Skocz do zawartości
Nerwica.com

lubimy siebie?


mała83

Rekomendowane odpowiedzi

W poszukiwaniu wspólnego mianownika dla wszystkich zaburzeń trapiących ludzi pomyślałam, że sens leży w podejściu nas samych do nas samych.. dlatego chciałam założyć ten wątek, czy lubimy siebie? Jak nasza samoocena wpływa na odczuwane przez nas lęki, depresje, fobie, doły itd. Mam wrażenie, że człowiek ma niesamowitą moc w sobie, która potrafi uleczyć.. Trzeba się tylko nauczyć wydobyć to z siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja już cię lubię za to, że robisz jakiś krok, żeby to zmienić. Mógłbyś leżeć gdzieś w łóżku sam przepełniony tym odczuciem jakie masz a jednak piszesz.. To jest coś. Wiesz? Wierzysz troszkę, że dasz radę zmienić swój stan? Pomalutku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja siebie nie lubię, nie lubię się z charakteru i wyglądu. Ogólnie powiem wam skreśliłem się już. Czuje sie coraz bardziej zmęczony, bezradny i może się to źle skonczyc.

 

Podzielam te uczucia. Wiem też że moje nielubienie siebie bardzo przyczyniło się do pogorszenia się mojego stanu, a przez ten stan z kolei nie lubię siebie jeszcze bardziej. Zapętliłam się tym i nie mogę się wyplątać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uważam, że nie muszę ani siebie lubić, ani nie lubić.

 

Jak zacznę wprowadzać w życie intensywne pranie mózgu pt. kocham siebie i jestem wspaniała, jestem geniuszem i świat należy do mnie to może mnie doprowadzić w niebezpieczne rejony pychy. Z drugiej strony twarde przekonanie o własnej beznadziejności jest sabotowaniem samego siebie.

 

Jestem kim jestem, nie mnie oceniać. Ani siebie ani innych.

Ale jak to człowiek mam oczywiście gorsze i lepsze momenty.

 

Mówiąc ogólnie, wypadkowo - do do siebie nic nie mam ani dobrego ani złego. Komfortowo mi z tym.

Tylko czasem swojego życia od początku do chwili obecnej nie znoszę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samoocena, to cos co ma ogromne znaczenie. Wiara w siebie, pozytywna opinia na swoj temat to podstawa czegokolwiek. Czy komus sie podoba czy nie, kazdy ja ma. I ta moze byc albo dobra albo zla; albo adekwatna albo nie. Najlepiej gdy jest ona dobra i adekwatna do tego co jest. Jezeli takiej nie mamy, to trzeba poszukac rozwiazania i to zmienic.

Poza tym, kazdy z nas tak na prawde jest cudem zycia. Jakie to wspaniale, ze nie ma nikogo takiego jak ja i ty na tym swiecie, ze jestesmy jedyni i wyjatkowi.

Ja zmienilem diametralnie swoja opinie o sobie na lepsze w przeciagu jakiegos tam czasu i widze tylko korzysci plynace z tego. To pozytywna samoocena daje mi sile, wiare w to, ze wreszcie sie uda, ze przeciez jest calkiem dobrze, ze mam z czego sie cieszyc i za co dziekowac.

Lubie siebie, co dzien poznaje swoje zalety i wady. Z zalet sie ciesze, a wady albo olewam albo zwalczam (jezeli rokuja jakimis szansami na poprawe;) )

Bo kazdy z nas ma prawo do szczescia!;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@NoOneLivesForever

Wiesz co mozesz sprobowac? Bo powiedziec o sobie beznadziejny to wlasciwie nic nie znaczy. Nie da sie byc we wszystkim ani najlepszym ani najgorszym. Beznadziejny, mogloby znaczyc do d* we wszystkim. No, ale przeciez sa rzeczy w ktorych jest dobrze.

