Skocz do zawartości
Nerwica.com

stany depresyjne


Kornel Lone

Rekomendowane odpowiedzi

Do momentu kiedy wreszcie leczenie okazało sie skuteczne.

 

Ale przedtem bywało że nie chciałem zostać w depresji a nawet popaść w nią mocniej......

 

...czyli po najmniejszej linii oporu.....

 

No ja też miałam taki czas- własnie na początku - jeszcze przed leczeniem. Miałam chęc w ogóle się "stoczyć" i niech to wszystko się skończy. Wszystko jedno mi było. Ale ja nie umiem się poddać - czasem myślę że "niestety".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie...depresja jest straszna, okrutna...ale jest.Mimo wszystko,zawsze,trwa niczym najlepsza przyjaciółka.Mogę być beznadziejna,użalać się nad sobą-ona zrozumie, przytaknie...Nic nie muszę i to jest ten komfort...Odpowiedzialność to normalność i zdrowie,a to trudne:(wymaga wielkiej odwagi i siły której mnie brakuje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się często że, właśnie tak jest....wszystko po najmniejszej linii oporu...na nią wszystko można zwalić...zły nastrój, brak zainteresowania czy odpowiedzialności za cokolwiek, nawet za własne życie...Bo po co się wysilać, jeśli ktoś może coś zrobić za nas...hipochondria i wygodnictwo....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rety-czytam to i oczom nie wierzę!!Jak można lubić stany depresyjne??Przecież to istne umieranie za życia!!Ja tam lubię żyć pełnią,podejmować różne wyzwania,coś robić,działać,żyć.Ale jak mnie dopada to draństwo-zamieram.I szlag mnie trafia,że nie jestem w stanie ruszyć palcem,że wszystko mnie przerasta i dołuje.Nie rozumiem waszych wypowiedzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

szlag mnie trafia,że nie jestem w stanie ruszyć palcem,że wszystko mnie przerasta i dołuje

hmmm no mnie też ale wtedy jak nie miałam na nic siły to wyjście z tego stanu wydawało mi się nierealne. Też lubię działać itd. ale czasem jak pomyślałam ile wysiłku bedę musiała włożyć w wygrzebanie się z tego dołka to chciałam się poddać i przyzwyczaić się do tego jak jest. Na szczęście dla mnie i nie tylko porzuciłam te myśli. Ale to dlatego ze jestem "typem", który zawsze ma jakąś nadzieję- choćby nikłą.

 

Ale naprawdę - czasem ma się ochotę przyzwyczaić i się po prostu poddać i iść własnie na łatwiznę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no więc właśnie o tym mówie Różo , też nie rozumiem... dlatego wydaje mi sie często że moj facet cierpiacy na depresję czuje się z nią po prostu wygodnie... nic łatwiejszego niż zwalić wszystko na depresję...łatwiejsze to niż przyznanie się do własnego nieudacznictwa...( bez urazy oczywiście do nikogo.. nie chcę wkładać kija w mrowisko...) ale tak mnie już złości ta jego ucieczka przed rzeczywistością...że..ech!szkoda słów

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

..łatwiejsze to niż przyznanie się do własnego nieudacznictwa..

to nie takie proste- mnie ten dół dopada własnie jak sobie zbyt często uświadamiam że jestem nieudacznikiem - bo to przyznawanie sie do tego nic nie da. Raczej trzeba pomysleć że się nie jest nieudacznikiem - trochę pozytywnego myslenia- ale jednocześnie nie zwalać też wszystkiego na chorobę i próbować działać i działać- padać i wstawać. A do tego trzeba siły. pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No wiesz...często mam bardzo podobnie... nikt chyba nie biega po urzędach dlatego, że mu to sprawia przyjemność...bo niby co w tym przyjemnego? Ale nie wiążę tego z żadnym stanem...a tym bardziej depresyjnym...po prostu często odkładam takie sprawy na ostatnią chwilę...jak większość...z lenistwa czy braku ochoty na konfrontację z urzędnikami...ale jak mus, to mus...oczywiście, że wolałabym robić w tym czasie dużo bardziej przyjemne rzeczy...każdy woli...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok, zgadzam się.

