Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica-wymówka przed życiem


mermaid

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie,

Tak ostatnio zastanawiałam się nad mechanizmami rządzącymi nerwicą. Sama jestem w trudnym okresie nawrotu nerwicy. Zadaję sobie pytanie co trzyma mnie tak przy niej, skoro żle się z nią czuję. Doszłam do wniosku, że to lęk przed życiem i podejmowaniem trudnych decyzji. Nerwica jest pewnym alibi przed nie dokonywaniem zmian. Zawsze można na nią zrzucić jakieś niepowodzenie lub brak jakiegoś działania. Tak naprawdę nie mogę się pozbyć nerwicy bo za bardzo sie z nią zżyłam. To sytuacja taka jak z tym jabłkiem co chce się je zarówno zjeść jak i mieć nietknięte. Powstaje konflikt interesów. Myślę również, że w nerwicy nie boje się samej choroby co siebie, swoich reakcji : lęku, niepokoju, objawów wegetatywnych jak również konsekwencji tych reakcji.

Czy Wy też tak macie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

moja dobra przyjaciółka jakiś czas temu zwróciła mi uwagę, że się 'biję'. Zarówno psychicznie i fizycznie, że czegokolwiek bym nie robiła, wracam do obarczania siebie winą.

 

Chodzi chyba o to, że w nerwicy czuję się bezpieczna, znam ten teren, wiem, czego mogę się spodziewać, siedzę po uszy w takim właśnie toksycznym związku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mermaid - który pisał ten post rok temu - ma rację ;)

 

Nerwica, depresja i inne dolegliwości to obrona nas samych przed "przypuszczalnym" zagrożeniem od strony życia, w którym to my z kolei tak bardzo "chcielibyśmy" uczestniczyć. Warto poznać, czego tak naprawdę się boimy i zacząć nie chcieć żyć, lecz żyć ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie Kochani Nerwicowcy,

Choć ten post pisałam ponad rok temu, zgadzam się z nim w 100%. Cały czas walczę ze sobą, aby zdusić tę Hydrę co jest we mnie wrośnięta. Pracowałam na moją nerwicę latami, więc i lat trzeba, aby ją wykorzenić, jeśli to w ogóle do końca możliwe. Dzisiejsze czasy są bardzo nerwicogenne i co krok generują nowe lęki i niepokoje.

Życzę Wam i sobie wytrwałości i pozytywnego nastawienia do otaczającego świata i ludzi :-).\

Mermaid

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja pierdziu....normalnie ja mam to samo :shock: Mogę powiedzieć, że właściwie boję się żyć. Na terapii grupowej i indywidualnej słyszę dosłownie to samo, że boję się żyć, boję się zmienić swoje życie. Ja tak tego znowu nie odczuwam, i właściwie w to nie wierzę, ale skoro wszyscy terapeuci mi to mówią to chyba coś w tym jest? Chyba mają rację? Jak myślicie? Może faktycznie powinnam się nieźle wkurzyć i zacząć żyć tak jak chcę. Tylko te moje lęki, choćby przed wyjściem z domu bo coś mi się stanie! Co ja mam z nimi zrobić????? :shock::shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie wiem jak to w moim przypadku wygląda. Ja w sumie chce iść do pracy, brnąć do przodu jak każdy normalny człowiek, ale w sumie to może odczuwam do tego lęk, lub takie "zniesmaczenie" na myśl o tym. Życia to się boję, ale dosłownie egzystencji - Bytu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na początek gratuluję ciekawego wątku. Naprawdę, miło się czyta jakąs konstruktywną dyskusję, zamiast wszechobecnego tutaj użalania się nad soba, hipochondrii spekulacji nt. "kiedy będę i czy będę miął schizę"

 

Co do meritum, to jest w tym sporo racji ale dotyczy to tylko początkowego okresu nerwicy. Jezeli nerwica już się w nas zakorzeniu to można mieć dużo dobrych pomysłów i duzo wiary w siebie, a i tak pewne schematy tak się zakorzeniły w podświadomości, że nie spośób ich usunąć i to już nie realne przeszkody a zakomulowany, zadawniony strach jest dla nas jedynym hamulcem. :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawa teoria...Nie da się nie zgodzić. Przecież tego właśnie szukamy w terapii. Tego konfliktu wewnętrznego,który przeszkadza i zmusza nas do ucieczki i organizm do buntu. Gorzej,że jak się grzebie to problemów powstaje więcej i więcej.

