Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kilka metod na pokonanie lęku


scrat

Rekomendowane odpowiedzi

, u Wszechmogącego Chrystusa proch ludzki może jedynie znaleźć ukojenie, pokój ducha :great:
Tak, ale tylko u Prawdziwego, Żywego Chrystusa, żyjącego w Królestwie Bożym, które w nas jest. Nie w fałszywym, martwym obrazie "pseudo-Chrystua", rozpowszechnianym przez antychrysta, księcia tego świata, który posłuży się każdym możliwym podstępem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Osobiście trzeba doświadczyć coś pozytywnego żeby to polubić i się tego nie bać.

Dosłownie ekstremalnie bałem się i boję się odzywać, rozmawiać z ludźmi, czy nawet z nimi przebywać - czasem mam takie ataki że przez 20-30 minut się uspokajam.

No i ostatnio mi tak objawy negatywne przechodzą, że aż dosłownie polubiłem przebywanie w cybermachinie - i graliśmy w grę przeciwko ludzkości, czytałem ten syf ale osobiście dziewczyna chłopaka mnie nie rozumiała lecz nic nie wypominała i atmosfera była całkiem spoko - po prostu kładłem kartę i ktoś czytał znów za mnie. Intonację głosu też mam skopaną i mówię jakbym się śmiał cały czas albo nic nie czuł.

Kolega trochę przebąkiwał potem że podobno zamiast się bawić mocno korzystałem z telefonu, ale nie chciało mi się "bardziej rozmawiać". Dla mnie rozmowa to tak jak dla ludzi z aspergerem patrzenie w oczy - i swoją drogą też mam z tym problem ale ostatnio coraz lepiej utrzymuję kontakt wzrokowy bez żadnych sztuczek.

 

A osobiście 2 lata temu pisałem nawet do jakiejś firmy o komórki macierzyste bo wydawało mi się że mam dyzartrię, i wiedziałem sporo o leczeniu porażenia mózgowego i myślałem że mi nie przejdzie i nie ma dla mnie ratunku - w technikum na lekcjach bałem się nawet zgłosić o obecność - raz czy dwa nauczycielka pomyliła mnie z osobą z takim samym imieniem jak ja i już anxiety się załączało. Ale z lekcji nie uciekałem zbytnio. Trochę po prostu klasyczna logofobia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli mówimy o lęku tzw. nieśmiałości to są pewne cwiczenia, ktore pomagają z nią walczyć.

Po pierwsze - czy istenieje jakaś konkretna myśl która stoi za Twoimi lękami?

Ja kiedyś robiłam sobie takie kalendarium automatycznego myślenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze - czy istenieje jakaś konkretna myśl która stoi za Twoimi lękami?
Nie wiem, mój tata jest dość nerwowy i lubi sobie znienacka "wybuchać". Prawdopodobnie mój lęk wolno-płynący jest po prostu formą antycypacji kolejnych wybuchów. Generalnie kontakt z osobami agresywnymi budzi u mnie lęki (dlatego też lękałem się swojej byłej dziewczyny, jak byłem z nią w związku). Poza tym możliwe, że się "zarażam" i przesiąkam lękiem i nerwowością od innych - zwłaszcza od mojego taty.

 

Jak się mogę na to uodpornić? Tzn. na takie wpływy otoczenia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje dotychczasowe sposoby walki z lękami: (wiem, kiepski przykład do naśladowania)

 

1)afobam

2) tramadol (średniotrwały, problem przy odstawianiu)

3) dopalacze (krótkotrwały i najgorszy)

 

Problem, dodatkowy jest taki, że jestem ateistą (niestety, choć wolałbym inaczej), wiara dla mnie jest po prostu cholernie nielogiczna i naiwna.

Zresztą zgadzam się z tezą złudzenia wolnej woli (np:Harris), co niestety raczej nie pomaga.

