Skocz do zawartości
Nerwica.com

Śmierć? Czyli co Was powstrzymało przed samobójstwem?


Monika512

Rekomendowane odpowiedzi

Jakaś część na tym forum, myślała/myśli o samobójstwie. Ja również, i to nie raz. Już nawet wiedziałam jak to zrobię ale... No właśnie, ale tego nie zrobiłam. Mam ogromne tendencje do filozofowania, moja wiara w Boga została silnie zaburzona. Nie chodzi tu o jakąś niesprawedliwość w stylu- Czemu mnie opóściłeś? Zabrzmi to pusto, ale zaczęłam się wahać. Najzwyczajniej w świecie. Ot, tak. I od tego się zaczęło. Dusza istnieje, jest to udowodnione naukowo. Po śmierci opószcza ona ciało- według chrześcijan, idzie ona do nieba, piekła lub w czyśca. Proste. Jednak zaczęły mnie nachodzić myśli... A jeśli Bóg nie istnieje? Co wówczas? Będę się błąkać po Ziemi, albo co gorsza... Bóg istnieje ale w ramach kary za złamanie przykazania -Nie zabijaj skaże mnie w jakiś okrótny sposób np. na pośmiertne błąkanie się bez celu. Gdzieś przeczytałam, że Bóg nie powiedział czy jest zły czy dobry, powiedział tylko, że jest SPRAWIEDLIWY. Nie znam się, ale chyba nie można wyspowiadać sie z grzechu, którego się jeszcze nie popełniło. Wiem, to głupie. Jednakże nie raz, nie dwa doświadczyłam na własnej skórze, że zawsze może być gorzej. Do tego dochodzi to, że natchniona Naruto, nie lubię się poddawać w tak poważnych kwestiach jak życie. Dlatego właśnie jeszcze żyję, i chyba nigdy nie dojdzie do tego, że wezmę garść tabletek aby zasnąć i nigdy się nie obudzić. A co Was powstrzymało? Wola życia? A może poczucie, że jesteście komóś potrzebni? Albo to, żeby nie macie w zwyczaju poddawania się? Lub najzwyczajniej w świecie wyszliście z depresji? Albo coś jeszcze innnego? Wiem, że zagmatwanie to napisałam, ale taka już jestem ;-)

Pozdrawiam Wszystkich serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakaś część na tym forum, myślała/myśli o samobójstwie. Ja również, i to nie raz. Już nawet wiedziałam jak to zrobię ale... No właśnie, ale tego nie zrobiłam. Mam ogromne tendencje do filozofowania, moja wiara w Boga została silnie zaburzona. Nie chodzi tu o jakąś niesprawedliwość w stylu- Czemu mnie opóściłeś? Zabrzmi to pusto, ale zaczęłam się wahać. Najzwyczajniej w świecie. Ot, tak. I od tego się zaczęło. Dusza istnieje, jest to udowodnione naukowo. Po śmierci opószcza ona ciało- według chrześcijan, idzie ona do nieba, piekła lub w czyśca. Proste. Jednak zaczęły mnie nachodzić myśli... A jeśli Bóg nie istnieje? Co wówczas? Będę się błąkać po Ziemi, albo co gorsza... Bóg istnieje ale w ramach kary za złamanie przykazania -Nie zabijaj skaże mnie w jakiś okrótny sposób np. na pośmiertne błąkanie się bez celu. Gdzieś przeczytałam, że Bóg nie powiedział czy jest zły czy dobry, powiedział tylko, że jest SPRAWIEDLIWY. Nie znam się, ale chyba nie można wyspowiadać sie z grzechu, którego się jeszcze nie popełniło. Wiem, to głupie. Jednakże nie raz, nie dwa doświadczyłam na własnej skórze, że zawsze może być gorzej. Do tego dochodzi to, że natchniona Naruto, nie lubię się poddawać w tak poważnych kwestiach jak życie. Dlatego właśnie jeszcze żyję, i chyba nigdy nie dojdzie do tego, że wezmę garść tabletek aby zasnąć i nigdy się nie obudzić. A co Was powstrzymało? Wola życia? A może poczucie, że jesteście komóś potrzebni? Albo to, żeby nie macie w zwyczaju poddawania się? Lub najzwyczajniej w świecie wyszliście z depresji? Albo coś jeszcze innnego? Wiem, że zagmatwanie to napisałam, ale taka już jestem ;-)

Pozdrawiam Wszystkich serdecznie.

