Skocz do zawartości
Nerwica.com

Fobia społeczna!


Pustka

Rekomendowane odpowiedzi

starasz się tak bardzo coś osiągnąć a mimo to życie w realu pokazuje Ci, że zawsze znajdą się lepsi co wyrzucą cię z siodła, bądź nie pozwolą nawet do niego wsiaść

 

niestety to prawda... dopóki będziemy sie starać i gonić za tym wszystkim, rywalizować - nie ma szans na normalność, przynajmniej według mnie... ja właśnie taka jestem , za wszelką cenę chciałabym być lepsza, lepsza w tym lepsza w tamtym, dopóki sobie nie odpuszcze nie mam szans na spokojne życie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja z kolei nie chcę być właśnie lepszy i lepszy i lepszy, zawsze tam gdzie był czy jest wyścig szczurów, ja się nie udzielałem ale nie dlatego że się bałem, tylko śmieszyło mnie to, jak ludzie mogą być zmanipulowani :) W każdym razie zawsze robiłem swoje i jeżeli się w czymś że tak powiem ulepszałem to sam dla siebie. Tyle że co z tego jak i tak mam to co mam :(

Zdrowy świat....hmmm zależy co dla kogo jest normalnym, zdrowym światem, dla mnie teraz to jest możliwość cieszenia się zwykłymi życiowymi czynnościami bez lęków a normalny świat wtedy stworze sobie sam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prof. Kazimierz Dąbrowski (psycholog, psychiatra i filozof, twórca teorii dezintegracji pozytywnej)

 

Posłanie do Nadwrażliwych

 

 

Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi

za waszą czułość w nieczułości świata,

za niepewność - wśród jego pewności

za to, że odczuwacie innych tak jak siebie samych,

zarażając się każdym bólem,

za lęk przed światem, jego ślepą pewnością, która nie ma dna,

za potrzebę oczyszczania rąk z niewidzialnego nawet brudu ziemi,

bądźcie pozdrowieni.

 

Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi

za wasz lęk przed absurdem istnienia

i delikatność niemówienia innym tego co w nich widzicie,

za niezaradność w rzeczach zwykłych i umiejętność obcowania z niezwykłością,

za realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego,

za nieprzystosowanie do tego co jest, a przystosowanie do tego co być powinno,

za to co nieskończone - nieznane - niewypowiedziane, ukryte w was.

 

Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi

za waszą twórczość i ekstazę

za wasze zachłanne przyjaźnie, miłość i lęk,

że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami.

 

Bądźcie pozdrowieni za wasze uzdolnienia - nigdy nie wykorzystane -

(niedocenianie waszej wielkości nie pozwoli poznać wielkości tych, co przyjdą po was),

za to, że chcą was zmieniać zamiast naśladować,

że jesteście leczeni zamiast leczyć świat,

za waszą Boską moc niszczoną przez zwierzęcą siłę,

za niezwykłość i samotność waszych dróg,

bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no tu odzywają się echa dyskusji takich jak: czy nerwica jest chorobą dla inteligentnych, czy daje coś szczególnego, czy - mówiąc po księżowsku - ubogaca. Otóż ja odpowiadałem na to przecząco. Weźmy dwóch wielkich artystów kompozytorów - Lutosławskiego i Pendereckiego - gdyby byli znerwicowani nie stworzyliby tego wszystkiego, nie daliby rady opanować dyrygentury - tak myślę. Jest to też opninia prof. Aleksandrowicza, który w Krakowie prowadzi szpital psychiatryczny, i mówi że nerwica to koniec talentu i twórczości.

 

Czy to posłanie nie jest zatem jaką próbą ukojenia, uspokojenia, zapewnienia o pamięci i trosce.

Za małą mam głowę, żeby to ogarnąć, a "lęk przed absurdem istnienia" faktycznie daje popalić....

 

A wracając do "niszy ekologicznej", tego czy to bardziej pustelnia czy życiowa pasja - nasza kondycja psychiczna łatwo sprawia, że pasja staje się pustelnią. Trzeba wciąż się starać, żeby tak się nie stało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest to też opninia prof. Aleksandrowicza, który w Krakowie prowadzi szpital psychiatryczny, i mówi że nerwica to koniec talentu i twórczości.

kurcze, jakie to smutne :( a ja chciałam iśc na studia... w zasadzie dalej chce, ale ta nerwica mi strasznie przeszkadza :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest to też opninia prof. Aleksandrowicza, który w Krakowie prowadzi szpital psychiatryczny, i mówi że nerwica to koniec talentu i twórczości.

 

chyba podobnie można powiedzieć o depresji, kiedyś płynne ruchy zamieniły się w mechaniczne i odruchowe, coś straciłam ale za to zyskałam ciemną stronę heh

 

wróbeleku Elemeleku, musisz się najpierw przekonać i wybrać się na te studia, zapraszam do swojego miasta :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no tu odzywają się echa dyskusji takich jak: czy nerwica jest chorobą dla inteligentnych, czy daje coś szczególnego, czy - mówiąc po księżowsku - ubogaca. Otóż ja odpowiadałem na to przecząco. Weźmy dwóch wielkich artystów kompozytorów - Lutosławskiego i Pendereckiego - gdyby byli znerwicowani nie stworzyliby tego wszystkiego, nie daliby rady opanować dyrygentury - tak myślę. Jest to też opninia prof. Aleksandrowicza, który w Krakowie prowadzi szpital psychiatryczny, i mówi że nerwica to koniec talentu i twórczości.

