Skocz do zawartości
Nerwica.com

DDD Dzieci Dysfunkcyjnych Domów


plugins

Rekomendowane odpowiedzi

sunset, jest, sama o tym wiem...ale jesteś dorosła, nie ma się czego wstydzić ani czego bać.....nad tym też trzeba popracować na terapii, ja wiem, ze jak człowiek całe życie żył w strachu "o wszystko" to ciężko to zmienić, ale teraz masz dla kogo :smile:

Małe kroczki, najpierw poszukaj poradni psychologicznej w swoim mieście i wypytaj się jakie są zasady żeby dostać się na terapię, jakich papierów potrzebujesz, ile się czeka itd....powoli oswajaj się z tą myślą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sunset idź idź. Nie patrz co mama mówi - niech sobie mówi. A TY masz swoje życie i to TY decyduj co zrobić. Chłopak Ci dobrze radzi, więc pewnie będzie Cię w tym wspierał. Zrób to dla siebie, dla osób które są dla Ciebie ważne, w tym chłopaka i dzieci które urodzisz. Wszystkim Wam będzie lepiej w przyszłości.

 

A rodzicom możesz nie mówić. Możesz też z tatą zawrzeć taką tajemnicę i nic nie mówić mamie. Możesz wiele rzeczy. Nie zwracaj tak uwagi na innych - jak im się nie podoba, że chcesz żyć zdrowo w zdrowych relacjach to ich problem. Nie bierz go na siebie (wiem wiem - łatwo powiedzieć).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomoże ja w to uwierzyłam. Też jestem dorosłym dzieckiem takiego domu,trzeba zrobic pierwszy krok i iśc na terapię .Cudów od razu niema ale niemożna się zniechęcac po pewnym czasie zauważysz zmianę,zobaczysz jak umysł się rozjaśnia i będziesz umiała spojżec z innej perspektywy na swoje życie... idź powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rutka, poszłabym, na razie nie mogę ;/ bo ja w zasadzie nie jestem dorosła, mam 17 lat... i jeszcze jestem w domu. ale w zasadzie czekam z niecierpliwością na moment, gdy będę mogła iść na terapię. i z jednej strony mam duży zapał do tego, żeby to przepracować, a z drugiej boję się zagłębiania się w to, czuję taką 'watę' w głowie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eve, nie musisz być pełnoletnia by pójść na terapię ;) ja nie byłam, gdy poszłam do psychologa

i uwierz ja też miałam straszne opory i wątpliwości, chyba każdy jakieś miał, ale trzeba próbować bo co innego zostaje, jeśli nie spróbujemy to się nie przekonamy czy coś działa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pełnoletnia nie, ale u mnie nie ma psychologa ;/ przynajmniej nie ma takiego, jakiego bym chciała, a poza tym sama musiałabym za to płacić, a na razie nie zarabiam.. aa kurczę, chciałabym już, już, już xD

buu, ile chodzisz (chodziłaś) na terapię i jak jest/było?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak naprawdę, regularnie to od roku, chociaż teraz miałam spoooorą przerwę i najprawdopodobniej będę zmieniać terapeutę, bardzo opornie się zaczynało, w sumie ciągle jest jakiś opór, ale nie już taki jak na początku

a na nfz nic nie ma? może w jakimś pobliskim mieście

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie chyba nie ma nic... pozostaje czekać, a ja nie lubię xd

zapewne u mnie też będzie opornie. mam straszne blokady, nie mam świadomości siebie, swoich uczuć, w ogóle totalna wegetacja... i strasznie się boją moich uczuć i takiego jakby wzięci odpowiedzialności za swoje życie.. napawa mnie to niepokojem i mam wielką ochotę się wyłączyć. no i mam całą masę innych problemów typu emetofobia ;/, objadanie się itp...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eve, jakbym czytała o sobie parę lat temu - nie zwlekaj z podjęciem terapii, z szukaniem pomocy dla siebie. Nie przejmuj się blokadami - od tego są terapeuci aby pomóc je zlikwidować. Wiem, że odkładanie sprawy z dnia na dzień spowodował, że mój stan się pogarszał, problemy się zbierały, wszystko się coraz bardziej gmatwało, zaczęłam obwiniać siebie i koniec był smutny... tyle, że miałam jeszcze trochę szczęścia i udało mi się wyjść z wszystkiego, a sporo się zaburzeń po drodze nazbierało. Do dziś prostuję swoją drogę...A to już 6 lat mija!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2Proof, Twój post podnosi mnie to na duchu :smile: tylko u mnie jest problem finansowy, dojazdowy, itp. udało mi się wycyganić terapię mniej więcej w czerwcu. tylko pozostaje szukanie dobrego i skutecznego psychoterapeuty.

