Skocz do zawartości
Nerwica.com

depresja czy użalanie się nad sobą??


Gość Agasaya

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie

 

Od kilku lat (a dokładniej od 8 przynajmniej) dokuczają mi straszne wahania nastrojów. Zwykle jestem przybita lub rozdrażniona ale bywają też momenty euforii, kiedy to mam poważne plany zawojowania świata i wierzę że mi się to uda, że pokonam smutek i będę żyć normalnie. Potem "spadam na ziemię z hukiem" i wracam do swojej zdołowanej natury. Zawsze wydawało mi się że tak po prostu mam, że to taki "trudny" charakterek. Zaczęłam się interesować swoim stanem dopiero kiedy nasiliły się moje napady agresji. Niemal zupełnie przestałam to kontrolować. Czasem boję się sama siebie. Spędziłam sporo czasu na szukaniu pomocy w internecie. Skorzystałam nawet ostatnio z konsultacji z psychologiem on-line. Zasugerowano mi że to mogą być zaburzenia afektywne i powinnam udać się do lekarza psychiatry i na terapię psychologiczną. Poczytałam o tych zaburzeniach afektywnych i rzeczywiście mogłoby się to zgadzać, łącznie z rzucaniem pracy z dnia na dzień. Epizody depresyjne są coraz dotkliwsze ale maniakalne są raczej takie że nie wzbudzały nigdy moich podejrzeń ani niczyich. Przypięto mi łatkę osoby wiecznie umartwiającej się a jednocześnie impulsywnej i łatwo porzucającej sprawy kiedyś dla niej ważne a ja to bezkrytycznie przyjęłam i wiele przez to wycierpiałam. Ludzie mówią żebym wzięła się w garść a ja po prostu już nie potrafię. Jestem tak potwornie zmęczona tą huśtawką nastrojów, tym spadaniem z nieba na ziemię.

Rozmawiałam dziś z mamą i opowiedziałam jej co się ze mną dzieje ale ona jeszcze na mnie nawrzeszczała żebym przestała sobie szukać powodów do zmartwień itd.

Może wy- forumowicze powiecie mi czy faktycznie coś mi dolega czy się zwyczajnie rozczulam faktycznie i jestem zbyt leniwa żeby wziąć się za siebie?? Boję się iść do lekarza że mnie wywali za drzwi i powie to samo co moja mama i reszta rodziny. Bo może ja naprawdę jestem po prostu zła i zepsuta a nie chora?? :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedź. Już myślałam że zostanę niezauważona kompletnie. Swoją drogą to ciekawe, że podobno ludzie w depresji czują się niezauważani itd a ja tego realnie doświadczam codziennie... Może ja to jakoś przyciągam??

Wracając do tematu- pobłądziłam po tym forum, poszperałam, poczytałam i wiem że nie jestem sama z tym co się dzieje w mojej głowie. Zaczęłam przypominać sobie różne sytuacje z mojego życia i rozumieć je. Ale wcale nie pociesza mnie to że mogę być chora aż tak poważnie... opcja użalania się nad sobą daje mi jednak jakąś władzę i kontrolę nad moimi procesami myślowymi. Pójście do lekarza będzie przyznaniem się do życiowej nieporadności i słabości w oczach mojej idealnej rodzinki. Choć... zawsze byłam czarną owcą więc nie wyłamałabym się ze schematu w żaden sposób...

Boję się... Tylko nie wiem czego bardziej... tego co jest teraz czy tego co będzie jak już się okaże co jest ze mną nie teges...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

żyć? ale jak?

Co to za życie kiedy cokolwiek zrobię okazuje się być błędem?

Co to za życie kiedy nie potrafię czerpać z niego radości?

Co to za życie kiedy mam świadomość że do niego nie pasuję, bo jestem jakaś ... ?

Są rzeczy które przez swoje rzekome lenistwo sknociłam i już ich nie wrócę... np . studniówka. Nie poszłam BO wstydziłam się, bałam panicznie... Czego?? Siebie... Bo nie mam wymiarów 90-60-90 i według mnie w każdym eleganckim stroju wyglądam żałośnie komicznie. Poza tym z kim miałabym się tam bawić skoro wszystkich odepchnęłam od siebie?

