Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kilka metod na pokonanie lęku


scrat

Rekomendowane odpowiedzi

Witam serdecznie wszystkich nerwusów,otóż od tygodnia faszeruje się "potasem" w dawce 2000mg,są to tabletki rozpuszczające się w wodzie i po nich czuję się wręcz rewelacyjnie,mogę nawet pokusić się o stwierdzenie że czuję się o 50 proc.lepiej aniżeli w okresie ostatnich 4 lat.Co zauważyłem,że przede wszystkim w końcu zacząłem oddychać pełnymi płucami,a w sytuacjach stresowych nie mam już czegoś takiego że serce wali mi jak młot,oraz uczucie dziwnego paraliżu głowy,wiem że to troszkę dziwne bo to dopiero tydzień czasu,a zarazem co niektórym może się to wydać troszkę prymitywne,ale ja sam jestem w szoku :D Oprócz potasu zażywam także magnes oraz omega3,przy czym dwa ostatnie suplementy biorę już prawie dwa miesiące.Badanie krwi na pierwiastki zrobię dopiero po przyjezdzie do Polski,ale zastanawia mnie jedno,czy niedobór potasu może mieć jakiś wpływ na nerwice????

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974,ja zakupiłem tabletki musujące w jednym z niemieckich hipermarketów oczywiście na terenie Niemiec,jest to kalium plus magnesium z vitaminą C,jedna tabletka zawiera kalium 1000mg,magnesium 300mg,vitamin C 200mg,a dodam że przez parę tygodni wcześniej brałem opipramol,przepisany przez mojego lekarza domowego,który odrzuciłem bo tak naprawdę czułem się po nim przymulony.Biorąc wczesniej sam magnes poczułem tylko to że jestem bardziej spokojny,ale w sytuacjach stresowych dalej miałem coś co przypominało skurcz serca przy których nie mogłem wziąć głębokiego oddechu,przy czym nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. :smile: I nie chce tu nikomu wmawiać że jestem w pełni zdrowy,bo do ideału jeszcze daleka droga,ale muszę przyznać że jestem pod wrażeniem efektów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tomy 1939, :D

 

Myslałam,że zażywasz czysty potas, jest na receptę.

Nie no biorę to co ci podałem powyżej i jeszcze raz powtarzam że wydaje się to naprawdę prymitywnym rozwiązaniem,wiem o tym,ale zmagam się z nerwicą ponad 4 lata i uwierz mi że próbowałem naprawdę dużo aby sobie ulżyć w cierpieniu. :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tomy 1939, a moze poprostu nastał koniec Twoich dolegliwości.....taki zbieg okoliczności.

Chodzileś na terapię?

Nie na terapię nie chodziłem,ale chciałem po przyjezdzie do Polski,już nawet myślałem o tym ażeby rzucić pracę i wracać do kraju,bo porostu nie dawałem rady,najbardziej przerażające były dla mnie przerwy w pracy,w tym czasie najczęściej dopadały mnie ataki lęku,no ale teraz jakoś potrafię usiedzieć w spokoju i nawet włączyć się w rozmowę.A co do ewentualności początku końca,też to biorę pod uwagę,co prawda był by to piękny zbieg okoliczności. :yeah:

 

[Dodane po edycji:]

 

Potas (K, Kalium) - uczestniczy w procesach przewodnictwa nerwowego i mięśniowego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, jestem nowa na forum i nowa w tym wątku. Trochę swoich aktualnych objawów opisałam tutaj: jak-si-dzi-czujecie-umiecie-to-opisa-t9027-11115.html i chyba doszłam do wniosku, że to najprawdopodobniej nerwica lękowa. Jeśli ktoś mógłby potwierdzić moje domniemania, byłabym wdzięczna... Kiedyś, jak byłam jeszcze w wieku gimnazjalnym i licealnym miałam chyba ostrzejszą wersję tego + jakaś fobia społeczna, bo strasznie bałam się ludzi, kontaktów z nimi, zatłoczonych miejsc, miejsc publicznych, dyskotek, mszy w kościele, apelów, spotkań rodzinnych, wystąpień publicznych. Czasami miałam też tzw ataki lęku czy paniki (trochę tutaj przeczytałam i wydaje mi się, że to jest to). Dostawałam tego na przerwie, w holu, tłum ludzi, hałas, tłok, rozmowy... Siadałam wtedy pod ścianą i czekałam aż przejdzie. To był taki paniczny strach, bicie serca, spięcie całego ciała, trudność w oddychaniu, zimny pot, przerażenie. Trwało to może 5 min i przechodziło. Po liceum już nie dostawałam takich napadów. Spróbuję juro w pracy zastosować metody ze tego skanu książki - z oddychaniem i rozluźnianiem mięśni. Mam nadzieję, że pomoże. Chociaż to tylko doraźna pomoc.. Wolałabym się jakoś sama wyleczyć. Nie wyobrażam sobie siebie spowiadającej się jakiemuś doktorkowi, który pewnie ma po dziurki w nosie kolejnych pacjentów robiących fobię z jakichś pierdół..

