Skocz do zawartości
Nerwica.com

nerwica mija!


Gość kamila

Rekomendowane odpowiedzi

Pare lat temu...tez bylem bardzo religijny...spowiedz co tydzien lub 2, komunia swieta, codzienna modlitwa, koronki o 15 itd.... I szczerze...nie podzialalo. Dlaczego? Bo caly czas chodzilo o to, by bog rozwiazal za mnie wszystkie problemy. Tak sie nie da. To zycie jest nasze i tylko nasze, sami wezmy ster we wlasne rece! Jezeli kochacie siebie, jezeli akceptujecie to ze jestescie tacy/takie a nie inni/e to mysle ze powoli kazdy z nas dojdzie do sukcesu i rozwiazania sie wszystkich glupich i krzywych mysli. Ale jezeli bog jest dla was kolejnym sposobem na ucieczke od swiata, to rozczarujecie sie jak ja.

Pozdrawiam i trzymam kciuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

heh, a ja mam jednak inne spozjenie. Czy jak rodzice krzycza na dziecko gdy cos zrobi zle, daja mu kary itd (co powoduje jakiestam cierpienie dziecka) to sa zli? No, raczej nie. Liczy sie powod dla ktorego to robia.

Tak samo moze byc z bogiem. Sam przestalem wierzyc, ale do cholery, skad sie wzial ten swiat? Wybuch? a co go spowodowalo? Musialo byc "cos" co jest od zawsze i bedzie od zawsze. Nie wiem czym to cos jest.

A co do nerwicy... hmm...w moim przypadku odpowiedzialnoscia dziele sie pol na pol - sam na siebie biore polowe, a reszta to wychowanie, w ktorym moglbym wytknac kilka bledow;)

W jezusa nie wierze (choc do kosciola chodze) wiec i go nie obwiniam. A poza tym, moze za pare lat zobacze ze cala ta moja nerwica przyniosla mi wiecej korzysci niz strat? W koncu...nerwy, strach...powoduja ze pracuje nad soba, mam jakis cel, daze do szczescia...a jeszcze pare lat temu wolalbym zatopic sie w marzeniach albo przelezec caly dzien.

Ale to juz za mna, szkoda szukac winnych, a co nam to da? Lepiej szukac odpowiedzi i wyjscia.

Ide, bo jest piatek....zamiast marnowac czas na uzalanie sie na forum, wychodze na dwor, narabac drzewa, moze jeszcze cos zrobic, moze wpasc do babci, a pozniej moze do jakiego kumpla, bo w koncu weekend sie mi zaczal:) i do niedzieli moge zapomniec o wszystkim:)

Moze by co wypil dzis??:)

pozdrawiam!

WIeclej optymizmu, pomimo ze jeszcze nie pokonalem nerwicy juz jestem o niebo szczesliwszy:)

 

Tobie tez sie uda!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A poza tym, moze za pare lat zobacze ze cala ta moja nerwica przyniosla mi wiecej korzysci niz strat? W koncu...nerwy, strach...powoduja ze pracuje nad soba, mam jakis cel, daze do szczescia...a jeszcze pare lat temu wolalbym zatopic sie w marzeniach albo przelezec caly dzien.

Ale to juz za mna, szkoda szukac winnych, a co nam to da? Lepiej szukac odpowiedzi i wyjscia.

Ide, bo jest piatek....zamiast marnowac czas na uzalanie sie na forum, wychodze na dwor, narabac drzewa, moze jeszcze cos zrobic, moze wpasc do babci, a pozniej moze do jakiego kumpla, bo w koncu weekend sie mi zaczal:) i do niedzieli moge zapomniec o wszystkim:)

Moze by co wypil dzis??:)

WIeclej optymizmu, pomimo ze jeszcze nie pokonalem nerwicy juz jestem o niebo szczesliwszy:)

 

To zycie jest nasze i tylko nasze, sami wezmy ster we wlasne rece! Jezeli kochacie siebie, jezeli akceptujecie to ze jestescie tacy/takie a nie inni/e to mysle ze powoli kazdy z nas dojdzie do sukcesu i rozwiazania sie wszystkich glupich i krzywych mysli. Ale jezeli bog jest dla was kolejnym sposobem na ucieczke od swiata, to rozczarujecie sie jak ja.

Pozdrawiam i trzymam kciuki.

Super :D i tak trzymaj

 

Ja też uważam że nerwica przyniosła mi wiele dobrego, bo skłoniła mnie do zmian i to dużych w moim życiu. Iluzje pękły jak bańka mydlana i cieszę się z tego. Teraz widzę jaka jestem i czemu dokonywałam takich a nie innych wyborów w moim życiu. Wiem skąd się wzięła nerwica, rozumiem ją. Teraz jestem na właściwej drodze do samej siebie, do kochania siebie i akceptacji.

