Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nawroty


Gość evelina

Rekomendowane odpowiedzi

co masz na mysli mowiac nieciekawe mysli?

Ja sobie z tym nie radze w ogole. Zdaje sobie sprawe ze bede z tym zyla do konca zycia. Tylko jeszcze nie wiem jak bo jak na razie z dnia na dzien jest coraz gorzej. Czasem sa lepsze momenty ale rzadko...bulimia sie przyczaja na chwile...ale potem znow wraca i wraca

 

[Dodane po edycji:]

 

co masz na mysli mowiac nieciekawe mysli?

Ja sobie z tym nie radze w ogole. Zdaje sobie sprawe ze bede z tym zyla do konca zycia. Tylko jeszcze nie wiem jak bo jak na razie z dnia na dzien jest coraz gorzej. Czasem sa lepsze momenty ale rzadko...bulimia sie przyczaja na chwile...ale potem znow wraca i wraca

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W chorobach zaburzenia odżywiania trzeba przede wszystkim zaakceptować siebie. Bez tego ani rusz. Widać dziewczyny, że niewiele idzie u Was do przodu. Narzucanie sobie diet czy katowanie się wyrzutami sumienia donikąd nie prowadzi. Jedyne wyjście to praca nad sobą samym i najlepiej pod okiem specjalisty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Twoje pytanie Pstryku ma szerokie znaczenie.

Tego się nie da ot tak wytłumaczyć i nie dziwię się , że nikt nie podjął próby odpowiedzenia na nie .

Osoby z ED bardzo ciężko zrozumieć.

Podam to na przykłądzie swoim.

Wiem , że nie jestem brzydką dziewczyną - jesteś taka piękna , taka , taka i owaka-słowa innych , już nie mogę tego słuchać .Drażni mnie to.

A jednak mam bulimię - wymiotuję , brzydzę się jedzenia , nienawidzę jeść , nienawidzę patrzeć w lustro - i gdzioe tu logika?

To już wielki obłęd , choroba , która zabija mnie każdego dnia - mnie i cały ,mój świat.

Nasuwa się więc pytanie - po co to wszystko?Po co ta bulimia?

NIE WIEM.

Mam szansę korzystać z pomocy , a jednak nie za bardzo mnie ciągnie do ich gabinetów - nie mam ochoty gadać na swój temat , nie lubię tego , nie umiem walczyć o siebie , nie mam siły ani woli.

Zdaję sobie z tego sprawę , ż ejeśli dalej będe pozostawać przy swoich zasadach , postanowieniach , jeśli nadal będę odrzucać pomoc specjalistów i jeśli SAMA nie zechcę o siebie walczyć, to skończy się to śmiercią - prędzej czy później trafię do szpitala - wiem.:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znam się trochę na dietetycę wiec wam to napiszę, głodowanie się nie ma największego sensu bo nawet jak chudniecie to niszczycie same siebie, spalacie potrzebne rzeczy jak i niepotrzebne rzeczy. Chudnąć można nawet dobrze jedząc wystarczy, że będziecie jadły często, ale w małych dawkach. Te całe katowanie się potem odbija się na psychice i koło się zamyka. A chudnięcie poprzez niejedzenie niczego nawet bardzo brzydko wygląda, cera jest kiepska itd. Więc polecam wam z całego serca aby jeść normalnie! Tak posiłki co 2-3 godziny i będzie dobrze nie przytyjecie niesamowicie jak, a nawet wcale, taką dietą także można chudnąć. Witaminy i minerały w organizmie są najważniejsze mózg bez nich nie działa prawidłowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam w klubie ;( Ja bulimię mam od trzech lat, raz jest lepiej raz gorzej. Teraz jest gorzej, przytylam 3kg, co dla mnie jest nie do zniesienia. Akceptacja siebie...hm podobno jest to możliwe...może kiedyś i mi się uda...by ,gdy patrzę na siebie w lustrze,nie patrzeć z obrzydzeniem i by móc bez wstrętu do siebie, dotykać się np podczas kąpieli... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Troche odświeżę temat.

