Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wpływ dzieciństwa na dalsze życie


czarna_owca

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Długo zastanawiałam się dlaczego jestem jaka jestem. Doszłam do mam nadzieję dobregi wniosku, że to wina dzieciństwa. Tylko teraz pytanie... Jak to naprawić...

Ale zacznę od początku.

Mój ojciec zmarł na raka jak byłam mała (potem dowiedziałam się że był alkoholikiem i bił mamę). Mojej mamie było trudno samotnie wychowywać dwójkę dzieci jeszcze z marną kasą... Jak poszłam do podstawówki zaczął się koszmar... miałam straszne nazwisko i wszyscy się ze mnie śmiali. Byłam samotna, przestałam sie uczyć, a mama zamiast zabrać knie do psychologa najpierw starała się sama mi pomóc a potem tylko były pretensje że się nie uczę i szlabany.... efekt był taki, że czułam się najgorsza, najbrzydsza, najgorzej ubrana z braku kasy (nawet kiecke komunijną miałam pożyczoną) i najgłupsza na świecie.

No dobra jakoś zdalam do LO. Liczyłam, że bedzie inaczej. Nowi ludzie, nowe środowisko.... Tak starałam się im przypodobać, że skutek był odwrotny... Nawet zaczęłam sie malować, żeby być ładniejsza, bo te ładne mają łatwiej (do tej pory nie wyjdę z domu bez makijażu) Był postęp bo pod koniec LO miałam przyjaciółkę.

Potem znalazł sie facet... defacto wybranek.mojej mamy. Nie czułam się z nim szczęśliwa ale trwałam w tym 3 lata aż sie zbuntowalam... matka nie.chciała tego zaakceptować... w zasadzie zawsze mnie krótko trzymała. zero imprez nocnych, wieczne narzucanie swojego zdania, a jak coś było nie po jej myśli to grała na uczuciach. Mój brat ma silniejszy charakter i się nie dał i to na mnie wszystko sie skupialo... czułam sie jak ptak w klatce... do sklepu ze mną... na działkę jak nie pojechałam to była obrażona.... był moment że jej nie nawidzilam... a najbardziej miałam do niej żal że pies był dla niej ważniejszy niż ja... wszystko się kręciło wokół niego... była taka sytuacja że zrobił mi się wylew w oku i moj obecny mąż zabrał mnie na ostry.dyżur a ona? w ogóle sie nie przejeła.. powiedziała tylko: to jedź. a jak pies pisnął to już panikowała...

Na studiach było lepiej. Zaczęłam wyrywać się matce, więcej ludzi mnie akceptowalo. I poznałam obecnego męża. W końcu zaczęłam żyć! Za kasę ze stypendium naukowego zrobiłam prawko. Mój mąż jest świetnym kierowcą i uważa że ja mam świetne predyspozycje do jazdy. Kocham prowadzić ale się boje.... dopóki nie rusze jest panika że gdzieś przywale... potem przechodzi ale.tak jest zawsze przez to rzadko jeżdżę.... i tak ze wszystkim. Dużo ludzi.mówi mi że jestem zdolna, pięknie rysuje, dobrze.jeżdżę, szybko się uczę itd... mi jest miło ale i tak nie umiem im przyznać racji.

Tak czy siak żyło mi się dobrze, potem praca i ślub (cudowny - ale zareczyny popsula matka - awantura że za wcześnie - 5 lat związku). Potem ciąża...

Mały ma obecnie prawie półtora roku a ja? Znowu zaczynam usychać. O byle co się wkurzam na męża, mam wrażenie że wszyscy są przeciwko mnie. Większość kontaktów potraciłam po porodzie. Czuję się samotna, wszystko biorę do siebie. Jak mąż się krzywo spojrzy mam wrażenie, że już mnie nie kocha, że jestem dla niego za gruba bo pare kilo mi zostało po ciąży. Wszystkim innym chetnie pomaga a ja jestem na szarym końcu... Przez to zaczyna się walić mój związek, on robi się co raz bardziej nerwowy... a przyjaciółka? jest dalej ale i do niej czasem mam pretensje, że ma czas dla innych a nie dla mnie....

i teraz powracam z pytaniem. Co ja mam robić, żeby naprawić charakter? I nie piszcie Żebym przestała sie użalać nad sobą... bo to słyszałam od matki i nie przyniosło efektu. Dodam jeszcze że przed znajomymi i obcymi gram pewną siebie... bo nie chcę żeby ktoś odkrył moje słabości...

Ale ja mam dosyć noszenia maski... mam dosyć siebie... chcę znów zacząć żyć.

