Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wróciłem, niestety...


Student20

Rekomendowane odpowiedzi

Witam!

 

Już nie student i nie 20 tylko 22 lata. Ale znowu bez perspektyw, pomysłu na życie, a przede wszystkim wsparcia... Na Forum trafiłem gdy zwiałem z domu, w którym nie szło wytrzymać na studia do Lublina. Poznałem tu pewną dziewczynę, która zniszczyła mi w efekcie życie. Rok temu mieszkaliśmy razem, planowaliśmy ułożyć sobie życie... Ale moja depresja wróciła, ona coraz mniej mnie wspierała i było coraz gorzej. Brak motywacji, ciągłe problemy ze wszystkim... Ale jakoś to trwało. Do momentu gdy nie odkryłem, że zdradza mnie na prawo i lewo. Próba samobójcza, odkręcony gaz... Jakaś ostatnia normalna cząstka mnie w akcie desperacji sprawiła, że zadzwoniłem na policję, żeby mnie stąd zabrali. Szpital, oddział psychiatryczny, kilkumiesięczne dochodzenie do siebie. Gdy trafiłem do szpitala wyczyściła mi konto bankowe. Nigdy się nie otrząsnąłem do końca. W samym szpitalu po dokładnie zaplanowanej akcji trafiłem w podziemia, z zapasem czasu i żyetką. Tu informacja, jakby kto chciał sobie żyły podcinać to nie ma sensu, chowają się cholernie głęboko, przeciąłem całą jedną, z której krew płynęła minutę... Na 12 ran...

Po 2 miesiącach w szpitalu i kilku kolejnych psychoterapii prywatnej byłem w stanie jako tako funkcjonować, na tyle żeby nie myśleć o śmierci... Ale. Straciłem studia, pracę, mieszkanie. Byłem zmuszony wrócić do miejsca w którym wszystko się zaczęło, do rodzinnego domu. Rodzice się nienawidzą, matka rozmawia tylko z siostrą. Wieczne wrzaski, awantury i pretensje, że darmozjad jestem i jak sie wyniosłem z domu to dla mnie de facto miejsca już tu nie ma. Gdy w domu po raz trzeci próbowałem się zabić zjadając jakieś 100 tabletek. Przyjaciółka, której wysłałem smsa z wyjaśnieniami zadzwoniła do mojej matki. Ta przyjechała, zaczęła się drzeć i wsumie tyle... Nic ięcej nie pamiętam, obudziłem się na drugi dzień. Nie widzieli powodu nawet na płukanie żołądka mnie wysłać. Nawet nie mam gdzie od tego od począć, a matka 3 razy dziennie wrzeszczy po mnie, że mam sobie robote znaleźć i sie wynieść bo jej zawadzam.

 

Z każdym dniem mam mniej sił, ratuje się jeszcze koncertami, staram uciekać w muzykę, żeby nie słyszeć co się w domu dzieje. Ale ile tak można. Nie wiem jak z tego wybrnąć. Znaczy się wiem, ale to ostateczność...

 

Z góry przepraszam za błędy językowe i chaotyczność wypowiedzi, ale od 3 tygodni mam problem z bezsennością i nie mam siły myśleć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem co ci doradzic. Moze obierz sobie pewien kierunek i trzymaj sie go tak mocno jak sie da. Poszukaj pracy w innym miescie, wynajmij mieszkanie i zamist uciekac przed problemami, lekiem i bezsilnoscia w muzyke, uzywki i samobojstwo, rob tylko to co konieczne do przezycia, a reszte czasu poswiec na psychoterapie i proby zrozumienia swoich problemow, inaczej do konca zycia bedziesz sie odbijal od kryzysu do kryzysu.

Zwiazki na pewno nie pomagaja w wyleczeniu ran w psychice, a czesto ludzie sie w ten sposob oszukuja i pozniej jest zawod. Sadze, ze najpierw nalezy posprzatac balagan w swoim zyciu, a dopiero pozniej zaczac je organizowac na nowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Studencie20, doskonale cie rozumiem.

W domu mam tylko mamę, tata umarł 3 lata temu, a włascieiw on był moim najwięckszym oparciem, wtedy zaczęła się depresja, leki, psychatra, gdyby nie to zawaliłabym liceum, i tak dzięki temu zdałam mature, co prawda rok później, ale jednak, w czasie choroby taty miałam pierwszą próbe samobójczą, leki nasenne przepisane tacie, skończyło się ogromnymi zawrótami główy rano, nikt nawet nie zauwazył, nawet poszłam normalnie do szkoły, tam koleżanka powiedziała mi, źe źle wyglądam, jako jedyna zauwazyła

potem babcia zachorowała, znienawidziłam szpitali po chorobie taty, kiedy mama wzięła mnie raz do babci do szpitala - babcia juz nas wtedy nie rozpoznawała - wróciłam do domu w płaczem, w domu kolejna próba samobójcza - tym razem morfina, znowu nic

z zeszłym roku zawaliłam studia, w tym roku zaczęłam studiowac to co zawsze chciałam, w Gdańsku, jestem z Olsztyna, na początku było wspaniale, potem znowu sie zaczęło, rzadko chodziłam na zajęcia, w zeszłym tygodniu powiedziałam wszystko mamie, wróciłam do domu, psychiatra zmienił mi leki, a przy okazji nasłuchałam się od cioci, ze jestem darmozjadem i że ja obrzydzam, że nie ma ty dla mnie miejsca, mam wracac na studia albo sie stąd wynieść

wróciłam do Gdańska w sobotę, mieszkam tu z koleżanką, która wie, z ejestem chora, ale ją to wcale nie obchodzi, od rana do nocy siedzi tylko przy komputerze, ja sie juz nie usmiecham, nie mam celu w życiu, żyje z dnia na dzień, choć tak naprawde to chciałabym nie żyć...

wczoraj miałam kolejna oróbe samobójczą, opakowanie cloranxenu, niestety efekt taki jak po tabletkach nasennych,

dzis znowu spróbuję, mam nadzięję, że sie uda...

