Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Nie, nie, nie i jeszcze raz, powtarzam nie zamknięciu tego tematu. Niektóre przywoływane przez Was argumenty są wręcz kuriozalne.

 

]isj, ale wiesz ,że ktoś kto o tym pisze nie zrobi tego
Bzdura sakramencka, opamiętaj się. Wiem doskonale przynajmniej o jednej osobie, która pisała w tym temacie i miała za sobą - Bogu dzięki - nieudaną próbę samobójczą, bardzo przy tym cierpiąc. Skąd wiesz, czy myśl u ludzi z podobnym bagażem doświadczeń nie powróci i nie podejmą oni powtórnego wysiłku samozniszczenia?
gadanie tutaj to nic innego jak krzyk w takiej formie o pomoc lub w innych przypadkach zwrócenie uwagi innych na własny problem
Po pierwsze, zgoda. Po drugie, zgoda. Pobrzmiewa tylko pytanie: co w tym złego? Tak, to jest krzyk o pomoc. O pomoc, która nie nadeszła, o pomoc, której nie udzielają najbliżsi, apel do Twojego, mojego, NASZEGO sumienia.
Ciekawi mnie jak ktoś jest w dołku ilu z tych ludzi nakłania ten temat do przemyśleń na temat samobójstwa - to druga strona medalu .
Mnie ten temat natchnął do zupełnie innych refleksji:ile zmarnowanych bezpowrotnie losów, ile utraconych szans, ile bezsilności targa człowieka, aby ten zdecydował się na ostatecznoć. Poważnie uważasz, że człowieka przygnębionego, spuchniętego od własnych traum, czyjś los poruszy bardziej niż jego samego?
W ten wstrętny sposób, poprzez szantaż emocjonalny i żerowanie na innych userach poprawia się humorek....
Wyjątkowo zawężona optyka zagadnienia i ujęcie go w sposób całkowicie niesprawiedliwy oraz cyniczny. Cóż zyskuje osoba, która nosi się z zamiarem samobójstwa i o tym pisze, co to w ogóle ma wspólnego z szantażem? Istotą szantażu jest wymierna, sprawiedliwa cena. W tym wypadku czegoś takiego nie ma. Poprawia się humorek, powiadasz... Nie sądzę by choć jedna osoba awizująca poprzez forum chęć samobójstwa czyniła to z tak niskich pobudek, poprawiając sobie humor, którego w danym momencie brak. Żal, rozpacz, bezwład, bezkształtność, osamotnienie i płacz - taka wypowiedź ma charakter paliatywny, ma przynieść ulgę i zaalarmować nas, że jedna z osób popełni coś, czego żadną mocą nie da się odwrócić.
a jeśli już tu trafil to nie po to, żeby odwodzić po raz setny kogoś od takich myśli...
Komu nie po drodze z perswazją potencjalnie ratującą życie, nie tylko fizyczne, lecz przede wszystkim duchowe, nie musi przecież tu pisać. 100 zamiarom powinno być równa setka odwodzenia ich od nich. Bo do nieszczęścia wystarcza o wiele mniejsza liczba.
Poza tym tak po prawdzie, czy jest taka opcja żeby ktoś na forum odwiódł kogoś od takiego zamiaru?
Tak, jest ja zdołałem jedną z osób - przynajmniej przejściowo - odwieść od samookaleczeń i zadawania sobie bólu. Można? Można. Cenę trudnej rozmowy warto jest ponieść wobec permanentnego cierpienia. Na tym zasadza się właśnie psychoterapia, na którą uczęszcza znakomita część z nas i stawia siebie samych w sytuacji negliżu emocjonalnego wobec obcych osób
Czy ktoś kto faktycznie posiada takie zamiary wypisuje o nich na forach internetowych?
Oczywiście, że tak, przypadków takich było setki, o ile nie tysiące. Niestety, niektórzy nie podjęli w porę żadnej reakcji.

 

Wy też będziecie chcieli zostać wysłuchani. Nie jako samobójcy. Ale po życiowej klęsce, zdradzie partnera, śmierci bliskiej osoby, kłopotach w pracy i na uczelni czy w obliczu decyzji, której podjęcie może sprawić ból. Czy chcielibyście usłyszeć, że robicie to tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę?