 

Pozdrawiam wszystkich. Jeśli ktoś ma podobne objawy do moich (z tego wątku o depresji) i jakoś sobie radzi, będę wdzięczna za wszelkie rady dot. tego, co z tym zrobić...

 

[Dodane po edycji:]

 

Nie na terapię nie chodziłem,ale chciałem po przyjezdzie do Polski,już nawet myślałem o tym ażeby rzucić pracę i wracać do kraju,bo porostu nie dawałem rady,najbardziej przerażające były dla mnie przerwy w pracy,w tym czasie najczęściej dopadały mnie ataki lęku,no ale teraz jakoś potrafię usiedzieć w spokoju i nawet włączyć się w rozmowę.

 

Więc jesteśmy w podobnej sytuacji, też siedzę za granicą w pracy, która jest dla mnie beznadziejnie stresująca.. Pracy nie mogę sobie odpuścić, nie stać mnie na to. Właściwie to tylko praca na wakacje, do połowy września. Tylko nie rozumiem dlaczego dla Ciebie najbardziej stresujące są przerwy? Dla mnie przerwa to chwila na oddech i kanapkę, kiedy w końcu można na chwile się oderwać od rzeczywistości. Mnie najbardziej stresuje, gdy kończę jakieś zadanie i muszę je skonsultować lub iść po nowe. Zawsze totalnie się stresuję, że nie podołam, że nie będę czegoś wiedzieć/umieć, że ktoś akurat użyje jakiegoś słowa, którego tłumaczenia nie znam, że dostane jakieś zadanie, które mnie przerasta... Na razie radziłam sobie ze wszystkim dobrze, ale to nie pomniejsza mojego stresu ani trochę...

 

[Dodane po edycji:]

 

