Skocz do zawartości
Nerwica.com

Świat to przerażające miejsce.


Schwarzi

Rekomendowane odpowiedzi

Co musi się stać,żeby człowiek zaczął postrzegać rzeczywistość w takich kategoriach ?

Serio,zauważyłam to u siebie. Z dnia na dzień życie,ludzie i wszystko co mnie otacza coraz bardziej mnie przeraża.

I nie jest to zwykły lęk. Jest to lęk zaburzający większość normalnych czynności,którzy każe mi postrzegać świat jak niebezpieczne miejsce,w którym silniejszy ma zawsze rację. Nie potrafię wgl. się wyluzować, notorycznie chodzę spięta i wypatruję zagrożenia.

Kontakty z ludźmi też mam słabe. Nie słucham co ktoś do mnie mówi,bo jestem zajęta ochroną ich i siebie. Jak idę np. ze znajomymi i coś rozproszy moją uwagę,jakiś bodziec,który kojarzy mi się z zagrożeniem (np. chłopak w dresie) to automatycznie przestaję słuchać co ktoś do mnie mówi,czuję silne napięcie i wzrasta moja czujność-wyostrzają się zmysły.

Albo jak np. idzie na przeciwko jakaś grupka nastolatków to zaczynam odczuwać adrenalinę i staję się napięta i gotowa do ataku. Za każdym razem tak jest.

Ponadto,zauważyłam,że nie potrafię na spokojnie czuć się w towarzystwie. Ciągle odczuwam pewien niepokój,że zaraz sielankę może przerwać coś niemiłego. Moje kontakty z ludźmi strasznie spłytły, zaczynam zadawać się głównie z tymi,którzy będą w stanie mi zapewnić ochronę np. koledzy ćwiczący boks i tylko dla tej ochrony się z nimi zadaję.

Poza tym notorycznie wdaję się w bójki. Nie są to złośliwe napaście, tylko wynikają z oborny przed innymi. Wystarczy,że ktoś mnie przezwie,popchnie czy zmierzy to już reaguję nadmierną agresją. Dla mnie życie to dżungla,w której każdy może skrzywdzić w każdej chwili.

Przez to wszystko przestałam cieszyć się życiem,przestałam zwracać uwagę na uczucia (jakbym wgl. ich nie odczuwała). Jedyne co czuję to złość (i wszystkie jej odmiany) i lęk. Nic więcej,dosłownie. Nie mam czasu czuć się radosna,nie mam czasu zakochać się, nie mam nawet czasu przeprosić ludzi za krzywdy jakie im wyrządziłam,bo ciągle mój umysł zajmuje ten dziwny niepokój i traktowanie życia jako ciągłej walki.

Jakby tego było mało to potrafię nawet wydać,albo skrzywdzić ludzi,z którymi jestem "związana",gdy tylko staną mi na drodze do celu.

Ludzie zaczeli postrzegać mnie jako asertywną i twardą kobietę,która nie boi się niczego. To nieprawda. Przez cały czas jestem przerażona,a to,że nie boję się uderzyć np. metalową rurką kogoś w głowę to nie wynik braku starchu przed karą tylko wynik strachu przed tym,że jeżeli kogoś nie zaatakuje,to ta osoba mnie zniszczy lub zabije, wedy nawet nie myślę o konsekwencjach prawnych.

W skrócie- czuję się jak człowiek,który idzie nocą przez ciemny las i ma tę świadomość,że w każdej chwili może go coś napaść. Tyle,że ja czuję się tak cały czas,od paru ładnych lat.

 

Coś czuję,że pora na terapie.. Całe szczęście,że już niedługo..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja caly czas chodze spieta bo obawiam sie tego ze ktos mnie moze zaatakowac a ja nie bede przygotowana. nie potrafie nawet zaufac ludziom ktorzy oferuja mi pomoc (tak bezintersownie). latwiej jest gdy zakladam ze ktos jest zly bo pozniej mniej mnie kosztuja rozczarowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

elo

 

No to kurde wiesz co czuję.

Co do tych ataktów to zapomniałam napisać,że z domu bez noża się nie ruszam (najchętniej to brałabym ze sobą cały arsenał broni),czasem biorę też linkę lub jakiś sznurek do duszenia.

