Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica natręctw u 21-latka


Nibelheim

Rekomendowane odpowiedzi

Czołem nerwusy :D . Śledzę to forum od dłuższego czasu, ale dopiero teraz zdecydowałem się na rejestrację. Chciałbym podzielić się z Wami swoim problemem. Przepraszam za tak długi post i liczę na to, że mimo to mnie wysłuchacie.

 

Mam 21 lat, studiuję (?) na 2. roku anglistyki. Mam zdiagnozowaną nerwicę natręctw, chodzę na psychoterapię i do psychiatry. Póki co - odkąd rozpocząłem leczenie minęły jakieś 3 miesiące - nie odczuwam większej poprawy :? . Moje problemy z nerwicą zaczęły się dość wcześnie, gdzieś pod koniec gimnazjum / na początku liceum. Nigdy nie były jednak tak nasilone jak teraz.

 

Jako dziecko byłem zamknięty w sobie, "grzeczny". Dużą rolę w moim życiu odgrywała religia, bardzo gorliwie podchodziłem do wszystkich tematów z nią związanych. Do tego stopnia, że starałem się nie dopuścić do żadnego grzechu, a jak już coś "przeskrobałem", to stawałem się prawdziwym postrachem księży (potrafiłem podejść do konfesjonału kilka minut po skończonej spowiedzi, bo "coś mi się przypomniało"). Nie piłem alkoholu (do 18. roku życia, bo tak przysięgałem na Pierwszej Komunii), wyrzuty sumienia miałem po zjedzeniu ciasta z wiśniami w spirytusie albo lampce szampana w Sylwestra. Wtedy to może było zabawne, ale w z czasem wszystko się popi*przyło.

 

Pamiętam szkolne katechezy poświęcone zagadnieniom szatana, opętań. Wiele osób podchodzi do tych tematów "z przymrużeniem oka", jednak ja bardzo się przejąłem. Jestem nadwrażliwy, podatny na sugestie. Zacząłem zupełnie serio bać się diabła, tego że skrzywdzi mnie albo kogoś, na kim mi zależy. Potrafiłem rozmyślać o tym godzinami, klepać modlitwy, aby "oddalić zagrożenie". Na lekcjach nie mogłem się skupić, ciągnąłem na trójkach, choć wcześniej byłem wzorowym uczniem. Tak czy inaczej, zdałem maturę, poszedłem na studia. Miałem nadzieję, że zacznę "nowe życie". Romantyk się znalazł, kurna.

 

Z początku natręctwa mi dokuczały, jednak było to do wytrzymania. Współlokator znowu nie posprzątał po sobie, sąsiad puszcza głośną muzykę, pijane towarzystwo wydziera się pod akademikiem. OK, można było to jakoś przecierpieć. Potem jednak nerwica przybrała na sile i zaczęły się, mówiąc krótko, agresywne myśli. Myśli, żeby komuś zrobić krzywdę / żeby komuś stała się krzywda. Wystarczał jakiś błahy powód, żeby wytrącić mnie z równowagi. Dręczyły mnie okropne wyrzuty sumienia, próbowałem sobie wytłumaczyć, że przecież tego NIE CHCĘ. Z czasem zaczęłem agresywne myśli traktować jako coś "nadprzyrodzonego". Wiem, że to głupie, ale nie potrafiłem (nie potrafię) oprzeć się wrażeniu, że komuś stanie się krzywda, bo coś złego o nim pomyślałem. Znowu zaczęły się powtarzane z maniakalnym uporem modlitwy i lęk. Zacząłem unikać ludzi (zawsze byłem samotnikiem, ale nie do tego stopnia), zamknąłem się w sobie.

 

Prawdziwe piekło rozpętało się jednak w wakacje. W pewnym momencie zauważyłem, że moją uwagę zaczynają przykuwać dzieci (!). Nie wiem, jak to opisać. Myślę, że najlepiej nazwać to "czymś w rodzaju podniecenia seksualnego". Piszę tak, bo nie chcę zaakceptować myśli, że to mnie naprawdę podnieca, że jestem zboczeńcem. Nie potrafiłem przestać o tym myśleć. Bałem się wychodzić z domu, żeby nie natknąć się na żadną dziewczynkę i się "nie podniecić". Czułem się zaszczuty, myślałem, że to się nigdy nie skończy. W końcu pękłem i o wszystkim powiedziałem rodzicom. Potem psychiatrze i psychologowi (leczę się prywatnie). Trochę się uspokoiłem.

