Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa w małżeństwie


John_Nelson

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich

Właśnie dobiega końca mój związek małżeński. Pobraliśmy się w ubiegłym roku pod koniec lata. Wcześniej znaliśmy się niecały rok. Pod koniec roku żona zachorowała na nerwicę i depresję, mieszkaliśmy wówczas około 3 miesięcy. Wyprowadzała się do rodziców. Poszła na terapię. Winą za jej chorobę zostałem obarczony w całości ja, że stres z pracy przenosiłem do domu, że drwiłem, poniżałem ironizowałem jej decyzje, że szantażowałem grożąc, jak nie usunie swojego konta, to nie zamelduję jej, co oczywiście jest nieprawdą.

Po trzech miesiącach wyjechałem do innego miasta i przyjeżdżałem tylko na weekendy, które bardzo fajnie razem spędzaliśmy. Raz przez telefon pokłóciliśmy się, trochę podniosłem ton głosu. Żona po tym uciekła do rodziców. Potem za namową swojej terapeutki wróciła. Ostatnio nie mogliśmy się dogadać co do spraw finansowych (z inicjatywy żony mamy rozdzielność, której ja nie chciałem) i żona wyprowadziła się ponownie do rodziców, twierdzą, że nie zmieniłem do niej stosunku. Tel. nie odbiera do tej pory, już drugi miesiąc. Ostatnio dostałem papiery rozwodowe, gdzie w uzasadnieniu pisze, że byłem apodyktyczny, że przeze mnie nabawiła się choroby itd.

Mam zatem pytanie czy jej nerwicę spowodowało faktycznie moje zachowanie w tak krótkim czasie po wspólnym mieszkaniu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jezeli naprawde ja ponizales, zbytnio krytykowales to faktycznie to moglo miec wplyw na jej negatywne emocje ktore sie odbily niekorzystnie na jej zdrowiu. Ale najlepiej by bylo gdybyscie poszli na terapie rodzinna :) chociaz teraz to juz po ptakach zapewne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w pierwszej chwili czytając twojego posta pomyślałam, że to mój mąż opisuje naszą sytuację.... Wydaje mi się to absurdalne aby przez tak krótki czas żona znalazła się w takim stanie! Te chorobe musiała już nosic w sobie a w "sprzyjajacych " okolicznościach ona się ujawniła. Szkoda, że nie skorzystaliście z terapii małżeńskiej. Ale widocznie żonie nie zależało. Jak łatwo przyszło jej przekreślić przysięge małżeńską.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

John_Nelson, myślę, że ona po prostu poszła z domu ,wyszła za mąż,między wami się zaczęło psuć i do tego ty sobie wyjechałeś zamiast się dogadać,to wszystko ją przerosło ,została sama z problemem, może jak byś poszedł z nią do psychologa to on by ci powiedział co to jest nerwica, że być może też się do tego przyczyniasz.Nie osądzam cię nie wiem jak jest naprawdę bo cię nie znam to jest tylko moje zdanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli Ci zależy na małżeństwie to spróbuj żonę namówić na wizytę w poradni. Jestem przekonana, ze podczas rozprawy w sądzie otrzymacie taką propozycję ( u moich rodziców tak było). Nic jeszcze nie jest przesądzone. Jeśli kochasz żonę to okaż jej to i koniecznie idźcie razem! do psychologa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cała znajomośc przed ślubem dosyć krótka.Decyzja o ślubie szybka.Ja nie jestem zwolenniczką takich szybkich decyzji natomiast co innego jezeli chodzi o wspólne mieszkanie i docieranie sie jako para.U mnie trwało to około 5-ciu lat.W miedzy czasie wyszła nerwica.Nie zwalam tego na kark mojego męża a wtey chłopaka.Nerwica była u mnie uśpiona a pewne czynniki sprawiły że się uaktywniła.Na pewno wpływ na to miało wyprowadzenie sie z domu rodzinnego a w zasadzie od mamy bo tylko z mama mieszkałam, wyznaczanie swojego tertorium w zwiazku,walka z jakimis przyzwyczajeniami i potrzeba pojscia na ustępstwa we wspólnym zyciu.Przez nerwicę dużo namieszałam w naszych relacjach.Kłótniami,agresja i wiecznym narzekaniem doprowadziłam do takiego stanu ,że mój maz wracając z pracy marzył o tym aby w drzwiach powitał go mój usmiech a nie obrazona nie wiadomo na co mina albo wściekłość.

