Skocz do zawartości
Nerwica.com

Powiedzieliście?


Abradab

Rekomendowane odpowiedzi

Intryguje mnie jedna, dość istotna rzecz. Dużo na forum widziałem postów z opisem chorób, stanów emocjonalnych, a także zmagania się z różnymi chorobami. Ciekaw jestem, czy swoim najbliższym powiedzieliście o swojej chorobie, czy też unikacie tego tematu, bądź kłamiecie, że to 'coś z sercem', albo 'migrena'. Bardzo jestem ciekaw ile osób powiedziało najbliższym (mam tu na myśli raczej przyjaciół niż rodzinę), że jestem chory na nerwicę, bądź depresję, a jaki procent osób chorych ukrywa swoją chorobę przed innymi.

Pozdro.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie ukrywałam swojej nerwicy , jak się żle czuje to mam udawać że jest ok, bez sensu .Gdyby kiedyś zdarzyło się mi np.że łapie mnie serce,albo słabnę ,rodzina i najbliżsi wiedzą co może być powodem tego i wiedzą jak mogą mi pomóc w takiej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie większość rodziny wie o mojej przypadłości. Oczywiście nie rozumieją tego co się ze mną dzieje :? ale olać to nie obchodzą mnie ich opinie niech sobie myślą co chcą ;) Kiedyś pomimo tego że szwagierka wiedziała już że mam nerwicę i na czym to polega dzwoni do mnie i mówi "Czemu odwróciłaś się od rodziny" bo nie jezdziłam do nich bo nie jestem w stanie. No i po co mówić im o tym skoro i tak nie rozumieją :?:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jak radzicie sobie z nauką oraz pracą? Ja, szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie na chwilę obecną ani jednego ani drugiego :( Przed pójściem do psychiatry jako tako panowałem nad atakami, wiedziałem czego unikać, jak rozładować chociaż w niewielkim stopniu napięcie, co zrobić by się nie nakręcać. Wracałem nawet powoli do mojej kochanki zwanej sportem. Ale odkąd polazłem do psychiatry i zacząłem brać leki, wszystko się pogorszyło. Napady lęku wróciły ze zdwojoną siłą, a wraz z nimi dołączyło wiele dolegliwości, których nie miałem. Myślałem, że to uboczne działanie leku, ale po drugiej wizycie u psychiatry powiedział mi, że sobie wmawiam :-| Najgorsze jest to, że odrzuca mnie od jedzenia, jem na siłę i chudnę, co zresztą szybko dostrzegli znajomi. I właśnie zastanawiam się, czy wtajemniczać ich czy nie, bo najbliższa rodzina już wie co mi dolega.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Studjuję......to już będzie moja czwarta sesja z nerwicą z czego trzy na lekach i zdane bardzo dobrze. Ciężko jest mi usiedziec czasem na zajęciach - dlatego moja obecność na wykładach jest zerowa. Chodzę tylko wtedy kiedy muszę, a narazie mój mózg jakoś dziwnym trafem skpiał się na sesji na tyle, że spokojnie zaliczałam semestry. Nie jest to łatwe - bo bywają dni kiedy na nic nie ma siły, a sama myśł o wyjściu do szkoły powoduje wymioty, ale biorę leki, chodzę do psychologa - i jest coraz lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiedzą tylko moi naj najbliżsi przyjaciele, chociaż staram się ich tym zbytnio nie obciążać, więc czasem omijam trochę prawdę, ale oni chyba i tak wiedzą, że ściemniam.

 

Z rodziny wie tylko moja chrzestna, moja siostra wie, że mam problemy ze zdrowiem (szeroko pojęte). Kiedyś się zdobędę na odwagę i jej wszystko powiem, a to tylko dlatego, że boję się, że jak mi się coś stanie, to ona i tak się o wszystkim dowie i będzie miała złamane serce, że prowadziłam w ukryciu drugie życie, tak jak nasza mama.