 

Przemyślenia i interpretację pozostawiam Wam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ehh jak zwykle wyolbrzymiłeś oraz podniosłeś do rangi alarmu we wszechświecie sprawę zamknięcia tego tematu a przecież nikt go nawet nie ruszył i nie ma zamiaru go ruszać ,konstruktywną dyskusję na temat celowości istnienia dla użytkowników którzy poprzez czytanie o tym mogą myśleć o podjęciu takiego kroku zminimalizowałeś do zera ,nie wiem czy to nie wygodne dla Ciebie ,że mamy troszkę racji :?: (Wojtku czyżby monopol na racje :) )

 

Bzdura sakramencka, opamiętaj się. Wiem doskonale przynajmniej o jednej osobie, która pisała w tym temacie i miała za sobą - Bogu dzięki - nieudaną próbę samobójczą,

 

tutaj odniosę się w pierwszej kolejności do tego ,że na około 1100 postów w tym temacie na około 100 użytkowników biorących udział w temacie nikt z tej grupy nie popełnił samobójstwa wcześniej pisząc tutaj o tym . Wojtku druga sprawa proszę zweryfikuj informacje czy ta osoba podejmując próbę napisała cokolwiek i gdziekolwiek na ten temat . od dawien dawna wiemy wszyscy, że o samobójstwie piszę się lekką ręką ale zrobić to nie jest prosto i jeśli ktoś wie że to zrobi to nie idzie i nie wygłupia się opisując to na forum bo w jego życiu to nie jest potrzebne już . jaki jest odsetek ludzi którzy zabijając się zostawia list pożegnalny znikomy .Wiem do czego zmierzałeś pisząc, że to bzdura sakramencka o tym że jak to nie było nagłaśniane że ktoś gdzieś napisał na internecie i uratowano go dzięki interwencji ludzi jaki to promil potencjalnych samobójców :?: Tak muszę Ci napisać jestem całkowicie opamiętany w tym co piszę :!:

 

Użytkownik X w tym roku pisze 3 krotnie o tym ,że się zabije nie ma po co żyć ,że to już koniec jak inaczej odebrać to jak nie w sposób szantażu emocjonalnego o którym pisze linka656 :!:

 

szkoda ,że nie mogę tutaj osobowo kolejny przykład : zgłoszenie w tym temacie popełnienia samobójstwa 11 min później post napisany w bardzo dziwnym miejscu dodam, że to temat z offtopica w dodatku bardzo śmieszny z milionem takich buziek :mrgreen::mrgreen::mrgreen::mrgreen::mrgreen::mrgreen::mrgreen::mrgreen::mrgreen::mrgreen:

i znowu potwierdzenie tego co pisze nasza koleżanka linka656

 

nie chce mi się szukać więcej ponieważ jest późno ale ręczę Wojtku że, będąc osobą funkcyjną zwracam uwagę na tego rodzaju posty i nie tylko ja ale każdy z nas osób zajmujących się tym forum i potrafi każdy z nas zareagować i odsiać poważny post (każdy z nich jest poważny ale w sensie wymagający reakcji od po prostu chwilowego dołka i odreagowania i wyrzucenia złych emocji poprzez słowa "zabije się")

 

konkluzja a wiec pomniejszmy temat i uściślijmy go poprzez zasadę ktoś napisał ,że popełni samobójstwo po przeczytaniu automatycznie zgłaszamy sprawę na policje dojdzie do tego że nikt tutaj nie napisze nic !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

linka, wcale nie zdecydowałam się tu napisać tylko po to, by sobie prymitywnie sprawić przyjemność. Potrzebowałam odreagować. W otoczeniu nie mam do kogo się zwrócić z problemem, nie ma mnie kto wysłuchać i skutecznie podnieść na duchu. Próbowałam skierować się kiedyś do przyjaciółki. W chwili załamania napisałam jej na gg o swoich zamiarach, na co dostałam odpowiedź 'spoko, poczekaj na mnie. ;]', co wpędziło mnie w jeszcze większą rezygnację. Niedawno wyjawiłam mamie co mnie dręczy, na co uzyskałam odpowiedź 'jak Ty się zabijesz, to ja też'. Podobne słowa wcale nie pomagają, tylko odrobinę zachęcają do podjęcia odpowiednich kroków. Nie mam pojęcia, jak sobie radzić, gdy narasta we mnie ból i ulgę przynosi mi wyobrażanie sobie, jak odbieram sobie życie. Uważam za dobry pomysł poszukanie pomocy w internecie. Korba, jako pierwsza zainteresowała się moją sytuacją, za co jestem jej niewiarygodnie wdzięczna. Isj też doskonale potrafi się wczuć w sytuację poszkodowanego. Dziękuję też adze. Przestałam się czuć niepotrzebna, odrzucona i bezwartościowa. Przekonałam się, że jednak istnieją osoby, które uważają moje życie za cenne, chociaż tak naprawdę wcale mnie nie znają.

