Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zbyt wiele na mojej głowie - sama jestem sobie winna


New-Tenuis

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem, w którym dziale umieścić ten temat i czy już kiedyś może taki nie powstał, ale jako że jest on dla mnie bardzo istotny, postanowiłam założyć nowy wątek. Posiadam tendencję do przeciążania się różnego rodzaju obowiązkami i zobowiązaniami, które później bardzo ciężko jest mi wypełnić. Zwykle udaje mi się wszystko zrobić na czas, ale przypłacam to codziennymi nerwami, paniką, czasem bezsennymi nocami. W tej chwili również jestem w takiej sytuacji, nie daję już rady nerwowo, irytuję się na ludzi, nie mogę utrzymać koncentracji na jednym temacie, cały czas mi się przypomina, że jeszcze mam coś do załatwienia, a tego nie zrobiłam.

 

Czy ktoś z Was też posiada taką tendencję do "brania sobie zbyt wiele na głowę" i pokutowania za to?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

New-Tenuis, ja mam ten sam problem, od lat. Po zakończonej niedawno terapii próbuję to zmienić. Przede wszystkim ograniczam zarzucanie siebie samej zobowiązaniami wobec innych, a wobec siebie wyciszam emocje, jeśli nawet nie uda mi się czegoś zrealizować. To nie jest łatwe, bo mam już za sobą sporo lat życia, więc i te nawyki, przyzwyczajenia są mocno osadzone w mojej psychice, jednak wierzę, że mogę choć trochę zmienić w sobie.

Jestem na etapie uświadamiania sobie, jak bardzo sama jestem sobie winna....jak wiele zależy ode mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie, u mnie to się kończy pewnego rodzaju rozstrojem nerwowym i agresją wobec najbliższych mi osób - przyjaciół, rodziny. A obecnie znajduję się w zasadzie w takiej sytuacji, że muszę już wypełnić to wszystko, nie ma odwrotu - nie mogę, nawet gdybym chciała, sobie "poluzować". Sama zagoniłam siebie w kozi róg...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

New-Tenuis, ja wiem, że Ty wiesz - to znakomity temat do dyskusji. Sądzę, że mnóstwo osób ma ten problem. Podobno to cecha ludzi znerwicowanych, mówiąc ogólnie. Ja dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, jak stopniowo, sukcesywnie wpędzałam się w szpony obowiązków, które wypełniałam własnym kosztem, tak jak i Ty...

Przez to ciągle czułam się gorsza, niezdolna do niczego...

Na terapii poruszyłam ten temat i dopiero wówczas dotarło do mnie, że sama siebie "katuję". Zwolniłam, choć nie zawsze udaje mi się w pełni, ciągle jeszcze oceniam siebie bardzo krytycznie, nie raz, ale bywa też, że mówię sobie - daj spokój, nie dzisiaj, to zrobisz jutro, następnym razem będzie lepiej. Zmniejszyłam też ilość deklaracji wobec moich bliskich dotyczących załatwiania, zrobienia czegoś dla nich, za nich. To i tak dużo...jak na razie :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobrze że założyłyście ten temat. ja też na to cierpię, szczególnie jeśli chodzi o stronę zawodową. więcej zarabiam ale bardzo dużym kosztem, poza tym moje życie jest przez to zdezorganizowane, czuję się jakbym nie miała czasu wolnego i życia prywatnego, nic nie mogę zaplanować bo ciągle dodatkowo coś "wypada" i zajmuję się tym "na gorąco".

 

Jestem też przez to ciągle zmęczona, podenerwowania i rozkojarzona, wszystko traktuję zadaniowo, wkurzają mnie ludzie którzy ciągle coś ode mnie chcą.

 

Nie mam czasu ani energii na sport i hobby:(

 

Wydaje mi się jednak że nadmiar pracy daje mi poczucie bezpieczeństwa, boję się to wszystko "zostawić" chociaż są chwile kiedy nie wyrabiam i płacę za to dużą cenę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hehe skąd ja to znam. Nakładanie na siebie pracy, perfekcjonizm za wszelką cene, w cholere obowiązków a potem nie zrobienie niczego tak jak się chciało lub niezrobienie tego wogóle i wnerw na siebie że nie wyszło, że się nie udało itp :) Też to przerabiam na pscyhoterapii i teraz też próbuję jak jasaw pomalutku jakoś zwalniać tempo :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też tak miałam, tylko że ja tak robiłam bo według mnie wypadało, musiałam cały czas coś robić żeby być w swoim mniemaniu ciekawym człowiekiem. Jak ktoś miał chwilę czasu to od razu mi się wydawało, że nie zależy mu na tym. A wzięło się to pewnie stąd, że kiedyś przez długi czas miałam ogromnego doła i potrafiłam pół dnia przeleżeć na kanapie i nie robić dosłownie nic, i często rodzice mi mówili że marnuję życie. I przy okazji było świetnym pretekstem do tego, żeby nie rozwiązać różnych trudnych i bolesnych spraw emocjonalnych. Bo przecież mogę o nich pomyśleć za n czasu, skoro mam teraz tyle obowiązków. Tyle tylko, że za to n czasu było to samo. I to była jedna ze spraw które poruszałam na terapii, na szczęście udało mi się to zwalczyć, może dlatego, że mój mózg bardzo stanowczo się tego domagał:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy ktoś z Was też posiada taką tendencję do "brania sobie zbyt wiele na głowę" i pokutowania za to?

