Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mam 18 lat i dość życia


darksky18

Rekomendowane odpowiedzi

To może być długi wpis, mogę się spotkać tu z krytyką ale... wszystko mi już jedno.... Mam 18 lat, jestem kobietą... Obecnie jestem w klasie maturalnej i nie mam ŻADNYCH planów na przyszłość i życie W życiu spotkało mnie już wiele. Ludzie wielokrotnie mnie zawiedli i potraktowali jak szmatę. Nie miałam nigdy chłopaka...Nie mam żadnych dobrych wartości, żadnych talentów, zdolności, pasji (a próbowałam już sporo rzeczy!). Ze wszystkiego jestem kiepska. Ten rok jest dla mnie pasmem nieszczęść. Najpierw chcąc wyjść do ludzi poszłam na imprezę i co?- ukradli mi telefon, po niedługim czasie trafiłam do szpitala (mam wiele problemów zdrowotnych, o których napiszę potem), potem do szpitala trafiła babcia i umierała, a ja na to patrzyłam przez kilka tygodni (na szczęscie przy samym momencie śmierci nie byłam)... Byłam pierwszy raz w życiu na pogrzebie, bardzo to przeżyłam i przypłaciłam zdrowiem. Potem miałam przejściowe kłopoty w szkole (z ocenami itd). Teraz przejdę do problemów zdrowotnych...Moje starania ogólnie idą na marne. W wieku około 15 lat miałam już podwyższony cukier we krwi (stan przedcukrzycowy), pomimo wielu wyrzeczeń (zero słodyczy, smażonego, tłustego, jestem poza tym wegetarianką) i ćwiczeń mam wysoki cukier do dziś (teraz nawet gdy biorę na to tabletki to i tak jest podwyższony). Kiedyś ćwiczyłam, pomimo iż nie sprawiało mi to przyjemności i nie schudłam, a wręcz przeciwnie.Lekarze- konowały to olewali. Moje koleżanki mogły jeść i robić co chcą i były piękne i szczupłe... A ja tyle pracy na nic. Teraz ćwiczyć nie mogę bo doszły problemy z sercem. Co do cukru, to jestem na tykającej bombie, w każdym momencie może się rozwinąć pełna cukrzyca ;(Poza tym tyję, mam syfy na ryju i wypadają mi włosy. Mam teraz takie choroby:

-przewlekłe zanikowe zapalenie tarczycy

- niedoczynność tarczycy

-stan przedcukrzycowy, insulinoporność

-kamica żółciowa (grozi mi operacja; już jedną w życiu miałam)

-zespół PCO (co dla mnie jest jak wyrok! )

-hiperandrogenizm (leki nie pomogły i nie pomagają), to przez to mam syfy na ryju itd, ogólne zaburzenia hormonalne (niektórych jest za mało, niektórych za dużo)

-podejrzenie arytmii serca, częstoskurcze, potykania się serca, kołatania, zaburzenia rytmu

-zasłabnięcia, omdlenia

-potrafię spać po kilkanaście godzin a i tak jestem zmęczona

Super, prawda? Dlaczego akurat to na mnie musiało spaść? Co ja takiego złego zrobiłam? Nie mam siły na nic, ciągle przysypiam. Ciągłe wyrzeczenia idą na marne (np. wyrzeczenia związane z jedzeniem-nawet na 18stke nie zjadłam tortu! ) podczas gdy inni mają wszystko na pstryknięcie palcami.Nie spotka mnie już nic dobrego... Życie nie sprawia mi żadnej radości...Nie mam żadnych marzeń... no jedno- żeby zasnąć i się nie obudzić...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Darksky18

 

Masz trochę tych schorzeń.

Poza tym porównujesz się z innymi, masz niskie poczucie własnej wartości, brak akceptacji dla samej siebie.

Nie wiem, jakie miałaś dzieciństwo i jak układają się sprawy w Twojej rodzinie.

