Skocz do zawartości
Nerwica.com

Świat fantazji i iluzji


zujzuj

Rekomendowane odpowiedzi

Czy macie tak, że dośc często gęsto uciekacie w świat fantazji i czy jakies fantazje was irytują? Ja mam pewien kłopot i nie potrafie go ugryżć

 

Są takie "normalne" fantazje w które człowiek czasem ucieka jak cos mu nie wychodzi, jak zżerają go lęki itd... wtedy w owych fantazjach po prostu jest kimś ekstra. Robi ciekawe rzeczy itd... Takie coś nie sprawia mi kłopotu. Wiadomo, że to jest nierealne

 

Są jednak takowe fantazje, które uznaje za realne. Nie są to fantazje, a raczej coś powstałego na bazie rzeczywistości, ale działające tylko w fazie fantazji. Uznajemy sie za kogoś i czujemy jakby swoją wielkość, niezwykłość... wyobrażamy sobie że dzieki temu jesteśmy kimś niezwykłym, robiącym wrażenie na innych.

NP: Koleś miał zdiagnozowaną depresje, ale on pisał że przeżywa ciemną noc duszy. Podawał argumenty że nie chciało mu sie modlić(pewnie nic sie nie chciało) itd... Wiadomo, że to zupełnie inny wydzwięk. Oczywiście ta ciemna noc duszy to coś co on sam sobie wymyślił... Ja mam coś podobnego, tylko oczywiście ja uważam że to wszystko co żyje w mojej głowie bazuje jednak na czyms rzeczywistym. Tylko zamiast po prostu żyć i być sobą, ja przenoszę sie w świat fantazji gdzie sie wyżywam i jakby żyje...strasznie mnie to irytuje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bardzo często uciekam w taki świat fantazji.

Gdy byłem jeszcze w gimnazjum było to o tyle gorsze, że spędzałem na tym całe godziny. Wracałem ze szkoły, kładłem się w łóżku i układałem w głowie historie, w których byłem bohaterem. W tamtym okresie większość z nich polegała na tym, że jakimś sposobem przenosiłem się do innego wymiaru, do światów tworzonych przeze mnie na wzór tych poznanych z książek fantasy. W tych historiach byłem bohaterem, byłem ważny. Te ucieczki pozwalały mi się jakoś trzymać. W prawdziwym życiu czułem się niepotrzebny, bezwartościowy, beznadziejny. Gdy tylko uświadomiłem sobie, że stałe uciekanie w świat fantazji jest niezdrowe i starałem się z tym walczyć, popadałem w stany, które dzisiaj określam jako ataki depresji. Uciekając w taki świat doświadczałem uczuć, które czułem tam, jako bohater, więc było mi miło i wesoło. To mi pomagało.

W późniejszych latach pozbyłem się nawyku uciekania w świat fantasy i zacząłem sobie wyobrażać swoją przyszłość. Codziennie byłem inny - inny zawód, inne pasje, ale jedno się nie zmieniało - zawsze byłem kimś, podczas gdy w życiu bez przerwy czułem, że jestem nikim.

Zostało mi to do dzisiaj, ostatnio znów spędzam czas albo przesiadując na tym forum, albo czytając książkę, albo właśnie wyobrażając sobie swoje życie za rok, kiedy wszystko się poukłada, kiedy zmienię swoją osobę, zdobędę jakieś pasje, umiejętności i kiedy będę żył szczęśliwie. Problem polega na tym, że to wszystko jest w mojej głowie. W rzeczywistości leżę w łóżku cały dzień i marzę, nic nie robiąc by to co jest w mojej głowie stało się rzeczywistością. Wiem, że to jest złe, że powinienem zacząć nad sobą pracować, zamiast tylko myśleć, ale nie umiem tego przeskoczyć... nie wiem dlaczego tak jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie Bortieboth...ja mam to samo. W tym świecie jednak jesteś w stanie uznać, że uciekasz w świat fantasy i że on jest nierzeczywisty itd... Jak ja sobie wymyśle, że jestem w NBA i nie wiadomo jakie jeszcze cyrki z tym związane to też wiem, że to zwykła bujda.