Późno to do mnie dotarło ,że ja muszę sie leczyć i pracowac,bardzo pracować nad związkiem.Fakt ,że ja jestem chora na nerwicę nie zwalnia mnie z dbania o sferę uczuc i psychiki moich bliskich.Ileż dobrego może zdziałać drobna pochwała,komplement czy ciepły uśmiech z mojej strony(nawet jeśli moje samopoczucie jest fatalne).Ja to nazywam pielęgnacja relacji.Nie chce swoim zachowaniem gotować piekła psychicznego innym.Będąc chora staram się wychodzic pomocą a nie tylko być chorą.POdsumowując moją wypowiedź :nic samo sie nie naprawi.Rozmowa szczera i porządna praca nad sobą.Ciekawe jest jaki wpływ na to co dzieje się w waszym małżeństwie rodziców twojej żony.Wiem ,że osoby trzecie mogą tez zakłócać relacje między wami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hey Wam ja mam tez teraz sytuacje kryzysowa w swoim zwiazku ale juz sam nie wiem co jest przyczyna bo:

-ja jestem DDA

-moja zona wiele przezyla

-od pol roku mieszkamy za granica-nowe zycie

-niespelna msc temu pochowalem 58l.ojca z problemem %%%

-moja mama troche sie wtraca w nasze zycie i moja zona ma do niej bol...

-i mozna jeszcze wiele przezyc wspominac

Sam juz nie wiem ale ostatnio coraz czesciej mowi o rozstaniu,widze ze z nia cos sie dzieje a ja sam tez potrzebuje wsparcia i pomocy!!

Jestesmy juz 8l.ze soba mamy 3ke dzieci,najstasza corka jest nie moja....duzo mozna by wymieniac naszych problemow...lekko nie jest.

Ale ostatnio moja zona ma glownie obsesje na punkcie tesciowej.

Sam mam problemy z nerwica bo jestem DDA...

Sorki ze sie tak rozpisalem ale zastanawialem sie nad tym aby nowy watek otworzyc.

Moze ktos mi pokaze wlasciwa droge??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

do neurotico.U mnie mozna wypunktowac tak jak u ciebie ale u mnie nie ma dzieci i zagranicy.

Masz dla kogo powalczyć o wasz związek.Czasem wystarczy ,że ktos musi zacząć.Trzeba schować często dumę czy niechęć w kieszeń i poprostu coś robic.Skoro czytasz to forum i piszecz tu o sobie to znaczy ,że szukasz tej pomocy i jesteś gotowy coś robic.

Trzymam kciuki!

 

ps mamę to jednak musisz ustawić odpowiednio.Matka jest ważna oczywiście ale masz swoją rodzinę i przede wszsytkim musisz stać przy zonie.Ona musi to poczuć ,żeby zuć sie pewniej a mama musi się wycofać w cień.Matki nie zawsze to rozumieja.

Myślę ,że relacje miedzy mama a toba się nie popsuja a miedzy toba a zona na pewno poprawia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie o to chodzi, że skorzystaliśmy z terapii. Od stycznia do końca marca byłem oddelegowany z pracy (służby mundurowe) do innego miasta i dlatego przyjeżdżałem tylko na weekendy. Na terapię małżeńską poszliśmy w lutym jak żona się wyprowadziła do rodziców, ale za namową jej terapeutki poszliśmy na terapię rodzinną. Bardzo ja sobie chwaliła, byliśmy na 3 spotkaniach, a tu nagle SZOK, ja zadzwoniłem do terapeutki, to sama powiedziała mi, że jest zaskoczona bo nic na to się nie zapowiadało.

A o jej związkach z mamą, która jest dewotką już nie będę się rozpisywał. Napiszę tylko, że jej matka nie dopuściła do zamieszkania wspólnego przed ślubem, nie pozwoliła jeździć ze mną nad jezioro, na koncerty itd. a ona cały czas się jej bała, żeby tylko o czymś się nie dowiedziała.