Kiedy moi rówieśnicy zdobywali kolejne stopnie wtajemniczenia w życie, ja siedziałam sama zamknięta w swoim pokoju, płacząc i przytulając psa. Kiedy moje koleżanki wychodzą za mąż, rodzą dzieci, awansują, wyjeżdżają, spełniają swoje marzenia, ja spędzam dni siedząc przed komputerem i czytając o wahaniach nastroju, oglądam bezmyślne programy w tv lub śpię, a w nocy modlę się o śmierć i płaczę z bezsilności bo nie takie życie sobie wymarzyłam a tylko w takim siebie widzę teraz...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedy moi rówieśnicy zdobywali kolejne stopnie wtajemniczenia w życie, ja siedziałam sama zamknięta w swoim pokoju, płacząc i przytulając psa. Kiedy moje koleżanki wychodzą za mąż, rodzą dzieci, awansują, wyjeżdżają, spełniają swoje marzenia, ja spędzam dni siedząc przed komputerem i czytając o wahaniach nastroju, oglądam bezmyślne programy w tv lub śpię, a w nocy modlę się o śmierć i płaczę z bezsilności bo nie takie życie sobie wymarzyłam a tylko w takim siebie widzę teraz...
Przeczytałem twoje komentarze, z początku wydawało mi się, że to raczej błahy problem, ale skoro żyjesz tak, jak to tutaj opisujesz, to rzeczywiście nie jest w porządku. Wizyta u specjalisty chyba byłaby dobrym pomysłem.

Wiem, że to oklepane, ale nic mi nie przychodzi do głowy, od czegoś musisz zacząć, życie samo się nie zmieni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście że były też lepsze dni, kiedy to nawet chętnie wybierałam się na imprezę ze znajomymi. Były takie dni kiedy myślałam sobie: "Dziś jest pierwszy dzień reszty mojego życia. Mam w sobie tyle siły żeby zostawić za sobą to co było i brnąć naprzód jak czołg. Mogę być tym kim zechcę. itd" Ale ta energia jakoś zawsze szybko ze mnie uchodziła. Były też dni takie po prostu zwykłe, kiedy smutek udawało się lekko przyćmić i jakoś funkcjonować. Jednak tych "złych" dni zawsze było więcej. Z czasem ten wewnętrzny ból stawał się coraz silniejszy aż w końcu nie widzę drogi odwrotu. Myślę sobie że sama sobie zapracowałam na to wszystko. Izolowałam się stopniowo i na tyle długo że stało się to normą niemal bezboleśnie dla innych, a i ja ocknęłam się chyba zbyt późno.

Mam 25 lat i zmarnowałam sobie życie. Przegrałam je. Bezdyskusyjnie. Moje ciało żyje ale tak naprawdę to ja umarłam już dawno temu, zanim zaczęłam jeszcze żyć. Umarłam 8 lat temu

Chciałabym być kimś innym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż gdy przeczytałem kilka pierwszych zdań twojego posta od razu pomyślałem że masz chad.Sam na to choruje więc wiem jak bardzo ta choroba potrafi zniszczyć życie.Koniecznie powinnaś wybrać się do psychiatry na rzetelne badanie.Chad ma to do siebie że samo nie ustepuje więc jeśli nie zaczniesz się leczyć twoję życie będzie wyglądalo tak jak teraz już do końca.

Boję się iść do lekarza że mnie wywali za drzwi i powie to samo co moja mama i reszta rodziny.

Jeśli opowiesz lekarzowi to co nam na pewno nie wywali Cie za drzwi,zresztą czy w ogóle lekarze wywalają za drzwi kogokolwiek?

Pójście do lekarza będzie przyznaniem się do życiowej nieporadności i słabości w oczach mojej idealnej rodzinki.

Ech nie obraz się ale czy czasem nie jest trochę tak że boisz się iść do lekarza i zamiast się do tego przyznać przed sobą wmawiasz sobie i nam że to wina twojej rodziny?

Jak by to powiedział Boguś Linda "ty już stara dupa jesteś" i powinnaś sama decydowac o swoim zyciu nie ogladajc się na rodzinę.Już dawno skończyły się czasy w których musiałaś z nimi cokolwiek konsultować.

Są rzeczy które przez swoje rzekome lenistwo sknociłam i już ich nie wrócę... np . studniówka. Nie poszłam BO wstydziłam się, bałam panicznie..

Wiesz studniówka była strasznie dawno,odpuść już tego typu pierdoły,nie staraj się sobie wytłumaczc przeszłości,zrozumieć dlaczego twoje zycie tak wygląda.To droga donikąd tymbardziej gdy masz depresje i n ie myslisz racjonalnie.W takim stanie umysłu nie sformułujesz żadnych poprawnych wniosków.Odpuśc rozmyślanie,wiem ze to trudne,ale zajmij się czymkolwiek tylko nie analizuj,na to przyjdzie czas gdy wyzdrowiejesz.