Żaden bóg mi w tym nie pomógł ani nikt inny, tylko ja sama tak naprawdę, oczywiście byli i są tacy ludzie, którzy są mi pomocni ale to raczej na zasadzie takiej, że otwierają mi oczy i pokazują to czego ja wcześniej w sobie nie dostrzegałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nadszedł czas by się tu wpisać :D Poradziłam sobie z przeszłością, pogodziłam się z rozstaniem z miłością swojego życia i ze wszystkimi swoimi czarnymi myślami, które nękały mnie od wielu lat. Poradziłam sobie z depresją :smile:

Nabawiłam się nerwicy, straciłam ukochaną osobę, wszystko mi się posypało. Nie dawałam już sobie rady z tym okropnym wewnętrznym bólem, który towarzyszył mi każdego dnia. Bezsenne noce stały się nie do zniesienia, totalne udręczenie, niemoc, miliony łez, strach przed kolejnym atakiem bpd i jego skutkami, alkohol, izolacja. Do tego poczucie beznadziejności, niska samoocena, samobiczowanie.. za całe zło na świecie winiłam siebie, uważałam siebie za totalne dno, nie widziałam dla siebie żadnego ratunku, przyszłości.. Zresztą zawsze byłam katastrofistką, pesymistką i uważałam, że nie ma nikogo gorszego, brzydszego niż ja. Popełniłam wiele nieodwracalnych błędów przez to.

Dzisiaj mogę powiedzieć głośno – ZDROWIEJĘ ! ostatnie pół roku dało mi porządnie w kość, musiałam przewartościować swoje życie, podjąć ważne decyzje, zapomnieć o przeszłości. Było ciężko, nie chciałam się pogodzić z przeszłością, nie potrafiłam dać sobie drugiej szansy, nie mogłam pogodzić się z samotnością.. Ale dałam radę, ja – wiecznie zapłakana, odstawiona gdzieś w kąt, bojąca się odezwać, zawsze cicha i spokojna.

Mój kochany border przez kilka lat powtarzał mi, że nie mogę się poddać, że muszę walczyć, że nie jest ważne ile razy upadnę tylko ile razy wstanę, że nie ważne ile razy próbuję – w końcu musi się udać ! Dla mnie to były tylko puste slogany, przecież nigdy nic mi się nie udawało ! Nie słuchałam go, nigdy nie wcielałam w życie tego co mi mówił.

I wiecie co ? rozstaliśmy się a ja od razu zaczęłam robić wszystko o czym mi mówił. Sama nie mogłam uwierzyć w to, że potrafię, że daję radę, że to naprawdę jest to zrobienia. Był dla mnie tak ważny, że chciałam żeby chociaż Jego słowa były ciągle w mojej głowie skoro Jego już nie będzie. Małymi kroczkami zaczęłam zmieniać swoje życie. Wyszłam do ludzi, zmieniłam otoczenie, zmieniłam wygląd, zmieniłam dosłownie wszystko, czasem nawet uśmiechnęłam się do zdjęcia (całe życie uciekałam przed aparatem i to skutecznie :D ). Znalazłam sobie nawet zajęcie, którego podstawą jest kontakt z wieloma ludźmi. Daję radę, nie myślę już, że jestem najgorsza, że nikogo nie obchodzę etc. Zaakceptowałam siebie i zaczęłam cieszyć się życiem.

W jednym z ostatnich tematów było wspomniane, że trzeba poświęcić swoją dumę – to prawda, zgadzam się. Poświęciłam swoją dumę i wszystko się ułożyło. Nie powiem, że mam cudowne życie i jestem przeszczęśliwa, bo nie jestem.. ale powiem za to, że teraz to ja panuję nad depresją a nie ona nade mną, tak jak to było przez te wszystkie lata. Znalazłam swój złoty środek i czuję się po prostu wolna! Dosłownie z dnia na dzień odeszła w zapomnienie bezsenność – wieczorem pogodziłam się ze swoim losem, położyłam się spać i od tamtej pory śpię nawet 8-9 godzin zamiast 2 lub żadnej !