 

Jest jednak coś więcej. Opisze może konkretnie o co chodzi. Jak zaczęły sie moje problemy to stało sie coś jeszcze. Oprócz problemów(nazywam to górnych, czyli powierzchniowych, czyli czysto klinicznych w postaci psychopatologicznych objawów) doszło do dość gwałtownej rewolucji światopoglądowej. Doszło do zmiany na jakimś nie określonym głębszym poziomie. Dotarło do mnie, że wiem gdzie jest Bóg. Uznałem że wiem co jest napisane w biblii, albo bardziej że jestem w stanie ją zrozumieć. Stało sie dla mnie 100% jasne i proste, że jest zupełnie inna rzeczywistość. Jest rzeczywistość standardowa którą ogarniamy zmysłami i intelektem. Jest tez jakby druga rzeczywistość, która jest czarna i możemy jej doświadczyć tylko naszym wnętrzem. Bóg z postaci umieszczonej gdzieś daleko ale w tej standardowej rzeczywistości, stał sie bytem doświadczanym wewnętrznie, ale będącym w całym otaczającym świecie. Biblia z książki gdzie sa opisane fakty z przed 2 tyś lat, stała sie książką opisującą wnętrze człowieka itd... itp to teraz nie ma znaczenia

 

Przez 5 lat nawet nie pomyślałem że coś mi jest. Nie znałem nawet słowa nerwica, coś tam słyszałem o depresji. Potem zacząłem uważać, że mam nerwicę czy fobie społeczną(ze względu na lęki społeczne). Jednak te diagnozy nigdy mi nie pasowały ... i zacząłem szukać dalej i sie zaczęło. Zaczęły do mnie docierać informacje, że wielu filozofów to były czubki, albo osoby jakos tam zaburzone(np: na wykładach filozofii na studiach). Zacząłem sie tym interesować i zacząłem też czytac jakieś książki i informacje na temat poglądów uczonych, filozofów czy jakiś uczonych. Za kazdym razem czułem lęk. Czułem lęk przed tym, że przeczytam coś co jest tożsame z moim światopoglądem. Bałem sie, że to co uważałem o świecie potwierdzi sie gdzie indziej. Tak było i ja automatycznie zaczynałem odlatywać. Odlatywałem, że jestem huj wie kim. Ze jestem jakims jebniętym filozofem , oświecony itd... Coram bardziej pogrążałem sie w tych próżnych pustych wykwitach... Oczywiście mojego światopoglądu nie zawdzięczam ksiązką, intelektowi, czy informacją tylko oświeceniu:)...

 

Nie ma siły. Uznaje to za prawdę. Uznaje że rzeczywiście tak było i nie wymyślam(najwyżej dawać kaftan). Jednocześnie jednak cały czas pogrążam sie w tych słówkach, mistycyzm oświecenie itd... i czuje jakiś straszny wstyd. Czuje jakieś samoupokożenie. Jednak z drugies strony czuje tą próżną potrzbę uważania sie za kogoś takiego. Czuje potrzebę życia tą ułudą, tymi słowkami robiącymi wrazenie....Ja nigdy nie byłem religijny. Jak bym miał teraz wyleżc i mówić o Bogu.albo znajomym powiedzieć że jestem oświecony(a za takiego oczywiście sie uważam) to bym sie zrzygał. Puścił bym pawia ze wstydu na samego siebie.

 

Tu jest problem. Jestem rozdarty między te dwa bieguny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuchaj , ja równiez uważam ,ze lepszy świat fantazji niż te całościowe dziadostwo , które otacza nas dookoła..

Gdzie nie spojrzeć, TV ryje banię, internet , społecznościówki, facebook , zero prywatności, teraz wszystko jest na pokaz..

 

Totalna makabra , ale przeciez nie można ciągle uciekać w coś co nieistnieje , jedynie w naszej głowie..