Mam 25 lat i zmarnowałam sobie życie. Przegrałam je. Bezdyskusyjnie. Moje ciało żyje ale tak naprawdę to ja umarłam już dawno temu, zanim zaczęłam jeszcze żyć. Umarłam 8 lat temu

Niczego sobie jeszcze nie zmarnowałaś możesz mieć życie z którego będziesz bardzo zadowolona,mieć męza którego będziesz kochać,dzieci i psa i wieśc proste szczęśliwe życie.Teraz tego nie widzisz bo twoj mozg szwankuje.

Wiem że czujesz się teraz jak w klatce,znam to uczucie gdy człowiek budzi się pewnego dnia i zdaję sobie sprawę że jest więzniem własnego zycia,popełnionych przed laty błędów i tak dalej.Jak w filmie dzień świstaka wszystko się powtarza,nie mozna sie pozbyć nawyków które rujnują życie jak izolacja,ciągle przesiadywanie przed komputerem/telewizorem.To wszystko sprwka depresji,mózg stara się choc na chwilę zapomnieć o bólu,wyłączyć.Tworzy rózne sposoby obrony przed bóle które z czasem okazują się tworzyć więcej bólu zamiast przynosić ulgę.To jakby samemu sobie zbudować więzenie.

Wiem że teraz tego nei widzisz ale to więzenie można zburzyc,gdy przestanie boleć powoli zaczynamy pozbywać się tych paskudnych przyzwyczajeń.Przestajemy się izolowac,uciekac od ludzi i życia,marnowac czs na rozrywki które nas nie cieszą.Wszystko wraca do normy.Potrzeba tylko czasu i delikatnej codziennej pracy na sobą.Nawet małe rzeczy,jak wyłaczenie komputera,wyjscie do znajomych,zrobienie czegokolwiek porzytecznego zamiast marnowac czas,są kroczkami ku wyzdrowieniu.

Wyjdziesz z tego wiem co mówię bo jeszcze parę miesięcy temu miałem w łowie te same mysli,teraz postrzegam świat zupełnie inaczej i powoli wracam do zycia.Ty tez wrócisz.

Nie czuj się winna i nie porównuj się z innymi,gdyby byli w twojej sytuacji,z twoją chorobą,na pewno nie radzili by sobie lepiej.Życie czasem nie jest sprawiedliwe,czasem spada na nas ból na który nie zasłużylismy.Tak juz jest.Idz do lekarza,powoli pozbieraj swoje zycie do kupy jeszcze będziesz szczęsliwa zobaczysz.

Pozdrawiam Dean.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

( Dean )^2, dzięki za słowa otuchy i słownego kopa w tyłek. Wiem że muszę coś zrobić tylko że...

oto krótka historyjka z mojego dzisiaj wraz z wyjaśnieniem dlaczego mam problem z wizytą u lekarza

 

Atak „tego czegoś” trwa już około 2 tygodni. Tak źle to chyba jeszcze nie było. Dużo śpię, mało jem, nie mam siły nic robić ani mówić.

Matka jakimś cudem zmusiła mnie do tego żebym usiadła z nią w kuchni i podłubała w talerzu. Nawet coś tam zjadłam żeby nie było że ugotowała a ja mam to w du…ie.

 

M: Weź się wreszcie otrząśnij dziewczyno bo już patrzeć na ciebie nie mogę!

Ja: nie mogę mamo…

M: Czego ty k… nie możesz?! Weź się w garść. Ty chyba chcesz być smutna. Nie masz powodu żeby się tak nad sobą rozczulać (tu cała litania, wyliczanie co ona mi zapewnia, co ona dla mnie robi itd., za co naturalnie jestem jej wdzięczna, być może za mało) Powtarzam ci zmień myślenie bo tak to daleko nie zajdziesz. Gdybyś nie chciała być taka naburmuszona to byś nie była! (krzyk, krzyk, krzyk)

Ja: (ze łzami w oczach milczę, słowa uwięzły mi w gardle, a gdybym mogła je wymówić brzmiały by mniej więcej tak: „ mamo pomórz mi… coś się dzieje ze mną złego, mam jakiś bałagan w głowie i nie mogę tego poukładać od tak dawna, że nawet nie wiem dokładnie kiedy to się zaczęło… mamo ja się boję dalej żyć bo czuję że to mnie pokonuje! Nie radzę sobie mamo. Nie wiem jak mam dalej żyć. Życie mnie przerosło tak bardzo że już się nim zmęczyłam. Moje życie prowadzi do nikąd. Ja wegetuję. Nic nie osiągnęłam, nic nie potrafię. Wszystkiego się boję, wszystko mnie rani. Nie potrafię żyć w tym świecie. Mamo chcę iść do lekarza, żeby pomógł mi wstać, podnieść się z tego łajna. Wiem, że chcesz mi pomóc ale kiedy krzyczysz a ja nie umiem ci powiedzieć co mi jest, wtedy czuję się jeszcze bardziej beznadziejna.”)