 

Pracuję, ale nie wiem, jak mi się to udaje. Tzn udaje mi się, bo udaję, w pracy wie tylko mój kolega i to też nie wszystko. Ale obawiam się, że to kiedyś wyjdzie na jaw. Mam sporo nagłych nieobecności, a kiedyś chcąc nie chcąc wyląduję na zwolnieniu od psychiatry i wtedy będzie po ptokach. Na razie wszyscy myślą, że po prostu mam sporo problemów zdrowotnych, heh, na przykład dzisiaj mam migrenę, a ja wiem, że to nie migrena, tylko kolejny z objawów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie wiedzą moja matka, siostra oraz pies. Koledzy z uczelni coś pewnie podejrzewają, choć staram się nie dawać temu podstaw. Na uczelni niektóre osoby z pionu administracyjnego wiedzą, ponieważ przy przekładaniu egz. etc., dawałem wypisy ze szpitala (mimo że nie byłem leczony tam psychiatrycznie) oraz opinię lekarskie. Musiało się więc wydać. Zrozumiano mnie, dano niezbędne ułatwienia, nikt mi nie podkręca tempa "niech Pan do nas przyjdzie, gdy poczuje się Pan choć odrobinę lepiej". I w takich chwilach się czuję.

 

Nie wie i nie może wiedzieć jedna z osób, na ktorej mi bardzo zależy. Poza tym, kto ma wiedzieć - ten wie.

 

Zalecam szczerość, bo prędzej czy później gdzieś w życiu ten epizod do Was wróci, zaś nerwica czy depresja nie są chorobami psychicznymi i zapadają na nie ludzie będący na szczytach hierarchii wielkich firm, korporacji etc. Mój lekarz takich lekczy m.in, są szefowie firm z depresją czy schizofrenią. I też wymagają pomocy, takiej samej jak my.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wie bardzo niewiele osób. Garstka znajomych, promotor, współlokatorka czyli ludzie z którymi spędzam dużo czasu i przed którymi nie dałoby się tego ukryć. Jakoś to przyjęli do wiadomości, nikt mnie nie wyzywa od wariatek, ale i do końca mnie nie rozumieją, czasami traktują jak dziecko co mnie doprowadza do szału a czasem tracą do mnie cierpliwość co jest już bardziej zrozumiałe, ale ogólnie da się jakoś z nimi funkcjonować i nie czuję się tak bardzo źle w ich towarzystwie. Wsród reszty świata staram się udawać że wszystko w jak najlepszym porządku i dlatego po części czuję taką niechęć do ludzi, bo trzeba się głośno śmiać, być błyskotliwą i hałaśliwą żeby ktoś przypadkiem nie pomyślał że coś jest nie ok...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nikt za bardzo nie wie, nawet najbliższa rodzina

próbowałam coś tam tłumaczyć ale zero zrozumienia, dałam sobie spokój

na szczęście widać moja choroba nie ma wielkiego nasilenia, nigdy nie przeszkodziła mi w normalnym zyciu, pracy czy wychowywaniu dziecka

a trwa 13 lat...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W zasadzie też nie staram się na siłę uświadamiać otoczenia w czym rzecz. Wśród znajomych miałem okazję wspomnieć coś na ten temat niejednokrotnie, choć, tak jak już tu pisano, nikt na dobrą sprawę i tak nie orientuje się w temacie. -Może nie rozumieją, może nie mają nawet takiej potrzeby. Każdy w głównej mierze koncentruje się na sobie, a problemy innych są mu na ogół obojętne. Próbuję na co dzień sprawiać wrażenie osoby nie nękanej przez różnego rodzaju przypadłości, aczkolwiek zdecydowanie lepiej czuję się w towarzystwie ludzi będących w stanie mnie zrozumieć... W związku z powyższym część moich dotychczasowych znajomości ulega stopniowemu rozluźnieniu i nie mogę powiedzieć, aby martwiło mnie to jakoś szczególnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyjął ze zrozumieniem, tym bardziej że zaznaczyłam że nie liczę na taryfę ulgową tylko chcę żeby wiedział w razie czego bo sama nie wiem jak to będzie z dyplomem, i tylko proszę o minimum wyrozumiałości. Ale zauważyłam że jest od tej pory wyczulony na moje zachowanie, np. na to jak reaguję na jego krytykę. Ja się bałam po pierwsze niezrozumienia, tego że sobie pomyśli że chcę właśnie jakiegoś specjalnego traktowania. Nawet nie wiedziałam jak to powiedzieć i kiedy ale sytuacja sama się nadarzyła. Bałam się, ale teraz czuję się dużo swobodniej na seminariach, tym bardziej że ludzie z grupy też mniej więcej mnie znają i nie muszę chociaż tam udawać że wszystko jest super i że jestem silna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie najbliżsi znajomi coś podejrzewają, że coś jest nie tak. Wiedzą, że łażę po lekarzach, ale nie wiedzą jakich, widzą, że schudłem dość mocno, że nie piję piwa, bo biorę leki, że nie prowadzę samochodu, bo mi się we łbie kręci, że już nie szaleję jak dawniej, przestałem uprawiać sport, który kocham. Waham się czy im nie powiedzieć prawdy. Niektórzy wiedzą ile zdążyłem już przejść w życiu i zazdroszczą mi silnej psychiki, nie wiedząc, że tak naprawdę psychika mi już wysiadła, nie wiedząc jaki dramat jeszcze niedawno przeżywałem zanim zacząłem brać leki. Myślę, że domyślają się coraz bardziej i nie wiem czy im nie powiedzieć prawdy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja dziś widziałam sie z kolezanka i chcialam jej powiedziec ale jakos nie moge sie przelamac. Nie chce wspolczucia,litosci, jakiegos ulgowego traktowania.

