Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

@needsomesleep, właśnie chciałam Ci polecić oddział leczenia nerwic i zaburzeń osobowości. Cały personel jest wykwalifikowany w kierunku terapeutycznej pomocy, nie ma żadnych pasów itp. Psychoterapeuci i lekarze psychiatrzy współpracują. Nie jesteś tam zmuszana do brania leków, jeśli nie chcesz, ale też to może być dobry czas (pół roku), żeby Ci ustawić dobre leki. Zastanów się proszę nad tym, nie masz nic do stracenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, shira123 napisał:

needsomesleep

 

bardzo mi przykro czytając o twoich doświadczeniach ze szpitalami

nie tak powinno być...

 

polska psychiatria niestety wola o pomste do nieba.

terapie sa tylko dla zamożnych,kolejki na nfz 2-3 lata czesto

szpitale psychiatryczne sa rozne ale to mieszanie roznych chorych jest okropne.

w szpitalu w moim miescie molestowali pasjentki...

az strach tam isc

 

ale needsomesleep

ponoc kliniki nerwic w Krakowie,warszawie,Starogardzie sa ok.ludzie zadowoleni.

może ja sama sobie zafunduje taki pobyt po studiach,zeby się wzmocnić psychicznie.

nie zrazaj się

Hmm, na Warszawę.. Najdostepniej mi. 

Tylko która to dokładnie klinika? Bo na instytut to za dużo słyszałam opinii, a też miałam się wybrać kiedyś, nawet miałam mieć elektrowstrzasy tam ale się zrezygnowało bo bez przesady choć nawet "dawało wtedy nadzieję to". Tak czy inaczej badania czytałam i różnie to bywa 😛

 

Nie wiem, tutaj już potrzebuje jawnej pomocy, wsparcia w ogóle w dotarciu gdzieś. Z rodziny nikt nie chce gdyż uważają że tam mnie dobiją, zabiją, napędzają to co już sądzę po poprzednich. I ciężko mi inaczej spojrzeć. Dalsza rodzina się nie przyznaje, u nas psychiczne przypadłości to tabu, ja się trochę wyłamuje bo jestem bardziej "naglosniona" w rodzinie przez to wykluczona z czegoś, jako intruz obrzydliwy ale coś tam się zlitują.. Coś tam kiedyś podwozili do różnych szpitali ale zawsze czułam się winna. 

 

;v nie wiem. Na razie mam skierowanie do Suwałk. A wybitna psychiatra skierowała z rok temu do Tworek, po nich mam taką traume że dostałam migren, czy kij wie, bólów napieciowych głowy już rok się ciągną i byłam pół roku na przeciwbólowych przez to co kilka dni. Teraz w końcu nie boli jakoś i nawet prawie nic bo tylko ten olejek jakoś umie to rozluźnić. Nie chcę benzo brać

 

Ale dziękuję za "zainteresowanie" 

Jeśli można, poproszę o dokładne namiary na podane kliniki. Na priv, czy tu. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, bezniczego napisał:

@needsomesleep, właśnie chciałam Ci polecić oddział leczenia nerwic i zaburzeń osobowości. Cały personel jest wykwalifikowany w kierunku terapeutycznej pomocy, nie ma żadnych pasów itp. Psychoterapeuci i lekarze psychiatrzy współpracują. Nie jesteś tam zmuszana do brania leków, jeśli nie chcesz, ale też to może być dobry czas (pół roku), żeby Ci ustawić dobre leki. Zastanów się proszę nad tym, nie masz nic do stracenia.

Leki odpadają, nie chce nic. Póki kontaktuje. Poza tym wszystkie Ssri odpadają że względu na nadwrażliwość źle na mnie te leki działają, swoje pobralam, przeszłam. Starczy mi psucia organizmu. 

 

Tylko terapia jak już. W sumie ją mam, może starczy na ten czas. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, bezniczego napisał:

Zastanów się proszę nad tym, nie masz nic do stracenia.

No trochę mam do stracenia, nawet niezłe zdrowie fizyczne, super mamę choć bezradna, super siostry choć nie umieją pomóc (też nie wymagam maja swoje problemy to ja powinnam pomagać). Suczkę na którą mogę moja miłość wylać, i wolność. 

Tak w tym więzieniu to tracę na jakiś czas, ale czy to uwiezienie będzie plusowac czy będzie opłacalne? Tego nikt nie wie, dla zdrowia to owszem odłączę się od tego na jakiś czas, tylko coś wątpię że tam znajdę zdrowie. 

 

Póki nikt mnie w tym nie wesprze to nic z tego chyba, samej brać to na barki to zbyt dużo. Na ten czas, a na inny czas to pewnie będę już niepotrzebowac. 

 

No nic, wiem że chcecie dobrze a ja neguje. Moje negatywne przeżycia jeszcze tłumią ten obszar. 