 

 

Ja mam te myśli również w tych dniach ...

Mi pomagają antydepresanty - biore 3tygodnie bez nich jak próbowałem nie myśleć o sposobach odebrania sobie życia nawet jak chciałem się czymś zajacnp jakąś formą zajęcia fizycznego to i tak wracały...

A jęsli chodzi o to dla kogo zaczać się leczyć to moje zdanie jest że najlepiej dla siebie mimo że mam dla kogo zyć. Ja miałem tak ze myślałem że jak wyjade - a wyjechałem na 5 miesięcy do Londynu uczyć się anglika to ucieknę od siebie, od problemów, od tego całego kontekstu - i nic nie dało!!!!! bo to jest w nas. I na początku jak to jest depresja to chyba tylko leki a potem psychoterapia i konstruktywne reagowanie na rózne sytuacje.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dusza istnieje, jest to udowodnione naukowo.
Nic z tego, to, ze dusza istnieje NIE ZOSTALO UDOWODNIONE naukowo. Podobno podczas gdy czlowiek umiera z ciala ulatuje 21 gram masy (to ma byc ta hipotetyczna dusza), jednak czytalem, ze osoby ktore dowodzily, ze tak jest byly najzwyczajniej w swiecie niewiarygodne, z reszta to niczemu nie dowodzi, nawet jesli cialo traci te 21 gram, moze sie dziac na skutek wielu innych czynnikow, moze ostatni wydech, z pluc zabiera 21 gram powietrza : )

 

Mam ogromne tendencje do filozofowania, moja wiara w Boga została silnie zaburzona. Nie chodzi tu o jakąś niesprawedliwość w stylu- Czemu mnie opóściłeś? Zabrzmi to pusto, ale zaczęłam się wahać.

Szczerze wspolczuje ; ), tez tak mialem (mowie o filozofowaniu), na pewno to ci zycia nie ulatwi.

 

Albo to, żeby nie macie w zwyczaju poddawania się?

Nie mam w zwyczaju poddawania sie. O samobojstwie nigdy nie myslalem, to nie wchodzilo nigdy w gre, nawet w najgorszym okresie, ale innych nie oceniam.

 

