Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy czujecie wsparcie kogokolwiek?


enfren

Rekomendowane odpowiedzi

Też tak macie, że czujecie, że nikt się waszą depresją tak naprawdę nie przejmuje?

 

Dobrze, że leki zaczęły działać i radzę sobie sama. W okresie największego doła, który trwał jakieś 2 miesiące byłam pozostawiona sama sobie. Moja rodzina się mną nie interesuje i z tym się pogodziłam. Natomiast powiedziałam o depresji i tym, że jest ze mną bardzo źle kilku osobom, które uważałam za moich przyjaciół. Wszyscy życzyli mi dobrze, ale poza życzeniami nic więcej nie zrobili.

 

"Depresja to choroba, która nie istnieje" - jak wiele w tym prawdy... Czasem myślę, że jakbym miała guza mózgu i wylądowała w szpitalu, to byłabym szczęśliwsza, bo ludzie by mnie odwiedzali i realnie martwili się tym, jak się czuję.

 

W depresji jedyne wsparcie, na jakie mogłam liczyć to sms "mam nadzieję, że już czujesz się lepiej". Często było tak, że jak odpowiedziałam, że wcale nie czuję się lepiej, to ta osoba w żaden sposób nie zareagowała. Nikogo tak naprawdę nie obchodziło to, że od tygodnia nic konkretnego nie jadłam bo nie mam siły iść po zakupy. Nikt nie przyszedł odwiedzić i pogadać. Jakże często miałam myśli, że gdybym się zabiła to gniłabym pewnie w swoim pokoju przez parę tygodni, bo nikt by się nie zorientował, że mnie nie ma. Chciałam, żeby ktoś się czasem zaopiekował mną jak małą dziewczynką, zrobił coś dla mnie jak dla chorej, która sobie sama nie może poradzić. Gdzie tam. Każdy ma swoje problemy i ja ze swoimi także muszę radzić sobie sama.

 

Po moich doświadczeniach w związkach, w rodzinie, po tym jakie okazały się moje przyjaźnie w depresji wychodzę mądrzejsza o jedno - człowiek w życiu tak naprawdę zawsze jest i będzie sam. Wcześniej żyłam iluzją, że jeśli coś złego mi się stanie, to znajdzie się ktoś, kto mi udzieli pomocy. Nie dostałam takiej pomocy w domu, ani od ludzi których uznawałam za swoich przyjaciół. Co więcej, ja sama też nigdy za bardzo nikomu takiej pomocy nie udzielałam, nie widziałam żeby ktokolwiek mnie o coś takiego prosił. Może więc tu leży mój błąd, bo normalni ludzie po prostu nie oczekują tego typu pomocy i opieki? Może inni ludzie dostają taką pomoc, ale od rodziny i tylko w stosunku do niej można mieć takie oczekiwania? Więc w tym momencie moje życie jest mocno wybrakowane, bo ja takiego zaplecza nie mam. W stosunkach z innymi ludźmi wszystko jest super jeśli się od nich za wiele nie wymaga, ja chyba oczekiwałam, że ktoś da mi namiastkę miłości rodzicielskiej, której nigdy nie dostałam.

 

Wydaje mi się, że jedynym rozwiązaniem jest częściowe zamknięcie się w sobie - zasklepienie tych emocji wewnątrz siebie, lekkie odizolowanie od innych i brak oczekiwań, że ktoś nas faktycznie "odkryje" i się nami dogłębnie zainteresuje. Na zewnątrz można pokazać tylko siebie bez problemów, brać i dawać ludziom tyle, na ile oni sami nam pozwolą - czyli, że będą dla nas towarzystwem na spacer, wyjście do kina czy na imprezę, ale nie wsparciem emocjonalnym. Pogodzić się z tym, że przez życie zawsze będę kroczyć tak naprawdę sama. Taka u mnie droga zdrowienia z depresji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też tak macie, że czujecie, że nikt się waszą depresją tak naprawdę nie przejmuje?