Odsetek udzielających się tu absolutnie nie ma ochoty tracić swojej ogromnej szansy, czegoś więcej nie do odzyskania, jedynego i niesamowitego. Życia. Potrzebują tylko pomocy, widzą w samobójstwie świetnie rozwiązanie ciągle nawarstwiających problemów, z którymi nie potrafią się uporać. W końcu tak to jest postrzegane - chwila bólu i wieczność bez trosk. Ale to niezupełnie tak. Gdyby nosili się z takim zamiarem, fakt, zrobiliby to bez cienia wątpliwości. Wciąż istnieją jednak wątpliwości czy warto podejmować ostateczną i nieodwracalną decyzję. Unicestwić się na zawsze, skazać na potworne cierpienie członków rodziny i przyjaciół, nie przekonać się ile pięknych chwil może jeszcze nas spotkać. Poddać się, nie przekonując się ile satysfakcji może przynieść walka.

 

Pięknie napisane, ze smutnym przesłaniem. Pisałem, zdaje się w innym temacie, rady dla Ciebie, toteż nie chce się powtarzać.

 

Czy jesteś pewna, że w swoim życiu nie zaznałaś choćby jednej przyjemnej chwili, ulotnej lekkości, która daje wiatr w żagle i napędza maszynę zwaną człowiekiem? Czy jesteś pewna, że Twoja śmierć nie poruszy żadnego sumienia, wyda się Twojemu obojętna? Czy potrafisz wyobrazić sobie, jak możesz skrzywdzić wszystkie osoby, dla których znaczyłaś cokolwiek? Dlaczego Twoi rodzice mają bezprzykładnie cierpieć po stracie córki? W jednej chwili będą żałowali tego, że być morze wyrządzili Ci w przeszłości krzywdę. Ale będzie to skrucha szczera, skrucha która pozwala skruszyć niejeden mur i wznieść niejeden most. Lecz Ty tego momentu nie doczekasz, popychając się w ramiona tego nieodwracalne.

Isj, miałam. Tylko w momencie rezygnacji nie umiem ich doceniać. Wyolbrzymiam wtedy sytuacje, w których wyrządzono mi krzywdę, szukam powodów by zakończyć życie i niestety przychodzi mi to z łatwością. Kiedy ochłonę [wczoraj stało się to dzięki rozmowie z panią psycholog], zdaję sobie sprawę, że moje zamiary nieustannie rosną na sile. To mnie przeraża. Nie mam w nikim efektywnego oparcia. Kogoś trwającego przy mnie w trudnościach, kto mną delikatnie potrząśnie, ostudzi i da do zrozumienia jaki błąd popełniłabym. Nie mam pewności czy w akcie desperacji nie sięgnę po nóż i... Nie chcę tracić życia.

Ostatnio zachęcona przez panią psycholog poruszyłam z ojcem zagadnienie metod wychowawczych. Powoli zmierzam do zapomnienia o krzywdzących wydarzeniach, ale niejednokrotnie jeszcze noga może mi się podwinąć i znów wrócę do rozgrzebywania. Dziś czuję się o wiele lepiej, mogę szczerze przyznać, że nie odważyłabym się skrzywdzić rodziców, bardzo ich kocham i staram się zapomnieć o pomyłkach. Teraz niesamowicie się starają, bym znowu poczuła się bezpiecznie w domu i doceniam ich dobre chęci. Ale nie mam pojęcia, jak postępować, gdy znowu wrócę do rozpamiętywania. To silniejsze ode mnie.

 

Czy jesteś pewna, że nie miałaś nigdy żadnych marzeń do spełnienia, kilku spraw do wygrania, paru rzeczy do udowodnienia sobie? Nie pragnęłaś osiągnąć szczęścia u boku ukochanego mężczyzny, zobaczyć świat, odkryć nieznane Ci horyzonty - żyć tak jak żyje człowiek, który jest podmiotem własnego losu? Czy jesteś przekonana o tym, iż brak Ci atutów, talentów i zdolności, którymi mogłabyś zjednać sobie ludzi i wzbudzić ich szacunek i podziw? I dlaczego Ci przyjaciele, którzy okrutnie Cię potraktowali, nadwerężyli Twoje zaufanie i podeptali godność mają być jedynymi ludźmi, jakich spotkałaś na swojej drodze. Być może jest ktoś, kto czeka na taką osobę jak Ty, komu oddasz swoje pasję, swoje ja i własne myśli, oddając tyle ile trzeba i biorąc tyle ile wypada?