Otoz, od kiedy wrocilam do domu po paro miesiecznym pobycie za granica, w ramach regeneracji, powrocily te mysli. Niby na poczatku wszystko bylo ok, az do momentu gdy znowu zaczely sie domowe awantury. Nie chce byc tlusta tak jak moja matka. Przez nia znow chce umrzec... nie zjem nic by tylko wzbudzić w niej poczucie winy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W październiku idę na 10 tygodni do Kliniki leczenia zaburzeń lękowych w związku z bulimią. Do tej decyzji dorastałam 4 lata i wcale nie dziwię się, że nie macie siły i woli. Jestem po dwóch terapiach, które musiałam przerwać nie z własnej winy i teraz jestem bez wsparcia. Terapeuta czy psycholog to dobre wyjście, bo samemu nie zaakceptuje się siebie ot tak. Trzymam kciuki za Was bardzo mocno i życzę powodzenia :uklon:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od kwietnia 2008 do czerwca nie wymiotowałam, nie pamiętam tych dwóch miesięcy, ale pamiętam dzień, w którym znów zaczęłam, a była to kłótnia z mamą, powiedziałam wtedy, że zrobię JEJ na złość (ona przecież nie wiedziała). Płakać mi się chcę jak sobie o tym przypomnę. Jak to jest? Chęć zrobienia SOBIE na złość, choć w podświadomości świta, że to nie my, że to nie dla nas, tylko przeciwko im wszystkim. Zdecydowanie przerażające. Czy da się pokonać chorobę, "nawroty" bez silnej woli? Bez wiary we własne możliwości? Chyba nie. Przepraszam za pesymizm. Myślę, że jeśli jesteśmy w stanie zaakceptować siebie, wśród kilku pozytywnie nastawionych twarzy, od których bije światło nadziei jesteśmy w stanie zrobić wszytko. Myśl, że ma się siebie i oprócz tego osobę (osoby), które wspierają Cie jeszcze bardziej... Nie mówię o rodzinach, oni często zawodzą. Niestety. Zazdroszczę tym, którzy mogą na nich liczyć i radziłabym to wykorzystać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też, ale tera wiem co mi jest, bycmoże teraz jak jest internet, to beda musieli sie przeciwstawić i zacząc diagnozowac. Diagnozowano to juz w IX w. /choroba spoleczna/. Zespół Glenarda to jest obniżenie przepony i jelit, stad te wszystkie dolegliwości. Niestrawnosc, bóle , biegunka, bóle pod mostkiem, zapalenie jelita, IBS, melancholia, nerwica wegetatywna, skączywszy na schizofreni /tak twierdził Dr Lane/. Cały czas wprowadzają wszystkich w błąd faszerując tabletkami a nie diagnozują i nie prowadzą badań i nie ulepszają operacji na ten zespół. Bycmoże część osób choruje na NW, ale co można powiedzieć jak nie ma pełnej diagnozy opuszczenia trzewi i nie mozna stwierdzić statystycznie kiedy jest nerwica a kiedy zespół glenarda. Pisze że np. 9 osób na 500 po porodzie ma zespół glenarda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W październiku idę na 10 tygodni do Kliniki leczenia zaburzeń lękowych w związku z bulimią. Do tej decyzji dorastałam 4 lata i wcale nie dziwię się, że nie macie siły i woli. Jestem po dwóch terapiach, które musiałam przerwać nie z własnej winy i teraz jestem bez wsparcia. Terapeuta czy psycholog to dobre wyjście, bo samemu nie zaakceptuje się siebie ot tak. Trzymam kciuki za Was bardzo mocno i życzę powodzenia :uklon:

ja tez prosze o info dieki bardzo:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawroty – prawie zawsze są, trzeba się pilnować. :roll: Mam nadzieję, że się srogo mylę, ale moim zdaniem myślenie anorektyczne/bulimiczne pozostaje do końca życia. To jak z alkoholikiem, zostaje się nim do końca mimo iż się nie pije. Mnie ana dopadła dwa razy, i mimo iż obecnie jem normalnie to nadal w gorszych okresach (a teraz jest ich więcej) mam jakieś zapędy anorektyczne. Ale nie wejdę w to g*wno po raz kolejny choćby nie wiem co, NIE!

