Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zmarnowalem najlepsze lata swojego zycia


looser_28

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich. Przepraszam, ale musze sie gdzies wyzalic bo juz tak dalej nie moge. Mam 28 lat i jestem samotny. Ten fakt coraz bardziej dobija mnie. Nigdy nie mialem dziewczyny. Z racji swojego wieku lapie coraz wiekszego dola. Zawsze bylem i nadal jestem cholernie niesmialy. Jestem raczej "niewidzialny" i stoje z boku. Nie potrafie przejac inicjatywy, potrafie tylko sluchac. W chwili obecnej czuje sie jak dziwolag i de facto chyba nim jestem. Nigdy nie bylem w zadnym klubie, dyskotece, pubie, barze itd. Pomimo to nie jestem zupelnym odludkiem. Zawsze udawalo sie znalezc znajomych, z ktorymi trzymalem sie razem. Byli to jednak w wiekszosci ludzie podobni do mnie, czyli tzw. "rozsadni, niezabawowi, szarzy, zwykli". Niestety po konczeniu kolejnych etapow edukacji kontakt z nimi sie urywal. Na studiach nie umialem mieszkac w akademiku, nie bylem przyzwyczajony do zycia studenckiego - balowania i zabawy. Na zlosc wszytkiemu chodzilem na meski kierunek, gdzie nie bylo zadnych dziewczyn. Oto jak wygladalo i wyglada moje zycie: w ciagu dnia szkola, teraz praca / wieczorem komputer. Warto zaznaczyc, że nie jestem uzalezniony od komputera, czy internetu. To po prostu moja jedyna "rozrywka". Musze jakos zabic czas - w koncu nigdzie nie chodze, z nikim sie nie spotykam. Na studiach bylo mi tak wygodnie. Pochodze z biednej rodziny. Finansowym rzutem na tasme udalo mi sie je ukonczyc. Wiedzialem, ze randkowanie kosztuje i nie stac mnie na to (nie jestem sknera). Po prostu wydawalo mi sie, ze jestem za slaby finansowo na to, zeby miec dziewczyne. (Przy okazji, dziewczyny nie twierdze, ze uwazacie tylko kase ale osobiscie zle czulbym sie gdybym nie mogl zaprosic wybranki do kina, pubu itd. Nie wyobrazam tez sobie, zeby to dziewczyna mnie finansowala.) Nie chcialem bardziej obciazac rodzicow, na prace nie mialem czasu. Na domiar wszystkiego moim rodzicom bylo tak wygodnie. Siedzialem wiecznie w domu, wiec byli pewni, ze nie dostane w dziob i generalnie niewiele moze mi stac - skoro poruszam sie tylko w dzien. Swego czasu stwierdzilem, ze zostane singlem - ale tak bylo po prostu wygodniej, aby tylko zagluszyc swoja beznadziejnosc. Z rodzicami nie mam co rozmawiac. Dla nich problemu nie ma. "Jestem przeciez facet, zawsze zdaze. To dziewczyna ma gorzej." Nie umiem tego lepiej napisac, ale w tej chwili strasznie walcze sam ze soba. Z jednej strony mysle: co ty robisz ze swoim zyciem? Za chwile obudzisz sie z reka w nocniku. Zmarnowales najlepsze lata swojego zycia. Zrob cos ze soba. Przeciez nie chcesz dalej tak zyc. A z drugiej strony. Tak jest przeciez wygodnie. Mozesz wieczorem robic co chcesz: obejrzysz sobie film, posiedzisz w internecie. Nie musisz nigdzie wychodzic. I tak nie bedziesz umial zapewnic dziewczynie zadnej rozrywki. Poza tym jak sie dowie wiecej o twoim zyciu to ucieknie gdzie pieprz rosnie. Jestes nieudacznikiem i dziwadlem, daj sobie spokoj. Taki to juz twoj los. Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze sam juz w siebie nie wierze. Nie wierze w to, ze moge jeszcze kogos spotkac, umiec sie bawic - skoro przez tyle lat nie bylem do tego zdolny. Pojscie do pubu uwazam w tej chwili za wielki wysilek dla mnie (choc wiem jak to strasznie glupio brzmi), a przeciez siedzac w domu nie spotkam nikogo. Wyobrazam sobie, ze nie bede mial o czym rozmawiac. Jestem stary, a tak naprawde mam doswiadczenia zyciowe dziecka kilkunastoletniego. Nie bylem za granica, kazdy sylwester w domu, nie zrobilem niczego glupiego, ciagle mieszkam z rodzicami. Jestem chodzacym trupem. Nie potrafie sie juz z niczego cieszyc. Daje sobie jeszcze troche czasu, do 30. Pozniej juz chyba zycie nie bedzie mialo kompletnie zadnego sensu. Czy jest dla mnie jeszcze jakas szansa? Przepraszam, ze tak dlugo i chaotycznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