 

Tylko mogą się przydarzyć takie stany/dni kiedy nawet taka "działalność" wydaje się niemozliwa.

 

To zależy też od środowiska- są chorzy za których bliscy wszystko zawsze zrobią lub tylko mniej lub bardziej pomogą, dopilnują, albo tylko będą obok.....

 

Są też chorzy od "małego" skazani na własną zaradność, lub tacy którzy nie mają na kogo liczyć

 

-i takie czynniki (obok osobowości) też trzeba brać pod uwagę......

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Różo, spokojnie ja też ciężko choruję od dziecka a leczony jestem od stosunkowo niedawna (polscy fachowcy - program "usterka" się kłania) i to do tej armii psychologów, pedagogów,lekarzy, nauczycieli mam pewien (jeżeli wogóle) żal.

 

Chciałem tylko przez to powiedzieć, że tu są ludzie w RÓŻnym (:-)) wieku,

o różnym nasileniu choroby, i na różnych (bądź wcale) etapach leczenia, mający różnych bliskich, więc trzeba spróbować bardzo indywidualnie spojrzeć na to co tu piszą.

 

Sam parę miesięcy temu też pisałbym tu różne rzeczy które teraz bym nie napisał.

 

Pozdrawiam serdecznie.

 

[ Dodano: Pią Lut 23, 2007 5:17 pm ]

Różo, spokojnie ja też ciężko choruję od dziecka a leczony jestem od stosunkowo niedawna (polscy fachowcy - program "usterka" się kłania) i to do tej armii psychologów, pedagogów,lekarzy, nauczycieli mam pewien (jeżeli wogóle) żal.

 

Chciałem tylko przez to powiedzieć, że tu są ludzie w RÓŻnym (:-)) wieku,

o różnym nasileniu choroby, i na różnych (bądź wcale) etapach leczenia, mający różnych bliskich, więc trzeba spróbować bardzo indywidualnie spojrzeć na to co tu piszą.

 

Sam parę miesięcy temu też pisałbym tu różne rzeczy które teraz bym nie napisał.

 

Pozdrawiam serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestem na tym forum kilka miesiecy i musze stwierdzic ze smutkiem ze coraz mniej mi sie tu podoba,bo czytajac niektore wypowiedzi nie potrafie zrozumiec dlaczego takie wlasnie tematy pojawiaja sie na tym wlasnie forum-tu gdzie powinna byc pomoc-dla ludzi ktorzy tu zagladaja w potrzebie-czy piszac to co piszecie zastanowiliscie sie ze ktos kto dopiero co zachorowal poczuje sie lepiej czytajac ze ktos lubi depresje?nie zrozumie tego nigdy-ja nie zwalalam i nie zwalalam nic na depresje-bo nie musialam-to ona odbierala mi chcec do wszystkiego i ja nie mialam nic do powiedzienia-a jesli ktos mowi ze zwala cos na depresje to albo jest mu tak wygodnie albo poprostu nie jest albo nie byl chory-takie jest moje zdanie-choc wiem ze kilka osob uraze ale niestety czasem tak trzeba-po to jest forum bysmy wyrazali swoje zdanie.pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też myślałem już nad takim pytaniem ( pułapką ) ,żeby wiedzieć kogo unikać tutaj na forum ( zaczynam porządnie zastanawiać się czy go nie opuścić na zawsze :( ) .A sądzę ,że można ,ale tylko wtedy ,gdy ktoś udaje ,że ma deprechę albo wydaje mu się ,że ją ma .I chociaż diabelnie drażni mnie to pytanie to nawet dobrze ,że tutaj padło ,bo teraz wiem po niektórych wypowiedziach ,że kilka tu osób to przewrażliwieni symulanci i paranoicy i napewno jest tutaj takich więcej .A moja nieufność do wszystkich właśnie wzrosła :cry: ,a jestem tu z wami dwa miesiące i zaczynało mi się wydawać ,że mógłbym się bardziej otworzyć przed wami :cry: bo kontakt i rozmowa z kimś bez szczerości jest mi nie potrzebna ,bo takich relacji mam pod dostatkiem z otaczającymi mnie ludzmi :cry: .Zasrany świat ,tak trudno znalezc kogoś kto ceni szczerość i prawdę bez której nie ma przyjazni :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mi się wydaje, że niektórzy nie wiedzą, czego tu chcą... najpierw szukają zrozumienia i pomocy, potem je odrzucają, a potem marudzą, jaki to świat jest zły i całe forum do dupy :evil: no i jak to nie ma na nim zrozumienia i nie można szczerze pogadać... żałosne