M: Tyle dla ciebie robię więc chyba mam prawo żebyś się do mnie czasem uśmiechnęła!

 

Dalej już tylko trzaskanie drzwiami i inne takie….

Tak mój główny problem to to że nie potrafię powiedzieć jej że mnie coś zjada od środka. Oczywiście mogłabym nie mówić nic i iść do lekarza, przecież jestem dorosła itd. ale tu pojawiają się problemy mniejsze:

- już samo wyjście z psem na 15 minut blisko domu jest dla mnie w ostatnich dniach takim wyzwaniem, że momentami czuję się jak komandos. Więc gdzie tu jakaś wędrówka żeby się umówić do lekarza, potem stawić się na wizytę. Boszzzzz sama nie dam rady po prostu :( nie ma szans...

- kwestia ubezpieczenia i wizyt lekarskich na NFZ…. Moja mama prowadzi działalność gospodarczą. Płaci ubezpieczenie i za mnie i za siebie. Ale jak się nie pracuje na etacie to żeby pójść do lekarza trzeba mieć zaświadczenie bezpośrednio z ZUS-u o ubezpieczeniu. W tym wypadku musiałaby je pobrać moja mama… i tu jest mój lekarz pogrzebany ( a pewnie że mogłam iść jak jeszcze honorowano książeczki RUM ale miałam wtedy taki genialny plan że sama dam sobie jakoś radę)

- jasne że mogę iść prywatnie tylko że ja w chwili obecnej nie pracuję i mam tylko niewielkie oszczędności, które nie wystarczą mi na leczenie :(

nie szukam wymówek... choć wiem że tak to wygląda. Pewnie pójdę prywatnie do lekarza, roztrwonię oszczędności i szlus... byleby starczyło mi na sznur...

 

próbuję myśleć, szukać rozwiązania, szukać ratunku ale mój mózg chyba śpi, nie mogę się skupić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiepska sprawa, mama raczej nie wygląda na osobę zbyt wrażliwą. Proponuję, odważ się, powiedz wszystko mamie, wszystko jedno jak zareaguje, wyznaj wszystko, będzie ci może odrobinę lżej, a i sprawa z pójściem do lekarza stanie się łatwiejsza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego co piszesz imo twoja matka jest po prostu zagubiona.Stara się żeby twoję życie było ok a ty z jakiegoś powodu ciąglę się smucisz.

Myślę że powinnaś spróbować wyjaśnić jej że podejrzewasz u siebie chorobę psychiczną i że chcesz iśc się leczyc,jeśli twoja matka to zrozumie to problem z głowy,jeśli nie musisz rozpocząc leczenie prywatne.

Lekarz Cie zdiagnozuje gdy dostaniesz leki twoja matka będzie miała twardy dowód że nic sobie nei wymyślasz ,tylko naprawdę chorujesz.Jeśli jest w miarę racjonalna zrozumie że musi Cie wspierać i wszystko potoczy się dobrze.Wiadomo że najprawdopodobniej twoja matka od razu nie pogodzi się z tym że chorujesz psychicznie,ludzią ciężko jest zaakceptować takie rzeczy.

Być może będzie czuć się podświadomie winna twojej choroby,dlatego warto zebyś wyjasniła jej że ta choroba ma podłoże genetyczne i ze to nie jej wina że chorujesz.

W ogóle wydaję mi się że powinnaś uzywać tej linii argumentacji,powinnaś podkreślac że chad to choroba ciała,nie jakieś urojenia psychiczne,wtedy łatwiej jest zaakceptowac rodzinie że się na nią choruje.Nie ma pretensji że sobie coś wymyślasz i takie tam...

Naukowy żargon robi swoje.

 

Co do twojego dwutygodniowego ataku,najprawdopodobniej skończy się na dniach.U mnie też trwa to ok dwa tyg.a twoje zaburzenia mają podobny rys do moich także myślę że w kilka dni powinno to przejść i będziesz zdolna do wyjścia do lekarza.