 

Ja mam taką tendencję...

 

MEMY7.jpg

 

Mniej więcej tak wygląda moje funkcjonowanie, przy założeniu, że "jutro" jest magiczną krainą, gdzie wszystko mi się będzie chciało i wszystko zrobię i ogarnę.

Mój facet stale mi mówi, że mam sobie coś odpuścić, a ja bym była chora, jakby odpuściła coś, co uważam, że muszę zrobić. I jak to on określa, później płaczę, że jestem beznadziejna, nie wyrabiam się z niczym i powinnam rzucić studia i iść pracować w kebabie...

 

-- 22 sty 2013, 11:37 --

 

Wydaje mi się jednak że nadmiar pracy daje mi poczucie bezpieczeństwa

 

O właśnie, mi też ;)

Mam wrażenie, że jak przestanę tak robić to otworzy się pode mną jakaś przepaść i całe moje życie (zwłaszcza "zawodowe") się posypie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kiedyś przez długi czas miałam ogromnego doła i potrafiłam pół dnia przeleżeć na kanapie i nie robić dosłownie nic, i często rodzice mi mówili że marnuję życie

Mniej więcej tak ja teraz mam. :? Wcześniej też wydawało mi się, że wszystko muszę, a sama sobie wszystko nakładałam, chwytałam się 10 rzeczy, a potem miałam problem ze stresem i ogarnięciem wszystkiego na czas. Potem stało się coś w stylu "pier*ole nie robie", a w minione święta punkt dołowy depresji. Teraz mam ciągle problem z ogarnięciem się i zaczęciem znowu "robić". aguskaguska, jak pokonałaś ten stan? Czego ważnego dowiedziałaś się na terapii, że to pomogło?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kiedyś przez długi czas miałam ogromnego doła i potrafiłam pół dnia przeleżeć na kanapie i nie robić dosłownie nic, i często rodzice mi mówili że marnuję życie

Mniej więcej tak ja teraz mam. :? Wcześniej też wydawało mi się, że wszystko muszę, a sama sobie wszystko nakładałam, chwytałam się 10 rzeczy, a potem miałam problem ze stresem i ogarnięciem wszystkiego na czas. Potem stało się coś w stylu "pier*ole nie robie", a w minione święta punkt dołowy depresji. Teraz mam ciągle problem z ogarnięciem się i zaczęciem znowu "robić". aguskaguska, jak pokonałaś ten stan? Czego ważnego dowiedziałaś się na terapii, że to pomogło?

 

Szczerze mówiąc to ciężko mi powiedzieć, bo to było dawno temu, poza tym miałam wtedy 11 lat i wielu rzeczy nie byłam świadoma.