 

W wieku 27 lat zachorowałam równolegle na reumatoidalne zapalenie stawów /gościec przewlekły postępujący/ i na nerwicę.

W jednym momencie zawalił się mój świat. Miałam kochającego męża, dwoje małych dzieci oraz nieuleczalną chorobę, a do tego kłopoty z nerwicą.

Odczuwałam potworne bóle związane z chorobą reumatyczną. Poza tym zrobiłam się bardzo delikatna i krucha jak roślinka. Wszystko mnie denerwowało wokół, stałam się niecierpliwa i płacząca.

Przechodziłam przez różne formy nerwicy, aż po nerwicę lękowo-depresyjną z napadowym lękiem i agorafobią.

Gościec jest w tej chwili dość zaawansowany.

Nerwica wróciła od dwóch miesięcy. Biorę Cital. Nie wychodzę sama z domu ze względu na lęki. Sama zgłębiam terapię poznawczo-behawioralną i nawet nieźle sobie z nią radzę.

 

Darksky18, przede wszystkim nie katastrofizuj ! Zaakceptuj to, czego nie możesz zmienić.

Ja latami "walczyłam z Bogiem", pytałam "dlaczego MNIE to spotkało ? Ulga przyszła dopiero wtedy, gdy zaakceptowałam choroby, które mam. Zyskałam więcej energii, którą wcześniej trwoniłam na walkę "z wiatrakami".

 

Moim zdaniem - powinnaś udać się do psychologa, porozmawiać z nim o tym, co Cię martwi. Być może potrzebna będzie Ci psychoterapia.

Jeśli masz obniżenie nastroju, przeżywasz lęki - powinnaś pójść do psychiatry. Być może to początek nerwicy.

 

Wiesz, to nie jest tak, że inni mają to wszystko, czego Tobie brakuje i są szczęśliwi. Tak tylko Tobie się wydaje.

 

Dlaczego spoglądasz zawsze w tę drugą stronę?

Dlaczego ciągle myślisz, że inni mają więcej szczęścia?

Tak łatwo twierdzisz, że innym się powodzi o wiele lepiej ...

Ten drugi brzeg wydaje ci się zawsze piękniejszy.

 

Może dlatego, że jest od ciebie oddalony,

a ty patrzysz, jak skamieniały, zauroczony tym pięknym widokiem.

Czy przyszło ci kiedyś na myśl, że na tym drugim brzegu inni także na ciebie patrzą i sądzą, że to ty masz więcej szczęścia?

 

Oni też zauważają wyłącznie twoją lukrowaną stronę.

Mniejszych i większych trosk, i kłopotów nie znają.

Szczęście nie leży na drugim brzegu.

Twoje szczęście znajduje się w Tobie.... ;-)

 

Pozdrawiam, Kika

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

darksky18, to zrozumiałe że się buntujesz - to naturalna reakcja. Jesteś bardzo młodziutka i zmagasz się z tyloma chorobami co skutkuje różnymi wyrzeczeniami. Uważam że jesteś bardzo dzielna i odważna bo wielu nastolatków już by padło na łopatki a Ty dzielnie walczysz :D . Myślę a nawet więcej jestem przekonana, że to Ci się z czasem opłaci. Masz już "zaprawę" na trudne chwile a w życiu będzie ich niemało i uwazam że poradzisz sobie lepiej niż Ci którzy żyją teraz w/g Ciebie silelankowo. Wiedz że po okresie dojrzewania burza hormonów się ustabilizuje i wszelkie choroby również. Będziesz miała w życiu jeszcze wiele radości i co ważne będziesz umiała się z tego cieszyć. Uszy do góry :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedzi... Ja niestety nie wierzę w to głupkowate powiedzenie, że "co cię nie zabije to cię wmocni" to są brednie... Przez to wszystko co mnie w tym chu****ym życiu spotkało jestem wrakiem człowieka. Na pewno mnie to nie wzmocniło. Mam dość życia, gdyby nie tchórzostwo to już bym się niczym nie martwiła teraz....

