Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wielki "come back


Makcia

Rekomendowane odpowiedzi

Come back

...tak zatytułowałam swój post nie bez powodu. Z góry przepraszam tych których zanudzę tkwię obecnie w stanie przepraszania wszystkich za wszystko i dławię się poczuciem własnej bezsilności.

To dla mnie wielki wyczyn pisać tu gdy kilkoro z was może to czytać. Ale mnie to pomaga. Gdy wiem że ktoś wie - jak mnie jest nieciekawie i być może ten ktoś będzie w stanie mi pomóc.

 

Jeszcze tak nie dawno poradziłam sobie ze wszystkim. Odnalazłam poczucie własnej wartości i pewności siebie. Bo w całej tej nerwicy głównie o to chodzi by wiedzieć ile jest się wartym i aby czuć to piękno samego siebie.

Nie wiem jak ale mnie się to "chwilowo" udało. NAWET TA CZARNA MYŚL MNIE NIE PRZERAŻAŁA BO WIEDZIALAM że ze wszystkim sobie poradzę. Ale wtedy gdy zaczęłam się pławić w swojej wolności uczuć nagle załamka. Jeden słabszy moment i trach...pokręciłam kołem wygrywając główną nagrodę - nerwicę. Cały ten okres gdy walczyłam i wygrałam nagle stracił sens w ponownym poczuciu że oto znowu stoje na linii startu. Czemu tak jest? jak trwale uwierzyć w to że jest się piękną Dodą a nie zasmolonym Kopciuchem z kompleksami? Znowu rozpoczynam swoją wędrówke po krainie rozczarowań, strachu i wiecznych tłumaczeń "Nic Ci nie jest"...

 

Mam nadzieję że nie zawracam Wam głowy...nie chcę się znowu czuć samotną..najważniejsze jest odnaleźć przyjaciół w walce o samą siebie.

 

Pokonałam wszystkie objawy po to aby mierzyć się z nimi od nowa. Znowu boję się przełykać, oddychać, nie widzę, zbyt dużo słyszę, kontroluje cały organizm. Nie daj Boże gdy coś nie jest tak jak powinno...masakruje się myslami że to koniec.

 

W tym dole własnym zastanawiam się czy jest sens w ogóle walczyć jak i tak się wraca w to samo miejsce. Jestem wrażliwą babką i zawsze taką będe nawet wtedy gdy chwilowo uwierzę w to że jestem najlepsza. Napiszcie proszę jak sobie radzicie jak kochacie siebie..bo ja mam siebie poprostu dosyć..:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć.

 

