Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nareszcie początek końca koszmaru...


pao

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich znerwicowanych:) Nareszcie powoli udaje mi sie wygrywać z tym przeklętym zaburzeniem. Nazwałbym to raczej koszmarem mego żywota. Chciałbym również jakoś pomóc innym wyjść z tego gówna, bo dobrze wiem co to dla Ciebie znaczy:)

Postaram sie opisać wszystko jak najbardziej szczegółowo, ponieważ tak jak na miłość składa sie tysiące różnych szczegółów i tworzą one wspaniałą całość, tak tez jest i w tym przypadku. Mój sposób jest dość kontrowersyjny i nie polecam go osobom niezdecydowanym i z brakiem determinacji. Jest to droga dla ludzi o bardzo ogromnej sile woli i żelaznej wytrwałości w dążeniu do celu. Tylko dla takich, ponieważ są wśród nas ludzie którzy uważają, ze spotkała ich wyjątkowa krzywda (poniekąd to prawda) i wola tkwić w tym bagnie użalając sie nad sobą. Jak czytałem na tym forum, koleś który pisał mi. "dzięki tej chorobie jesteśmy w stanie poznać przede wszystkim siebie i ze jest ona błogosławieństwem" i jest to, według mnie i paru innych osób prawda. Bóg zesłał na Ciebie i na mnie krzyż który musisz nieść, upadniesz z nim jeszcze nie raz. ale zawsze trzeba wstać i ciągle iść na przód, ZAWSZE TRZEBA WSTAĆ I CIĄGLE IŚĆ NA PRZÓD! Bez silnej więzi z Bogiem nie mamy nic na tym świecie i nic po nas nie pozostanie. Kiedyś lubiłem sie chwalić byle czym, co osiągnąłem, teraz kiedy wygrywam walkę mojego życia nikomu o tym nie mówiąc, jest mi z tym dobrze. Nikt nigdy sie nie dowie jakie miałem szambo w bani, ponieważ chciałbym o tym zapomnieć i żyć w końcu normalnie. Straciłem juz tyle cennego czasu, ale niczego nie żałuje, ponieważ bez tego nie byłbym tym kim jestem i ominęło by mnie wiele rzeczy, które sprawiają ze mam wiarę, ze mam sile, ze mam chęć do życia, której wcześniej nie miałem - a zdobędziesz ją tylko wtedy jeśli TO osiągniesz sam. Dzięki temu co juz osiągnąłem zyskuję najważniejsza rzecz na świecie - szacunek dla samego siebie. O tym co przeszedłem i jak sie czułem nie wiedziała nawet moja najbliższa rodzina, dlatego nazywają mnie symulantem i leniem:) kiedyś sie dowiedzą. A wiec bez silnej wiary w Boga i tego ze Ci pomoże, nic sie nie uda. Nie jestem jakimś heretykiem i nie jestem taki niewinny jak bym chciał, po porostu zobaczyłem dobra drogę i nią poszedłem. Jeśli ktoś czytał mnie wcześniej to wie co to znaczy. Ale to wszystko było dziecięca igraszka w porównaniu z wyparciem sie swojego dotychczasowego życia i całkowita odmiana swojej drogi i zburzenie swojego systemu wartości i budowaniu go od nowa. Nerwica jest to choroba, która żywi sie naszymi uczuciami, dlatego tak niewiele odczuwamy:( a czasami nawet nic, nic prócz strachu, który wypełnia te wszystkie luki i przybiera najróżniejsze formy i jest tak potwornie silny, ze wydaje sie nie do pokonania. Pustka i strach są tak wielkie, jak wielki jest potencjał uczuciowy każdego z nas. Wydaje mi sie ze zacząć należy od lektury "Wstęp do psychoanalizy" S. Freuda - jest to trudna książka, ale dobrze opisuje zjawisko które nas dotknęło i warta jest uwagi każdego