Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nadmierne objadanie się


Sorrow

Rekomendowane odpowiedzi

Kasia ja Cię rozumiem, kazdy mówi że dieta jest be, ale jak się OBŻERA i tyje (mój rekord 10kg w miesiąc) to niestety dieta jest niezbędna, tylko ja też nie umiem na nią przejść:(

 

To życie niczym w koszmarze... kto nie doświadczył nie zrozumie co się dzieje w głowie i ... łatwo mu radzić. Też nie wiedziałam co robić, czasem był dzień, kiedy brałam się w garść i szło dobrze...do wieczora. :]

Sama mam tą agonię już za sobą na szczęście ( przynajmniej mam nadzieję, że nie będzie nawrotów... ) a pomógł mi ... witarianizm. Zdaję sobie sprawę ze śmiechu jaki mogę tym u niektórych wywołać, ale mnie pomogło. Surowe warzywa, owoce, orzechy ... nawet jak się nawciskałam ich do bólu to i tak było tego mniej niż "śmieci" w stylu ciastek, chipsów, bułek itp, itd... Tak, nie od razu pomogło, na początku potrafiłam wrzucić w siebie 3 kg jabłek za jednym podejściem i poprawić kilkoma bananami, ale z czasem zdarzało się to coraz rzadziej i rzadziej... teraz może raz, dwa razy w miesiącu mam taki dzień, ale winę zrzucam raczej na hormony i "sprawy kobiece" ;) W porównaniu do wszelkich innych metod jakie proponował mi lekarz to przyniosło rezultat na dłużej. Jem sporo, nie muszę się głodzić, mam więcej energii ( witaminy robią swoje :) ) a co za tym idzie jestem bardziej aktywna, nauczyłam się komponować jadłospis tak, żeby niczego mi nie brakowało, chociaż i tak łykam sobie dodatkowo multiwitaminę. Nie budzę się już z zapuchniętą twarzą, wzdętym brzuszyskiem, obolałymi wnętrznościami a przede wszystkim bez paniki, wstrętu do samej siebie i kaca moralnego. Waga się unormalizowała sama, mam wprawdzie krągłości tu i ówdzie ( miód i orzechy mmmmmniam :mrgreen: ), jednak dobrze się czuję i fizycznie i psychicznie a moje życie nie kręci się wreszcie wokół jedzenia - to najważniejsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kolizja ,zazdroszczę Ci diety :mrgreen: ja jestem wegetarianką 10 lat,przez rok byłam weganką,ale niedobory wpakowały mnie w ciężką anemie.Chcialabym z powrotem przejść na weganizm lub makrobityczną,ale po prostu nie mam funduszy na taką diete,bo w slepach ze zdrową żywnością jest (jak dla mnie)za drogo a żeby dostarczyć organizmowi to co potrzeba trzeba w owych sklepach się zaopatrywać.Witarianizm jest super ale nawet na tyle owoców i orzechów mnie nie stać,ale spróbuję latem ;).Podziwiam :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro pojawiła się anemia to nie dostarczałaś wszystkich składników, dlatego dobrze stosować jakąś suplementację.

A koszty? W moim przypadku przez jedną `ucztę`, kompuls - jak kto woli - potrafiłam przeżreć tyle ile teraz wydaję na jedzenie wystarczające na 3, 4 dni. A w sklepach ze zdrową żywnością nie kupuję. Idę do Biedronki czy innego Lidla i tam się zaopatruję w warzywka i owoce. Albo na rynku od miejscowych działkowców, jest znacznie taniej a sądzę, że to co sprzedają w SZŻ ma podobne pochodzenie. Teraz ( z racji, że zima ) to jem więcej okopowych warzywek ( najtaniej ;) ), jabłek, bananów. Najdroższe są orzechy, ale cóż... są potrzebne w takim żywieniu a i tak znacznie tańsze niż kurczak z rożna + 4 buły.

 

( Przepraszam za offtop ;) )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie pochłonęłam paczkę czipsów szybciej niż Bolt biegnie na 100 metrów. Oprócz tego wpakowałam w siebie niezliczoną ilość nutelli i choć czuję się najedzona, mam ochotę dalej jeść, jeść, jeść, najlepiej coś słodkiego, ale jak braknie to i rosołem nie pogardzę, póki nie poczuję że zaraz pęknę...