looser_28, cześć jestem w Twoim wieku i sam się nabijam ,że dinozaur ze mnie oczywiście samotny ale to z wyboru tak faktycznie jest łatwiej poza tym biorę to co ma być to będzie nie wiem dlaczego się już skreślasz nie masz powodu nakreśl sobie plan co chcesz w życiu robić i dopisz do niego czas na przyjemności apropo nie tylko w pubie można spotkać dziewczynę jest mnóstwo miejsc pozdrawiam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć,

 

Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego funkcjonujesz inaczej niż większość ludzi w Twoim otoczeniu, dlaczego wyjście do pubu/dyskoteki wydaje się trudne i raczej nieprzyjemne? Swojego czasu tez myślałem, że coś spieprzyłem. Potem doczytałem na temat zespołu Asperger'a i sprawa stała się dość jasna - mam predyspozycje do nielubienia tych rzeczy, teraz z ulgą i radością od nich stronie. :)

 

Nie mam pojęcia jak jest w Twoim wypadku, może to być socjofobia lub inne uwarunkowanie, sam musisz się przekonać. Jeśli chodzi o diagnozowanie problemów tego typu, to z tego co wiem ze świeczką szukać lekarza który o tym wogóle słyszał.

 

Poczytaj, zastanów się, trzymaj dystans. Może wyciągniesz podobne wnioski jak ja, a może zwyczajnie zaczniesz szukać źródła Twojego charakteru.

 

Na poaczątek polecam oczywiście:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Socjofobia

http://pl.wikipedia.org/wiki/Zesp%C3%B3%C5%82_Aspergera

 

Jak chcesz możemy więcej pogadać (po tym jak choć trochę poczytasz), tutaj lub przez PM.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

looser_28, a może najlepsze lata twojego życia są jeszcze przed tobą? Hmm może wyjściem będzie znalezienie jakiejś pasji....pomyśl co zawsze chciałes robic - i zacznij to realizować:-) Masz przed osbą jeszcze potężny kawal życia, narazie nie masz się czym martwić - jesteś jeszcze młody i naprawdę wszystko się moze zdarzyć :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Potem doczytałem na temat zespołu Asperger'a
Film o tym jest. Nazywa się zaklęte serca (Mozart and the Whale). Nawet spoko ;)

 

Z jednej strony mysle: co ty robisz ze swoim zyciem? Za chwile obudzisz sie z reka w nocniku. Zmarnowales najlepsze lata swojego zycia. Zrob cos ze soba. Przeciez nie chcesz dalej tak zyc. A z drugiej strony. Tak jest przeciez wygodnie. Mozesz wieczorem robic co chcesz: obejrzysz sobie film, posiedzisz w internecie. Nie musisz nigdzie wychodzic. I tak nie bedziesz umial zapewnic dziewczynie zadnej rozrywki. Poza tym jak sie dowie wiecej o twoim zyciu to ucieknie gdzie pieprz rosnie. Jestes nieudacznikiem i dziwadlem, daj sobie spokoj. Taki to juz twoj los. Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze sam juz w siebie nie wierze. Nie wierze w to, ze moge jeszcze kogos spotkac, umiec sie bawic - skoro przez tyle lat nie bylem do tego zdolny.
Sądzę, że po takim opisie, jakbyś nawet kogoś spotkał, to długo byś z tą osobą nie pobył :roll: Z jednej strony ... z drugiej strony ... Obie strony jakoś negatywnie brzmią i pewnie stąd ten post na tym forum.

 

Zmień się, a zmieni się świat ;)

 

Pozdrawiam 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzieki za odzew.

 

Ridllic

Mam nakreslony plan. Taki bardzo zwykly i przyziemny. W koncu chcialbym poznac kogos, zalozyc rodzine, byc szczesliwym. Tyle, ze musze pokonac sam siebie, zeby urzeczywistnic to marzenie. Problemem jest to, ze czuje, ze to mnie przerasta (pokonanie swojego charakteru). Wiem, ze to nie zbrodnia majac 28 lat byc samotnym, ale z drugiej strony wydaje mi sie ze to juz najwyzszy czas. Przeciez nie ozenie sie po miesiacu znajomosci. Wiesz, jeszcze co innego byc samotnym w tym wieku z wyboru prowadzac przy tym burzliwe zycie towarzyskie, a co innego nie majac zadnego zycia osobistego.