Co do Boga i religii, to wybacz, ale uwazam, ze nie powinienem pisac co na ten temat sadze, ty masz dopiero 16 lat, a religia to bardzo sliski temat, na pewno twoim rodzicom nie podobaloby sie, ze obcy ludzie wplywaja na twoj religijny swiatopoglad. Powiem ci za 2 lata :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z doswiadczenia powiem Ci ze analiza zagadnienia wiary w Boga zawsze zataczacza pełne koło i wracamy do punktu wyjscia ,a wiec niepewnosci i chyba tak musi byc bo pewnosc w tej kwestii pozbawiła by nas nadziei i złudzeń ..nigdy nie osiagniemy pewnosci w sprawach ostatecznych i ten fakt zapewne stanowi optymistyczny aspekt naszego czesto pokreconego zycia... a chec popełnienia samobójstwa jest stanem patologicznym który trzeba leczyc i mozna wyleczyc ,słuze ku temu leki i terapia oraz praca ,przyjaciele i nadzieja która nigdy nie ginie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm w 5 przypadkach - szczęście. Zawsze mnie ktoś odnajdywał i odratował - dlatego szczęście. W tym ostatnim przypadku - sama nie wiem, sama zadzwoniłam o pomoc - być może było to spowodowane sytuacją, w której się do tego kroku skłoniłam- gdy już się leków nałykałam zaczęłam się zastanawiać jak wpłynie to na mojego faceta, z którym się akurat wcześniej ostro pokłóciłam i choć miałam na niego nerwa - nikt nie zasługuje na taki finał - nie miałam po prostu pojęcia co się z nim stanie i jak sobie z tym poradzi i chyba dlatego właściwie sama się odratowałam. Ważne jednak, iż każda z moich prób (których się obecnie wstydzę notabene - bo kiedyś byłam mocno wkur... że mnie odratowali) była spowodowana jakimś impulsem, nie planowana, nigdy nie zostawiałam żadnego listu itp - po prostu kumulacja pewnych spraw powodowała coś w rodzaju totalnej utraty świadomości - bo niewiele pamiętam przed każdą z prób - tym bardziej nie jestem w stanie stwierdzić, jak to robiłam i co się działo do momentu obudzenia się w szpitalu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tym co mnie powstrzymuje przed samobójstwem jest chyba przede wszystkim świadomość, że idealne sposoby nie istnieją a nawet jeśli, to przeciętnemu zjadaczowi chleba na ogół brak dostępu do środków pozwalających ów zamiar w sposób względnie mało drastyczny zrealizować. Każda z popularnych metod odebrania sobie życia posiada swoje mankamenty, których z reguły decydując się już na ten ostateczny krok nie jesteśmy w pełni świadomi. Dawno temu miałem okazję przekonać się o tym na własnej skórze i wierzcie mi, że kiedy sprawy zaczynają iść nie po naszej myśli robi się naprawdę niewesoło. Poza tym samobójstwo to często kwestia impulsu. Spróbujmy więc też wziąć pod uwagę wszelkie konsekwencje ewentualnego nieudanego podejścia takie jak trwałe uszkodzenia narządów wewnętrznych tudzież kalectwo, z którym przyjdzie nam później kontynuować swoją i bez tego żałosną egzystencję. Wiem, że często obierając sobie za przykład kogoś ze świata popkultury bardzo łatwo dojść do wniosku, że skoro jemu się udało, dlaczego w moim przypadku miałoby być inaczej. Prawda jest jednak taka, że wszystko co wiemy na temat śmierci takiej osoby ogranicza się do informacji przekazywanych nam za pośrednictwem mediów. Nikt jednak tak naprawdę nie jest w stanie w pełni zobrazować nam jak przebiegała agonia tego człowieka, ile czasu zajęło nim w końcu odszedł, jakie były jego ostatnie myśli etc... Ja ze swojej strony jestem niemal przekonany, że wielu z tych nieszczęśników w panice dochodziła do wniosku, który da się zawrzeć w jednym prostym stwierdzeniu: "O kurwa co ja zrobiłem", niestety tego rodzaju refleksja przychodzi na ogół w momencie, kiedy nie ma już odwrotu...

 

[Dodane po edycji:]

 

Nie wiedziałem, że słowa będące w powszechnym użyciu zastosowane w odpowiednim kontekście podlegają cenzurze???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spróbujmy więc też wziąć pod uwagę wszelkie konsekwencje ewentualnego nieudanego podejścia takie jak trwałe uszkodzenia narządów wewnętrznych tudzież kalectwo, z którym przyjdzie nam później kontynuować swoją i bez tego żałosną egzystencję.

 

Ważny argument - być warzywkiem to gorsze niż żyć dotychczasowym życiem. Zgadzam się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do Boga i religii, to wybacz, ale uwazam, ze nie powinienem pisac co na ten temat sadze, ty masz dopiero 16 lat, a religia to bardzo sliski temat, na pewno twoim rodzicom nie podobaloby sie, ze obcy ludzie wplywaja na twoj religijny swiatopoglad. Powiem ci za 2 lata :P

 

He he poczekam :mrgreen:

 