Jestem an granicy nadwagi, powinnam to uspokoić ale jedzenie daje mi tyle przyjemności...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

faktycznie czasem może sprawiać przyjemność, z tego co pamiętam.

tutaj jednak są typowe zaburzenia odżywiania. myśle że przyjemność jest chwilowa. potem raczej są wyrzuty sumienia, lęk, strach i nienawiść do siebie. Pisze bynajmniej z własnych doświadczeń. U mnie przyjemność jest tylo w momencie napadu-taka fałszywa przyjemność. Chwile potem jest to o czym pisałam.

 

Znalezienie innej metody? nie wiem czy to możliwe. Najpierw lekarz i terapia, terapia i terapia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie chcę zakładać nowego tematu,ale mam pytanie

czy ktoś kto chorował albo choruje na ed miał tak że nie przyswajał większej ilości jedzenia tylko kończyło to się biegunką

bo ja tak mam i zastanawiam się czy to możliwe :oops::?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kasiątko, tak sie zdarza - zależy o jakiej ilości pożywienia mówisz i w jakich sytuacjach.

1. napady bulimiczne, kiedy nie zwracasz przyswojonego jedzenia - organizm nie jest w stanie strawić i przyswoić tak ogromnej liczby kalorii więc b prawdopodobne że to isę tak skończy

2. przewlekłe głodzenie się ze sporadycznymi okresami normalnego jedzenia - organizm przyzwyczajony do mikroporcji nie jest w stanie przy posiadanych zapasach energii strawić pewnych ilości pożywienia, chociaż to ekstremalne przypadki. Istnieje także możliwość uszkodzenia przewodu pokarmowego - np. znacznego wytępienia ilości kosmków jelitowych przez głodówkę/częste przeczyszczanie co również może skutkować biegunką/zatwardzeniami.

 

Ukłąd pokarmowy u osoby cierpiącej na ed jest bardzo obciążany więc wszelkiego rodzaju konsekwencje czyli zaburzenia w jego pracy są rzeczą normalną - do konsultacji z lekarzem.

Mnie osobiście pomaga polprazolum (omeprazol) przyjmowany systematycznie, i Lacidofil, chociaż też nie zawsze i nie na wszystko.

Jeśli masz jakieś pytania, to pisz na pw, sporo przeszłam ze swoim żołądkiem i jelitami, babsko ze mnie zaprawione w boju ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja czuje się źle.

Od kiedy wróciłem ze szpitala, ciągle zwracam zjedzone pokarmy :(

Od trzech dni, jadam dziennie 200 kalorii, a i tak to co zjem to zwracam. Jestem osłabiony bardzo. Dzisiaj w wymiotach pojawiła się krew. Waże 55 kg - 181 cm wzrostu :)

Tak baardzo boje się jedzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepsze jest to, że ja nie zwracam. To nie jest bulimia, nie mam nagłych napadów po których występują wyrzuty sumienia i wymioty. Po prostu jeśli człowiek jest tak rozchwiany emocjonalnie jak ja to musi zajadać te mocje, z którymi sobie nie radzi. I czekolada wyzwala endorfinę, więc pomaga przy jakiś stanach depresyjnych

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepsze jest to, że ja nie zwracam. To nie jest bulimia, nie mam nagłych napadów po których występują wyrzuty sumienia i wymioty. Po prostu jeśli człowiek jest tak rozchwiany emocjonalnie jak ja to musi zajadać te mocje, z którymi sobie nie radzi. I czekolada wyzwala endorfinę, więc pomaga przy jakiś stanach depresyjnych

 

Zatrin, jednym z mitów bulimi jest, że osoba chora musi wymiotować. Wcale tak nie jest. Możesz w inny sposób regować, ja po półtora roku dopiero zaczełam wymiotować.

Wszystko zależy od twojej psychiki, jednak jeśli piszesz że nie masz napadów, ani wyrzutów sumienia. To wcale nie muszą być zaburzenia odżywiania, lecz "zwykły" stres.