chojrakowa, czy Ty chodzisz obecnie na jakąś terapię, jesteś pod czyjąś opieką? Poza tym – byłaś u gastrologa? Jeśli nie to idź jak najszybciej!!! Czytałam kilka Twoich postów, bardzo Ci współczuję, jesteś nieszczęśliwą zagubioną dziewczyną. Tobie naprawdę jest wszystko jedno czy będziesz żyć czy umrzesz, że tak bagatelizujesz stan swojego zdrowia? Takie można odnieść wrażenie czytając Cię. Ale myślę, że to tylko wrażenie. Sądzę, że chcesz żyć, ale czujesz się bezradna, nie widzisz wyjścia z sytuacji, a za nic w świecie nie chcesz nikomu oddać kontroli nad swoim ciałem, a tym samym i swoim życiem. Ale tak się w końcu stanie naprawdę jeśli nie weźmiesz się za siebie zdecydowanie - umrzesz. A nikt inny tego za Ciebie nie zrobi, nikt nie zacznie się za Ciebie leczyć. Nie chcesz powalczyć? Przepraszam, nie chcę Cię w żadnym wypadku urazić, ale piszę prawdę, bo martwię się o Ciebie. Sama byłam dwa razy w bardzo kiepskim stanie przez zaburzenia odżywiania, a wszystko zaczęło się, gdy miałam 15 lat. Teraz mam 25. 2 anoreksje za mną. Przed bulimią uchroniła mnie jedynie emetofobia, ale można i z tego wyjść na prostą chociaż to trudne. Dlatego dobrze mieć u swojego boku dobrego terapeutę.

Wiem jak to jest czuć się rozdartą między chęcią pomocy sobie, swojemu ciału, które po prostu wrzeszczy o pomoc z wyniszczenia i wycieńczenia, a ogromną potrzebą zachowania za wszelką cenę kontroli nad swoją wagą, pozostania chudą, niedopuszczenia nikogo do siebie, zamknięcia się w tym piekielnym kręgu. Nawet za cenę życia...

Daj sobie szansę póki nie jest za późno, zacznij się leczyć, zaburzenia odżywiania nie są najważniejszym problemem samym w sobie. Poważny problem tkwi zawsze gdzieś o wiele głębiej. Terapia jest niezbędna. Już nie mówię o doprowadzeniu organizmu do choć trochę lepszego stanu, uzupełnieniu elektrolitów, zajęciu się stroną gastrologiczną...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

-asia-, moim głównym problemem jest to, że zaczełam chorować jak miałam niecałe 3lat, niewiele rozumiałam a do psychiatry zaciągnęła mnie mama, i to jeszcze do marnego, jak się okazało. Na początku przez całe godziny tylko odliczałam minuty, by wyjść, potem widząc załamanie mojej mamy i obojętniejąc na wszystko po prostu zaczęłam jeść - psychiatra zadowolona, ale niestety zaczęłam wymiotować. Nic dziwnego, wtedy nawet nie miałam pojęcia o czymś takim jak terapia, psychiatra mówiła jedz bo musisz jeść żeby żyć, grubi ludzie nie mają gorzej, a wymioty są szkodliwe. I tak przez kilka lat. I tak z 30kg przytyłam do 55 przy marnych 170cm.

To pogmatwana historia, opisana w wieeelkim skrócie. U gastrologa byłam z rok temu, po gastroskopii nie wiedział w jaką skalę uszkodzeń mi wpisać - to był okres ostrego rzygania, miałam strzępy w przełyku i żołądku.