A i kolejnym problem jest to że w dzieciństwie za dużo mi się wydawało, miałem wielkie oczekiwania od życia, potem dopiero zdałem sobie sprawę, że jestem zbyt głupi na wiele rzeczy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam, jak zaczęłam terapię to tylko chciałam przestać się bać. Tak po prostu. Nic więcej. Miałam ataki paniki tak nagłe i intensywne, że na chwilę traciłam kontakt ze światem - ale nie mdlałam - miałam taki biały szum w uszach, oczy zachodziły mgłą. Trwało to wszystko 2-3 sekundy ale wydawało się, że dużo dłużej. Potem normalka -hiperwentylacja, kołatanie serca, ciśnienie w górę, brak tchu i tak dalej. Im więcej z tym walczyłam, tym gorzej było. Miałam już tak zmęczone ciało, że pojawiały mi się na plecach siniaki od napięcia mięśni i pękania naczyń pod skórą. Dramat. Leki odstawiłam na terapii - bo tak była prowadzona - ale ratowałam się w najgorszym momencie Tranxenne. Co tak naprawdę pomogło? - dopiero jak przestałam z tym walczyć - pozwalałam by to przeszło przeze mnie i już - jak prąd - do ziemi. Wizualizacja i ćwiczenia oddechowe powoli, powoli pozwalały się z lękiem uporać. Jednak w chwilach ataku paniki w miejscu publicznym pomaga mi jedna myśl: Jeżu, jak zejdę tutaj , to zobaczą, że mam nieogolone nogi :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam, jak zaczęłam terapię to tylko chciałam przestać się bać. Tak po prostu. Nic więcej. Miałam ataki paniki tak nagłe i intensywne, że na chwilę traciłam kontakt ze światem - ale nie mdlałam - miałam taki biały szum w uszach, oczy zachodziły mgłą. Trwało to wszystko 2-3 sekundy ale wydawało się, że dużo dłużej. Potem normalka -hiperwentylacja, kołatanie serca, ciśnienie w górę, brak tchu i tak dalej. Im więcej z tym walczyłam, tym gorzej było. Miałam już tak zmęczone ciało, że pojawiały mi się na plecach siniaki od napięcia mięśni i pękania naczyń pod skórą. Dramat. Leki odstawiłam na terapii - bo tak była prowadzona - ale ratowałam się w najgorszym momencie Tranxenne. Co tak naprawdę pomogło? - dopiero jak przestałam z tym walczyć - pozwalałam by to przeszło przeze mnie i już - jak prąd - do ziemi. Wizualizacja i ćwiczenia oddechowe powoli, powoli pozwalały się z lękiem uporać. Jednak w chwilach ataku paniki w miejscu publicznym pomaga mi jedna myśl: Jeżu, jak zejdę tutaj , to zobaczą, że mam nieogolone nogi :)

 

Gratulacje :) Ale tak to jest niestety, jeśli naprawdę człowiek chce się zrelaksować, a tylko poprzez tak naprawdę rozluźnienie naszych witków w mózgu można wyjść z nerwicy, to trzeba nauczyć się Z NIĄ żyć, a nie NIĄ żyć i sobie sama pójdzie. Nerwica polega na tym, że zamiast skupić się na tym co nas otacza, skupiamy się na sobie, na naszych odczuciach - co MNIE boli, co JA czuję, czy JA to dobrzę robię, czy JA dobrze widzę, czy JA nie słyszę głosów etc. etc. Kiedy z JA przejdziemy na zewnątrz to sobie samo pójdzie. Trzeba wyjść z tej klatki. I choć brzmi to łatwo i banalnie to łatwe nie jest, to ciężka praca, bo zawsze mimo tego, że zdaje się nam, że już się nie przejmujemy i nie ogarniamy siebie, to i tak na początku nasze ciało, nasza podświadomość sobie czuwa, ale pomału jeśli konsekwentnie będziemy działać na nią świadomością, to przejdzie ze stanu awaryjnego w normalny. A jeśli pół dnia olewamy wszystko, a kolejne pół wmawiamy sobie jacy jesteśmy beznadziejni i jakie to cięzkie i nam się nie uda, to dupa. KON SE KWEN CJA :) To jest równie trudne jak odchudzanie i konsekwentne chodzenie na treningi ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety prawda prawda i jeszcze raz prawda. Nerwica to podstępna Pani. Trzeba ją zrozumieć i zaakceptować jednocześnie nie wpadając pułapkę absolutnego skupienia na sobie. Już naprawdę wolę jeść sałatę i biegać - choć tego nie robię ;) - niż cały czas się pilnować by nie odizolować siebie od reszty zupełnie. Łatwiej jest zamknąć w domu i tęsknić za światem niż z tego domu wyjść. Miłego weekendu kochani.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wltam jestem nowym na forum który też ma problemy lek no i depresja trwa to tyle lat ze już sam niewiem ile biore leki raz lepiej raz gorzej pomagam sobie relaksacja i joga jakoś daje radę jak ktos napisal że nie walczyć z lekiem jest to prawda i jedyny sposób piszcie o swoich problemach bedzie raźniej może komuś jest smutno mnie to uspokaja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale po co się oszukiwać? Lęku nie oszukasz i się go nie pozbędziesz :why: Trzeba się nauczyć z Nim żyć. No chyba że naszprycujesz się medykamentami. Tylko że z nimi jest taki problem że się od nich uzależnisz-jak przestaniesz brać to będzie gorzej jak było na początku. Nie twierdzę że one(medykamenty) są same w sobie złe, ale wiem że lęki potrafią zawładnąć człowiekiem i nie wiem jak z nimi walczyć..... Generalnie to lękam się własnych emocji(różnych), i że stracę kontrolę nad swoim zachowaniem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich. Jestem na Forum od niedawna, ale z nerwicą znamy sie od, hu, hu... trzydziestu lat w nieświadomości i blisko dziesięciu już ze świadomością, że to nerwica.