Jednak radziłabym uważać, bo czasem też nie widzimi i nie jesteśmy świadomo tego, że naprawde chorujemy. czego oczywiście ci nie życze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no i znowu się napchałam. tak jak wczoraj, zjadłam 3 gołąbki. żeby to chociaż było jedzenie... nazwałabym to raczej "żarciem". jednego kęska nie pogryzę a już dokładam następny. nawet nie gryzę dokładnie. w dodatku zapatruję się jeszcze na płatki z mlekiem. już nie wiem co się dzieje :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

potrzebuję pomocy...;(

nie potrafię przestać się obżerać. ale nie jest to typowe wrzucanie w siebie wszystkiego. raczej nie przekraczam tych 2000 kcal dziennie, choć nie przywiązuję do tego wagi. słodyczy nie jadam wogóle, bo miałam coś z stylu ortoreksji, z której powiedzmy w jakimś stopniu wyszłam, ale mam napady obżerania się w miarę "zdrową" żywnością. potrafię na raz zjeść b. dużo niskokalorycznego, "objętościowego" jedzenia - np. dzisiaj na raz(!) zjadłam całą paczkę 14 sztuk wafelków ryżowych, 7 kromek wasy, banana, 2 mandarynki, jabłko i duży jogurt naturalny. a potem poprustu zdycham. jem i zdycham, nic nie mogę zrobić jestem totalnie ociężała. mimo, że jestem szczupła po takim napadzie mam wystający, wzdęty brzuch jakbym była w zaawansowanej ciąży. myślę sobie - skoro już tyle zeżarłam to i tak już nic nie zrobię, za nic się nie wezmę - nie pouczę się, nie posprzętam - nie mam siły - to nie zaszkodzi, jeśli coś jeszcze zjem. i potrawię zjeść po tym wszystkim np. cały woreczek ryżu. nie jest to związane z emocjami - nie jem jak jestem np. smutna czy zestersowana. na brak zajęć też nie narzekam, mam rodzinę, znajomych, wspaniałego chłopaka (którzy oczywiście nie wiedzą o moich problemach - bo jak je niby nazwać?). jem, bo poprostu odczuwam z tego przyjemność - i tu nie ma znaczenia, że jem coś bez smaku jak np. suchy chleb bez dodatków. mój problem nie polega na tym, że jakoś się przejmuję swoim wyglądem, nie boję się, że od tych napadów przytyję. problem polega na tym, że w ten sposób w jakimś sensie rezygnuję z życia. bo po takim czymś nie mam już na nic ochoty, tylko leżeć i dalej się opychać. codziennie wieczorem obiecuję sobie, że jutro będę jeść w normalnych ilościach. zaczynam od zdrowego śniadania. zaczynam coś robić, jest ok... czasem, choć bardzo rzadko wytrwam do obiadu, na normalnych ilościach typu owsianka na śniadanie, 2 kanapki na drugie i np. jakieś jabłko, ale już od obiadu zaczyna się horror... zjadam obiad i jeśli zostanie coś w garnku to nie ma szans, żebym nie wzięła dokładki i to nie jednej... jestem w pełni najedzona, mam wzdęty brzuch, a mimo to dalej jem... nie wiem, co to "nie czuć głodu"... ja nawet jeśli jestem nażarta to odczuwam przyjemność z dalszego jedzeniai chęć dalszego jedzenia. potrawię zjeść np. 4 kotlety i całą wielką miskę (porcję dla całej rodziny) surówki. kiedyś jeszcze jakoś motywowała mnie myśl, że np. muszę przestać, bo będę się kochać z moim chłopakiem i miło by było nie mieć wydętego na maska brzucha i okropnie się nie czuć. żarcie opanowało moje życie. wracam do domu, to np. myślę tylko o tym, co zjem. moje wszystkie pasje, hobby, znajomi zeszli na dalszy plan. żarcie, żarcie, żarcie. mogę się ocjadać, a potem siedzieć sama, bo dosłownie nie potrafię wstać z łóżka po b. wzdymającym, lełnym błonnika jedzeniu. JA CHCĘ NORMALNIE ŻYĆ. dlaczego ja nie mam jakiś normalnych zaburzeń odżywiania? to niesamowite jaka ja jestem dziwaczna... popieprzona...

BŁAGAM niech mi ktos powie co mam robić... mówię sobie, jest tyle wartościowych, fajnych rzeczy które mnie omijają/ominą prez to żarcie... taa, a potem idę się nażreć...