 

Ale w żaden sposób jej nie poniżałem, czasem mówiłem dlaczego zrobiłaś to tak a nie tak, a ona odbierała to od razu za krytykę. Była też osobą zakompleksioną, ale przecież przeżyliśmy tyle wspaniałych chwil. Nawet utrzymuję kontakty z jej dalszą rodziną, która cały czas powtarza, że stoi po mojej stronie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Twoja żona lata jak kurczak z obciętą głową między mamusią i tausiem a tobą. Jak tylko coś jej nie odpowiada zbiera manatki i się wypropwadza....dziwne to takie...nie wiem po ile macie lat bo jak o niej czytam to mam wrażenie, ze ona ma max 20, ale faktycznie rok znajomości-> ślub-> wspólne mieszkanie szybciutko to wszystko poszło........no i okazało się, że nie całkiem dobrze. Z tego co piszesz to pomogłeś jak umiałeś, wyciągnąłeś rękę na zgodę, a we wszystkim tym za dużo "teściów" widzę, mam wrazenie że dość sporawo wam namieszali....być moze tylko z obawy o córkę...ale małżeństwu to raczej nie pomogło....

Rada ode mnie - jesteś młody, jeśli masz siłę i kochasz żonę, spróbuj jeszcze raz, jeśłi to nic nie da naprawdę zacznij układac sobie życie od nowa.......

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedys jak się posprzeczałam z meżem to sie szybciutko to mamusi wybrałam.

A moja mama mówi do mnie:kochana ty masz męża i nie możesz tak do mamy uciekać.Wracaj i rozwiąż problem.

I to jest złota rada.Tak mnie tym wprawiła w osłupienie ,że w końcu do mnie dotarło ,że to nie przedszkole tylko małzeństwo.

Żeby tak wszystkie mamy zdrowo do sprawy podchodziły.Pod warunkiem ze sytuacją nie jest krytyczna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zastanów się czy rzeczywiscie w jakiś sposób nie zdominowałes zony?

 

ja wiem jak mozna sie czuc mieszkając w cudzym domu, będąc otoczonym jego rodziną i ludzmi z nim związanymi, a nie ze mną, i w dodatku nie miec nic swojego.

 

ja czuje sie dodatkiem do zycia mojego meza bo widzę że on nic nie chce dla mnie zmieniać, chce żebym była jego żoną ale żeby wszystko pozostało tak jak przed małżeństwem. to jest dla mnie jakas asekuracja i manipulacja. czuję się przez to uzależniona od niego i jego rodziny i uwazam że jest to w stosunku do mnie bardzo nie fair.

 

nie mam JAK czegokolwiek budowac bo zmiany w domu który dostal od rodziców byłyby profanacja...zreszta dom i tak jest wspólny (jego i jego siostry) więc mam i będę miała jeszcze mniej do powiedzenia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

John_Nelson, widzę, że zależy Ci na tym związku ... Masz chęci go naprawić, może nawet stworzyć na nowo. Warto walczyć gdy jesteśmy przesiąknięci prawdziwym uczuciem. Ale uwaga do naprawy relacji potrzeba dwojga ludzi oraz ich szczerych chęci. Jeśli rzeczywiście Twoja żona nie chce uczestniczyć w tym związku to staranie się o naprawę relacji będzie bardzo ciężkie może wręcz niemożliwe. Wtedy pozostaje ułożyć sobie życie na nowo, które może się okazać szansą na prawdziwe szczęście. Życzę powodzenia i mnóstwo pozytywnego nastawienia bez względu jak rozwinie się ta sytuacja. Zawalcz o swoje szczęście!!

 

Co do Ciebie Betty_boo jesteś uzależniona piszesz ... mamy coś wspólnego. Do niedawna mieszkałam ze swoich chłopakiem u niego w domu otoczona jego rodziną jego znajomymi jego zainteresowaniami - resztą kilka moich postów na ten temat znajduje się już na forum. Teraz od jakichś 3 mozę 4 tygodni mieszkam znów z rodzicami, wróciłam do domu. Nie dlatego, że pokłóciliśmy się o jakiś drobiazg a ja z podkulonym ogonem uciekam. Decyzję o wyprowadzce podjęłam po tym jak dostałam ataku agresji ... jak nigdy w swoim życiu. Do tej pory jak sobie o tym pomyślę, zastanawiam się co ja ze sobą do cholery zrobiłam. Ten atak agresji spowodowany był nagromadzeniem mnóstwa negatywnych emocji, które kiedyś w końcu musiały znaleźć drogę ujścia. Zaczęłam krzyczeć wyzywać, szarpać się koszmar, do tego obecni jego rodzice, obok dom brata. Cała jego rodzina sąsiedzi uwikłani w tą kłopotliwą sytuację. Strasznie się tego wstydziłam, ale uwierzcie nie wytrzymałam już, coś pękło. Na drugi dzień oczywiście przeprosiłam rodziców i podjęłam decyzję o wyprowadzce.

