Skocz do zawartości
Nerwica.com

cale zycie bol ;(


odrealniona666

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie,

pisze bo chyba chce się po prostu wygadac, może tutaj ktos się troszke zainteresuje i sobie przeczyta moja historie...

Siegajac pamiecia w daleka przeszlosc jako mala dziewczynka zawsze bylam pelna energi, zywa, otwarta na ludzi, latwo znajdowalam sobie kolezanki do zabaw, w szkole zawsze bylam odwazna, aktywna, uczestniczylam w roznych apelach, konkursach itd. Dopiero z biegiem lat zaczynalo się psuc. Zawsze bylam grubsza dziewczyna niż reszta z tego powodu często mialam nieprzyjemnosci. Do dziś pamietam jak kiedys na przerwie mój brat jednego kolege przygniutl do sciany za to ze mnie wyzywal... Mysle ze ten etap bardzo wplynol na moja psychike... niby mialam kolezanki ale jakos coraz trudniej było mi rozmawiac z kim kolwiek. W gimnazjum zaczelam się zamykac, gorzej uczyc, kolezanki były jak czegoś potrzebowaly, uwazaly się za lepsze bo były ladne, zgrabne a ja bylam gruba i brzudka co dalo się odczuc kazdego dnia dzieki otoczeniu... Minol czas gimnazjum co mnie ucieszylo, pamietam ze zylam nadzieja nowa szkola, nowi znajomi, może tam znajde przyjaciol... obiecalam sobie ze się podniose, ze się otworze, ze będę wesola dziewczyna przez co beda mie lubiec mimo ze jestem kraglejsza... jednak nie udalo mi się, znowu odstawalam od wszystkich, nie mialam dobrych kolezanek, znow czulam się przez cale 3 lata liceum samotna :(

Raz nawet postanowilam ze porozmawiam z psychologiem szkolnym wiedzialam ze potrzebuje pmocy by znalezc przyjaciol bo jeśli bede taka „nieosiagalna” to nigdy nie znajde przyjaciol. Poszlam powiedzialam pani psycholog o co chodzi, uznala ze powinnam przychodzic do niej na terapie ale te spotkania mialy być popoludniami a ja mieszkalam w takiej miejscowosci ze potem mialabym problem z dojazdem do domu więc powiedzialam jej ze się zastanowie i już nigdy do niej nie trafilam :( teraz wiem ze to był blad :(

Przez te czasy szkolne zawsze mnie bolalo zwłaszcza w liceum ze nie mialam takich znajomych by wyjsc na dyskoteke, piwo, czy zrobic babski wieczor...

Wiek nastoletni to tez pierwsze milosci itd. było mi przykro ze nikt się mna nie interesuje, ze jestem malo atrakcyjna przez to ze mam więcej cialka, ze nie potrafie się otworzyc i tak naprawdę nawet się nie dam poznac …