P.S. Co do problemów hormonalnych i metabolicznych- niestety, nie przejdą z wiekiem... one się nasilają... Rzygać mi się chce jak sie na siebie patrzę... nie zrobiłoby na mnie żadnego wrażenia, gdybym się dowiedziała że zostało mi kilka tygodni życia! Na pewno spotka mnie w życiu tylko ból (a bólu fizycznego, na granicy wytrzymałości już doświadczyłam... bólu fizycznego stale doświadczam)....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Próbowałam... byłam nawet na kilku spotkaniach z psychologiem.. to nic nie dało, akurat wtedy się musiało wszystko posypać... Próbowałam, ale po co mam pracować nad sobą jak mi się wszystko sypie... W sumie mam już 18 lat... nażyłam się... cóż jeszcze mogłoby mnie spotkać, ominąć? Cierpienia? Zawody? Płacz? Już się wystarczająco nażyłam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Łączę się w bólu jeśli chodzi o schorzenia. Sama mam chorą tarczycę, hirsutyzm, swego czasu miałam nadwagę, przewlekły trądzik, którego wyleczenie kosztowało mnie wiele czasu, siły, pieniędzy i...paradoksalnie, zdrowia, po 5 latach testowania leków ostatecznie pomogła izotretynoina, tzn nie jest już tak źle jak było. W wieku 12 lat brałam już sterydy i hormony, więc wiem jakie to przesrane ;) Do tego oczywiście tyle lat nerwicy, fobii i depresji. Prześladowania, zero wsparcia ze strony rodziny. Jestem rok młodsza od ciebie. I w sumie jeszcze jakiś czas temu mówiłam to samo co Ty. Potem zaczęłam zmieniać podejście, rozpracowywać to wszystko, mimo wszystko warto, bo choć dalej jest ciężko, to zawsze możesz własnym podejściem spowodować, że będzie albo ciutkę gorzej, albo ciutkę lepiej. Ja zamiast żyć w ogólnie przyjętym tego słowa znaczeniu ślęczałam nad książkami psychologicznymi... Każdy dzień jest walką ze samą sobą. To spory trening kreatywności i kombinowania z własnym umysłem...

 

Wiesz, ktoś kiedyś na jakimś anglojęzycznym forum fajne słowa napisał: It's not about how it happens in your life, it's about how it happens in your head. I w sumie te słowa powinny wisieć w każdej sali terapeutycznej. Twój mózg jest aktualnie nastawiony na szukanie potwierdzenia w negatywnych założeniach co do Twojego życia, samej siebie i przyszłości. Okej, no jest ciężko, masz prawo się złościć, ale ostatecznie musisz zdecydować, czy poddajesz się i toniesz w swoim marazmie, czy jednak próbujesz wypłynąć na powierzchnię, walczyć choćby dla samego faktu walki, żeby mieć jakąś duchową przewagę nad tym, co cię spotkało, być silna dla samego bycia silną.

 

Próbowałam, ale po co mam pracować nad sobą jak mi się wszystko sypie

Nietrudno sobie radzić i być szczęśliwym jak jest fajnie i spokojnie, właśnie jak się sypie warto podjąć największą aktywność, zawalczyć o siebie ;) Albo i nie, you choose. Życzę, żebyś wybrała to pierwsze.

 