chyba to było tak, że po prostu zaczęłam hamować w sobie ten smutek co później przypłaciłam nerwicą lękową. I tak na prawdę to z tym problemem poszłam na terapię a nie z nerwicą. Po prostu w pewnym momencie już nie mogłam przez moje lęki funkcjonować. I właśnie na terapii drogą różnych prób i błędów dowiedziałam się, że jedną z przyczyn tych moich lęków jest niska samoocena (czyli to samo, co było wcześniej powodem smutku). Ale to jest różnie w różnych przypadkach, u mnie też istotne było to, że w dzieciństwie miałam mało okazji do kontaktów z rówieśnikami, więc nie miałam okazji prawidłowo nauczyć się życia towarzyskiego. No więc siedziałam cały czas w domu, gdzie z kolei miałam z rodziną ogólnie dobre kontakty, jednak mam ojca, który chce, żeby wszystko w najdrobniejszym szczególe było po jego myśli (i to jest zawsze oczywiste, że ma być właśnie tak a nie inaczej, jak można się nie domyślić) a do tego ma słabe nerwy. Nigdy nas nie uderzył, poza klapsami wychowawczymi, ale potrafił tak zacząć wrzeszczeć, że wyglądało jakby miał zaraz stracić panowanie nad sobą. Większość osób mówi, że tak jest wszędzie, ale ja do tej pory pamiętam, jak mając 4-5 lat rozlałam herbatę i właśnie z tego powodu dostał takiego ataku (a mam lat prawie 24). Poza tym jestem osobą dosyć refleksyjną, a u nas siedzenie i myślenie oznaczało marnowanie czasu i wprowadzanie się w nerwicę (czyli nie skłaniali mnie do rozwijania w sobie tej cechy, tylko jej hamowania). I właśnie na terapii nauczyłam się wiązać te i inne fakty ze swoim stanem i patrzeć na nie z innej perspektywy (np te wrzaski ojca z perspektywy dziecka wyglądały, jakby to była sprawa losowa czy straci panowanie nad sobą czy nie, a z perspektywy osoby dorosłej już widać, że skoro przez prawie 24 lata żyliśmy z nim i nic się nie stało, to jednak nie był to przypadek). A to spojrzenie z innej perspektywy już ułatwia wymyślenie, w jaki sposób można sobie radzić teraz z konsekwencjami tych wydarzeń. Poza tym dostałam zadanie codziennie wieczorem wypisać sobie wszystko, co dzisiaj dobrze zrobiłam. Łącznie z tym, że wstałam z łóżka rano, bo w momencie kiedy się myśli, że nic nas dzisiaj przyjemnego nie czeka to - powiedzmy sobie szczerze - to jest trudne zadanie, mimo, że inni to bagatelizują - tylko dlatego, że nie mają takiego problemu. Wypisując sobie te większe i drobniejsze rzeczy ma się okazję zobaczyć, ile tak na prawdę razy dziennie spisujemy się na medal:)! I ja dzięki temu zaczęłam zupełnie inaczej patrzeć na te rzeczy, których nie udało mi się zrealizować, albo popełniłam w nich błąd. Właśnie zaczęłam je postrzegać jako błąd wśród wielu innych rzeczy które zrobiłam dobrze, a nie jako porażkę wśród rzeczy, których zrobienie było czymś "normalnym". Poprawiłam sobie w ten sposób samoocenę i dzięki temu mogę myśleć, że jeżeli popełnię jakiś błąd albo czegoś nie zrobię, to owszem poniosę tego konsekwencje, ale będę w stanie sobie z nimi poradzić. A to mi z kolei pozwala na posiedzenie i porozmyślanie wtedy, kiedy mam za sobą długi okres pracy i tego potrzebuję, w końcu jestem człowiekiem a nie maszyną:)

 

-- 23 sty 2013, 18:37 --

 

A jeszcze co do samych okresów nakładania sobie 10 rzeczy na sekundę i "pier8*ole nie robie" to w moim przypadku było tak, że odkładałam sobie wszystko na ostatnią chwilę, potem był okres kiedy w stresie nadrabiałam zaległości nie mając czasu zjeść obiadu, a kiedy ten okres się kończył to organizm był wykończony, stąd było to całe niechcenie. Do tego jeszcze dochodziło myślenie, że przecież "tyle rzeczy zawaliłam i taka jestem beznadziejna", że właściwie to po co się czegokolwiek podejmować, skoro i tak "niczego nie osiągnę".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aguskaguska, Dzięki za odpowiedź.

 

Poza tym dostałam zadanie codziennie wieczorem wypisać sobie wszystko, co dzisiaj dobrze zrobiłam. Łącznie z tym, że wstałam z łóżka rano

To jest dobra rzecz, sama bym na to nie wpadła. Rzeczy, które DOBRZE zrobiłam minionego dnia... Może napędzać do działania. Dzięki. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jeszcze co do samych okresów nakładania sobie 10 rzeczy na sekundę i "pier8*ole nie robie" to w moim przypadku było tak, że odkładałam sobie wszystko na ostatnią chwilę, potem był okres kiedy w stresie nadrabiałam zaległości nie mając czasu zjeść obiadu, a kiedy ten okres się kończył to organizm był wykończony, stąd było to całe niechcenie. Do tego jeszcze dochodziło myślenie, że przecież "tyle rzeczy zawaliłam i taka jestem beznadziejna", że właściwie to po co się czegokolwiek podejmować, skoro i tak "niczego nie osiągnę".

 

Jakbym widział siebie :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Posiadam tendencję do przeciążania się różnego rodzaju obowiązkami i zobowiązaniami, które później bardzo ciężko jest mi wypełnić. Zwykle udaje mi się wszystko zrobić na czas, ale przypłacam to codziennymi nerwami, paniką, czasem bezsennymi nocami. W tej chwili również jestem w takiej sytuacji, nie daję już rady nerwowo, irytuję się na ludzi, nie mogę utrzymać koncentracji na jednym temacie, cały czas mi się przypomina, że jeszcze mam coś do załatwienia, a tego nie zrobiłam.