Niektórzy z Was piszą o impulsie. Jednak są ludzie, którzy to dokładnie analizują. Nie mówię o czasie miesiąca, ale np. rok czy dwa lub więcej. Nie można tu już powiedzieć o impulsie. Tacy ludzie wszystko dokładnie analizują, planują, dają sobie jakieś ostateczne szanse. Chodzą na terapie, biorą leki...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To w sumie takie prawie TABU, nawet tutaj. Ale jak juz mowimy na ten temat to chyba trzeba postawic wyrazne rozroznienie roznych przypadkow: samobojstwo w afekcie, w wyniku naglego drastycznego skoku nastroju, gdy cos sie nagle stanie, ktos powie cos glupiego a chory uslyszy i sie nakreci, a wyniku tego poleci do lazienki nalykac sie tabletek albo pociachac jakimis zyletkami, lub wyskoczy oknem. A drugi model to zaplanowane z zimna krwia samobojstwo ze szczegolowo zaplanowanym scenariuszem w ktorym wszystko sie dokladnie zgadza i jest zapiete na ostatni guzik. To sa dwie zupelnie rozne sprawy chociaz obie wlasciwe zaburzeniom afektywnym. Trzecim, chyba spokrewnionym tematem są samookaleczenia, bez checi odebrania sobie zycia, wlasciwe chyba bardziej BPD niz depresji. O jakim smaobojstwie tutaj mowimy?

To jedno, a drugie - ja mysle, ze jak juz ktos w depresji sobie zrobil "rachunek sumienia" to jest nikla szansa na to ze zmieni plan i sie zreflektuje. Obsesja samobojstwa jest tak silna, ze nie ma szansy "bez wspomagania" zmienic nastawienie do tego, zasiac jakiejs nadzieji na poprawe. Zreszta odnosnie depresji statystyka jest wykladnia takich nastawien: smiertelnosc depresji endogennej szacuje sie na 15-20%.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie strasznie irytuje podejscie ludzi do tych, ktorzy planowali, lub popelnili samobojstwo. Czesto ludzie pisza o samobojcach, ze: "jak oni mogli tak potraktowac swoich bliskich". Krew mnie zalewa, gdy czytam takie komentarze, niestety ludzie nie potrafia zrozumiec, ze samobojca cierpi tak bardzo, ze nie widzi juz zadnego innego ratunku, a jedynie smierc wydaje sie byc zbawieniem. Poza tym uwazam, ze nikt nie ma prawa oceniac tych, ktorzy to zrobili, kazdy ma swoje zycie i podejmuje za siebie decyzje, jednak gdybym znal osobe, ktora planuje cos takiego, to staralbym sie jej jakos pomoc, bron boze nie pouczac, czy moralizowac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie strasznie irytuje podejscie ludzi do tych, ktorzy planowali, lub popelnili samobojstwo. Czesto ludzie pisza o samobojcach, ze: "jak oni mogli tak potraktowac swoich bliskich". Krew mnie zalewa, gdy czytam takie komentarze, niestety ludzie nie potrafia zrozumiec, ze samobojca cierpi tak bardzo, ze nie widzi juz zadnego innego ratunku, a jedynie smierc wydaje sie byc zbawieniem. Poza tym uwazam, ze nikt nie ma prawa oceniac tych, ktorzy to zrobili, kazdy ma swoje zycie i podejmuje za siebie decyzje, jednak gdybym znal osobe, ktora planuje cos takiego, to staralbym sie jej jakos pomoc, bron boze nie pouczac, czy moralizowac.

Dokladnie tak, mam niemal takie samo podejscie. Ale to zrozumie tylko ktos, kto sam byl juz jedna noga w kiblu. W dodatku zawsze mialem watpliwosci co do stanowiska rodziny takiej ofiary wobec takiego zdarzenia. Mam (w sumie to kiedys mialem) znajomych, wydawaloby sie ze zgodne malzenstwo. No i kilka lat temu na sylwestra facet wyszedl "na chwile" do lazienki, ale juz stamtad nie wyszedl bo zdazyl sie powiesic. Nikt potem nie zapytal zony: gdzie byla, dlaczego nie pomogla? Ja osobiscie nie wierze, ze w trakcie zwyklego malzenskiego sylwestra w zwyklej, "zdrowej" (nie patologicznej) rodzinie nagle cos takiego sie dzieje bez przyczyny. Ale panuje powszechne przekonanie ze zyjących sie nie czepiamy.

