Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja a perfekcjonizm i samotność


Iryska

Rekomendowane odpowiedzi

Czy ktoś z Was jest perfekcjonistą? Takim, że nie pozwala sobie na najdrobniejsze błędy?

Ja tam mam praktycznie od dzieciństwa, efekt wychowania. "Dzięki" temu od zawsze byłam samotna, bo zamiast się z kimś spotykać, musiałam siedzieć nad książkami, żeby być najlepszą w szkole, albo pomagać w domu, bo przecież "córka sąsiadów zawsze pomaga rodzicom". Teraz jestem na pierwszym roku studiów, postanowiłam, że to zmienię, dam sobie prawo do błędów, zacznę się spotykać z innymi, znajdę sobie przyjaciół... I nic z tego nie wychodzi. Paraliżujący strach, że dostanę niższą ocenę niż dobry, że zawiodę rodziców i siebie, że znowu okażę się beznadziejna. I lęk przed jakimkolwiek bliższym kontaktem z innymi. Krótka rozmowa o niczym, ok. Ale już odwiedziny u kogoś, wspólne wyjście, nie mówiąc już o jakimkolwiek zwierzaniu się - za nic w świecie. W sumie to żałosne, że nie potrafię nikogo znaleźć w realnym świecie, tylko muszę wypisywać w Internecie swoje żale.

Ktoś z Was też tak ma?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety znam temat strasznie to meczace takie bycie najlepszym we wszystkim co sie robi stawianie sobie wysokich poprzeczek,oczywiscie że bierze sie to z wymagan rodzicow wobec mnie wiec sie zameczam czasem i otoczenie na tym cierpi natomiast mam tego swiadomosci i pracuje nad tym by umiec odpuscic sobie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Iryska, ja tez jestem perfekcjonistką i myślę, że też "zawdzięczam" to rodzicom niestety, ale co zrobić zawsze mieli wobec mnie duze wymagania, np. ojciec jak dostałam 4 to pytał się: "A dlaczego nie 5?"-mowił to w żartach, ale jako dziecko inaczej to odbierałam, jakos próbuję walczyc ze swoim perfekcjonizmem, ale z róznymi efektami

a Ty masz tak ze duzo wyamgasz od innych i od siebie czy tylko od siebie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bycie perfekcyjnym jest strasznie meczące i paraliżuje życie. Wiem o tym doskonale bo nawet kupując marchewki w sklepie muszą być one idealne i perfekcyjne. Diatas - jest z tym powiązane również poczucie winy. Cięzko z tym walczyć ale się da - u mnie są czasem małe efekty - po prostu sobie odpuszczam, sama muszę sobie tłumaczyć, ze świat się nie zawali jeśli coś nie będzie zrobione idealne. Ale przez długie lata mojego życia nawet jak podpierałam się nosem ze zmęczenia to i tak wszystko musiało być perfekcyjne. I co mi z tego przyszło...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też tak mam. Do tego dochodzi niska samoocena, w momencie kiedy moje JA rzeczywiste nie dorównuje wyobrażonemu JA idealnemu.

Najgorzej jest na egzaminach - zawsze myślę o tym, czego nie wiem, zamiast wykorzystać to, co wiem. To strasznie utrudnia życie.

Znam ten ból. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie też właśnie ciągłe poczucie winy, i to za błahostki typu "pisałam referat 4 godziny, jestem beznadziejna, bo gdybym pisała w 3, to mogłabym się nauczyć jeszcze czegoś".

Wymagam tylko od siebie, słyszałam wielokrotnie, że nigdy nie wymagam niczego od innych. Drażni mnie, gdy się na kimś zawodzę albo oczekuję czegoś innego, ale za nic nie umiem się do tego przyznać. Chyba też dlatego nie umiem stworzyć jakiejś trwalszej więzi, przyjaźni, mnie mówiąc już o związku. Gdy coś mi nie pasuje, nie mówię o tym, tylko zamykam się w sobie, a w konsekwencji oddalam od innych. Jednocześnie każde najdrobniejsze odsunięcie ze strony innych traktuję jako swoją winę, bo skoro ja nie mówię, że ktoś mnie krzywdzi, to wychodzę z podświadomego założenia, że nikt tego nie robi -> czyli zapewne ja też krzywdzę wszystkich wokół i cały czas wszystkiemu jestem winna.