Martinez, uważasz, że ten zakorzeniony strach jest nie do ruszenia? W ten sposób sugerujesz, że nie da się wyleczyć zaburzeń lekowych?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dlatego wlasnie psychologowie mowia ze nalezy rozwiazac konflikty, wtedy nerwica pusci. nie ma innego wyjscia jak pchac sie w ogien i dazyc do wlasnego szczescia za wszelka cene, zyc swoim zyciem nawet jesli wszyscy wokol beda na nie.

poza tym nerwica czasami sama puszcza nawet po wielu latach. znam takie osoby

 

[Dodane po edycji:]

 

dlatego wlasnie psychologowie mowia ze nalezy rozwiazac konflikty, wtedy nerwica pusci. nie ma innego wyjscia jak pchac sie w ogien i dazyc do wlasnego szczescia za wszelka cene, zyc swoim zyciem nawet jesli wszyscy wokol beda na nie.

poza tym nerwica czasami sama puszcza nawet po wielu latach. znam takie osoby

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że wątek już jest nieaktywny od jakiegoś czasu, ale chciałam go podnieść, bo nie do końca się zgadzam z tym, co większość z Was tu napisała, bardziej przychylę się do wypowiedzi martineza - stwierdzenie, że traktujemy nerwicę jako alibi jest OGROMNYM uproszczeniem i jest dosyć krzywdzące dla nas samych:)

Owszem w swoich początkach (tak jak pisał martinez) nerwica rzeczywiście polega na tym, że człowiek ucieka przed rzeczywistością i dlatego wchodzi na tą drogę iluzji, która pomaga mu przetrwać, ale:

 

1. to się dzieje na poziomie podświadomości, nie wybieramy tej drogi świadomie: nie decydujemy w pewnym momencie: "od dziś zacznę chorować, bo nie chce mi się dłużej ścierać z życiem"

 

2. to ma swoją przyczynę, nie każdy wpada w nerwicę, każdy ma inną odporność i każdy ma swoje własne granice odporności

 

3. nerwica rzeczywiście jest takim płaszczem ochronnym, ale POTRZEBNYM, psychika ludzka przeskakuje jakby w tryb awaryjny w sytuacji, kiedy "czuje", że w normalnym trybie nie da rady, to taki wentyl bezpieczeństwa

 

4. rzeczywiście, kiedy nerwica "wgryza się" w psychikę człowieka wiele lat, to potem nie da się tak po prostu siłą woli, jakąś własną decyzją po prostu z nią zerwać, wtedy wychodzenie z niej to długa i trudna droga i samodzielnie chyba się nie da się z tego wyjść (mówię o cięższych przypadkach, może niektórym się udaje..)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz dużo racji, kreatka. Początki nerwicy pojawiają się na skutek konkretnego problemu, najczęściej podświadomego. Do każdej nerwicy jest klucz.

Lęki to oczywiście reakcje zastępcze. Lęk zastępuje emocje, w których, jak uważamy, jest dla nas coś złego. Ale dlaczego?

 

Poczytałem ostatnio fachowe książki o leczeniu i genezie nerwicy. Polecam wszystkim, jeśli rzeczywiście chcielibyście wyzdrowieć. W momencie, kiedy nastąpiła u mnie lekką poprawa, uświadomiłem sobie, że mam niezagospodarowane życie. I wtedy pomyślałem, jaka nerwica jest wygodna.