Muszę jeszcze trochę dodać, naprawdę muszę się chyba z tego porządnie wygadać, bo nic innego nie pomaga. Znowu zaczęłam się teraz denerwować aż do bólu brzucha, tym że miałam zrobić jeszcze parę rzeczy dziś przed jutrzejszym pójściem do pracy, ale zapomniałam o nich, a teraz w ogóle nie chce mi się tego robić, jest za późno i po ostatnim odcinku serialu pójdę spać. Nie chcę się tak stresować pierdołami... A to naprawdę są pierdoły, które bez życia społecznego, pracy nie byłyby w ogóle mi do niczego potrzebne. No i stresuję się tym jak czegoś zapomnę, jak coś odkładam na później (a robię tak bardzo często), denerwuję się odpowiedzialnością, obowiązkami, tym całym społecznym bełkotem, tym, co trzeba, czego nie trzeba, wymaganiami zewsząd, w ogóle tym całym życiem. Potrafię się nawet denerwować bez powodu. Przez cały dzień odczuwać ból brzucha umiejscowiony w jelitach, coś w rodzaju bardzo silnej kolki, jedynie leżenie i nie robienie niczego mi wtedy pomaga. W pracy góruje strach, lęk, poza nią przejmowanie się wszystkim, głównie tym, co będzie, co muszę zrobić, o czym pamiętać, itd. Życie powinno być dla nas, a nie my dla życia, a wykonując to wszystko ciągle wydaje mi się, że żyję tylko po to, aby utrzymać się dalej przy życiu, a nie by mieć coś z tego życia. Nie potrafię się cieszyć przez to wszystko. Nawet jak nie ma pracy, denerwuję się tym co kiedy zrobię, że czegoś nie zaplanowałam, że o czymś zapomniałam, że muszę się z kimś spotkać, że muszę jechać do domu.. Muszę to, muszę tamto. Mam dość takiego życia. Jestem chora od tego wszystkiego. Mam dość muszenia. Ale jak rzucę pracę, rzucę studia, rzucę wszystko, to zostanę spłukana bez niczego na ulicy... Najchętniej żyłabym chwilą, nie martwiąc się o nic, nie przejmując się przyszłością, nie bojąc się niczego i niczym się nie stresując. Z dnia na dzień. Ale najpierw musiałabym wygrać w głupie lotto... A to graniczy z niemożliwością. Więc muszę się jakoś dostosować, tylko ten stres, ten ból brzucha i ten strach zabijają mnie. Jak to zwalczyć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, jestem nowa na forum i nowa w tym wątku. Trochę swoich aktualnych objawów opisałam tutaj: jak-si-dzi-czujecie-umiecie-to-opisa-t9027-11115.html i chyba doszłam do wniosku, że to najprawdopodobniej nerwica lękowa. Jeśli ktoś mógłby potwierdzić moje domniemania, byłabym wdzięczna... Kiedyś, jak byłam jeszcze w wieku gimnazjalnym i licealnym miałam chyba ostrzejszą wersję tego + jakaś fobia społeczna, bo strasznie bałam się ludzi, kontaktów z nimi, zatłoczonych miejsc, miejsc publicznych, dyskotek, mszy w kościele, apelów, spotkań rodzinnych, wystąpień publicznych. Czasami miałam też tzw ataki lęku czy paniki (trochę tutaj przeczytałam i wydaje mi się, że to jest to). Dostawałam tego na przerwie, w holu, tłum ludzi, hałas, tłok, rozmowy... Siadałam wtedy pod ścianą i czekałam aż przejdzie. To był taki paniczny strach, bicie serca, spięcie całego ciała, trudność w oddychaniu, zimny pot, przerażenie. Trwało to może 5 min i przechodziło. Po liceum już nie dostawałam takich napadów. Spróbuję juro w pracy zastosować metody ze tego skanu książki - z oddychaniem i rozluźnianiem mięśni. Mam nadzieję, że pomoże. Chociaż to tylko doraźna pomoc.. Wolałabym się jakoś sama wyleczyć. Nie wyobrażam sobie siebie spowiadającej się jakiemuś doktorkowi, który pewnie ma po dziurki w nosie kolejnych pacjentów robiących fobię z jakichś pierdół..

 

Pozdrawiam wszystkich. Jeśli ktoś ma podobne objawy do moich (z tego wątku o depresji) i jakoś sobie radzi, będę wdzięczna za wszelkie rady dot. tego, co z tym zrobić...

 

[Dodane po edycji:]

 

Nie na terapię nie chodziłem,ale chciałem po przyjezdzie do Polski,już nawet myślałem o tym ażeby rzucić pracę i wracać do kraju,bo porostu nie dawałem rady,najbardziej przerażające były dla mnie przerwy w pracy,w tym czasie najczęściej dopadały mnie ataki lęku,no ale teraz jakoś potrafię usiedzieć w spokoju i nawet włączyć się w rozmowę.

 

Więc jesteśmy w podobnej sytuacji, też siedzę za granicą w pracy, która jest dla mnie beznadziejnie stresująca.. Pracy nie mogę sobie odpuścić, nie stać mnie na to. Właściwie to tylko praca na wakacje, do połowy września. Tylko nie rozumiem dlaczego dla Ciebie najbardziej stresujące są przerwy? Dla mnie przerwa to chwila na oddech i kanapkę, kiedy w końcu można na chwile się oderwać od rzeczywistości. Mnie najbardziej stresuje, gdy kończę jakieś zadanie i muszę je skonsultować lub iść po nowe. Zawsze totalnie się stresuję, że nie podołam, że nie będę czegoś wiedzieć/umieć, że ktoś akurat użyje jakiegoś słowa, którego tłumaczenia nie znam, że dostane jakieś zadanie, które mnie przerasta... Na razie radziłam sobie ze wszystkim dobrze, ale to nie pomniejsza mojego stresu ani trochę...