I przepraszam za błędy ale piszę z telefonu i nie zawsze wychwyce literówkę. Przepraszam też za długi post... mam nadzieję, że ktoś doczyta go do końca ale naprawdę nie umialam tego bardziej streścić.

Ktoś mógłby mi coś doradzić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Długo zastanawiałam się dlaczego jestem jaka jestem. Doszłam do mam nadzieję dobregi wniosku, że to wina dzieciństwa. Tylko teraz pytanie... Jak to naprawić...

Ale zacznę od początku.

Mój ojciec zmarł na raka jak byłam mała (potem dowiedziałam się że był alkoholikiem i bił mamę). Mojej mamie było trudno samotnie wychowywać dwójkę dzieci jeszcze z marną kasą... Jak poszłam do podstawówki zaczął się koszmar... miałam straszne nazwisko i wszyscy się ze mnie śmiali. Byłam samotna, przestałam sie uczyć, a mama zamiast zabrać knie do psychologa najpierw starała się sama mi pomóc a potem tylko były pretensje że się nie uczę i szlabany.... efekt był taki, że czułam się najgorsza, najbrzydsza, najgorzej ubrana z braku kasy (nawet kiecke komunijną miałam pożyczoną) i najgłupsza na świecie.

No dobra jakoś zdalam do LO. Liczyłam, że bedzie inaczej. Nowi ludzie, nowe środowisko.... Tak starałam się im przypodobać, że skutek był odwrotny... Nawet zaczęłam sie malować, żeby być ładniejsza, bo te ładne mają łatwiej (do tej pory nie wyjdę z domu bez makijażu) Był postęp bo pod koniec LO miałam przyjaciółkę.

Potem znalazł sie facet... defacto wybranek.mojej mamy. Nie czułam się z nim szczęśliwa ale trwałam w tym 3 lata aż sie zbuntowalam... matka nie.chciała tego zaakceptować... w zasadzie zawsze mnie krótko trzymała. zero imprez nocnych, wieczne narzucanie swojego zdania, a jak coś było nie po jej myśli to grała na uczuciach. Mój brat ma silniejszy charakter i się nie dał i to na mnie wszystko sie skupialo... czułam sie jak ptak w klatce... do sklepu ze mną... na działkę jak nie pojechałam to była obrażona.... był moment że jej nie nawidzilam... a najbardziej miałam do niej żal że pies był dla niej ważniejszy niż ja... wszystko się kręciło wokół niego... była taka sytuacja że zrobił mi się wylew w oku i moj obecny mąż zabrał mnie na ostry.dyżur a ona? w ogóle sie nie przejeła.. powiedziała tylko: to jedź. a jak pies pisnął to już panikowała...

Na studiach było lepiej. Zaczęłam wyrywać się matce, więcej ludzi mnie akceptowalo. I poznałam obecnego męża. W końcu zaczęłam żyć! Za kasę ze stypendium naukowego zrobiłam prawko. Mój mąż jest świetnym kierowcą i uważa że ja mam świetne predyspozycje do jazdy. Kocham prowadzić ale się boje.... dopóki nie rusze jest panika że gdzieś przywale... potem przechodzi ale.tak jest zawsze przez to rzadko jeżdżę.... i tak ze wszystkim. Dużo ludzi.mówi mi że jestem zdolna, pięknie rysuje, dobrze.jeżdżę, szybko się uczę itd... mi jest miło ale i tak nie umiem im przyznać racji.

Tak czy siak żyło mi się dobrze, potem praca i ślub (cudowny - ale zareczyny popsula matka - awantura że za wcześnie - 5 lat związku). Potem ciąża...

Mały ma obecnie prawie półtora roku a ja? Znowu zaczynam usychać. O byle co się wkurzam na męża, mam wrażenie że wszyscy są przeciwko mnie. Większość kontaktów potraciłam po porodzie. Czuję się samotna, wszystko biorę do siebie. Jak mąż się krzywo spojrzy mam wrażenie, że już mnie nie kocha, że jestem dla niego za gruba bo pare kilo mi zostało po ciąży. Wszystkim innym chetnie pomaga a ja jestem na szarym końcu... Przez to zaczyna się walić mój związek, on robi się co raz bardziej nerwowy... a przyjaciółka? jest dalej ale i do niej czasem mam pretensje, że ma czas dla innych a nie dla mnie....

i teraz powracam z pytaniem. Co ja mam robić, żeby naprawić charakter? I nie piszcie Żebym przestała sie użalać nad sobą... bo to słyszałam od matki i nie przyniosło efektu. Dodam jeszcze że przed znajomymi i obcymi gram pewną siebie... bo nie chcę żeby ktoś odkrył moje słabości...

