Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nieustające złe samopoczucie.


Anczii

Rekomendowane odpowiedzi

zależy od czego ktoś ma złe samopoczucie.

Na moim przykładzie, samopoczucie poprawia mi się, jak coś zrobię i będę z tego zadowolony. Od małych rzeczy po te większe.

Małe sukcesy, mogą być takim motorem napędowym do następnych i następnych. Poczytać forum, pożalić się fajnie jest, ale w mojej opinii, nie może prowadzić do uzdrowienia. Trzeba działać, a nie tylko czytać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja to się często zastanawiam, czy człowiek ma prawo oczekiwać w ogóle dobrego samopoczucia i co to w ogóle znaczy.

Czasem czuję się winna, że "narzekam", że życie nie daje mi żadnej radości, że żyję od niechcenia, bo zostałam wychowana w klimacie takim i w takim systemie myślowym - że życie jest od tego, żeby być do dupy, a oczekiwanie szczęścia, czerpania z życia jakiejś radości czy w ogóle czerpania czegokolwiek jest zuchwałością.

 

Jak ktoś mówi o byciu szczęśliwym lub o radości życia to wydaje mi się to takie abstrakcyjne, zawsze myślałam, że to tylko w filmach i literaturze takie hasła można spotkać. A prawdziwe życie to szarość, smutek, trud, znużenie, walka o przetrwanie.

 

Nadal, nawet jak to piszę, nie wiem jak jest w rzeczywistości.

Czy to ja jestem niewdzięczna, leniwa i prezentuję postawę roszczeniową, nie potrafię docenić tego, co jest, za dużo oczekuję a za mało wymagam od siebie i za mało daję od siebie czy moje stany są patologiczne, w tym sensie, że przynajmniej poniekąd stoi za nimi moje zaburzenie czy jak by tego nie nazwać. Czy powinnam mieć pretensje tylko do siebie.

 

Nie wiem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kreatka,

 

A zrobiłaś kiedyś coś sama od siebie, z czego byłaś zadowolona (przy tym oczywiście mówię o jakimś wysiłku, bo bez wysiłku nie ma satysfakcji)

ważne też jest aby to była kompletnie twoja decyzja, a nie sugestia kogoś.

Moim zdaniem wtedy przychodzi satysfakcja, a i często przy tym nastrój się poprawia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest tak jak mówisz, że jak się zrobi coś co się uda i robi się to dla siebie i z własnej decyzji to jest satysfakcja i trochę lepszy nastrój, ale na moment.

Tylko jeszcze coś musi się udać, a wcześniej trzeba się odważyć to coś zrobić, przełamać lęk, a czasem stoczyć walkę nie tylko ze sobą ale i z otoczeniem. Trzeba też jeszcze umieć podjąć tę decyzję, ja np mam tak, że planuję coś zrobić i praktycznie zawsze w ostatniej chwili zmieniam zdanie i rezygnuję i w ogóle nad tym nie panuję.

 

I jeśli ktoś ma skłonności depresyjne, ma ten wyjściowy nastrój kiepski to to nie pomaga w działaniu.

 

W moim przypadku to ciągłe mocowanie się ze sobą - próby zrobienia czegoś/chęć zmiany kontra lęk (chyba głównie przed porażką) i niezdecydowanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kreatka,

tak tylko o tyle jesteś w tej dobrej sytuacji, że posiadasz świadomość, że po "jakimś" działaniu będzie, nagroda choćby w postaci dobrego samopoczucia.

 

a Jeśli chodzi o lęk przed działaniem to wydaje mi się, że prawie wszyscy mają takie coś, szczególnie przed rzeczami nowymi. A różnica polega na tym że ktoś się boi i coś robi, albo się boi i nic nie robi.

Bardzo często na własnej skórze doświadczam takiego lęku, ale już kilkakrotnie się przekonałem, że da się go przełamać.

Myślę, że jest to kwestia treningu, trzeba to sobie codziennie powtarzać. Nic nie masz to stracenia. Spróbuj :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie to kwestia treningu, ale nie zgodzę się, że nie mam nic do stracenia.