 

[Dodane po edycji:]

 

Muszę jeszcze trochę dodać, naprawdę muszę się chyba z tego porządnie wygadać, bo nic innego nie pomaga. Znowu zaczęłam się teraz denerwować aż do bólu brzucha, tym że miałam zrobić jeszcze parę rzeczy dziś przed jutrzejszym pójściem do pracy, ale zapomniałam o nich, a teraz w ogóle nie chce mi się tego robić, jest za późno i po ostatnim odcinku serialu pójdę spać. Nie chcę się tak stresować pierdołami... A to naprawdę są pierdoły, które bez życia społecznego, pracy nie byłyby w ogóle mi do niczego potrzebne. No i stresuję się tym jak czegoś zapomnę, jak coś odkładam na później (a robię tak bardzo często), denerwuję się odpowiedzialnością, obowiązkami, tym całym społecznym bełkotem, tym, co trzeba, czego nie trzeba, wymaganiami zewsząd, w ogóle tym całym życiem. Potrafię się nawet denerwować bez powodu. Przez cały dzień odczuwać ból brzucha umiejscowiony w jelitach, coś w rodzaju bardzo silnej kolki, jedynie leżenie i nie robienie niczego mi wtedy pomaga. W pracy góruje strach, lęk, poza nią przejmowanie się wszystkim, głównie tym, co będzie, co muszę zrobić, o czym pamiętać, itd. Życie powinno być dla nas, a nie my dla życia, a wykonując to wszystko ciągle wydaje mi się, że żyję tylko po to, aby utrzymać się dalej przy życiu, a nie by mieć coś z tego życia. Nie potrafię się cieszyć przez to wszystko. Nawet jak nie ma pracy, denerwuję się tym co kiedy zrobię, że czegoś nie zaplanowałam, że o czymś zapomniałam, że muszę się z kimś spotkać, że muszę jechać do domu.. Muszę to, muszę tamto. Mam dość takiego życia. Jestem chora od tego wszystkiego. Mam dość muszenia. Ale jak rzucę pracę, rzucę studia, rzucę wszystko, to zostanę spłukana bez niczego na ulicy... Najchętniej żyłabym chwilą, nie martwiąc się o nic, nie przejmując się przyszłością, nie bojąc się niczego i niczym się nie stresując. Z dnia na dzień. Ale najpierw musiałabym wygrać w głupie lotto... A to graniczy z niemożliwością. Więc muszę się jakoś dostosować, tylko ten stres, ten ból brzucha i ten strach zabijają mnie. Jak to zwalczyć?

Witam cię Noise,widzisz u mnie przerwy wyglądają w ten sposób że do jednego stołu zasiada co najmniej 15 osób,przy czym wszyscy zaczynają o czymś nawijać,a u mnie ataki najbardziej dają się we znaki w miejscach publicznych.Automatycznie mam napady hiperwentylacji,chociaż ostatnimi czasy nie wiem czemu,ale radzę sobie z nimi coraz lepiej. Druga sprawa jest taka,że chyba sam sobie pomogłem przy swojej nerwicy,a to wszystko przez to że za wszelką cenę chciałem przywiezć do Polski jak najwięcej pieniędzy,ale w jakim stylu :roll: ,cały czas chwytałem nadgodziny,momentami pracowałem po 14 godz dziennie,do tego posiłek raz dziennie i hektolitry wypitej kawy,nie wspominając o stresie,akurat należę do ludzi którzy się wszystkim przejmują,aż któregoś pięknego dnia poczułem jakiś dziwny ból w klatce piersiowej,przy czym nie mogłem nabrać głębokiego oddechu,no i tak zostało do dzisiaj,chociaż ostatnimi czasy czuję się lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam cię Noise,widzisz u mnie przerwy wyglądają w ten sposób że do jednego stołu zasiada co najmniej 15 osób,przy czym wszyscy zaczynają o czymś nawijać,a u mnie ataki najbardziej dają się we znaki w miejscach publicznych.Automatycznie mam napady hiperwentylacji,chociaż ostatnimi czasy nie wiem czemu,ale radzę sobie z nimi coraz lepiej. Druga sprawa jest taka,że chyba sam sobie pomogłem przy swojej nerwicy,a to wszystko przez to że za wszelką cenę chciałem przywiezć do Polski jak najwięcej pieniędzy,ale w jakim stylu :roll: ,cały czas chwytałem nadgodziny,momentami pracowałem po 14 godz dziennie,do tego posiłek raz dziennie i hektolitry wypitej kawy,nie wspominając o stresie,akurat należę do ludzi którzy się wszystkim przejmują,aż któregoś pięknego dnia poczułem jakiś dziwny ból w klatce piersiowej,przy czym nie mogłem nabrać głębokiego oddechu,no i tak zostało do dzisiaj,chociaż ostatnimi czasy czuję się lepiej.