Ale ja mam dosyć noszenia maski... mam dosyć siebie... chcę znów zacząć żyć.

I przepraszam za błędy ale piszę z telefonu i nie zawsze wychwyce literówkę. Przepraszam też za długi post... mam nadzieję, że ktoś doczyta go do końca ale naprawdę nie umialam tego bardziej streścić.

Ktoś mógłby mi coś doradzić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czarna_owca w sobotę dziecko do babci i dłuuuuga rozmowa z mężem. Opowiedz mu wszystko i razem znajdziecie rozwiązanie. Pomiziajcie się, popłaczcie, przegadajcie problem. nic tak nie zabija związku jak brak komunikacji. Z tego co piszesz chłopina jest dobry, pomocny ale jak tak dalej pójdzie to nie wytrzyma długo i awantura gotowa.

 

A przyjaciółka? Dziwisz się,że ma mniej czasu? Ty masz dziecko, którym się opiekujesz Twoje myśli krążą wokół maluszka (czy nie głodny, czy nic nie boli, czy śpi), masz różne obowiązki, którymi możesz się cieszyć i korzystać z życia jako żona i mama.

 

Charakter masz dobry i nie ma co zmieniać ( no chyba, poracować nad drobiazgami) zacznij od wygospodarowania odrobiny czasu dla siebie. Poświęć kilka minut tylko dla siebie, na swoje zainteresowania, swoje potrzeby. Jak się trochę rozluźnisz to i na innych popatrzysz przychylnym okiem.

Dobra organizacja to podstawa. :) masz dzieciątko, które absorbuje Twoją uwagę i pewnie jesteś zmęczona i zniechęcona. A dlaczego nie pocieszyć się trochę macierzyństwem, przecież właśnie wprowadzasz małego człowieka w świat, nadchodzi wiosna po raz pierwszy maluszek świadonie obejrzy kwiatki, słońce, trawę. Zadbaj o siebie, masz za dużo kilogramów? Poranne ćwiczenia dadzą Ci napęd na resztę dnia i sprawią, że poczujesz się lepiej. Może nie schudniesz od razu ale samopoczucie się poprawi.

A na deprechę wiosenną słońce najlepsze, " łykaj” słoneczne promienie - to naturalny antydepresant.

Dopieść swoje ego, daj sobie czas na stanie przed lustrem i chwalenie siebie.

 

Też jestem DDA,DDD i inne dysfunkcje ale walczę. I Tobie też życzę owocnej walki podłym nastrojem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czarna_owca w sobotę dziecko do babci i dłuuuuga rozmowa z mężem. Opowiedz mu wszystko i razem znajdziecie rozwiązanie. Pomiziajcie się, popłaczcie, przegadajcie problem. nic tak nie zabija związku jak brak komunikacji. Z tego co piszesz chłopina jest dobry, pomocny ale jak tak dalej pójdzie to nie wytrzyma długo i awantura gotowa.

 

A przyjaciółka? Dziwisz się,że ma mniej czasu? Ty masz dziecko, którym się opiekujesz Twoje myśli krążą wokół maluszka (czy nie głodny, czy nic nie boli, czy śpi), masz różne obowiązki, którymi możesz się cieszyć i korzystać z życia jako żona i mama.

 

Charakter masz dobry i nie ma co zmieniać ( no chyba, poracować nad drobiazgami) zacznij od wygospodarowania odrobiny czasu dla siebie. Poświęć kilka minut tylko dla siebie, na swoje zainteresowania, swoje potrzeby. Jak się trochę rozluźnisz to i na innych popatrzysz przychylnym okiem.

Dobra organizacja to podstawa. :) masz dzieciątko, które absorbuje Twoją uwagę i pewnie jesteś zmęczona i zniechęcona. A dlaczego nie pocieszyć się trochę macierzyństwem, przecież właśnie wprowadzasz małego człowieka w świat, nadchodzi wiosna po raz pierwszy maluszek świadonie obejrzy kwiatki, słońce, trawę. Zadbaj o siebie, masz za dużo kilogramów? Poranne ćwiczenia dadzą Ci napęd na resztę dnia i sprawią, że poczujesz się lepiej. Może nie schudniesz od razu ale samopoczucie się poprawi.

A na deprechę wiosenną słońce najlepsze, " łykaj” słoneczne promienie - to naturalny antydepresant.

Dopieść swoje ego, daj sobie czas na stanie przed lustrem i chwalenie siebie.

 

Też jestem DDA,DDD i inne dysfunkcje ale walczę. I Tobie też życzę owocnej walki podłym nastrojem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzieki za odpowiedzi.