 

Bardzo mądrze piszecie. Kolektywnie prześcigacie o lata świetlne najlepszych znanych mi terapeutów.

 

Czytając Wasze posty odnajduje w nich swoje własne przezycia zarówno z okresu nieswiadomego jak i swiadomego życia z fobiami. A było ich kilka, w różnych odcieniach, wzorach i fasonach. Można by rzec: pełny Technicolor. Odnajduję je dziś w Waszych wpisach.

 

W moim przypadku większośc z nich ustępowała samoistnie, ale niestety nie oznaczało to, że nerwica opuszczała przytulne gniazdko w mojej głowie. Po prostu jedne sytuacje lękowe zostawały zamienione na inne.

 

Przy czym mogę z przekonaniem powiedziec, że najważniejszym chyba czynnikiem sprawczym ich znikania było, że tak to ujmę, „mienietegowdupie”.

 

Czyli lęk wywoływany w danej sytuacji utrzymywał się w nasilonej postaci dotąd, dokąd owa sytuacja i moje w niej zachowanie były dla mnie ważne, np. w pracy – gdy chciałem pokazac sie z jak najlepszej strony. Gdy owe sytuacje i moje zachowanie przestawały być aż tak dla mnie ważne (czyli moja postawa przybierała formę "mamtowdupie"), lęki ustępowały i nigdy już w danej sytuacji nie powracały.

 

Ale trudno nazwać to skuteczną metodą, prawda? Nie miałem nad tym żadnej kontroli, jedne lęki sie nasilały, inne słabły. Po prostu decydowało za mnie życie, a ja jedynie byłem obserwatorem własnych zmagań.

 

Ale jest też i druga strona tego medalu. Mianowicie każdy przypadek mojego „tchórzostwa”, zastosowania strategii unikania sytuacji stresowej powodował, że lęk się wzmagał i przy następnej okazji atakował z większym nasileniem.

 

Techniki opanowywania stanów lękowych poznane na terapiach, zmiana nastawienia, rozluźnienie i wyciszenie, medytacja – to wszystko przynosi poprawę, ale odnosze wrażenie, że efekt ten nie jest w stanie utrzymac sie zbyt długo. Po pewnym czasie wydaje się, jakby nerwica „uczyła się”, jak obejśc zastawiane przez nas na nią pułapki. Jest jak chytra łasica :-). Ale, oczywiście, nie chcę sugerować, że nie warto stosować tych doraźnych metod, wręcz przeciwnie. I wiem, że wielu osobom udaje się dzieki nim całkiem nieźle funkcjonować. Widac ich łasice są jeszcze nie tak chytre.-)

 

Długo szukałem sposobu, którego dobroczynne działanie utrzymywałoby sie w dłuższym okresie. Myślałem o czymś opartym o mechanizm znany z NLP jako kotwiczenie. I po długich latach prób i błedów znalazłem rozwiązanie.

 

Jest to metoda autosugestii, którą dosyc obszernie zdążyłem już opisać tu: https://www.nerwica.com/metoda-sugestywnej-narracji-3-kroki-t62601.html

 

Trochę załuję, że umieściłem swój opis nie w tutejszym wątku, zbyt słabo znam jeszcze Forum.

 

By Was zachęcic przedstawię metodę w skrócie:

1. zaakceptowanie własnej nerwicy i obnażenie samooszukańczych zagrywek ego (naszego sprzymierzeńca),

 

2. reprezentacja własnego ego nie jako jeden byt, który rozwija się płynnie przez całe nasze życie, lecz jako kolejne rozdzielne stadia ego (mnogie), które stopniowo przechodzą jedno w drugie, przy czym każde poprzednie wcielenie jest mniej lub bardziej gwałtownie uciszane przez swojego następcę. Porównuje to do zasiedlania coraz to wyższych pięter gmachu. Nerwica to te instancje ego, które nie chciały sie dac dobrowolnie uciszyć, ze względu na duchowe lub emocjonalne niedobory rozwojowe i dziś próbują się upomniec o swoje. Najczęsciej te wcielenia ego pochodza z wczesnodziecięcych etapów rozwoju ( lub wrecz z okresu płodowego) i nie potrafią sie porozumiec z dzisiejszym naszym dojrzałym ego, zamieszkującym kilkanascie pięter wyżej.