 

Z przerwami u mnie jest podobnie, z tym, że mniej ludzi przy jednym stole, bo kto chce ten zostaje w biurze przy swoim kompie. Ja w sumie wolę na to pół godzinki zmienić otoczenie i posiedzieć w stołówce. Co prawda nie odzywam się za często, bo też nie jestem za towarzyska i ciągle mam pozostałości po fobii społecznej.

 

Lubię, jak mam dużo pracy, mogę wtedy siedzieć na miejscu, skupić się i czas mija szybciej. A jak jest mało pracy, to co chwilę stresuję się tym, że zaraz znowu będę musiała biegać do kogoś pytać się co teraz mam robić. A jak dana osoba nic nie będzie miała, to do następnej, i tak latać od jednego do drugiego... Najbardziej nie lubię tego robić. Dowiadywać się, co teraz mam robić. Właściwie nie wiem czemu tak jest, chciałabym bardzo, żeby to się zmieniło. Może ktoś dostrzega tu jakiś psychologiczny schemat działania lub jakieś powody, których może sobie nie uświadamiam. Byłabym wtedy bardzo wdzięczna za doradzenie. Znając przyczyny łatwiej byłoby sobie poradzić z tym problemem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam serdecznie! od paru tygodni czytuję to forum, piszę poraz pierwszy. jestem z wrocławia :) od kilku lat mam objawy nerwicy. stwierdzona naczyniowa, wegetatywna, a przy tym niedotlenienie mózgu, przez stres, podrażniony żołądek przez wymioty... nie chcę stosowac leków na receptę, unikam jak mogę. łykam każdego dnia pigóły ziołowe uspakajające oraz nasenne. szukam metod niekonwencjonalnych. od czerwca chodzę na wizyty do bioenergoterapeuty, raz w tygodniu i czuję ogromną poprawę. nie szaleję! wychodzę od niego naładowana i wyciszona, zawsze z nową nutą nadzieii, że będzie dobrze. jeszcze nic dotąd nie przynosiło takich efektów, także jestem dobrej myśli. w sensie... coraz lepszej, bo nie muszę tu nikomu tłumaczyć jak ciężko jest toczyć się przez życie jako kłębek nerwów, z fizycznymi skutkami ubocznymi. pozdrawiam Was wszystkich ciepło! robicie mega robotę tworząc wspólnie to forum! Mallena

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do metod na pokonanie lęku: dobrym sposobem jest zajęcie myśli, siebie czymś innym. Myślowe odizolowanie się, od tego, co budzi w nas niepokój. Na mnie to działa. Gdy na siłę zajmuję się czymś innym, myślę o górach, wycieczkach, samochodzie, jaki chciałabym sobie kupić, o domu, o nowej roślinie, którą kupiłam, o mężczyźnie, z którym chciałabym się wreszcie zobaczyć... To pomaga. Nie można skupiać się na stresorach, nie można przeceniać znaczenia rzeczy, które budzą w nas stres i lęk. A wręcz dobrze ich znaczenie nieco zaniżać, aby móc się w końcu zrelaksować. Gdy po pracy całkowicie się od niej odcinam, nie myślę o niczym z nią związanym, nie analizuję całego dnia w pracy, słów, gestów, itd, itp, tylko zachowuję jakby w ogóle tego nie było, jest 100 razy lepiej. Zajmuję się swoimi zainteresowaniami, przyjemnymi rzeczami. Zasypianie chyba jest najtrudniejszym momentem, gdy aby w końcu zasnąć, najlepiej nie myśleć o niczym, a to np mi trudno zrobić. Więc wtedy najpierw wyobrażam sobie ogrom gór i powtarzam w myślach "z każdą sekundą jestem coraz bardziej zrelaksowana" albo "wszystko jest piękne", "czuję się świetnie", itp. To uspokaja i ja osobiście wierzę, że autosugestia działa też na dłuższą metę. Jak sobie coś wystarczająco długo będziemy powtarzać, nawet coś, w co nie wierzymy, w końcu zaczniemy zachowywać się wg tego. Nasz mózg chłonie wszystkie myśli, które mu podsuwamy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ah, tak sobie czytam i czytam... wiele waszych wypowiedzi odczowam jak moje wlasne... identyczne przypadki...