Piękne słowa. :) Owszem, posiadam mnóstwo marzeń do zrealizowania i dzięki nim umiem się wybić. Niestety niedawno idealny świat stworzony w głowie przyćmił realia i cierpiałam z powodu wielkiej rozbieżności między nimi. Przyglądałam się zakochanym szczęśliwie koleżankom, próbowałam też kogoś znaleźć. Potrzebowałam się do kogoś przytulić, gdy zrobiłoby się znowu źle. Nie powiodło się, bo mam lęk przed bliskością, potrzeba do mnie cierpliwości. Skupiłam się na realizowaniu talentów artystycznych, ale też skończyło na zawiedzeniu się [powinnam chyba bardziej się postarać ;)].

Ze starymi przyjaciółmi pogodziłam się. Przebrnęłam przez pierwszy etap do akceptacji wydarzeń, które mnie niszczyły. Wyzbyłam się gniewu. Teraz pozostaje tylko przebrnięcie przez ból, jakim mnie napiętnowano. Poznałam nowe, wspaniałe osoby, z ich strony wątpię by spotkała mnie przykrość. Dzięki nim przestaję myśleć o złym.

 

Musisz trwać, rozmawiać z rodzicami, poszukać nowych przyjaciół, opanować nowe techniki radzenia sobie ze stresem. I nie bać się profesjonalnej pomocy - potrzebujesz jej dziś, ale pamiętaj -tak nie będzie zawsze. Kiedyś klatka rozstąpi się przed Tobą i będziesz wolna. Ty, Twoje myśli, Twój własny ogląd siebie. Depresja jest chorobą całkowicie wyleczalną. Ale krok ku temu, by odzyskać paszport do rzeczywistości musisz wykonać sama.

Isj, dziękuję. Jesteś naprawdę wspaniały.

 

Ridllic, rozumiem Twoje zbulwersowanie. Ale weź pod uwagę dobry aspekt pisania w tym temacie. Jak zauważyłeś 99% nie robi tego, by się pożegnać, tylko żeby poprosić o pomoc. Kiedy ją uzyskają, mają okazję by przemyśleć swoje działania. Zamykanie nic nie da, a mam wrażenie, że nawet pogorszy sytuację. Wtedy dokąd pójdą wszyscy znajdujący się w kompletnym załamaniu? Kto im pomoże? Być może wielu właśnie uratowało wypisaniu o swoich kłopotach i otrzymaniu zrozumienia. Choćby niewielkiego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ehh jak zwykle wyolbrzymiłeś oraz podniosłeś do rangi alarmu we wszechświecie sprawę zamknięcia tego tematu a przecież nikt go nawet nie ruszył i nie ma zamiaru go ruszać
Moja reakcja była adekwatna do oceny sytuacji i tyle. A Ty nie wycofuj się ze swoich słów, ponieważ mogę zacytować te fragmenty, w których jasno dawałeś do zrozumienia, iż rozważasz zamknięcie tematu.
Wojtku, druga sprawa: proszę zweryfikuj informacje, czy ta osoba podejmując próbę napisała cokolwiek i gdziekolwiek na ten temat. Od dawien dawna wiemy wszyscy, że o samobójstwie pisze się lekką ręką, ale zrobić to nie jest prosto i jeśli ktoś wie, że to zrobi, to nie idzie i nie wygłupia się opisując to na forum, bo w jego życiu to nie jest potrzebne już. Jaki jest odsetek ludzi, którzy zabijając się zostawiają list pożegnalny? Znikomy.
Pozwoliłem sobie - wyjątkowo - poddać Twój fragment małej językowej obróbce, tak żeby wszystko zostało napisane poprawnie, imć Bogdanie ;)

 

Dotarłem do postów tej osoby z dnia, o którym wiem, iż popełniła próbę samobójczą. Nie, nie syganlizowała jej, chyba że liczymy posty zawierające zwątpienie w sens obecnie prowadzonego życia i uległość wobec choroby, ogólną frustrację. Tym bardziej skoro niedoszły samobójca nie awizował zamiaru skończenia ze sobą, wszystkie przypadki wyrażania takich myśli explicite powinny być alarmujące.