chodzisz teraz na jakąś terapię? (mogę napisać na pw?)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ech, rozumie problemy 'finansowo-dojazdowe'. Rodzice problemu nie widzieli - a nawet nie chciałam żeby widzieli. Do najbliższego miasta miałam 15 km. Teraz mieszkam w wielkim mieście ale wcześniej, gdyby nie dobrzy ludzie, którzy mnie wówczas otaczali - jestem pewna, że już mnie by nie było. Obecnie staram się nastawić pozytywnie do terapii. Przeszłam ich sporo łącznie z pobytem w szpitalu psychiatrycznym. Uporałam się z wieloma zaburzeniami i pozostaje mi najtrudniejsze - zaburzenia osobowości... Obecnie trochę opadłam z sił. Wiesz, sporo czasu mi zajęła walka o to, jak jest teraz. Czuję się odrobinę zmęczona:) gdybym wcześniej zaczęła, gdybym nie czekała aż się 'samo ułoży', 'samo przejdzie'... Nie poddawaj się Eve i nie obawiaj się prosić znajomych czy rodziny o pomoc. No wiadomo - oprócz tych, którzy poniekąd są sprawcami lub już zawiedli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A więc jeszcze moja historia:)

 

Jestem tzw. eurosierotą;) Od 14 roku życia mieszkam praktycznie sama i muszę liczyć tylko na siebie. Ojciec poza tym lubi sobie czasami chlapnąć. To jest dno moich problemów, z którymi walczę na terapii. Psychiatra powiedziała mi ostatnio, że mam "postawić krzyżyk na rodzicach", ale uwolnienie się od tych toksycznych zależności jest bardzo trudne.

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie jest tak ze mieszkam z rodzicami i 32letnia prawie siostra ktora jest na maxa toksyczna. moj ojciec nie jest jej ojcem , mamy tylko wspolna matke ktora zawsze pozwalała jej na wiele i praktycznie córka zdominowala matke przez co mogla dowoli mi ublizac gdy miala ochote. czekam cierpliwie od wielu lat az ta osobniczka sie wyprowadzi ale najczesciej mam wrazenie ze tego nie dozyje nigdy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, zawsze czułam, że brakuję mi jakiegoś elementu tej życiowej układanki. Nie wiedziałam dlaczego czasem utrudniam Sobie życie, nie daję rady mimo, że czegoś bardzo chcę, mam obniżone poczucie własnej wartości i miewam wahania nastroju. Wychodziłam z założenia, że nie jestem przecież ze złej rodziny- w powszechnym tego słowa znaczeniu, nie ma w niej jakiś dużych problemów. Przypadek chciał, że wybrałam się na konsultację psychologiczną. Nie mam jeszcze stwierdzonego w 100% DDD, ale duża większość symptomów się zgadza do tego stopnia, że jak czytałam jakie są byłam przerażona, że tyle rzeczy się zgadza. Z jednej strony cieszę się, że to wytłumaczenie, brakujący element się odnalazł, z drugiej strony nie mogę w to uwierzyć, że to mnie dotyczy. Czuję się trochę jak palacz, który od zawsze palił, było to dla niego normalne, że tak jest i nagle dowiaduję się że ma raka, że choroba też może go dotyczyć, a do tego, że może jeśli uda mu się wyleczyć to ma szansę na inne zupełnie życie, którego wcześniej nie dopuszczał do świadomości. Piszę dlatego, że to wszystko jest dla mnie takie nowe i surrealistyczne i jakoś nie mogę przestać o tym wszystkim dziś myśleć, czuję straszną niemoc. Nie mogę skupić się na obowiązkach. A do tego mam takiego dziwne uczucia bycia nie fair, bo przecież w moim domu nie było alkoholu, przemocy. Jak patrzę teraz na swoją starszą siostrę to wiem, że jej też to dotyczy. Jak mam patrzeć na mamę, która zawsze o mnie dbała, czasem nieporadnie, ale zawsze walczyła niestety sama w życiu o nasz los. I co mam jej kiedyś powiedzieć, że to że nie mówiła, że jest ze mnie dumna albo jej problemy, które przelewała na nas sprawiły, że jestem tu gdzie jestem. Czuję, że to bardzo nie w porządku. Usłyszałam już, że mam skupić się na Sobie, że nie mogę spajać swojej rodziny, być pocieszaczem, panią wszystko w porządku, jutro będzie lepiej. Wiem, że myślę już tak muszę robić, ale wiem też, że w części myślę jeszcze popracuj nad Sobą, bo nie wygrasz jednocześnie w walce o siebie i rodzinę....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem DDD i DDA jednocześnie choć to właściwie to samo ale...