Może jest to wszystko zbyt ogólnie napisane, nie ma szczegółów jak się za to wszystko zabrałam, skąd nagle wzięłam siły do walki, ale ja nie jestem mistrzynią pisania pięknych opowieści niestety ;) ważne jest dla mnie to, że pokonałam swoje wewnętrzne demony. Depresję mam nadal – nie zaprzeczam, bo uważam że ona pozostaje do końca i nie odważę się powiedzieć, że jestem całkowicie zdrowa czy wyleczona. Ale mogę śmiało powiedzieć, że zdrowieję i że nauczyłam się z nią żyć.. po prostu razem sobie idziemy przez życie, nie daję jej powodów by się znów uaktywniła, a ona też mnie złośliwie nie zaczepia ;)

Pozostał mi do rozwiązania problem samotności, ale jestem pełna nadziei i z optymizmem patrzę w przyszłość. Jestem młoda, całe życie przede mną. Siły dodaje mi poczucie, że mój kochany border byłby ze mnie bardzo dumny gdyby wiedział, że jednak dałam radę :mrgreen:

Życzę każdemu żeby znalazł swój złoty środek – na depresję, nerwicę i inne zaburzenia. Bądźcie w końcu sobą, nie bójcie się tego jak postrzegają Was inni. Warto próbować z całych sił, nie poddawajcie się nigdy, ja dopiero po kilkunastu latach doszłam ze sobą do ładu i chociaż było tyle ciężkich chwil to nie żałuję ani trochę, że się w końcu odważyłam zrobić ten krok do przodu :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety ale tak jest. Nikt kto Cie na prawdę kocha nie pozwoli żebyś cierpiała!

mówi się, że kto kocha, ten wymaga, a to może czasem boleć ;) miłość ma nas czynić lepszymi a nie rozleniwiać. i nie mówię tu tylko o Bogu, mówię o miłości w ogóle.

 

wydaje mi się że jest lepiej. biorę Cital ponad 2 tygodnie. zaczęłam w nocy spać. zaczęłam mniej się bać i już nie mam histerycznych napadów płaczu. dzisiaj wieczorem po raz pierwszy od jakiegoś czasu nauka sprawia mi przyjemność. mam cichą nadzieję, że przede mną prawdziwa wiosna :smile:

 

beatrix! jednak umiesz pięknie pisać :) wzruszyłam się czytając. i Ty nazywasz siebie pesymistką? uśmiech sam się na twarz klei kiedy się czyta takie posty jak Twój powyżej! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodzę na terapię metodą psychoanalityczną i muszę stwierdzić, że pomaga widzę zmianę mojego myślenia, lepiej się czuję i daję radę przyjmować nauczycieli bez zamartwiania.

Polecam Wszystkim tą metodę, jest długa ale skuteczna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Wam :) Jestem bardzo zadowolony od paru dni zauważyłem zdecydowaną poprawę a to wszystko dzięki mojemu neurologowi (najlepszy w moim wojewodstwie) do którego trafiłem prywatnie. Wykonał szereg badań i przepisał mi zastrzyki milgamma i tabletki na noc (nie pamietam teraz nazwy). Odrazu poczulem znaczna poprawe, nie boje sie wyjsc na spacer, nie boje sie pojsc do fryzjera,sklepu,wykapac sie itp. Dzien zaczyna sie o wiele lepiej. Czekaja mnie jeszcze 3 terapie pradowe ktore calkiem mnie rozluznia i bede normlanym czlowiekiem. Ten lekarz poprostu postawil mnie na nogi ze nawet zaczyna cieszyc mnie ta wiosenna pogoda :) Jednym slowem (odpukac) ZDROWIEJE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zycze tego wszystkim z calego serca

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja dalej się pod swoim postem z 08 Mar 2010, 03:41 podpisuję.

Jest coraz lepiej, lęki nie znikają ale nie przejmuję się tak tym, wymiotuję to trudno, idę do toalety- to naturalne.

Nawet jak pies mnie poprosił to wyszedłem sam z domu tydzień temu, szukam kontaktu z kumplem z gimnazjum, może kiedyś z nim wyjdę?

Zobaczymy, proponował mi to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

JA zauważyłem taką rzecz.A mianowicie rzeczy które bardzo mi przeszkadzały np: bicie serca łapanie oddechu teraz nie maja dla mnie żadnego znaczenie bo o nich zapomniałem.CHodzenie do szkoły to już nie walka wytrzymam czy nie wytrzymam ale miło spędzony czas z kumplami.

Upadki:Wczesniej jak tydzien czułem sie dobrze i przychodził dołek to sie załamywałem a teraz po prostu przyjmuje go na klate i trudno jutro będzie lepiej.Szkoda ze nie moge wybic sobie z głowy tego słowa"nerwica"troche mnie to demotywuje do dalszej walki ;/ ale dam rade

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No bo walczysz... przestan walczyc z nerwica... a przejdzie. Walczac z czyms, wiazesz sie z tym, szukasz sposobow by to pokonac itd. Zapomnij o tym i nic nie rob ze swoja nerwica..a niech sobie ona bedzie. Wowczas minie...