 

Jeżeli forum jest już ostatnim miejscem gdzie można wyrazić swoje uczucia, to co wtedy. Jaka jest dostępność wizyt u psychologa, psychiatry, a jaka jest dostępność internetu.

 

Oczywiście, że samobójcy zostawiają listy pożegnalne. Moja koleżanka próbowała to zrobić biorać garść tabletek nasennych, jednak uratowała ją wizyta matki w nocy, która zgubiła jakąś rzecz i poszła spytać córki, czy nie wie, gdzie ona sama mogła ją zostawić i czy czasem u niej w pokoju jej nie ma. Dziś bardzo żałuje tego kroku, 2 lata wychodziła z depresji. Obecnie jest w siódmym miesiącu ciąży i ma to wszystko za sobą.

 

Użytkownik X w tym roku pisze 3 krotnie o tym ,że się zabije nie ma po co żyć ,że to już koniec jak inaczej odebrać to jak nie w sposób szantażu emocjonalnego o którym pisze linka656 :!:
Przepraszam, czy wolałbyś, aby napisał to jeszcze raz, a potem już nigdy nie pojawił się na forum, pozostawiając nas w sferze gdybań? Wyjaśnij mi, na czym polega w takiej sytuacji szantaż emocjonalny, jako że tego nie rozumiem.

 

@DanceWithTheWind: cieszę się, że wyjaśniłaś z rodzicami swoją trudną sytuację emocjonalną, starasz się walczyć z przeszłością, choć póki co jeszcze z różnym skutkiem. Opieka psychologa również cieszy, gdyż pozwala ukazać naszą perspektywę w trzecioosobowej optyce. Spróbuj jeszcze raz powrócić do swoich pasji, nie może się nie udać. Nowy manager Rolling Stonesów po jednym z ich występów na początku lat sześćdziesiątych miał powiedzieć "Wszystko fajnie, ale z tym wokalistą nie zrobicie w życiu kariery". Gdy Dave Gilmour dołączył do Pink Floyd, zastępując zeschizowanego Syda Barretta i podzielił się to informacją z przyjaciółmi w klubie muzycznym, jeden z nich pomyślał "Gówno na tym zyskasz, za tydzień przyjdziesz i powiesz, że odszedłeś z Pink Floyd". Mam to wszystko w książce traktującej o największych gitarzystach. Nie poddawaj się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam to wszystko, choć z wielkim trudem i z każdym zdaniem czułam nadchodzący atak nerwicy, ale co tam, nie pierwszy to i nie ostatni raz.

Temat dotyczy mnie osobiście, ale jakbym miała kiedykolwiek coś zrobić bądź nie zrobić jego istnienie nie będzie miało dla mnie znaczenia.

Przykre wnioski lektury są natomiast takie: Raz - pisząc tutaj jestem skupioną na sobie egoistką, zmuszającą inne chore osoby, aby zajmowały się mną, dwa - swoim pisaniem mogę nakłonić innych do myśli samobójczych.

 

Rozumiem, że ta dyskusja jest merytorycznie potrzeba i rozumiem argumenty, które się tutaj pojawiły, natomiast podsumowanie, które znajduje się w dwóch punktach powyżej na pewno odwiedzie mnie od pisania w tym wątku i w jakimkolwiek innym na temat samobójstwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

DanceWithTheWind, to co pisałam nie było skierowane do ciebie indywidualnie lecz przyznam, że pod twoim wpływem........ale prosze nie odbieraj moich postów tak osobiście.

 

Dalej poprę swoje zdanie, duperele w stylu "piękne słowa pocieszenia" nie zmienią sytuacji osoby chcacej się zabić i napewno jej od tego nie odwiodą. Nie zniwelują przyczyn depresji itd......

Jeśli ktoś czuje się lepiej po przeczytaniu odpowiedzi osób pozytywnie nastawionych w tym temacie, to napewno nie spełniłby swoich gróźb, tak czy inaczej, nie są one realne, zaś ten sposób wydał mu się najgłosniejszym krzykiem i wołaniem o pomoc....tylko wiecie...dlaczego dzieciom nie wolno dla zabawy krzyczeć "ratunku" w wodzie ..bo jak ktoś będzie w końcu potrzebował pomocy - nikt nie zareaguje.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po lekach antydepresyjnych mam straszliwe myśli samobójcze i wraca chęć na samookaleczanie, próbuję z tym walczyć, ale nie mam nikogo z kim bym mogła porozmawiać, kto by mnie chociaż zrozumiał, nie mówiac już o pocieszeniu...