Jestem w podobnej sytuacji. Nie wiem, co mam napisać. Mam taką nerwicę, że mam mętlik w głowie i nie potrafię się na niczym skupić. Od kilku tygodni przeżywam kolejny kryzys (było już ich kilka). Zacząłem terapię lekami (seroxat) oraz psychoterapię w połowie 2005 roku. Od tamtego czasu wiele się w moim życiu zmieniło. Terapia (dwie trzymiesięczne grupowe i jedna prawie półtoraroczna też grupowa) i leki pozwoliły mi zmienić swoje życie, ale teraz kilka miesięcy po zakończonej terapii i dwa miesiące po zmniejszeniu dawki leków znów przeżywam kryzys. Nic mi się nie chce. Poranki są najgorsze - nie potrafię wstać z łóżka. To cud, że jeszcze nie wyrzucili mnie z pracy - moja praca nie daje żadnych efektów. Nie potrafię się na niczym skupić. W konsekwencji w rzeczywistości nic nie robię. Czuję, że coś się zmieniło, że terapia pomaga zrozumieć i wyjść z impasu, ale teraz gdy w życiu nastąpiło wiele istotnych zmian, nie potrafię sobie z nimi poradzić. Czuję się wyrzucony na głęboką wodę życia, a jeszcze nie potrafię pływać. Duszę się i męczę każdego dnia. Kilka dni temu byłem u swojego psychiatry. Biorę znów normalną dawkę leku. Niestety efekty jego działania będą po miesiącu lub dwóch. Do tego poszedłem na konsultacje do psychoterapeutki, która prowadziła jedną z krótkoterminowych grup, w których uczestniczyłem na przełomie 2005/2006 roku. Powiedziała mi, że jestem zdrowy. A ja nie potrafię rano wstać z łóżka. Do wszystkiego się zmuszam. Nie widzę sensu życia. Ledwo daję radę robić dobrą minę w pracy, ale już chyba niedługo wytrzymam i powiem, że mam nerwicę i nie daję rady przychodzić do pracy ani robić w niej czegokolwiek. Na szczęście to praca na czas określony i może wytrwam do końca czerwca, a później zwyczajnie nie podpiszą ze mną dalszej umowy. Czuję, że cofam się w rozwoju. Zrobiłem dwa duże kroki do przodu podczas ostatniej długoterminowej terapii, a teraz czuję, że robię krok w tył. Dzięki terapii właśnie udało mi się znaleźć pracę i stanąłem na nogi. Dzięki terapii też wyprowadziłem się od rodziców. Niestety teraz niszczę wszystko, co udało mi się osiągnąć. To jest silniejsze ode mnie. Moje lęki przed życiem są tak silne, że powoli cofam się do punktu wyjścia. Nie potrafię poradzić sobie z pozytywnymi zmianami, które zaszły w moim życiu. Na dodatek psychoterapeutka mówi, że jestem zdrowy. Działam autodestrukcyjnie, nie potrafię poradzić sobie ze zmianami w swoim życiu. Nie potrafię rano wstać z łóżka. Mam pustkę w głowie. Jestem zdrowy? Moje problemy nie zaczęły się w 2005 roku. Od dziecka borykałem się z nerwicą, tylko nie potrafiłem tego nazwać, a nikt nie był w stanie nazwać tego za mnie i pójść ze mną do lekarza. W okresie wczesnoszkolnym miałem kilka ataków padaczkowych, po których leczono mnie lekami przeciwdrgawkowymi. Myślę, że one w dużym stopniu tłumiły objawy nerwicy. Po wielu latach, po skrajnym załamaniu nerwowym trafiłem wreszcie do psychiatry, a od niego na grupę terapeutyczną. Jedną, później drugą. Potem był rok przerwy i trzecia - tym razem długoterminowa grupa psychoanalityczna. Teraz po tych kilku latach zmagań przy jednoczesnym zażywaniu leków oraz kilku próbach odstawienia, znów czuję się jak na starcie. Tak, jakby wysiłek włożony w terapię nie przyniósł żadnych efektów. Mój lekarz tylko przepisuje mi leki i czeka, a ja cierpię w samotności. Psychoterapeutka mówi mi, że jestem zdrowy, a ja cierpię i nie potrafię tego dobrze wypowiedzieć. Czuję się lekceważony. Nie wiem, gdzie mam szukać pomocy. Wierzę już tylko w leki, które ponownie zaczną działać. Może wtedy nabiorę sił, żeby szukać pomocy na kolejnej psychoterapii. Czy to będzie trwało do końca życia? Czy wśród Was też są osoby, które borykają się z nerwicą od wczesnego dzieciństwa? Jak wygląda Wasze życie z nerwicą? Co Wam pomogło? A może jest ktoś, kto się wyleczył??? Czy wogóle z nerwicy można się wyleczyć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drogi LekoPawle!

 

Musimy wierzyć że uda nam się wyleczyć - musimy się mobilizować , bo przecież too nasze życie jest i tylko od nas zależy jak je przeżyjemy.. Nikt z nas nie przeżyje go za nas.

 

Ja mam 3 epizod nerwicowy- tym razem jak zaatakowal mnie to od 25 marca nie było mnie na uczleni ;/

Od tego też dnia leczę się i szczerze powiem że widze poprawe.

 

 

W marcu nie wstawałam z łóżka, ciągle wydawalo mi sie ze umieram i płakałam. Straciłam sens WSZYSTKIEGO.

Biorę teraz tabletki , wiem ze one mnie pobudzaja ale dają mi one wiele- Pokazują że Ten świat jest cudowny choć niesprawiedliwy..

 

Na razie jestem w domu na zwolnieniu i każdego dnia robie małe kroczki bo mam nadzieje.

