Skocz do zawartości
Nerwica.com

Muszę się wygadać


Dolan

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich, mam 16 lat, imię nieistotne. Pisząc ten temat nie oczekuję żadnych porad, ani nawet odpowiedzi - aczkolwiek jak ktoś chce się wypowiedzieć to proszę bardzo. Chcę się jedynie wygadać, gdyż nie mam osoby, której mógłbym powiedzieć "co mi na wątrobie leży". Zacznę od początku.

 

Przede wszystkim mam stwierdzoną depresję. Oficjalnie od niedawna (może 2 miesiące?), aczkolwiek wydaje mi się, że borykam się z tą chorobą od 4 lat. Czyli od około 6 klasy podstawówki (!) co nie daje optymistycznej wizji całokształtu. Wtedy miałem za sobą pierwszą próbę samobójczą, jeżeli tak to w ogóle można nazwać. Nie wiem czy powinienem się wdawać aż w takie szczegóły, ale jeśli ktoś jest ciekawy - chciałem wyskoczyć za barierkę w środku noc, ale w ostatniej chwili się pohamowałem, tzn. jak stałem już za nią. Przyczyną chęci odebrania sobie życia był brak akceptacji rówieśników, złe oceny (dopadł mnie straszny leń, we wcześniejszych latach zawsze byłem w czołówce klasowej), które ukrywałem przed rodzicami. Trochę się ich nazbierało i panicznie bałem się reakcji. Wiadomo, że w końcu wyszło na jaw i słusznie mi się dostało, dzięki temu teraz w ogóle nie kłamę, zaległości nadrobiłem, a test końcowy napisałem najlepiej w szkole, udało mi się zyskać też kolegów, stałem się weselszy.

 

Stan ten trwał niewiele czasu, w pierwszej i drugiej gimnazjum ponownie nie potrafiłem dogadać się z ludźmi, byłem gnębiony. Myśli samobójcze czasami się pojawiały, ale nie były jakoś szczególnie intensywne, nic nie zrobiłem, jedynie zamykałem się w sobie i okazyjnie ciąłem (ale nie żyły, starałem się jedynie za pomocą bólu chwilowo oderwać od świata). W 3 klasie udało mi się jakoś otworzyć na innych, stałem się bardzo wesoły i optymistyczny, humor dopisywał mi CAŁY CZAS, ze smutnego dziecka stałem się duszą towarzystwa. Zająłem się też kulturystyką i BJJ, pajace śmiejący się ze mnie jaki jestem słaby i chudy teraz (w opinii innych) wyglądają przy mnie jak suchary i podnoszą ponad 2 razy mniejsze obciążenie niż ja - sprawdzaliśmy. Przy sparingach poskładałem ich jak dzieci. Wtedy doszedłem do wniosku, że zmiany zawsze są możliwe i nie należy przejmować się głupkami chcącymi dowartościować się kosztem innych. Niektórzy nawet byli pod wrażeniem tego jak można tak pozytywnie podchodzić do życia, twierdzili, że bardzo się zmieniłem. Gdy rok dobiegał końca odwróciłem role, co do niektórych, ja zacząłem zatruwać życie paru osobom, które niegdyś najbardziej mi podpadły. W niedługim czasie intensywnością takiego zachowania nadrobiłem wszystkie niemile spędzone lata. Niestety tak się wkręciłem, że strasznie dokuczałem nawet osobom praktycznie niewinnym. Na szczęście jakiś czas temu przemyślałem to sobie i zaprzestałem tego procederu, teraz jestem miły i chętny do pomocy.