W przypadku porażki będę się czuła jeszcze gorzej, niż jeśli się poddam na starcie i dam za wygraną. A i bez tego ocieram się o myśli samobójcze.

 

A co do tego, że wszyscy odczuwają jakiś lęk przed tym, co nowe - też się zgodzę - ale jest jeszcze kwestia nasilenia tego lęku - ja też na co dzień jakiś tam lęk pokonuję - mam lęk społeczny, a mimo to załatwiam różne sprawy zmuszające do kontaktu z ludźmi, etc.. ale w pewnym momencie jest już ten próg lęku, którego nie umiem pokonać i tu się zaczyna walka ze sobą, miotanie się.. itd..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmmm a uczestniczysz w psychoterapii??

mi to w jakimś stopniu pomaga, tzn. staram się dowiedzieć dlaczego mam jakieś lęki, albo dlaczego mam obniżony nastrój.

ja się znajdzie podstawy, to jest pierwszy krok aby coś zmienić.

a jeśli nasilają Ci się myśli S. to warto coś robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, uczestniczę w psychoterapii, od kilku miesięcy, wcześniej terapia grupowa.

Jak na razie nie widzę efektów, tzn nie wydaje mi się, żebym miała większa wiedzę na temat przyczyn lęków, tego jak powstają, jak sobie z nimi radzić, jak przełamywać.

Mam wrażenie, ze radzę sobie z tym, z czym sobie radziłam, a nie radzę z tym, z czym nie radziłam - przed terapią. Może jeszcze za wcześnie na efekty..

 

Na razie nie planuję samobójstwa.. tylko mam takie wizje jak jestem wkurzona i mam dość wszystkiego, a często się to zdarza, właściwie prawie co dzień - taka fantazja o ucieczce raz na zawsze od wszystkiego pomaga. Ostatnio czytałam artykuł n/t myśli samobójczych i takie wizje nie są chyba niczym niezwykłym dopóki nie zaczyna się czuć wewnętrznego przymusu zabicia się..

W sumie nie wiem co o tym myśleć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

faktycznie same myśli są ponoć nie groźne, późniejsze fazy (planowanie itp.) mogą być niebezpieczne. Ja jak mnie nachodzą myśli s. albo wyobrażam sobie swój pogrzeb, to już wiem że jest źle. Są to sytuacje właśnie w których mnie to wszystko przerasta i mam ochotę uciec na koniec świata, albo właśnie się zabić.

Na szczęście nie mam ostatnio takiego czegoś.

Ja chodzę na terapię niecały rok i nie mogę powiedzieć, że zrobiła rewolucję w moim życiu, aczkolwiek z każdego spotkania odrobinę wyciągam dla siebie. Wiele razy myślałem, że to bez sensu i że już nie przyjdę, ale jednak chodzę, przełamuje się. Przez długi czas błądziłem w kółku, a dopiero ostatnio trochę ruszyłem z miejsca, poznałem pewne przyczyny mojego zachowania.

Jak sobie to uświadomiłem z pomocą terapeuty, poprawiło mi to nieco nastrój i zmieniło nastawienie do pewnych problemów. Wiem, że przyjdą te gorsze dni, ale będę wtedy chciał wrócić, to tej ostatniej rozmowy, przypomnieć sobie pewne mechanizmy i walczyć dalej. Błędem też było oczekiwanie, że sama terapii "coś zmieni". Trzeba coś zauważyć i samemu włożyć wysiłek, aby to coś zmienić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No własnie.. To mamy podobną sytuację. Też często mam wątpliwości czy to dobra terapia, mam je od początku i w dalszym ciągu i też ciągnę to, właściwie nie tyle przełamując się do chodzenia tam, ale raczej nie umiejąc zdecydować inaczej, tak trochę z rozpędu tam chodzę, może gdzieś tam w głębi jednak wierzę, ze kiedyś to da efekt.

I też wiem, ze terapia sama w sobie nic nie zmieni, ale też nie widzę adekwatności między tym, co jest omawiane podczas spotkań z tym, co się dzieje się w moim życiu - tzn nie widzę tego, jak te rozmowy mają mi pomóc w rozwiązaniu tych moich problemów, które mam w moim obecnym życiu - i to mnie strasznie frustruje i zniechęca..