U mnie wyglądało to tak że ojciec chlał (chleje nadal ale już nie pod jednym dachem ze mną). Ale był też marynarzem kontraktowym toteż jak go kilka miesięcy w domu nie było to nie widziałam że chlał i nawet zapominałam czasem, za to jak wracał to robił sobie pół roczne urlopy... podczas których okazywało się że wódka należy do artykułów spożywczych pierwszej potrzeby... jak starczyło to dzieci miały jeszcze suche bułki... czasem faktycznie był problem i chodziłam cały dzień głodna po prostu... życie...

kiedy byłam bardzo mała, miałam może z 6-7 lat moja mama ciężko zachorowała na kręgosłup... groził jej wózek inwalidzki.... około roku spędziła w łóżku... czasem wyła z bólu dzień i noc... a ja panicznie bałam się że ona umrze.. przychodziłam się do niej przytulić, chciałam jej jakoś pomóc... a ona tylko płakała... potem ja płakałam sama w swoim łóżku z bezsilności... bałam się o przyszłość...

jak kończyłam gimnazjum moja mama zachorowała na depresję... w liceum zrobiło się bardzo źle...nie wstawała już z łóżka... nadużywała leków... nie kontaktowała... ja po powrocie ze szkoły, sprzątałam mieszkanie, prałam, gotowałam i karmiłam ją... mój brat starszy o 5 lat grał na komputerze... jakoś nawet udawało mi się jeszcze uczyć... ale zaczęłam wagarować bo czasem się bałam iść do szkoły że mama mogłaby sobie coś w tym czasie zrobić... nieustannie się bałam... nie miałam w nikim wsparcia bo wstydziłam się o tym powiedzieć komukolwiek...

Pod koniec małżeństwa moich rodziców ojciec zaczął mnie gnębić psychicznie, w trakcie ich rozwodu i sprawy o moje alimenty to już całkiem stracił nad sobą kontrolę...

Mam prawo do DDD i DDA czy sobie wkręcam??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sam fakt picia przez ojca juz wskazuje na to ze jestes dzieckiem alkoholika,nie miałas normalnego domu,poczucia bliskosci czy bezpieczeństwa ,to ty sie w pewnym momencie musiałas stac odpowiedzialna za dom,więc funkcjonowalas w domu dyfunkcyjnym gdzie role rodzic-dziecko były mocno zaburzone masz prawo do tych 2 okreslen pytanie czy etykietkowanie jest nam potrzebne i wlasciwie do czego?owszem jesli masz ze soba powazne problemy mozesz udac sie na własciwa terapie i zaczac układac zycie na nowo a nie napisałas nam jak teraz zyjesz?jak sobie z tym wszystkim radzisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

napisałam to pod wpływem wzburzenia i nie tylko wzburzenia... chyba po prostu moje emocje i moja przeszłość same już chcą ze mnie wypełznąć... a długi czas miałam z tym problem... nie potrzebuję etykietki... potrzebuję wiedzieć czy moje obecne problemy z funkcjonowaniem w życiu mogą wynikać z tego... bo wydaje mi się że tak...

obecnie w dorosłym życiu mam zaburzenia osobowości, epizody depresyjne (aktualnie), zaburzenia odżywiania i zorganizowałam sobie całe spektrum zachowań autoagresywnych...

Mieszkam z mamą... Rodzice się wreszcie rozwiedli kiedy miałam 17 lat... Nie mam kontaktu z ojcem bo się mnie wyrzekł... na sprawie o alimenty zrobił ze mnie żebraczkę i prostytutkę...

Moja mama funkcjonuje dosyć dobrze w tej chwili, zarabia tyle że nie boimy się o jutro. Ja niestety nie potrafię znaleźć stałego zatrudnienia. Żyję trochę na jej koszt ale te wydatki "niekonieczne" ponoszę sama- Włącznie z leczeniem u psychiatry i zakupem leków. Nie mam kompletnie w mojej mamie wsparcia w swojej chorobie... a wynika to w dużej mierze z tego że ona nie pamięta jak się nią i domem opiekowałam i nie wierzy kiedy jej opowiadam... Wyparła to i uważa że to ja mam urojenia. Ale nie mogę powiedzieć żebym kompletnie nie czuła jej miłości. Po prostu jej miłość do mnie jest specyficzna... Bo nie jestem idealna... tak jak mój brat...

Kolejna sprawa- nie potrafię budować relacji z mężczyznami... zawsze znajduję sobie "kata" zamiast "partnera", przez co mam już tak spaczoną psychikę że wątpię czy potrafię jeszcze pokochać jakiegoś faceta i mu zaufać.