Jeśli chodzi o terapie to teraz nie mam na to kasy bo siedzę na wychowawczym i mąż nas utrzymuje. Wezmę to pod uwagę jak wrócę do pracy.

Co do matki... teraz jakoś zyjemy ale dalej jej się zdarza kombinować jak wzbudzić we mnie poczucie winy... wiecznie narzeka, wiecznie się źle czuje... ma dobre serce bo mimo wszystko nam pomaga, zawsze coś kupi dla małego. Ja obiecałam sobie, że nie będę jak ona ale niestety czasem widzę w sobie ją i nie zawsze nad tym panuje... potrafię się wkurzac o byle co... więc wcale mój charakter nie jest taki super.

Co do przyjaciółki... ja to wszystko wiem ale co z tego jak podświadomość wmawia mi że jest inaczej...

A mąż? wiele razy rozmawialiśmy. Wie co się ze mną dzieje ale on się już przyzwyczaił do moich nastrojów i stał się obojętny na łzy, a rozmowy niczego nie zmieniają... wiem, że to moja wina... tylko naprawdę nie wiem co dalej robić, żeby pojął, że bez jego pomocy jest mi ciężko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzieki za odpowiedzi.

Jeśli chodzi o terapie to teraz nie mam na to kasy bo siedzę na wychowawczym i mąż nas utrzymuje. Wezmę to pod uwagę jak wrócę do pracy.

Co do matki... teraz jakoś zyjemy ale dalej jej się zdarza kombinować jak wzbudzić we mnie poczucie winy... wiecznie narzeka, wiecznie się źle czuje... ma dobre serce bo mimo wszystko nam pomaga, zawsze coś kupi dla małego. Ja obiecałam sobie, że nie będę jak ona ale niestety czasem widzę w sobie ją i nie zawsze nad tym panuje... potrafię się wkurzac o byle co... więc wcale mój charakter nie jest taki super.

Co do przyjaciółki... ja to wszystko wiem ale co z tego jak podświadomość wmawia mi że jest inaczej...

A mąż? wiele razy rozmawialiśmy. Wie co się ze mną dzieje ale on się już przyzwyczaił do moich nastrojów i stał się obojętny na łzy, a rozmowy niczego nie zmieniają... wiem, że to moja wina... tylko naprawdę nie wiem co dalej robić, żeby pojął, że bez jego pomocy jest mi ciężko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czarna_owca, terapie sa refundowane przez NFZ ... jestes ubezpieczona?

biecałam sobie, że nie będę jak ona ale niestety czasem widzę w sobie ją i nie zawsze nad tym panuje... potrafię się wkurzac o byle co..

ro jest najlepszy powod... nieswiadomie powielamy schematy wyniesione z domu i naszym dzieciom fundujemy te same traumy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czarna_owca, terapie sa refundowane przez NFZ ... jestes ubezpieczona?

biecałam sobie, że nie będę jak ona ale niestety czasem widzę w sobie ją i nie zawsze nad tym panuje... potrafię się wkurzac o byle co..

ro jest najlepszy powod... nieswiadomie powielamy schematy wyniesione z domu i naszym dzieciom fundujemy te same traumy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli jeszcze rozmów mało albo żadnych wniosków nie wyciągnęliście z poprzednich. Opracujcie razem plan Waszego Małżeństwa, pogadajcie co wam leży na sercu, tak jak się z kumplem rozmawia, wyciągnijcie wnioski i znajdźcie przyczynę zachowania a potem lekarstwo.

Obwinianie się "wiem, że to moja wina" do niczego nie prowadzi. Jeżeli wiesz to zmień coś. Zacznij od mówienia głośno co Cię denerwuje i dlaczego? Może coś w ten sposób Ci się przypomina niedobrego? Może już podobne sytuacje miały miejsce np. W domu rodzinnym.

A może jesteś po prostu zmęczona? A raczej przemęczona. Mamusią, dobrym mężem ( bo jakby był zły to przynajmniej człowiek by sobie popsioczył a tak wyrzuty go trawią) dzieckiem. Może jesteś zfrustrowna całą sytuacją ( rola żony, matki, córki) i zwyczajnie po ludzku nie dajesz rady. Może nawet to, że jesteś finansowo zależna od męża wpływa na Ciebie negatywnie. Daj sobie czas a mężowi tłumacz spokojnie bez łez dlaczego się wściekasz. Rozmawiajcie, dużo o wszystkim i o niczym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli jeszcze rozmów mało albo żadnych wniosków nie wyciągnęliście z poprzednich. Opracujcie razem plan Waszego Małżeństwa, pogadajcie co wam leży na sercu, tak jak się z kumplem rozmawia, wyciągnijcie wnioski i znajdźcie przyczynę zachowania a potem lekarstwo.