zainteresowanego tym zjawiskiem jakim jest nerwica natręctwa. Druga książka która bardzo mi pomogła, przede wszystkim uwierzyć w Boga, jest "Łzy Maryi" Ks. Ryszard Ukleja. Bombarduje ona faktami nie do zaprzeczenia, byłem w dwóch tych miejscach i nigdy tego nie zapomnę. I prawie najważniejsze - nie jest to także lektura dla tych którzy mają obsesję na temat częstego mycia, religii, i różnego rodzaju fobii, a jest dla osób którym choroba próbuje wmówić że są kimś kim nie są i woleli by "żyletkę i ciepłą wodę" niż się z tym pogodzić lub choćby i tylko na chwilę temu poddać, wydaje mi się że, nie jestem przekonany, że to i tak nic by nie dało. Jeśli poddasz się choć na chwilę, będziesz tego żałował/a do końca życia a objawy chorobowe i tak nie ustąpią. A więc do rzeczy. Będę opisywał wszystko według dla mnie najważniejszych aspektów. Przede wszystkim odstaw narkotyki, amfę i niestety:( zioło też, że nie wspomnę już o tabletach i całej reszcie tego syfu. Alkohol jako środek psycho-aktywny również na jakiś czas. Potem rzecz trudna i jeśli nie jesteś zdecydowany/a to nie polecam, ale ostrzegam także że nikogo nie namawiam, a więc odstaw wszystkie leki (psychotropy). Może być to dla niektórych szokujące ale tak właśnie musi być, leki pomagają, a nawet można powiedzieć zduszają nerwicę. Ale potem przychodzi największe rozczarowanie - nawrót - w najmniej spodziewanym momencie i wtedy wszystko znowu traci sens i jest jeszcze gorzej niż poprzednio, ponieważ dochodzi przeczucie że to się nigdy nie skończy. Znam to uczucie. A więc gdy już odstawisz leki, będzie najtrudniejsza i najważniejsza próba. Ponieważ musisz się z tym zmierzyć sam na sam, musisz dobrze poznać wroga by móc go pokonać. Nie rób kompletnie nic na początku(praca), rób to na co masz ochotę poza rzeczami zakazanymi:) czyli wóda, dragi, psychotropy itp. Włączaj sobie często muzykę, nie którą lubisz, ale spokojną i nie szarpiącą baniak. I myśl ciągle myśl o sobie, kiedy to się zaczęło, jak będziesz żył/a gdy to już cię opuści, co byś chciał/a robić w przyszłości i czego już dokonałeś/łaś itp. ale bez użalania się nad sobą. I módl sie dużo to pomaga. Można wtedy zwariować, gdy się tak dużo myśli i wszystko się nasila i ten przeklęty ucisk głowy na skroniach - on świadczy o miejscu ogniska choroby. Ja równocześnie z odstawieniem leków odsunąłem się od wszystkich znajomych i można powiedzieć zamknąłem się w domu z najbliższą rodziną, nigdzie nie wychodzę, chyba że muszę - biurokracja której szczerze nienawidzę tak jak polityków i policji:), nawet do kościoła, któremu jak mi się wydaje zależy tylko na pieniądzach, ofiarach. Bóg jest wszędzie nie tylko w kościele i musisz mieć tego cały czas świadomość. Na początku musisz sobie pomóc Ty sam/a, a inni lepiej niech nic nie wiedzą bo to i tak nic Ci nie da, będą się użalać nad tobą i siedzieć na umór przy tobie, a uwierz mi że Tobie będzie to tylko przeszkadzać i potęgować strach i objawy. Najbliższa rodzina może być, pod warunkiem że nie opiekują sie tobą za bardzo, ja na przykład chciałbym być w tym okresie niewidzialny:) Do swojego najlepszego kumpla powiedziałem taką rzecz:

 

"muszę ci coś powiedzieć, nie przerywaj mi. nie zrozum nie źle, bardzo cie lubię, ale muszę sie do końca wyleczyć, a ty jak każda obca osoba, będziesz mi w tym przeszkadzał, czy chcesz tego czy nie. dlatego mam prośbę, nie przychodź do mnie więcej. zrozum ku-wa od kiedy otworze oczy i dopuki ich nie zamknę, jestem na wojnie, nie wiem gdzie, bez broni, a w dodatku jest mgła, nikt tego ku-wa, nie zrozumie, nawet ja. nie możesz iść za mną ani przede mną a nawet po boku, byłbyś zbędnym balastem i znienawidziłbym cię za to. wybacz ale tak będzie najlepiej. zrozum muszę wygrać albo zginać."

 

Myślę że po czymś takim każdy zrozumie i uszanuje twoją wolę. Nawet jeśli masz teraz wątpliwości to zobaczysz później że to był dobry krok. Ja na początku tego nie zauważałem i teraz nienawidzę człowieka który chciał mi pomóc, być przy mnie. To jest niczyja wina tak się poprostu dzieje. Może dlatego, że był on świadkiem naszej słabości i wie o najczarniejszych zakamarkach naszej duszy? A może dlatego że Ty bardzo boisz się opinii ludzi na swój temat, a ta osoba to, nawet niechcący, rozniosła po okolicy. Powodów mogą być setki a jedyne rozwiązanie leży w tobie. Dlatego nieustannie musisz go szukać... to tyle na początek, chyba i tak za dużo:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powtarzam, jest to tylko i wyłącznie mój sposób na walkę. Moja wiedza z pewnością nie równa się wiedzy psychologa w żaden sposób. Ale pomyśl - czy pani psycholog była kiedykolwiek w takiej sytuacji? Czy zna to tylko z książek i wykładów. Psycholog/psychiatra, uczy się rozwiązywać nasze problemy ładując się na chwilkę do naszej głowy i za pomocą wyuczonych schematów dobiera nam coraz to nowe tabletki:) Ja szczerze zawiodłem się na leczeniu konwencjonalnym, dlatego postanowiłem zostać swoim własnym lekarzem, wierząc oczywiście że wszystko da się pokonać. Gdybyś spróbował/a posłuchać samego/samą siebie i uwierzył/a we własne siły. W każdym człowieku drzemie tak potężny potencjał, a gdy go już obudzisz, co jest niesamowicie przyjemne, nie tylko samoleczenia. W tym przypadku walka jest nieustanna i zażarta, ponieważ na początku walczysz z samym sobą, później już z obcym bytem w swojej głowie, a na końcu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...to będzie ze 3 - 4 lata bezsensownych męczarni, męczarni w sensie bezczucia jakichkolwiek emocji z wyjątkiem strachu i bólu, co jak z początku myślałem, dawało doskonałe zadatki na psychopatę:) Gdy zginął w wypadku mój ojciec - nie czułem nic, ani żalu, ani smutku, spałem normalnie już w pierwszą noc. Tak samo było gdy dowiedziałem się że moja matka ma raka piersi - nie rozumiałem dlaczego, ale prawie wybuchnąłem śmiechem. A są oni najlepszymi ludzmi na świecie i dałbym się za nich pokroić i może nie dali mi wszystkiego czego potrzebowałem to przekazali mi najważniejsze prawdy życiowe. Po tym moje poczucie winy było bardzo wielkie i mój stan tylko się pogarszał. Dlatego podjąłem taką walkę a nie inną. Chcę to zrobić dla siebie, ale także dla nich. Myślę że nawet po czyjejś śmierci można wynagrodzić komuś krzywdy, będąc dobrym człowiekiem - przecież to największa nagroda dla rodzica, no nie? Chcę to teraz zrobić sam, a nie za pomocą lekarza i tabletek. Więc jeśli myślisz, że życie to mleko z miodem i ktoś lub coś to za ciebie zrobi, to według mnie jesteś w błędzie, a myślę że tak jest ponieważ boisz się nawet tego co powie pani psycholog. Pamiętaj to jest twoje życie i tylko Ty o nim decydować powinieneś. Dla mnie pokonywanie tego jest jak wspaniały taniec, a pokonywanie tego na prochach jest jak taniec bez muzyki. Więcej wiary we własne siły. Pozdro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WIELKI WIELKI SZACUNEK :P

 

To co napisałeś to 100% i jedyna droga do wyjści z tego dziadostwa.

 

Z przerażeniem czytam wypowiedzi ludzi na tym forum którzy z naiwnością cielaka idącego na rzeż łykają tabletki o sile rarzenia bomby atomowej i uzbrojeni w we wsparcie znajomych dla których są osobami

chorymi psychicznie starają się pozbyć tego problemu.

 

Jedyna wyjściem jest poznanie samego siebie, bo przecież nerwica nie bieże się z niczego.

 

Mnie też nazywają leniem i nierobem, a ja codziennie rano wychodę na wojne.

 

Problem z nerwicą i agorafobią miałem od ok 2 lat i przez te dwa lata myślałem że to ja muszę się dostosowć do nich.

A gówno prawda ja tu walczę o zycie i nikt z nich nigdy nie będzie wiedział co czułem i jak cierpiałem, od kedy powżiolem ten tryb myślenia

nerwica i agorafobia prawie znikneły, straciłem prawie wszystkich znajomych, ale to wojna którą musze stoczyć sam.

 

Jestem jeszcze świerzynka dopiero co nauczłem się "jeżdzić" autobusami

ale uczucie gdy mi się udało było najwspanialszym w moim życiu,

w ciągu jednego dnia wyjeżdziłem się chyba z 50 autobusami do domu wróciłem dumny jak bym co najmniej dokonał jakiegoś odkrycia naukowego, droga jeszcze długa i kręta ale wiem że się da i mimo upokorzeń będe walczył bo innego wyjścia nie ma.