Jakbyś chciała pogadać, wygadać się, to wal śmiało na pw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Jestem tu nowa... i nie wiem od czego zacząć. Może zacznę od tego,że jak autorka postu mam 18 lat (jeszcze przez kilka dni) również jestem w klasie maturalnej... Od początku roku szkolnego miewam nagłe napady płaczu nad którymi nie jestem w stanie zapanować. Zawsze starałam się być osobą optymistyczną teraz jednak z mojego optymizmu nic nie pozostało... Bardzo często nie potrafię złapać oddechu,mam mocne kołatania serca,zawroty i naprawdę mocne bóle głowy. Natłok nauki (jako,iż jestem w technikum mam do zdania maturę i egzamin zawodowy) oraz kolejny raz oblane prawo jazdy... Nie daję z tym wszystkim rady. Cały czas chodzę zestresowana. Nie potrafię się wyspać czasami jestem agresywna i apatyczna... Najgorsze jest to,że NIE MAM wsparcia w rodzicach... Uważają mnie za osobę dorosłą ( i słusznie bo od 12 roku życia sama o siebie dbam-moment narodzin brata) ale nie interesuje ich nawet moje zdrowie... Od kiedy mam chłopaka a ówcześnie już narzeczonego rodzice totalnie odcięli się ode mnie. Brakuje mi ich... jednocześnie nie wiem czy nie stało się dobrze ponieważ mam różne traumy z dzieciństwa. Ojciec nie stronił czasami od alkoholu i do dzisiaj mam lęk przed mocnym przytulaniem jak on to robił i strasznie boję się ludzi pijanych (chociaż zaznaczam,że nie zostałam nigdy fizycznie skrzywdzona) . Za to zostałam wielokrotnie skrzywdzona psychicznie. Obelgi,ubliżanie,poniżanie... jestem córką,która miała być synem... I chociaż może to śmieszne to przeżywam to do dzisiaj. Brat jest schorowany (epilepsja,problemy z sercem,astma,bardzo mocna wada wzroku) na jego leczenie idzie dużo pieniędzy...W tym roku u mnie lekarze zaczęli podejrzewać niedocukrzenie... Na moje leczenie (wizyty u lekarzy) nie dostałam ani złotówki...boję się prosić o pieniądze bo ojciec czasami chce mnie w związku z tym ośmieszyć. Jestem całkowicie zagubiona. Boję się śmierci,boję się bólu a jednocześnie czasami miewam myśli samobójcze... Korzystam na chwilę obecną z wizyt u bioenergoterapeutki w przyszłym tygodniu mam wizytę u psychologa... boję się iść tam z takimi problemami bo nawet nie wiem co mi jest... Możecie jakoś pomóc ? Czego mogę się spodziewać na wizycie u psychologa ? Co może mi być ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hienaa93 nie bój się wizyty u psychologa . Jest to osoba, która będzie starała się Tobie pomóc, a Ty musisz uwierzyć, że tak się stanie . Oczywiście nie zmieni Twojej sytuacji w najbliższym otoczeniu, ale kiedy dotrze do Twojego największego problemu postara się wzmocnić Ciebie i jeżeli zaczniesz regularnie chodzić na wizyty zobaczysz w sobie wreszcie siłę . Jesteś u progu dorosłości, a tak naprawdę musiałaś znacznie wcześniej stać się dojrzałą osobą. To już czyni z Ciebie kogoś silniejszego niż rówieśników . Spróbuj zobaczyć w tym dla siebie atut.

