Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa i depresja


Helix

Rekomendowane odpowiedzi

Witam po dłuższej przerwie :) . Mój post powitalny został napisany 17 października 2013, czyli ponad pół roku temu. Co od tamtej pory się zmieniło? Chciałem napisać absolutnie nic, ale jednak coś - myśli samobójcze ustąpiły, może nie całkowicie, ale przynajmniej nie są tak intensywne jak wtedy. Swoją drogą, ciekawe czemu? Może to za sprawą bardziej przyjaznej aury za oknem?

 

W każdym razie mój stan nie zmienia się. Jest to stan przygnębienia, lęku, zwątpienia... Skąd to się wzięło? Od pewnego momentu (prawdopodobnie późniejsza podstawówka) źle zacząłem znosić wszystkie ataki w moim kierunku. Przestało to po mnie spływać jak po kaczce - zacząłem wszystko brać do siebie. Zarówno ataki ze strony bliskich, jak i zupełnie obcych osób. Z resztą to nie ma żadnego znaczenia, bo nawet najbliżsi niejednokrotnie mnie zaatakowali i to jeszcze bardziej dotkliwie, niż obcy.

 

Zapewne mam problemy z samooceną. Moim zdaniem problemem nie jest to, że jest zaniżona, bo nie atakuję sam siebie, chyba, że w żartach. Wygląda mi to na to, że jest zawyżona, a skonfrontowanie jej z odmiennymi poglądami innych bardzo źle na mnie działa. Przykładowo nie mogę sobie darować, że ktoś mógł powiedzieć, że jestem głupi - nawet jeśli tego nie uargumentował. Źle to znoszę, gdy ktoś mnie widzi w niezręcznej sytuacji. Nie wybaczam sobie błędów. Przegrana nie działa na mnie motywująco, tylko wyjątkowo zniechęcająco.

 

Jakie jest moje podejście do ludzi? Przyjmuję postawę obronną w większości sytuacji. Przykładowo podchodzi do mnie facet z zapytaniem o aktualną godzinę, a niech wygląda chociaż odrobinę podejrzanie wg mnie, to w moim organizmie włączy się alarm. Nie wiem czy widać to z zewnątrz, ale wewnętrznie czuję wtedy spore napięcie. Wyobraźmy sobie jeszcze sytuację w której stoję na ulicy, a w oddali jest jakaś trójka osób, która przez dłuższą chwilę mi się przygląda - nawet nie wezmę pod uwagę, że może im się spodobałem. Nie. Patrzą się na mnie, więc na pewno mnie obgadują i śmieją się ze mnie.

 

Czy byłem u specjalisty? Owszem. W marcu udałem się w końcu do Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Umówiony byłem na wizytę z terapeutką, do której kiedyś uczęszczałem. Powiedziałem, że podejrzewam u siebie zaburzenia lękowe i depresyjne i opowiedziałem historię najlepiej jak umiałem. Zaproponowano mi terapię. Niestety okazało się, że ta terapia nie może być zrealizowana w OIK, bo powiedziałem, że mój problem ciągnie się od dłuższego czasu, a OIK świadczy pomoc tylko dla osób, które przeżywają aktualnie jakąś tragedię. Dostałem za to listę miejsc, w które mogę się zgłosić po pomoc. Nie byłem z tego powodu zachwycony, bo jeśli mam fobię społeczną i depresję, to ostatnie czego chcę, to uganiać się za skierowaniami i szukać dalej specjalisty, któremu będę mógł zaufać...

 

Minęło trochę czasu. Pewnego dnia postanowiłem udać się po skierowanie do psychologa. Zdobyłem je. Czułem się jakbym trzymał bilet na wolność, jednak znowu upłynęło trochę czasu nim zdecydowałem się na wizytę. Zdecydowałem, że będzie to psycholog, który jest najbliżej mojego miejsca zamieszkania, chociaż miałem mieszane uczucia - w końcu, psychiatra, który tam pracuje, kiedyś mnie olał, jednak postanowiłem nie mierzyć wszystkich jedną miarą i spróbować mimo to. Okazało się, że moje obawy się sprawdziły. Pani psycholog wysłuchała, zadawała pytania, ale przez całą rozmowę wyglądała, jakby sama nie wiedziała jak mi pomóc. Nie przyszedłem do niej po to, żeby się dowiedzieć, że z lękiem należy nauczyć się żyć. Tym razem wyszedłem z gabinetu zirytowany - zmarnowałem tylko skierowanie!

 

Z drugiej strony nie będzie mi już potrzebne, bo zacząłem myśleć, że lekarze świadczący leczenie refundowne przez NFZ bardziej pogorszą mój stan, niż pomogą. Mógłbym wrócić do tamtej poprzedniej pani i umówić się na wizyty płatne, ale mam do niej mieszane uczucia. Jej mina była bardzo wymowna, gdy jej wymieniłem nazwisko psychiatry, u którego byłem, ale sama poleciła mi panią psycholog, która przyjmuje w tej samej poradni i która jest równie nieudolna jak on...

 

Koniec końców, muszę szukać dalej pomocy. Mam nawet już na oku specjalistę. Tylko to mnie trzyma przy życiu - ta nadzieja, że gdzieś tam jest ktoś, kto się mną naprawdę zainteresuje i pomoże. Aktualnie jestem jak ciężarówka, która wpadła do rowu. Mam moc, ale im bardziej próbuję się wydostać, tym głębiej się zatapiam. Zwykłe osobówki nie mogą mi pomóc, bo nie są do tego przystosowane. Potrzeba ciężkiego sprzętu... Ktoś musi pomóc mi zmienić nieprawidłowe mechanizmy, które we mnie działają, w przeciwnym razie już zawsze będę ze wszystkiego rezygnował, nic mnie nie będzie cieszyć, wszystko mnie będzie przerastać, a jedyne rozwiązanie jakie będę widział to odcięcie się od wszystkiego, już na zawsze...

