Skocz do zawartości
Nerwica.com

krok blizej krawedzi...


lenad

Rekomendowane odpowiedzi

Witam!

Nie wiem po co piszę, pewnie, żeby może troche sobie ulżyć...może ktoś mi coś doradzi... sama nie wiem... Tkwie w wielkiej czarnej dziurze, ktora mnie wciaga i nie potrafie sie z niej wyrwać. Może to depresja a może już śmierć...

Moje życie nie było usłane rózami. Od 18 roku życia sama musiałam dbać o swój tyłek. Udało mi się wtedy skończyć szkołę, znaleźć pracę. Niestety nie udało mi się skończyć studiów - kasy zabrakło. Przez 5 lat byłam w związku z facetem 18lat starszym ode mnie, który dokładnie w % rocznice rzucił mnie dla młodszej. Potem, zeby sobie udowodnic, że mogę mieć każdego wyszłam za mąż. Jednak po 4 latach sie rozstaliśmy (do dziś jesteśmy w całkiem normalnych kontaktach, jednak nie można powiedzieć, zeby były przyjacielskie). Niepowodzenie małżeńskie i problemy z tym związane po raz pierwszy zamknęły mnie w domu na 8 miesięcy. Miałam pracę związaną z robieniem stron internetowych, więc nie miałam potrzeby wychodzenia z domu. Pojawił się alkohol. Pracowałam tylko po to, żeby miec na fajki, alkohol, czynsz, oplaty i żeby wykarmic kota i psa. Doszło do tego, że przestałam sie widywać z rodzina. Kiedyś przyszla moja siostra, co mnie bardzo rozdraznilo, krzyczac na mnie, ze zapuscilam sie jak menel. Do tego pochwalila sie, ze idzie na rozmowe o prace. Tak mnie wkurzyla tymi "madrosciami", ze ukradlam jej dane do tej firmy i sama umowilam sie na rozmowe. Dostalam te prace bez mrugniecia okiem. Wyszlam z domu, zaczelam prace z ludzmi, przestalam pic. Zobaczylam sens jakis. Moja kariera sie rozwijala. Po jakims czasie zmienilam firme na bardziej rozwojowa i szlo mi calkiem nieźle. Pasmo sukcesow, fajne pieniadze. Schudlam, zaczelam sie fajnie czuć. I jakby facetów wokol mnie bylo wiecej.... Poznalam wtedy Daniela. Właściwie to on mnie sobie wychodził, bo cały czas trwalam w przekonaniu, że chce spedzić życie sama. Jednak tak mnie rozkochał, że wszystkie moje przekonania dotyczące związków legły w gruzach. To były piękne dni. Byłam z mężczyzną moich marzeń. Kochałam i byłam kochana... Kiedy już zdecydowaliśmy się podjąć poważniejsze kroki, Daniel zginął w wypadku samochodowym. Zostawił mnie tak o:( Cały świat się zawalił a ja się rozsypałam. Musiałam też zmienić mieszkanie. Wziełam więc pierwsze lepsze... po 4 miesiącach wlaścicielka pod moja nieobecnosć wyniosła mi wszystko. To co mi zostalo to to co miałam na i przy sobie. Na horyzoncie pojawil sie tez facet, który kiedyś do mnie smalił cholewy. Dobrze mi się z nim gadało. Bezpiecznie czułam się w jego towarzystwie, choć gdzieś moja intuicja podpowiadala, żeby nie ufać tak do końca. Byłam w totalnej rozsypce. Tu Daniel, tu kradzież, tu praca zaczela sie sypac... On obiecał mi, że mi pomoże, że się mną zaopiekuje. Okazało się, że wrócił do Polski ratowac swój byly związek, ale się nie udało. Jakoś tak na mnie wpłynął, że zgodziłam się sprobować. Dziś twierdzę, że to był największy moj bład...

On pojechał do Irlandii, przez 9 miesiecy "bylismy" na odleglosc. Potem podjelam decyzje, że jak mamy byc razem, to razem. WIęc rzuciłam pracę, sprzedałam co miałam, kupiłam bilet w jedną stronę stawiając wszystko na jedną kartę - MUSI SIĘ UDAĆ.

