z jednej postawy (bojącej się wszechmocnego Boga) przeszłaś w postawę drastycznie inną - antyreligijną ("totalna zlewka na Boga")? Dość elastycznie sama "zmodyfikowałaś" swoje przekonania religijne.
Ja zmodyfikowałam nie tyle swoje przekonania, tylko swoją postawę wobec przedmiotu tych przekonań.Dopóki w moim życiu było jeszcze "jako tako", to mój stosunek też był w miarę pozytywny.Jednak gdy zaczęło się sypać, to on uległ zmianie..

Ja tak samo uważałam w wieku 10 lat, że istnieje wszechmocny Bóg, kto panuje nad wszystkim, któremu można "nafikać", jak i zasadniczo teraz.Więc w tym względzie nic się zmieniło.No może poza tym, że obecnie czasem towarzyszą mi fazy niewiary, zwłaszcza jak zaczynam rozmowę z kimś wierzącym, to ja wtedy natychmiast zaczynam wyliczać całą masę argumentów na to, że Boga nie ma. Sęk w tym, że jak zostaję z tym sama, to wszystko zaczynam wałkować od początku.Bo ja oficjalnie to jestem niewierząca! Nikomu w realu się nie przyznam, że wierzę w jakieś wydumane byty nadprzyrodzone, bo dla mnie samej to jest coś głupiego, niepoważnego, coś czym w zasadzie gardzę.Tłumaczę sobie moją wiarę, o której nikomu nie mówię, praniem mózgu od wczesnych lat.. dlatego Kościół kładzie duży nacisk na indoktrynację od najmłodszych lat, bo w dzieciństwie mózg jest na tyle plastyczny, że można w nim z dużą łatwością zakodować wszystko. A potem wyplenić to nie sposób. No bo jakie metody terapeutyczne, leki mogą sprawić, że przestanę wierzyć w te byty?Są w ogóle takie?

BO z drugiej strony,nawet jak są , to jam mam już na tyle zjebane życie,że może nawet lepiej, że sobie wierzę i bluzgam na religię jaki to syf, przynajmniej ,jak mówiłam, mam coś co mnie trzyma przy "życiu".Bez tego to by mi faktycznie zostało już tylko leżeć i wyć z rozpaczy...

 

Nie rozumiem, jak zagadnienia religijne wpływają "rozstrzygająco" na Twoje życie, skoro twierdzisz, że teraz nie boisz się kary od Boga, konsekwencji niewierzenia w Boga etc.? Co jeszcze trzyma Cię przy religii i sprawia, że nie czujesz się od niej "uwolniona"?
No np. to o czym pisałam już kilkakrotnie-wszechmocna Bozia, kontrolująca przebieg wydarzeń, zbiegów okoliczności w moim życiu. Natomiast to, że się nie boję,wynika wprost z tego, że nienawidzę, czyli nie mam powodu obawiać się konsekwencji w postaci wiecznego oddzielenia od przedmiotu nienawiści w ewentualnych zaświatach, po drugie to, że się nie boję tego, że w życiu doczesnym ,Bozia znów przyjdzie i mi coś schrzani, wynika z przyjęcia przez ze mnie postawy obronnej w postaci nic nie robienia od wielu lat- umocowanej dodatkowo przekonaniem, że w moi życiu i tak nigdy nie będzie dobrze-by uniemożliwić Bozi jakiekolwiek negatywne oddziaływanie na mnie. Zamknięte koło.. :-|

 

Być może to jakaś lekka depresja, dziwna depresja, ale Ty powątpiewasz w taką diagnozę. Poza tym rozpoznania przez Internet nie da się postawić.
A czy poza depresją są jeszcze jakieś choroby, zaburzenia objawiające się nienawiścią do Boga, która w dodatku czasem bywa,że zmienia się w jakiś rodzaj chyba tęsknoty za Bogiem, moim zdaniem związany z pewnymi zakodowanymi pozytywnymi doświadczeniami ( Bóg gwarantem poczucia bezpieczeństwa), co sprawia, że w konsekwencji nienawidzi się tego Boga jeszcze bardziej? Taka propulsja-repulsja wobec Boga?

 

Napisałam jak byk: znajdź takiego, który podziela twoje przekonanie, że da się kogoś wyleczyć z wiary,

Cyklopka,to trzeba było sprecyzować o które moje poglądy CI chodzi ,nic tam nie napisałaś o przekonaniu "leczenia z wiary".

 

Sama zaprzeczasz sobie. Ekspert trafnie wykazał wszystkie nieścisłości Twojego rozumowania.
Gdzie sobie przeczę?

 

Bóg wszystkiemu jest winny? Temu, że kogoś uderzysz, ze nie zdasz egzaminu, że po pijanemu kogoś zabijesz - też pewnie Bóg jest winny
W pewnym sensie w każdym z tych przypadków jest winny...

