Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Boję się zabić i boję się żyć.

 

Mam podobnie. Kręcę się w kółko. Nie mam odwagi ze sobą skończyć ani podjąć prób żeby normalnie żyć. Znając moje "szczęście" dożyję późnej starości o ile wcześniej nie wyląduję w psychiatryku.

Ostatnio fantazjuje, jakie to uczucie utopić się - chyba najlepsza forma samobójstwa dla mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ambivalentna,

 

utopienie to bardzo ciężka śmierć. pewnie wyobrażasz sobie jak na filmach, że przez tafle wody przebija się światło, włosy falują, a człowiek spokojnie opada, ale to fikcja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

atic - I tak utonięcie wydaję mi się najlepsze (jeśli można tak to nazwać). Nie wyobrażam sobie np., skoczyć pod pociąg, wziąć tabletki. Boję się głownie tego, że ktoś mógłby mnie uratować, albo wyszłabym z tego pokiereszowana na ciele albo byłabym warzywem. Ta świadomość właśnie mnie hamuję przed samobójstwem. Natomiast utoniecie wydaję się najpewniejsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś czytałam artykuł, który omawiał sposoby popełnienia samobójstwa. Było też utopienie. Podobno to straszny, piekący ból w płucach. Poza tym topielców też ratują.

 

Chyba nie ma w 100% skutecznej i jednocześnie bezbolesnej metody.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak niby chcesz sie skutecznie utopić?

Według moich przemyśleń to nie jest takie proste.

Ten cholerny instynkt każe Ci płynąć do utraty tchu, co - jeżeli potrafisz pływać- będzie długotrwałą męką.

Jeżeli chodzi o skuteczne utopienie się, to ja widzę tylko jeden sposób ( tak, mam opracowane w głowie kilka metod i z pewnością którąś w końcu bedę zmuszony wykorzystać)

Nachlać sie jak świnia, naćpać jak armata i wypłynąć w sztormowe morze....

Na coś takiego nie ma mocnych. Prawie się kiedyś utopiłem w ten sposób ( będąc trzeźwym i jeszcze zdrowym, co powodowało że myśli samobójczych jeszcze nie miałem...) W ciągu kilku dosłownie sekund o wejścia do morza "po pas" bylem juz porwany w cholerę od brzegu i tylko tytaniczny wysiłek doprowadził mnie do brzegu... jakies 300-400 metrów od miejsca gdzie wszedłem do wody...

Fart jak cholera.

Po pijanemu i bez chęci do dalszej wegetacji- skuteczny efekt gwarantowany...

Z tym, że ponoć bardzo boli ten ostateczny haust wody do płuc...

Ale pijany i naćpany... może nie byłoby tak źle...

bzdura.można sie napierdolić lub nie,wziąć ze sobą kajdanki,podpłynąć z nimi do boi,zanurkować i przykuć się do łańcucha od boi.mało prawdopodobne że ratownicy czy współplażowicze zauważą co robisz więc można to zrobić w biały dzień.z tego co przypuszczam pacjenci przypięci pasami do łóżek na całe tygodnie czy miesiące w zakładzie zamknietym gdzie przypinających pielęgniarzy nie obchodzi że zamikły im mięśnie,mają skurcze,odleżyny,zakrzepy,charczący oddech marzą by ich wrzucić do jeziora razem z łóżkiem/więzniowie odsiadujący wyroki dożywocia absolutnego na oddziałach N marzą o wypełnieniu wodą okratowanych od góry spacerniaków.w ten sposób społeczenstwo codziennie by sie pozbywało partii "wygnanych" niczym czekiści

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monster6, Łatwo gadać i filozofować,trudniej ze spełnieniem takich planów ;)

jak komuś sie nie chce samemu zrobić tego na serio to można wylecieć do indonezji,tam kupić 8kg geroiny z czym nie powinno być najmniejszego problemu,umieścić ją w bagażu rejestrowanym lub przywiązać sobie pakunki do ciała i próbować z nią wrócić do kraju.bagaż rejestrowany jest prześwietlany zaraz po nadaniu i pieski niuchacze obwąchują każdą walizkę jak i na kontroli bezpieczeństwa masz przymusowy masaż i jak masażysta z pistoletem coś wyczuje to zaraz kajdanki,areszt,sąd i cela śmierci.rozstrzelanie jest pewne i bezapelacyjne,pewne jak śmierć chorego na zaawansowanego glajeka wielopostaciowego z metastazami gdzie popadnie.skazany przed śmiercią ma zajebisty wybór czy chce umrzeć na klęczkach,na stojąco czy na krześle.najlepsze jest to iż kiedy pluton egzekucyjny odda salwe z karabinów do skazańca a ten jeszcze nie umarł podchodzi dowódca z kałachem i wali mu w skroń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja trzy razy prubowałem odebrać sobie życie i za każdym razem trudem się lekami miałem ich dużo, zawsze byłem w głębokiej depresji i miałem myśli samobójcze, ale przychodził taki dzień, taki moment że miałem wszystkiego dosyć i wtedy nie zastanawiałem się za dużo, brałem leki i popijając wódką kładłem się na tapczan i zasypiałem. No ale jak widać Bóg nie chciał mnie po tamtej stronie bo zawsze mnie jakoś odratowali, bieg wydarzeń tak się zawsze ułożył, że rodzina zdążyła wezwać pogotowie. Raz mnie płukli, a dwa razy przeczekiwali podając jakieś kroplówki, może dlatego że wiedzieli co zażyłem, tego nie wiem do dzisiaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cozicozicozi,