To jest etap "odstawiania". Nadal jesteśmy razem spotykamy się ale uczę się jak żyć i myśleć bez niego. Jest ciężko, czasem szaleję, może nawet częściej niż czasem ... On ma koleżanki, przyjaciół, pracę, zainteresowania, on żyje ... ja dla niego poświęciłam wszystko bo myślałam, że tylko wtedy będzie się czuł przy mnie bezpieczny. Ja wegetuję. Ale wiem, że ciężką pracą nad sobą uda mi się odnaleźć siebie a tym samym wyznaczyć sobie terytorium w tym związku, zaczął szanować swoją osobę i własne jakże równie istotne potrzeby .To będzie prawdziwa lekcja cierpliwości ale warto dla siebie. Przyłączenie się do Was to pierwszy krok w poszanowaniu własnej osoby, stworzenie czegoś "mojego".

 

mm bardzo podobają mi się Twoje wypowiedzi, oddajesz sedno sprawy zgadzam się z Tobą, to dojrzałe podejście ...

 

Parę postów na temat mojej sytuacji z związku już zamieściłam, to problem, który mnie przerasta i staram się znaleźć rozwiązanie. Dlatego proszę bądźcie dla mnie wyrozumiali. Wasze opisane doświadczenia w stosunkach damsko męskich mogą mi pomóc, dlatego proszę piszcie, dzielcie się swoimi doznaniami, może dzięki temu uda mi się w końcu wyjść w tym temacie na prostą. Na razie mam mętlik w głowie i męczące natrętne myśli. Ale chcę wierzyć, że ten związek może się udać. Trzeba tylko spojrzeć na to z odpowiedniej strony. Teraz to dopiero chce mi się wyć :((. Daje znak cholerne "odstawianie". Świadomość, że jest teraz gdzieś z kimś doprowadza mnie do szału :-|

Ale zaraz ja teraz jestem z Wami nie jestem sama, i ja mogę się czuć potrzebna. Pragnę w to uwierzyć ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szykując się do rozprawy drukuję teraz wszystkie listy jakie do siebie pisaliśmy. Muszę się bronić, bo ona chce alimentów na siebie.

Przykład. Po ślubie robiliśmy remont, potem meble i akcesoria. Meble i kolorystykę ustalaliśmy wspólnie. Doszło do firanek. Dzwonię i okazuje się, że ona jedzie z rodzicami kupić firanki. Ja na to dlaczego, skoro ustaliliśmy, że wszystko będziemy kupować razem i że pojedziemy razem kiedy indziej. Okazało się potem, że w ten sposób chciałem zdominować całe finanse. Żona na swojej terapii usłyszała od psychologa, że wcale nie chodziło mi o kasę, tylko jak Pani by się czuła, gdyby Pani mąż razem ze swoimi rodzicami pojechał kupić firanki do Pani mieszkania. Wtedy zrozumiała.

Może czasami niepotrzebnie krzyknąłem jak się kłóciliśmy, ale nie było żadnych wulgaryzmów. Nawet w jednym liście pisze ona, że nawet w mailu czuje, że krzyczę na nią. W porządku, przyznaję się do błędów, ale każdy jest człowiekiem.

