Skocz do zawartości
Nerwica.com

Fobia społeczna!


Pustka

Rekomendowane odpowiedzi

"Jak znajdę stałą pracę, chocby za 1200 to może być ciężka byle bym siętam nie stresował i nie musiał robić nic co będzie wysiłkiem wysysającym ze mnie życiową energię. Jak tylko znajde taka prace to moj stan się diametralnie poprawi"

 

Jakbym siebie słyszał,dokładnie wiem jak to jest.

Ale ja z czym innym.Też mam problem z fobią społeczną,choć obecnie mniejszy niż kiedyś.Ale myślę że wykryłem u siebie kolejną dysfunkcję.Zetknęliście się kiedyś z terminem PROKRASTYNACJA?Tutaj wklejam link do wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Prokrastynacja

Występuje też razem z fobią społeczną.Zawsze myślałem że jestem leniem,a teraz natknąłem się na to.Sęk w tym,że u mnie to wygląda tak,że ja niektórych rzeczy nie robię w ogóle,bo nie potrafię ich zrobić perfekcyjnie.Ja chcę działac,ale jakoś nie mogę i czuję lęk kiedy mam coś zrobić,więc czy to jest lenistwo?Wiem że to wygląda tak,jakbym się usprawiedliwiał i też nikomu bliskiemu o tym nie powiem bo najprawdopodobniej tak stwierdzą,co jeszcze wpędza mnie w deprechę.Ech mógłbym tak pisać i pisać.Pytanie brzmi czy któreś z was ma podobnie?Jak sobie z tym radzicie?Napisałem o tym tutaj,bo to w sumie pokrewne fobii społecznej (tak myślę),nie chciałem zakładać nowego tematu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nigdy o takim pojęciu nie słyszałam, ale brzmi doś znajomo :/ Myślę że ja jako fobikspołeczny to mogę miec, aczkolwiek trzeba zada sobie pytanie o pczyczyny niechęci do wykonania danego zadania.

Ja najczęściej odwlekam je gdy wiążą się z kontaktami społecznymi (np. zdobycie informacji od pracowników by móc je wykonac, czy tez wystawic się na spojrzenia innych ludzi). Jeśli zadania od szefa wiążą się tylko z moim indywidualnym wkładem pracy to raczej tego nie odwlekam tylko wykonuję...

 

PS. Z fobii społecznej można wyjśc!!!

Chodze na terapie behawioralno-poznawczą i jest coraz lepiej!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To tu chyba trochę inny rodzaj opisany. To co mówisz to poprostu nie chcesz rozmawiać z ludźmi, a to co nam niemiłe odwlekasz. To co przytoczył Voytek odnosi się bardziej do tego, że chce się coś zrobić i z niewiadomych przyczyn odwleka się to. Często tłumacząc, że to słuszne. Nawet gdy bardzo chce się to zrobić. Niestety nie jest mi to obce. Szczególnie jak nie wierzę, że zrobię to perfekcyjnie i "jak po maśle". Albo nie wierzę, że wogóle da się to zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

spotkałam się z tym określeniem wcześniej, też mnie to dotyczy.

niektórzy twierdzą, że to jest tylko usprawiedliwianie lenistwa, ale ja nie sądzę, żeby tak było.

 

tak jak piszą w wiki, w szkole zawsze szło mi dobrze, nauczyciele mówili, że jestem zdolna, mimo że ambicji nie mam za grosz. jeśli obawiałam się, że nie będę w czymś dobra, to po prostu się tego nie podejmowałam. tak mi zostało.

do tego 'niestabilna sytuacja rodzinna i ogólne niedowartościowanie' - również pasuje jak ulał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

te portrety to już nieaktualne, ale nie ze względu na prokrastynację ( /lenistwo?), tylko na absolutny brak zamówień (;