W tym czasie jakos zaczelam mieć leprzy kontakt z Asia, kolezanka ze szkoly podstawowej. Nie pamietam już jak czy za namowa jej czy co ale zalozylam profil na pewnej stronie internetowej. Tam poznalysmy chlopaka z ktorym Asia się zwiazala a ja dzieki niemu poznalam swojego. Bylam wtedy w klasie maturalnej. Bylam z nim niestety nie dlugo bo jakieś 3 miesiace potem mnie zostawil … zalamalam się kompletnie... lezalam w luzku kilka dni i ryczalam nic nie moglam robic, ani jesc, ani spac... po pewnym czasie jakos jednak zaczelam się ogarniac z tego mimo ze bol był... Zaczelam znowu szperac na portalu i tam poznalam moja druga miłość … zaczelismy się spotykac … pamietam ze nie chcialam się wiazac, był symapryczny itd. ale ja chcialam wtedy jeszcze tego pierwszego... momo to ten namawial mnie by sprobowac bo przeciez nic nie tracimy a mozemy zyskac więc się zdecydowalam … po jakims czasie chyba go pokochalam, nasz związek przetrwal prawie 2 lata. Myslam ze to ten ale jednak slowa mojej mamy się sprawdzily zawsze mowila ze z nim nie będę no i tak się stalo, zostawil mnie i wrocil do bylej … chyba ten fakt mnie najbardziej zabolal, ze wrocil do ex czyli te prawie 2 lata mnie nie kochal, wciąż było mu brak tamtej :( Chcialam się wtedy zabic, czulam taki bol, taka pustke, zmarnowane 2 lata, nie da się opisac tego uczucia... wtedy przetrwalam jedynie dzieki dwum ludziom Asi i Lukaszowi, ktorym naprawdę za to dziekuje co dla mnie zrobili, podnioslam się wtedy chyba dzieki nim, poczulam ze komus na mnie zalezy ze mam przyjaciol (wtedy tak o nich myslalm). Zrobili dla mnie dużo, bywlam z nimi na imprezach, na jakiś wypadach, z Asia często spedzalysmy czas razem na pogaduchach i wogole... było super... poczulam ze życie ma jeszcze sens... czulam ze mam lub może ze zyskuje prawdziwa przyjaciolke taka na dobre i zle … Ale jednak jak się pozniej okazalo to były tylko zludzenia :( Brakowalo mi milosci więc zaczelam sobie dalej szperac w internecie... Wiem ze internet to niezbyt db pomysl ale dla kogoś takiego jak ja to było takie okno na swiat a w dzisiejszych czasach to chyba bez roznicy gdzie się czlowieka pznaje... Odpowiedzialam na ogloszenie pewnego chlopaka … szybko zostalismy para … było jak w bajce … plany mieszkania razem, slubu itd. jeszcze bardziej poczulam ze chce zyc... ale właśnie w tym momencie stracilam Asie :( pracowalam wtedy na dwie zmiany a Asia miala zawsze na rano więc gdy ja mialam na popoludnie nie moglysmy się widywac, a jak ja tez mialam na rano to popoludnia spedzlam z chlopakiem i tak moja droga z nia się rozeszla... przestalysmy się odzywac do siebie itd. Wyciagnelam do niej reke a ona powiedziala ze „nie potrzebuje przyjaciol którzy są bo sa” czy cos w tym stylu... wiem ze miala zal ze wolalam chlopaka od niej ale wydaje mi się ze przesadzila bo wiedziala jak bardzo pragnelam milosci, przyjaciolka by to zrozumiala... Szczerze mowiac wtedy bolala mnie strata jej ale związek przytlumil to... jednak związek się rozpadl tak szybko jak szybko się zaczol ;( Zostalam sama, nie mam już ani osoby która kocham ani przyjaciolki :(

Maciek był cudowny, nigdy nie czulam się tak dowartosciowana jak z nim, był wpatrzony we mnie jak w obrazek, wydawalo mi się ze naprawdę mnie kocha, bylam tak szczesliwa jak nigdy dotad, czulam ze stajemy się jednoscia, ze to ta wlasciwa osoba na która czekalam cale zycie, ze nic nas nie rozdzieli ale niestety jak czas pokazal tylko ja tak czulam :( dla niego bylam chyba zwykla przygoda :( zabawka która się bierze i jak się znudzi odklada na polke :( nie potrafie zapomniec i pogodzic się z jego strata, a on tez mi tego nie ulatwia :( ponieważ rozstajac się chcial czasu zylam nadzieja, może wroci bo mielismy kontakt, wprawdzie ciagle mnie olewal, zapomnial zadzwonic itp ale tak bardzo go kocham ze potrafilam sobie wszystko wytlumaczyc i znalezc jakieś oczyszczajace go rozwiazanie … nadeszly swieta ludzilam się ze zrobi mi prezent ze zobacze go w drzwiach, ze znowu będzie cudownie, ale niestety mi nie jest pisane szczescie:( Kiedy zadzwonilam w wigilie oklamal mnie, gdy zadzwonilam w drugie swieto był z inna … poczulam taki bol ze myslam ze zaraz serce mi peknie... nastepnego dnia zadzwonil i mowil ze to kolezanka-kolejne klamstwo gdyż nastepnego dnia była już jego dziewczyna a ja mialam przestac pisac i nie przeszkadzac mu bo wyjezdza z nia na urlop. Nie odzywalam się do niego skoro sobie tego rzyczyl ale tak bardzo mi go brakowalo, jego glosu, dotyku, spojrzen, pocalunkow, popsotu jego. Kiedy wszyscy swietowali nowy rok ja przywitalam go samotnie placzac i rozmawiajac z byle kim na czacie. Po jakiś trzech tyg odezwal się do mnie jakgdyby nigdy nic zaczol opowiadac jakieś pierdoly, kazalam mu nie dzwonic bo mi jest ciezko! Cisza trwala jakiś tydz i znowu zaczol dzwonic tym razem nawet cos wspominac ze może jeszcze sprobujemy jak się wyleczy(podobno teraz tez się leczy na depresje i nerwice), ze chce się spotkac. Zgodzilam się na spotkanie ale ono nic nie wnioslo, spodziewalam się czegoś innego po tym jego tel a okazalo się ze on ma tylko wyrzuty sumienia i martwi się o mnie... to milo z jego strony ale po co? Jak mnie ranil to nie obchodzilo go to jak ja to zniose a teraz się lituje nademna jakby myslal ze mi to pomoze... A wogole ten tekst jak spytalam co z ta jego dziewczyna to odpowiedzial „widujemy się czasem, ale podkreslam ze czasem” no masakra, z tamta nadal jest a mi zawraca glowe;( Chcialabym go po prostu zlac ale tak bardzo go kocham ze nie potrafie:(