 

Trzeba sie obudzić i na przekór wszytkiemu i wszystkim jakoś przez te zycie przejść i to tak aby Tobie było dobrze a nie innym..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie uważam, że świat to badziew i dziadostwo. Uważam wręcz odwrotnie. Uważam, że owe fantazje są czymś negatywnym, one mnie zamykają. Albi sie jest sobą, albo sie myśli o sobie. Nie ma tych stanów jednocześnie. Jesłi ja myśle, to oczywiście jestem w tym wszystkim zajebisty że aż strach, jednak jednoczesnie to sie wiąże z bólem. Emocje są tak hermetycznie zamkniete, a przecież mogę być tylko sobą labo nie być wcale. Wymyślić siebie to być kims innym, nawet jeśli by sie chciało jota w jote odwzorowac samego siebie. .. Tylko że ja ze świata, sie wycofałem ze względu na ból i ze względu na poczucie niższości, beznadziei i teraz jak mnie ciągnie do świata, to staram sie upiec żyć jakąś ułudą, bo tak bezpieczniej. Chce byc fajny i ekstra a czuje, że bedąc sobą moge być tylko beznadziejny. Jednocześnie uwazam że nie zasługuje na takie coś, chce normalnie żyć i odczuwać...no tylko że wtedy mogę byc po prostu sobą, a nie ekstra i tak w koło macieju... usrany kołowrotek...Jakbym mógł wejśc do swojej glowy to bym to po prostu bezpardonowo rozjebał w pył. Po prostu mnie ten mój dzuszny skisły wewn świat juz zaczyna podkur...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisałam w przeności co do negatywów świata.. :P bardziej mając na myśli, to ,iż teraz więcej rzeczy jest na pokaz, zero prywatności, ludzie nie szanują tego co mają..

 

 

Dlatego trzeba zrobic tak aby było nam dobrze, abyśmy jak najlepiej przezyli swój czas.. :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NP: Koleś miał zdiagnozowaną depresje, ale on pisał że przeżywa ciemną noc duszy. Podawał argumenty że nie chciało mu sie modlić(pewnie nic sie nie chciało) itd... Wiadomo, że to zupełnie inny wydzwięk. Oczywiście ta ciemna noc duszy to coś co on sam sobie wymyślił...

 

Przepraszam, że się czepiam, ale mnie to trochę razi, kiedy ktoś tak pisze, bo święci faktycznie tak mieli (np św. Faustyna) i nazywali to ciemną nocą duszy. Więc proszę nie nadinterpretować.

 

A co do fantazji kiedyś miałam z tym spory problem. Teraz już jest to zupełnie nieprzeszkadzające. Zauważyłam, że u mnie one pojawiają się tylko i wyłącznie wtedy, kiedy przeżywam jakiś stres (np nawał kolokwiów, egzamin na prawo jazdy itp). Ale nawet w stresie te myśli już nie wypełniają mi życia tak, że mi je utrudniają. Poza tym pomogła mi strasznie jedna myśl, która mi przyszła do głowy, kiedy zastanawiałam się nad korzyściami płynącymi z porzucenia fantazji. Ta myśl brzmiała: "Jeżeli porzucę świat fantazji, to przestanę tylko myśleć o cudownych rzeczach i wtedy będę mogła mieć to samo, co w fantazjach. Tylko w rzeczywistości."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Temat idealny dla mnie. Ja bardzo często uciekam w świat fantazji gdzie jestem kimś ważnym, kimś kogo ludzie chwalą i podziwiają, znam minimum 5 języków obcych i biegle nimi władam. Jeśli chodzi o wygląd to niby pracuję nad sobą na siłowni i widzę efekty, ale wyobrażam sobie, że ludzie się za mną oglądają i mówią 'Boże, jaki on świetnie zbudowany jest!' lub np. chwalą za ciuchy jakie mam i ile pieniędzy na nie wydałem. Potem dochodzą takie fantazje, że np. udzielam wywiadów i mówię o swoim niesamowitym życiu, o tym jak pokonuję wszelkie przeciwności losu i daję innym rady jak żyć. No i oczywiście fantazje o wielkiej miłości, która uratuje mnie od nudy i szarości dnia powszedniego. Miłości, która zmiecie mnie z powierzchni ziemi.