 

Obecnie raz w tygodniu chodzę na tzw. terapię "psychodynamiczną". Prowadzi ją pani psycholog / seksuolog. Nie wiem, na ile jest ona skuteczna, bo póki co zupełnie sobie nie radzę. Z leków psychiatra przypisał mi Asentrę, potem Anafranil. Leki nie odnoszą specjalnego skutku. No, może poza tym, że strasznie chce mi się spać :P

 

Chciałbym poznać Waszą opinię, porozmawiać. Wymienić doświadczenia. Pozdrawiam,

 

Nibelheim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

 

Pisze do Ciebie również 21 letni student anglistyki :)

 

Czytając Twój post, mogę śmiało powiedzieć, że to co masz to typowe zaburzenia nerwicowe. Zapewne sam o tym już wiesz będąc u różnego rodzaju psychiatrów i psychologów.

 

Sam miałem problem taki, że bałem się, że komuś coś zrobię. W pewnym momencie doszło do tego, że nie mogłem oglądać filmów, gdzie był jakieś sceny, w którym ktoś kogoś mordował i itp., dodatkowo straszny lęk, bycie "zaszczutym".

 

Wydaje mi się, czytałem na tym forum oraz w różnych miejscach, że metoda walki z takimi myślami to po prostu poddać się im. Dobrze wiesz, że nie podniecają Ciebie dzieci, ale z lęku, który w Tobie siedzi ciągle płyną takie myśli. Im więcej starasz się z nimi walczyć, tym jest gorzej. To trudne. Trzeba przestać się bać, tylko zaakceptować i pozwolić tym myślom płynąc swobodnie. Ja tak próbowałem robić i pomogło :)

 

Znalazłem taki adres:

http://moja-nerwica.republika.pl/

Pomocne :)

 

Napisałeś w temacie, że ciekawi Ciebie dyskusja, więc zapraszam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no stary to o czym piszesz praktycznie w mniejszym lub wiekszym stopniu pojawia sie u kazdego z nn, mialem to dlugo i jakos teraz juz sobie z tym radze, praktycznie calkiem. to nie przypadek ze mysli, objawy sie u kazdego powtarzaja, po prostu to jest zaburzenie i tyle. tak jak przy grypie masz kaszel i katar, tak tu masz mysli ze kogos zabijesz, ze szatan Cie opeta, ze skoczysz z balkonu.

mialem to kolo 10 lat- nikogo nie zabilem, nikogo nie zgwalcilem, nie zagazowalem domownikow, nie wywolalem trzesienia ziemi w innej czesci globu, i choc niektorzy mowia ze mam kurwiki w oczach :lol: to nic mnie nie opetalo i sie nie zanosi na szczescie :great:

powodzenia u Ciebie

ps koles nade mna cos napisal, ze trzeba sie temu poddac i cos w tym jest, tylko ja nie potrafilem sobie powiedziec ze sie temu poddaje, tylko wlasnie ze to olewam i nie bedzie nn kierowac moim zyciem w sposob ktorego nie chce, narazie jest dobrze juz dosc dlugo i tak zostanie 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja też tak mam. Ciągle się zastanawiam nad taką jedną sytuacją czy popełniłam w niej grzech czy nie.Przez długi okres zastanawiałam się czy iść z tym ''grzechem'' do spowiedzi czy nie, bo się bardzo wstydziłam.W końcu poszłam,ale to nic nie dało.teraz ciągle się zastanawiam czy ta spowiedź była właściwa i czy nie trzeba jej powtórzyć.Dodam jeszcze,że nie jestem jakoś bardzo wierząca.Wręcz przeciwnie: mam wątpliwości czy bóg istnieje czy nie, uważam ,że raczej nie ma piekła,że spowiedź jest wymysłem ludzi ,a mimo to boję się że wtedy źle się wyspowiadałam pójdę do piekła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wielkie dzięki wszystkim za odpowiedź :D Ze mną jest tak, że próbuję być mądrzejszy od terapeuty, nie dowierzam temu, co mówi. Dobrze jest usłyszeć rady od innych, którzy "na własnej skórze" przekonali się o tym problemie. I choć brzmi to strasznie głupio, to chyba rzeczywiście nie wolno się poddawać. Ja też trzymam za Was kciuki, damy radę!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×