 

Czy to posłanie nie jest zatem jaką próbą ukojenia, uspokojenia, zapewnienia o pamięci i trosce.

Za małą mam głowę, żeby to ogarnąć, a "lęk przed absurdem istnienia" faktycznie daje popalić....

 

A wracając do "niszy ekologicznej", tego czy to bardziej pustelnia czy życiowa pasja - nasza kondycja psychiczna łatwo sprawia, że pasja staje się pustelnią. Trzeba wciąż się starać, żeby tak się nie stało.

 

 

 

 

 

opinia Aleksandrowicza to przecież nonsens, chyba że chodziło mu o coś innego, nie wiem, o jakieś naprawdę ciężkie choroby; istnieje niezmierzona rzesza ludzi cierpiących na różne nerwice i jednocześnie realizujących swój talent, swoje pasje i żyjących twórczo;

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zaczynamy odbiegać od tematu, ale czy możesz podać nazwisko jakiegoś geniusza, który był schizofrenikiem?, poza bohaterem "Pięknego umysłu" - ( w przypadku tego człowieka sprawdza się akurat teza Aleksandrowicza - po nasileniu choroby nic już nie wymyślił, jak również potwierdza moją sugestię terapii - za wszelką cenę starać się uczestniczyć w życiu, pomimo "ułomności" - to jedyna szansa).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nikt o uciekaniu od życia nie mówi; ja mówiłem jedynie o tym, że osoba z nerwicą nie może uważać się za coś gorszego od osób bez nerwicy i za wszelką cenę się dostosowywać do standardów, i że może znaleźć swoje miejsce w nim, czy poza nim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

marmarc, oj było ich więcej. Wieczorkiem jak się przypomnisz to poszukam Ci. A Nash jak najbardziej te teorie tworzył w czasie trwania choroby. To, że trudno mu było żyć w społeczeństwie nie znaczy, że nie mógł myśleć i wymyślać tego co nikomu innemu się nie udało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ani schiza, ani nerwica ani depresja,ani żadna jazda nie jest fajna i trzeba robić wszystko żeby się z nich wydostać;

a wszyscy utalentowani tworzyli nie dzięki chorobie, lecz mimo niej

Amen :D

 

Wiecie, zrobiłam coś bardzo ryzykownego - podjęłam się pracy, w której muszę być non stop wśród ludzi. Od 2tg ani deczka objawu fobii, z którą się borykałam. Ziemia mi się za progiem domu nie rozstępuje, zamiast windy nie ma czarnej dziury, na chodniku nie pływam i nie zataczam się. Nawet mi się język nie plącze, nie mam splątanych myśli. Łał :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam straszną fobię społeczną. Najgorzej jest w kościele. Siedze normalnie, jak każdy, ale zawsze sie denerwuje. Dziwnie przełykam ślinę, czasem mam wrażenie, że wszyscy to słyszą i uważają mnie za wariatkę, więc staram sie trzymać ją jak najdłużej w ustach. Masakra;/. Najgorsze było to, że rok temu nie umiałam sobie z tym poradzić, więc zaczęłam kombinować. Chodziłam do kościoła, ale stałam tak jakby w przedsionku, tam gdzie było dużo ludzi, ale ciemno i ciasno. Tam czułam sie najlepiej. Kilka razy zdarzyło mi sie nie pójść. Raz przed samą mszą rozpłakałam sie. Mama zapytała co mi jest - nic nie powiedziałam. Poszłam, usiadłam i tylko czułam jak mną telepie. Podparłam głowę i cudem wysiedziałam do końca.

Teraz, od 2 miesięcy zawsze idę na kościół i siadam między ludźmi. Robię to stopniowo, od mniej do bardziej widocznych miejsc. Jakieś 2 tygodnie temu szłam z tatą, pierwszy raz chyba od roku i poprosił mnie żebym z nim usiadła. Trafiliśmy na sam środek. Przeżyłam bez żadnych ataków. Ale problem ze śliną oczywiście był.

W autobusie jest podobnie. Chyba, że z kimś jadę i gadam to wszystkie objawy ustępują. Nie rozumiem tego:(. Ostatnio załatwiłam sobie książkę, albo śpie, żeby to pół godziny szybciej minęło. Tylko wtedy panicznie boję sie, że ktoś mi włoży rękę do torebki i coś ukradnie, więc pojawia sie drugi problem.

 

W szkole zawsze powtarzam sobie, żeby tylko być spokojna. To już ostatni rok, więc teoretycznie nie powinno wydarzyć sie nic złego. Odpadła geografia i chemia - największy stres. Zawsze wszystko umiałam, ale na lekcji źle sie czułam. Byłam ciągle czymś zdenerwowana. W II klasie miałam po 8 lekcji, ledwo dawałam rady. Teraz mam tylko 5, więc jakoś to idzie. Przed odpowiedzią staram sie uczyć dokładnie. I nie robie już takich akcji np. z historii, że nie będę sie uczyć bo i tak nic sie nie nauczę, albo tak sie zdenerwuje, że mi język zesztywnieje. Teraz uczę sie ile tylko mogę. Dzięki temu czuje sie spokojniejsza. I staram sie najpierw myśleć potem mówić. W porównaniu do poprzedniego roku jest o niebo lepiej. Może dzięki temu, że jestem świadoma swoje choroby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×