Wiem, błędne koło, ciągle się przyłapuję na tym, że sama się nakręcam, próbuję to jakoś ogarnąć, ale opornie to idzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet największy sukces mnie nie cieszy, bo przecież zawsze zrobię jakiś błąd, zawsze mogło być lepiej, szybciej. Ta spirala sama się nakręca. Wiem, że to nie jest dobre, ale też nie mam pojęcia jak się od tego uwolnić.

 

Ten perfekcjonizm nie jest dobry (znam to, bo sama tak miałam - w szkole zawsze świadectwo z czerwonym paskiem, studia skończyłam z najlepszym wynikiem na roku, w pracy zawsze musiałam mieć najlepsze wyniki (pracuję w sprzedaży)... aż wylądowałam na silnych lekach: przeciwdepresyjnych, przeciwlękowych, z totalnym wypaleniem zawodowym i życiowym...

 

Z tego co piszecie, to Wasz perfekcjonizm dotyczy na razie głównie szkoły, a pomyślcie co będzie, jak dojdą do tego inne role życiowe: idealnego pracownika, idealnej zony, idealnej matki... brrrr....!!! Żałuję, że tak późno do tego doszłam....

 

Teraz uczę się jak być WYSTARCZJĄCO DOBRA... już nie jestem perfekcyjna :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem co to za pacan wymyślił to poczucie winy, ale ja dochodzę do wniosku, że czegoś takiego nie ma. A że ktoś czegoś nie umie zrobić w 3h, a robi w 4h to co z tego - tak już jest. Zresztą jak się zrobi w 3 to będzie można się obwiniać, że można było zrobić w 2h itd Najlepiej sobie odpuścić jak to ruda80 pisze. Robić wszystko po swojemu i na swoją szybkość/jakość.

Do tego dochodzi niska samoocena, w momencie kiedy moje JA rzeczywiste nie dorównuje wyobrażonemu JA idealnemu.
moje ja od ja to jest odległe o miliony galaktyk, ale to jest głupota że mam jakieś chore wyobrażenia powinności ... Jakby nie można być człowiekiem, ehh

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja to jestem a może bardziej byłem perfekcjonistą ale niemożność bycia perfekcyjnym, najlepszym spowodowała u mnie wycofanie się życia i wręcz skutkiem tego jest to że w życiu nie zrobiłem kompletnie nic. Mam 30 parę lat nigdy nie miałem żadnej poważnej, legalnej pracy, czy poważnego związku, skończyłem niby studia ale byle jakie w ogóle całe moje życie to bylejakość na niczym mi nie zależy bo wiem że w niczym nie będę dostatecznie dobry a muszę być dobry aby siebie zaakceptować i takie to błędne koło. Ludzie z boku uważają mnie za przykład lenistwa i totalnego braku ambicji i nigdy by nie pomyśleli że mogę mieć coś wspólnego z perfekcjonizmem, no może już w tej chwili nie mam.

 

-- 27 lis 2012, 01:24 --

 

symphony, trochę Tobie zazdroszczę oczywiście nie tego że Twoje sukcesy Ci nie dają radości a dążenie do nich wymęcza ale że jednak obiektywnie rzecz biorąc odnosisz sukcesy życiowe, zawodowe bo ja nawet tego nie mam i nawet zmiana punktu widzenia na totalnie realny nic u mnie nie zmieni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlosbueno Bo z nami jest tak, że chcielibyśmy od razu być zejebiści, a tak się nie da. Trzeba zaczynać od początku od podstaw. Przestałeś już być perfekcjonistą - to chyba dobrze nie?

sam nie wiem czy przestałem, ale mam już mniejsze oczekiwania co do życia. A z tym byciem od razu zajebistym to racja uważam że powinienem bez żadnej pracy, praktyki być od razu w czymś dobrym a jak tak nie jest to się wkurzam i popadam w ciężkie doły, najbardziej mnie wkurza jak ktoś robi coś lepiej niż ja mimo że wcale większej praktyki nie ma.