Nie mnie opiniować co Tobie tak naprawdę dolega,ale po tych kilku zdaniach nie wydaje mi się aby to z Tobą było coś nie tak. Wzrastałaś w dziwnej rodzinie, byłaś zdana na siebie i dopiero wtedy kiedy wyzwolisz się od chorej rodziny staniesz na nogi, nie uleczy nikt Twojego zbolałego serca i skrzywdzonej duszy , ale za jakiś czas złe wspomnienia zaczną się zabliźniać jak stare rany, które bledną i wreszcie znikają. Może postaw to sobie za cel- wyzwolenie od rodziny . Być może ktoś zgani mnie za takie rady i nakaże próbować nawiązywać kontakt z rodziną, próbować odbudować relacje, niemniej jednak wiem , że niekiedy po prostu się nie da tego zrobić i jedynie separacja od takiego środowiska przynosi ulgę i pozwala rozpocząć nowe zdrowsze życie. Trzymaj się , życzę Ci powodzenia i dużo dużo sił.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja otrząsnęłam się po mojej pierwszej probie samobójczej, połknęłam spora dawkę przeterminowanych tabletek, obudziłam sie rano będąc w szoku co ja tu robię? Stwierdziłam ostatecznie, że takie posunięcie było głupie, no i że muszę walczyć ze sama sobą, zaakceptować, pokochać i odciąć od myśli : ' co ludzie powiedzą i pomyślą o mnie' Jutro idę zapisać się do psychologa od 2 tygodni wpajam sobie, że jestem piękna, wartościowa, kochana itd. Czytam te słowa napisane na kartce. Przed snem zamiast płakać, zaczęłam wyobrażać sobie swój nowy wspaniały świat. Uświadomiłam sobie, że to ja jestem panią swoich emocji i ja decyduje kiedy plącze a kiedy się śmieje. Na ta chwile jest mi lepiej, chce walczyć. Dodam jeszcze, że mam 19 lata, jestem po maturze, olałam przez swoje załamanie wszystko, nie poszłam na studia, zrezygnowałam ze szkoły policealnej, nie mam pracy i miłości. Jestem sama, jednak już mnie to nie trapi. Wiem, że będzie tak jak chce, mimo, że dziś nie mam nic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Owszem, nie akceptuję siebie, gdyż jestem śmieciem... i to, co mnie spotyka to z pewnością jakaś kara... chyba, że w ogóle się urodziłam, za to jestem karana... Mogę sobie pożyć jeszcze z kilka miesięcy, bo po co dłużej, co jeszcze mnie może dobrego spotkać? Gó***o! I tyle... Mój świat to słuchanie muzyki, cztery ściany w pokoju, zasunięte rolety w pokoju i spanie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

darksky18,

masz 18 lat do szkoły chodzisz? pomiedzy siedzeniem w domu a siedzeniem tez jest róznica siedzisz , czytasz, słuchasz czegos co lubisz, malujesz jak umiesz, uczysz sie czytac po angielsku?,ja kiedys jak siedziałam w domu to to robiłam wszystko i było mi z tym dobrze tak samo jak wsród ludzi a teraz wszędzie mi źle i wśód ludzi i w domu samej, żle w pracy, źle w siłowni, źle jak wychodże na piwo ,źle jak siedze sama dowiadujesz sie nowych rzeczy czy siedzisz =siedziesz i tylko to, fakt w depresji cięzko cokolwiek , ale idź do lekarza i do psychologa, rysowac nie rysowałm bo nie umiem,, próbowałam ,ale moj antytalent widoczny zbyt bardzo, do lekarza idź zeby siei ogarnąc do matury, chociaz troche

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest gorzej... Nie wierzę już ani w miłość ani w uczucia wyższe. Tak, chodzę do szkoły, do LO. Do klasy poszłam bez znajomych i to był mój błąd, bo wszyscy przyszli w grupeczkach albo w parkach i się trzymają. Uwielbiam się izolować, inni ludzie nie są mi potrzebni bo jedyne co umieją to mnie ranić i olewać. Co do lekarzy- nienawidzę tych pierd*****ych łapówkarzy! Tyle razy mnie olali, ich zachowanie zrujnowało mi najpiękniejsze lata (pierdo**** "pani dr",konkretniej endokrynolog olała mnie kilka lat temu i stwierdziła, że przesadzam, gdyby zaczęła leczenie, byłoby lepiej, a teraz przez tą szmatę mam syfy na ryju, początki cukrzycy i rozregulowany organizm). Wolę umrzeć i cierpieć niż do nich iść... a na prywatnych konowałów i łapówki niestety nie mam pieniędzy. Nie potrzebuję niczyjej pomocy... Mogę sobie pożyć maksymalnie jeszcze ze 2 lata... Dłużej nie chce, bo po co...spotka mnie wszystko co najgorsze, to jedyna rzecz, w którą wierzę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Nie przeczytałam wszystkich wątków, tylko sam temat, więc mam nadzieję, że nie za bardzo powtarzam. Wydaje mi się, że Twój stan psychiczny odpowiada za Twój stan fizyczny. czytałaś może książkę Louise Hay "Możesz uzdrowić swoje życie"? Psychologiczne problemy mogą powodować problemy fizyczne, choroby, nawet bardzo poważne. U mnie zawsze się to sprawdza. I u ludzi, których znam także. Myślę, że gdybyś się o tym więcej dowiedziała mogłoby Ci to bardzo pomóc.

