Skocz do zawartości
Nerwica.com

Powrót po 2 latach...


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich bardzo serdecznie!

2 lata temu, tj. w maju 2010 roku zawitałam tutaj po raz pierwszy. Moją historię opisałam tutaj moja-smutna-historia-t21295.html

Dziś wróciłam do Was, chociaż nigdy tak do końca Was nie opuściłam. Chciałabym podzielić się z Wami zmianami, które u mnie zaszły.

 

W sierpniu 2010 roku pojechałam na wakacje z mamą, jej koleżanką i kuzynostwem. Bardzo dużo mnie to kosztowało i w zasadzie wróciłam bardziej zmęczona niż zanim wyjechałam. Podczas jednego z ostatnich dni pobytu zobaczyłam spadającą gwiazdkę i pomyślałam życzenie (tak z głupoty) że chcę być zdrowa i znaleźć chłopaka. I życzenie po części się spełniło.

 

Po maturze faktycznie zrobiłam sobie rok przerwy. Dzięki temu znalazłam pracę, którą pomogła mi załatwić ciocia. Na początku było okropnie ale z czasem przyzwyczaiłam się. I tam też 3 miesiące później poznałam swojego chłopaka. Niestety kolejny raz trafiłam na nieodpowiednią osobę, gdyż ta znajomość bardzo mnie wyniszczała. Pierwszy raz w życiu spotkałam osobę, która po prostu nie potrafi kochać.

 

W 2011 zaczęłam studia zaoczne w upragnionej 20-osobowej grupie, jednak poszłam na nie z... mamą.. Mam już jeden rok za sobą i jestem z tego dumna, chociaż dużo mnie to kosztowało.

 

Pogarszać zaczęło mi się początkiem tego roku, gdy poszłam na prawo jazdy. Miesiąc temu je zdałam (na środkach uspokajających po których nie można prowadzić pojazdów) ale tera nie mogę się podnieść. Od czerwca straciłam pracę, z chłopakiem się rozstałam a lęki tak się nasiliły, że boję się nawet zostawać sama w domu :( Od półtora roku chodzę na psychoterapię i od kilku dni wróciłam do leków (escitil) oraz codziennie truję się dużą dawką hydroksyzyny żeby w ogóle przeżyć.

 

Jestem już wykończona, zdołowana, ciągle płaczę i nie mogę znieść widoku swoich rówieśników, którzy szczególnie w tym okresie, chodzą na imprezy, spotykają się ze znajomymi, wyjeżdżają na wakacje i korzystają z życia a ja nawet nie mam do kogo się odezwać, nie mam żadnych znajomych a z każdym nowym boję się spotkać :(

 

Dziękuję wszystkim, którzy doczytali to aż do tego momentu. Proszę o rozmowę i wsparcie, bo nie mam już siły by żyć :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj,

 

Mam strasznie dużo pytań, to co napisałaś to tylko takie zewnętrzne objawy.

 

Ciekawe jest też to ze prosisz o rozmoe i wsparcie, proszę zastanów się i napisz czego oczekujesz podczas takiej rozmowy i co uznasz za wsparcie?

 

I z jakiego powodu tą daną rzecz uznasz za wsparcie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz dużo pytań - więc je zadaj, chętnie odpowiem na wszystkie.

 

Oczekuję jakiejkolwiek rozmowy, ponieważ ciągle jestem sama, nie mam do kogo się odezwać, z kim porozmawiać zarówno o chorobie, problemach, jak i o bzdurach, nie mam z kim dzielić swoich radości ani porażek. Całymi dniami siedzę sama w domu i myślę, myślę i myślę, nakręcam się, a jeśli kiedykolwiek miałeś do czynienia z nerwicą to wiesz, że to jest gwóźdź do trumny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

JA z tych lęków wyszedłem. Czeka Cię ciężka praca, ale poradzisz sobie. Opisz mi dokładnie jakie masz objawy, kiedy się pojawiają, co jest Twoją "oazą spokoju", czyli gdzie czujesz się najbezpieczniej i co Ci sprawia największą przyjemność? Postaram Ci się pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tomeku

Rodzinę mam, mieszkam z rodzicami ale oni pracują i mają swoje zajęcia, a wszędzie z nimi nie pójdę i o wszystkim nie pogadam. Chociaż relacje mamy dobre. Ale też chciałabym im dać już odpocząć ode mnie...

 

frank2

Ja już ciężko pracuję bo męczę się już ponad 5 lat...

Do niedawna miałam takie objawy, że gdy musiałam zrobić coś sama (iść do sklepu, na pocztę itp.) to ogarniał mnie lęk, że zemdleję. Ale chodziłam. Natomiast teraz lęk pojawia się cały czas, sama już nigdzie nie idę, nawet na spacer do lasu, który mam koło domu. Kiedyś oazą spokoju był mój dom i... morze. Dziś dom już nią nie jest a nad morzem byłam ostatnio rok temu..