 

Dobrze, że leki zaczęły działać i radzę sobie sama. W okresie największego doła, który trwał jakieś 2 miesiące byłam pozostawiona sama sobie. Moja rodzina się mną nie interesuje i z tym się pogodziłam. Natomiast powiedziałam o depresji i tym, że jest ze mną bardzo źle kilku osobom, które uważałam za moich przyjaciół. Wszyscy życzyli mi dobrze, ale poza życzeniami nic więcej nie zrobili.

 

"Depresja to choroba, która nie istnieje" - jak wiele w tym prawdy... Czasem myślę, że jakbym miała guza mózgu i wylądowała w szpitalu, to byłabym szczęśliwsza, bo ludzie by mnie odwiedzali i realnie martwili się tym, jak się czuję.

 

W depresji jedyne wsparcie, na jakie mogłam liczyć to sms "mam nadzieję, że już czujesz się lepiej". Często było tak, że jak odpowiedziałam, że wcale nie czuję się lepiej, to ta osoba w żaden sposób nie zareagowała. Nikogo tak naprawdę nie obchodziło to, że od tygodnia nic konkretnego nie jadłam bo nie mam siły iść po zakupy. Nikt nie przyszedł odwiedzić i pogadać. Jakże często miałam myśli, że gdybym się zabiła to gniłabym pewnie w swoim pokoju przez parę tygodni, bo nikt by się nie zorientował, że mnie nie ma. Chciałam, żeby ktoś się czasem zaopiekował mną jak małą dziewczynką, zrobił coś dla mnie jak dla chorej, która sobie sama nie może poradzić. Gdzie tam. Każdy ma swoje problemy i ja ze swoimi także muszę radzić sobie sama.

 

Po moich doświadczeniach w związkach, w rodzinie, po tym jakie okazały się moje przyjaźnie w depresji wychodzę mądrzejsza o jedno - człowiek w życiu tak naprawdę zawsze jest i będzie sam. Wcześniej żyłam iluzją, że jeśli coś złego mi się stanie, to znajdzie się ktoś, kto mi udzieli pomocy. Nie dostałam takiej pomocy w domu, ani od ludzi których uznawałam za swoich przyjaciół. Co więcej, ja sama też nigdy za bardzo nikomu takiej pomocy nie udzielałam, nie widziałam żeby ktokolwiek mnie o coś takiego prosił. Może więc tu leży mój błąd, bo normalni ludzie po prostu nie oczekują tego typu pomocy i opieki? Może inni ludzie dostają taką pomoc, ale od rodziny i tylko w stosunku do niej można mieć takie oczekiwania? Więc w tym momencie moje życie jest mocno wybrakowane, bo ja takiego zaplecza nie mam. W stosunkach z innymi ludźmi wszystko jest super jeśli się od nich za wiele nie wymaga, ja chyba oczekiwałam, że ktoś da mi namiastkę miłości rodzicielskiej, której nigdy nie dostałam.

 