Druga sprawa, to ujawnienie mysli samobojczych juz po epizodzie choroby, ja nazywam to po "zaleczeniu". W tej sytuacji izolacja takiej osoby nagle jeszcze bardziej sie nasila, zamiast maleć. W koncu przeciez skoro wrocil niemal z tamtego swiata, to dlaczego sie nikt nie cieszy? Dlaczego dla wielu jest to potwierdzeniem jego "wariactwa"? No ale wiadomo - to są pytania retoryczne, nikt z czystym sumieniem nie bedzie szukal odpowiedzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie strasznie irytuje podejscie ludzi do tych, ktorzy planowali, lub popelnili samobojstwo. Czesto ludzie pisza o samobojcach, ze: "jak oni mogli tak potraktowac swoich bliskich". Krew mnie zalewa, gdy czytam takie komentarze, niestety ludzie nie potrafia zrozumiec, ze samobojca cierpi tak bardzo, ze nie widzi juz zadnego innego ratunku, a jedynie smierc wydaje sie byc zbawieniem. Poza tym uwazam, ze nikt nie ma prawa oceniac tych, ktorzy to zrobili, kazdy ma swoje zycie i podejmuje za siebie decyzje, jednak gdybym znal osobe, ktora planuje cos takiego, to staralbym sie jej jakos pomoc, bron boze nie pouczac, czy moralizowac.

Dokladnie tak, mam niemal takie samo podejscie. Ale to zrozumie tylko ktos, kto sam byl juz jedna noga w kiblu. W dodatku zawsze mialem watpliwosci co do stanowiska rodziny takiej ofiary wobec takiego zdarzenia. Mam (w sumie to kiedys mialem) znajomych, wydawaloby sie ze zgodne malzenstwo. No i kilka lat temu na sylwestra facet wyszedl "na chwile" do lazienki, ale juz stamtad nie wyszedl bo zdazyl sie powiesic. Nikt potem nie zapytal zony: gdzie byla, dlaczego nie pomogla? Ja osobiscie nie wierze, ze w trakcie zwyklego malzenskiego sylwestra w zwyklej, "zdrowej" (nie patologicznej) rodzinie nagle cos takiego sie dzieje bez przyczyny. Ale panuje powszechne przekonanie ze zyjących sie nie czepiamy.

Druga sprawa, to ujawnienie mysli samobojczych juz po epizodzie choroby, ja nazywam to po "zaleczeniu". W tej sytuacji izolacja takiej osoby nagle jeszcze bardziej sie nasila, zamiast maleć. W koncu przeciez skoro wrocil niemal z tamtego swiata, to dlaczego sie nikt nie cieszy? Dlaczego dla wielu jest to potwierdzeniem jego "wariactwa"? No ale wiadomo - to są pytania retoryczne, nikt z czystym sumieniem nie bedzie szukal odpowiedzi.

hmm macie rację, jednak jest ta druga strona medalu - samobójstwo JEST trochę egoistyczne... co powiecie na przykład ojca, który zostawia dzieci same, bo ON nie daje rady?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmm macie rację, jednak jest ta druga strona medalu - samobójstwo JEST trochę egoistyczne... co powiecie na przykład ojca, który zostawia dzieci same, bo ON nie daje rady?

Wiesz - to jest sytuacja oczywista, tego nie przebijemy ani nawet nie dyskutujemy. Ja mialem na mysli pelne rodziny z wujkami i ciociami, babciami i tesciami, w ktorych nagle ktos "odjezdza".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

''Dusza istnieje, jest to udowodnione naukowo.''

 

Że co? Ja uwodnione naukowo? Chcę konkretów...

 

Ja jeszcze się nie zbiłem, bo nie ma życia po śmierci. Może mamy tylko to bagno i nie ma z niego wyjścia? Wole nie ryzykować, zamierzam żyć w tym syfie najlepiej jak się da, do końca....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jeszcze się nie zbiłem, bo nie ma życia po śmierci. Może mamy tylko to bagno i nie ma z niego wyjścia? Wole nie ryzykować, zamierzam żyć w tym syfie najlepiej jak się da, do końca....