Teraz lęki objawiają się tym, że ich nie powstrzymam, że zwariuję, zacznę walić głową w ścianę i że zawiążą mnie w kaftan i wywiozą do psychiatryka.

 

Niestety nie odnalazłam w życiu żadnych pasji, więc nie mam rzeczy która szczególnie sprawiłaby mi przyjemność. A próbowałam już wiele.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok rozumiem Cię doskonale. Swego czasu miałem tak, że leżałem w łóżku cały czas, myślałem, że jestem w jakimś błędnym kole lękowym, z którego się nie wywinę. Powiem Ci, że podstawą wyjścia z tej sytuacji będzie uświadomienie sobie, podkreślam uświadomienie, że lęk jest irracjonalny. To nie chodzi o to, żeby powiedzieć sobie, że lęk jest bezsensu i kropka. Tu chodzi o zbieranie dowodów na to, że nie ma powodów, by się lękać. Jeśli piszesz, że lęk pojawia się nawet leżąc w łóżku to znaczy tylko tyle, że się maksymalnie wycofałaś, a teraz musisz podjąć walkę by wracać do życia. Żeby Cię pocieszyć opowiem Ci moją historię (w skrócie) z lękiem. Wydarzenie, które było przyczyną wszystkiego było w 2000 chyba roku studiowałem wtedy we Wrocławiu, studiowałem tam jeszcze do 2002 r, ale nie odreagowane emocje sprawiły, że nerwica narastała, lęk narastał i w ok 2003 byłem uziemiony. Też chodziłem po psychologach, psychiatrach itp i myślałem, że zwariuję z tego wszystkiego. Leżałem w łóżku i myślałem, że to samo przejdzie, tak było najwygodniej. Mijały dni, miesiące, upłynął rok (to był najgorszy okres w moim życiu i mam nadzieję, że tak zostanie). Walkę podjąłem gdy mój tata potrzebował pomocy w pracy. Pomyślałem, że tak nie może być, by lęk dyktował co mam robić. Co ciekawe pozbycie się lęku nie zabierze dużo czasu, ale wszystko zależy od zaangażowania. Nie mogłem nawet wyjść wyrzucić śmieci, a dzisiaj jeżdżę sobie po całym województwie bez żadnego ale. Byłem w Gorzowie, teściów mam na Podkarpaciu (raz do roku u nich jestem), a sam jestem ze śląska.

 

Zanim Ci napiszę jak sobie z tym radziłem napisz mi czy ja dobrze rozumiem, że przyczyną powstania nerwicy była matura? Czy często miałaś objawy nerwicowe wcześniej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za każdym razem próbuję to sobie uświadomić ale z marnym skutkiem. Idzie mi źle pomimo tego, że mam za sobą same dobre doświadczenia -tyle już osiągnęłam. Na początku mówiłam sobie - jak już uda mi się zdać maturę to mogę zrobić wszystko. Ale na prawko dalej bardzo się bałam iść. I potem zaczęło się "jak już zdam prawko to będę w stanie zrobić wszystko" - i nadal tak nie jest :(

 

Przyczyn mojej nerwicy może być sporo, ogólnie od dziecka jestem lękliwa i nieśmiała. Wszystko zaczęło się jak poszłam z gimnazjum do liceum i podejrzewam że to przez złe relacje z rówieśnikami zarówno w gimnazjum jak i w podstawówce (jakby dobrze wrócić pamięcią wstecz to i w przedszkolu bywało różnie)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy Cię to pocieszy, ale ja Cię podziwiam za to prawko, bo ja je zaczęłam i nigdy nie skończyłam tzn. przed egzaminem praktycznym dostałam takiego ataku paniki, że uciekłam. Potem spróbowałam jeszcze raz i to samo. Dla mnie to dowód na to, że potrafisz być bardzo dzielna ;)

Musisz wyjść do ludzi. Myśli potrafią urosnąć do tak katastroficznych gdy się z nikim nie rozmawia, że głowa mała. Na pewno znajdziesz tu na forum osoby, które z chęcią z Tobą porozmawiają - mogę to być nawet ja :) Trzymaj się swoich sukcesów, motywuj się nimi, z czasem pojawią się znajomi, poszukaj jakiejś pasji - co lubisz? w czym jesteś dobra? - warto to rozwinąć.

 

Pielęgnuj dobre relacje z rodzicami - są naprawdę cenne.