 

Nie mam zadnej metody na pokonanie leku, przy natretnych myslach porostu nie wiem co ma mze soba zrobic...mam wrazenie,ze zaraz oszaleje,a lapia mnie najczesciej pod czas zasypiania, albo osatnio miewam jakeis dziwne koszmary, budze sie i mam totalnie strasznie mysli, moj parner spi, wtulam sie do niego najmocniej jak moge,ale to nie pomaga specialnie, w domu wszyscy spia, a ja potrzebuej czyms sie zajac,ale czym i jak, jesli boje sie wyjsc z lozka, bo moze jaksi zlodziej,albo morderca jest w domu,albo jakeis duchy... wiec leze przytulona, opatylona po uszy koldra i trzese sie ze strachu...

 

Ostatnio raz jak juz nie moglam sobie proadzic z natretnymi myslami przed snem,zaczelam liczyc barany- skupialam sie nad tym baaardzo mocno, pierwszej i drugiej nocy pomoglo, 3-ej juz nie- doliczylam do 200 i nic ...

 

Moja wychowawczyni z LO kiedys nap podala cwiczenie relaksacyne przed snem, kiedys pomagalo-hymmm w sumie dobrze ze sobie o nim eraz przypomnialam... dzis w nocy zastosuje,a mianowicie:

 

Kladziecie sie na plecach, staracie sie rozluznic miesnie, wyobrazacie sobie,ze prawa reka robi sie ciezka, ciezsza, coraz ciezsza, i staracie sie dotrzec do momentu, kedy podswiadomie wydaje sie wam tak ciezka,jakby wgniatala sie w materac... i jak juz uda wam sie z jedna reko, zostawimay ja w taki mstanie i idziem ydo drugiej reki, potem nogi, tlow i na koncu glowa, jak juz cale cialo ebdzie "ciezkie"i bedzie sie wgniatal ow materac wracamy do prawej reki i wyobrazamy sobie,ze zaczyna sie ona robic, ciepla ,cieplejsza, goraca i powtarzamy rytual z kada inna czescia ciala - NIGDY nie doszlam do konca, bo zasypialam :):):), tylko trzeba maxymalnei sie na tym skupic!

TAK-musze o tym pamietac dzis w nocy!

Zycze wam rowniez powodzenia :)

Pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witaj! ta metoda, o której napisałaś (Twoja "ciężka ręka"), to autohipnoza. i w zasadzie, zalogowałam się tu dziś po to ,by ją polecić :) Byłam na trzech wizytach u hipnotyzera, wciągu ostatnich trzech tygodni. podeszłam do tego sceptycznie, a teraz nie mogę uwierzyć w pozytywne efekty! jestem silniejsza, pewniejsza siebie, a przy tym spokojniejsza wewnętrznie.... szczęśliwsza! nie są to tanie spotkania (sesja to dwie lub trzy wizyty), ale jeśli ktoś ma możliwość powinien zainwestować. przecież tu chodzi o zdrowie psychiczne, przy tym fizyczne.. po prostu o życie, jego kształt. jestem niemal w niebo wzięta, że zdecydowałam się spróbować.