ale nadal rysuję, tyle że tylko do szuflady, i to jest chyba jedyna rzecz, której mi się nie odechciewa na razie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to tak ja się leczę na depresję na którą biorę anafranil fluonxal. Na nerwicę, bólę emocjonalnę zajadam leki ziołowe uspokajające którę całkiem nieźle się sprawują. Jakby odrębnym ogniwem który mnie męczy to jest włąśnie fobia społeczna. O ile w domu czuję się ok, gdy wychodzę na dwór czuję taką straszną blokadę społeczną. Takie okaleczenie emocjonalnę. Nie umiem nawiązywać kontaktów z ludźmi czuję spięcie emocjonalne blokadę czy jak by kolwiek tego nie nazwać. I pytanie może do bardziej doświadczonych. Czy ten lęk społęczny przejdzie mi wraz z zaleczeniem depresji/ nirwicy, czy to jest osobnę ogniwo z którym będę musiał sobię poradzić w jakiś inny sposób?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To już zależy od tego, co powie Twój lekarz - np. ja generalnie z tym walczę poznawczo/behawioralnie (nie mówię, że jest łatwo) - poprzez "ćwiczenie" sobie kontaktów z ludźmi, nie chowanie się przed nimi, a wychodzenie do nich, chociaż wymaga to dużego samozaparcia i nie zawsze jest to pasmo sukcesów... Ale warto, nie ma się co dawać paskudztwu! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z samym wyjściem z domu nie mam problemów. U mnie problem pojawia się kiedy rozmawiam z niejznajomym. Nie jestem sobą i jestem spięty . Nie mam charakteru nie mam osobowości. Jednym słowej to nie jestem ja. Tak samo jak przebywam w nowym miejscu wśród osób których nie znam.Nie chodzi o to że ja nie chcę wychodzić do ludzi. Ja cholernie chcę. Mam ogromną potrzebę. Alę prawda jest taka że nie mam tych znajomych bo popaliłem wszystkie mosty za czasów mojej choroby. A nawiązywanie nowych kontaktów graniczy z cudem. Taki przykład. Widzę dziewczynę która mi się podoba. I odrazu włącza sie cierpienie bo wiem że za chiny ludowę do niej nie podejdę i nie będę umiał z nią rozmawiać. No takie podejście dla osoby można powiedzieć nieśmiałej to już jest wyższa szkoła jazdy..ale nie ukrywam że chciałbym i to bardzo i cierpię z tego powodu że nigdy tego nie zrobię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Depresyjny, nie mów tak "nigdy tego nie zrobię"! Skąd wiesz? Wiele się w życiu zmienia i to co myślimy że jest niemożliwe, potem jest zwykłą rzeczą. Poza tym, wszystko małymi kroczkami. Nie musisz od razu podchodzić i z nią rozmawiać. Wystarczy że się najpierw uśmiechniesz. Albo staniesz bliżej. To są takie sygnały niewerbalne.

 

Gdyby ktoś nieznajomy do mnie podszedł znienacka, to bym się raczej przestraszyła, więc trzeba pomału. Trzeba obiekt oswoić :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Depresyjny, nie mów tak "nigdy tego nie zrobię"!

W 100% potwierdzam.

 

Ja miałem nigdy nie wyjechać do obcego miasta. Teraz na luzie jeżdżę po Polsce.Wcześniej to była dla mnie jakaś totalna abstrakcja - bo co jak mnie złapie nerwica, daleko od domu itd.

 

Tyle powiem.

 

Nie musisz od razu podchodzić i z nią rozmawiać. Wystarczy że się najpierw uśmiechniesz.

To dużo daje, więcej niż się wydaje... Ty się uśmiechniesz, ona też... I już pierwsze lody przełamane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W moim przypadku taka prawdziwa fobia społeczna zaczeła sie chyba po liceum. Zawsze bylam bardzo niesmiala, ale dopiero jak poszlam na studia wszystko sie zepsuło. Miałam bardzo malą grupę (8 osób - ja jedna i reszta chłopacy), a jeden gosciu obrał chyba sobie za cel, aby ze mnie szydzić i znęcać sie psychicznie :/ Wytrzymałam poł roku w tym towarzystwie, potem zaczełam unikać szkoły, ąz w końcu całkiem przestałam chodzić na zajęcia i zrezygnowałam ze studiów.

Praktycznie przez cały następny rok siedziałam w domu, a wychodziłam z niego jak najmniej się dało, zreszta nigdy nie miałam wielu przyjaciół tak że w sumie nie było po co wychodzić. Dopiero później ojciec praktycznie zmusił mnie do podjęcia praktyk w firmie i niestety znów znalazłam się w grupie samych facetów, z którymi nie miałam o czym rozmawiać (jestem zakompleksiona i uważam siebie za osobe nudną, głupią i nie mającą wspólnych tematów z innymi :( ). Po zakonczeniu praktyki udało mi się zdobyc pracę i po raz pierwszy od dłuzszego czasu czułam się dobrze z ludzmi z którymi przebywałam. Niestety trwało to zaledwie poł roku, poniewaz umowa nie została ze mną przedłuzona. Teraz jestem bezrobotna i boje sie szukac pracy, bo wydaje mi się, że znów trafie na ludzi, z którymi nie będe potrafiła się dogadać.