Mam też dziwny problem dotyczący ubioru. Jako 19 letnia dziewczyna nie chodzę NIGDY w spódniczkach,szpilkach,ogólnie nie ubieram się kobieco,bo wolę być przygotowana na atak,a w spódniczce nie da się bić o.o Nikt mi nie wierzy jak tak tłumaczę swój męski styl ubioru,w którym łatwiej się poruszać.

 

No,ja też nie wierzę za bardzo w bezinteresowną pomoc. Tzn. jak ktoś coś oferuje to biorę ale potem i tak nie oddaje przysługi tej osobie,przez co jestem trochę źle postrzegana (co jest w sumie zrozumiałe). Ja po prosotu funkcjonuje jak takie zwierzątko. Ostatnio poczęstowałam jednego dzikiego kota z mojej ulicy kawałkiem kiełbasy. Kot podszedł nieufanie,wyrwał kiełbasę z palców i tyle go widziałam. Nawet pogłaskać się nie dał. To zdarzenie mi się trochę ze mną skojarzyło,bo bądź co bądź, podobnie się zachowuję-ktoś chce mi pomóc,ja pomoc biorę i odchodzę,nie odwdzięczam się,ani nic.

 

Heh, ja nie mam czasu na rozczarowania. Zresztą, tyle ludzi mnie już rozczarowało,że to różnicy mi wielkiej nie robi. Mój lęk dotyczy jakby tego,że mogę znowu zostać wyśmiana,może obniżyć się moja pozycja społeczna, mogę znowu zostać upokorzona. Tego się boję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie chodzę NIGDY w spódniczkach,szpilkach,ogólnie nie ubieram się kobieco

ja wlasnie tez. w dodatku nienawidze kiedy ktos mi sie przyglada co oczywiscie widac po mnie. wiele razy slyszalam od ludzi czego sie tak boje...i czesto gdy nieznajomi proponuja podwozke odmawiam bo twierdze ze robia to tylko by mnie pobic/okrasc/zgwalcic. 3 lata temu na wakacjach poruszalam sie sama autostopem i myslalam ze zeschizuje (mimo ze kierowcy byli maksymalnie uprzejmi i w ogole)

Mój lęk dotyczy jakby tego,że mogę znowu zostać wyśmiana,może obniżyć się moja pozycja społeczna, mogę znowu zostać upokorzona. Tego się boję.

no ja podobnie. najgorsze jest to ze nawet te najmniejsze upokorzenia wyolbrzymiam i nie moge sobie z nimi poradzic. dlatego robie wszystko by im zapobiec :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też tak miałem, a na przykład do tej pory potrafię pomyśleć, że świat i życie to bezwzględna walka o byt. Tylko poza tym wiem, że życie nie składa się tylko z walki, gdyby w życiu istniała tylko rywalizacja pomiędzy osobnikami to byśmy nie przetrwali i podobnie jest wśród innych gatunków zwierząt. Często się mówi, że ewolucja to głównie rywalizacja, że wygrywa najsilniejszy, oczywiście tak jest ale w naturze istnieje całe spektrum wzajemnej pomocy czego dowodzą obserwacje naukowców.

Ja myślę, że przyjmując i dopuszczając do siebie perspektywę, że jednak nie każdy chce nam zrobić krzywdę można się wiele z tych przekonań pozbyć, to coś mniej więcej jak wiara w Boga, tyle, że tutaj wierzymy bezpośrednio w te czynniki, które przyjęło się przypisywać bóstwu, to znaczy miłość, która istnieje, to że ludzie sobie pomagają i chcą to robić bo czują się przez to szczęśliwsi itd. Tak jak na przykład z tą jazdą autostopem - nic złego się nie stało, a wręcz przeciwnie, a mimo to uważamy, że i tak świat to złe miejsce. Może się mylę bo nie jestem specjalistą ale kojarzy mi się to z taką nerwicą natręctw. Ale poza tym chyba można też przyjąć, że świat to jest jednak walka o przetrwanie i ludzie rywalizują. Moim zdaniem przychodzi czas na wnioski co przynosi ludziom jako ogółowi, czyli ludzkości więcej pożytku - rywalizacja czy współpraca. Generalnie skłaniam się ku temu, że to drugie jest bardziej korzystne dla wszystkich.

