Skocz do zawartości
Nerwica.com

Terapia i duży opór z mojej strony


niezapominajka_

Rekomendowane odpowiedzi

Na psychoterapię uczęszczam regularnie, raz w tygodniu od czterech miesięcy. Wiem, że nie jest to jeszcze czas po którym powinnam się spodziewać efektów, ale mimo wszystko jakieś odczucie, że ruszyłam do przodu powinno się już chyba pojawić. Jest jednak przeciwnie. Z każdym kolejnym spotkaniem czuję jakbym robiła krok w tył.

 

Moja psycholog określiła moje zachowanie jako "opór". Czyli inaczej mówiąc - niechęć do udziału w terapii. Tyle tylko, że decyzję o zgłoszeniu się do psychologa podjęłam własnowolnie, nikt mnie do tego nie zmusił ani nie nakłaniał. Zdawałam sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Przyznanie się do własnych słabości, opowiadanie o swoich wewnętrznych ranach, wyciąganie z przeszłości wspomnień, które niczym zamknięte pod kluczem siedzą w mojej głowie ponieważ boję się je wypuścić przed samą sobą, a co dopiero przed inną, obcą osobą. Mimo to zdecydowałam się to zrobić. Na pierwszych dwóch spotkaniach opowiedziałam o sobie chyba najwięcej mimo, że byłam wtedy strasznie zdenerwowana. Z każdym kolejnym spotkaniem robiło się coraz "dziwniej". Pojawiało się więcej milczenia, w momencie gdy moja terapeutka milczała przez dłuższy czas, ja także się nie wyrywałam. W momencie, gdy wchodziłam do gabinetu i siadałam w fotelu także następowało to dziwne milczenie, trwające nawet do kilkunastu minut. W takiej sytuacji czułam zawsze, że powinnam odezwać się pierwsza, ale nie wiedziałam kompletnie na jaki temat. Czułam się przez to jak uczeń, który przyszedł na lekcję nieprzygotowany.

 

Mój opór przejawia się także w zdawkowych odpowiedziach. Z tym próbowałam walczyć, ale raczej z marnym skutkiem. Kiedy psycholog rzucała w moją stronę uwagi typu "Nie jest pani osobą aktywną" ja nie bardzo wiedziałam czy mogłabym odpowiedzieć coś więcej niż "Nie, nie jestem", ale zaczynałam mówić, by znów nie nastąpiło to uciążliwe milczenie, jednak było to raczej lanie wody niż jakieś konkrety.

 

Powyższe sytuacje opisałam w czasie przeszłym, ale taki schemat ciągnie się do tej pory. Poruszałam ten temat z terapeutką, jednak z naszych rozmów nie wynikło nic co pomogłoby mi się przełamać. Czuję się na tych spotkaniach, jakbym była osobą, która nie miała nic lepszego do roboty i przyszła sobie ot tak posiedzieć. I wiem, że jeśli nic z tym nie zrobię, to terapia nie przyniesie żadnych pozytywnych skutków. Kusi mnie coraz bardziej, by rzucić to wszystko w cholerę i mieć święty spokój, jednak zdaję sobie sprawę, że nie znajdę w sobie drugi raz tyle odwagi by ponownie podjąć terapię.

 

Nie napisałam powyżej co mi dolega, a myślę, że to istotna kwestia. Zmagam się z dystymią i szeregiem zaburzeń zwykle jej towarzyszących, m.in. socjofobią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niezapominajka, Wiesz ten twój opis terapii , to jak bym czytała o sobie .Też siedzę i nic nie mówię, i z czasem jest coraz gorzej mi się otworzyć i powiedzieć cokolwiek. Zastanawiam się czemu to ma służyć, bo przecież Terapeuta jakoś "czuwa" (przynajmniej powinien) nad przebiegiem terapii. A jest gorzej i wcale to nie pomaga, parę razy próbowałam poruszyć tą kwestie, ale pewnie sama wiesz , że z terapeuta sensownie nie da się pogadać ( tylko np. Co to dla pani znaczy etc. Nawet w innych okolicznościach to by mnie bawiło... ;)

Może ktoś ma pomysł jak można ruszyć do przodu z takiej stagnacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

raz w tygodniu od czterech miesięcy.