 

[Dodane po edycji:]

 

Dookoła pustka, ciemność. Nie radze sobie, nie potrafię przerwać złej passy, nic jej nie potrafi przerwać, ani leki ani terapia u psychologa. W głowie kiełkuje myśl... Myśl o tym, że można przerwać cierpienie... Ta myśl przynosi ukojenie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich,

zmusiłem się do napisania na tym forum, ponieważ nie wiem co mam robić. Od dłuższego czasu męczę się z depresją, a od ponad miesiąca coraz częściej mam myśli samobójcze. Do tego doszło jeszcze samookaleczanie się. Pewnym problemem było dla mnie otwarcie się, więc proszę o wyrozumiałość. Gdzie powinienem się zgłosić? Do jakiego lekarza? Czuję, że coraz bardziej się temu poddaję..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wizyta u psychiatry będzie najlepszym rozwiązaniem. Ja po raz pierwszy trafiłam do gabinetu lekarza właśnie po tym, jak zaczęły nachodzić mnie uporczywe myśli o samobójstwie. Obsesyjnie planowałam w jaki sposób umrzeć, co będzie najpewniejszym a równocześnie najmniej bolesnym sposobem. Do tego dochodziło okaleczanie się - płakałam przytulona do ściany i uderzałam w nią pięściami, aż krew zaczęła wsiąkać w tapety. Na tym forum zarejestrowałam się dopiero kilka dni temu, właśnie dlatego, że to wszystko znowu wróciło. Znowu w każdej wolnej chwili myślę o śmierci, okaleczam się płacząc. Lekarzowi przyznałam się jednak jedynie do myśli samobójczych, gdyż boję się, że skieruje mnie do kliniki, gdy dowie się o ranach. Na chwile obecną biorę dwukrotną dawkę leków i, póki co, czuję się kiepsko ale czekam, aż minie okres adaptacyjny i przyzwyczaję się do silniejszej dawki.

Kiedyś leki pomagały - wprawdzie depresja wróciła ze zdwojoną siłą, ale był okres, gdy czułam się dzięki nim dobrze, więc chyba warto szukać pomocy u psychiatry.

Pomoc znalazłam dzięki lekarzowi pierwszego kontaktu. Mam zaufanie do tej pani doktor, to ona poleciła mi dobrego psychiatrę po tym, jak przeprowadziła ze mną rozmowę w swoim gabinecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiecie jak nigdy nie zgadzałem się z isj tak teraz przyznaję mu 100% racji. Forum czy inne internetowe technologie komunikacyjne są bardzo pomocne przy próbach samobójczych. Niestety większość użytkowników ma zlewkę co powoduje do zamknięcia się drzwi dla osób które potrzebują otuchy, zauważenia ich przez kogoś. Większości jest to napisane tylko przez nerwy, przygnębienie i odchodzi na następny dzień ale początki u wszystkich są takie same. W moim przypadku było głupotą że nigdy nie próbowałem zwrócić na siebie uwagi nawet 2,5 miesiąca temu próbowałem się zabić ale jak zwykle się nie udało. I nie mówię że żałuje ale za nie długo moja wątroba będzie do niczego a ja chcę żyć. Najgorsze jest to że osoba która nie jest pewna czy chce umrzeć próbuje się zabić a skutki są katastrofalne. Inwalidztwo, problemy z organizmem. Mój brat był tak zdesperowany jedną chwilą że dziewczyna go rzuciła że zaplanował samobójstwo w 1h dał znać znajomym (oczywiście nie mi) ale jak napisano wyżej dostał odp typu nie rób tego bo i ja to zrobię .... Później szpital ojon 3 dni odtrucie, wiadomo reanimacja itd Nerwów było matka płacz, on wstyd po dziś dzień i oczywiście cieszy się że odratowaliśmy go bo okazało się że dziewczyna zerwała z nim bo ktoś ją nakłamał :) Teraz szczęśliwy bro leci do niej w grudniu i układa sobie życie. Morał jest jeden anonimowe fora chaty są pomocne ale ludzie muszą mieć w sobie choć trochę dobrej woli i szacunku dla innych aby takich rzeczy nie bagatelizować!!!!! Oczywiście nie mówię o wspominaniu że się zabije jak odejdziesz bo to jest karalne, ale nie raz człowiek ma ochotę kropnąć się za nim nadejdzie nowy dzień i tak naprawdę pomyśli co chce robić ze swoim życiem. Dlatego wspominanie o zamykanie tematów lub potępianie osób które piszą o swoich uczuciach lub zamiarach jest nie na miejscu i nie humanitarne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