 

Jak tak piszesz to wywnioskowałem że nie masz pracy,całymi dniami siedzisz w domu przed komputerem/telewizorem oglądasz coś albo czytasz.Szczerze,takie zycie nie sprzyja radzeniu sobie z deresją.Spróbuj ograniczyć komputer i telewizor.Warto by włączyć jakieś ćwiczenia fizyczne do twojego grafika dnia.Najlepiej z rana,dają zastrzyk endorfin na cały dzień.Dobrze by było jeśli udało by Ci się cokolwiek zmienić w swoim życiu,zacząc coś robić.Cokolwiek.W miejsce telewizora/kompa iśc na siłownie ,basen.To pomożę Ci sie zaaktywizowac.

Pocieszę Cię,chad ma jedną pozytywną cechę.Nastroję zmieniają się bardzo szybko i często pod wpływem małych rzeczy.Może się okazać że wizyta na siłowni uruchomi u Ciebie energie, "włączy manie",dostaniesz kopa do działania.Mając chad z depresji możńa wyjśc w 15 minut.Także bądź pewna że depresja nie będzie trwała do końca życia,wyłączy się i nawet nie zauważysz kiedy.

Mam nadzieję że sobie poradzisz.

Dean.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Umarłam 8 lat temu

Witaj Lady_Beznadzieja, przepraszam jeśli to ominęłam, ale napisz co zdarzyło się 8 lat temu?

 

Co do Twojej sytuacji z mamą, wiesz u mnie było podobnie, nie potrafiłam jej niczego powiedzieć, ale pewnego dnia się przełamałam i wtedy usłyszałam słowa:"Jak mogę Ci pomóc?" to było coś niesamowitego po tych krzykach, że jestem płaczką żydowską i zamiast wziąć się w garść snuję się po domu. Od tamtego dnia walczę o siebie, chodzę do psychiatry, biorę leki i jest lepiej, wróciłam do życia, choć nadal raczkuję ;)

 

Rozumiem, że kochasz swoją mamę a ona Ciebie, jeśli nie potrafisz powiedzieć jej czegoś wprost może napisz jej to co napisałaś nam:

„ mamo pomórz mi… coś się dzieje ze mną złego, mam jakiś bałagan w głowie i nie mogę tego poukładać od tak dawna, że nawet nie wiem dokładnie kiedy to się zaczęło… mamo ja się boję dalej żyć bo czuję że to mnie pokonuje! Nie radzę sobie mamo. Nie wiem jak mam dalej żyć. Życie mnie przerosło tak bardzo że już się nim zmęczyłam. Moje życie prowadzi do nikąd. Ja wegetuję. Nic nie osiągnęłam, nic nie potrafię. Wszystkiego się boję, wszystko mnie rani. Nie potrafię żyć w tym świecie. Mamo chcę iść do lekarza, żeby pomógł mi wstać, podnieść się z tego łajna. Wiem, że chcesz mi pomóc ale kiedy krzyczysz a ja nie umiem ci powiedzieć co mi jest, wtedy czuję się jeszcze bardziej beznadziejna.”

Jeśli zrozumie będziesz miała sprzymierzeńca w walce o siebie :)

Moja mama z mojego wroga stała się moją przyjaciółką dzięki temu, że poznała co naprawdę czuję i przestała mnie szykanować, bo wcześniej nie rozumiała co się ze mną dzieje.

 

Będę trzymała za Ciebie kciuki.

 

A co ważne, mimo że Cię nie znam sposób w jaki piszesz sprawił, że uśmiecham się do Twoich postów.

Mamy podobne historie równolatko, więc oby skończyły się dobrze :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NoOneLivesForever, no właśnie to nie jest tak że moja mama nie należy do wrażliwych tylko może faktycznie jest skołowana tym co się ze mną dzieje. Inna rzecz że niestety ale nie jestem tą osobą, którą moja mama chciałaby abym była. To dość skomplikowane.

 

( Dean )^2, wiesz póki nie pójdę do lekarza to nie ośmielę się diagnozować czy to chad czy inny syf. Poza tym moja mama jest tak sceptycznie nastawiona do lekarzy i leków że nie mam pewności czy jakakolwiek diagnoza czy recepta ją przekona. No ale nic postanowione- dziś pozna prawdę...

dokładnie opisałaś mój dzień tyle że z tym ruchem to tak właśnie jest bardzo różnie. Stoi rower stacjonarny ale uwierz że czasem nie mam siły się na niego wdrapać. A po artroskopii kolana 2 lata temu mam tam chyba jakieś zrosty i czasem pobolewa po ćwiczeniach. Staram się ruszać bo chciałabym schudnąć. (nadwaga to jeden w wielu powodów mojego niskiego poczucia własnej wartości) Pływać nie umiem, na aqua-aerobic nie pójdę bo jak w stroju kąpielowym wyskoczę to greenpeace wezwą że mają wieloryba... :(

jakieś 3 lata temu wpadłam na genialny pomysł że będę biegać i tak mi się spodobało to bieganie że biegałam coraz więcej. W końcu doszło do tego że biegałam po 6 godzin dziennie!! Schudłam wtedy ponad 20 kg, podejrzewano mnie o anoreksję i padło mi kolano, a po operacji kilogramy wróciły z nawiązką. I dziwne że człowiek ma przekonanie że za co by się nie wziął to sknoci...:(