 

W moim przypadku dziwne jest też to, że sama praktycznie nie pojde do sklepu, bo sie boję rozmawiac ze sprzedawcą, ale jak jestem z kimś (najlepiej z moim przyjacielem) to ten strach znika, niestety nie moge go przecież ciągac za sobą przez reszte życia żeby był moja przyzwoitką :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A u mnie znacznie osłabła moja fobia,dłuższa historia.W każdym bądź razie,kiedy ostatnim razem robiłem sobie test Liebowitza,miałem 93 punkty.Mnie się wydaje że z innymi czynnikami to jest powiązane (depresja,niezadowolenie z siebie z różnych powodów,kompleksy).Czasami się nasila,ale już nie niszczy mi życia jak kiedyś (przynajmniej mogę wyjść z domu i iść gdzie chcę),jakoś udaje mi się zepchnąć na bok lęk.Te lęki się pojawiają (zależnie od różnych czynników,okoliczności),powodują różne wątpliwości,ale nie mają już władzy nade mną i kiedy jestem bardziej aktywny (często wychodzę,rozmawiam z nieznajomymi,coś załatwiam itd.) to z czasem słabną.Mam jeszcze z prokrastynacją problem,ale wśród znajomych nie lubię o tym mówić,bo od razu padają stwierdzenia typu "jesteś leniwy,a tylko się tłumaczysz w taki sposób".Ktoś kto tego nie przeżywa za nic tego nie zrozumie.W ogóle wyczytałem,że prokrastynacja idzie czasem w parze z fobią społeczną.Ma ktoś podobny problem?Chce się działać człowiekowi (i jego wnętrze dosłownie krzyczy:"człowieku!Rób coś,bo życie ci mija!"),ale czuje taką niemoc którą ciężko jest przezwyciężyć.Myślę że to wiąże się z moim perfekcjonizmem,a co za tym idzie obawami że nie jestem w stanie zrobić czegoś tak dobrze jak chciałbym co z kolei powoduje obezwładniającą niechęć do czynności jakie trzeba wykonać.Coś jak strach przed rezultatem swoich działań.

Najgorsze że ciągle ktoś udziela rad,bo wychodzi z założenia że jestem leniem,co tylko nakręca spiralę i robię się nerwowy ponieważ zdaję sobie sprawę z tego że ta osoba kompletnie nic nie wie o mojej konstrukcji psychicznej.Tłumaczenie innym tego co się ze mną dzieje po stokroć już mnie zmęczyło do tego stopnia,że bywam opryskliwy i niemiły.Rzygać mi się chce na samą myśl,że musiałbym po raz kolejny komuś wyjaśniać (ileż można w kółko jedno i to samo powtarzać?),a przy tym szlag mnie trafia bo nierzadko czuję że mają mnie za nieudacznika.I co robić?Męczy mnie to straszliwie,bo napięcie narasta we mnie,sporo energii na to zużywam.Często myślę sobie:"dlaczego do cholery ludzie po prostu nie przestaną mnie oceniać,skoro konsekwencje moich czynów (lub ich braku) w żaden sposób ich nie dotykają?".

A z drugiej strony pojawiają się wątpliwości,że to może ja tylko zwalam winę na innych?I jestem rozdarty wewnętrznie.Tak czy siak,te rady innych ludzi tylko zamęt wprowadzają zamiast wnosić coś co pomaga.

Ale zauważyłem,że ten gniew jest korzystny do pewnego stopnia,bo zwiększa moją determinację.W sumie sam już nie wiem co myśleć.To są proste do stwierdzenia rzeczy (przynajmniej dla mnie) jeśli chodzi o obserwację siebie samego,ale często odnoszę wrażenie,że jest coś jeszcze,czego nie widzę.Mam na myśli jakieś inne zaburzenie.Często się gubię,często uciekam od siebie samego w różne rzeczy (np.palę zielsko i gram w gry,które mnie wtedy całkowicie absorbują).Potrafię tak miesiącami.Sęk w tym,że ja nie chcę uciekać.Ja chcę żyć!Dokonywać różnych rzeczy,doskonalić się.