myślę jeszcze ,że samobójcy dzielą się na takich ,którzy to planują ,bo mają takie myśli i na takich ,którzy robią to w afekcie. to znaczy są w depresji,myślą o tym i w końcu robią to pod impulsem chwili.

kiedy pierwszy raz miałam depresje miałam takie ataki-byłam w histerii i jakby wyłączona. robiłam różne rzeczy. wyszłam raz w bieliżnie na śnieg kierując się w stronę pociągu-to była chwila i gdyby mój mąż mnie wtedy nie powstrzymał to pewnie już by mnie nie było. to nie było planowane-to była załamka.

znałam 3 osoby,które popełniły samobójstwo.dziewczyna zostawiła list.zostawiła też 8-miesięczne dziecko,powiesiła się.chłopak powiesił się i nikt nie wie dlaczego.facet wyszedł ze szpitala,miał kilka prób.w końcu mu się udało.powiesił się.

Nie bagatelizujmy tego . dla mnie to bardzo realne.

myślę ,że każdy z nas ma wszczepione wewnętrzne pragnienie życia. i może być tak,że chce to zrobić ale pod wpływem wewnętrznego pragnienia życia-jednak będzie szukał pomocy np na forum i znajdzie tu kogoś-kto go od tego odwiedzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pragnienie życia często nie wystarcza gdy życie nas przytłacza, gdy nie umiemy sobie z nim poradzić. Nie uważam, że samobójstwo to wyjście - choć jestem osobą po próbach i mimo upływu zdarza się, że z tęsknotą patrzę w okno w moim mieszkaniu na 8mym piętrze... to jest jak jakieś uzależnienie - taka świadomość, że jest jeszcze taka opcja...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pragnienie życia często nie wystarcza gdy życie nas przytłacza, gdy nie umiemy sobie z nim poradzić. Nie uważam, że samobójstwo to wyjście - choć jestem osobą po próbach i mimo upływu zdarza się, że z tęsknotą patrzę w okno w moim mieszkaniu na 8mym piętrze... to jest jak jakieś uzależnienie - taka świadomość, że jest jeszcze taka opcja...

Zgadzam się z tobą. Z jednej strony istnieje w nas pragnienie życia, ale z drugiej lęk przed nim, strach. Ja również uważam, że samobójstwo to nie jest wyjście, ale gdy przychodzi czas, że życie staje się nie do zniesienia i nie potrafimy sobie z nim poradzić myśl o odebraniu sobie życia jest strasznie nęcąca. Masz racje że to pewien rodzaj uzależnienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do psychiatry się nie wybrałem z braku czasu, chęci i tego, że mam tego wszystkiego poprostu dosyć. Miałem nadzieję, że odbiję się od dna, ale nadzieje okazały się zgubne. Brzydzę się samym sobą, coraz bardziej irytują mnie inni ludzie. Cały czas nie mogę pozbyć się myśli samobójczych. Nawiedzają mnie one nawet podczas snów, więc postanowiłem nie spać. Jako, że od siedmiu lat cierpię na przewlekłą bezsenność, nie jest to takie trudne. Wydaje mi się, że jeśli coś jeszcze się spier*oli, to po prostu pożegnam się z tym światem.

Jestem sam i tak pozostanie..

Zachar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do psychiatry się nie wybrałem z braku czasu, chęci i tego, że mam tego wszystkiego poprostu dosyć

Według mnie to sam się nie odbijesz od dna.. a co takiego robisz, że nie masz czasu na psychiatrę? Naglący problem powinien być priorytetem! Ja się wybieram w przyszłym tygodniu (wcześniej brak terminu i mam zabieg na inny narząd :()

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brzydzę się samym sobą, coraz bardziej irytują mnie inni ludzie. Cały czas nie mogę pozbyć się myśli samobójczych.