 

Właściwy problem zaczął się pod koniec zeszłych wakacji. Zacząłem czuć się bardzo samotny, rzadko kiedy wychodziłem gdzieś wcześniej, znajomych widywałem jedynie w szkole, ale to mi wystarczyło. Gdy zaczął się rok szkolny to ewidentnie opuściłem się w nauce, kiedyś uchodziłem za dobrego ucznia, teraz jestem raczej w ogonie. To nie jest tak, że mam słabą pamięć, informacje INTERESUJĄCE MNIE chłonę jak gąbka. Problem w tym, że poza kulturystyką/jakimiś wydarzeniami ze świata to kompletnie nic mnie nie ciekawi. Żaden przedmiot. Zero. Na profil humanistyczny poszedłem tylko dlatego, że jestem słaby ze ścisłych, do technikum czy tym podobnej szkoły nie poszedłbym bo tam również nie pasjonuje mnie żaden kierunek. Nie mam żadnych planów i perspektyw na przyszłość, uważam, że jestem skończony i nie dam sobie rady w życiu. Dostałem okropnych myśli samobójczych, nigdy nie miałem ich tak intensywnych. Miałem nawet zaplanowane konkretne daty i sposób, ale póki co udało mi się to jakoś odsunąć na później. Szlajałem się po psychologach, próbowałem nawet hipnozy. Ostatecznie zostało zalecone leczenie farmakologiczne, ale nie wyraziłem na to zgody, gdyż od tych leków można stracić masę lub zalać się tłuszczem. Wtedy prawdopodobnie mój stan psychiczny jeszcze by się pogorszył, gdyż za bardzo zależy mi na wyglądzie zewnętrznym i nie mam zamiaru marnować roku rygorystycznych diet i treningów. Dodatkowo, niektóre powodują otępienie (jakbym obecnie nie był wystarczająco głupi i nieogarnięty) i spowolniony refleks, co z racji tego, że niedługo kończę prawo jazdy, jest mi wybitnie nie na rękę. Próbowałem brać jakiś ziołowy chłam, ale to nie uspokaja. Ciągle jestem nerwowy i bardzo agresywny, straciłem poczucie humoru, nie mam kompletnie motywacji do życia, widywania ludzi i nauki. Nie mam żadnych znajomych, nie umiem utrzymywać kontaktu z innymi, moja samoocena sięga dna. Każda błahostka, typu kartkówka, brak twarogu w lodówce (!) powoduje chwilowe nasilenie myśli samobójczych i strasznie mnie irytuje. Nie wiem już co robić, myślałem, że z optymisty cieszącego się każdym dniem nigdy nie doprowadzę się do stanu, kiedy każde otworzenie oczu rano powoduje u mnie wściekłość i jednocześnie smutek. Poza kompletnym brakiem życia towarzyskiego i co za tym idzie młodości, nie mam jakichś poważniejszych problemów. To wszystko ułożyło się jakoś w mojej głowie i wybuchnęło. Z takim nastawieniem i psychiką jestem po prostu skazany na niepowodzenie w życiu, nie planuję nawet dożyć końca roku szkolnego, chociaż będę się starał nie doprowadzić do samobójstwa tak długo jak tylko mogę. Gadanie innych typu "myśl pozytywnie", "życie jest piękne, szkoda umierać", "jesteś młody, wszystko przed tobą", "to nie rozwiązanie" blabla jest z mojego punktu widzenia (tj. osoby w depresji z dość wysokim ryzykiem zabicia się) zwyczajnie w świecie idiotyczne. Z resztą sam tak pocieszałem niegdyś ludzi i w związku z tymi wiem jak cały światopogląd wygląda z obu stron. Również takie argumenty jak "pomyśl co będzie czuć twoja rodzina", "to egoistyczne" na mnie nie działają. Mam to szczerze mówiąc w głębokim poważaniu, po śmierci to już nie mój problem.

 

Według mnie tego już nie zwalczę, tak źle nigdy się nie czułem i nie mam kompletnie motywacji do działania. Po prostu nawet mi się nie chce nic próbować, aby poprawić samopoczucie. Dobrze wiem jak to się skończy, ale dopóki żyję to postaram się chociaż pomagać innym jak tylko mogę i jak najwięcej zrealizować się w swojej pasji.

To tyle, chwilowo mi lepiej po tym jak to wszystko napisałem. Jak na wstępie - nikt nie musi odpowiadać, nawet czytać. Po prostu musiałem gdzieś się wygadać. Serdecznie pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dolan, napisałeś długi post, wypadałoby odpisać równie długą odpowiedzią. Daj tylko znać czy wchodzisz na to forum jeszcze. Znając ludzi w depresji nawet napisanie takie posta jest powodem do poczucia winy, obwinia się człowiek za to co zrobił i próbuje "żyć dalej", wymazując wstydliwą przeszłość.