Właściwie sam pogarszam swój stan,bo takie ucieczki od problemu skutkują silnymi wyrzutami sumienia,głównie z powodu utraconego bezpowrotnie czasu,skutkują tym że nie wiem nawet czym chciałbym się zająć w życiu (a czas najwyższy bo mam 26 lat).Często boję się że to może powodować jakieś nowe dysfunkcje mojej psychiki,które pogrążą mnie na dobre.I tak wpadłem w ciąg negatywnego myślenia jakiś czas temu (co się w sumie wiązało także z innymi wydarzeniami w moim życiu,m.in kłopotami "sercowymi").Zamiast myśleć jak wybrnąć z jakiegoś problemu,ja odruchowo już,myślę o tym jak będzie wyglądała porażka."A co będzie jak nie dam rady?"- i tu resztki fobii się odzywają,bo zaczynam obawiać się kompromitacji w oczach innych (co z kolei znów wiąże się z tłumaczeniem im co i jak-w końcu kto chce żeby patrzono na niego jak na nieudacznika?Każdy chce sobie kogoś znaleźć,mieć przyjaciół itd.).Ech.Wywaliłem trochę z siebie choć mógłbym tak pisać i pisać.Ktoś ma podobnie?

Co do prokrastynacji,nie znam innej metody poza zmuszaniem się.Problem w tym że to wyczerpuje po jakimś czasie:(

 

[Dodane po edycji:]

 

Teraz jestem bezrobotna i boje sie szukać pracy, bo wydaje mi się, że znów trafie na ludzi, z którymi nie będe potrafiła się dogadać.

Ja mam tak samo,z tym że ja bardziej boję się tego,że na początku-kiedy zaznajamiał będę się ze swoim zajęciem w nowej pracy-mogę zrobić coś nie tak,coś zepsuję i mnie wywalą.Akurat mam pewne przeżycia tego typu z jednego z zakładów w którym pracowałem.Z totalnym chamstwem się tam spotkałem i wręcz podkładaniem świni.Kiedyś reagowałem tak,że uciekałem,izolowałem się.Teraz często reaguję gniewem,kiedy jestem wściekły działam na pełnych obrotach,nie przebieram w słowach i mówię wprost o co mi chodzi,nie daję sobie wciskać kitu.A kiedy widzę że rozmówca próbuje zwalić na mnie winę,albo nie jest ze mną uczciwy,dostaję szału.Tam gdzie pracowałem z czyjegoś niepowodzenia wielką sensację robiono często.W ogóle na hali wisiała lista osób,a obok była informacja co i w jakiej ilości dana osoba spartaczyła-wyobrażacie sobie?Ja rozumiem,że nikomu nie spodobałoby się gdyby pracownik notorycznie coś psuł,ale to ludzka rzecz,że CZASEM coś pójdzie nie tak.Poza tym maszyny w tamtym zakładzie też nie były w idealnym stanie i wiecznie coś się psuło.Zawsze zazdrościłem innym,że potrafią się tym nie przejmować,nabrać dystansu do tego typu sytuacji.Ja nie umiałem,do teraz mam problem.Kiedyś powiedziałem pewnej osobie,że mnie nie rozumie (na szczęście w trakcie rozmowy na gg),na co ona (jak na ironię była to kobieta którą kochałem),że zachowuję się jak "emo".Myślałem że mnie rozniesie,nie pamiętam już co wtedy odpowiedziałem.Co to w ogóle jest za argument?Boję się jak diabli tego,że kiedyś coś podobnego być może usłyszę z ust jakiegoś mądrali i w przypływie wściekłości rzucę się na niego z pięściami.Nienawidzę tego typu tekstów.Kiedy wypowiada je kobieta jestem w stanie odwrócić się na pięcie i odejść,ale dla cwaniaków płci męskiej nie ma zmiłuj się (choć to prymitywna reakcja).Nawet nie wiem co wtedy odpowiedzieć,bo jak dyskutować kiedy ktoś mówi tak durne rzeczy?I to tylko potęguje gniew.I to znów owocuje niezadowoleniem z siebie,bo cenię sobie wewnętrzny spokój,lubię być opanowanym i spokojnym.Ja po prostu czasem czuję,że nie jestem więcej napięcia w sobie pomieścić,czasem kłuje mnie w okolicach serca z nerwów.

 

[Dodane po edycji:]

 

No tak,zapomniałem że wypowiadałem się już w tym temacie wcześniej w związku z tym samym co napisałem powyżej.Wpadłem tu po nieprzespanej nocy i dłuższej nieobecności i zacząłem stukać.Przepraszam :oops:

 

[Dodane po edycji:]

 

No i jestem homo wiec naprawde gadka o dupach, meczach i piwie mnie meczy a naprawde nie chce udawac kogos kim nie jestem. .