 

Tak, nerwica to wymówka przed życiem, która ma cechy raka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To, że nerwica to wymówka przed życiem już napisaliście i to bardzo obszernie, więc chyba nic nie będę od siebie dodawać. Powiem może tyle, że pamiętam, kiedy tu na forum weszła dziewczyna, która się wyleczyła i napisała, że nie może patrzeć już na ludzi którzy siedzą we własnych lękach i tylko objawami się interesują (czy kogoś zabiją, czy mają raka itd...). W sumie to miała racje, bo przecież nie lęki są najważniejsze tylko choroba. Objaw jest w sumie nieistotny bo przez nerwice mamy objawy lękowe, a nie na odwrót, wiec warto sie skupić na poznawaniu własnej osobowości, a nie zajmować lękami.

Może ktoś napisać jak tu się nie zajmować lękami, skoro na terapii o nich też mam mówić. Chodzi tu bardziej o zajmowanie się nim właśnie tak jak na terapii, co on może oznaczać i o czym świadczy w realnym życiu, a nie wierzyć w ten lęk i się zmartwiać. Poprostu do lęku wtedy już można się zdystansować. Pamiętam jak u mnie przechodziły objawy, to poprostu wziąłem sie za siebie, w objawy nie wierzyłem i starałem się dociec skąd one się biorą. Wkońcu udało się, objawy rzadko mnie dopadają i raczej wierze, że kiedyś całkiem minął, ale tu dużo zależy odemnie jak będę nad sobą pracować. Dlatego nie ma co mówić, że to tak nie da rady wziąść się w garść, bo prędzej czy później każdy z Nas będzie musiał to zrobić. I też nie ma co mówić, że sami sobie tych objawów nie potrafimy interpretować jak terapeuta. Może nie... ale z czasem ;) Przecież w terapii chodzi o to, żeby człowiek był po niej sam dla siebie terapeutą, bo to czy objawy minął niekoniecznie jest powiedziane. Ale uwierzcie mi, że można mieć natręctwa albo wracające myśli o jakim lęku i się tym nie przejmować i żyć całkiem normalnie, bo przecież myśl sama sobie może wrócić nawet po terapii, dziwne by było jakby nie wracała, skoro nerwica to taka duża część naszego życia.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale właśnie sęk w tym, że samemu trudno jest dojsć do tego momentu,że się dystansuje do lęków.

 

Mam pytanie:

Czy uważacie, że zanim człowiek zrozumie, co się z nim dzieje i zanim otrzyma możliwość skorzystania z pomocy terapeuty - czy wtedy jego postawa, zachowanie - jeżeli są uwarunkowane chorobą - tzn np postawa lękowa, uciekanie przed różnymi wyzwaniami z powodu strachu i przeświadczenia, że one nas przerastają - jest usprawiedliwione?

Czy może człowiek powinien czuć się wtedy winny, kiedy inni mu wyrzucają, że jest leniwy, "co się z nim dzieje" itd (nerwicowcy i ludzie z depresją często niestety muszą słuchać takich uwag ze strrony "najbliższych"...?

 

Czy uważacie, że człowiek który ma lęki przed czymś mimo wszystko powinien się do tego muszać (no bo to nerwica TO TYLKO WYMÓWKA)?

 

Pozdr.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mówiąc, że trzeba się samemu wziąść za siebie chodziło mi o pewien moment w terapii, w którym właśnie to robimy. Chyba wystarczająco pisałem ze tak jak z terapeutą czyli po pewnym czasie terapii, każdy osobiście odczuwa, kiedy taki moment przychodzi. A odpowiadając na pytanie to człowiek nie powinien czuć się winny z powodu lęków, bo to co sie z Nim dzieje (objawy nerwicowe) są na poziomie podświadomości, a samemu nie da rady tego odczytać. Nie ma tu niczyjej winy, tym bardziej tego biednego neurotyka. To trzeba poprostu zrozumieć, pogodzić się z tym, że jest się chorym i zacząć leczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×