 

Uważam że nie nadaje się na kierowce bo parę razy próbowałem prowadzić i nie za bardzo mi wychodziło,no ale chyba większości ludzi tak było na początku a ja se wmówiłem że jestem totalnym antytalentem motoryzacyjnym i olałem prawo jazdy bo i tak bym nie zdał. To samo jest z wieloma pracami, nie wychodziły mi zbytnio to zamiast starać się zgłębić tajniki,trenować to uznałem że do tego się nie nadaje, jestem antytalentem tak jest ze wszystkim,teraz to nawet przestałem cokolwiek próbować, zaczynać bo z góry uważam że się do niczego nie nadaje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

najbardziej to nie potrafiłem znieść np jak kiedyś trenowałem biegi i przegrywałem z osobami które w ogóle nie trenowały lub prawie wcale to mnie do szału doprowadzało i musiałem rzucić sport.

 

W pracy tez pracując kilka lat w jednej firmie się zdarzało że nowo przybyli byli efektywniejszymi lepiej znającymi się pracownikami niż ja strasznie mnie to dołowało nie mogłem z tym żyć bo to dowodziło mojej beznadziejności. Teraz jak nie robię kompletnie nic przynajmniej to mi odpada ale czuje się równie beznadziejnie.

 

Byłem kiedyś na zbiorze owoców i oczywiście inni zbierali dużo szybciej niż ja i mi to jeszcze wypominali popadłem wtedy w straszny stan prawie ciągle myślałem o śmierci lub ucieczce, nie znoszę być gorszy od innych a jestem w prawie wszystkim. Jescze dodam że to poczucie bycia gorszym powodowało u mnie wysoki poziom stresu, autoagresji który pewnie w jakimś stopniu uniemożliwiał u mnie normalna pracę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlosbueno No to jest wkurzające jak ktoś nowy bardziej kumający uczy się czegoś w kilka dni, gdzie ja poświęcałem na to miesiące. To są geniusze albo poprostu odważni. Nieraz siebie łapię, że boję się czegoś zrobić przez co opóźnia się moja wydajność bo się zastanawiam czy wszystko jest tip top czy nie popeniłem błędu. A ktoś inny z opanowanym lękiem wziąłby się za to zrobił i już, zaryzykował bez obaw. Takiego myślenia mi brak że jak się cos schrzani to co z tego? Pomylić się nie można? Jak inaczej można się szybko uczyć jak nie na swoim błędach?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlosbueno

Mam podobnie. Nie potrafię cieszyć się z niczego, ponieważ zawsze uważam, że coś mógłbym zrobić lepiej, nigdy nie jestem wystarczająco dobry, a to co robię, wychodzi beznadziejnie. Z tego właśnie powodu, nie robię praktycznie nic, żyję w maraźmie i nie mam ambicji na dalszy rozwój. Zasadniczo, to wyłączam się z jakiegokolwiek myślenia, ponieważ i tak wiem, że to co zrobię - nie wyjdzie.

 

Kończę właśnie pierwszy stopień kiepskich studiów. Nie mam ambicji i planów na dalsze życie. Żyję pod jednym dachem z moją mamą i sama myśl na wyprowadzkę mnie przeraża, choć tak naprawdę, bardzo chciałbym to zrobić - być niezależnym i samodzielnym. Jednakże, takim myśleniem odsuwam się od innych i wpędzam w samotność...

 

Czy próbowałeś jakoś z tym walczyć, coś z tym zrobić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

liar, w Twoim wieku studiując jeszcze chyba to normalne że siedzisz w domu z rodziną no ale jak się człowiek nie zmieni to ciężko się wyrwać później no i przyzwyczajenie dochodzi.

 

Ja skończyłem jakieś byle jakie studia które nic mi nie dały siedziałem 1,5 roku w domu i później wyjechałem na parę lat za granicę gdzie pracowałem. Niby utrzymywałem się sam miałem pieniądze o których w Polsce mógłbym pomarzyć ale wiecznie byłem niezadowolony praca mi nie odpowiadała, zarobki też jak je powyorywałem do innych którzy zarabiali tam 2 razy więcej i mieli jakąś mądrzejsza pracę niż sprzątanie czy rozbiórka budynków.

W kółko do innych się porównuje i widzę że jestem gorszy ale nie motywuje mnie to działania a właśnie do narzekania, apatii i rezygnacji. Teraz nawet za granicę mi się nie chce za bardzo jechać bo wiem że będę tam najgorszym tanią siłą roboczą no ale lepsze to niż siedzenie w domu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy próbowałeś jakkolwiek działać, żeby coś z tym zrobić? Pójść do specjalisty, znaleźć coś do motywuje do działania, rozwoju?