kontynuuję także wizyty u bioenergoterapeuty, magia!!!!! nic, nic!mi do tej pory nie pomogło, jak medycyna niekonwencjonalna. powodzenia Wam, szczerze!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

noise, 1 sesja u tego hipnotyzera to koszt od 250 zł. dostałam od niego 3 płyty cd, do codziennego odsłuchiwania. oddziałowują na podświadomość, zawierają muzykę relaksacyjną z załączonym, wyciszającym głosem hipnotyzera, mają na celu wzmocnić pewność siebie, zsynchronizować półkule mózgowe, odprężać. może jak się z nim skontaktujesz, to je Tobie wyśle, nie wiem(ma stronę w necie,kaczorowski, z wrocławia). bioenergoterapeuta, to bogusław mikołajczak, wizyta 60zł. chodzę do niego we wrocławiu, ale wiem, że przyjmuje także w kilku innych miastach i serdecznie go Wam polecam. to moje pierwsze jasne światło w tunelu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie rozwiąże problemów? nie znasz tematu. to oddziaływanie na naszą podświadomość, czyli główne źródło psychicznych, a zatem i fizycznych niedogodności. i hipnoza i bioenergoterapia wpływają na podświadomość. zresztą, polecam zasięgnąć choć podstawowej wiedzy w temacie, zanim rzucisz gdzieś jeszcze luźno zdanie 'nie rozwiąże problemów'. z takim nastawieniem, to faktycznie, nie wiem co może Ci pomóc. może wolisz farmakologię, oby rozwiązała Twe problemy. i ja widzę co wspiera mnie w zwalczaniu moich, także proszę powstrzymaj się od negacji :)

 

 

ps. ...albo przeczytaj raz jeszcze swój własny ulubiony cytat Tuwima...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zasięgnąłem podstawową wiedzę w tym temacie, i wygląda na to, że część tego typu metod można wykorzystać jako pewne wspomaganie leczenia (np.relaksację), a nie jako główne metody leczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mallena, Ty się tak nie bulwersuj obrazu i nie unoś. Masz problem z agresją? Nie lubisz jak ktoś się z tobą nie zgadza?

 

Wątpię czy medytacja, autosugestia i hipnoza mogą rozwiązać problemy bycia DDA, mieszkania z alkoholikiem, lub gdy jest się wykorzystywanym, molestowanym psychicznie czy fizycznie. Wątpię czy to pomoże na PTSD..........tutaj trzeba analizy własnego zachowania, dzieciństwa, problemów a nie wmawianie sobie jaka jestem zajebista i dam radę!

Na co dzień, owszem to bardzo pomaga, sprawia, że wykonujemy pewne rzeczy na które byśmy się nie odważyli....ale na dłuższą metę....Ty naprawdę wierzysz, że to da radę wyleczyć kogoś z nerwicy lękowej czy depresji??

 

Dla ciebie jak widzę leki to całe zło, to powiedz niedoszłemu samobójcy, ze jak sobie poćwiczy autohipnozę to mu się polepszy, albo osobie która od kilku miesięcy nie wychodzi z domu bo ma takie lęki......... :lol: W takich wypadkach tylko leki mogą uratować życie....

 

Ja nigdzie nie napisałam, ze farmakoterapia to jedyny dobry sposób - ale psychoterapia, rozmowa z terapeutką, cotygodniowe sesje trwające niekiedy rok.....

Chcesz to możesz się hipnotyzować i za 300zł za godzinę - twoja sprawa - tylko nie wmawiaj mi, ze jest to metoda 100% skuteczna, bo takiej jeszcze nie wynaleziono.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

niczego Tobie nie wmawiam. dzielę się wrażeniami. wszystko co opisałam niesamowicie mi pomogło/ pomaga. w porządku, może tak być? pytanie retoryczne, jakby co, nie chcę się wdawać w dyskusje z Tobą. powodzenia szczerze życzę. i Tobie radzę także nieco więcej życzliwości i poszanowania dla innych, niż przez Ciebie preferowanych metod.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam polecam metode na walke z lekami w postaci wysilku fizycznego,cwiczenia kondycyjne, cwiczenia statyczne, i stretching, wiem ze to moze wydawac sie dla niekturych trudne ale warto, efekt jest przez wysilek fizyczny, nastepuje rozlunienie miesni dotlenienie i kop endorfiny co powoduje spokuj wyciszenie i obojetnosc do objawow, zmiejszenie za tym lekow z czasem powoduje przy systematycznosci zanik ich albo do zredukowania do poziomu akceptacji, zeby byla jasnosc nie jest to sposub na nerwice

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś pomagało mi myślenie w ten sposób "jak się stanie to się stanie i wtedy będę się zastanawiać" i faktycznie nic się nie działo... ale teraz mi to jakoś ciężko idzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×