 

A tak naprawdę czuję się jak śmieć i wiem, że to o czym marzę/fantazuję to jedno wielkie gówno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja często fantazjuję o nadprzyrodzonych mocach, zjawiskach paranormalnych, kontrolowaniu świata i wszechświata, a czasami też o różnych sytuacjach, w których biorę udział i w pełni wszystkim władam, kontroluję. W rzeczywistości wiem, że to tylko fantazje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Klarunia. Jesli sobie wymyśle że jestem 2 metrowym murzynem to nie znaczy że oni nie istnieją. Nie miałem na myśli tego, że "ciemna noc duszy" nie istnieje. Ja wręcz uważam, że to dotyczy mnie i że ja coś takiego przyżywałem:)...choć nie istnieją dla mnie święci i cuda.

 

To wszystko o czym piszecie, ja świetnie rozumiem. Tylko, że to sa fantazje które cie absorbują, ale jednocześnie one nie zagrażają. Nie możesz sie w nich pogubić.

Podam może pewien przykład. Jest użytkownik o nicku Intel. Od razu go przepraszam, że pozwalam sobie na takie coś. Dla mnie to jest osoba żyjąca w dużej mierze żyje swoją fantazją. Nie chodzi o to, że on nie jest psychopatą, bo nie wiem...ale chodzi o to, że on nie "jest" w świecie, tylko żyje właśnie w fantazji gdzie jest psychopatą.

 

Pare lat temu był wątek, gdzie on zdiagnozował sobie sam psychopatie...napisałem mu, że takie diagnozy sa do niczego i że bardzo wiele innych chorób, stanów może dać podobny obraz..np: obnizony afekt, zobojętnienie emocjonalne itd... On sie zgodził i napisał, że może rzeczywiście. Generalnie zwątpił w ową psychopatie.

Jednak niedawno pojawiły sie inne wątki, gdzie on pisze o sobie jak o psychopacie. Jednak teraz zachowuje sie juz zupełnie inaczej. Jak podważysz ową psychopatie, to on sie robi agresywny... pisze, że właśnie drażnisz wściekłego psa...że zaraz wybuchnie...że mógłby zrobić takiemu komuś coś bardzo nie fajnego... Cały czas przekonuje, że jest bardzo inteligentny(jak psychopaci, tak jakby tylko oni tacy byli), że świetnie sie maskuje(jak psychopaci) itd... Generalnie całe jego posty w takich wątkach(możecie sobie przejrzeć) służą nie wyrażaniu opinii, tylko udowadnianiu sobie swojej psychopatii i co za tym idzie szeregu innych rzeczy.

Cały czas ten konstrukt musi być samoudowadniany, samopodtrzymywany. On nawet jak w pracy dostał opinie spokojnego to pisze, że jest to dowód psychopatii, bo sie świetnie maskuje. Zamiszczał zdjęcia w celi gdzie jako inteligentny psychopata manipulował więzniami. Pisze, że jak został aresztowany to go nie rozkuli, bo miał na twarzy swój psychopatyczny uśmieszek... To dowodzi że on cięgle, żyje myślą o swojej psychopatii i świat stał sie miejsce nie spontanicznego życia, tylko miesjcem gdzie szuka sie dowodów na samego siebie .

On pisze,że jego psychopatia sprawiła że został przestępcą...ale co jeśli jest inaczej?

 

 

Jaka jest natura życia w iluzji i fantazji? Nie da sie tego jasno określić. Przykłady : Ludzie wygrywają kolacje z Jordanem, Pittem, może jakims politykiem, gwiazdą pop. Potem zawsze relacjonują to : "jakis taki mniejszy niż myślałem", "normalny facet", "zupełnie inny niż myślałem" niektórzy piszą, że są wręcz rozczarowani. Po prostu świat fantazji jest zupełnie inny, jest rozbuchany. Jednak nie jest konkretny. Tacy ludzie nie spodziewali sie konkretnych cech: dowcipny, czarujący itd... oni sie spodziewali wszystkiego i na maksa, a potem widzą normalnego człowieka.

