Skocz do zawartości
Nerwica.com

Podcinane skrzydła, deprecha jak z Helu do Zakopca


Gość h8all

Rekomendowane odpowiedzi

Kurwa...

Muszę to z siebie tutaj wyrzygać, bo mnie rozsadzi. Lubię syto bluzgać w momentach słabości, dlatego z góry Was za to przepraszam. Szanowni administratorzy, bądźcie wyrozumiali (punkty regulaminu o wulgarnym słownictwie wsadźcie sobie... do kosza)

 

Od kilkunastu dni żyję, jak roślina. Ale raczej rosiczka, niż kalafior - jak ktoś mnie tknie, to mam ochotę zeżreć wnętrzności. Jestem rozdrażniony do tego stopnia, że jakiejkolwiek czynności, która nie wyjdzie jak należy za pierwszym razem, przy drugiej próbie towarzyszą już kilogramy latającego w powietrzu krwistego mięsa.

Mam prawie 23 lata, czuje, jakbym co najmniej 2/3 życia miał za sobą.

Nigdy nie mieszkałem sam, chociażby w wynajmowanym mieszkaniu, czy w akademiku - zawsze na zasranym garnuszku mamusi, ze zrobionym obiadkiem i wypranymi skarpetkami. Mamusia i tatuś dadzą na to, tamto, sramto, owamto. Czuję się jak w pieprzonym więzieniu.

NIE CHCĘ KURWA! Mam niby wszystko, czego potrzebuję. Ale wolałbym mieszkać w lesie albo w obskurnej melinie, ale SAM!

Jestem jak totalny anty-magnes na dziewczyny. Mieszkasz z mamą? - aha. KURWA! A to właśnie brak dziewczyny pogłębia permanentne uczucie wkurwienia i totalnej beznadziei. Wszelkie ostatnio podejmowane próby znalezienia dziewczyny kończyły się tym, że laska perfidnie robiła mnie w chuja. Nie jestem przecież człowiekiem-słoniem!

Przez to dostawanie kosza samoocena spadła masakrycznie i nie potrafię już jak kiedyś normalnie zagadać do dziewczyny. Muszę wypić co najmniej 4 browary, zanim powiem głupie "cześć", a później gadam stek bzdur i bełkocze, co już kompletnie przekreśla moje szanse -> kolejna olewka -> coraz gorsza samoocena.

Jestem chyba na dobrym kierunku, którego studiowanie na początku sprawiało mi przyjemność, a teraz chce mi się nim już rzygać i nim gardzę - pełen zmanierowanych, fałszywych, lansiarskich gnojów; zamknięte hermetycznie środowisko liżących sobie dupy do czysta nawzajem pseudokurwainteligentów.

Mam kilka pasji, ukochane hobby, których nie chce mi się kurwa nawet teraz pielęgnować. Ludzie mówią mi, że to, co robię, robię dobrze, a ja im nie wierzę - ciągle myślę, że mówią tak tylko po znajomości i dlatego, żebym nie odmówił, jak mnie poproszą o coś w przyszłości. Przez tę jebaną deprechę nie mam kompletnie siły do działania. Poza tym mam wrażenie, że w wieku 23 lat to już niczego się nie da nauczyć i że tak naprawdę szanse na jakikolwiek sukces zostały bezpowrotnie odebrane przez ZAJEBANE KURWA SZKOLNICTWO. CO MI DA ZASRANY MGR.INŻ?! WSZYSCY GO MAJĄ! Liczą się umiejętności, których nie zdążyłem nawet odpowiednio doszlifować, a teraz już tylko mózg się już starzeje i każdą informację zapamiętuje się 10 razy dłużej, niż w wieku młodzieńczym. KURWA!

Nie mogę nawet wyjść ze znajomymi na piwo, bo nigdy nie kończę na jednym, czy dwóch - nie, ja muszę się ukurwić jak najplugawsza świnia, zrobić z siebie idiotę, powiedzieć coś kompletnie niestosownego, a potem umierać na "kapcia w mordzie" przez cały następny dzień i mieć KOLEJNE wyrzuty sumienia i wmawiać sobie po raz KOLEJNY, że to już OSTATNI RAZ i że NIE PIJĘ! KURWA!

Wiem, że aby być szczęśliwym, musiałbym:

- WYNIEŚĆ SIĘ W PIZDU z domu,

- znaleźć miłość,

i przede wszystkim:

POPIERDOLIĆ STUDIA

albo PRZYNAJMNIEJ zrobić sobie rok przerwy.

...

Tylko jest jeden problem...

 

Nie mam jaj, żeby to zrobić. Wiem, że cała rodzina mnie usilnie będzie przekonywać (nie ma to jak mieć kurwa wsparcie, co?), że studia są ważne i że jak zrobię sobie przerwę później nie będę już chciał wrócić. MOŻE I NIE KURWA! A może końcu poczuję, że cokolwiek znaczę! Wiem, że jeśli ten stan potrwa dłużej, to albo osiwieję, albo dostanę zawału, albo kogoś kurwa najnormalniej w świecie zabiję i siebie zaraz potem (chociaż o samobójstwie nie myślę, bo to dla ciot, ale wtedy już miałbym prawdziwe więzienie, a nie takie stworzone z "ogniska domowego"). WIEM, ze rodzina mnie nie zrozumie.

 

JAK SOBIE DOROBIĆ JAJA??!! Chcę im to wszystko wykrzyczeć w twarz, ale nie chcę, żeby oni zamiast mnie zeszli na zawał.

 

Uf, trochę mi ulżyło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

×