Żeby poprawić swoje samopoczucie, pozbyć się tego lęku i spięcia, uczucia zagrożenia to myślę, że w dużej mierze zależy to od nas samych, od naszego nastawienia. Oczywiście każdy ma inne przeżycia i każdy pokonuje swoje lęki na swój sposób. Ja mogę ze swej strony powiedzieć, że dobre nastawienie działa tylko prawdą jest, że nie można się zbytnio odsłaniać bo można zostać wykorzystanym, dlatego trzeba walczyć, walczyć o siebie ale, że tak powiem, z hymnem miłości na ustach :smile: (i nożem w kieszeni :P )

No tak, życie nie jest proste.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytam wasze wypowiedzi i zastanawiam się czy przypadkiem nie macie nazbyt dużych braków w wyrzutach adrenaliny? :) serio... bez emocjonalnego rozładowania nawet w tej sferze, najzwyklejsze mogłoby się zdawać sytuacje mogą zmuszać organizm do właśnie takiej asekuracyjnej postawy. Wychodzi tutaj również i poczucie własnej wartości, bezpieczeństwa, gdzie mam pewność że sobie z innymi poradzę, jestem wystarczająco silny/silna. Może wypadałoby zapisać się na sztuki walki? Zwiększyć swój spokój i rozładować te niechciane emocje. W niektórych przypadkach mamy i jak to zwykłem mawiać zbyt mało na głowie, przejmując się takimi bzdurami. Warto i przyjrzeć się swojemu stylowi życia, zainteresowaniom... "aby fan muzyki depresyjnej nie zastanawiał się skąd u niego tyle smutku".

Warto tutaj odbudować i wiarę w ludzi. Wyjść z tej durnej narodowej mentalności opartej na stereotypach i sceptycznym podejściu do drugiego człowieka, pogadać z nieznajomym (a niech to będzie nawet i przez internet!) odzyskać wiarę w innych. (Czy nawet zapytać się starszą, nieznaną osobę albo dla nieśmiałych sąsiada o samopoczucie. Zmniejszyć ten dystans i rywalizacje, zatrzeć granicę).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

elo

 

ja wlasnie tez. w dodatku nienawidze kiedy ktos mi sie przyglada co oczywiscie widac po mnie. wiele razy slyszalam od ludzi czego sie tak boje...i czesto gdy nieznajomi proponuja podwozke odmawiam bo twierdze ze robia to tylko by mnie pobic/okrasc/zgwalcic. 3 lata temu na wakacjach poruszalam sie sama autostopem i myslalam ze zeschizuje (mimo ze kierowcy byli maksymalnie uprzejmi i w ogole)

 

Jak mi się ktoś przygląda to od razu mój organizm przygotowuje sie na najgorsze. Zaczynam tylko czekać,aż ta osoba mnie zmierzy lub coś do mnie powie. Czasem nawet ją uprzedzam i pytam z irytacją "co się gapisz?".

A stopem jeżdzę normalnie. Z tym,że ja ogólnie nie tyle,co unikam większości sytuacji,co po prostu sztucznie się do nich przystosowuje.

Nie mam charakteru ucieczkowego,raczej pozornie normalnie funkcjonuję ale to jest właśnie takie udawane. Np. jak gadam z człowiekiem,który kojarzy mi się z czymś złym (powiedzmy,że zazwyczaj krzywdzili mnie faceci w czarnych włosach),to zaczynam w rozmowie z taką osobą (jeżeli jest nieunikniona) zachowywać się sztucznie (zazwyczaj ten człowiek tego nie wyczuwa),zaczynam z nim flirtować, podrywać go i udawać taką super laskę. Robię to tylko po to,żeby nie wziął mnie za ofiarę i nie zgnębił.

 

no ja podobnie. najgorsze jest to ze nawet te najmniejsze upokorzenia wyolbrzymiam i nie moge sobie z nimi poradzic. dlatego robie wszystko by im zapobiec

 

To ja mam właśnie tak,że jak już zostanę upokorzona,to w danej chwili zazwyczaj mnie to nie rusza. Czego więc się boję ? A tego,że zazwyczaj po prostu tłumię negatywne uczucia i tylko wydaje mi się,że upokorzenie nie miało na mnie żadnego wpływu.