 

PS... to się tyczy konkretnej jednej osoby w tym temacie

Jeżeli kogoś poza tym uraziłem lub mogłem urazić, co konkretnie zasugerował Radison, to nie miałem takich intencji, nie o to mi chodziło

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faunik, co ty do ch*l*ry piszesz?! No jak tak można! Czy to jest jakaś licytacja, albo proces lustracyjny?! Co to znaczy pytanie - pułapka? Ludzie, którzy tutaj piszą źle się czują ze sobą. Są smutni, nic ich nie cieszy. Często żyją tak od wielu miesięcy, albo i lat, a Ty nagle wyskakujesz z taką krytyką od czapy! Jeśli naprawdę chcesz znać odpowiedź na pytanie z tematu, to brzmi ona : TAK. Można. I to jest tragiczna sytuacja, bo przeszkadza tym bardziej w wyjściu z choroby! Ale nikt sobie tego nie zmyśla! Nie mówię tego sam, bo o tym procesie pisze w "Melancholii" Antoni Kępiński. Mówi, że chory przyzwyczaja się do swojego <>. Czuje się w nim bardziej przytulnie niż w otaczającym go świecie rzeczywistym. To też może być jeden z przejawów depresji, bardzo niebezpieczny. A taka już jest ludzka natura - przystosowuje się do warunków. Jeśli przyzwyczai się do depresji, to ostatnią rzeczą, jaką trzeba zrobić jest obwinianie chorego! Trzeba mu pomóc, rozmawiać, pokazać lepsze sposoby na życie, a nie wyzywać go od paranoików!

 

A Ty tutaj lekką ręką wypisujesz jakieś bzdury, wykazując zupełną ignorancję. Nie Ty jeden zresztą, jak widzę. I jeszcze zastawianie pułapek na forumowiczów, a jednocześnie szukanie szczerości... Sam siebie nazwij, dobrze Ci to idzie. Ale takich jednostronnych i agresywnych sądów więcej nie pisz, bo to może krzywdzić wiele osób, szczególnie, że raczej nie wchodzą tutaj silni psychicznie i gotowi do obrony swojego poglądu ludzie sukcesu. Tylko tacy, którym się jednak noga powija (pewnie nawet zbyt często) i których często w świecie zewnętrznym nic już nie pociąga. To dlatego mogą mówić, że "lubią swój smutek". Nie dlatego, że pragną wszystkich oszukać a samemu coś (co?) na tym zyskać. Zresztą proszę, poczytajcie sobie wszystkie Fauniki i 331anie:

 

Chory depresyjny przyzwyczaja się do ciemności swego świata. Pełna kolorów jasność dnia razi go i drażni. Świat ludzi zdrowych jest dla niego obcym światem, to już jest inna planeta. Nie rozumie on ludzi cieszących się, śmiejących się, szczęśliwych, są dla niego obcy, drażnią go, chce od nich uciec. Jak człowiek długo przebywający w ciemności mruży oczy, gdy wyprowadzi się go na światło dzienne, tak i chory w depresji zamyka się w siebie i wycofuje, gdy otoczenie stara się go wprowadzić w wir normalnego życia. Na zasadzie kontrastu w wesołym środowisku jego depresja staje się głębsza.