 

Pozdrawiam serdecznie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej ;) ja w lutym nie wychodziłam samodzielnie z domu... dzisiaj pracuję na pół etatu ;) i planuję iść na studia. jedyną radą jest zrozumienie że TO nasza "choroba" - że wszystkie myśli, lęki, objawy są przez nią i są NIEUZASADNIONE! IRRACJONALNE! Z D*UPY WZIĘTE!

przede mną długa droga - chcę opanować autobusy, miasto (mieszkam i pracuje na przedmieściach) tak aby w październiku iść na studia. też się boję, też się obawiam - to jakby wisiała nade mną siekiera i w każdym momencie miałą spaść, uczucia się żarzą a ja sobie krok po kroczku racjonalizuje wszystko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

LJK możesz napisać jak się czujesz gdy wychodzisz np do osiedlowego sklepu? Jakie masz lęki i w którym miejscu się pojawiają: jak wychodzisz z domu? tak jakie /nie, jak wchodzisz do sklepu? tak jakie/nie, jak jesteś w sklepie i jest dużo ludzi? tak jakie/nie, jak jesteś w sklepie i jest mało ludzi? tak jakie/nie, jak stoisz w kolejce? tak jakie/nie, jak wracasz ze sklepu? tak jakie/ nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet do osiedlowego sklepu sama nie wychodzę... Ale jak jestem w nim z kimś to też mam lęki. Najgorzej jest jak stoję przy kasie i już wiem, że nie mogę się wycofać. Tak samo mam gdy podchodzę do bankomatu - jak już wsadzę kartę to nie mogę się wycofać i uciec. Wtedy lęki są najsilniejsze, chociaż operacje trwają nie dłużej niż 3 minuty...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to masz dokładnie to co ja miałem. Wyjdziesz z tego, ale musisz nad sobą pracować. Ja przyjąłem taką metodę mówienia sobie podczas nasilenia się lęku: "Lęku rób ze mną co chcesz". W odpowiedzi okazuje się, że lęk nic mi nie robił. Przez to nabierałem pewności, że nic mi nie jest. To jest taka pomoc, bo najważniejsze to jeszcze raz praca. Przede wszystkim nie ma leżenia w łóżku non stop. Jeśli masz okazję wyjść gdzieś blisko na chwilę (np wyrzucić śmieci, z psem itp) to rób to. Z czasem te czynności przestaną Cię paraliżować. Stopniowo zwiększaj sobie odległości, tylko nie przesadzaj. Tzn jak wiesz, że gdzieś gdzie dojdziesz będziesz miała lęk paniczny, to sobie odpuść. Radziłbym CI też mimo wszystko znaleźć fajnego (w znaczeniu dobrego) psychologa, któremu się wygadasz z wszystkich problemów. Wiesz mechanizm w mojej opinii wygląda tak, że przez wykonywanie takich drobnych czynności zbieramy doświadczenie, które coraz bardziej utwierdza naszą świadomość w tym, że nic nam nie grozi. Im więcej mamy tego doświadczenia, tym mniej "czarnych scenariuszy" sobie wyobrażamy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomysl o rzeczach ktore mimo lęku udalo Ci sie zrobic i doprowadzic do konca: rok studiow, prawo jazdy. Sama napisalas ze kosztowalo Cie to duzo nerwow, a jednak sie udalo. Pozbieraj sobie takie wspomnienia gdy myslalas ze nie dasz rady a jednak sie udalo. Pomysl ze nie skoro wtedy potrafilas, to na pewno bedziesz mogla to powtorzyc. Chodzisz na terapie, pomysl ze masz zapewniona opieke, nie jestes z tym zupelnie sama.

Co do pasji, czego probowalas? Moze cos co mozna spokojnie "praktykowac" w domu, filmy, ksiazki, rysowanie?

Rozumiem Twoje uczucia, sama moglabym sie podpisac pod niejednym Twoim zdaniem. Jakby co, chetnie porozmawiam. Pozdrawiam i zycze Ci wszystkiego dobrego :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Staram się zbierać swoje doświadczenia ale mimo to, że tak dużo już dałam radę przełamać, to za każdym następnym razem pojawia się lęk.

 

Pasji niestety nie mam - filmów nie lubię oglądać, zdolności manualnych nie mam. Lubię czytać książki ale rzadko mogę się na nich skupić bo od razu się porównuję do bohaterów np. oni mogą iść spokojnie na spacer - ja nie mogę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej:) tez powrocilam tu po pewnym czasie... żyłam normalnie, było dobrze... teraz znowu nawrót nerwicy, czuje się fatalnie, bo lek jeszcze nie zaczął działać, a zanim zacznie niestety czekaja mnie straszne odczucia:( znowu leżę i nie mogę wytrzymać z własnymi myślami... tak strasznie mi źle, tak jak Ty zazdroszczę innym którzy teraZ wyjeżdzają na wakacje... imprezuja...czuję się wtedy taka inna, gorsza:( pociesza mnie tylko to, że już byłam na dnie i dałam rade i że nie jestem sama. musimy jakos się pozbierać, wymaga to dużo pracy, czasu cierpliwości, ale przeciez nie możemy się poddać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×