Pewnie się zastanawiacie gdzie w tym wszystkim była moja rozina prawda? Otuz oni są ale ich nie ma. Od dziecka zawsze było w domu zle... Ojciec jest alkoholikiem, z poprzedniej pracy zawsze wracal pjany czasem nawet się ledwo z autobusu doczlapal do domu przewracajac się co kawalek, w domu często mu odbijalo, chcial się wieszac trzeba było go ciagle pilnowac... potem zachorowal i nie mogl już pracowac tam więc troche się uspokoilo pije zadziej... Matka z kolei nie potrafila rozdzielac uczuc na dwoje, cale życie daje mi odczuc ze brata kocha bardziej... Nigdy ze mna nie porozmawiala jak matka z corka, zawsze pragnelam by była tak jakby moja przyjaciolka ale z nia się nie da bo ona kompletnie nie umie ze mna rozmawiac a ja z nia... nie rozumie moich problemow... Z bratem od kad przestalismy się razem bawic jako dzieci nie rozmawiam jak nie muszę … odzywamy się do siebie jak ktores od drugiego cos chce aczkolwiek on zawsze mna pomiatal, gdy czegoś potrzebowalam pomocy w szkole czy cokolwiek zawsze slyszalam jaka to ja jestem glupia ze czegoś nie umiem, nie wiem itd. nagadal się nagadal i itak mi nie pomogl. Potem już nawet przestalam go prosic o co kolwiek. Nie mam wsparcia i zrozumienia w rodzinie wciąż mna tu tylko pomiataja, wytykaja bledy, nie potrafia się postawic na moim miejscu. Jak wspomnialam jestem gruba i to tez im przeszkadza :( nie tylko w szkole znecano sie nademna psychicznie wyzywajac mnie, w domu wlasna rodzina robi mi to samo ciagle widze te miny jak robie sobie jedzenie, ciagle slusze „wez się odchudz jak ty wygladasz”. Probowlam już nie raz się odchudzac zeby nie slyszec tego wszytskiego ale nie potrafie z tym wygrac.

Ostatnio musilam się zwolnic z pracy z pewnych wzgledow i teraz ciagle mi to wypominaja, slysze ze jestem glupia, jak proszę mame o pieniadze na cos to slysze ze moglam się nie zwalniac to bym miala i najczesniej mi ich nie daje albo mowi ze nie ma a potem wysyla tate do sklepu po alkohol i mysla ze ja nie widze ze maja wypite... Nie moge znalezc nowej pracy a oni nie rozumieja tego mysla ze to ja nie chce pracowac... Czasem nie moge tu już wytrzymac, chcilabym się wyprowadzic ale poki nie mam pracy nie ma na to szans:(