-uderzysz kogoś- a dlaczego ktoś jest porywczy?bo jego mózg reaguje w określony sposób, a dlaczego reaguje w taki, a nie inny sposób? bo tak został zaprogramowany przez stwórcę , ewentualnie dla tej osoby został przewidziany przez wszechmocnego taki scenariusz życia, który sprawił,że w wyniku pewnych życiowych doświadczeń, reaguje tak, a nie inaczej,

-nie zdasz egzaminu-jak jestem głupia, mało inteligentna to nie dziwota, że nie zdałam... A co decyduje o inteligencji jak nie mózg?.. a jak ktoś się nie nauczył, to też z czegoś to wynika, z jakiś uwarunkowań w jego życiu, które to spowodowały.. dalej nie będę Ci tłumaczyć , bo myślę, że będziesz wiedzieć jaki jest mój tok rozumowania. ;)

 

Czy to takie trudne wczytać się w czyjś tekst? i zrozumieć, że odnoszę się do Twoich przeszłych działań?
Dla mnie tak, ja się właśnie bardzo uważnie wczytuję w każdy tekst i jak nie sprecyzujesz mi konkretnie, o co CI chodzi, to ja nie wyczytam "między wierszami". I to nie wynika z mojej złej woli, tak jak mi sugerujecie..po prostu taka już jestem...

Swoją drogą kiedyś robiłam sobie,taki internetowy test na Aspergera, miałam taki wynik, który sugerował kontakt ze specjalistą... :mrgreen:

 

-- 10 wrz 2014, 10:29 --

 

Pisałaś, że DAWNIEJ wierzyłas we wszystko bezkrytycznie
W pewnym sensie tak było, jednak bezkrytyczna wiara w słuszność jakiś poglądów to fundamentalizm , a nie fanatyzm.Napisałam,że w pewnym sensie, bo np, zawsze byłam antyklerykalna, a to postawa niezbyt mile widziana w tej religii..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sama zaprzeczasz sobie. Ekspert trafnie wykazał wszystkie nieścisłości Twojego rozumowania.
Gdzie sobie przeczę?

 

Zasadniczo to w wielu miejscach. W mówieniu o wierze/braku wiary, odnoszenie się raz do wiary jako instytucji, a raz do wiary w istnienie jakichkolwiek bytów nadprzyrodzonych. Nie wiem, czy zaprzeczasz lub chcesz zaprzeczyć istnieniu istot boskich, czy tylko razi Cię katolicka wersja Boga. Raz tak, raz siak, raz zmieniasz postawę z łatwością, a piszesz, ze cięzko Ci przekonania takie usunąc. Nie wiem, czego nienawidzisz - katolicyzmu, generalnie chrześcijaństwa czy możliwości istnienia jakichkolwiek sił nadprzyrodzonych i z której z tych opcji chcesz się "wyleczyć".

 

Bóg wszystkiemu jest winny? Temu, że kogoś uderzysz, ze nie zdasz egzaminu, że po pijanemu kogoś zabijesz - też pewnie Bóg jest winny
W pewnym sensie w każdym z tych przypadków jest winny...

-uderzysz kogoś- a dlaczego ktoś jest porywczy?bo jego mózg reaguje w określony sposób, a dlaczego reaguje w taki, a nie inny sposób? bo tak został zaprogramowany przez stwórcę , ewentualnie dla tej osoby został przewidziany przez wszechmocnego taki scenariusz życia, który sprawił,że w wyniku pewnych życiowych doświadczeń, reaguje tak, a nie inaczej,

-nie zdasz egzaminu-jak jestem głupia, mało inteligentna to nie dziwota, że nie zdałam... A co decyduje o inteligencji jak nie mózg?.. a jak ktoś się nie nauczył, to też z czegoś to wynika, z jakiś uwarunkowań w jego życiu, które to spowodowały.. dalej nie będę Ci tłumaczyć , bo myślę, że będziesz wiedzieć jaki jest mój tok rozumowania. ;)

 

Zauważyłam :D Z takim myśleniem, to cywilizacja padłaby nam szybko, skoro każdy by uznał, ze lepiej nic nie robić, bo i tak nic nie zależy od nas. Tylko ciekawe, czy to faktycznie taki sposób myślenia, czy po prostu próba znalezienia łatwej wymówki. Tak jak w przypadku niezdanego egzaminu. Czasami winne jest zwykłe lenistwo i brak systematyczności, które wcale nie musi wynikać z jakichkolwiek naszych uwarunkowań. Nauczysz się-zdasz, nie nauczysz - nie zdasz. I nie ma co zwalać na kogoś/coś, choć to z pewnością łatwiejsze. I jak poprawiające samopoczucie :D

 

Pisałaś, że DAWNIEJ wierzyłas we wszystko bezkrytycznie
W pewnym sensie tak było, jednak bezkrytyczna wiara w słuszność jakiś poglądów to fundamentalizm , a nie fanatyzm.Napisałam,że w pewnym sensie, bo np, zawsze byłam antyklerykalna, a to postawa niezbyt mile widziana w tej religii..