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

needsomesleep

moja siostra byla w krakowie szpital.im.babinskiego.oddzial zaburzen osobowosci i poleca.mowi ze terapia mega trudna ale pomocna.inna znajoma w warszawie w Instytucie tez zadowolona.

 

mysle ze warto bo szkoda sie tak meczyc.tym bardziej ze masz bole i objawy somatyczne

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fajnie, że nie jestem w tym sam. Nadal borykacie się z myślami s...? Ja to właściwie nie wiem jakim cudem chyba daję sobie kolejną szansę. Mam generalnie sprawdzoną metodę (chyba bezbolesną), ale no daję sobie kolejną szansę. Tak samoczynnie jakoś to mi weszło. W ogóle wiele rzeczy we mnie jest takich, że nie mam nad tym kontroli i nie wiem dokąd mnie to życie doprowadzi. Z myślami s borykam się od 5-go roku życia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, obecnie jestem dorosły i w sumie wiedzą o moich myślach, ale nic nie są w stanie z tym zrobić. Jako dziecko trauma powstała i coś we mnie pękło i mechanizm obronny pt. "mam to gdzieś, umrę jak sobie będę dorosły" kliknął we mnie. W ogóle to dziękuję za odpowiedź. Sądzę, iż wyłącznie ludzie po próbach/myślach s są w stanie jak by to ująć "nie dowalać sobie nawzajem". Mam przynajmniej taką nadzieję.

Tak też widzę tutaj, że ktoś poleca szpital w Krakowie. Kiedyś dostałem skierowanie nawet, ale nie skorzystałem. Nie wiem czy bym tam wyrobił. Dostałbym jakieś antydepresanty i pozabijałbym innych jeszcze, bo tak na mnie one działają ehh.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie czasem też się pojawiają, ale tylko (na szczęście!) w momentach kiedy mam najgorszy zjazd w dół. I wtedy też nasila się autoagresja największa. Wiem, że to są "tylko" myśli i nic więcej, ale sam fakt, że one się pojawiają, jest niefajny :( Bo wtedy czuję, że sięgnęłam swojego personalnego dna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tyle lat na lekach, tyle ich przerobionych, a wciąż jak ten debil zaskoczony jak z niedziałających ląduję w jeszcze większą chujnię. I jeszcze ten lekarz załatwiający mnie w 5 min i widzimy się za miesiąc, i dzienny oddział jeśli leki nie pomogą.../cenzura/ przecież ja nie dożyję końca tego tygodnia a nie miesiąca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Musiało minąć wiele lat. Musiałam przejść kilka prób samobójczych. Musiałam odbić się od dna, by zrozumieć, że tak naprawdę kocham życie. Na swój chory, pokręcony sposób naprawdę je kocham.
Jak to Sylvia Plath powiedziała:

Can you understand? Someone, somewhere, can you understand me a little, love me a little? For all my despair, for all my ideals, for all that - I love life. But it is hard, and I have so much - so very much to learn.”

Trzeba dużo czytać.. Bo pod warstwą choroby, strachu i wyczerpania nadal jesteśmy ludźmi, nadal żyjemy, poznajemy świat, który przecież tyle nam może ofiarować. Śmierć ofiaruje nam jedynie pustkę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Wirginia Zachodnia napisał:

Mi się wydaję, że nie. Że warto walczyć do końca. Że jeszcze mam czas by odejść na zawsze. Że myśl o śmierci zostawię na później, na starość. A co jeśli po tamtej stronie nie ma nic ? 

 

Walczyć nie potrafię, nie umiem się zmienić. Jedyne wytchnienie daje mi sen, a sen to jest takie małe "nic", więc to "nic" ostateczne jest jedyną opcją, żeby dłużej nie cierpieć (pod warunkiem, że po drugiej stronie nie czekają mnie gorsze męki).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, bezniczego napisał:

 

Walczyć nie potrafię, nie umiem się zmienić. Jedyne wytchnienie daje mi sen, a sen to jest takie małe "nic", więc to "nic" ostateczne jest jedyną opcją, żeby dłużej nie cierpieć (pod warunkiem, że po drugiej stronie nie czekają mnie gorsze męki).

Nie poddawaj się. Każdy dzień coś nam daje. Też mam ostatnio gorszy czas, czasami chciałabym gdzieś zniknąć. Wiem też, że mam męża , rodziców i wszystkich kocham i nie chcę ich zostawiać. 

Wierzę, że jeszcze przyjdą lepsze dni, że ta pandemia się skończy i powoli wrócimy do formalności. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, MagZam napisał:

Nie poddawaj się. Każdy dzień coś nam daje. Też mam ostatnio gorszy czas, czasami chciałabym gdzieś zniknąć. Wiem też, że mam męża , rodziców i wszystkich kocham i nie chcę ich zostawiać. 

Wierzę, że jeszcze przyjdą lepsze dni, że ta pandemia się skończy i powoli wrócimy do formalności. 