 

Juz zaczynaja sie pomalu problemy bo ponad 2 miesiace nie bylam na uczeln i i znajomi dopytuja sie ;/

Ja mam na to odpowiedz ze mam oslabiony organizm, takie przesilnie wiosenne :)

 

 

Głupia odpowiedz ale na razie wystarcza :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W moim przypadku jest tak, że raczej tego nie ukrywam, ale staram się udawać przed osobami, które wiedzą, że jest ze mną lepiej niż jest w rzeczywistości. A jak reagują? Mama potwornie się martwi i to siebie wini o wszystko, co ze mną się dzieje(a ja czuję się winna, że ona ma taką córkę jak ja, bo przecież zasługuje na lepszą), ojciec("co? znowu idziesz na lewe?" czyt.mam poj*** dziecko, chyba to nie moje-tu się myli, bo jego, ojj nie wyprze się mnie na pewno), jedyna przyjaciółka wie o każdej najgłupszej myśli i ciągle powtarza, że kocha mnie właśnie taką i zawsze będzie kochać(co nie znaczy, że nie wyzwie mnie czasem od głupich wariatek-ale to tak chyba, żeby mną potrząsnąć-wybaczam jej to;) Kiedy jeszcze studiowałam wiedziała o tym jedna p.dr z którą miałam zajęcia-b.mi współczuła i z całego serca starała się wspierać, dwie dobre koleżanki, które też starały się jakoś mnie zrozumieć. Mam niewielu znajomych, ale chyba dobrze ich wybrałam, bo jak narazie nie spotkałam się z odrzuceniem z powodu choroby. Uważam, że warto mówić zaufanym osobom. Rozmowa z psychologiem to jedno, a świadomość, że jednak ktoś stara się Ciebie zrozumieć, mimo że nie musi jest chyba cenna. Poza tym, mieszkam w małym mieście i staram się, żeby nikt niepowołany jednak o moich problemach się nie dowiedział. Oficjalnie mam szeroko pojęte kłopoty z brzuchem i tyle :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też nie rozmawiałam z rodzicami n/t. Ale oni widzą i rozumieją tyle, że wcale takiej rozmowy nie potrzebuję. Bardzo ich i nasze relacje zmieniła moja choroba w jej 'najniższym' stadium - gdy trafiłam do psychiatryka, widziałam przerażenie w ich oczach. Czuli się winni niewiedzy tego jak mi pomóc. Bezradni. Choć moje stosunki z nimi były tragiczne - gdy wróciłam ze szpitala ogrom ich zmiany przerósł moje oczekiwania. Teraz mam ich przyjaźń i wsparcie 24h na dobę. I to mi wystarcza - po co roztrząsać stare rany. Co do reszty świata - nie unikam tematu jednak staram się nie mówić, że wiem to i tamto z autopsji. Jeśli znajomość robi się głębsza - to dla mnie test wyrozumiałości drugiej osoby i jej prawdziwego ja. Jeśli się okaże, że ktoś mnie wyśmieje - to świadczy tylko o nim - a dla mnie to oszczędność czasu bo nie marnuję go na znajomość, która nie jest tego warta. Nie ma się czego wstydzić - nikt z Nas nie wybierał sobie losu, który nas doświadczył. Przez to, co przeżyliśmy lub przeżywamy jesteśmy bogatsi choć często nie zdajemy sobie z tego sprawę. To kwestia przede wszystkim budowy własnej wartości. Słabość to żadna ujma na honorze. Jeśli ktoś tego nie rozumie - naprawdę, zastanówcie się, jakim jest człowiekiem, skoro uważa tego typu problemy za błahe i czy warto kimś takim się sugerować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×