Skocz do zawartości
Nerwica.com

Załamana....


chinka28

Rekomendowane odpowiedzi

Witam

Juz gdziekolwiek szukam "pocieszenia", siły...czegokolwiek. 2 tyg temu stracilam ciąże w 6 tyg.....nieplanowana ciąża. A jednak- boli. Na dodatek odszedł przyszły ojciec dziecka. Tak po prostu. Nie znaliśmy się długo - zaledwie 2 miesiące. Było dobrze między nami, związek się rozwijał w dobrym kierunku. Pasowaliśmy do siebie. Planowaliśmy wspólne sprawy, wakacje, hobby-motoryzacja. Docieraliśmy się. Był opiekuńczy - w końcu poczułam się szczęsliwa. Myślalam,że po wcześniejszym rozwodzie - który przezyłam ,nie będę już szczęsliwa. a jednak była....byłam. To co przeszłam w szpitalu to trauma, strata brak szans na ratowanie dziecka. Łyżeczkowanie i koniec marzeń. Nie planowalismy dziecka póki co- ale przyjeliśmy to "na klatę". rzekomo.Jak trafiłam do szpitala- jemu się odwidziało. Zaczął mieć do mnie pretensje,że ratuję ciążę skoro jest zagrożona. Że jestem egoistką - bo zdecydwałam za nas- za nas,żeby urodzić dziecko. Teraz zostałam sama z tym wszystkim. Z anioła zrobił się diabeł. Nie wiem co robić. Zapisałam się do psychologa ale wątpię,że to cos da..... Jestem zrezygnowana, obwiniam siebie za to wszystko. Po nim to spływa, nawet się nie odezwie. Przykre ;-(

 

-- 11 lut 2012, 13:05 --

 

;-( ......

 

-- 11 lut 2012, 13:07 --

 

;-(....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem,że psycholog w tym wypadku jest niezbędny..... Po prostu juz nie wytrzymałam. Byłam zawsze prężną ,silną osobą. No i wrażliwą. Zawsze udawałam,że ze wszystkim daję sobie radę-nie umiałam sie przyznać,że cos mnie przerasta. To najgorszy okres w moim zyciu.... W ciagu zaledwie roku- rozwód, cięzka choroba mamy, wypadek samochodowy i teraz ciąza i jej strata....i boli,że bliska osoba- której ta ciąż tez dotyczyła po prostu uciekła przed problemem. Nie mam siły- po raz pierwszy w zyciu przyznaję-nie mam po prostu siły...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego tak wszyscy zachwalacie psychologów i namawiacie na wizyty u niech? Też od jakiegoś czasu borykam się z mnóstwem problemów, które przerodziły się w regularne stany depresyjne. W końcu moja współlokatorka namówiła mnie na psychologa. Chodziłam tam jakiś czas, ale niestety żadnych zmian nie uzauważyłam u siebie poza tym, że wydałam na te wizyty mnóstwo pieniędzy...

I chyba właśnie dlatego, że psycholog zawiódł trafiłam na to forum żeby poczytać ja Wy sobie radzicie z tym problemem. Bo sama już nie potrafie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po rozwodzie - chodziłam do psychologa i faktycznie dały mi trochę siły te spotkania. Fakt , faktem ta sytuacja - przez która teraz przechodzę, była nie do przewidzenia. Ale wiem- że w momencie gdy jest "najtrudniej" warto iść do psychologa aby chociaż pomógł zrozumieć daną sytuację, uspokoić, pomoc spojrzeć w przyszłość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

marta_j, Mało szczegółów podajesz. Powodów nieefektywności wizyt/psychoterapii może być kilka. Trzeba by było je po kolei przeanalizować.

Myślę, że dużo więcej pieniędzy mogłabyś wydać na psychiatrów a ci to dopiero mogą zawieźć..

Nie wiem jak nasilone są Twoje stany depresyjne, ale poleganie tylko i wyłącznie na forum, to chyba kiepski pomysł.. przynajmniej w moich odczuciu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ala pani psycholog do której trafiłam zaproponowała mi cykl spotkać na których cofnełyśmy się do momentu jak miałam 10 lat (czyli przerobiłyśmy 12 lat mojego życia). Na koniec usłyszałam że jest to wina moich rodziców, że zachowuję się tak a nie inaczej, że sobie nie radzę z otaczającym mnie światem i ludźmi. Powiedziała mi również że bardzo chętnie by mnie widziała u siebie na potkaniach grupy jaką prowadzi a mianowicie coś w rodzaju treningu osobistego. A mi wcale nie jest potrzebna nauka asertywnośći, a znlezienie powodu dla którego miałabym rano wstaś z łóżka i wyjść z domu.