A co do teściowej to poprosiłem swoich rodziców, aby przypomnieli sobie rozmowę miesiąc po ślubie z jej rodzicami (na ich prośbę) i oto główne zarzuty:

- dlaczego kupują i dają żonie prezenty, po co dostała rower;

- moja mama jest w stosunku do żony nadopiekuńcza, ona nie jest jej córką;

- bo jestem źle wychowany;

- dlaczego nie chodzę do kościoła;

- dlaczego zafundowałem miesiąc bałaganu, dlaczego remontu nie zrobiłem będąc kawalerem;

- z żony robię służącą, każe usługiwać, ona jest taka drobniutka i słaba (bez przykładów);

- dlaczego nikt jej nie powiedział, że kilka dni przed ślubem pojechałem na koncert;

- po co moja mama chodziła na zaplecze na weselu, co kombinowała; (zarzuty o kradzież) ;

- że ona jest wykształcona, skończyła wiele kursów a mi i moim rodzicom brakuje wychowania;

- że ona była przeciwna naszemu małżeństwu, że mają ją przeprosić, że tak w ogóle to miała na nas więcej, ale zapomniała zeszytu w którym wszystko zapisała etc. (w skrócie)

 

no coments

 

p.s. dzisiaj byłem u psychologa do którego chodziliśmy na terapię małżeńską. Chyba jakoś z jego pomocą przejdę przez to wszystko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jakis dziwny ten psycholog ze po wspólnej terapii małzenskiej stara sie prowadzic indywidualna jednej ze stron... to chyba wbrew zasadom terapii??

 

postu nie komentuje bo widze ze jestes bardzo zaangazowany w roznorakie drobne tak naprawde konflikty reprezentują cos wazniejszego, zastanow się co. przeciez tak naprawde nie chodzi ani o rower ani firanki... to sa tylko rzeczy obrazujące wasze stosunki rodzinne. poza tym, w tym małżenstwie jest za duzo ludzi...powinno byc dwoje a jest chyba z pięcioro...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szykując się do rozprawy drukuję teraz wszystkie listy jakie do siebie pisaliśmy. Muszę się bronić, bo ona chce alimentów na siebie.

Przykład. Po ślubie robiliśmy remont, potem meble i akcesoria. Meble i kolorystykę ustalaliśmy wspólnie. Doszło do firanek. Dzwonię i okazuje się, że ona jedzie z rodzicami kupić firanki. Ja na to dlaczego, skoro ustaliliśmy, że wszystko będziemy kupować razem i że pojedziemy razem kiedy indziej. Okazało się potem, że w ten sposób chciałem zdominować całe finanse. Żona na swojej terapii usłyszała od psychologa, że wcale nie chodziło mi o kasę, tylko jak Pani by się czuła, gdyby Pani mąż razem ze swoimi rodzicami pojechał kupić firanki do Pani mieszkania. Wtedy zrozumiała.

Może czasami niepotrzebnie krzyknąłem jak się kłóciliśmy, ale nie było żadnych wulgaryzmów. Nawet w jednym liście pisze ona, że nawet w mailu czuje, że krzyczę na nią. W porządku, przyznaję się do błędów, ale każdy jest człowiekiem.

A co do teściowej to poprosiłem swoich rodziców, aby przypomnieli sobie rozmowę miesiąc po ślubie z jej rodzicami (na ich prośbę) i oto główne zarzuty:

- dlaczego kupują i dają żonie prezenty, po co dostała rower;

- moja mama jest w stosunku do żony nadopiekuńcza, ona nie jest jej córką;

- bo jestem źle wychowany;

- dlaczego nie chodzę do kościoła;

- dlaczego zafundowałem miesiąc bałaganu, dlaczego remontu nie zrobiłem będąc kawalerem;

- z żony robię służącą, każe usługiwać, ona jest taka drobniutka i słaba (bez przykładów);

- dlaczego nikt jej nie powiedział, że kilka dni przed ślubem pojechałem na koncert;

- po co moja mama chodziła na zaplecze na weselu, co kombinowała; (zarzuty o kradzież) ;

- że ona jest wykształcona, skończyła wiele kursów a mi i moim rodzicom brakuje wychowania;

- że ona była przeciwna naszemu małżeństwu, że mają ją przeprosić, że tak w ogóle to miała na nas więcej, ale zapomniała zeszytu w którym wszystko zapisała etc. (w skrócie)

 

no coments

 

p.s. dzisiaj byłem u psychologa do którego chodziliśmy na terapię małżeńską. Chyba jakoś z jego pomocą przejdę przez to wszystko

 