 

Ja jestem hetero,a wierz mi,wśród towarzystwa składającego się głównie z facetów których jedyne tematy to te które wypisałeś wyżej,źle się czuję.Nie interesuje mnie to.Więc nie wiem czy orientacja ma tu coś do rzeczy.Za to z kobietami lubię strasznie przebywać,dobrze mi się z nimi rozmawia i nie podoba mi się to jak traktowane są przez wielu mężczyzn.W ogóle odnoszę wrażenie,że większość facetów z którymi się stykam kogoś udaje zamiast być sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj naprawdę trawi mnie silny niepokój...w głowie mi huczy...nie mogę sobie znaleźć miejsca, na niczym się skupić, a muszę zrobić ważną rzecz, bo jak tego nie zrobię to jeszcze gorzej się poczuję...może jak wyrzucę z siebie swoją historię to poczuję jakąś ulgę...no to zaczynam.

Od dziecka byłam bardzo nieśmiała, miałam problemy z kontaktami z rówieśnikami, w szkole. Nigdy nie miałam koleżanek...czułam wszechogarniającą samotność i chroniczny smutek. Każdy dzień w szkole to był koszmar, czułam coraz większy lęk przed ludźmi...Potem były studia i wcale nie było lepiej... zrezygnowałam, poszłam do innej szkoły, którą skończyłam. Po tej szkole znowu poszłam na studia, ale tym razem zaocznie...Tam też nie potrafiłam nawiązać jakiś kontaktów z ludźmi, rzadko z kimś rozmawiałam...po prostu bałam się...paniczny lęk przed odrzuceniem, ośmieszeniem i nie wiem czym jeszcze powodował, że coraz bardziej się izolowałam od innych...czując się jeszcze gorzej. W międzyczasie jak już zdarzało mi się, że gdzieś mnie zatrudnili...nie potrafiłam tam wytrzymać dłużej niż kilka dni...tak strasznie się bałam ludzi, jak ktoś coś do mnie mówił to z nerwów nic do mnie nie docierało...ludzie traktowali mnie jak przygłupa...Obecnie nigdzie nie pracuję już od dłuższego czasu, rzadko wychodzę z domu, jak mam gdzieś iść i o coś zapytać, zadzwonić gdzieś to jestem cała chora, nawet telefonów nie odbieram i jak ktoś dzwoni do drzwi gdy jestem sama w domu to nie otwieram, bo się boję...Biorę leki, chodzę do psychiatry i psychologa, przynajmniej lęk przed mówieniem z nimi jakoś mi powoli mija...W przyszły czwartek czeka mnie wizyta w Urzędzie Pracy i już się tym strasznie denerwuję...przed mówieniem z obcymi ludźmi. Boję się tych wszystkich sytuacji społecznych jakie niesie ze sobą życie...Na szczęście mam wspaniałego chłopaka, dzięki któremu jeszcze jakoś ciągnę to życie, gdyby nie on nie poszłabym się leczyć, bo pogrążałam się w coraz większej apatii...To naprawdę cud, że udało mi się znaleźć swoją drugą połówkę przy tych wszystkich moich problemach ze sobą :smile: Oprócz niego nie mam nikogo, jednak on nie zawsze wszystko rozumie i ja mu się nie dziwię...ale wtedy czuję się całkowicie wyizolowana i taka samotna...totalny odludek :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dobrze ze sie leczyc to pierwszy krok zeby cokolwiek zmienic bierzesz leki? i co czujesz jakas poprawe? psychoterapie tez duzo daje, fajnie ze masz chlopaka:)mnie to nie dziwi ze predzej czy pozniej bliska nam osoba nie zrozumie tego co sie nam dzieje bo moj maz choc mnie wspiera itd to czasem tez nie rozumie tego jak mu powiem ze zle sie czuje ze sama nie wiem co mi sie dzieje...ktos kto tego nie ma po prostu nie jest w stanie zrozumiec co my przezywamy. Sadze ze skoro piszesz ze jest lepiej to Ci ta psychoterapia pomaga i na pewno bedzie lepiej tylko trzeba na to po prostu czasu :) ale tutaj jest wiele osob z podobnymi problemami a nawet gorszymi wiec mozesz zawsze z kims pogadac chetnych nie zabraknie:):) a mi to forum bardzo pomaga:) :) glowa do gory :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no to super:) z lekami tak jest niestety ze nie zawsze sie trafi w odpowiednie ale z wlasnego doswiadczenia wiem ze pomagaja tylko tez czasem trzeba chwilke poczekac az zaczna dzialac. Ja sama nie przepadam za tym ze musze teraz brac leki bo wolalabym tego nie robic ale jakie mam wyjscie, musze jesli chce jakos funkcjonowac :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×