 

przepraszam za błędy

 

[Dodane po edycji:]

 

9453479 to mój nr gg, jakby ktoś chciał

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aktualnie się gdzieś leczysz?

Nie, wsumie nie mam takiej możliwości. Leczenie musiałbym sam sobie finansować, a na to mnie nie stać.

Poszukaj pracy w innym miescie, wynajmij mieszkanie i zamist uciekac przed problemami, lekiem i bezsilnoscia w muzyke, uzywki i samobojstwo, rob tylko to co konieczne do przezycia, a reszte czasu poswiec na psychoterapie i proby zrozumienia swoich problemow

Łatwo się mówi. Owszem mam taki plan. Gorzej z jego realizacją. Przebyanie w tym domu sprawia, że nie mam siły ruszyć się gdziekolwiek, a żeby się wyprowadzać trzeba mieć kase na kilka miesięcy przynajmniej, żeby spokojnie móc szukać pracy na miejscu i przeżyć. Inną kwestią jest wynajem i utrzymanie mieszkania, nawet za to 1.200 netto pensji, wystarcza średnio na rachunki i wynajem. A trzeba coś jeść...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, ze latwo sie mowi, nic innego nie moge poradzic, oczywiscie, ostatecznym rozwiazniem jest samobojstwo, jednak hmmm, nie popieram tego, ale rozumiem, ze niektorzy nie wytrzymuja. Sprobuj wziac sie w garsc, jesli mozesz. Mi pomaga na chwilowe zestrojenie sie gleboki relaks, trzeba miec jeszcze do tego warunki, no ale. Po prostu leze bez celu przez kilka godzin i obserwuje swoje mysli jakby z boku, po pewnym, czesto dlugim czasie wszytko sie przejasnia i czuje prawidziwy, nie wymuszony spokoj, nie na dlugo, ale jednak, kwestia treningu.

 

Kiedy chorowalem na depresje uwazalem, ze problemy, ktore mam istnieja naprawde i musze cos zrobic, zeby je rozwiazac....... to nie prawda, tylko pozornie wydaje sie, ze sa jakies problemy do rozwiazania, a wszelkie proby ich rozwiazania (mam na mysli problemy emocjonalne, uczuciowe, itd. nie brak gotowki, czy tego typu sprawy) sprawiaja, ze problem bedzie ciagnal sie w nieskonczonosc. Nie skupiaj sie na rozmyslaniu o problemach i ich rozwiazaniach, to nie dziala i nie bedzie. Czujesz sie po prostu zle, przytloczony, a gdyby te uczucia nagle znikly, to problemy nie mialyby znaczenia. Nie mialoby znaczenia, ze rodzina jest zla, ze nie rzuciles studia i jestes na lodzie, wtedy czulbys, ze nic nie jest stracone, ze zle traktowanie przez rodzine sie nie liczy, i ze dasz rade. Nic nie mozna zrobic, zeby rozwiazac swoje problemy emocjonalne (tak uwazam), wystarczy ich tylko nie utrwalac i nie wzmacniac, czyli nie walczyc ze soba, zatrzymac sie i zrelaksowac, poczuc to wszytko co czujesz, a kiedy w 100% zaakceptujesz to co JEST w danej chwili, wtedy emocje sie zmieniaja, a energia... emocjonalna sie rozpuszcza, mniej, lub bardziej.

 

PS. Jezeli nie mozesz zasnac to nie rob tego na sile, tylko sobie zaszkodzisz. Po prostu lez, sen sam przyjdzie, ale jesli zaczniesz sobie wmawiac, ze to metoda na bezsennosc, to nie zadziala.

 

PS2. Zeby nie bylo, to ja wciaz jeszcze choruje na nerwice, moze nie powinienem dawac takich rad, ale odkad przestalem probowac rozwiazywac swoje problemy jest duzo lepiej, wlasciwie to od 1,5 roku nic nie zmienia sie na gorsze, a czasami jest coraz lepiej, wiec to dziala (w moim wypadku). Myslenie szkodzi : )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, ze latwo sie mowi, nic innego nie moge poradzic, oczywiscie, ostatecznym rozwiazniem jest samobojstwo, jednak hmmm, nie popieram tego, ale rozumiem, ze niektorzy nie wytrzymuja. Sprobuj wziac sie w garsc, jesli mozesz. Mi pomaga na chwilowe zestrojenie sie gleboki relaks, trzeba miec jeszcze do tego warunki, no ale. Po prostu leze bez celu przez kilka godzin i obserwuje swoje mysli jakby z boku, po pewnym, czesto dlugim czasie wszytko sie przejasnia i czuje prawidziwy, nie wymuszony spokoj, nie na dlugo, ale jednak, kwestia treningu./quote]

Zgadzam się i praktykuję. W moim przypadku najlepiej się sprawdza wsadzić 4 litery w pociąg i zrobić, choćby krótką wycieczkę. Ewentualnie jakaś partyjka szachów z przyjacielem, jak mam siłę.

 

Generalnie toku myślenia nauczono mnie podczas terapii w szpitalu, nie jest z tym najgorzej. Tylko kompletny brak zrozumienia w rodzinie i kiepskie perspektywy na zmianę otoczenia utrudniają mi to poprawne myślenie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×