 

I wierze i trzymam mocno kciuki że ty też dasz radę tak zresztą jak my wszyscy i niedługo nerwica będzie tylko bolesnym wspomnieniem !!

 

 

Serdecznie Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Makcia, na pewno nikomu tu nie zawracasz głowy , ja też miałam teraz powrót nerwicy, po paru latach czułam się jeszcze gorzej niż kiedyś,ale już nie biorę leków (prócz propranololu) czuję się dobrze , tu mam ludzi którzy mnie w jakimś stopniu wspierają , czasem się tu wyżalę i jest o wiele lepiej. Na pewno ty też powoli dojdziesz do siebie, :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

do lekopaweł.Zainteresowała mnie twoja postawa wobec pracy.Czy praca cie nie satysfakcjonuje lub stresuje i dlatego chcesz z niej zrezygnowac czy w wyniku złego samopoczucia i obawy przed osmieszeniem się w pracy chcesz z niej uciec?

Wiem jak to jest jak człowiek się fatalnie czuje i chce przeczekac ten czas najlepiej w swojej domowej oazie wiem tez ,że im dłużej jednak się izolujesz tym gorzej bo odosobnienie napedza stany lękowe.Myślę ,że twoje leki zaczną juz wkrótce działac i że dobre samopoczucie powróci a wraz z nim optymizm i pewnie bardziej racjonalne spojrzenie na sytuację zawodową jeżeli oczywiście w pracy jest wszystko ok.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym, że ja nie potrafię wypełniać obowiązków w pracy. Nic nie idzie mi jak kiedyś (kiedyś szło lepiej, ale nigdy nie byłem ze swojej pracy zadowolony tak naprawdę). Po prostu nie robię tego, co powinienem, bo nie potrafię się na tym skupić. Nie widzę rozwiązania, nie wiem jak to robić. A przy tym boję się kogokolwiek o cokolwiek spytać. I nawet, gdy już to zrobię to spotykam się z niezrozumieniem, bo przecież "to proste". Czuję się jak niepotrzebny kawał mięsa w pracy, który zabiera powietrze (choć najczęściej w pracy jestem sam, a kontaktuję się z innymi telefonicznie). Dzisiaj podjąłem już decyzję, że powiem szefowi, że sobie nie radzę, że ta praca mnie przerasta. Zacząłem ją na początku roku, zaraz po zakończeniu terapii i od początku była trudna. Myślałem jednak, że sobie poradzę. Niestety - nie poradzę sobie. Za mało jeszcze umiem. Za bardzo mnie ona obciąża psychicznie. To nie jest tak, że praca jest dla mnie lecząca. Praca jest dla mnie męką, z którą początkowo potrafiłem się zmierzyć. Teraz jednak mnie ona przerosła i chcę o tym powiedzieć, zanim będzie za późno...

 

[Dodane po edycji:]

 

Nie poszedłem do pracy. Siedzę w domu i czytam to forum. Próbowałem zadzwonić do szefa, ale miał wyłączony telefon. Teraz boję się zadzwonić jeszcze raz. Boję się, że on zadzwoni. Nie wiem, co mam robić. Tak bardzo chcę uciec od tej odpowiedzialności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Makcia, głowa do góry! Jak raz Ci się udało wyjść z choroby i powrócić do normalności to dlaczego drugi raz ma Ci się nie udać? Już raz znalazłaś drogę do równowagi, co zapewne kosztowało Cię wiele wysiłku. Chcesz teraz ten wysiłek przekreślić? Uszy do góry!

 

lekopawel, jeżeli na prawdę chcesz zrezygnować z pracy, to powiedz to swojemu szefowi w cztery oczy, a nie przez telefon. Zawsze to ładniej wygląda. Odnoszę wrażenie, jakbyś nie doceniał swoich możliwości, jednak jeśli faktycznie od początku ta praca Ci nie pasowała, zawsze można znaleźć nową. Możesz także poprosić szefa, by przydzielił Ci mniej odpowiedzialne/wymagające stanowisko jeśli jest taka możliwość. Ważne jest, by po tym jak się zwolnisz, znaleźć szybko nową pracę ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uważam że nie warto męczyć się też w pracy która nas nie zadowala. To powoduje frustrację, niechęć. Może warto poszukać czegoś co sprawiałby dużą radośc Tobie, Taką prace do ktorej chodziłbyś z przyjemnością!