 

I fanatyzm, i fundamentalizm, co jasno wynika chociażby z pierwszej części definicji fanatyzmu, którą sama przytoczyłaś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zasadniczo to w wielu miejscach. W mówieniu o wierze/braku wiary, odnoszenie się raz do wiary jako instytucji, a raz do wiary w istnienie jakichkolwiek bytów nadprzyrodzonych.Nie wiem, czy zaprzeczasz lub chcesz zaprzeczyć istnieniu istot boskich, czy tylko razi Cię katolicka wersja Boga.

A tak konkretniej?

Jak przeczy sobie cyniczne prezentowanie swojej osoby na zewnątrz, jako kogoś niewierzącego, z wewnętrznym przekonaniem odmiennym od tego jakie się pozuje na zewnątrz?

W jaki sposób negowanie istnienia bytów nadprzyrodzonych, pozostaje w sprzeczności z negowaniem instytucji, która o takich bytach naucza?

A jak przeczy sobie podważanie istnienia jakichkolwiek bytów nadprzyrodzonych, z negowaniem specyficznego rodzaju takich bytów, "zarezerwowanych" dla jednej konkretnej wiary w której akurat zostałam wychowana? :nono:

 

Zauważyłam :D Z takim myśleniem, to cywilizacja padłaby nam szybko, skoro każdy by uznał, ze lepiej nic nie robić, bo i tak nic nie zależy od nas. Tylko ciekawe, czy to faktycznie taki sposób myślenia, czy po prostu próba znalezienia łatwej wymówki. Tak jak w przypadku niezdanego egzaminu. Czasami winne jest zwykłe lenistwo i brak systematyczności, które wcale nie musi wynikać z jakichkolwiek naszych uwarunkowań. Nauczysz się-zdasz, nie nauczysz - nie zdasz. I nie ma co zwalać na kogoś/coś, choć to z pewnością łatwiejsze. I jak poprawiające samopoczucie :D
Można to wyjaśnić na kilka sposobów:

-widocznie w większości cywilizacji idea bytu wszechmocnego jest nieobecna, więc nie ma ryzyka że wszystko od tej istoty zależy,

-cywilizacje, które tak uważały i swoje wiarę traktowały poważnie wyginęły.. ;)

-cywilizacje, które tak "uważają" a nadal istnieją, nie zastanawiają się nad istotą swojej wiary, zadowalając się samą imponująco brzmiącą ideą bytu nadprzyrodzonego i wszechmocnego, będącego dla nich gwarantem bezpieczeństwa, bez głębszej refleksji nad omnipotentnymi przymiotami tejże istoty, jakie jej przypisują...

Ktoś kto podobnie jak ja, czyni z wszechmocy wymówkę do usprawiedliwienia własnej bezczynności, czyni to w gruncie rzeczy w tym samym celu co bezrefleksyjne w kwestii przymiotów boskich cywilizacje, z tym, że on to robi po dokonaniu analizy przymiotów. Bezrefleksyjnym wystarcza sama idea potężnego Boga, tym nieco bardziej wnikliwym potrzebna jest jeszcze praktyczna sensowność wierzeń. Zatem bynajmniej nie wypieram się, że idea bytu wszechmocnego może być, a wg mnie jest, nie dość że skutecznym, to jeszcze logicznym usprawiedliwieniem praktycznie dla wszystkiego. Idea bytu wszechmocnego jest więc idealna dla osób o słabej psychice, czyli takich jak ja, bo jest dodatkowym zabezpieczeniem przed uznaniem siebie samego za życiowe zero, które niczego nie umie, czy nie potrafi się nauczyć, czyli w konsekwencji prowadzącą do usprawiedliwionego spieprzenia sobie w życiu tego, co można spieprzyć, czyli w gruncie rzeczy jest czymś szkodliwym, co dodatkowo słusznie uzasadnia moją chęć plenienia tego...:-|

 

I fanatyzm, i fundamentalizm, co jasno wynika chociażby z pierwszej części definicji fanatyzmu, którą sama przytoczyłaś.
Ale definicja fanatyzmu nie po to ma dwa człony, żeby wybierać sobie którykolwiek z nich, celem przypisania definiowanego pojęcia komuś kto spełnia warunki tylko jednego członu....to tak jakby wziąć definicję kwadratu jako wielokąta foremnego, mającego cztery boki, a następnie powiedzieć, że trójkąt równoboczny to kwadrat, bo przecież jest wielokątem foremnym... ;) Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×