Skocz do zawartości
Nerwica.com

zagubiona...


nutka_ok

Rekomendowane odpowiedzi

mam 23 lata i ogólnie nie miałam łatwego życia... ale kto miał... ojciec alkoholik. moje wspomnienia z dzieciństwa: lece ze schodów pchnięta przez rękę ojca. potem złamany obojczyk; widze jak wklada ręke mamy miedzy drzwi a futryne i wali drzwiami. do dzis mam nie ma czucia w jednym palcu; krzycze, żeby zostawił mame. ojciec mnie łapie i z impetem uderza o ściane... mam brata i siostre... oni chociaz dziecinstwo mieli udane. sa ode mnie starsi siostra o 11 lat, brat o 14, a wszystko zaczeło sie jak miałam z 3- lata. Żyłam w ciągłym strachu. Nie zapraszałam koleżanek, z domu często uciekaliśmy. Wiedziałam, że cała moja rodzina wie o wszystkich wydarzeniach a ja bardzo się ich wstydziłam. Nie miałam z nikim z rodziny dobrych kontaktów. Nie rozmawiałam z nimi: babcią, dziadkiem, wujkami... Ojciec wyprowadził się przed moją komunią. Nie odwiedzałam go często. Byłam w 8 klasie szkoły podstawowej gdy zaginął. Dowiedzieliśmy się od jego sąsiadów. Okazało się, że uderzył w niego samochód i znaleźliśmy go już w kostnicy. W szkole ciężko nawiązywałam kontakty, choć byłam lubiana. Potem doszły kompleksy z powodu mojego wyglądu. Dojrzewałam dużo szybciej niż moi rówieśnicy i moje krągłe kształty były obiektem żartów. Mimo wszystko miałam dobrych przyjaciół. Zawsze pomagałam tym, którzy byli szykanowani bardziej niż ja. W liceum było zresztą podobnie. Miałam dobre przyjaciółki, ale trzymałam dystans w stosunkach z innymi kolegami. Mimo to byłam lubiana i znana w całej szkole. Uczestniczyłam w wielu kołach zainteresowań, grałam w teatrze, śpiewałam w chórze, byłam wolontariuszką w domach dziecka... wiele by wymieniać. Było w miarę dobrze. Nie na długo. Okazało się, że żona mojego brata ma raka i roku walki umarła. Mój brat zaczął pić. Najpierw w Warszawie - bo tam mieszkali. Mama go bardzo wspierała, wysyłała mu pieniądze kiedy tylko mogła,nie mięliśmy pojęcia co się z nim dzieje. Mój brat się zadłużył. U nas i tak nigdy się nie przelewało, a teraz mama musiała spłacać jego długi. W końcu wrócił. Dużo pił. Coraz więcej. Nie pomagały rozmowy i pocieszanie. W końcu zaczął być agresywny. Wszystko skupiło się na mojej mamie. Zaczął ją wyzywać, obarczać winą, gnębić psychicznie. Nie mogłam znieść wszystkich wymyślonych historii. Broniłam mamy. Nie raz oberwałam. Wyrwane włosy, siniaki... to i tak było mniej niż to co przeżyła moja mama z ojcem. Staram się opisywać to wszystko bardzo delikatnie, ale było źle. Poszłam na studia. Miałam wyrzuty, że zostawiam mamę samą. Przyjeżdżałam co tydzień, w każdy weekend. Znalazłam chłopaka. Było wspaniale. Na studiach utrzymywałam się tylko z renty po ojcu - niecałe 500 zł, ale jakoś starczało. Na trzecim roku musiałam zacząć pracować. Ceny poszły w górę i renta starczała ledwo na czynsz za mieszkanie, opłaty i podróże do domu. Kupiłam laptopa - to było konieczne ze względu na moje studia - i spłacałam kredyt. Między mną a moim chłopakiem zaczęło się psuć. Był moim największym powiernikiem, przyjacielem, spełnieniem marzeń, ale czasem lekceważył problemy w moim domu. Nie rozumiał mojego gniewu... Jak przyjeżdzałam na weekend często nie miał dla mnie czasu. Zaczęły się kłótnie. Pracowałam jako barmanka. W dzień studiowałam. Rano budziłam się, pędziłam do szkoły a ze szkoły do pracy. Nie wysypiałam się,nie