Na ogół chorzy depresyjni czują się lepiej w środowisku, które pod względem kolorytu odpowiada ich nastrojowi, a więc wśród ludzi smutnych. Przyzwyczajenie do ciemności depresji przeszkadza nieraz w leczeniu tej choroby. Chory już jakby nie ma ochoty wyjść na światło dzienne, lepiej mu w półmrocznej kryjówce, z dala od obowiązków życia, od ludzi, którzy go drażnią, lepiej mu prowadzić vitam minimam, rozmyślać o znikomości ludzkich trudów i zabiegów i marzyć o śnie śmierci

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze z depresją? Nigdy w zyciu!!! O niczym nie marzę bardziej niż o tym żeby sobie poszła w ciul, żebym była taka jak dawniej..... :cry:

Róża, też mam już dość bycia "niezaradną", boję się sama wychodzic z domu, nie radzę sobie a bardzo bym chiała móc sama wszystko....Dziś pojechałam do psychiatry razem z moim chłopakiem bo nie dałabym rady dojść tam sama :? później mieliśmy załatwic kilka spraw i pokłócilismy się..tak bardzo, przeze mnie, przez to że już nie mam sił i nie panuję nad sobą. Zostałam sama w środku miasta. :? mam nerwicę z agorafobią..to śmieszne ale czułam się zupełnie zgubiona...poryczałam się...nie wiedziałam jak wrócić do domu, a przecież to moje miasto!! znam je!! łaziłam w jedną i w drugą stronę szukając przystanku. znalazłam dojechałam na osiedle, wytrzymałam w autobusie ;) i wiesz co? poszłam na zakupy ;) czułam sie okropnie ale byłam z siebie dumna, z takiej prozaicznej sprawy, dojechałam sama do domu...w mięsnym zapłaciłam i wyszłam, wybiegła za mną kobieta bo zapomniałam kurczaka...w warzywniaku rozsypałam wszystkie jabłka...a babka kazała mi czekac na resztę kasy, powiedziałam że nie trzeba żeby tylko jak najszybciej stamtad wyjść..ludzie za mną gapili się i smiali a ja nie mogłam się pozbierać, spanikowałam i uciekłam z jabłkami w rękach...

Z tym ma być mi dobrze? Z tym, że w osiedlowym warzywniaku panikuję?

I tak jestem dumna, że mi się udało ;) taki sukses, choc porozsypywany..teraz to są dla mnie sukcesy, kiedyś były nimi występy przet setkami ludzi i nagrody...dziś osoedlowy warzywniak....ma mi byc dobrze z chorabą? to jakiś dowcip...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Różo i Nitko-jestem z Wami-widze ze rozumiemy sie bez slow-a temat ten to chyba zart-nie mowie tego zlosliwie ale ja to poprostu tak odbieram-albo poprostu zle ujete pytanie do ludzi,bo mysle ze to mialo byc bardziej skierowane ze przez depresje mozna sie rozleniwic?-bo nie bardzo wiem co myslec o tym...to tak samo jak zadalabym pytanie na forum z rakiem gdzie ktos ma przerzuty i jest mozliwosc wyleczenia-czy lubi ten stan?-bo czymze innym jest depresja jak nie rakiem toczacym nasza dusze od srodka powodujac tak rozlegle zniszczenia???mysle ze ktos kto to przezyl i naprawde byl chory zrozumie i nawet nie bedzie sie rozpisywal na ten temat bo bedzie to dla niego jasne co tak naprawde depresja zrobila w jego zyciu i czy jest z tego powodu szczesliwy???.....pozdrawiam wszystkich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×