A teraz? Nie wiem. Mam dość, jestem nieszczęśliwa bo jestem gruba, nie radzę sobie kompletnie nadal. Moze terapia, którą zacznę 8 września coś da, bo jak narazie, padam na ryj.

Masz rację, jestem obojętna. Nienawidzę swojego ciała, i sprawia mi przyjemnosć (?) niszczenie go przez wymioty, one same w sobie są relaksujące. Podcas psychozy potrafiłam pić wode i wymiotować, żeby się rozluźnic.

Żenada, wiem. Przecież wiem...

 

[Dodane po edycji:]

 

*13lat, jedynka mi nie działa i ciągle o tym zapomniam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chojrakowa, dobrze, że zaczynasz wkrótce terapię!!!! ten psychiatra to była jakaś kompletna porażka, jak można tak postępować z pacjentem, w dodatku jeszcze z dzieckiem... :(

wiem, wymiotowanie to u Ciebie forma autoagresji, ale i sposób na rozładowanie napięcia, u mnie w dzieciństwie i okresie nastoletnim podobnie było z kompulsywną masturbacją, przez którą miałam rany.

dobrze wiem też, jak to jest sprawiać sobie przyjemność przez niszczenie siebie na różne sposoby, niestety. dlatego terapia może być dla Ciebie naprawdę wybawieniem. żebyś nie niszczyła się, nie chciała się dobić, a zarazem nauczyła rozładowywać napięcie w inny sposób. trzymam kciuki 8 września!!!! idziesz na indywidualną, tak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

-asia-, tak, na indywidualną

Dzisiaj dla odmiany zjdłam ryż z paczuszki z jabłkiem, kanapkę i jabłko, żeby poczuć się lepiej psychicznie. U mnie to się przeplata.

Albo może tak mnie gardło boli, że z ledwością przełykam, nie mówiąc co by było z rzyganiem.

Nie umiem normalnie jeść, od wielu lat tego nie robiłam, nie wiem ile to jest normalnie.

Nie czuję się potrzebna, wiesz? Za szybko musiałam dorosnąć, dowiedziałam się tego na terpaii w szpitalu. I o ile niektorzy mają szanse wrócic do okresu nastoletniosci umyslu, szczegolnie w moim wieku, to ja w opinii lekarzy już nie. Mój mozg dorósl, mam inne priorytety niż rowiesnicy, inny tok myslenia, inne pragnienia. Marzę o tym, żeby się wyprowadzić do mężczyzny którego kocham, chociaż zdaję sobie sprawę, ze chwilowo to nierealne - finanse, szkoła, praca, etc. Plus to, że jestem DDA i nie wierzę w to, że ktoś może mnie pokochać a nie bawić się mną i zwodzić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chojrakowa, to dość powszechne u osób z zaburzeniami odżywiania – nie wiedzieć ile to jest zjeść normalnie. :roll: Ja też do tej pory niestety tego nie wiem i się często zastanawiam czy nie zjadłam za mało, albo co gorsza za dużo, i dalej nie wiem. :roll:

Dobrze, że masz chociaż kochającego faceta, o wiele gorzej byłoby, gdybyś była zupełnie sama... Masz dla kogo żyć, walczyć o siebie, jest ktoś, kto Cię kocha!!! A co z rodzicami?, piszesz, że jesteś DDA... Jak oni traktują Ciebie i Twoją chorobę?