miałam czasu na nic... nawet na tel do chłopaka. W końcu zerwaliśmy. To był listopad. Byłam na 4 roku studiów. Świat zawalił mi się na głowę. Nigdy nie sądziłam, że jestem słaba psychicznie. A jestem. Kompletnie się rozkleiłam. Płakałam całymi nocami, nie miałam ochoty na nic. Obwiniałam się, choć to nie była tylko moja wina. Byłam przerażona samotnością. Zawsze miałam mało przyjaciół, nie potrafiłam się zintegrować. Czułam bolesną samotność. Zaczęłam brać leki antydepresyjne - deprim. Po jakims czasie byłam w stanie jakoś funkcjonować. Jak maszyna. W Boże Narodzenie musiał wyjechać z domu do pracy. Przez dwa dni siedziałam sama w domu i płakałam. Nie miałam nikogo. Czułam, że nikogo innego nie znajdę. Mama mi pomagała. Nie mogłam być sama. Siedziała przy mnie i trzymała mnie za rękę. po 1,5 misiąca znalazłam sobie jakiegośchłopaka. Poprostu żeby kogos miec. To był bład. Wiedziałam, że bawię się jego uczuciami. Myliłam jego imię z imieniem mojego byłego chłopaka. Po 2 miesiącach to zakończyłam. Cały czas miałam depresję. Ale już nie była tak silna. Byłam smutna, przygnębiona,nie mogłam się na niczym skupić. W międzyczasie mój brat zmuszony został iść na odwyk. Długo o to walczyłyśmy. Udało się. Przestał pić. Charakterek jednak mu pozostał, choć nie jest aż ak agresywny. Pojawił się jakiś nowy chłopak. Przychodził do klubu, odprowadzał mnie. Przez 2 miesiące starałam się delikatnie mu zasugerować, że mi się nie podoba. Myślałam, że jest dla mnie za spokojny. A jednak w ostatni dzień maja zaczęliśmy się spotykać na dobre. Nie byłam pewna czy dobrze robie. Okazało się, że dobrze. Niestety przez depresję opuściłam się w nauce. Musiałam powtarzać rok. Wakacje spędzilismy razem. Pierwsza kłotnia - o jakąs głupote. Popchnął mnie. Lekko. Wybaczyłam. Był dla mnie dobry. Idealny. Zakochałam się bardzo. Jak nigdy jeszcze. Ale on nie miał dla mnie czasu, ze względu na rózne zajecia. Mimo to starał się być ze mną jak najczęsciej. Zaczęły się kłotnie. Wiele ja zaczynałam. Z błahych powodów. Popchnął mnie drugi raz. Krzyczał. Mowił, że jestem gruba. Raz gdy po kłótni leżałam na łóżku i płakałam nachylił się nade mną i darł się do ucha, wyzywał. Nie znałam go od tej strony. Ale takich sytuacji było tylko kilka. Kłótnie nasialały się. Palnęłam jak głupia, że możemy zerwać. Nie mówiłam poważnie. On jednak chciał tego. Błagałam go żeby mi tego nie robił. Obarczałam się winą, do tej pory to robię. I znów depresja. Mama się dziwi, że jestem tak słaba psychicznie, że się szybko załamuje. Teraz jestem na 4 roku. Powinnam być na 5. Czuje, że nigdy nie znajde już chłopaka. Wiem, że to brzmi... głupio. Nie jestem brzydka. Powiedziałabym, że ładna. Ale mieszkam w mieście typowo studenckim. Mało jest tu osób, chłopców starszych ode mnie. Jedna z moich przyjaciólek zamieszkała daleko, w innym mieście ze swoim chłopakiem. Druga jest w Hiszpanii. Koleżanki stąd są młodsze ode mnie o ok 2 lata. Nie mam pojęciagdzie mogłabym kogokolwiek znależć. Nie potrafię być sama. Ale zastanawiam się czy wogóle nadaje się do bycia z kimś. Nigdy nie czułam się bardziej samotna. Chciałbym się skupić na szkole, ale nie potrafię. Moje myśli same mi uciekają. Biorę deprim, czekam ażzacznie działać. Do tego zrobiło się ciepło. Czuje się jescze bardziej samotna. Nawet nie mam z kim wyjść. Za oknem słońce a ja siedzę w domu i płaczę. Nie wiem co się ze mną dzieje.