Zachar

 

Zupełnie, jakbym czytała o sobie. Swego czasu zamykałam się na całe dni w swoim pokoju, po cokolwiek do picia (jeść nawet mi się nie chciało, liczyłam, że może zdechnę z głodu) wychodziłam nocą, żeby nie natknąć się po drodze na nikogo z domowników. I najgorsza była odraza do samej siebie. Czułam się jak trędowata, jakbym promieniowała czymś obrzydliwym. Gdy dotykałam swojej skóry wydawało mi się, że jest tłusta, brudna i śmierdząca, tak samo włosy i ubranie. Wiecznie płakałam z tego powodu i rozmyślałam nad śmiercią. Tak było już w trakcie brania leków i nie mógł mi pomóc absolutnie nikt, nikt poza mną. W końcu sama zmusiłam się do tego, by jak najczęściej trzymać się nadziei, że będzie dobrze. Bo przecież kiedyś bywało lepiej, nie urodziłam się taka nieszczęśliwa i zrozpaczona. Bywało już dobrze i istnieje nadzieja, że coś się zmieni i znowu będzie pięknie. Takie myślenie przy depresji jest trudne i często wydawało mi się, że to głupie, naiwne i sama siebie oszukuję. Nie mogę niestety napisać, że udało mi się pokonać depresję - nadal czuję się fatalnie i jestem po prostu strasznie, strasznie smutna, przyjemność sprawia mi myślenie o śmierci, koniec postrzegam jako ulgę w cierpieniu, ale trzymam się na nogach, wyszłam do ludzi, przestałam tak strasznie brzydzić się sobą. Wierzę, że pomogło leczenie u psychiatry i moje własne wysiłki. Z czasem odświeżyłam kontakt z przyjaciółką, co też nie było bez znaczenia, poznałam chłopaka i dużo, dużo rozmawiałam z mamą. Choć trudno mi uwierzyć w to, że odniosę sukces to jednak staram się wyjść z tego bagna.

Pisałeś, że jesteś zupełnie sam, ale trzymam za Ciebie kciuki, że uda Ci się podnieść na nogi i znajdziesz kogoś z kim będziesz mógł szczerze porozmawiać o wszystkim, może wypłakać się - to przynosi ulgę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam nadzieję, że w tym tygodniu znajdę chwilę,aby udać się do psychiatry, bo zupełnie sobie nie radzę. Postanowiłem zamknąć się na świat, lub założyć maskę pozornego szczęścia. Udaję przed dziewczyną, przyjaciółmi, że wszystko jest ok i tak jest łatwiej, przynajmniej dla nich. Na niczym nie mogę się skupić, powinienem uczyć się do egzaminu z angielskiego, na którym mi chyba zależało, ale po prostu nie mogę. Chyba już mi nie zależy.. W dodatku wczoraj coś we mnie pękło. Zadzwoniłem do kumpla, aby załatwił mi trochę gandzi i sobie wieczorem przypaliłem. Sam nie wiem, czy lepsze to, czy alkohol z którym miałem problemy. Najgorsze było to, że później czekała mnie rozmowa telefoniczna z moją dziewczyną. Uparcie twierdziłem, że wszystko jest ok, ale oczywiście zauważyła, że jestem "inny". Rozmawialiśmy o poważnych sprawach, a ja niemal kładłem się ze śmiechu, albo zapominałem o czym mówimy. Jednym słowem nie popisałem się. W dodatku, gdy skończyliśmy, poczułem nieodpartą chęć skończenia ze sobą. Więc musiałem zapalić raz jeszcze. Teraz czuję się beznadziejnie. Nie wiem co powinienem ze sobą zrobić. Ale chyba sam muszę odpowiedzieć sobie na to pytanie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Idź Zachar po pomoc mysle ze już najwyższy czas ja trafiłam do psychologa w stanie fatalnym po silnych myslach samobójczych juz mi było wszystko jedno bol istnienia był wiekszy ale mam przyjaciółkę...zawlokła mnie do osrodka interwencji kryzysowej przyjeli mnie natychmiast na terapie od ponad miesiaca chodze owszem nikt nie jest cudotwórca wiec nie ma jakich extra zmian ale jest nadzieja i wiem ze jesli moja autoagresja sie nasila i nie umiem jej opanowac to moge zadzwonic do mojego osrodka jest czynny 24 na dobe 7 dni w tyg .Powoli dojrzewam do wizyty u psychiatry i neurologa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×