Rozbij to na czastki. Napisz sobie na kartce to swoje "beznadziejny" daj znak rownosci i wypisz wszystkie skladowe. A nastepnie przemysl kazdy z nich, czy rzeczywiscie, czy da sie z tym cos zrobic czy raczej ciezko i trzeba rzecz zwyczajnie zaakceptowac. Majac taka liste wiesz z czym masz do czynienia. Ogolniki typu "beznadziejny', "do d*", "kretyn" itd nic nie znacza. to tylko etykietki nadawane przez ludzi, ktorzy malo w zyciu widzieli. A co do w ogole zmiany, mi najbardziej pomaga rozmowa z dobrym znajomym. Zamykanie sie w sobie to blad.

Pozdrawiam i zycze optymizmu:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@eldruto

Ale ja miałem zupełnie co innego na myśli, ja wiem, że mam zalety, jest wiele rzeczy, w których jestem dobry, wiem, że mam potencjał (bardzo ograniczony chorobą), że nie jestem najgorszy, ale opisywałem swoje uczucia, na które nie mam wpływu, które mi towarzyszą bez udziału mojej woli, one są i nic tego nie zmienia. Można jednocześnie siebie doceniać i czuć to co ja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie 'polub siebie, a inni też cię zaczną lubić' się sprawdza, ale nie zawsze do końca przynajmniej u mnie. Ja przyznaję: lubię siebie. Ale jestem taką osobą że raczej nie przyciągam do siebie tak bardzo ludzi (co nie znaczy że odpycham, chociaż zdarzały się osoby które za mną nie przepadały, ale chooy z nimi - jeszcze się taki nie urodził co by każdemu dogodził :D ). Nie wiem z czego to wynika, u mnie po prostu tak jest... zapewne taki zestaw cech... no i u mnie to zresztą rodzinne: siostra, rodzice każdy z nich ma mało znajomych ogólnie, nie należą do osób do których ludzie lgną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja raz siebie lubie, raz nie...;)

Mimo, ze mam swoje wady uwazam, ze daje sie lubic i patrzac obiektywnie moglabym miec kogos takiego jak ja, za kolezanke czy partnerke.

Nie lubie siebie, kiedy mam moje nerwicowe zagrania, bo robie sobie wtedy wstyd, dzwoniac do znajomych i rodziny i wyjac w sluchawke, ze niebawem chyba umre, bo wlasnie sie dusze itp, itd. ;):roll: Pozniej tak mi glupio jest, bo uwazam,ze to bylo niepotrzebne i zalosne.... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja siebie lubię..nawet z tym wszystkim. Nawet sobie współczuję. Ludzi lubię.. z samooceną jest gorzej. Czasem wydaje mi się, że jestem ładna, a czasem, że nie. Jak wydaje mi się, że jest ok to nawet cieszyć się potrafię, ale jak mnie dopadnie obniżone samopoczucie, lęki, to zaraz wszystko leci na łeb na szyję, jak mam stresa to zaraz reakcja łańcuszkowa się pojawia. Czasami mi zimno się nawet robi strasznie. Mimo, że na dworze upał, ja się owijam kocem. Czasem mam pretensje bez sensu, żale głupie.. ale ostatnio bardzo intensywnie staram się pracować nad tym, nad sobą w ogóle. Staram się akceptować świat takim jaki jest, bez wyrzutów co do jego natury. Mam problem z zaakceptowaniem wielu spraw, które stanowią rzeczywistość, a na które nie dość że nie mam wpływu to ich nie zmienię. Kiedyś myślałam, że się da. Ale dokonałam już tego 'odkrycia' że jednak nie, to tak nie działa. Może to już pewne osiągnięcie i krok ku wyzwoleniu z ramion mojego potworka, który mnie tak pokochał, że odejść nie chce i przydusza. Potworek pojebek. To moja choroba. Lęki, nerwica...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uważam, że nie muszę ani siebie lubić, ani nie lubić.

moja terapeutka twierdzi,że należy siebie akceptować,a nie; lubić-nie lubić,kochać-nie kochać

w moim odczuciu to "kocham siebie" jest takie same jak brednie o pozytywnym myśleniu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×