;(;(;(

 

-- 03 mar 2011, 21:02 --

 

potrzebuję pomocy...;(

nie potrafię przestać się obżerać. ale nie jest to typowe wrzucanie w siebie wszystkiego. raczej nie przekraczam tych 2000 kcal dziennie, choć nie przywiązuję do tego wagi. słodyczy nie jadam wogóle, bo miałam coś z stylu ortoreksji, z której powiedzmy w jakimś stopniu wyszłam, ale mam napady obżerania się w miarę "zdrową" żywnością. potrafię na raz zjeść b. dużo niskokalorycznego, "objętościowego" jedzenia - np. dzisiaj na raz(!) zjadłam całą paczkę 14 sztuk wafelków ryżowych, 7 kromek wasy, banana, 2 mandarynki, jabłko i duży jogurt naturalny. a potem poprustu zdycham. jem i zdycham, nic nie mogę zrobić jestem totalnie ociężała. mimo, że jestem szczupła po takim napadzie mam wystający, wzdęty brzuch jakbym była w zaawansowanej ciąży. myślę sobie - skoro już tyle zeżarłam to i tak już nic nie zrobię, za nic się nie wezmę - nie pouczę się, nie posprzętam - nie mam siły - to nie zaszkodzi, jeśli coś jeszcze zjem. i potrawię zjeść po tym wszystkim np. cały woreczek ryżu. nie jest to związane z emocjami - nie jem jak jestem np. smutna czy zestersowana. na brak zajęć też nie narzekam, mam rodzinę, znajomych, wspaniałego chłopaka (którzy oczywiście nie wiedzą o moich problemach - bo jak je niby nazwać?). jem, bo poprostu odczuwam z tego przyjemność - i tu nie ma znaczenia, że jem coś bez smaku jak np. suchy chleb bez dodatków. mój problem nie polega na tym, że jakoś się przejmuję swoim wyglądem, nie boję się, że od tych napadów przytyję. problem polega na tym, że w ten sposób w jakimś sensie rezygnuję z życia. bo po takim czymś nie mam już na nic ochoty, tylko leżeć i dalej się opychać. codziennie wieczorem obiecuję sobie, że jutro będę jeść w normalnych ilościach. zaczynam od zdrowego śniadania. zaczynam coś robić, jest ok... czasem, choć bardzo rzadko wytrwam do obiadu, na normalnych ilościach typu owsianka na śniadanie, 2 kanapki na drugie i np. jakieś jabłko, ale już od obiadu zaczyna się horror... zjadam obiad i jeśli zostanie coś w garnku to nie ma szans, żebym nie wzięła dokładki i to nie jednej... jestem w pełni najedzona, mam wzdęty brzuch, a mimo to dalej jem... nie wiem, co to "nie czuć głodu"... ja nawet jeśli jestem nażarta to odczuwam przyjemność z dalszego jedzeniai chęć dalszego jedzenia. potrawię zjeść np. 4 kotlety i całą wielką miskę (porcję dla całej rodziny) surówki. kiedyś jeszcze jakoś motywowała mnie myśl, że np. muszę przestać, bo będę się kochać z moim chłopakiem i miło by było nie mieć wydętego na maska brzucha i okropnie się nie czuć. żarcie opanowało moje życie. wracam do domu, to np. myślę tylko o tym, co zjem. moje wszystkie pasje, hobby, znajomi zeszli na dalszy plan. żarcie, żarcie, żarcie. mogę się ocjadać, a potem siedzieć sama, bo dosłownie nie potrafię wstać z łóżka po b. wzdymającym, lełnym błonnika jedzeniu. JA CHCĘ NORMALNIE ŻYĆ. dlaczego ja nie mam jakiś normalnych zaburzeń odżywiania? to niesamowite jaka ja jestem dziwaczna... popieprzona...

BŁAGAM niech mi ktos powie co mam robić... mówię sobie, jest tyle wartościowych, fajnych rzeczy które mnie omijają/ominą prez to żarcie... taa, a potem idę się nażreć...

;(;(;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lost_, mam podobnie ;/ cały czas myślę o jedzeniu, czekam kiedy znowu będę mogła zjeść... teraz np. po głowie chodzi mi uparcie jogurt z musli..

ale to jest ucieczka od problemów, od czegoś, z czym nie chcemy się zmierzyć... trzeba z tym iść do psychologa i dowiedziec się, co to powoduje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mi pomógł Tripcico wyciszył mnie i dzięki temu jem mniej

tyle że bardziej poszło w drugą strone bo zamiast zdenerwowana jestem przybita i prawie nic nie jem a po jedzeniu mnie mdli

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×