 

jeżeli chodzi o pryszcze to też mogę coś bardzo polecić. Na pewno Ci to nie zaszkodzi, a prawdopodobnie pomoże. Kosztuje ok. 30 zł i wystarcza na pół roku. Moja współlokatorka miała kiedyś problem z cerą. Lekarze powiedzieli jej, że to przez hormony. Stosowała wszystko, co mogła. Jedyne, co jej jakoś zauważalnie pomagało, to leki antykoncepcyjne, ale nie mogła ich brać cały czas i też nie dawały całkiem czystej cery. Dopiero kiedy jej mama przypadkiem weszła do apteki Bonifratrów... Kupiła jej zioła, za te 30 zł. Teraz dziewczyna ma cerę idealną. Na mnie też to działa. Nic mi nie wyskakuje, jak to piję. Pomogło to też jej koledze. Działa to tak, że oczyszcza organizm z toksyn i manifestuje się to w skórze. Jeżeli chcesz, mogę Ci podać skład tej mieszanki, zapraszam na priv.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie juz nic na syfy nie pomoże bo mam zespół PCO :( Obecnie biorę tabletki anty które fatalnie na mnie i na moje samopoczucie wpływają... Ryj mam okropny, nie pomagają nic a nic;/ Ale jeśli chcę mieć w przyszłości bachory to musze je brać bo nic innego nie pomagało ;/ Co za życie;/ Na jedno szkodzi a na drugie pomaga... Nie chcę już żyć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No niestety :( Oczywiście syfy to jeden z najmniejszych problemów (to też o dziwo może być problem bo jest jednym z komleksów).... Od kilkunastu dni bardzo osłabłam ;/ Chodzę spać nawet...około 21;/ A wcześniej chodziłam około północy. Od wczoraj arytmia się nieco nasiliła, czuję dość często potknięcia serducha, dziś w szkole przez to mi się czarno przed oczami zrobiło... Masakra... Pozdrawiam was...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

darksky18 mam generalnie identyczne podejście i ani lekarzom, ani innym ludziom już nigdy nie zaufam. Gdy miałem jakieś poważniejsze problemy to wszyscy błyskawicznie uciekali z tonącego okrętu, a nie było tak że oczekiwałem od nich pomocy, ale sytuacja wskazywała, że za chwilę mogę zacząć potrzebować wsparcia[czy to nie zabawne?]. Po co się przejmować, jeśli nie ma w tym profitu. Zastrzegam, że nie jest tak, iż znajduję się w beznadziejnej sytuacji z winy osób trzecich, ale przy ich udziale zdecydowanie mocniej obiłem gębę o dno. Z lekarzami jest jeszcze gorzej i nie będę się zagłębiać, w skrócie, nigdy nie przejawiono najmniejszej chęci pomocy. Po co o tym mówię? Swoją złość/nienawiść zawsze obracam w motywację. Udało mi się poczynić dzięki temu kilka kroków wprzód, cóż, życie nadal jest gówno warte, i nie zaznałem za grosz szczęścia, aczkolwiek nadal jestem w grze.

 

Normalni ludzie nie są w stanie postawić siebie w podobnej sytuacji. Życie jest cholernie niesprawiedliwe i jak zaczynasz z bardzo trudnej pozycji to nie tylko nie masz szansy zostać kimś wielkim, ale założenie dogonienia normalności jest nierealne. Problemy rodzą kolejne. Nie robisz progresu i z każdym dniem jest tylko trudniej. Ale musisz walczyć. Jeśli się poddasz to każdy, kto w Ciebie nie wierzył odniesie triumf.