 

[*EDIT*]

 

mmmm... no cóż... chyba nikomu sie nie chce tego czytac... ech...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no ja rowniez przeczytalam, moge powiedziec Ci tylko tyle, ze dziecinstwo mialam poniekąd zblizone do Twojego, ojca alkoholika, wieczne awantury w domu co powodowalo ze nie chcialo mi sie do niego wracac. Calymi dniami staralam sie przebywac poza domem, przez co tez str. zaniedbywalam szkole i do dzisiaj dziwie sie jak w ogole udalo mi sie zdac maturę..Uciekanie w zdomu z mamą i siotrą przed "kochanym tatusiem" rowniez nie jest mi obce, wiem jak to jest nie spac calymi nocami i czekac ze strachem kiedy uslyszy sie dźwiek klucza w drzwiach i czekać co sie wydarzy tym razem, o co bedzie awantura i czy moze dzisiaj bedzie mozna usnąć bez noża pod poduszką.,..

depresję mam od kilku lat, kiedys bylam u psychiatry, dostawalam jakies leki, niby pomogly-chociaz tak naprawde to chyba probowalam to sobie wmówic, bo moze bardzo chcialam zeby tak bylo...dzisiaj jest mi jakos z dnia na dzien wszystko obojetne....mam narzeczonego, jestesmy razem juz od 7 lat, za rok planujemy ślub- ale tak naprawde to nie wierze ze i on ze mna wytrzyma w zyciu, z jednej str. przeraża mnie mysl ze mogłby tego nie wytrzymac, tych moich ciąglych dołów, brak checi do zycia, ogolnie na cokolwiek, na wstanie z lozka. A z drugiej jest mi to wszytsko jakos obojetne-poprostu jestem zmeczona i juz nie mam chyba sił walczyc ze sobą...a moje mysli są straszne, wiec lepiej zebym o nich nie pisala....

Wiec nie jestes sama, pamietaj o tym...a zycie jest jaki jest, mowi sie ze jest piękne chociaz dla mnie to poprostu bzdura:(((((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie temat też jest mi bliski. Tylko że ja byłem chyba jeszcze za mały (sporo poniżej 10 lat) żeby czuć (a może pamiętać) takie emocje. Pamiętam tylko sytuacje - uciekanie z domu do sąsiadów albo dziadka, blokowanie drzwi przez mamę kijem (żeby ojciec nie wszedł), to jak spał na klatce, to jak dałem mu swój ręcznik, jak przyjechało pogotowie go ratować (bo się zachlał prawie na śmierć), jakieś tłuczone szkło, latające talerze, bicie mamy i mnie, jak chowałem się pod stołem, no długo by wymieniać, ale nie mam z tym żadnych emocji, jakby nie wiem, z jakiegoś filmu, jakby mnie to nie dotyczyło. No ale efekty w życiu są i to konkretne, inaczej by mnie tu przecież nie było.

 

Zastanawiam się czy konfrontacja z gadem jak już jestem dorosły coś by dała. Bo on szuka kontaktu, zawsze jak jest w ciągu przypominają mu się wszyscy, których skrzywdził, i pisze do mnie jakieś żałosne maile, na naszej klasie itd. Z mojej strony póki co zero odzewu, raz jak zadzwonił odłożyłem słuchawkę itd. Może powinienem się z nim spotkać... Nie chcę, ale jeżeli miałoby mi to pomóc w nerwicy... Sam nie wiem. Z drugiej strony żeby sobie pomóc w ten sposób to musiałbym całe dzieciństwo przeżyć na nowo (co i tak mi się śni noc w noc - i te sny są koszmarami). A tak się nie da. Więc to nie tędy droga.