Akceptacja to klucz, pomimo ze sam jeszcze pare chwile temu uwazalem ze nalezy walczyc i sie nie poddawac, ale zmienilem zdanie pod wplywem sluchowiska jakie znalazlem w necie (po angielsku, zrozumialem bo studiuje jezyk). Chodzi o to, by sobie powiedziec ze to juz koniec i przestac zwracac uwage na to. Tak samo jak przestales zwracac uwage na bicie serca, tak przestan wzracac uwage na inne rzeczy ktore sam nazywasz nerwica.

Juz jestes zdrowy, musisz tylko w to uwierzyc.

 

 

lęki nie znikają ale nie przejmuję się tak tym, wymiotuję to trudno, idę do toalety- to naturalne.

 

Wlasnie o to chodzi. Kwintesencja czy jak sie to pisze:D Masz to w d**** czy zwymiotujesz czy nie...i zobaczysz ze za chwile przestaniesz pamietac o tym ze "powinienes teraz zwymiotowac bo jest strasznie" Wlasnie nerwica to takie nakrecanie sie "boze, zebym tylko nie zwymiotowal". Jak masz to gdzies czy zwymiotujesz czy nie, to strach odchodzi.

 

Aha, no i jest jeszcze bardzo fajna technika na to... Jak sie boisz ze zwymiotujesz, to pomysl - "no teraz to ja wam pokaze jak sie wymiotuje" albo inaczej, wzbudz w sobie zyczenie zwymiotowania. Zapragnij zwymiotowac. Strach przejdzie. Sam sprawdzilem - dziala. Kiedys dla mnie masakra bylo isc gdzies jejsc w miejsce publiczne. Wczoraj bylem ze znajomymi na piwie, a pozniej obrzarlem sie jeszcze z kumplem pizza. przeszlo. Wam tez sie uda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już dawno powinienem to uczynić ,ale lepiej być pewnym niż zmieniać zdanie co parę dni .Czas płynie szybko ,z każdym dniem mam coraz mniej objawów .Ponad rok nie występują u mnie bóle w klatce piersiowej,ponad dziewięć miesięcy ucisk głowy jest bardzo słabo wyczuwalny albo go po prostu nie ma.Ból oczu ,który przez dwa lata też mi dość często dokuczał,też zdecydowanie zmniejszył się .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piszę, po bardzo bardzo długiej nieobecności. Niestety coś się stało z moim hasłem i nie miałam możliwości się zalogować. W najgorszym stadium choroby zostałam sama, zupełnie sama, nikt mnie nie rozumiał nikt nie pocieszał. Człowiek nosi maskę uśmiechu ale bywały dni kiedy nawet i tej maski nie chciało mi się wkładać.

Minęło kilka lat.. i wiecie moje największe marzenie spełniło się, i dopóki ono trwa, to czuję się wolna! to tak jakby ktoś otwożył okno i ciepłe promienie wstającego dnia ogrzewały moją twarz..

Wiem jak jest ciężko, teraz po tym czasie widzę minione lata jako jeden dzień, czarną lukę w pamięci zlewających się ze sobą dni.

Teraz sama pomagam ludziom takim jak ja, moim najbliższym przyjaciołom którzy nie radzą sobie z problemami.

Nadal biorę leki, nadal jestem bardzo wrażliwa i potrafię uronić łzę zarówno ze smutku jak i ze szczęścia ale to już nie ta sama łza. Czuję się szczęśliwa! Tak szczęśliwa że gdyby Bóg chciałby mnie zabrać do siebie to zaparłabym się rękami i nogami i krzyczała "poczekaj! jeszcze nie teraz!".

Także chce dać wam nadzieję, że jednak jeśli się chce, ma nadzieję to można wyzdrowieć.