 

3. prowadzenie rozmowy z ego-dzieckiem w taki sposób (dokładnie to opisałem), aby wyrównać mu te wyżej wspomniane niedostatki, dzięki czemu powinno dac sie uciszyć (przestac podsycac nerwicę). Odbywa sie to poprzez specyficzna narrację.

Dokładny opis jest znacznie dłuższy, ale nikt nie powinien miec problemu ze zrozumieniem. W razie co, służę wyjasnieniami w tamtym wątku, który staram się śledzić na bieżaco.

 

Zwłaszcza punkt 2. wydaje mi się ciekawym podejściem. Nie spotkałem się z czyms takim w literaturze, a w nim własnie upatruję przyczyny niskiej skuteczności prowadzonych terapii, włącznie z bechawior-poznaw, która jest uważana za najskuteczniejszą. Przynajmniej w PL, bo np. w Stanach następuje triumfalny powrót hipnozy.

 

Dzis za pomoca forumowej Wyszukiwarki sprawdziłem, że tak opisanej metody chyba nie ma na Forum. I nie wiem, czy sie cieszyć czy smucić :-)

 

Tak czy siak, zapraszam do lektury.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po 9 latach zmagań z nerwicą lękową mogę powiedzieć jedno. Leki tylko przykrywają część objawów, ale nigdy nie leczą. Najbardziej mi pomaga:

 

1. Aktywność fizyczna. Obojętnie jaka. Basen, bieganie, wędrówki etc.

2. Spędzanie większości czasu na łonie natury i świeżym powietrzu. (Nadmieniam ŚWIEŻYM, ponieważ sam wyniosłem się z Katowic, gdzie czułem się TRAGICZNIE, zwłaszcza zimą, gdy smog był największy)

3. Zdrowa dieta. Zero żywności typu Fast-Food, silnie przetworzonej, cukrów prostych etc.

4. Brak używek. Czyli zero alkoholu, nikotyny, kawy, a nawet herbaty czy czekolady / kakao. (To też kofeina)

5. Medytacja. Najróżniejsza. Od Vipassany pod Mantry.

 

Gdy już minie kryzys można zająć się samorealizacją, czynieniem dobra czy produktywnym spędzaniem wolnego czasu. Ale to dopiero gdy spełni się powyższe, biologiczne minimum i wyjdzie z pętli lęku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 25.01.2010 o 21:56, Gość napisał:

widze,ze moja nerwica przy waszej to pikus.Na szczescie troszke sie zaleczylam,sama.Nie chcialam brac tylu lekow.Choc mam na wszelki wypadek lagodniejsze z nich w szafce:)Od paru lat moja nerwica jet lzejsza,za to doszly nerwice natrectw.Kiedys,a mam nerwice od 11 lat bylo naparwde strasznie pewnie jak u wiekszosci z Was.Doszlo do tego,ze ciagle umieralam,wsluchiwalam sie w siebie,wpadalam w paranoje strach przed choroba ,zaburzenia wzroku,rownowagi ,depresja,do tego bezsennosc z ktora do tej pory zreszta nie moge wygrac(biore zolpidem od 5 lat do tej pory)totalne dno.

Od 3 lat moze ejst spokoj,oczywiscie mam czasami objawy ,ale lzejsze.Pomagam sobie poprostu wmawianiem samej sobie,ze to tylko nerwica,ze nie umre.Zapominam o chorobie.Mysle o bardzo milych rzeczach,zapominam sie...Moj chlopak od 4 lat pomaga mi,wycisza,czuje sie przy nim bezpiecznie.I tak jakos ide do przodu...

A czy bierzesz teraz jakieś leki?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie


Oto najlepsza metoda na nerwice:

Spróbuj znaleźć w ciągu dnia kilkanaście minut na ćwiczenie.

  • Usiądź wygodnie, rozluźnij mięśnie, przymknij oczy.
  • Wdychaj powietrze nosem, wydychaj ustami.
  • Podczas wdechu wypychaj okolice brzucha (używając mięśni brzucha i przepony), spychając powietrze do niższej części płuc.
  • Zatrzymaj oddech i policz do szesciu.
  • Potem wolno wydychaj, rozluźniając barki, tułów i brzuch.
  • Oddychaj swobodnie, głęboko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×