Obwinianie się "wiem, że to moja wina" do niczego nie prowadzi. Jeżeli wiesz to zmień coś. Zacznij od mówienia głośno co Cię denerwuje i dlaczego? Może coś w ten sposób Ci się przypomina niedobrego? Może już podobne sytuacje miały miejsce np. W domu rodzinnym.

A może jesteś po prostu zmęczona? A raczej przemęczona. Mamusią, dobrym mężem ( bo jakby był zły to przynajmniej człowiek by sobie popsioczył a tak wyrzuty go trawią) dzieckiem. Może jesteś zfrustrowna całą sytuacją ( rola żony, matki, córki) i zwyczajnie po ludzku nie dajesz rady. Może nawet to, że jesteś finansowo zależna od męża wpływa na Ciebie negatywnie. Daj sobie czas a mężowi tłumacz spokojnie bez łez dlaczego się wściekasz. Rozmawiajcie, dużo o wszystkim i o niczym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Budowanie siebie na gruzach przeszłości jest trudne, ale to nie znaczy, że mamy tylko stać z boku i się przyglądać. Kiedyś byłaś dzieckiem i mogłaś słusznie przypisać winę swojej mamie i czynnikom zewnętrznym. Teraz też to Cię prześladuje. Ale teraz odpowiedzialność ciąży na Tobie. Nie piszę tego, żeby Cię jakoś obwiniać, tylko żeby powiedzieć, że teraz masz moc, żeby to zmienić. Ja uważam, że żeby to zrobić trzeba się zmienić wewnętrznie. Zmienić sposób myślenia, przede wszystkim o samym sobie, ale też o otaczającym świecie. Przede wszystkim przestać się ukrywać, to znaczy swoje myśli, emocje i poglądy. I upodobania. Wydaje mi się, że jak człowiek zaczyna te wszystkie rzeczy w sobie akceptować, to całe jego życie nagle jakośtak magicznie się zmienia. Poza tym warto wyrzucić z siebie uczucia związane z przeszłością. A w tym bardzo pomaga terapia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Budowanie siebie na gruzach przeszłości jest trudne, ale to nie znaczy, że mamy tylko stać z boku i się przyglądać. Kiedyś byłaś dzieckiem i mogłaś słusznie przypisać winę swojej mamie i czynnikom zewnętrznym. Teraz też to Cię prześladuje. Ale teraz odpowiedzialność ciąży na Tobie. Nie piszę tego, żeby Cię jakoś obwiniać, tylko żeby powiedzieć, że teraz masz moc, żeby to zmienić. Ja uważam, że żeby to zrobić trzeba się zmienić wewnętrznie. Zmienić sposób myślenia, przede wszystkim o samym sobie, ale też o otaczającym świecie. Przede wszystkim przestać się ukrywać, to znaczy swoje myśli, emocje i poglądy. I upodobania. Wydaje mi się, że jak człowiek zaczyna te wszystkie rzeczy w sobie akceptować, to całe jego życie nagle jakośtak magicznie się zmienia. Poza tym warto wyrzucić z siebie uczucia związane z przeszłością. A w tym bardzo pomaga terapia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z tym, że wszystko to co wydarzyło się w dzieciństwie ma duży wpływ na dalsze życie. Żeby sposób naszego myślenia i postrzegania siebie mógł ulec zmianie , potrzeba wiele pracy i wysiłku. Psychoterapia bywa pomocna w uporządkowaniu tego ,,bałaganu,,

Moje pierwsze spotkanie z depresją (próba samobójcza) było gdy miałam 16 lat. Teraz mam prawie 42 lata, parę takich,, spotkań,, za sobą . Ale nadal żyję ,jestem matką trzech pięknych córek i zaczynam dostrzegać SIEBIE . :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z tym, że wszystko to co wydarzyło się w dzieciństwie ma duży wpływ na dalsze życie. Żeby sposób naszego myślenia i postrzegania siebie mógł ulec zmianie , potrzeba wiele pracy i wysiłku. Psychoterapia bywa pomocna w uporządkowaniu tego ,,bałaganu,,

Moje pierwsze spotkanie z depresją (próba samobójcza) było gdy miałam 16 lat. Teraz mam prawie 42 lata, parę takich,, spotkań,, za sobą . Ale nadal żyję ,jestem matką trzech pięknych córek i zaczynam dostrzegać SIEBIE . :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×