 

Hajduczek, 8 lat temu zaliczyłam pierwszy mega-dół wraz z myślami samobójczymi z którego ledwo się wygrzebałam. A może właśnie nie wygrzebałam się do dzisiaj. Sama już nie wiem. Wiem że od tamtej pory to "złe" wraca i mnie zatruwa. A stało się wtedy to samo co działo się wcześniej tylko chyba w tym momencie przestałam sobie z tym radzić. Naprawdę nie wiem dlaczego taka się stałam.

Co do twojego pomysłu, żeby mamie napisać to w momencie kiedy Ty pisałaś post, ja pisałam list. Położyłam jej na stoliku. Jak wróci to przeczyta. Nie wiem gdzie poszła nawet. Boli mnie że ją ranię :(

 

Jeśli piszę jakoś chaotycznie albo coś pomijam to przepraszam was ale dziś mama jakieś apogeum i autentycznie czuję się jakbym się cofnęła w rozwoju

 

-- 02 maja 2011, 14:13 --

 

relacja z wczorajszego wieczora- odwzorowana z pamięci więc pewnie nie dokładna ale może ktoś jest ciekawy

 

Przeczytała

Wchodzi do mnie i patrzy tak jakby chciała mnie zabić wzrokiem (bo przecież jej córka miała być inna)

 

M: do jakiego lekarza ty chcesz iść?

Ja: (znów to samo- coś mi ściska gardło i nie mogę wydusić słowa, coś mi ściska mózg i nie mogę wymyślić słowa, czuję że muszę wyjść, iść dokądś ale nie wiem gdzie, znowu ryczę)

 

siadamy, mówi że lekarze mnie tylko nafaszerują psychotropami , że ktoś tam chorował, żarł leki i się roztył a do tego nie było już wcale z nim kontaktu itd. , że przecież mogę z nią pogadać o tym co mnie trapi, że jestem młoda i jak tylko zmienię myślenie to wszystko się zmieni.

 

dukam bez ładu i składu o tym co czuję, jak czuję albo że nie czuję. Słucha ale co rusz przerywa swoimi wywodami mędrca. mówi o książkach motywacyjnych (wiem że powinnam je czytać ale mam taki jakiś wstręt do nich bo nie mogę się nad nimi nigdy skupić, bo jak już coś zrozumiem to i tak wiem że na mnie to nie podziała i że to w ogóle wszystko bez sensu, z resztą nawet tego posta piszę już koło 40 minut bo ciągle muszę sobie przypominać co pisałam 5 linijek wyżej)

 

opowiadam jej o forum, że mnóstwo ludzi ma podobnie jak ja, że leczycie się i to wam pomaga. ona w kółko odpiera że można sobie poradzić bez lekarzy.

 

Ja: mamo jak ty mi nie pomożesz to ja już tak długo nie dam rady, pozwól mi spróbować, przecież jak nie spróbuję to się nie dowiem, czy może być lepiej.

M: (cisza) patrzy na mnie tak dziwnie, jak na dziecko które sobie wymyśla potwory w szafie i boi się spać samo

Ja: mamo ja już próbowałam sobie radzić sama... 8 lat próbuję i jest coraz gorzej!! (próbuję przestać płakać ale nad tym już też nie panuję)

mamo mnie życie tak już mocno boli że ten lekarz to już będzie ostatnie czego spróbuję bo na więcej nie mam już siły

 

coś tam zrozumiała ale nie do końca, nawciskała mi książek i rano jeszcze dołożyła, potem przyszła i powiedziała że nie da mnie leczyć tym co znalazła w necie na to moje "zło", że lit jest metalem ciężkim, że od czegoś wypadają włosy itd. a przecież jeszcze nie wiadomo co mi tak do końca jest i czy to by było leczone akurat litem lub tym po czym się traci włosy

 

zapytała jeszcze kiedy byłam ostatnio badać tarczycę i czy biorę jeszcze leki (niedoczynność). powiedziałam że już nawet nie pamiętam od kiedy leków nie biorę. przecież to nic nie zmieniło oprócz tego że latem pociłam się jak świnia i kołotało mi serce tak że nie mogłam spać po nocach bo je słyszałam jak tłucze). a faktycznie gdzieś czytałam że przy niedoczynności właśnie mogą być takie hocki.