 

Sa filozofie wschodu, jak buddyzm, vedanta, itd. ktore mowia, ze istnieje wszystko z wyjatkiem stanu nieistnienia : ), ze istnieje tylko chwila terazniejsza, reszta to przeszlosc (czyli wspomnienia), przyszlosc nie istnieje, bo to tylko domysly, a sama smierc to tez tylko mysl. Strach przed smiercia to strach przed tym co sobie o niej wyobrazamy, a nie przed sama smiercia, o ktorej nic nie wiemy, tak samo, jak strach przed jakims przyszym wydarzeniem, mozna o nim rozmyslac godzinami, a i tak okazuje sie po fakcie, ze bylo zupelnie inaczej niz sie na ten temat myslalo (zawsze tak mam).

 

Ja uwazam, ze smierc nie jest zla, rzeczywistosc wyglada na dobrze zaprojektowana ;-) (w Boga jednak nie wierze), wiec sama smierc rowniez musi sie w ta ukladanke dobrze wpasowac, zwierzeta przed smiercia nie wygladaja na mocno zestresowane, wiec strzelam, ze to nic strasznego. Dziwne? Kiedys, w dziecinstwie balem sie bardzo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie samobójstwo jest zbyt radykalnym rozwiązaniem, dziś po prostu nie stać mnie na to. Fakt że nie chce żyć nie jest jednoznaczna z tym że chcę umrzeć. Nie wiem co jest po śmierci więc sie tego boję, ale zdaje sobie sprawę z tego że moje życie nie ma sensu, wiem że muszę coś zrobić. Ze sobą bo nie mogę zmienić tego że nie jestem nikomu potrzebny. Nie jest łatwo pogodzić się z tym że nikogo nie obchodzę, znaczy wiem że tak jest, ale nie akceptuję tego i wiem że nigdy tego nie zmienię. Może małymi krokami uda mi się coś zrobić, jeśli nie potrafię zakończyć życia w jednej chwili to może przynajmniej uda mi się je skrócić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mialem sporo mysli samobojczych (a bylem juz blisko, uwierzcie) w trakcie ostatnich dni, swięta je potegowały. stracilem wszystko i wiecej nie moglem stracic wiec myslalem sobie czemu nie? Jednak nadzieja trzyma czlowieka przy zyciu, nadzieja, ze jednak moze cos sie zmieni i wszystko ulozy, nie jutro, nie za tydzien ale za rok albo...kiedykolwiek. Tak, nadzieja to dobre slowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dla niektórych samobójstwo to odwaga dla mnie to tchórzostwo i ucieczka przed problemem bo zawsze jest jakieś rozwiązanie, teraz tak myślę a jeszcze parę lat temu sama to chciałam zrobić i nie bałam się śmierci, dość miałam alkoholu w domu, powstrzymało mnie to że miałam obok siebie cudownego chłopaka który dziś jest moim mężem.Wtedy wytrzymałam żeby tego nie zrobić żyję ale moja psychika jest w opłakanym stanie, a przede wszystkim mam lęki przed lęki śmiercią, co wcześniej mnie interesowało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam na koncie kilka prób samobójczych, dwie ostatnie nieświadome

teraz już nie mam takich myśli, boję się zostać warzywem do końca życia i nie chciałabym robić kłopotu rodzinie.. poza tym myślę, że to by było zbyt 'proste' rozwiązanie - żywa będę się bardziej męczyć za to co zrobiłam źle w swoim życiu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Azotox

Pomyśl o tym ze nie żyjesz tylko dla siebie. Na pewno ma Pani dla kogo i po co żyć to że dziś nie jest dobrze nie znaczy że tak będzie zawsze. A swoją drogą odważna jesteś.

beatrix

Nie popełnia błędów tylko ten kto nic nie robi, ale to nie jest powód żeby za nie pokutować do końca życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×