 

Po namowach mojej mamy postanowiłem dzisiaj wybrać się do Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Jest mi bardzo ciężko - boję się tam iść, nie wiem co mógłbym im powiedzieć, nawet nie wiem czy chcę z nimi rozmawiać. Jednak kolejny dzień z rzędu muszę przez kilka godzin zmuszać się do tego, by wstać z łóżka i wyjść na uczelnię. Ten marazm mnie przeraża...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

liar

chodziłem do psychiatry brałem leki ale na motywacje nic nie pomagały, jedyne co to że po nich mniej analizujesz, skupiasz się na swoich słabościach i jeśli to Twój główny problem to mogą pomóc ale mi w sumie nic nie dały. Leki przynajmniej te z grupy SNRI dodają też energii j ale jak jej odpowiednio nie ukierunkujesz tak jak ja to w sumie niewiele z tego masz poza roznoszącą Cie energią, zresztą nie jest ona wieczna i tez powoduje senność nadmierną.

 

Na terapie chodziłem ale za krótko żeby mogła zadziałać zresztą ja zawsze do wszystkiego mam sceptyczne podejście co tez utrudnia terapię.

Jeżeli tak źle się czujesz to na pewno wizyta u specjalisty wskazana może pomóc ale też jeżeli sami sobie nie pomożemy na cud nie ma co liczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie!

Od razu piszę że nie jestem perfekcjonistką, ale napiszę tym jak Ja i inni znajomi postrzegają takie osoby. A opiszę to na przykładzie mojej koleżanki z klasy. Otóz uczymy się w szkolę .Owa perfekcjonistka ma męża i dwójke dzieci( 15 i 6 lat) Wiem ,ze studiowała stomatologie i przerwała po dwóch zaliczonych latach....dlaczego? bo niby nie radziła sobie z nauka.Jednak dogłębnie to myśle że nie dlatego że nauka ją przerosła tylko fakt że na tych studiach byli lepsi od niej którzy zdawali na 5 a ona na 3,4. i tego nie mogła przeżyć.A do tej szkoły co przyszła teraz chce sobie udowodnić że jest najlepsza bo nie ukrywajmy poziom studiów a szkoła policealna to nie do porównania.Uwierzcie mi ona siedzi po nocach i się uczy,zawsze musi być aktywna na zajęciach,pani rzuci temat co będzie na następnych zajęciach a ona już przychodzi z notatkami gotowymi,żeby zabłysnąć. A co jest najlepsze że ciągle mówi że jej na ocenie nie zależy.Kiedyś dostała 4 to poszła poprawiać bo czuje niedosyt.A jak 3 to ryczała poł dnia i przeżyć tego nie mogła bo nie można było poprawić. Jak mamy egamin to dzwoni i pyta ciągle "jak daleko jesteś z nauką?" żeby nie powiedzieć jej czasem że dalej od niej.Albo mówi że ona jeszcze do niczego nie zajrzała. Czasem to mam jej ochotę dać pstryczka w nos. Do czego zmierzam? A no do tego że takie osoby trudno znosić i lubić, bo one tak naprawdę nie czerpią z życia satysfakcji.Nie oceniam tu was wszystkich,ale na jej przykładzie to widzę.Ona wracając po zajęciach nie umie odpocząc wyluzować tylko odrazu zamyka sie i uczy.Dobrze że ma męża który za nia wszystko zrobi prawie. Nawet nie można z nia pogadać za bardzo czy gdzieś wyjść się spotkać.Ciągle narzeka że nie ma czasu dla dzieci i męża.To na Boga wyluzuj kobieto. Do tego jest osobą która lubi się podlizywać i wchodzić w tyłek....ktoś by powiedział że jej zazdroszcze.A no właśnie nie zazdroszcze bo też zdaję egzaminy dobrze ale nie robie tego z tak wielkim hallo. Nie sądzę żeby sie zmieniła, bo ona ma uraz po studiach. Dziewczyny wrzuccie na luz bo się wykończycie,życie jest za krótkie żeby je poświęcić tylko na bycie perfekcjonistą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie!Carlos mam tak jak Ty i mysle, ze wiele stracilam przez takie myslenie:/ Tylko jak to zmienic? Chodzilam do pani psycholog, ktora stwierdzila ze trzeba dzialac!Tak tylko gdzie, w jaki sposob skoro tu w Polsce nic nie moge zdzialac!pozdrawiam,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej!