Jak wspomniałam Pani psycholog o ewentualnych lekach nasennych (bo zdarza się ze kilka nocy pod rzą niezmrużę oka) to w odpowiedzi usłyszałam, że to nie jest metoda, że dopóki nie rozwiąże problemu od środka to tylko będę się doraźnie truła lekami. I oczywiscie nie było mowy o żadnych lekach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

marta_j, No i bardzo dobrze powiedziała Ci Twoja psycholog, że póki nie rozwiążesz problemów, swoich trudności...to leki są zbyteczne, działają tylko doraźnie.

cykl wizyt/spotkań i chciałabyś, żeby wszystko wróciło do normy? Czyż nie są to zbyt wysokie wymagania?

Na depresję, nerwicę pracuje się całe życie.

Ile czasu chodziłaś do tej pani psycholog?

Błędy wychowawcze popełniane przez rodziców są często przyczyną naszych trudności. Bardzo mądra kobieta z tej Twojej psycholog.

Spotkania grupy są bardzo pomocne.

Ale to Ty decydujesz o drodze do wyleczenia.

A sformułowanie a la pani psycholog jest troszeczkę nie na miejscu. Nie sądzisz? To tak, jakbyś drwiła z jej kompetencji, albo nie wierzyła w jej kwalifikacje.

 

Ludzie chodzą na sesje terapeutyczne latami. Np. terapia w nurcie psychodynamicznym, żeby można było mówić o jakichkolwiek efektach, trwa minimum dwa lata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

*Monika*, Na terapie chodziłam ponad rok. A jeżeli chodzi o leki to nie liczyłam, że dostanę szczeście w pigułce, a w drugie rozwiązanie wszystkich problemów liczyłam tylko na to, że jak wezmę tabletkę do po kilku nieprzespanych nocach będę mogła położyć się wieczorem, a obudzę się dopiero rano, Nielicząc ile godzin już się przewracam w łóżku z boku na bok. A wierz mi, że jak jest się niewyspanym tak do granic możliwości ( oczywiście jest to indywidualne ale dla mnie 3 czy 4 noce z rzędu to jest ta granica) to wcale nie pomaga to w wyjściu z depresji, a nawet działa odwrotnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

marta_j, Marto. A może byś tak poszukała dla siebie terapii?

Bo przyczyna musi być tych Twoich stanów depresyjnych.

U mnie poprawa nastąpiła dopiero po półtorej roku terapii. Po roku to nawet obserwowałam pogorszenie stanu zdrowia.

Tak to jest w terapii.

A grupowa terapia mogłaby dużo wnieść u Ciebie, chociaż to kawał ciężkiej roboty do odwalenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

*Monika*, Cały czas jestem na etapie szukania zaufanego psychologa, którego już ktoś sprawdził. Nie wiem czy zdecyduję (odważę się) na terapie grupowoą bo wiem, że jestem na tyle zamkniętą osobą, że polegałoby to tylko i wyłącznie na siedzeniu z tymi ludazmi i słuchaniu co oni mają do powiedzenia. Mi byłoby bardzo trudno się przełamać żeby się odezwać.

A co do Twojej terapii to w trakcie leczenia dochodziłaś do takich momentów, że było tak samo źle jak na początku? Miałaś takie dni, że nie widziałaś w ogóle sensu wstania z łóżka?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

marta_j, Marto, ja poszłam na terapię bo właśnie nie mogłam wstać z łóżka.

Było tak źle, że chodziłam na sesje 2 razy w tygodniu.

Po roku czasu terapii czasem odnosiłam wrażenie, że jest jeszcze gorzej. Ale z perspektywy czasu wiem, że to była ułuda, złudzenie.

Musi być gorzej, żeby potem było lepiej.

Nie słyszałaś, że w trakcie terapii obserwuje się tzw. sinusoidę nastrojów i samopoczucia u pacjenta?

To normalne. Z czasem ta sinusoida zanika, nastrój jest stabilniejszy.

Może właśnie powinnaś się przemóc na tej grupowej. Nie możesz ciągle być wycofana, unikać grupy. Tak jak na grupie...tak i w życiu. Bo tak się funkcjonuje potem,

Myślę, że powinnaś spróbować, z czasem się otworzysz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się,z tym-że faktycznie trzeba psychoterapię regularnie odbywać,nie z doskoku. Po rozwodzie i w trakcie - korzystałam z porady psychoterapeuty. Żałuję jednak,że nie kontynuowałam jej do teraz. Myślałam-że jestem juz na tyle silna, na tyle poukładałam wszystko w sobie-że dam sobie radę. Niestety. Weszłam w związek ,jak się okazuje - nie rokujący dobrze, z którego muszę się znowu zbierać do jednego kawałka. Gdybym nadal kontynuowała psychoterapię, być może wszystko ułożyłoby sie inaczej....nie wiem, mogę gdybać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×