Chłopie wyobraź sobie jakie emocje wzbudził we mnie Twój post skoro zdecydowałem sie na niego odpisać po kilkumiesięcznej przerwie od aktywności na forum... wiem, że nie potrzebujesz litości ale jest mi Ciebei szkoda trochę bo z moich doświadczeń wnioskuję niestety, że choćbyś chciał to i tak jesteś na straconej pozycji. Przepraszam Cię za zbytnią szczerość ale jedyne słowo jakie przyszło mi na myśl po przeczytaniu Twojego posta to EWAKUACJA! Moim skromnym zdaniem z tego nic nie będzie - przeczytaj sobie swój post, zobacz ile tam bezsilności i żalu, ile tam cierpienia i agresji psychicznej ze strony Twojej żony i jej rodziny. Wydaje mi się, że musisz spokojnie stanąć z boku tej całej sytuacji i spojrzeć prawdzie w oczy - ona chyba już nie chce Was i chyba do końca nigdy nie chciała skoro tak mocno trzyma się "pępowiny" swoich rodziców. Żeby dojrzeć do małżeństwa trzeba najpierw dojrzeć do bycia "samemu" - nie samotnemu ale samemu. Bez bycia szczęśliwym i zadowolonym z samym sobą nie można być szczęśliwym i dawać szczęście w małżeństwie. Podążając za postami kolegów i koleżanek z forum, zgadzam się w zupełności, że trochę to wszystko w Waszym życiu nastąpiło za szybko - te poszczególne etapy Waszego związku - ślub, zamieszkanie razem itd nastąpiły zdecydowanie za szybko po sobie i może teraz trzeba będzie zapłacić cenę tego pospiechu. Jestem z Tobą bo znam z doświadczenia własnego podobne sytuacje dwie i wiem jak to jest być w takim młynie emocji. Pamiętaj by walczyć o siebie - rozwód nie jest przyjemny i nie jest niczym fajnym w życiu ale nie powinno się wg. mnie traktować go jak jakiś stygmat na całe życie. Walcz o swoje szczęście. Przejdziesz przez to tak jak przechodzi chmura deszczowa po niebie i znowu wyjższy słońce nad Twoją głową :-) Nie może być ciągle źle - nie ma po prostu takiej opcji :-) :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam wszystkim za komentarze, bardzo mi pomogły. Powoli zaczynam patrzeć na swoją sytuację bardziej obiektywnie. Niech Moc będzie z Wami! :)

 

"Świecie nasz -

Daj nam wiele jasnych dni!

Świecie nasz -

Daj nam w jasnym dniu oczekiwanie!

Świecie nasz -

Daj ugasić ogień zły!

Świecie nasz -

Daj nam radość, której tak szukamy!

Świecie nasz -

Daj nam płomień, stal i dźwięk!

Świecie nasz -

Daj otworzyć wszystkie ciężkie bramy!

Świecie nasz -

Daj pokonać każdy lęk!

Świecie nasz -

Daj nam radość blasku i odmiany!

Świecie nasz -

Daj nam cień wysokich traw!

Świecie nasz -

Daj zagubić się wśród drzew poszumu!

Świecie nasz -

Daj nam ciszy czarny staw!

Świecie nasz -

Daj nam siłę krzyku, śpiewu, tłumu!

Świecie nasz -

Daj nam wiele jasnych dni!

Świecie nasz -

Daj nam w jasnym dniu oczekiwanie!

Świecie nasz -

Daj ugasić ogień zły!

Świecie nasz... " M.G.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo bym chciał, aby to zrobiła, nawet jej to proponowałem. Ale jak na moje wszystkie propozycje w odpowiedzi dostaję milczenie, albo smsa z dalszymi wyrzutami, to chyba nic z tego nie będzie. Nawet na wszystkich komunikatorach jestem poblokowany. Poza tym jak się podchodzi do problemu wyłącznie emocjonalnie, to po przeczytaniu wszystkich komentarzy dotyczących jej rodziny, nie zawsze przyjemnych w odbiorze, zapewne domyślacie się co mogłoby się stać, zwłaszcza jeśli ktoś nie jest w stanie dopuścić do siebie jakiejkolwiek samokrytyki.

 

Punkt widzenia niewątpliwie ma inny, bo inaczej tak by się nie działo. Wczoraj byłem na imprezie u naszych znajomych i jak się dowiedziałem, że w małżeństwie, które przez wszystkich moich znajomych zawsze uważane było za wzór do naśladowania dochodzi do przemocy fizycznej, jak on się nachla, a na wszystko patrzy trzyletnie dziecko, to uświadomiłem sobie wagę konfliktów małżeńskich, swoich i innych...