Tak samo jest z :geniuszami, super naukowcami, filozofami, chorymi psychicznie, psychopatami itd... Psychopaty sie automatycznie boisz, jest potworem, jest zdolny do niewiarygodnych rzeczy itd...Tak jak z Bradem Pittem sie nie utożsamisz. Tak z psychopatą, super filozofem juz tak. Wtedy jednak zaczynasz introjektować owo wyobrażenie. Z wyobrażenia o czymś poza tobą, staje sie wyobrażeniem samego ciebie. Zamieniasz swoją prawdziwą osobowość(bo czujesz sie bezwartościowy) na coś ogólnego, co uznajesz że zrobi na ludziach wrażenie i tym żyjesz. Intel żyje i jest oceniony jako ktos spokojny, ale w swojej psychice jest psychopatą bo to oznacza, że sie świetnie maskuje.

 

Tutaj już nie ma jasnej granicy pomiędzy fantazją i nie fantazją. Fantazja zaczyna być dla ciebie rzeczywistością. Ty stajesz sie swoją fantazją i myślisz o sobie tak jak wczesniej myślałeś o fantazji. Psychopata to ktoś skrajnie silny, grożny, przerażający, bezwzględny i tak go widzisz. Potem jak sam siebie za psychopate uznasz to automatycznie te wszystkie fantazje rzutujesz na samego siebie i tym zyjesz. Jednak jednoczeęnie twoje prawdziwe "ja" jest coraz bardziej wyalienowane i w odwrocie. To jest juz fantazja natury psychopatologicznej, klinicznej.

 

Najgorsze w tym, że prawda nie ma tutaj wielkiego znaczenia. intel może mieć cechy jednostaki psychopatologicznej...chodzi jednak o to, że żyje sie nierzeczywistością, swoją psychiką. Wtedy owym wybuchanym wyobrażeniem obdażasz siebie. Ale owe uczucia przypisujesz innym...tworzysz swój własny świat w którym funkcjonujesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Klarunia. Jesli sobie wymyśle że jestem 2 metrowym murzynem to nie znaczy że oni nie istnieją. Nie miałem na myśli tego, że "ciemna noc duszy" nie istnieje. Ja wręcz uważam, że to dotyczy mnie i że ja coś takiego przyżywałem:)...choć nie istnieją dla mnie święci i cuda.

 

Spoko. Chciałam tylko, żeby ktoś kto tu wejdzie i to przeczyta nie pomyślał, że wszyscy święci to chorzy psychicznie ludzie :P

 

Poza tym, jak czytam Twój ostatni post to mam wrażenie, że bez względu na to, czy fantazje się komuś mieszają z rzeczywistością, czy nie, to problem jest ten sam. Brak akceptacji tego, kim się jest. Ja bym to tak nazwała, choć brzmi banalnie. U mnie tak było i dalej jest do pewnego stopnia, że czuję się kiepska w relacjach z ludźmi i zawsze moje fantazje dotyczyły właśnie tego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodzi też o jakby działanie w "druga stronę". My tworzymy iluzje, fantazje marzenia. Te w końcu wybrzmiewają i zajmujemy sie czyms innym. Owe fantazje sa ulotne i nie sa inwazyjne... Jednak ja mam tak, że ja pod dyktando iluzji tworze samego siebie. Jakbym cegiełka po cegiełce dowiadywał sie kim mam być... wymyśliłem sobie że jestem jakims filozofem. Jak czytam książkę to nie chłone informacji na temat świata, poglądów, koncepcji...tylko jakbym sie dowiadywał co ja mam mysleć, jak sie zachowywać, co robić żeby być, wyglądać jak ten wymyslony ja. Niby przeżywam coś takiego jak owi kolesie i na bazie tego chce być taki jak oni...ale jednocześnie nie mająckontaktu z samym sobą, jakbym chciał sie z zewnętrznych żródeł dowiedziec kim jestem i jaki powinienem być. Ostatnio to aż mnie za przeproszeniem rozjebało. Czytam sobie książkę gdzie pojawiaja sie cytaty z Shopenhauera i inne takie... jednocześnie dostrzegam i obserwuje jak mój łeb intensywnie emocjonalnie przeżywa owe informacje, tak jakbym jedne importował a drugie odrzucał. Czytam i czuje jak pojawia sie napięcie związane z tym, że pojawiło sie tam coś sprzeczne z moim zdaniem. wtedy powstaje napięcie związane z tym, że mój wymysł na mój temat nie znalazł odzwierciedlenia w zewnętrznej informacji. Tak jakbym sie jednoczesnie dostrajał pod zewnetrzną informacje o samym sobie.

