Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak możemy sobie pomóc?


she_lost

Rekomendowane odpowiedzi

Ponad 2 lata temu poznałam mojego chłopaka. Zakochaliśmy się w sobie już pierwszego dnia i od razu zaczeliśmy budować związek. Na początku wszystko wydawało się piękne, ale szybko zaczęły się schody. Nie znaliśmy się zbyt dobrze-dopiero zaczęliśmy się poznawać. Po około 2 miesiącach przyznał mi się, że prawdopodobnie mnie zdradził tydzień po tym jak zaczęliśmy być razem i bardzo płakał i przepraszał-nie był pewny, bo był tak pijany, że nic nie pamiętał. A była to kobieta starsza od niego, z ktrórą spotykał się nazwijmy to niezobowiązująco zanim się poznaliśmy-nie byli w żdnym związku. Wybaczyłam mu (tak mi się wydaje, choć to nadal boli)-stwierdziłam, że wolę być z nim i uporać się z tą myślą niż żyć bez niego. Ale to nie był największy problem.

 

Wychodził z kolegami (trochę za często) i brakowało mu kontrolki, która mówilaby mu STOP, więc zdażło mu się (czasami dość czesto) wypić zbyt dużo. Kiedy się spotykaliśmy, a ja mu mówiłam, że mi to nie pasuje to zaczynał się denerwować i uciekał, mówił, że go więcej nie zobaczę, że coś sobie zrobi... Biegłam za nim i błagałam żeby się uspokoił, był wtedy bardzo wybuchowy i nerwowy. Czasami jak próbowałam go zatrzymać w domu żeby nic sobie nie zrobił to mnie popychał... Czasami mocno...

 

Był bardzo zazdrosny, więc kiedy czasem nabierał jakichś bezpodstawnych podejrzeń ubliżał mi, aż pewnego dnia ja nie wytrzymałam i uderzyłam go w twarz, wtedy on trochę się ocknął i jakby dotarło do niego, że źle robi-tak mi się wtedy wydawało

 

Niestety sytuacje takie się powtarzały i zaczęłam przejmować od niego pewne zachwania, kiedy on zaczynał kłótnie ja już nie byłam spokojna i opanowana tak jak kiedyś i zaczynały się awantury.

Czasami jak ja miałam do niego o coś pretensje to on kładł się, odwracał i zupełnie nie reagowała (udawał, że śpi) i wtedy ja już nie odpuszczałam i brnęłam dalej w tą awanturę, im bardziej mnie ignorował tym większa wzbierała we mnie złość. Później zawsze jakoś się godziliśmy i na jakiś czas był spokój. Chcięliśmy żeby było dobrze i sytuacje te powtarzały się coraz rzadziej, ale kiedy już przychodziły to z większą siłą.

 

Kiedy rozmawialiśmy to wybaczaliśmy sobie wszystko co złe, ale kiedy zaczynało się dziać źle to wtedy wypominaliśmy sobie wszystko co tylko nam przyszło do głowy, a winę zrzucaliśmy na siebie nawzajem. Ja nie umiałam mu już zaufać tak jak na samym początku, zanim powiedział mi o tamtej kobiecie, a on wogóle był podejrzliwy i cały czas obwiniał mnie o to, że ja jego zdradziłam mimo, że sytuacja, o którą mu chodziło wydarzyła się zanim się spotkaliśmy poraz pierwszy (najpierw pisaliśmy do siebie na gg przez 2 miesiące). więc jego zdaniem miał podstawy żeby mi ubliżać. Często podczas kłótni mnie wyzywał, a później jak mu przechodziło to mówił, że wcale tak nie myśli, że przeprasza i, że gdyby tak myślał to nie byłby ze mną. A poźniej sytacja się powtarzała...