 

!!!!!!!!!!!!Pozdrawiam cie trzymaj się napisz jeszcze o swojej walce bo ciekawie i mądrze piszesz :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Całkowicie zgadzam się z Arnoldem. Poznanie siebie, to jedyna droga do wyleczenia. Sam siebie poznaje jakieś pół roku na psychoterapii i nie zamierzam zrezygnować. Nie łykam ani nie łykałem żadnych leków. Tak jak Ty Arnold, codziennie toczyłeś wojny, ja także walczę, ale mam zgoła inny problem. Nie ma sensu walczyć przeciw czemuś czego się nie zna. Najpierw poznać, następnie zniszczyć!!

Pozdro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc;) Bardzo wielki podziw mam dla tych, ktorzy nie lykaja lekow;) Tez bym tak chciala:( POwiecie, ze brakuje mi wiary we walsne sily...bo ot prawda, nie boje sie tego, co powie psychiatra, ale boje si, ze jak zdecyduje sie przerwac terapie farmakologiczna, to pzniej i tak nie wytrzymam, nie dam rady i bede musialam zaczac leczenie od poczatku, bo leki po zakonczeniu brania przeciez dzialaja ok. 2 tygodni jeszcze, poznije juz nie. a jak sie poddam, co jest bardziej prawdopodobne, to bede musiala zaczac od nowa, a to juz bedzie znowu poczatek zmagan:( Ja juz po prostu ma tego dosyc!!! Mam tak malo samozaparcia...rozczulam sie za bardzo nad soba moze, ale po prstu strasznie sie boje, boje sie sprzeciwiwc tej nerwicy, niestey musze powiedziec, ze to ona rzadzi mna, a nie ja nia, przyznaje to z wielkim smutkiem, ale tak jest...:( i nie wiem, jak to zmienic. Jak zaczeliscie? Powiedzcie, czy ignorowaliscie lęki czy pomimo wielkiego strachu szliscie naprzod, uz sama nie wiem ktora droga isc, jest tyle wyjsc z pozoru, a ja nie widze zadnego dla siebie, czuje sie czasami jak w potrzasku:( piszcie!!! pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nigdy, przenigdy nie zaczynacie leczenia od początku. Świadomość i wiedza, jaką zdobyliście o sobie i swojej chorobie nie ulatuje Wam, nawet gdy wpadacie w najgorszy dół. Ale odstawienie leków zawsze warto konsultować ze specjalistą, wiem, że banał ;)

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak czytam te posty i wiecie co ci co piszą że z nerwicy da się wyjść bez leków mają w 100% rację. Przez leki jesteśmy tylko na chwilę uśpieni a tak naprawdę nic nie zmienia się w naszych głowach. Wyjście z nerwicy polega na uświadomieniu sobie naszego problemu- to po pierwsze( czyli co wywołało naszą nerwicę) a po drugie walka z tym poprzez zmianę całkowitą zmiane naszego myslenia. Powiem wam że u mnie nerwicę spowodowało przede wszystikm pogmatwane dzieciństwo a głównie to że mam strasznie niskie poczucie własnej wartości. ciągle miałam obsesyjne myśli że wszyscy są lepsi ode mnie że nie zasługuję na miłość ( tak przez całe dotychczasowe życie wmawiała mi to moja mama)i ja w to uwierzyłam. naprawdę to jest okropne i choć sama jestem już 10 lat po ślubie to dopiero teraz odkryłam że to wszystko nieprawda że mąż mnie bardzo kocha mamy cudowne dzieci które równierz mnie kochają, jestem dobrym człowiekiem i potrafię robić różne fajne rzeczy. także głowa do góry wiem że to nie jest łatwe bo mi dopiero teraz po 6 latach męczarni udaje się małymi kroczkami cos zmieniać ale głęboko w to wierzę że mi się uda, i wam też tylko trzeba w to mocno wierzyć :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, że tak, najważniejsze jest dojście do źródła problemu i poradzenie sobie. Aczkolwiek leki nie są od usypiania, tylko od wyrównywania poziomu tego, co tracimy w wyniku choroby - po prostu wspomagają leczenie. Można wyjść nich, można z nimi, ale wyjście z lekami, jeśli poradzimy sobie ze źródłem, nie jest w niczym lepsze ani gorsze od wyjścia bez leków. Tyle, że z lekami może być łatwiej. (ale nie musi) A czasem leki są wręcz konieczne.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×