 

 

lukk79

 

No ogólnie to co piszesz to prawda. Ja zdaję sobie sprawę,że obiektywnie życie to nie tylko walka o byt,a także wzajemne relacje,jednak mnie jako osoby to nie dotyczy. Sądzę,że przez doświadczenia. Wyobraź sobie np. jakieś malutkie miasteczko,w którym żyją sobie szczęśliwi ludzie. Ci ludzie są dla siebie mili,pomocni itp. Ale jest w tym miasteczku jeden człowiek,który jest bezdomny, jest marginesem i na każdym kroku spotyka się z przykrymi docinkami ze strony tych ludzi. Taki człowiek zdaje sobie sprawę,że życie niekoniecznie musi być udręką,bo widzi tych wszystkich szczęśliwych ludzi,współpracujących ze sobą. Ale wie też,że DLA NIEGO życie to walka o byt,bo nie dość,że jest nieudacznikiem to na dodatek każdy chce się go pozbyć,ci normalni ludzie traktują go jak słabe ogniwo.

To ja mam coś takiego. Na każdym etapie życia byłam czyjąś ofiarą, bez powodu. No kurde.. brzydka sobie dla nich może byłam,niska i droba (co ułatwiało przemoc) też, cicha,nieśmiała. Czyli mam najwidoczniej wszystkie cechy ofiary,więc w moim mniemaniu powinnam być 2 razy bardziej ostrożna,co do ludzi,bo wiem,że gdybym znalazła się w miejscu,gdzie nikt nie udzieliłby mi pomocy, gdzie byłabym bezbronna,to wystarczyłaby jedna osoba,jeden zwyrodnialec,żeby namówić pozostałych,normalnych ludzi to ataku na mnie,rozboju,czy kradzieży. Wiem to z autopsji.

 

 

midorinohi

 

Z moją adrenaliną ogólnie jest coś nie tak... Odczuwam ją,kiedy nie powinnam odczuwać i nie odczuwam,kiedy powinnam odzuwać -_____-

No,na sztuki walki mam zamiar się zapisać,to już postanowione ale wszystko to zrobię w nowym mieście (w moim i tak nic nie ma).

Ogólnie jakoś agresję trzeba rozładować.

 

 

jetodik

 

Całkiem możliwe. Właśnie chcę się dowiedzieć,czy terapia mi pomoże :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no to mamy podobny problem.. boję się ludzi, nie potrafię nikomu zaufać i też nie ubieram sie kobieco, bo boje sie i obrzydzają mnie spojrzenia facetów

kiedy idę chodnikiem i na przeciwko idzie jakiś chłopak albo, co gorsza, grupa chłopaków, przechodzę na drugą stronę ulicy, boje się że mnie zaczepią, powiem coś nieodpowiedniego i mi coś zrobią...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś gdzieś przeczytałem, że świat w pewnym sensie należy do grupy około 800 ludzi, reszta ludzkości pracuje dla nich i w dużym stopniu od tych 800 ludzi zależą losy świata.

Masoneria ;]

Co z tego, i tak z tej historii nikt żywy nie wyjdzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Świat to przerażające miejsce ale trzeba się do tego dostosować i przestaje taki być. Nie mam żadnych lęków przed światem ale czuję, że to miejsce to więzienie. Wiem, że wiem za dużo i to nie pozwoli już na szczęśliwy żywot a wszystko się nudzi i nie ma żadnej wartości. Najgorsze było uświadomienie sobie, że ja tu wcale nie pasuję, że nie mogę się rozwijać duchowo bez rezygnacji z siebie, że to co zawsze lubiłem to dlatego, że mój mózg nie pracuje normalnie a intuicja działa na odwrót. Czy w takiej sytuacji zagrożenie z jakiejś strony może mnie przerazić? Chyba jedynie bomba atomowa, która by pierdolnęła niebezpośrednio we mnie i choroba popromienna z tego powodu. Tak to jest luz ale nudny i smutny luz :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×