Widzę, że nie tylko ja mam taki problem...

Wśród Waszych postów widziałam, że kilkoro z Was pisze, że perfekcjonizm niejako zaszczepili Wam rodzice, przez stawianie dość wygórowanych oczekiwań. Rodzice nauczyli Was - pewnie niechcący - żeby uzależniać poczucie własnej wartości od oceny innych czy wywiązanie się z pokładanych w Was nadziejach. Pewnie więc te Wasze "ambicje" nie biorą się Waszej prawdziwej wewnatrznej potrzeby, ale z oczekiwań innych ludzi - tutaj Ameryki nie odkryłam.

Ale jest jeszcze coś. Piszecie, że przez te wymagania, zaniżoną samoocenę, ciągłą presję na wyniki itp. trudno Wam jest nawiązać jakieś przyjaźnie (mnie też). Mam wrażenie, że odmówiono Nam nauki tego, jak budować przyjaźń opartą na - w sumie - bezwarunkowej akceptacji tego, jakimi jesteśmy ludźmi. Cierpimy więc, bo jesteśmy sami, nie ma nikogo, kto mógłby Nas docenić tak po prostu, a jedyną rzeczą, którą potrafimy zrobić, żeby zdobyć czyjąś przychylność to ciągłe dążenie do perfekcjonizmu i pokazywanie wyników. Bez nich jesteśmy nikim.

Myślę, że strach przed złymi wynikami nie bierze się, że nie sprostamy oczekiwaniom, ale bierze się, z tego, że zostaniemy odrzuceni, porzuceni, że będziemy jeszcze bardziej samotni, niz już jesteśmy teraz. Wypełniamy oczekiwania, które albo postawili nam inni, albo my sami sobie, tylko po to, żeby zagłuszyć te nieszczęsną samotność. Myślę, że to właśnie o to chodzi z problemem perfekcjonizmu.

 

-----------------

Przeczytałam ten swój powyższy tekst jeszcze raz. Czemu ja wszytko tak bardzo racjonalizuję? Nie ma tutaj za grosz emocji :( Sorry za off-topic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W końcu znalazłam jakiś punkt zaczepienia.. Depresję powoduje u mnie także perfekcjonizm. Jeśli czegoś nie zrobię dobrze, czuję się najgorsza, nie warta niczego, nawet w najgorsze dni i fazy choroby wymagam od siebie za wiele, a gdy już się poddam czuję się przegrana do końca życia. To się objawia u mnie na każdym etapie życia. Mimo depresji wmuszam w siebie jedzenie, bo będę chora, ćwiczenia, bo czuję się gruba, pomimo że waga utrzymuje się na stałym poziomie od paru lat, BMI jest idealne, wrecz waha się w granice niedowagi, a widzę grubsze osoby, ja muszę być najlepsza. Nie mogę zrozumieć ludzi którzy nie robią czegoś na 100%, ja wymagam od siebie o wiele więcej niż potrafię, teraz dostrzegam że zawsze tak było, wolałam uciec w to, by stawać się lepszym, myślałam że mnie to uszczęśliwi, poczuję się godna, doda sił i odwagi. Bo czy to wg was jest normalne, że człowiek w depresji wychodząc gdzieś musi wykonać PERFEKCYJNY makijaż, bez tego się nie ruszy, sto razy sprawdzić jak wyglada w ciuchach, będąc na terapii(chociaz krotko) odczuwać, że się samemu poradzi, bo wie się więcej niż terapeutka (tym samym z niej zrezygnować), zamiast czasem dać sobie odpocząć, męczyć się czymkolwiek, a w głebi duszy tak bardzo chcieć być normalnym i zdrowym na duchu jak i w ciele..

Co o tym myślicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niepojęta, jak ja Cię rozumiem w domu,w pracy wszędzie naj i zawsze mało naj i jak to męczy naj!nad tym trzeba pracować inaczej to tak wchodzi w krew ,że człowiek jak automat myśli i działa. :bezradny: Samoocena się kłania nisko ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×