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

betty_boo, może i jest skrzywdzona - ale nie daje sobie pomóc co więcej pozwala na to, żeby w sprawy tylko jej i jej męża mieszali się jej rodzice.

Nawet jeśłi ktoś tu jest skrzywdzony - to jak widać lepiej będzie dla nich jak zaczną życie na nowo ale już nie razem.

Poza tym jestem zdania, ze jak coś się psuje w związku to nigdy nie jest wina jednej osoby....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, czy ktoś jeszcze zagląda do tego wątku...

 

Tak się jednak składa, że pana Johna_Nelsona znam (skądinąd) i bardzo chętnie się wypowiem.

Mam wrażenie, że zakładając temat na tym forum chciał przede wszystkim odsunąć myśl, że wina może leżeć po jego stronie. Pyta się, czy możliwe by żona zapadła na nerwicę po 3 miesiącach małżeństwa (przez niego)?

 

Nie dziwię się żonie, że nie miała ochoty włączać się do dyskusji. Jak pisze mąż, żona nie odbiera telefonu już od dłuższego czasu, zatem zgoda na jego prośbę o jej głos w dyskusji byłaby równoznaczna z ponownym wejściem w tę grę, a widać, że zadecydowała inaczej. Jasne jest, że nie chce mieć z nim nic wspólnego i jest konsekwentna - nie odbiera telefonów, nie odpowiada na forum. Nie ma co się oburzać, że ktoś, kto się narzuca, jest zablokowany na komunikatorach. John_Nelson powinien o tym dobrze wiedzieć, bo jak mu nie pasuje, to sam robi takie rzeczy i uważa, że to jest w porządku. Blokuje bez litości i ma do tego prawo, podobnie jak jego żona, jakkolwiek dziecinna byłaby to postawa. Tylko dlaczego sobie przyznaje to prawo, a jej (i innym) nie?

 

Zauważcie, że tylko jedna osoba z tego forum jej broni. Może też jest skrzywdzona.

Myślę, że na pewno. Przecież nigdy wina nie leży po jednej stronie. Takie to proste, znane, prawdziwe.

 

Pan John_Nelson przyznaje się, że popełnił błędy, ale przecież jest człowiekiem. Wydaje się przez to bardziej bezstronny, obiektywny. Tymczasem sam może szukać czegoś, co pozwoli poczuć mu się lepiej, a poczuje się lepiej (i chyba poczuł, sądząc po jednym z dalszych postów), jeśli zacznie się atakować głównie żonę, która tu się nie wypowiada.

 

Najbardziej dziwi mnie to, że ludzie wypowiadają się na jakiś temat, znając relację tylko jednej ze stron (która w dodatku, mam wrażenie, czuje się winna i stąd te wszystkie pytania).

Zaznaczam, że znam Johna_Nelsona osobiście i domyślam się, że osoby delikatne, wrażliwe (czy ze skłonnością do nerwicy - jeśli nawet zakiełkowała w żonie wcześniej) może dotkliwie skrzywdzić. Czym konkretnie nie będę się wypowiadać, bo to forum dyskusyjne, a nie pismo brukowe.

 

 

"Nikt nie wie, co trzeba przeżyć, aby obłęd dojrzał i ogarnął człowieka bez reszty. Ileż to razy ludzie przeżywają tak koszmarne rzeczy, że powinni natychmiast postradać zmysły. tymczasem wcale nie wariują. Choćby - w większości - więźniowie kacetów. A innym wystarczy zwykłe, szare życie i - krach. Już się smażą w ogniu obłędu! Kim są, zanim staną się obłąkani? Zanim zamknie się ich na dobre? Bo to są takie kłębuszki wrażliwości. Świat dla nich cały jest z kolców. Usiłują się przystosować, ale to daremne. Albowiem jeszcze nie wiedzą, że Odys w nich śpi, że róża rozkwita z cierni, a klejnot jest w lotosie, amen. I że nikt nad nimi nie płacze! Aż przychodzi ostatnia rozpaczliwa próba i - i uciekają w szaleństwo... ." (J. Krzysztoń, „Obłęd”)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×