 

Ja wizję swojego pogrzebu mam niemal codziennie, mam w sobie zbyt dużo złości, agresji, a zbyt mało motywacji, chęci do życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na psychoterapie trzeba chodzić co najmniej 2 lata. Zależy to od przypadku danej osoby. Nie którym wystarczą 4 spotkania :D i są zdrowi 8)

 

Ja też chodzę na psychoterapię około 1 roku. I chodź mój stan jest moim zdaniem bardzo ciężki to mam też lepsze dni . Wiem że to jest efekt wałkowania w kółko tych samych tematów. W końcu już tak jak by się złamałem i przyjąłem inny punkt widzenia. Pojawiła się we mnie wiara w to że mogę wyzdrowieć i zmienić swoje życie. A dla mnie to już duży krok.

 

Myśli samobójcze u mnie jak szybko przyszły tak odeszły. Po prostu trzeba sobie uświadomić i pomyśleć o tym co jest po śmierci. Zależy w co kto wierzy ale w większości przypadków to jest pustka.Raju nie ma, tego jestem pewien :P I co wolisz być w pustce bez świadomości czy wolisz zrobić w życiu coś przyjemnego i praktyczengo dla siebie?

 

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rad

 

ja też nie wierzę, że coś jest po śmierci i własnie to jest kuszące, bardziej by mnie martwiło gdybym się czegoś spodziewała.. przecież w katolicyzmie samobójców czeka po śmierci ciężka kara i wtedy nici z ucieczki od problemów w śmierć, w nicość..

 

A myśli samobójcze się pojawiają wtedy, kiedy się już nie wierzy w to, ze w życiu uda nam się zrobić jeszcze coś "przyjemnego i praktycznego"...

 

Wiem, że terapia, przynajmniej w moim przypadku ma trwać co najmniej te 2 lata, ale zastanawiam się, kiedy powinny pojawić się jakiekolwiek efekty - no bo przecież chyba nie będzie tak, że po tych 2latach powiedzmy, po "odbębnieniu" tych wszystkich spotkań nagle nastąpi "uzdrowienie", tylko zakładam, że ma się odbywać stopniowo..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Według mnie będzie się zmieniać to stopniowo. Nie wszystkiego będziesz świadoma . Są przypadki że niektórzy po zaprzestaniu terapii zaczynają zdrowieć. Wydaje mi się że mimo wszystko musi być gotowość i chęć do zmian. Ja chodzę rok a zależy mi na zmianach od miesiąca, a dlaczego...?

 

Ja można powiedzieć że sięgnąłem takiego jak by dna psychicznego że naprawdę źle się czułem i niekiedy czuję w moim życiu. Mam silne objawy które mnie bardzo męczą. I się na nie nie godzę. Leków nie chciałem brać bo miałem 3 podejścia i czułem się po nich jak po narkotykach. Więc zostało mi posłuchać kogoś (terapeuty i siebie) i wziąść się w garść.

Wyznaczyć sobie małe cele i je osiągać. Mam małą firmę i chcę ją rozwijać. Z taką nerwica i depresją wydaję się to nie możliwe a jednak sobie radzę. Coraz pewniej wyrażam swoje zdanie i mam jaśniejsze cele w firmie. Dodatkowo zacząłem chodzić na swoją siłownie. Ćwiczę sam bo z ludźmi nie zawsze się dobrze czuje ale jak ktoś się przyłączy to nie mam nic przeciwko. Nie raz łzy mi do oczu napływają ale mimo to wytrzymuje. I potem czuje się zadowolony z siebie że zrobiłem coś fajnego a np: nie uciekłem znowu do domu.

 

Tak że widzisz to jest trudne i to nawet bardzo ale warte wysiłku. I na pocieszenie powiem Ci że innego wyjścia nie ma :nono: Trzeba się nauczyć żyć z sobą i swoimi problemami . Od nich się nie ucieknie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×