Do momentu kiedy nie zaczęłam pracować bywało raczej dobrze. Stwierdziliśmy, że będzie biedniej ale swobodniej, jeśli wynajmiemy dom tylko dla siebie. Mieliśmy rozwijać związek a nie go zabijać. I tu zaczęły się schody. Oboje pracowaliśmy ciężko w różnych godzinach. bywało, że widywaliśmy się po 2-3 dziennie, bo jak ja wracalam z pracy to on szykował się do pracy, kiedy wracał z nocki ja już bylam w pracy. Czas wolny wspolny on wykorzystywał na swój reset... alkohol. Coraz mniej czasu spedzał ze mną. Seks mieliśmy statystycznie raz w miesiącu.. i to też bylejaki. Nie pomagaly rozmowy, bo w każdej z nich tak wszystko wykrecał, że ja przesadzam, że on mnie kocha itd. Pił coraz więcej... Pewnego razu w pracy dość nieszczęśliwie upadłam i zaczęły się moje problemy z kręgosłupem.... i z nim.

Poszłam na chorobowe. Przez pol roku byłam bez pieniędzy. On czul sie panem sytuacji, bo placil wszystkie rachunki. Pił coraz więcej ale zaczął mnie wyzywać. Na początku byly epitety "lekkie". Przestałam wychodzić z domu, bo bałam się wydać jego pieniedzy... nawet na chleb - zeby go nie zezłościć. Czułam się jak ostatnia szmata. straciłam wiarę w siebie i swoje możliwości. Już stałam na krawędzi klifu... Ale mam jeszcze zwierzaki i musze sie nimi zająć. Zeszłam, wróciłam do domu... i znów to samo. Mijały kolejne tygodnie, a w domu coraz gorzej. Kiedyś zrobił mi po pijaku potworna awanture, próbował mnie uderzyć. Zawołałam policje. Po tym wszystkim przeprowadziliśmy kolejna rozmowe. Obiecał mi, że pojdzie na terapie.... Oczywiście nie poszedł. Po kilku tygodniach znow cała polka od początku. 2 miesiące temu w końcu mnie pobił. Wezwalam policje. Moge go wsadzić do pierdla i pozbawić wszystkiego co ma.... Nie zrobilam tego.

Wciąż mieszkamy w jednym domu (od 1.5 roku w osobnych sypialniach). nie mam możliwości finansowych (chorobowe), żeby się wyprowadzić. Znów zamknęłam się w domu, z nikim nie widuję. Znów mam mega doline. Dzis po mnie znów jeźdźił, że mam 36 lat a wygladam jak stara krowa, że go oszukałam, bo nie moge mieć dzieci (lekarze nie są do końca pewni). Potem padło hasło, że mój Daniel wiedział kiedy umrzeć, bo nie musi się teraz ze mną użerać...

Znów ryczę przez tego drania. Nie mam sił by zrobic cokolwiek. Nie wiem jak mam sie z tego wydostać... Znów jestem poobijana. Znów chcę to wszystko skończyć w jeden sposób... Boję się, że kiedys sprowokuje mnie do tego stopnia, że go utłuczę. Jestem tu sama. Nie mam zbyt wielu znajomych, bo przestałam z nimi utrzymywać kontakt.. żeby on mnie wciaz nie podejrzewał, że się puszczam. Nawet nie mam z kim pogadac. Mamie nic nie mowie, bo nie chce jej denerwować... Nie wiem. Chcę umrzeć, bo już nie wierzę, że się kiedyś to fatum ode mnie odwróci:( Teraz ide poplakac. Dobranoc, przepraszam, że zamuliłam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lenad, czesc:) Przeczytalam dokladnie cały post. Faktycznie Twoje zycie nie było i nie jest uslane rozami. Moje tez, i mysle ze jakies 60% ludzi na calym swiecie takie samo. Ale sama doskonale wiesz, ze po nawet najwiekszym upadku mozna sie podniesc. Po pierwsze co z Twoim kregoslupem? Koniecznie trzeba albo rehabilitowac, albo operacja? Po drugie zacznij prace, skoro tworzysz strony www, to sie tym zajmij, wyprowadz sie od faceta. I nie łąp sie za tego pierwszego faceta ktory pojawi sie na horyzoncie, lepiej byc sama ni z takim co pije i bije :shock: Mysle, ze jak ułozysz sobie liste priorytetow i zaczniesz dzialac, to spokojnie znowu staniesz na nogi. Powodzenia:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Agusia, problem w tym, ze nie moge sie pozbierac do kupy, zeby zaczac dzialac. Totalna rezygnacja. Nie chce juz sie z nikim wiazac. Czekam na operacje kregoslupa juz tak dlugo, ze zaczynam watpic czy kiedykolwiek sie doczekam. Dzis znow jest gorzej, nie moglam wstac z lozka, do lazienki sie doczolgalam. Jak sie czuje troche lepiej, to lepie z gliny roznosci, tylko po to, zeby zajac rece i mysli, ale coraz rzadziej.

 

Sama tego nie ogarne.... do tego on za chwile wroci do domu a ja juz cala sie trzese:/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×