Tak oto wszystko się latami skumulowalo i wywolalo u mnie stan depresji, nerwicy, fobi spolecznej i zaburzenia jedzenia :( Nie mam ochoty zyc, czuje się bezndziejna, niepotrzebna, niekochana, nic mnie nie cieszy, nic nie sprawia przyjemnosci, nawet ze szkoly zrezygnowlam z powodu braku checi do nauki i braku koncentracji. Samotnosc tak bardzo mi doskwierala ze najpierw zaczelam rozmawiac z jakimis ludzmi w necie itd. by po prostu się komus wygadac z problemow jednak stopniowo pozucalam ten pomysl... zaczelam ludzi unikac, nawet znajomych, pousuwalam wszystkie zdjecia w necie np. na nk, gdy ktos do mnie pisal na gg czy sms zadko odpisuje czasem nawet wcale, tel tez nie odbieram chyba ze mam akurat leprza chwile... Siedze zamknieta w czterech scianach swojego pokoju, samotna, smutna, leze na luzku, tule misia i placze z bolu który sprawil mi los... Jutro ide do lekarza bo już nie daje rady widze ze sama się nie podniose :(

 

PS. jesli ktos dotarl do konca dziekuje za wytrwalosc :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki.Ja dotarłam do końca.

Odnośnie przyjaciół to jestem na etapie gdy moja przyjaźń po blisko 20 latach wygasła (a sporo razem przeżyłyśmy....), mam nadzieję, ze znajdę nowych znajomych nie licząc za bardzo na przyjaźń. może dziś prawdziwych przyjaciół już nie ma ?... Jeśli chodzi o rodziców to przecież ich się nie wybiera.. Ja też kiedyś uważałam , że mama woli mojego brata, bo dużo chorował, ogólnie był milszym dzieckiem niż ja. Dziś gdy mam 40 lat moje relacje z mamą są bardzo dobre (choć wiele mogłabym jej zarzucić - w bardzo ważnej dla mnie chwili , gdy miałam nascie lat, w życiu nie podała mi pomocnej dłoni..), potrzebowałam jednak sporo czasu i psychoterapii (leczenia antydepresantami również) by przeszłość istotnie stała się przeszłością . ojciec Twój i jego nałóg to trudniejsza sprawa i wydaje mi się , że wielkiego wpływu na to nie będziesz miała, niestety... Może spróbuj choć raz poważnie porozmawiać, namówić do leczenia. jak się nie uda to przynajmniej nie zarzucisz sobie , ze nie próbowałaś...

A co do chłopaka - to może jeszcze nie ten potraktuj go chłodno, olej... zobaczysz, jeśli mu zależy to będzie o ciebie zabiegal, jeśli nie - odpuść go sobie...

Tusza, fakt , czasem warto troche powalczyć i się odchudzić, choćby tylko dla zdrowia. Mi się kiedyś udało zrzucic 15 kg.

Pozdrawiam. Jutro (może) będzie lepiej .................................................................................................. :

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Noemi moze i przyjaciol nie ma ale ciezko bez nawet jednego dobrego znajomego:(

Moze kiedys i moje relacje sie z nia poprawia ale szczerze w to watpie...

Ojca sie nie da zmusic do leczenia on nie rozumie ze ma problem.

Facet nie ten? nie wiem tego sie nigdy nie wie ale zalezy mi na tym wlasnie i nie moge sie pogodzic z tym ze go nie moge miec :(

A co do odchudzania probowalam i to nie raz i nie dwa ale konczylo to sie moja slaboscia i lenistwem i tylko potem wiecej tylam niz schudlam:(

 

 

A tak wogole dzis bylam u lekarza, dal mi leki i skierowal do psychologa. Ide w poniedzialek. Od dzis zaczynam walczyc o siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja również dotarłam do końca.Myślę, że bardziej niż lekarz , potrzebny jest Ci terapeuta.Wiem , że jest to bardzo trudne, ale spróbuj.Spróbuj się podnieesc i poszukać pomocy.Walcz o siebie.Bo choć tak Ci sie teraz wydaje , to jeszcze nie koniec świata.Będziesz jeszcze szczęsliwa.Zobaczysz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I ja dotrwałam do końca czytając uważnie Twoją historię.