 

Kiedyś przyznałam mu się, że miałam myśli samobójcze, ale nigdy nie próbowałam się zabić tyle tylko, że wcześniej jak miałam problemy i nie umiałam sobie poradzić to się cięłam-nie mocno, ale jednak to był problem. Nigdy nikomu z bliskich nie przyznałam się do swoich problemów z samookaleczaniem, bo nikt by nie zrozumiał-tacy ludzie. Przy nim przestałam, bo jednak w jakimś stopniu mnie spierał i to mi wystarczalo żeby sobie z tym poradzić. Tak mijały miesiące, a on w końcu zaczął mnie szantażować w kłótniach, że się potnie i łapał za nóż, więc ja też zaczęłam tak robić-nie wiem po co, to było silniejsze ode mnie.

 

W końcu podjęłam decyzję, że jeśli nie weźmiemy się w garść i nic się nie zmieni to będziemy musięli się rozstać, bo ja już dłużej tego nie wyrzymam. Mimo wszystko sytuacja powtarzała sie kilka razy, a on później zawsze przepraszał i mówił, że to już się więcej nie powtórzy, a ja ulegałam. Nie jestem z siebie dumna, że kiedy się kłóciliśmy to puszczały mi nerwy i potrafiłam go uderzyć, a on mi wtedy oddał. Następnym razem posunął się dalej i uderzył mnie kilka razy w głowę, szarpalismy się...

 

Aż jeden incydent przeważył szale i powiedziałam, że to koniec i nie bedziemy razem. Wtedy przez tydzień się nie odzywaliśmy do siebie, starałam się być twarda, bo mnie strasznie skrzywdził, ale nie wytrzymałam. Jak chciał ze mną rozmawiać to wyglądał jak cień czlowieka. Uwierzyłam, że naprawdę się zmieni, będzie spokojny, będzie się starał. był miły, do rany przyłóż, kupił mi psa, którego zawsze chciałam mieć. Minął miesiąc i chyba raz się pokłóciliśmy przez ten czas (on był spokojny, ale ja go szturchałam, byłam tak wściekła, że miałam ochotę zranić go jak najmocniej), a po tym miesiącu wynikła taka awantura, że zaczęło się jednego dnia przez telefon, a skończyło dopiero nastęnego dnia kiedy zobaczyliśmy się przed praca i ja przywiozłam mu jego rzeczy. Przez smsy przepraszał, a kiedy przyjechałam to znowu mi ubliżał (jakby to był zupełnie inny człowiek), spoliczkowałam go, a on mnie wtedy przewrócił. Chciałam wyjść, ale mi nie pozwolił, pobił mnie wtedy. Kiedy uciekłam to obiecałam sobie, że to naprawdę koniec. Stwierdziłam, że on ma taki charakter i skoro raz, drugi, trzeci mnie uderzył to już zawsze tak będzie i, że on się nie zmieni i jedyne co mogę zrobić to już nie dać mu kolejnej szansy i nie pozwolić tym samym na takie traktowanie.

 

Nie odzywałam się do niego, on wydzwaniał i nagrywal mi sie na pocztę, pzyjeźdźał pod mój dom, a ja sie nie odzywalam i udawałam, że nie ma mnie w domu. Raz groził, że się zabije, a innym razem prosił, błagał, płacząc do słuchawki, a kiedy się nie odzywałam znowu próbował szantażu że się powiesi itd... Ja nie ulegałam.

Kocham go i zastanawiam się czy to musi być koniec. Zawsze wydawało mi się, że on ma silny charakter, ale on twierdzi, że potzrbuje mojego wsparcia, więc po dłuższym czasie powiedziałam mu, że mogę go wspierać jako koleżanka, ale żeby nie liczył i nie naciskał na nic innego, bo za bardzo mnie zranił. On chce iść do aa żeby wogóle nie pić, bo myślałam, że ma problemy z alkoholem i cały czas mu to powtarzałam (ale kłótnie nie były tylko pod wpływem alkoholu).

 

Powiedziałam o ostatnim incydencie rodzicom, rodzeństwu, przyjaciołom... Wszyscy są zdania, że nie ma sensu pakować się znowu w to samo, bo on się nie zmieni. Wszyscy postrzegają go jako złego człowieka. I nikt nie chce mieć z nim nic doczynienia, każdy go potępia. Faktycznie czasami był dla mnie najgorszy na świecie, ale czasami był najlepszym człowiekiem pod słońcam. Może nie umiem racjonalnie myśleć przez to co do niego czuję. Nie chcę też żeby odwrócili się ode mnie moi bliscy, bo wsparli mnie wtedy kiedy ich potrzebowałam i chcą dla mnie jak najlepiej.