przez te pierwsze miesiace czlowiek czuje sie zdecydowanie gorzej..rozgrzebywanie siebie nie jest przyjemne

. W takiej sytuacji czułam zawsze, że powinnam odezwać się pierwsza, ale nie wiedziałam kompletnie na jaki temat.

z jakiegos powodu chodzisz na te terapie....wywalaj co tam w Tobie siedzi. Moja terapeutka w ogole sie do mnie nie odzywala przez pierwsze miesiace poza jednym , moze dwoma zdaniami na sesje. To ja nadawalam , plakalam, wsciekalam sie i wywalalam co we mnie zalegalo latami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziewczyny, ale czy wy chodzicie do PSYCHOTERAPEUTÓW czy do jakichś psychologów. Nie każdy psycholog jest wykwalifikowanym terapeutą. Ja chodziłam na trzy różne terapie i na żadnej nie było opcji milczenia, które się przedłużało. terapeuta jest od tego, żeby pokierować pacjentem a nie po to żeby mu mówić "pani nie jest aktywna" i czekać na zmiłowanie. Drugą kwestią jest to, że pracy na terapii za pacjenta terapeuta nie zrobi i nawet jak czujemy wewnętrzny opór to musimy sobie uświadomić, że to jest czas dla nas, którego nie wykorzystamy dobrze jak nie będziemy nic robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

znudzona-ona, ja akurat do terapeutki.. sadze ze gdyby w stanie w jakim do niej poszlam ona mnie prowadzila za reke to niewiele bym z tej terapii wyniosla. Jej mala aktywnosc zmuszala mnie do pracy bo przeciez nie bede siedziec godzine w milczeniu (chociaz raz zdarzylo mi sie przeryczec). Zreszta ona miala dar... nie odzywala sie ale jak juz sie odezwala to wywalala moj punkt widzenia do gory nogami i do mnie nalezalo przepracowac to i przetrawic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, zgadzam się, że terapeuta nie ma robić za nas roboty, ale wg mnie taki co mówi "pani jest bierna" i po takim komunikacie siedzi i czeka na to, że pacjent nagle się zmieni w aktywnego to jest dupa a nie terapeuta. Powinien tak pokierować rozmową żeby się pacjent zrobił aktywny :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja psycholog jest w trakcie uzyskiwania certyfikatu psychoterapeuty.

Przed podjęciem decyzji o terapii, zasięgnęłam informacji w internecie, by wiedzieć jak to mniej więcej wygląda. Trafiłam też na wątki o tytułach "Psycholog milczy", "Milczenie podczas psychoterapii". Dowiedziałam się z nich, że taki rodzaj milczenia jest charakterystyczny dla osób pracujących w nurcie psychodynamicznym. I ja właśnie na taką osobę trafiłam.

Przed terapią, jak każdy chyba, miałam pewne wyobrażenia. Myślałam sobie, że psycholog mnie w pewien osób poprowadzi, że z początku to ona będzie mówić więcej, będzie zadawać pytania, a ja stopniowo będę do niej dołączać aż całkowicie się otworzę.

Niestety, okazało się, że w rzeczywistości terapia wygląda inaczej. Mogłabym to porównać do matki, która uczy swoje dziecko chodzić i zamiast podtrzymując je pomóc mu postawić kilka pierwszych kroków, to ustawiła je na środku pokoju by samodzielnie przyszło do niej. Takie dziecko potknie się i przewróci się już po pierwszym kroku.

 

Nie chciałabym, by ktoś mnie opacznie zrozumiał. Nie staram się zwalić całej winy na psychologa. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to ja postępuję źle i tak samo jak nie radzę sobie w życiu codziennym, tak i w gabinecie będę miała trudności. Pytanie tylko, jak je zwalczyć? Jak pokonać OPÓR?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niezapominajka_, nie mieści mi się w głowie, że terapeuta tak siedzi i czeka aż hokus-pokus i się pacjent zmieni w aktywną gadułę. A dlaczego czujesz opór? w końcu jesteście tylko we dwie, terapeutkę obowiązuje tajemnica zawodowa, to dlaczego masz opory? ale, szczerze mówiąc, ja bym chyba zmieniła terapeutą na pracującego w innym nurcie gdyby tak mi było nie po drodze z jego systemem pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

taki co mówi "pani jest bierna" i po takim komunikacie siedzi i czeka na to, że pacjent nagle się zmieni w aktywnego

to jest informacja zwrotna.. nie sadze zeby oczekiwala ze pacjent nagle zrobi sie aktywny ale zastanowi po co tam przyszedl... jezeli pomilczec to strata czasu obojga.