Myślę, że ten problem faktycznie w dużym stopniu dotyczy osób „znerwicowanych”, które chcą sobie udowodnić, że na czymś się znają, że są w czymś dobre. Podejmują się wielu obowiązków, by tak trochę zamanifestować „Patrzcie, jestem w stanie temu sprostać”. To ma być mechanizm na podniesienie ich wątłej samooceny. Często jednak odbija się to rykoszetem, bo osoby, które biorą na siebie wiele zadań, wcale nie myślą po ich wykonaniu, że im się udało, że mogą być z siebie dumni, ale zaczynają sobie wyrzucać, że są nierozsądni: „Po co tyle brałem(-am) na siebie. Ledwo co się wyrobiłem(-am). Tylko stres, nerwy, panika, presja czasu i lęk, że się nie wyrobię”. Przy okazji tracą na tym relacje z innymi ludźmi. Człowiek nie potrafi się zrelaksować, odpoczywać. Nie pozwala sobie na chwilę wolnego, bo zaraz ma wrażenie, że marnuje czas, który mógłby poświęcić dla pracy. To kolejny argument, by wyrzucać sobie, że jest się beznadziejnym. Błędne koło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To kolejny argument, by wyrzucać sobie, że jest się beznadziejnym.

 

No właśnie...

"Jestem beznadziejna" - to moje ulubione sformułowanie w momencie, kiedy się z czymś nie wyrabiam albo mam wrażenie, że się z czymś nie wyrabiam.

Zawsze robię wszystko na ostatnią chwilę, więc obiecuję sobie, że przestanę i będę zawsze wyrobiona wcześniej. Zazwyczaj to się nie udaje, więc mam pretensje do siebie mimo iż ze wszystkim nadążam.

 

Bonusowo do tego moi rodzice...

Nie mieszkam już z nimi, ale czasem do nich dzwonię, żeby się pożalić. I niby są wspierający, ale kończy się na tym, że słyszę głównie, że jak ja zarządzam swoim czasem, że nie mam w weekend wolnego i że przecież MUSZĘ jak już sobie wzięłam na głowę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bonusowo do tego moi rodzice...

Nie mieszkam już z nimi, ale czasem do nich dzwonię, żeby się pożalić. I niby są wspierający, ale kończy się na tym, że słyszę głównie, że jak ja zarządzam swoim czasem, że nie mam w weekend wolnego i że przecież MUSZĘ jak już sobie wzięłam na głowę...

L.E., osoby, które biorą zbyt dużo na siebie są podwójnie dociążane. Raz, bo same odczuwają poczucie obowiązku i często są nadodpowiedzialne ("W końcu, jak do czegoś się zobowiązałam, to muszę to dociągnąć do końca, nie wypada teraz rezygnować. Jakby to o mnie świadczyło?"), a dwa, bo otoczenie wzmacnia poczucie winy, podobnie jak Twoi rodzice - "Zobowiązałaś się, to musisz". Człowiek oczekiwałby wsparcia i słów otuchy typu: "Poradzisz sobie, dasz radę, przecież jesteś zdolna i ambitna", a dodatkowo dostaje kopa i utwierdza się w swojej "beznadziejności", czyli niskiej samoocenie i niskim poczuciu własnych kompetencji, co oczywiście nie jest prawdą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ekspert_abcZdrowie, dziękuję ;) Obiektywne spojrzenie na całą sprawę pomaga, ale i tak jestem przybita :(

Miałam w lutym wygłosić wykład na uniwersytecie trzeciego wieku, którym zarządza znajoma moich rodziców. A nagle okazało się, że termin został przesunięty na 31 stycznia i ja się dopiero teraz o tym dowiedziałam.

Napisałam do tej pani maila z informacją, że mogę, ale jeśli jest jakaś możliwość, żeby to było później to chętnie skorzystam.

Następnie zadzwoniłam do mojego taty spytać, co on o tym myśli. W końcu to jego koleżanka.

No i najpierw mi powiedział, że w porządku, ok, że może się coś da przełożyć, ale zaraz potem stwierdził, że w sumie to nie mam prawa mieć pretensji i przekładać, bo wiem o tym od listopada i mogłam się już dawno, dawno temu przygotować, a to, że teraz nie mam czasu to nie jest argument :(

I mi smutno :(

Bo robię kobiecie problem. Plus mam wyrzuty sumienia, że może rzeczywiście powinnam być wcześniej przygotowana.

Ale wcześniej miałam mało czasu zupełnie tak samo, jak teraz, więc starałam się wyrobić na bieżąco :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×