Wydaje mi się, że jedynym rozwiązaniem jest częściowe zamknięcie się w sobie - zasklepienie tych emocji wewnątrz siebie, lekkie odizolowanie od innych i brak oczekiwań, że ktoś nas faktycznie "odkryje" i się nami dogłębnie zainteresuje. Na zewnątrz można pokazać tylko siebie bez problemów, brać i dawać ludziom tyle, na ile oni sami nam pozwolą - czyli, że będą dla nas towarzystwem na spacer, wyjście do kina czy na imprezę, ale nie wsparciem emocjonalnym. Pogodzić się z tym, że przez życie zawsze będę kroczyć tak naprawdę sama. Taka u mnie droga zdrowienia z depresji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nic o swoich wizytach u psychiatry nikomu nie mówiłam. O lekach tym bardziej, sklasyfikowaliby mnie od razu jako wariatkę, przegrańca jakiegoś. Poza tym przy najbliższej rodzinie jestem sobą, ale wspierać to oni nie potrafią, jak jestem w złym psychicznie stanie, to tylko narzekają jak to oni patrzeć nie mogą na to jak ja się marnuję. :? Wsparcie to mam na forum od kiedy tu piszę, to mi wystarczy. Jak mi źle i smutno to zawsze mogę powiedzieć o tym facetowi (o nastroju - wtedy pocieszy skutecznie, ale o niczym więcej, depresja to dla niego wymysł).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nic o swoich wizytach u psychiatry nikomu nie mówiłam. O lekach tym bardziej, sklasyfikowaliby mnie od razu jako wariatkę, przegrańca jakiegoś. Poza tym przy najbliższej rodzinie jestem sobą, ale wspierać to oni nie potrafią, jak jestem w złym psychicznie stanie, to tylko narzekają jak to oni patrzeć nie mogą na to jak ja się marnuję. :? Wsparcie to mam na forum od kiedy tu piszę, to mi wystarczy. Jak mi źle i smutno to zawsze mogę powiedzieć o tym facetowi (o nastroju - wtedy pocieszy skutecznie, ale o niczym więcej, depresja to dla niego wymysł).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Depresja to wymysł :great: jasne, każdy ma problemy i jest czasem smutny i nic mu się nie chce i trzeba sobie z tym radzić zamiast być rozlazłym. Dla mnie dowodem na istnienie depresji jako choroby somatycznej jest to, jakie objawy miałam oprócz "obniżonego nastroju" i niechęci do czegokolwiek. Na przykład nieustanne bóle głowy, płaczliwość z totalnie błahych powodów (co jest do mnie niepodobne w normalnym stanie), objawy nerwicowe typu walenie serca, pocenie się, drżenia mięśni, utrzymujące się wielomiesięczne bóle mięśni na które żaden lekarz nic nie może poradzić. Ja tam mówiłam że chodzę do psychiatry i biorę leki ale nikt sobie z tego nic nie zrobił. Jako wariatkę mnie nie zaklasyfikowali chyba, raczej jako kogoś kto w końcu przestał sobie radzić. Rodzicom nic nie mówiłam tylko bo oni to by na pewno stwierdzili że sobie wymyśliłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Depresja to wymysł :great: jasne, każdy ma problemy i jest czasem smutny i nic mu się nie chce i trzeba sobie z tym radzić zamiast być rozlazłym. Dla mnie dowodem na istnienie depresji jako choroby somatycznej jest to, jakie objawy miałam oprócz "obniżonego nastroju" i niechęci do czegokolwiek. Na przykład nieustanne bóle głowy, płaczliwość z totalnie błahych powodów (co jest do mnie niepodobne w normalnym stanie), objawy nerwicowe typu walenie serca, pocenie się, drżenia mięśni, utrzymujące się wielomiesięczne bóle mięśni na które żaden lekarz nic nie może poradzić. Ja tam mówiłam że chodzę do psychiatry i biorę leki ale nikt sobie z tego nic nie zrobił. Jako wariatkę mnie nie zaklasyfikowali chyba, raczej jako kogoś kto w końcu przestał sobie radzić. Rodzicom nic nie mówiłam tylko bo oni to by na pewno stwierdzili że sobie wymyśliłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doskonale Cię rozumiem, Enfren :) , ale rozumiem też, skąd się to bierze (takie nastawienie osób z zewnątrz). Wydaje mi się, że są dwa główne powody:

1. Nie wiedzą, jak pomóc, jak wesprzeć, czują się bezradni na tym polu i dlatego unikają tematu

2. Nikt nie lubi przebywać ze "smutasem" jak to niektórzy określają, ludzie wolą się bawić, a taki balast w postaci osób z depresją nie jest im po drodze :(

 

Kiedy doszłam do tych wniosków, poczułam się tym bardziej osamotniona i bezradna. Czuję czasem nawet, że między mną a najbliższymi osobami jest jakiś niewidzialny mur niezrozumienia. Skoro nawet najbliżsi to bagatelizują/nie rozumieją naszych problemów, to kto nam pomoże? Czuję czasem, że znikąd pomocy, nikt i nic nie będzie w stanie mi pomóc.