Życie nie szczędziło Ci do tej pory zawirowań i przeróżnych zakrętów, ale z tego co zrozumiałam każdy poprzedni dzięki sobie w końcu pokonałaś!

I tak będzie z tym, na którym stoisz. Zawsze trzeba przeżyć każde rozstanie, każdą porażkę, aby nie dusić tego w sobie i wraz z nowym doświadczeniem spróbować kroczyć dalej na przód.

Często wydaje nam się, że przyjaciele są na całe życie. Jednak to nie do końca prawda. Rozwijamy się przez cały czas, zmieniamy, to naturalne, że i relacje z innymi mogą się zmieniać. Może właśnie tak było w przypadku Twoim i Asi? Naturalnym biegiem się rozminęłyście. Bez winy po żadnej ze stron.

Czytając Twoją wypowiedź wywnioskowałam sobie,że jesteśmy w podobnym wieku. Masz naprawdę spore doświadczenie w miłości. Trochę tych facetów się Tobą interesowało nie zaprzeczysz :smile: Jaki z tego wniosek? Pewnie fajna z Ciebie babka !:smile:

Teraz pewnie jest Ci niebywale ciężko. Oj skąd ja to znam, kiedy jedyną ulgą jest płacz w kąciku i rozkładanie rąk...kiedy nic się nie chce, kiedy wszystko(na pozór) się sypie, inni ludzie są, ale jakby ich nie było, cztery ściany i pustka...tak. I do takich chwil mamy prawo. ALE!!! Każdy z nas ma prawo też normalnie żyć. I Ty też możesz zacząć. Swoim rytmem, powoli zbierać siły. Poszukaj terapeuty, sam psychiatra czy leki nie załatwią sprawy. W internecie pewnie znajdziesz mnóstwo adresów, telefonów do psychologów. Pisuj od czasu do czasu na tym forum :-). Mi to pomaga:-) Poczujesz się silniejsza psychicznie to wtedy będziesz miała siłę zacząć działać dalej, chociażby zrzucać zbędne kilogramy, chociaż..olać te kilo!! To w głowie najpierw musi być porządek, potem reszta :-)

No, się nawymądrzałam jak nigdy :oops:

Ale trzymam kciuki!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wesnaa

jesli chodzi o przyjaciol nas oddalila konkretna sytuacja a nie to ze drogi sie czasem rozchodza...

Moze i paru facetow bylo ale co z tego? teraz tez jest paru fajnych ale ja nie potrafie... zbywam ich...nie odpisuje... nie mam czasu na spotkanie ... nie widze w tym sensu bo zadnen z nich nie bedzie juz moim M. :(

A do psychologa sie wybieram jutro na pierwsza wizyte... nie zamierzlam przestac na samych lekach bo wiem ze to tylko zwalczy skutek a nie przyczyne...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wesnaa

jesli chodzi o przyjaciol nas oddalila konkretna sytuacja a nie to ze drogi sie czasem rozchodza...

Moze i paru facetow bylo ale co z tego? teraz tez jest paru fajnych ale ja nie potrafie... zbywam ich...nie odpisuje... nie mam czasu na spotkanie ... nie widze w tym sensu bo zadnen z nich nie bedzie juz moim M. :(

A do psychologa sie wybieram jutro na pierwsza wizyte... nie zamierzlam przestac na samych lekach bo wiem ze to tylko zwalczy skutek a nie przyczyne...

 

Pierwsza rzecz to skończ myslec o M. Było - minęło. Wiem, że łatwo się tak mówi, ale niestety, nie można rozpamiętywać w nieskończoność tego co było. Może nie był ciebie wart ? Albo jego uczucie do Ciebie nie było zbyt wielkie/ Może to Ty byłaś w tym związku tym, kto dawał nie biorąc nic w zamian. Spotkaj się z kimś, nawet jeśli to miałaby być tylko kawa czy wyjście do kina. Dlaczego nie? korzystaj z tego , ze ktoś jest Toba zainteresowany i chce z Toba spędzić swój czas .

Nikt nie będzie Twoim M. - może za to być kimś lepszym, kimś kto pokocha Cie naprawdę głębokim uczuciem. siedząc w domu - nie dajesz mu szans.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×