teraz to już całkiem nic nie wiem czy mam iść do psychiatry czy do endokrynologa, czy wyjść na ulicę i czekać aż mnie tir rozjedzie i będzie spokój święty na wieki wieków...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze nie czytaj pod żadnym pozorem tych książek motywacyjnych.99,9% to stek bzdur,komunałów kompletnie nie dostosowanych do poziomu psychiki chorego człowieka.Odpuść sobie tego typu rzeczy nie działają,wiem po sobie.To tylko wyłudzanie kasy z zdesperowanych ludzi.

 

Co do leczenia.Po pierwsze to jest internet,ty ani twoja matka nie możecie sugerować się tym co tam wyczytacie,bo w internecie napisać może każdy.I byle co.Tylko lekarz jest źródłem rzetelnej wiedzy medycznej.

Lit ma swoje skutki uboczne u niektórych osób.Ale to co na prędce wyczytała twoja matka to absurd,chad leczy się nie tylko litem jest wiele innych leków,bez skutków ubocznych.Ja np.nigdy nie brałem litu a trochę się już lecze.Nigdy też nie doświadczyłem żadnych skutków ubocznych zwiazanych z leczeniem.

A zresztą nawet jesli byłyby jakieś uboki to co?Nigdy nie zaczniejsz się leczyć,będziesz chorowąc całe zycie bo istnieje niewielkie prawdopodobieństwo że podczas leczenia wystapią czesto przemijające skutki uboczne?Tak nie można.

 

Co do niedoczynności tarczycy,na tym się nie znam i nie iwem jakie to może miec konsektwencje.Podczas pierwsze wizyty u psychiatry powinnas mu o tym powiedziec.lekarz prawdopodobnie zleci ci kompleksowe badania tarczycy i jeśli tarczyca nie będzie źródłem twoich zaburzeń rozpocznie leczenie psychiatryczne.

że przecież mogę z nią pogadać o tym co mnie trapi, że jestem młoda i jak tylko zmienię myślenie to wszystko się zmieni.

Tak jak Ci pisałem jeśłi masz chad to sama zmiana myślenia nic nie da.Chad wywołane jest przez zmiany chemiczne w mózgu i można ją wyleczyć tylko lekami.To choroba ciała.Powinnaś sobie to uświadomoć i uswiadomić to tez twojej matce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

( Dean )^2, odnośnie książek to ja nie jestem aż taka sceptyczna bo moja mama czyta raczej na prawdę mądre książki. Tylko właśnie... ja już próbowałam zmienić myślenie, wmówić sobie że jestem szczęśliwa ale efekt był taki że kopałam sobie tylko większy dołek bo któregoś dnia znów budziłam się z myślą "uśmiech nr 6 na gębę, rozpoczynamy następny akt beznadziejnej sztuki pt "patrzcie jaka jestem zadowolona z życia, szczęśliwa, uśmiechnięta".

 

Kiedyś gdzieś czytałam o tarczycy i w ogóle o hormonach że mogą mieć wpływ na nastrój (patrz kobiety w ciąży).

A z moimi hormonami na pewno jest coś nie teges i to widać na pierwszy rzut oka bo w wieku 25 lat mam trądzik :(

 

Co do skutków ubocznych... są takie które by mnie odstraszyły od terapii- np. w/w wypadanie włosów... Wiesz mi by to pogrzebało psychikę doszczętnie, gdybym oprócz nadwagi, garbatego nosa i trądziku była jeszcze łysa ... ale wiem też że leki które tak szkodzą można odstawić i zmienić. Myślę że moja mama musi po prostu przetrawić sobie temat.

Dziś przeglądam internet w poszukiwaniu dobrego lekarza w mojej miejscowości. Pójdę prywatnie i ocenię czy to mi coś w ogóle da/ daje. Jak będą efekty to mama mnie na pewno wspomoże finansowo a może i zacznę normalnie pracować i sama zarabiać na to.

 

Czuję wdzięczność że trafiłam na to forum i tylu życzliwych ludzi, którzy mnie nie zbagatelizowali tylko starają się pomóc choć nic z tego nie mają...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lady_Beznadzieja, Siedzisz dużo na komputerze. Może spróbuj jej napisać list. Poproś w nim przy okazji, żeby w Z-usie podbiła książeczkę. Nie wiem skąd jesteś, ale może spróbuj spisać numer ubezpieczenie i jak pójdziesz na wizytę, ściemni u pielęgniarek że zapodziałaś właśnie książeczkę, ale doniesiesz i że masz akurat w torebce numer ubezpieczenia, bo miałaś zapisany.