 

A jaką mam na to radę- staram się jak najbardziej polegać na sobie, uczyć się zdrowego egoizmu, kierować się myśleniem "jeśli sama o siebie nie zadbasz, nikt o ciebie nie zadba za ciebie" itp. Marne to pocieszenie i pomysł, ale zawsze coś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doskonale Cię rozumiem, Enfren :) , ale rozumiem też, skąd się to bierze (takie nastawienie osób z zewnątrz). Wydaje mi się, że są dwa główne powody:

1. Nie wiedzą, jak pomóc, jak wesprzeć, czują się bezradni na tym polu i dlatego unikają tematu

2. Nikt nie lubi przebywać ze "smutasem" jak to niektórzy określają, ludzie wolą się bawić, a taki balast w postaci osób z depresją nie jest im po drodze :(

 

Kiedy doszłam do tych wniosków, poczułam się tym bardziej osamotniona i bezradna. Czuję czasem nawet, że między mną a najbliższymi osobami jest jakiś niewidzialny mur niezrozumienia. Skoro nawet najbliżsi to bagatelizują/nie rozumieją naszych problemów, to kto nam pomoże? Czuję czasem, że znikąd pomocy, nikt i nic nie będzie w stanie mi pomóc.

 

A jaką mam na to radę- staram się jak najbardziej polegać na sobie, uczyć się zdrowego egoizmu, kierować się myśleniem "jeśli sama o siebie nie zadbasz, nikt o ciebie nie zadba za ciebie" itp. Marne to pocieszenie i pomysł, ale zawsze coś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psy są świetnymi kompanami.

 

"jeśli sama o siebie nie zadbasz, nikt o ciebie nie zadba za ciebie"

Tego zaczęłam się uczyć już od około 11 roku życia, w domu rodzinnym. W tej chwili nigdy nie liczę na pomoc od innych, może też dlatego nie boli mnie brak specjalnego wsparcia. Dla mnie jest logiczne, że jak umiesz liczyć, to licz na siebie. Jak ktoś mi pomoże, to ok, ale nigdy na to nie liczę. Zawsze staram się znaleźć wyjście z sytuacji sama, nawet jeśli miałoby to być znacznie trudniejsze niż z czyjąś pomocą. Oczywiście pomoc opłacona lub będąca usługą odwzajemnioną nie jest już tą pomocą o której piszę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psy są świetnymi kompanami.

 

"jeśli sama o siebie nie zadbasz, nikt o ciebie nie zadba za ciebie"

Tego zaczęłam się uczyć już od około 11 roku życia, w domu rodzinnym. W tej chwili nigdy nie liczę na pomoc od innych, może też dlatego nie boli mnie brak specjalnego wsparcia. Dla mnie jest logiczne, że jak umiesz liczyć, to licz na siebie. Jak ktoś mi pomoże, to ok, ale nigdy na to nie liczę. Zawsze staram się znaleźć wyjście z sytuacji sama, nawet jeśli miałoby to być znacznie trudniejsze niż z czyjąś pomocą. Oczywiście pomoc opłacona lub będąca usługą odwzajemnioną nie jest już tą pomocą o której piszę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fakt, że pies to jedyne stworzenie, na które można by zawsze liczyć przynajmniej. Zazdroszczę ludziom, którzy byli wychowani w mocnej wierze w Boga, oni mają jeszcze to koło zapasowe, że mogą pójść do kościoła i się pomodlić. Ja gadając do siebie nie czuję za bardzo wsparcia...

 

To prawda, że ludzie czują się albo bezradni i nie wiedzą jak się zachować albo nie lubią być ze smutasami. Ale mam jakieś takie wrażenie, że większość po prostu kompletnie nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo ich pomocy potrzebujemy, jak tragiczna jest nasza wewnętrzna sytuacja. Nie zagłębiają się w sprawę, niby nie jest im obojętne to jak się czujemy, ale tak naprawdę to po prostu nie chce im się wysilić i pomóc. Jakby się trochę zastanowili i faktycznie pochylili nad nami, to by dostrzegli co jest do zrobienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fakt, że pies to jedyne stworzenie, na które można by zawsze liczyć przynajmniej. Zazdroszczę ludziom, którzy byli wychowani w mocnej wierze w Boga, oni mają jeszcze to koło zapasowe, że mogą pójść do kościoła i się pomodlić. Ja gadając do siebie nie czuję za bardzo wsparcia...