Pozdrawiam was bardzo serdecznie i trzymam kciuki za wasze spełnione marzenia..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam pytanie do tych co wyzdrowieli. Bo ja także dużo już osiągnęłam, codziennie staje się coraz bardziej samodzielna i coraz lepiej radze sobie w życiu. Jeśli chodzi o objawy to miałam ich wiele. Straszne napięcie głowy, które powodowało, że robiło mi się słabo (wszystko połączone z depersonalizacją i derealizacją). Często nie wiedziałam sama czy żyję. Ból psychiczny był najgorszy. Teraz coraz rzadziej, myślę o nerwicy. Postanowiłam, że nie ma dla niej miejsca i stawiam sobie coraz trudniejsze wyzwania do pokonania. Najtrudniejszym momentem w zdrowieniu było dla mnie przyjęcie nowych zmian, bo stare było złe ale bezpieczne. Zmieniało się dosłownie wszystko. Krok po kroku ustawało napięcie głowy ( czego bałam się najbardziej, bo odbierałam to tak jakby ktoś mi coś zabrał z głowy, czułam takie wolne miejsce, już nie musiałam tak strasznie ściskać głowy) często wpadałam właśnie wtedy w panikę myśląc że to jakiś wylew. A napięcie ustawało coraz bardziej. Dopiero jak pogodziłam się z tym i uznałam za pozytywną zmianę, poczułam ulgę. Wydaje mi się, że teraz jest coraz lepiej. Czy wy również macie podobne odczucia?? podczas zdrowienia baliście się tych zmian?? i zadawaliście sobie podobne pytania typu: czy to tak ma być??czy już idzie w dobrym kierunku??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piszę po bardzo dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuugiej nieobcności.

Wiele ostatnio się zdarzyło , mi.in.zmarł mój ojciec , ale nie widziałam go 10 lat , więc nie dziwcie się , że przeżyłam to ' na swój sposób'. No cóż...rozwody dają właśnie takie konsekwencje , zero kontaktu przez 10 lat - aż trudno w to uwierzyć , ale mniejsza z tym.

Jeśli chodzi o terapię to uczęszczam na nią nadal. Daje efekty i to nawet duże , choć często jest ciężko. Ale takie jest życie.

Bulimia czasem daje o sobie znać , niekiedy mocniej niekiedy lżej , ale jakoś wytrzymuję , muszę.

Nie mogę nigdy więcej dopuścic do tego , aby znów była na 1 planie-ciężko jest , uwierzcie mi.

Staram się nie myśleć o odchudzaniu , o dietach , o napadach. Staram się być non stop zajęta , dużo pomaga mi w tym jazda konna i pomoc innym. Sami jednak wiecie jak to jest.

No ale grunt się nie poddawać.

W pon. czeka mnie ostatnia terapia na celutkie 2 m-ce. Za tydz. wyjeżdżam na sezon do pracy na cały okres wakacji ;].

Mam nadzieje , że dam radę.

No wkońcu kto inny jak nie ja ;D.

Wkońcu wyrwę się od codzienności , nowe miejsce , nowi ludzie - te wakacje będą udane - to postanowione!! ;].

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magia, to nie jest łatwe,

ale bardzo długo się z tym zmagałam i nadal dochodzę do siebie. Pomogło mi to, że straciłam pracę, chłopak powoli miał mnie dosyć i powiedział, że albo coś z tym zrobię albo koniec naszego związku. Sama też zaczęłam się coraz bardziej wkurzać na siebie. W końcu znalazłam pracę na której mi strasznie zależy i nie chcę jej stracić i to też mi pomaga. Poza tym chodziłam długo na terapie grupową i tam dostałam niezły opieprz od ludzi, że nie biorę się za siebie. Tak mi dowalili, że musiałam rozpocząć pracę nad sobą. Przyjęłam do wiadomości, że każdy człowiek ma gorsze dni i staram się dawać sobie prawo do tego. Np. dzisiaj czuje taki smutek no ale jakoś trzeba przeczekać, może jutro będzie lepiej.

 

[Dodane po edycji:]

 

Sory, ten post miał być skierowany do Moniki;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja chodziłam ok 1,5 roku,

ale z doświadczenia wiem, że nie ma co patrzeć na czas, każdy ma swój odpowiedni moment. Jeden potrzebuje czasu więcej inny mniej. Ja nadal nie uważam, że zrobiłam wszystko. Tak naprawdę cały czas uczę się poznawać i rozumieć siebie. Poza tym ja uważam, że każdy ma jakieś problemy tylko są ludzie którzy się bardziej nimi przejmują i stąd ich nerwica. Jeszcze jedno: zawsze myślałam sobie jak to będzie jak zacznę się pozbywać objawów, myślałam ze będzie tak fajnie i już z górki. A tu niespodzianka, bo jest jeszcze trudniej. Z objawami żyło się naprawdę łatwiej, wszyscy się litowali, pomagali, wyręczali ( tylko ludzie z grupy mi dowalili i żadnej litości nie było). Teraz wszystko robię sama, nie ma już opiekunów. Jestem odpowiedzialna coraz bardziej za swoje życie. Ale też w momencie kiedy uda mi się zrobić coś bardzo trudnego to czuję taką straszną satysfakcję, że warto było przez to wszystko przejść. Decyzja o powrocie do zdrowia dlatego jest taka ciężka bo choroba daje dużo korzyści, taka jest moja refleksja po tym co przeszłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×