 

No ale to nie mój temat, nie powinienem tu pisać o sobie... A w problemach z facetami nie pomogę bo nie znam sie na tym (na normalnych, zdrowych relacjach w związku) - wszystkie moje związki można podsumować "co jeden to poje...ańszy" :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

scrat, nie wiem co do siebie doradzic jesli chodzi o spotkanie z ojcem....widzisz u mnie jest zupelnie odwrotnie, moj nie szuka kontaktu, nie widzialam go juz chyba z 7 lat i jakos nie czuje takiej potrzeby....ale zeby np. chcial sie ze mna spotkac, pogadac itd to ja osobiście chyba bym sie z nim spotkala-mimo wszystko z ciekawosci nawet jakby ta nasza rozmowa przebiegła. Oczywiscie wspomnienia z nim mam rowniez "niemile" delikatnie mowiac...ale dzisiaj jak o nich pomysle to tak jakby dzialo sie to kupe lat temu, jakby gdzies kolo mnie...zawsze cos w srodku zostaje oczywiscie, ale nie jest to juz na tyle swieże zebym nie mogla o tym mowic...

no ale ja tak tylko sobie pisze, bo doradzac Ci nie chce, bo sam musisz zdecydować w zaleznosci jak sie czujesz wlasnie...poprostu wyobrazilam sobie taką sytuacje i odnioslam do siebie i ja mysle ze ja bym tak zrobila.

A Tobie zycze duzo sił poki co, no i daj znac jak zdecydowales. pozdrawiam

 

 

nutka_ok jak sie dzisiaj czujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też przeczytałem i chciałbym mocno utulić. Ciężko być doradcą w takich chwilach. Czasem trzeba po prostu być, choć i to nie wystarcza.

scrat, dzieci emocje zapamiętują od najwcześniejszych chwil, rejestrują wszystkie uczucia, potem się to odzywa w różnych formach i momentach dorosłego życia, czasem nie wiemy co z czego wynika. Potrzeba ogromnego trudu aby to wszystko zidentyfikować a potem uporządkować a i to bez gwarancji powodzenia. Ale chyba warto..

Nie chcę się licytować, ale mój ojciec to też pijak i sadysta. Nie pamiętam go trzeźwego. Pamiętam strach i kłótnie, wyzwiska i to jak bił nas obłędnie a potem płakał jak widział co z nami zrobił. Innym razem brał siekierę po pijanemu, chwytał nasze małe ręce i mówił, że je poucina, albo celował z pistoletu.. Pamiętam to przerażenie i płacz i błaganie żeby nam nie robił krzywdy, a facet miał niezły ubaw, śmiał się przy tym pełną gębą. W końcu matka zdecydowała się na rozwód. Ojciec dzisiaj po latach jest sam, nie odwiedzam go, mówi że ma niewdzięczne dzieci, że dosłownie: był takim dobrym ojcem, a my nie potrafiliśmy tego docenić.

Z drugiej strony po rozwodzie nie było lepiej. Matka zawsze mi powtarzała, że płynie we mnie ojcowska krew i nie jestem wart niczyjego uczucia. Lubiła mnie poniżyć przy znajomych, pokazać jak nic nie znaczę. Traktowała mnie gorzej niż psa. Walczyłem o jej uczucia, ale ona próbowała samodzielnie ułożyć sobie życie. Zostawiała mnie samego na całe dnie, miałem wtedy z 12 - 13 lat. Nie rozumiałem tego, ale tak bardzo chciałem coś dla niej znaczyć..A potem zaczęło się. Nazywam to Hadesem. Pełno strachów wszędzie i nie ma gdzie uciekać.. Przez kilka lat, z przerwami. Ale postanowiłem w końcu to pokonać, dotarło do mnie, że człowiek jest stworzony do szczęścia, powołany do życia pełnią ducha, realizujący swe marzenia. Dużo czytam i próbuję zrozumieć, choć wiem już, że sama świadomość co z czego wynika nie wystarczy. Zapisałem się na psychoterapię i grzebiemy w tych moich emocjach, choć jest to strasznie bolesne i jeszcze droga długa przede mną, to powiedziałem sobie, że nie chcę już być bezbronny, muszę w końcu wstać. Pewnie jeszcze nieraz będę umierał gdzieś tam w swoich światach ale muszę w końcu żyć.

nutka_ok chciałbym Ci naprawdę nieba przybliżyć i utulić mocno, jak większość tutaj, przesyłam dużo życzliwości i uśmiechu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×