Wiesz, gdybyś na siłę uparła się i zrobiła taki eksperyment - przez kilka dni jadła regularnie - to może napady obżarstwa a potem wymiotowania zdarzałyby Ci się rzadziej? Twoje ciało krzyczy: jeść! Bo umiera z głodu, jest niedożywione, gdyż po jedzeniu zwracasz, więc ono nic nie dostaje. Raz najesz się za dużo, innym razem (np. dziś) za mało... (bo to co napisałaś, że jadłaś to stanowczo za mało...) - organizm się rozregulował i te napady to nie tylko kwestia psychiczna, ale również czysto fizyczna...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chojrakowa, to dość powszechne u osób z zaburzeniami odżywiania – nie wiedzieć ile to jest zjeść normalnie. :roll: Ja też do tej pory niestety tego nie wiem i się często zastanawiam czy nie zjadłam za mało, albo co gorsza za dużo, i dalej nie wiem. :roll:

Dobrze, że masz chociaż kochającego faceta, o wiele gorzej byłoby, gdybyś była zupełnie sama... Masz dla kogo żyć, walczyć o siebie, jest ktoś, kto Cię kocha!!! A co z rodzicami?, piszesz, że jesteś DDA... Jak oni traktują Ciebie i Twoją chorobę?

Wiesz, gdybyś na siłę uparła się i zrobiła taki eksperyment - przez kilka dni jadła regularnie - to może napady obżarstwa a potem wymiotowania zdarzałyby Ci się rzadziej? Twoje ciało krzyczy: jeść! Bo umiera z głodu, jest niedożywione, gdyż po jedzeniu zwracasz, więc ono nic nie dostaje. Raz najesz się za dużo, innym razem (np. dziś) za mało... (bo to co napisałaś, że jadłaś to stanowczo za mało...) - organizm się rozregulował i te napady to nie tylko kwestia psychiczna, ale również czysto fizyczna...

jak ja to dobrze znam....tez nie mam pojecia ie to jest zjesc normalnie czyli nie przejesc sie ale tez nie byc głodnym....mam wrazenie ze po zjedzeniu jogurtu jestem pełna a czasem wrabie poł pizzy i czuje sie oki(po pewnym czasie i tak to zwroce...zawsze zwracam) nie mam jakby wyznacznika sytosci.....

przechodziłam to co Chojrakowa czyli nie zarłam,zygałam moj organizm nie mogł juz z niedozywienia...teraz przytyłam ok 12 kg wygladam dobrze czyli zdrowo(nie grubo chociaz jak czuje sie jak swinia tłusta) duzo ludzi mowi mi ze poprawiła mi sie cera,włosy zgestniały ..no i mam cycki :yeah: ale w lustrze i tak widze kogos innego..z utesknieniem zerkam na zdjecia kiedy wazyłam 54 kg przy wzroscie 175....

Chojrakowa musisz zaczac jesc....chociaz kromeczke chociaz jogurcik babanka..wybieraj warzywa z ryzem gotuj na parze ale zacznij jesc....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak ja to dobrze znam....tez nie mam pojecia ie to jest zjesc normalnie czyli nie przejesc sie ale tez nie byc głodnym....mam wrazenie ze po zjedzeniu jogurtu jestem pełna a czasem wrabie poł pizzy i czuje sie oki(po pewnym czasie i tak to zwroce...zawsze zwracam) nie mam jakby wyznacznika sytosci...

 

DOKŁADNIE! Ja też mam właśnie problemem z wyznacznikiem głodu i sytości. Ale jem bardz regularnie, mimo wszystko, właściwie niezależnie od tego czy jestem głodna czy nie. Tylko problematyczne staje się - ile. Dlatego podpatruję ile jedzą ludzie wokół mnie. Może to trochę głupie, ale to jest moim wyznacznikiem ilości. Bo ja sama mogłabym usiąść i jeść do tej pory aż bym w końcu zwymiotowała. Albo zjeść ociupinkę i też by mi wystarczyło. Rozsądek na szczęście zwycięża. I jem tyle ile myślę, że powinnam zjeść, żeby normalnie funkcjonować, przypatrując się innym ludziom. Tak sobie żyję od 10 lat, od pierwszej anoreksji. I zastanawiam się - czy to przez jakieś zmiany w mózgu to moje czucie głodu i sytości się rozregulowało czy jak..? :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×