 

Zastanawiałem się gdzie powinienem zamieścić ten temat, ale z racji tego, że w większości napisałem tu o moich próbach wyjścia z kryzysu, myślę, że to będzie dla niego odpowiednie miejsce.

 

Pozdrawiam wszystkich :) .

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Osoba wrażliwa może zostać zniszczona w pewnych środowiskach. Wydaje mi się, że głównym problemem są inni ludzie i Twoje przedwczesne stwierdzenia co robią. Ja też nie daruje takich argumentów, ale u mnie jest to bardziej 'wredna', bo coś wymagam od innych. Porażki czy sukcesy nie motywują mnie, ale uważam, że nie jest to problemem.

 

Czy masz też takie odczucia, kiedy przemieszczasz się z kimś ?

Opowiesz trochę o przyjaciołach ?

W jakich sytuacjach bliscy Cię atakowali ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy masz też takie odczucia, kiedy przemieszczasz się z kimś ?

Wszystko jest zależne od sytuacji. Kiedyś, jeszcze w czasach gdy uczęszczałem do dziennego technikum, byłem z kolegą na wagarach i idąc drogą kierowaliśmy się w stronę grupki jakichś łebków. Ja chciałem ich ominąć, to kolega rzucił tylko do mnie "co, boisz się?". No i przeszedliśmy między nimi, słuchając jakichś głupich komentarzy skierowanych do nas. Traumatyczne przeżycie to nie było, ale sam fakt, że pamiętam o tym do dzisiaj...

 

Nie pojmuję dlaczego tak jest, że zapominam o tym co dobre, o tym co pozytywnego ktoś o mnie powiedział, a te wszystkie złe sytuacje, które miały miejsce, to pamiętam, jakby się wydarzyły wczoraj.

 

Opowiesz trochę o przyjaciołach ?

 

Przyjaciele? Jakby się tak nad tym zastanowić, to ciężko mi jakichś wymienić. Kolega, znajomy, rywal, to tak, ale przyjaciel? Mam takiego kolegę, o którym zwykłem mówić, że jest przyjacielem, tylko że ostatnio strasznie działa mi na nerwy to, że jest taki zakompleksiony. Ciągle próbuje coś komuś udowodnić, przez co między nami wytworzyło się coś w rodzaju jakiejś głupiej rywalizacji, której mam serdecznie dość.

 

Tak naprawdę w moim mieście, czy nawet województwie nie mam żadnej takiej osoby, z którą chciałbym często się widywać, wybierać gdzieś, spędzać wolny czas... Lepsze znajomości zawarłem przez Internet, ale z racji odległości między nami rzadko się widujemy, a szkoda...

 

W jakich sytuacjach bliscy Cię atakowali ?

Najbardziej to mnie atakowała moja była. Krótko mówiąc związałem się z najbardziej chwiejną emocjonalnie osobą, jaką tylko mogłem poznać, która mówiła, że mnie kocha, a ciągle miała mi coś do zarzucenia i wynikały z tego potężne konflikty. Jeśli ktoś mnie kocha, a nie akceptuje, to co to za miłość? Na szczęście tą znajomość mam już za sobą i na przyszłość będę bardziej ostrożny przy doborze partnerki :105: .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro zacząłeś szukać pomocy specjalistycznej - to jesteś na początku dobrej drogi. Wyjście z kryzysu jest jak najbardziej możliwe, tylko będzie to wymagało dużego samozaparcia od Ciebie no i ciężkiej pracy nad sobą. Izolując się od ludzi nie pomagasz sobie. Rewolucyjnych zmian nie da się dokonać w miesiąc czy dwa, tak jak stopniowo wpadałeś w kryzys (nie nagle), tak teraz wyjście z niego zajmie Ci trochę czasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Helix, dlaczego nie byłeś u psychiatry? I od kiedy to do psychologa/psychiatry trzeba mieć skierowanie, pierwszy raz spotykam się z takim przypadkiem. Wystarczy się zarejestrować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Izolując się od ludzi nie pomagasz sobie.

To fakt, zauważyłem ostatnio, że im więcej wychodzę i więcej kontaktów z ludźmi mam, tym lepiej się czuję. Próbuję jakoś opanować swój lęk, negować od razu te wszystkie złe domysły, które podsuwa mi moja podświadomość. Może mi to kiedyś wejdzie w nawyk ;) .

 

Rewolucyjnych zmian nie da się dokonać w miesiąc czy dwa, tak jak stopniowo wpadałeś w kryzys (nie nagle), tak teraz wyjście z niego zajmie Ci trochę czasu.

Czas działa na moją korzyść. Im dalej od śmierci rodzica i tego niefortunnego związku, o którym wspominałem, tym lepiej.

 

Helix, dlaczego nie byłeś u psychiatry?

U psychiatry byłem. Jakieś 4 lata temu. Po tym co mu opowiedziałem stwierdził, że to prawdopodobnie problemy z dojrzewaniem i że jestem za młody, by szprycować mnie lekami. Niby cieszyłem się wtedy, że nic mi nie jest, że może mi się wydawało, ale z perspektywy czasu stwierdzam, że zostałem zwyczajnie zmyty przez tego konowała :bezradny: .

 

I od kiedy to do psychologa/psychiatry trzeba mieć skierowanie, pierwszy raz spotykam się z takim przypadkiem. Wystarczy się zarejestrować.

Skierowanie do psychologa jest wymagane, zobacz tutaj: http://www.prawapacjenta.eu/?pId=2661

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×