 

Podsumowując... nieustannie mam myśli samobójcze... robię sobie krzywdę na rozmaite sposoby... czuję się ohydna... nie godna splunięcia mi w twarz

 

Ale kocham moją mamę... ona mi tego celowo nie zafundowała

o ojcu staram się zapomnieć... nie wiem co do niego czuję

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lady_B, jak widać relacje z ojcem przekładają się na Twoje życie partnerskie. Zawsze są dwie strony medalu, więc jest też i mama. Zarabia, jest niezależna, jakoś sobie radzi, super. Ale co z jej życiem emocjonalnym? Na pewno to też nie przeszło tak o i miało jakiś wpływ. Sama widzisz, że wypiera, odrzuca to co się działo. Co to znaczy, że nie byłaś idealna jak Twój brat? W czym on był niby lepszy? Zajmował się wami jak zabrakło ojca? O co chodzi? Tak jak wspomniała ewap99, przyczepianie etykietek, zastanawianie się czy w ten syndrom w to zaburzenie też się wpasujesz do niczego nie prowadzi, jest jedynie puntem wyjścia do pracy nad sobą, nad tymi mechanizmami.

 

To, że nie wiesz co czujesz nie znaczy, że nie czujesz nic..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja mama wychowała się w domu w którym boje rodzice chlali na umór... jej ojciec lał kogo popadnie do nieprzytomności i ganiał ich z nożem po domu... Więc hmmm nawet nie znam swojego dziadka... Ale to nie ważne... Po prostu chciałam zwrócić uwagę na to że moja mama nie miała skąd czerpać wzorów zdrowych relacji partnerskich więc też trudno jej było przekazać je mi...

 

Depresja mojej mamy była właśnie spowodowana tym że mój ojciec chlał i robił straszne długi, zdradzał ją... ona w sumie jego też ale nigdy nie stworzyła szczęśliwego związku... teraz też jest sama... już nie chce próbować nawet...

 

Mój brat był zawsze idealizowany przez moich rodziców... Przede wszystkim dlatego że urodził się w 30 tygodniu ciąży. Miał marne szanse na przeżycie. Jak był większy to się mną małą zajmował. Był takim złotym dzieckiem. A potem urodziłam się ja w 34 tygodniu ciąży... niestety konieczne było cesarskie cięcie... mimo że wyciągnęli mnie już niemal martwą to jednak byłam w lepszym stanie niż mój brat 5 lat wcześniej. Dodam że mojej mamie zszyto brzuch bez wycięcia nadmiaru skóry więc mniej więcej do 20 roku życia nieustannie wysłuchiwałam jak to moja mama jest oszpecona przeze mnie. A żeby było jeszcze weselej to jestem "wpadką". Rodzice akurat budowali dom kiedy mama zaszła w ciążę i rozważali aborcję... Tak to wszystko zostało mi powiedziane jak miałam może 12 czy 13 lat... chyba nie muszę mówić co wtedy czułam... wtedy po raz pierwszy miałam myśli samobójcze... bo przecież swoim przyjściem na świat wyrządziłam tyle zła.

 

W każdym razie mój brat zawsze radził sobie ze wszystkim lepiej. Nawet choroba mamy i alkoholizm ojca nie wywarły na nim zbytniego wrażenia. Tylko że on to po prostu olewał grając na komputerze. To ja wynosiłam nachlaną i naćpaną mamę z wanny do łóżka, to ja ją karmiłam, gotowałam, sprzątałam, robiłam zakupy o ile były jakieś pieniądze bo jak nie było to szłam do kogoś z rodziny... żebrać o jedzenie... Mój brat miał wszystko podane pod nos... bo był i jest po prostu "lepszy".

Nawet teraz ma niezłą pracę, własne mieszkania (3 mieszkania), ładną, mądrą żonę... a przede wszystkim jest inżynierem... jest przystojny i zdrowy

a ja... nie mam stałej pracy, mieszkam z mamą, jestem singlem, a moje związki były definicją toksycznych, zawalam studia... jestem brzydka, gruba i chora... na głowę i na ciało...

 

ja nie chcę etykietki... jak już napisałam tamten pierwszy mój post był wynikiem wzburzenia i alkoholu... po prostu coś we mnie pękło...

potrzebuję o tym się wygadać... tak jak wcześniej się tego bałam tak teraz to samo ze mnie wypełza... i choć boli to rozdapywanie starych ran to czuję że muszę to zrobić póki to chce wypełznąć

 

wiem że coś czuję do ojca... nie wiem co ale coś przecież muszę czuć skoro nadal ma on na mnie taki wpływ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lady_B, czy masz okazje podzielic sie tymi wszystkimi emocjami ktore teraz z Ciebie wychodzą z jakimś specialista, tj. terapeuta lub choćby z przyjacielem/ółką?

Pamietam kiedy ja pierwszy raz przyznałam sie realnie swoją przyjaciołką a potem terapeutom, że miałam ojca alkoholika, matke tyranke i wujka molestatora nie zabiło mnie to na tyle aby, sie w tym jeszce bardziej zatracic lecz poczułam pewnego rodzaju ulgę. To dopiero pierwsze kroczki na długiej drodze do zdrowia....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×