 

Może ktoś napisać czy to co zawiniło w naszym zwiążku to nerwica? Przy tych wszystkich kłótniach to wyglądało tak jakby to były nagłe napady, zmieniał się zupełnie o 180 stopni, a w końcu mnie nerwy też zaczęły puszczać.

 

Ma ktoś jakieś dobre, przydatne rady? Może jakieś psychoterapie, psycholodzy, psychoterpeuci, psychiatrzy w Łodzi? Może mógłby nas ktoś dobrze pokierować? Może jeszcze nie wszystko stracone? Przepraszam za tak długi post i dziękuję wytrwałym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że problem tkwi w nim. Być może psychoterapia by mu pomogła zacząć żyć inaczej i inaczej traktować Ciebie, tyle tylko, że on najpierw sam musi CHCIEĆ się zmienić, a wcześniej musi zrozumieć, że i co robi źle. Sama oceń, czy to w jego przypadku możliwe.

Ja bym się w to nie pakowała, skoro już tyle razy Cię bił. A naprawdę prędzej czy później o każdym można zapomnieć, wyleczyć się z niego, trzeba tylko chcieć i potrzeba trochę czasu. Naprawdę jest mnóstwo ludzi wartościowych i będąc cierpliwym można w końcu znaleźć kogoś z kim rzeczywiście warto być, nie narażając się niepotrzebnie na cierpienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ti nie nerwica to alkoholizm i przemoc a Ty jestes wpoluzalezniona. Dobrze by bylo gdybys sama sie udala do poradni gdzie zajmuja sie toksycznymi zwiazkami, tam Ci wytlumacza i byc moze zrozumiesz dlaczego nie warto juz sie w to pakowac, a jak nie to zmarnuj zycie dla tego faceta i dla 5 minut dlatego ze mioal dobry humor i akurat Cie w tym czasie nie pobil ani nie naublizal. Poza tym jak sie naprawde kocha to sie nie zdradza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za wasze opinie. Miałam nadzieję, że będą inne i pojawi się jakaś nadzieja, ale najwyższy czas spojrzeć prawdzie w oczy.

Jest mi strasznie ciężko i nie umiem sobie poradzić z tą sytuacją. Chyba już nie umiem być sama, bo od kiedy się rozstaliśmy nie mam na nic ochoty, najchętniej nie wychodziłabym z łóżka, a najlepiej wogóle bym się nie budziła. Wiem, że powinnam wziąść się w garść, ale nie umiem, bo to wszystko za bardzo mnie przytłacza.

Ma ktoś może jakieś rady? Mógłby mnie ktoś jakoś pokierować żeby wrócić do normalnego życia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moze wybierz siè do psychologa on na pewno fachowo cos doradzi;ja napisalam tak bo sama tez przeszlam toksyczny zwiàzek.trwalo to lata zanim wrocilam do normalnosci :D dlaczego ty nie mialabys dac rady?na pewno siè uda.zaslugujesz na szczèscie :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście wszyscy mieliście rację.

Rozstaliśmy się, on zaczał chodzić do psychologa, a ja z dobrego serca chciałam mu pomóc. Na nic to się zdało, bo nie docierało do niego, że z nami koniec. Nachodził mnie w domu, nachodził moich rodziców, wydzwaniał do mnie, do moich znajomych...

Zerwałam z nim wszelkie kontakty, bo zaczęłam poważnie bać się o siebie. A on dalej wydzwania, pisze smsy (nie tak łatwo zmienić namer przy telefonie na abonament). Ostatnio ktoś poobijał mi samochód. Dziwny zbieg okoliczności... Jestem pewna, że to on, ale niestety dowodów na to nie mam. Wiem, że on nie odpuści.

Niestety w świetle prawa nie mam nic na niego, a boję się coraz bardziej. Już wiem, że można się po nim wszystkiego spodziewać.

Ma ktoś może jakieś rady? Wskazówki jak zapewnić sobie bezpieczeństwo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×