 

Widzę pewne cechy wspólne ze mną. Np. chęć odegrania się na innych za to że nie było się traktowanym "poważnie". "Jeszcze odbiję się od dna, zobaczycie!". Za myśli s. się nie obwiniaj, to tylko myśli. Myślę, że chciałbyś żeby ktoś zwrócił na ciebie uwagę. W tym zabieganym świecie mało kto ma czas na takie rzeczy.

Po co się uczyć, żeby być kolejnym człowiekiem-robotem? Nauczycieli nawet nie obchodzi czy będziesz coś wiedział. Raczej dbają by "odbębnić swoje". Mnie w liceum uratował jeden nauczyciel z powołania. Praktycznie dla tej jednej osoby chodziłem na zajęcia. Myślę, żeby za jakiś czas się z tą osobą skontaktować i jakoś jej podziękować za to co robi. Myślę, że to nieprawda, że nic cię nie interesuje. Na pewno masz coś co chciałbyś robić, tylko okoliczności jakby silniejsze i nie pozwalają. Zajmij się może psychologią, poszukaj odpowiedzi, a jeszcze może nie powtórzysz błędów tych którzy cię skrzywdzili i będzie żyło się lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chęci odegrania się na innych nie mam, już to zrobiłem i co poniektórzy znają swoje miejsce w szeregu, dodatkowo nabrali pokory. Myśli samobójcze to akurat mój największy problem, jak pisałem - miewałem je już nieregularnie od 4-5 lat (sam nie pamiętam), ale nigdy nie były aż tak intensywne. Nawet w momencie, w którym jeden krok dalej spowodowałby śmierć, czułem się o wiele lepiej, nie bałem się tylko wręcz cieszyłem. Nie wiem czemu się rozmyśliłem zamiast skoczyć, dotąd tego żałuję.

Uwagi nie chcę na siebie zwrócić, rozmawiałem o tym tylko z ~3 bliskimi osobami. O tym jak do tego podeszły już wspomniałem, zostawiam teraz wszystko dla siebie.

Akurat nauka jest bardzo ważna, nawet ten głupi papierek po studiach. To jest niejako przepustka do dobrej kariery. Nawet jak jesteś w danym fachu przeciętny, ale masz skończoną dobrą uczelnię to masz szansę na pracę. Dla przykładu - na uczelni mojego kuzyna, notabene jednej z najlepszych w Polsce, przychodzili już szefowie różnych firm szukając ludzi na dobrze płatne stanowiska. Sami ich szukali. Doskonale zdaję sobie sprawę, że albo trzeba mieć wykształcenie, albo pomysł. Problem w tym, że ja już kompletnie nie umiem się uczyć, NIC z przedmiotów szkolnych mnie nie interesuje, ŻADEN kierunek studiów, ŻADNA praca, ŻADNE technikum, kompletne zero. Poza tym jak mój dzień ma wyglądać w sposób:

wstać rano, iść do szkoły, wrócić do domu, spać, obudzić się pod wieczór, zacząć się uczyć, iść spać...