Za każdym razem namawiał mnie psychiatra, tłumaczył co jest grane i pytał o zgodę. Zawsze się zgadzałem bo nie radziłem sobie sam ze sobą, byłem na dnie. Poza tym jeszcze dwa razy byłem w szpitalu bez skierowania tak na szybko z wizyty , bo już było źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam już opracowanych kilka scenariuszy, jak się skutecznie utopić, ale póki co nie miałam odwagi, aby wcielić je w życie. Ten strach, że mnie odratują trzymam mnie mocno. Zresztą, nie wiem czy ostatecznie miałabym tyle odwagi. Musiałabym to zrobić, kiedy jestem w największej rozpaczy i mam porządnie od*ebane. Nie zdecydowałabym się na powieszenie, ta metoda wydaję mi się najbrutalniejsza. Tak samo pocięcie żył, co zakrapia o ironie, bo miałam/mam ? problemy z samookaleczeniami i wydawałoby się to prawdopodobne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam już opracowanych kilka scenariuszy, jak się skutecznie utopić, ale póki co nie miałam odwagi, aby wcielić je w życie. Ten strach, że mnie odratują trzymam mnie mocno. Zresztą, nie wiem czy ostatecznie miałabym tyle odwagi. Musiałabym to zrobić, kiedy jestem w największej rozpaczy i mam porządnie od*ebane. Nie zdecydowałabym się na powieszenie, ta metoda wydaję mi się najbrutalniejsza. Tak samo pocięcie żył, co zakrapia o ironie, bo miałam/mam ? problemy z samookaleczeniami i wydawałoby się to prawdopodobne.

z kajdankami przykutego do łańcucha pod wodą by cie nie odratowali nawet gdyby ktoś zauważył że wszedłeś do morza z kajdankami by sie najwyżej zdziwił i przetarł oczy w międzyczasie byś sie utopił.kulka w łeb to żałosna śmierć bo zaraz by była wyżerka dla transplantologów pozatym umiera sie cicho nie wydając żadnego dzwięku i zanim sie zastygnie w bezruchu są jakieś komiczne konwulsje czy wierzganie lub całe ciało sztywnieje w pozycji ginekologicznej jak po spaleniu.lepiej by strzelić sobie w serce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, chciałabym się zorientować czy zmagacie się z podobnymi problemami i proszę o jakąkolwiek odpowiedź z Waszej strony.

Otóż mam zdiagnozowaną nerwicę lekową. Bywają lepsze i gorsze okresy. Jednak od listopada mam bardzo uporczywy objaw, który po prostu przyprawia mnie o najgorsze myśli.

Konkretnie chodzi mi o męty w oku, w prawym oku, tzn. pojawiają się zawsze w polu widzenia prawego oka. Są przeróżne, jasne, ciemne, pojedyńcze, niekiedy jest ich wiele. Są zawsze - niezależnie czy leże, czy wstaje, czy się budzę (wtedy też są) czy stoję, czy siedzę. Do tego dochodzą: śnieg optyczny, trzęsienie obrazu, migotanie obrazu, jak przewracam szybko oczami, to jakby obraz mi zostawał. Miałam badania dna oka, wszystko ok, usg dopplerowskie - też wszystko w porządku, kardiologicznie niby też ok, choć odczuwam jakby kołotania serce i puls też mam w okolicach 100, dręczą mnie także napady tachykardii, wtedy puls sięga 150. Do tego bóle głowy.. Krtg kręgosłupa szyjnego wskazało na lordozę szyjną, dyskopatie wielopoziomową. Ja oczywiście jestem pewna i starsznie się obawiam, że mam guza mózgu i to on uciska mi na nerw wzrokowy. Tomograf głowy mam dopiero za 2 tyg. Strasznie sie boję. Ostatnio miałam sporo stresu. Jedna te męty przyprawiają mnie o najgorsze myśli... Nie wiem, czy możliwie, że nerwica aż do tego stopnia doprowadziła i zdominowała moje zdrowie... Proszę o Wasze doświadczenia z widzeniem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj. Też mam męty. Do tego lekka nadwrażliwość na światło, iskierki w polu widzenia patrząc na jasne powierzchnie itp. Mam też lekkie szumy uszne. Też przeszdłem szereg badań w tym rezonans mózgu. Jeśli chodzi o same męty to się zeyczajnie do nich przyzwycziasz w końcu. Męty to po prostu degeneracja ciała szklistego w oku. Wielu ludzi je widzi. Jeśli byłaś przebadana okulistycznie i wszystko ok to męty nie stanowią zagrożenia. Warto się wybrać do okulisty co kilka miesięcy do kontroli i tyle. Kup sobie VITROFT, taki syplement diety, który ma niby coś pomagać na te męty ale nie ma reguły, mnie nie pomógł ale spróbować możesz. Zrób tę tomografię oczywiście dla pewności ale satraj się tak nie martwić, bo szanse, że masz jakiegoś guza mózgu są raczej znikome.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×