Powiem ci też się bałam wychodzić z domu. Tylko jak umawiałam lekarza to jakoś mnie to dopingowało, wierzyłam że pójdę do lekarza i on mi pomoże i mi przejdą te dziwne akcje. Także to mi pomagało wyjść z domu i iść do lekarza. Tylko miałam problem z czekaniem w poczekalni (tu nie chciałabym cie smucić jeszcze :( ale mama ze mną poszła i było jakoś lepiej, stres się rozładował. Spróbuj z tym listem, mama cię kocha, tylko pewnie nie rozumie. Życzę powodzenia i trzymam kciuki :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zabolik, dopiero zauważyłam że ktoś odświeżył ten temat. Sprawa już załatwiona, można tak powiedzieć ale dziękuję za zainteresowanie. Jutro mam lekarza. Prywatnie jednak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

grusia, zrobiłaś listę?? ja coś tam skrobałam dzisiaj i wyszło mi tego strasznie dużo a i tak mam wrażenie że coś mi umknęło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lady_Beznadzieja, jak tam z tym twoim lekarzem? Byłaś?, co powiedział? (chyba że w innym wątku już pisałaś to daj linka, zaraz się tu tobą zajmiemy co z tymi twoimi maniami samobójczymi),

teraz przeczytałam cały ten wątek i skojarzyłam z tobą :) Widzę że walnęłam gafę wcześniej jak pisałam, bo jakbym przeczytała wcześniej cały wątek to bym się nie wystawiała heh ;)

Pisz jak z lekarzem i to szybciutko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zabolik, odpisałam Ci co nieco w wątku "mój dzisiejszy dzień", a poza tym ja nie piszę o sobie nigdzie konkretnie bo nawet tu nie mam swojego miejsca więc jestem trochę tu a trochę tam... Nawet nie wiem sama gdzie co pisałam. Lekarz powiedział że dobrze że do niego trafiłam wreszcie i dziwi się że tak późno poczułam taką potrzebę. Powiedział że teraz jest epizod depresyjny ewidentnie, poza tym widzi zaburzenia osobowości i podejrzewa dystymię ale nie chce na razie stawiać diagnozy ostatecznej bo za dużo u mnie objawów jest. Zapisał leki. Zalecił oddział dzienny. 6 czerwca kolejna wizyta. A we mnie jest coraz mniej nadziei a coraz większe pragnienie końca...

Nie chcę nikogo przerażać... po prostu nie daję już sobie rady ze sobą i tyle...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trzymaj się do tego 6 czerwca potem mu powiesz że jest źle. A leki nic nie pomagają, podobno miesiąc potrzeba żeby zaczęły działać. Tyle wytrzymasz, wytrzymałaś już 8 lat to i kilka miesięcy wytrzymasz, żeby się poprawiło. Kolega Dean chyba pisał ci że też miał tak jak ty. I już po kilku miesiącach jest widocznie lepiej. Pomyśl wolisz umrzeć, niż np w przyszłym roku o tej porze czuć się dobrze, wyjść na soczek, na kawkę do kogoś. Może w przyszłym roku będę już czuć się na tyle dobrze, co by na jakiś wyjazd jechać. Byśmy gdzieś z tutaj obecnymi spotkali się na jakimś biwaku czy cuś. Pomyśl jak by było fajnie. A tymczasem jeszcze musisz trochę wytrzymać. No i musisz zacząć terapię, aczkolwiek przy CHAD nie wiem czy terapia potrzebna, ale na pewno nie zaszkodzi :D

Ja będę pisać ci tu, więc zaglądaj :) Takie miejsce gdzie wiem na pewno że przeczytasz a nie zniknie to w gąszczu innych postów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zabolik, dziękuję kochana za słowa otuchy...

Problem w tym że nie wiadomo czy to jest ChAD czy depresja, dystymia, czy jakiś inny syf...

Wiem jedno- że zbyt długo zwlekałam z pójściem do lekarza a teraz jest tak że zrobiłabym wszystko by odczuć natychmiastową ulgę... wolność od tego wewnętrznego, rozdzierającego bólu...

Pieprzy mi się całe życie a ja nie mam siły nad tym zapanować, tylko popadam w coraz głębsze piekło własnych myśli...

Chcę żeby to się już kończyło... obojętnie jakim sposobem... a znam tylko jednej szybki i pewny... wiadomo jaki..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×