 

Podobnie mam czytając książki psychologiczne. Jakby tam szukał informacji kim jestem i jak mam sie zachowywać. Te informacje wykorzystuje w pewnym sensie do lepienia siebie. Jakbym zupełnie intelektualnie chciał sie dowiedzieć jak najwiecej o sobie, a potem intelektualnie odgrywac siebie.

 

Strasznie mnie to wnerwia i traktuje to jako coś nie dobrego. Nie grożnego, ale nie dobrego.

 

-- 24 sty 2013, 20:51 --

 

Dodatkowo jesli np: sa fragmenty z życia jakiegos naukowca, filozofa itd... to ja jakbym czuł sie zobligowany być kims podobnym, czy robic coś podobnego, czy przezywac coś podobnego. Tak jakbym chciał zyc pod jakieś zewnetrzne informacje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Daję temu wątkowi swój "seal of approval".

 

Z ciemnymi nocami duszy. kaplan.gif

Powiem tak. To jest dobry przykład tego jak można "uszlachetnić" swoją chorobę. Myślę, że jedną z większych przeszkód w wyzdrowieniu jest właśnie ten syndrom "bycia wybranym". Wtedy tłumaczymy wszystkie swoje dolegliwości właśnie tym że jesteśmy wyjątkowi. Oczywiście inni w nas tego nie rozpoznają, na naszej drodze stoją liczne przeszkody. Wszelkie racjonalne wytłumaczenia odbijają się jak od tarczy. Noce duszy to pozytywne przeciwieństwo opętania. Obydwie rzeczy mają swoją przyczynę w świecie nadprzyrodzonym. W pierwszym jesteśmy wyjątkowo dobrzy, a w drugim wyjątkowo źli. Jednak ciągle jest to poszukanie niezwykłości. Chęć wyróżnienia się. Może po prostu pogódźmy się że jesteśmy "zwykli". Że inni ludzie nie są jacyś gorsi od nas, czy lepsi. Mamy wiele wspólnego.

 

Będę obserwował temat. :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko tu nie ma co obserwować. Bo nie wiem co tu dodać. Ja chce żeby to odpadło jak strup, bo to jest po prostu meczące i jak pisałem wcześniej jakaś częśc mnie czuje sie z tym strasznie głupio...co nie oznacza że druga nie czuje sie w taki kwaśny, duszny, skisły sposób ekstra.

Ale tak jak mówisz. To sie zaczęło do szukania co jest ze mną nie tak. Nerwica, zaburzenia osobowości, depresje, schizofrenie itd...pełno tego wszystkiego. Gdzies jednak zawsze człowiek czuje straszny wstyd, że ma takie właśnie coś. Ze jest słaby, cienki beznadziejny i ma potrzebę być kimś innym. ... Mi najbardziej by pasowało gdyby ktos potrafił mnie przekonać, że to wszystko sobie zmyśliłem. Od początku do końca.

Ze wcale mój światopogląd sie nie zmienił, tylko że ja tak bardzo sie pogubiłem że to sobie wmówiłem i wymyśliłem. Wtedy z automatu moge odetchnąć z ulgą i dać sobie spokój. Tylko że tak nie jest.