 

Dziękuję za te słowa. Niestety nie przystają one do mojej sytuacji, bo u mnie normalnie nie jest od wielu lat i pandemia nie ma na to żadnego wpływu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Temat trochę dla mnie. Czasem mam myśli samobójcze. Kiedyś nieistnienie wydawało mi się jak jakieś największe szczęście. To głupie, bo nie można być szczęśliwym gdy kogoś nie ma. 

Czasem mam przytłumioną świadomość, głównie rano gdy jestem na tyle przytomny by kontaktować, ale nie na tyle, żeby mieć w pełni obudzony umysł. I wcale mi się to nie podoba. To jest po prostu marność. Niebyt to zwyczajnie marność. Bieda i nędza.

 

Sen to taki naturalny niebyt i warto z niego korzystać. Może dlatego z taką chęcią lubię leżeć w łóżku. 

 

Ostatnio próbuję też medytacji, którą nazwałem świadomość niebytu. Mam wrażenie, że wszystko jest jakby zanurzone w jakimś niebycie. Że nawet jak coś mówisz to pod spodem zawsze jest cisza. Nawet gdy jest hałas cisza jest pod spodem. Może to taka przepychanka pojęciowa, ale coś w tym jest.

 

Reasumując moją wypowiedź, niebyt nie jest tematem obcym człowiekowi i też stanowi jakiś element jego życia. Czasem czegoś nie mamy i czasem to nawet lepiej. Ja nie mam kaktusa w pokoju i nie rozpaczam. Chociaż lubię kaktusy, nawet sobie zapiszę żeby kupić. Niebyt stanowi jakąś pokusę, jakąś tęsknotę. Zdaje się być takim "wiecznym odpoczynkiem" w innej wersji. Ale jeśli to prawda, że niebyt nie może istnieć bez bytu, bo jest jego zaprzeczeniem to może lepszym rozwiązaniem jest znalezienie równowagi między bytem a niebytem. Myślę, że odrobina ciszy, jakiejś bierności, nudy, sen, mogą to dać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 10.05.2020 o 21:14, Heledore napisał:

Jeszcze będzie dobrze, zobaczysz.

Co dla Ciebie oznacza brak normalności?

 

Stale obniżony nastrój, anhedonia, ciągłe odczuwanie lęku, przez co nie potrafię sprostać wymaganiom dorosłości. Nie żyję jak moi rówieśnicy - nie chodzę do pracy, nie rozwijam się, a przez to nie mam ochoty na cieszenie się życiem.

Edytowane przez bezniczego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.05.2020 o 12:41, Heledore napisał:

Brzmi to niepokojąco. Rozmawiałeś o swoim samopoczuciu z lekarzem? Albo chociaż z terapeutą?

Dlaczego twierdzisz, że się nie rozwijasz? Nie trzeba chodzić do pracy, żeby się rozwijać.

 

Tak, rozmawiam o tym z terapeutą. Tak, można rozwijać się nie pracując, ale ja nie widzę sensu w rozwoju, który nie daje mi zabezpieczenia finansowego. To pieniądze w głównej mierze umożliwiają realizowanie celów, zapewniają poczucie bezpieczeństwa, dają pewną wizję przyszłości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Lilith napisał:

Wbrew pozorom to dobrze. Oswaja Cię z tym wszystkim. A skoro boli, to znaczy, że nie masz tego przepracowanego.

Wiem że nie mam przepracowanych wielu rzeczy, ale ona po prostu jedzie po bandzie. Dopiero kilka spotkań A ona mnie już zmeczyla ciężkimi pytaniami...I dlatego tak cholernie to boli i potrzebuje wsparcia, żeby to przetrwac

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doświadczyłem dwóch róznych sposobób myslenia o samobojstwie. 

 

Pierwszy to taki napięciowy, wynikający z logiki. Człowiek żyjąc w napięciu w szczytach tego bólu dochodzi do logicznego wniosku, ze moze zakoncZyc cierpienie poprzez dokonanie krzywdy na samym sobie.

 

Drugi, doswiadczam, gdy po ilus kolejnych dniach/miesiecach ciągłego doła, człowiek zamyka oczy i gdzieś z głębi nachodzi mnie myśl, spontaniczna, bez uzycia woli czy logiki, jakby intuicja, , a moze to anioł przemawia, że te życie sie wkońcu skończy- coś mówi mi "już ok Pawełku, to wkońcu kiedyś sie skończy, to życie wkońcu odejdzie" i wtedy człowieka otula na chwile takie uczucie ulgi i spokoju.

 

I tak sobie to rozkminiłem, ze ten drugi przykład jest bardziej niepokojacy, bo świadczy że cierpienie dotknęło i zatruło źródło, że na rdzeniu powstała rysa, nie ma powrotu do szczesliwego zycia. Człowiek za dużo doświadczył i zobaczył. I wcale nie trzeba patrzeć na zewnatrz zeby zobaczyc zbyt dużo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×