 

Tak jak ABRADAB uważam że powinieneś pójść na rozmowę w cztery oczy bo rpzez telefon załatwiając taką sprawę możez zostać odebrany jako niepoważna osoba!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czasem taka praca(niesatysfakcjonujaca i nudna) moze być środkiem do osiagniecia celu....

Myślę ,że większośc ludzi chciałaby pracę która sprawia nam frajde,daje poczucie spełnienia zawodowego,chcemy czuc ,że swoja pracą dajemy cos innym,że jesteśmy potrzebni ale nie oszukujmy się szukanie pracy nie zawsze wygląda rózowo.

Moja praca jest dosyc monotonna,sa dni kiedy nie widzę sensu tego co robię ale istotne jest co mogę i co zrobię z czasem wolnym od mojej pracy,z moja pensją.......pominąwszy fakt ,że część wydam na swoje leki:) to daje jakieś perspektywy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodzi o to, że żadna praca mnie nie satysfakcjonuje, bo życie dla mnie nie ma sensu, więc praca też. Szefowi powiedziałem przez telefon, że ta praca jest dla mnie zbyt wymagająca psychicznie i nie daję rady. Był miły i wyrozumiały. Zadzwoni do mnie, żebym oddał rzeczy. Czuję się troszkę lżej, że nie mam już tego obowiązku. Jak leki zaczną działać będę szukał nowej pracy, tym razem mniej odpowiedzialnej, żeby znowu nie wpaść w taki stan.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuje Wam wszystkim bardzo serdecznie za odpowiedź :smile:

Miło mi jest gdy wiem że ktoś mnie czyta bo wtedy nie czuję się samotna:)

 

Dzisiaj jest lepiej. Najważniejsze żeby się zdystansować żeby z boku zobaczyć czy te obawy faktycznie są takie "straszne" Mój codzienny dzień to wewnętrzna rozmowa z sama sobą. To tak jakbym miała sama siebie przekonać że wszystko co robię i myślę ma sens. Usłyszałam kiedys od bliskiej osoby że działam na siebie jak destruktorka. Nawet gdy jest mi dobrze to wmawiam sobie że to nie prawda bo przecież to nie możliwe. Zabieram sobie prawo do szcześcia i radości.

Macie racje że muszę walczyć ale uwierzcie że jestem już tym zmęczona. Tęsknie za odrobiną luksusu życia w niestrachu.

 

Człowieku nerwico miło mi Cię tu słyszeć. Gdy jakiś czas temun tu pisałam Ty się pojawileś, cieszy mnie to że jesteś już na tyle pewny aby wspierać innych. To poważny krok w przód..

 

lekopaweł rozumiem twoje ucieczki bo ta nerwica właśnie na tym polega że wciąz przed czymś uciekamy. Widzę po sobie że czymbardziej ktoś lub coś mnie zmusza do "pionu" wtedy włącza mi się mechanizm ucieczki. Myslałam że nie znajde nigdy żadnej pracy bo nic nie sprawiało mi przyjemności a wszystko mnie przerażało. Jednak się myliłam i jest coś w czym czuję się dobrze. Najważniejsze żeby się nie zmuszać bo nasze własne poczucie winy wtedy się wzmaga. Lepiej coś "rzucić" żeby znaleźć coś nam przeznaczonego. Jednak lepiej takie sprawy załatwiac patrząc w oczy. Nie każdemu wszystko się podoba ale patrząc szefowi w oczy pokazuje się i jemu i sobie że nie przegraliśmy bo jesteśmy słabi ale jesteśmy na tyle mocni żeby się przyznać do swoich słabości i szukać nowych rozwiążań. Tobie też się uda..jak nam wszystkim potrzebny jest tylko czas.

 

No nic nie zanudzam Was. Zmykam chwilowo..

Pozdrawiam serdecznie was wszystkich :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×