Takie dziecko potknie się i przewróci się już po pierwszym kroku.

a potem podniesie i bedzie probowac dalej... tego mozemy uczyc sie od dzieci

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

znudzona-ona, do kazdego trafia co innego :) Do mnie trafilo akurat to. Cale zycie bylam aktywna i bardzo samodzielna. Deprecha powalila mnie na kolana ale nie znioslabym gdyby terapeuta pochylam sie nade mna ze wspolczuciem i ulatwial cokolwiek. Sama pod jego okiem musialam sie podniesc po upadku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tego nie odczuwam jako "opór". To fachowe określenie na bierność pacjenta używane przez psychologów. Ja po prostu nie potrafię wyrzucić z siebie wszystkiego co mi leży na sercu. Nigdy do tej pory nie zwierzałam się z takich rzeczy, nie opowiadałam o swoich uczuciach. Nikomu. Wiem, że obowiązuje ją tajemnica, ja nie czuję strachu przed tym, że komukolwiek mogłaby to wyjawić. Po prostu nie do końca jeszcze chyba potrafię się przyznać przed kimś jaka jestem naprawdę. A ona milcząc wcale mi tego nie ułatwia, bo jeśli ona milczy to i ja automatycznie się wyłączam i boję odezwać pierwsza. Kiedyś powiedziała mi, że z jej strony wygląda to tak, jakbym prowadziła z nią grę, kto kogo dłużej przetrzyma. Zwykle kończy się na tym, że ona odzywa się pierwsza, bo ja w takiej sytuacji tak zamykam się w sobie, że wolałabym przesiedzieć całą sesję w zupełnej ciszy, niż odezwać się pierwsza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też na początku miałam takie sytuacje i bardzo mnie to stresowało. Gdy pojawiła się po raz kolejny zaczęłam coś mówić np: mam mętlik w głowie, nie potrafię mówić o sobie, irytuje mnie ta sytuacja że jest cisza a ja nie wiem co powiedzieć, jak jest dłużej cisza to mam coraz więcej objawów itp

Terapeutka wtedy mnie naprowadzała

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozważam, ale boję się, że nawet zmiana nurtu tutaj nie pomoże, jeżeli ja się bardziej nie zaangażuję. Mogę pukać do kolejnych drzwi i każdy terapeuta będzie zły i nieodpowiedni dla mnie, a tymczasem problem ciągle będzie tkwił we mnie.

Póki co będę nadal próbować "dogadać się" z moją terapeutką, a po wakacjach i tak prawdopodobnie będę musiała zmienić miejsce zamieszkania, więc wtedy podejmę ostateczną decyzję, czy poszukać nowego psychologa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niezapominajka_, ja chodziłam i chodzę na takie terapię gdzie nie ma długiego siedzenia w milczeniu, nawet jeżeli ja się zacinam to terapeutka mówi coś co mnie otwiera, zadaje pytania, które są początkiem moich wynurzeń. I dla mnie na tym polega dobra terapia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niezapominajka_, chodzę na psychodynamiczną i też znam ten problem z zaczynaniem :D

Po ponad roku terapii uważam, że nawet nie chodzi o nurt w jakim terapeuta pracuje, ale ogólnie jakim jest człowiekiem i czy nam "pasuje". Mimo, że wg mnie psychodynamiczna jest teoretycznie sztywna i taka na dystans i mimo, że czasem mam trudności z rozpoczęciem, czasem milczę, czasem się wściekam (ostatnio nawet często) to uważam, że mój terapeuta jest po prostu dobrym, wrażliwym człowiekiem, któremu na mnie zależy. Terapeutycznie oczywiście :mrgreen: I to jest wg mnie najważniejsze.

Chodzisz dopiero 4 tygodnie, może daj sobie jeszcze czas, ale jak nie poczujesz się dobrze z terapeutką (tzn nie zaufasz, nie zaczniesz sama mówić, skoro ona ma takie metody, nie będziecie współpracować), to może faktycznie trzeba by ją zmienić. I nie koniecznie za względu na nurt ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×