 

1. Wyrobienie sylwetki. Nie ważne jak trudne to dla Ciebie jest [uwarunkowania genetyczne itd.] musisz wziąć się w garść nigdy nie odpuszczać treningu, ściśle przestrzegać diety. To wymaga ponadnaturalnej siły woli, ale tylko to nam podobnych może uratować.

2. Poukładać sobie w głowie, na tyle, na ile jest to możliwe. Brak przyjaciół, partnera- to zawsze będzie się odbijać, tj. non stop zdarzać się będą słabsze momenty. Zrób tyle ile możesz. Zainteresuj się medytacją, by mniej się wszystkim przejmować.

 

Nikt nie mówi, że będzie łatwo, ale też nikt nie pyta nas czy chcemy wyjść na ten świat. Teraz musisz walczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

darksky18

Słuchaj, a jesteś wierząca? Moge polecić Ci zwrócenie sie do Boga, ale takie autentyczne nawrócenie. Mnie to bardzo pomogło. To dopiero od niedawna, ale juz nie mam depresji, nastrój mam fantastyczny i niczym sie nie przejmuje, choc problemów mam całą kupe powąznych. Uspokoiła sie moja nerwica i o tygodnia nie biorę leków na spanie!!! A tu już cud istny, bo nie wierzyłam że jeszcze tego dożyję. A to z powodu jeszcze tego, ze okazałó sie że naskutek rozchwiania hormonów po tabletkach nasennych jestem bezpłodna, A poniewaz nie moge już odkłądac dziecka bo lata lecą, to tak sie zmobilizowałam że zeszłam z tablet nasennych całkiem. I oczywiście nie sądze, ze to moja zasługa, bo przez tyle lat ani mi to w główie nie świtało ze to możliwe, tylko wierzę, że Pan Bóg mi to dał. Ja wcześniej sądziłam że Bóg nie interesuje sie zbyt moim losem, ale to z powodu tego, ze wcale Go nie chcemy. Teraz widze ile cudownych rzeczy Bóg mi daje, to nawet trudno pojąc, że tak sie o mnie troszczy. Kochana, w moim życiu też byłó i jest bardzo wiele rzeczy beznadziejnych i poki co nierozwiązywalnych, ale teraz to ja juz widze wszystko w jasnych barwach i jak juz pisałam , nastrój mam świetny. Jeśli cie to interesuje to podesle Ci pewne strony w necie, od których mozesz zacząć.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niby wierzę w Boga, byłam bierzmowana... ale od pewnego czasu nie chodzę do kościoła i nie modlę się...tak... można to nazwać buntem. On mnie nie kocha tylko nienawidzi, bo zsyła mi różne naprawdę przykre rzeczy. On mnie karze, chyba za to że żyję. To po cholerę mnie stwarzał. Nienawidzę go.

Jeśli chodzi o treningi. Nie przynosiły one skutku. Ponadto kardiolog zabronił mi się przemęczać. Mam zaburzenia rytmu, które ostatnio coraz bardziej się ukazują;/ Jeśli chodzi o sen- to śpię bardzo dużo i bardzo długo. Dziś na przykład spałam ponad 13 godzin ;/Coś jest ze mną nie tak. Ciągle bym spała.

Ostatnio zawiodłam się na 2 naprawdę bliskich koleżankach. Olały mnie i wypieły tyłek. Kontakt był głównie z mojej inicjatywy. Kiedy ja przestałam do nich dzwonić, one przestały się odzywać. Widać jak im na mnie zależy ;/ Nic mnie już dobrego nie spotka... byłabym szczęśliwa jakbym się dowiedziała że zostało mi kilka miesięcy życia! Naprawdę!;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