 

Nawet jakbym miał pęknąć to nie moge tego zrobić. Tak po prostu nie jest. Mi na poważnie sie to wszystko powywracało i zmieniłem swój światopogląd. Dodam, że na samym początku miałem tez jak sie okazało klasyczne myśli paranoidalne. Chodziło o karę boską. Uważałem, że owe moje lęki to musi być kara Boga. Spadło na mnie jakieś przytłaczające poczucie winy, wstydu. Zacząłem sobie przypominac jakieś historie z przeszłości gdzie zachowałem sie jak idiota i mogłem komuś zrobic krzywdę. Wtedy miałem to w dupie i nadal z całych sił chciałem miec to w dupie...jednak nie potrafiłem. Zacząłem uważać że za to jestem karany. Czyli za to jaki jestem... Jednak była to tylko rozpaczliwa próba ogarnięcia rzeczywistości. Tak na prawdę to już wtedy nie wierzyłem w Boga osobowego. Wiedziałem że nikt mnie nie karze, ale jednocześnie było to jedyne możliwe (choć zupełnie nieprawdopodobne) wytłumaczenie.

 

a co znaczy "seal of aproval"?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może to dziwnie troche zabrzmi w kontekście tego co pisałem wczesniej, ale ja nie uważałem sie za wybrańca. Jest to troche pokręcone...myślę że gdybym sie urodził np: 15 lat póżniej to nie mówił bym o Bogu tylko o kosmitach. Coś musiałem sobie wrzucić żeby rzeczywistość sie zgadzała. I ja tak na te pomysły patrzyłem. Ja niby pisze o tej karze ale jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że to takie myślenie. Nie odzwierciedlało ono mojego światopoglądu. Ja do kościoła nie chodzę wcale, nie mam kłopotów z kłamaniem przy spowiedzi jak juz pójdę, nie wierzę w cuda, świętych, z martwych wstanie, narodziny z dziewicy, chodzenie po wodzie itd. Nie jestem buddystą, nie medytuje i nie wierzę w moc sekretu:)... jeśli chodzi o tą rzeczywistość to jestem ateistą i zupełnie racjonalny. Uważam że w sporze z teistami ateiści mają racje... Choć przed tym wszystkim byłem standardowym teistą jakim byli wszyscy wtedy.

 

Człowiek sie rodzi i poznaje świat. Zaczyna łapać za rzeczy, widzieć, słuchać, chłonie emocjonalnie otoczenie, zaczyna myśleć. Na tym wszystkim buduje swoją osobowość, jest ona wynikiem ścierania sie naszego wnętrza, potencjałów z zewnętrznym światem. To świat zewnętrzny nas ukształtował i to jego obraz mamy w sobie.

Na bazie tego co potrafimy doświadczyć powstaje obraz Boga. Jest on umieszczony w świecie którego doświadczamy i który jest zewnętrzny.

Jednak jest on w zasadzie indywidualnym Bogiem poszczególnej osobowości. Umieszczamy go w przestrzeni, dajemy ciało, obdarzamy inteligencją, ale jest to tylko symbol.... ponieważ tylko tak potrafimy świat postrzegać. Jednak jest zupełnie inna rzeczywistość i ja tam umieszczam Boga. Może jak osobowość sie rozpada, jak to sie dzieje w zaburzeniach to tak może być. Ja w kazdym razie tak to widzę i sobie tłumaczę. Jest zupełnie inna rzeczywistość i może byc ona doświadczona tylko wewnątrz. Pomimo tego Jest związana z percepcją rzeczywistości nas otaczającej. Nie mówię o emocjach. Człowiek jest skrajnie przerażony w takim stanie i rzeczywistość sie rozpada.

Owa rzeczywistość standardowa jest wynikiem tej doświadczanej wewnętrznie, tej drugiej. Jest jakby obrzeżem i wynikiem.

Ta druga rzeczywistość, ta wewnętrzna jest większa i ważniejsza. Jest pierwotniejsza i ta cała reszta sie z niej wytworzyła.

Tam umieszczam swojego nowego Boga i uważam, że go czuje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zujzuj, to jest dość ciekawe czemu służą takie fantazje. Ja je utraciłam z chwilą, kiedy zaburzenia zaczęły odchodzić i teraz myślę, że to jest swoisty mechanizm obronny. Myślę, że jest okej póki istnieje rozgraniczenie między fantazją a rzeczywistością. Gorzej kiedy uznajesz swoje fantazje za byt realny i zaczynasz się z nimi zlewać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×