 

To prawda, że ludzie czują się albo bezradni i nie wiedzą jak się zachować albo nie lubią być ze smutasami. Ale mam jakieś takie wrażenie, że większość po prostu kompletnie nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo ich pomocy potrzebujemy, jak tragiczna jest nasza wewnętrzna sytuacja. Nie zagłębiają się w sprawę, niby nie jest im obojętne to jak się czujemy, ale tak naprawdę to po prostu nie chce im się wysilić i pomóc. Jakby się trochę zastanowili i faktycznie pochylili nad nami, to by dostrzegli co jest do zrobienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o moich kłopotach zdrowotnych wie TŻ, mam w nim wsparcie. Moje rodzina wie, ale nie rozmawiam z nimi o tym. No i faktycznie pies to najlepszy towarzysz w kiepskich chwilach. ja mam dwa psy, codziennie mam spacer nawet jak nie mam siły :) bo ogony wyjść muszą. Jak nie ma TŻ to śpię obłożna psami i to mi pomaga lęki nocne zwalczyć. Nie wiem jak ludzie mogliby mi pomóc, większość pewnie nie wiedziałaby jak się zachować a reszta rzucałaby banałami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o moich kłopotach zdrowotnych wie TŻ, mam w nim wsparcie. Moje rodzina wie, ale nie rozmawiam z nimi o tym. No i faktycznie pies to najlepszy towarzysz w kiepskich chwilach. ja mam dwa psy, codziennie mam spacer nawet jak nie mam siły :) bo ogony wyjść muszą. Jak nie ma TŻ to śpię obłożna psami i to mi pomaga lęki nocne zwalczyć. Nie wiem jak ludzie mogliby mi pomóc, większość pewnie nie wiedziałaby jak się zachować a reszta rzucałaby banałami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakby się trochę zastanowili i faktycznie pochylili nad nami, to by dostrzegli co jest do zrobienia.

Jest też taka brutalna prawda, że nikt nie ma obowiązku wysilać się i zastanawiać.

Pies fajny, przynajmniej człowiek ma poczucie obowiązku i po prostu musi wyjść na spacer choćby nie wiem jak paskudnie się czuł i stracił wszystkie życiowe siły na to wyjście. Ale na dłuższą metę nic nie zmienia i w końcu wychodzi na to, że potrzeba jednak pogadać z ludźmi.

 

A co do tematu, wsparcia nie mam, nigdy nie miałam, a jak przemogłam się i poprosiłam, to... no właśnie usłyszałam, że może ja chcę, ale nikt nie musi dawać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakby się trochę zastanowili i faktycznie pochylili nad nami, to by dostrzegli co jest do zrobienia.

Jest też taka brutalna prawda, że nikt nie ma obowiązku wysilać się i zastanawiać.

Pies fajny, przynajmniej człowiek ma poczucie obowiązku i po prostu musi wyjść na spacer choćby nie wiem jak paskudnie się czuł i stracił wszystkie życiowe siły na to wyjście. Ale na dłuższą metę nic nie zmienia i w końcu wychodzi na to, że potrzeba jednak pogadać z ludźmi.

 

A co do tematu, wsparcia nie mam, nigdy nie miałam, a jak przemogłam się i poprosiłam, to... no właśnie usłyszałam, że może ja chcę, ale nikt nie musi dawać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaraz, zaraz chyba zapominacie o kotach... w niczym psom nie ustępują i tez można z nimi chodzić na spacery :P a wracając do meritum - bardzo trudno coś doradzić osobom z depresją. Sama miałam depresję, więc znam problem, teraz ma mój przyjaciel - i nie wiem za bardzo, jak mu pomóc... ile razy można powtarzać to samo, dawać te same rady ? ja swoje, a on swoje - pomysły mi się już kończą :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaraz, zaraz chyba zapominacie o kotach... w niczym psom nie ustępują i tez można z nimi chodzić na spacery :P a wracając do meritum - bardzo trudno coś doradzić osobom z depresją. Sama miałam depresję, więc znam problem, teraz ma mój przyjaciel - i nie wiem za bardzo, jak mu pomóc... ile razy można powtarzać to samo, dawać te same rady ? ja swoje, a on swoje - pomysły mi się już kończą :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×