Podziękuję za coś takiego. Gdybym miał chociaż, gdzie i z kim wyjść, miałbym życie tak jak 99% osób, które znam to inaczej bym na to patrzył. Jeżeli ta nędzna egzystencja będzie dalej wyglądać w sposób w jaki wygląda to nie ma mowy, żebym siadł do książek i marnował czas na coś co mi się w życiu nie przyda - a dlaczego nie przyda? Bo póki co długiego życia nie planuje. Sam nie mam siły już nic zmieniać, ci psycholodzy i inne wynalazki pomogą co najwyżej osobom mającym ochotę na współpracę. Oni tylko gadają, w dodatku rzeczy, które doskonale wiem. Nie motywują do działania, wręcz odwrotnie. Każda wizyta u psychologa kończyła się u mnie nasileniem myśli samobójczych i wzrostem agresji. Perspektywa ile trzeba zrobić, jak się zmienić, aby polepszyć chociaż minimalnie samopoczucie, po prostu mnie dobija. Tak jak mówiłem, nie mam na to już siły bo walczę ciągle ze sobą od przynajmniej 4 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dolan czy Ty kiedykolwiek myślałeś o leczeniu? sorki, jeśli nie przeczytałam dokładnie..... Kurcze mi się wydaje, że poza skłonnościami do pewnych stanów wszystko jest do wyleczenia. Oczywiście nie samymi lekami ale przecież jesli podniesiesz sobie poziom nastroju to i znajdziesz siły na terapię. Wtedy kulturystyka zajmie się nie ciałem a duszą. Włożysz w to tyle wysiłku ile na siłowni..... Myślę, że wszystkim osobom, które tutaj wchodzą jest ciężko... to taka osobista terapia chęc wywalenia z siebie cierpienia. Ale popatrz moja mama mi to powtarza, gdy sięgam dna..są ludzie, którzy stracili rodziny, są chorzy, mają raka, nie mają pracy a ŻYJĄ!! No to jak oni to robią??? Jak???Leki i terpaia...nie znalazłam innego sposobu ..i praca nad sobą...mały dystans do życia..... Zauważ my wszyscy strasznie poważnie podchodzimy do życia..... Czytaj o depresji, zaznajom się z nią.. musisz wiedzieć co Ci jest...Bardzo pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agatodemon - tak, pisałem przecież o psychologach, zaleceniu farmakologii czy nawet próbie hipnozy (która nie jest niczym innym jak próbą wprowadzenia człowieka w stan lekkiego uśpienia ~~). Leków nie wezmę z ww. powodów, a monologi "specjalistów" tylko pogarszają sprawę. Doskonale zdaję sobie sprawę, że jest to do zwalczenia oraz, że mój problem, który rozwinął się prawdopodobnie w głowie, jest niczym jak porówna się go do tego co mają inni. Tylko, że ja nie mam kompletnie żadnej motywacji i siły, żeby z tym walczyć - oni jak widać mają, a to jest klucz do sukcesu. Pisałem wyżej, że stan potrafi się pogłębić z powodu kompletnie głupich rzeczy. Wiem to wszystko, ale jakoś nie potrafię nic z tym zrobić i wciąż mam chęci na odebranie sobie życia. Również pozdrawiam :)

 

Candy - jeżeli chodzi ci o SAA to nie. Inne wspomagacze nie powodują rozdrażnienia. Dodam, że nerwowy zaczynam być głównie w domu, w stosunku do rodziny. Jak przebywam w towarzystwie znajomych (czyli tylko w szkole) to jestem bardzo spokojny, jednak te głupie myśli samobójcze cały czas tłuką mi się po głowie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dolan, ciagle piszesz ze nie widzisz checi wspolpracy, i nie bedziesz widzial dopoki Twoj stan psychiczny chociaz troche sie nie poprawi. Ja nie mialam az takiej silnej depresji jak Ty, ale mialam epizod i czulam sie tak samo jak Ty. Mnie otrzezwilo jedno: wlasnie lęk przed psychiatrykiem. Lekarka powiedziala, albo leki, abo wypad do szpitala. Postanowilam wiec sprobowac w domu, jednakze w Twoim przypadku mysle ze to najlepsze rozwiazanie i trzeba bylo juz je zastosowac dawno. Natomiast co do psychologw masz racje, w sumie wiem cos na ten temat :D8) bo pracuje w zawodzie. Ja sie wyleczylam dzieki lekom, nie dzieki psychoterapii bylam dosc oporna na nia (zreszta i tak moja psychika jest szczelnie zamknieta), mimo ze mialam kontakt z psychiatrami-psychoteraputami. Sadze ze u Ciebie jest kwestia depresji raczej , z która się urodziles, takze wg mnie leki do konca zycia sa dosc potrzebne, byc moze po jakims czasie zauwazysz drobne drgniecie w poztywna strone. MImo ze masz mysli samobojcze, sie cofnales, to znak ze walczysz chociaz podswiadomie. Zycze motywacji , byc moze kiedys jak spotkasz wazna dla siebie osobe, czy cos co Ci da sile do walki to z perspektywy czasu nie bedziesz zalowal, ze chociaz SPROBOWALES walczyc :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×