darksky18: Bóg Cie za nic nie każe, ani nie nienawidzi, to Ty Go nienawidzisz. A On Cie kocha, jak sie nawrócisz to sama sie o tym przekonasz. To Ty odwracasz sie od Niego a nie On od Ciebie. Odwracanie sie od Boga, to zabranie Mu możliwości żeby Ci pomógł, to Cie zapewne z niczego nie wyleczy. JA jestem bezpłódna i lata mi lecą, i wierz mi ze sie ani troche tym nie przejmuje, bo wiem ze i tak to dziecko mieć będę i czekam na to jakbym to juz miała obiecane.I dobrze że nie zaszłam teraz jak brałam tony leków, bo nie sądze, zebym nagle będąc w ciąży z tą presją była w stanie je rzucić, a jak nie rzuce, no to zmartwienie, ze dziecku to zaszkodzi, niezły stres, prawie po to , zeby całkiem juz nie spac. WIęc widzisz to jest własnie to że Bog sam wie co jest dla nas lepsze i całe szczeście, że mnie nie wysłuchał w lipcu, bo wiedział, ze ja najpierw o własnych siłach wywale leki, a dzięki temu będę mogła spokojnie dziecko donosić i nie zdarzy sie jakaś katastrofa w postaci straty dziecka.

Przykro mi z powodu koleżanek, spróbój poszukac gdzie indziej, wiedz, ze są na świecie jeszcze normalni ludzie, którzy CIe polubią. Nie wiem, np. mozesz zaangażowac sie w jakąś wspolnote opiekująca sie niepełnosprawymi i uposledzonymi, ja tam kiedyś należałam i nie masz pojęcia ile radości mi to dawało, tam poznałam super ludzi i sie z nimi spotykałam. Jak sie ciągle porównujesz z tymi co maja niby lepiej (bo co jest w środku to tez nie wiesz, a nie raz może byc gorzej niż u Ciebie, tylko ludzi skrywają takie rzeczy,kreują sie jako piękni, szczęścliwi itd), to będziesz sie dołowąc. Popatrz ile nieszcześć 1000 razy większych od Twoich jest na świecie. A ratunek mozna znaleźć tylko w Bogu, no nie mówiłabym tego gdybym nie doswiadczyła na własnej skórze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

darksky18,

 

Uwierz mi dziewczyno, też mam dosyć życia.Ciągłe bóle karku(mam nieźle roz**bany kręgosłup szyjny,choć wypadku nie miałem) po prostu siedzenie przed kompem itd.Staw skroniowo żuchwowy,przez to mało jem.Męty,śnieg optyczny w oczach.Co jest chyba nie uleczalne.Boli mnie głowa, w sumie to wszystko mnie k**wa boli.Do tego jestem blady, strasznie chudy,mam zniszczoną cerę(syfy,zmarszczki,wągry) możliwe że od palenia papierosów,Kołatania serca.I spore problemy psychiczne.Czuję się jak gówno kiedy wstaję, i kiedy się kładę spać.

Mam 19 lat czuję się jakbym miał 80, bez kitu.Nie dość że fizycznie jestem niemal że kaleką, to jeszcze psychicznie kiepsko.

Piszę to dlatego żebyś wiedziała że nie masz najgorzej.Czasem człowiek chce się po prostu poddać, paląc papierosa ucieka myślami gdzieś w swój wymarzony świat.Niestety rzeczywistość jest tak brutalna, a ja mam takie szczęście że wszystkie najgorsze opcje na mnie spadają.

Ale czekam na dzień, kiedy życie nabierze sensu.Kiedy wstanę z łóżka niczym się nie przejmując,bez żadnych boleści.Jak za czasów małolata kiedy żadne problemy nie miały znaczenia,wiatr wiał w plecy i chciało się żyć.Ale co by nie było, nie warto dawać za wygraną..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wiem, że inni mają gorzej i takie tam... Ale te argumenty do mnie nie przemawiają... Ja na forum nie napisałam wszystkich bolesnych doświadczeń, które przeszłam, bo to są zbyt osobiste sprawy. Te wszystkie doświadczenia które przeszłam i które przechodzę wcale mnie wzmacniają, wręcz przeciwnie ;/ Po prostu nie wierzę już w to że coś mnie dobrego spotka. Nie mam już marzeń... bo po co..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×