 

Ethnar

Faktycznie po przeczytaniu linkow sklaniam sie do bycia socjofobem. Nie wszystkie objawy pokrywaja sie, ale wiekszosc tak. Musze sie wgryzc w ten temat na spokojnie. Zauwazylem jedna prawidlowosc. Ciezko jest mi nawiazac kontakt z zupelnie obcymi ludzmi, kiedy to inicjatywa lezy po mojej stronie. Co innego, kiedy to ktos nawiazuje ze mna kontakt (z powodow zawodowych, czy tez innych). Wtedy jakos latwiej. A jezeli kogos juz znam jakis czas, to nie mam w ogole wiekszych zahamowan. Po glebszym zastanowieniu stwierdzam, ze chyba dostalem ta przypadlosc w genach po ojcu, ktory to gdy mial cos zalatwic w urzedzie, banku, gdziekolwiek zawsze oblewal sie obfitym potem (dobrze, ze ja sie chociaz nie oblewam) - i generalnie wolal wyslac moja mame, zeby tylko on nie musial tej sprawy zalatwic. Mama, to zupelne przeciwienstwo ojca - kontaktowa i towarzyska. Byc moze dostalem po polowie sprzecznych ze soba "genow" i teraz "bija sie ze soba wewnatrz mnie". Faktycznie podpisuje sie obiema rekami do tego, ze mam rowniez predyspozycje do nielubienia tych rzeczy, ale z drugiej strony nie potrafie tego zaakceptowac. Chcialbym potrafic bawic sie tak jak inni.

 

linka656

Wiem, ze teoretycznie jeszcze jestem mlody i wszystko przede mna, ale ten stan wiecznie trwac nie bedzie - a zycie do tej pory doslownie przecieklo mi przez palce. Wiekszosc ludzi w tym wieku jest juz jednak ustabilizowana, a ci co nie sa - to po prostu tak chca (albo maja podobne problemy jak ja). Z boku moge tez wygladac na szczesliwego singla, lecz to jest tylko taka maska. Nie wyobrazam sobie zycia w samotnosci. Z pasja troche gorzej. Przez to, ze czuje sie teraz mniej lub bardziej nieszczesliwy nie mam ochoty na realizacje jakis pomyslow. Mysle sobie, ze cala energie musze wykorzystac na przemiane swojego charakteru. Tylko, czy charakter da sie zmienic? Jego sie po prostu ma i juz.

 

LucidMan

Film koniecznie sobie obejrze, nawet kojarze kto tam gra. Dziwne, ze jeszcze go nie widzialem, bo to chyba juz troche starsza pozycja. Chce sie zmienic jak cholera, bo wiem, ze nie tedy droga, tylko na razie ciezko mi to idzie. Czuje sie troche, jakbym musial przekopac sie pod jeziorem majac do dyspozycji tylko lopate.

 

Pozdrawiam Was wszystkich

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witaj looser_28

 

koledzy poradzili zebys poszukal czegos w medycznym swiecie zeby wytlumaczyc dlaczego Twoje zycie wyglada tak a nie inaczej- i bardzo dobrze ale jedna rzecz wymaga natychmiastowej uwagi tzn Twojej akceptacji jaki jestes i co masz. Twoje wypowiedzi sa spojne i przemyslane a to znaczy, ze nie brak Ci wyksztalcenia, obycia itd. jestes fajnym gosciem, ktory sie pogubil po drodze. Jest wiele dziewczyn, ktore chcialyby mezczyzne takiego jak Ty a nie jakiegos uchlanego drania i trudno im go znalezc bo pewnie prowadza podobne zycie do Twojego. Trzeba je teraz znalezc:) np.internetowy network w okolicy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz nie uważam że zmarnowałeś swoje życie, to że żyjesz spokojnie i statecznie jest trudne do znalezienia w dzisiejszych czasach. Czasem można znaleźć bliskich właśnie przez internet, i wcale nie trzeba wychodzić do barów czy dyskoteki. Zawsze można zrobić grill wspólnymi siłami (każdy przynosi coś od siebie) w zaciszu domowym lub jeśli nie u siebie to u tego znajomego.

Nie musimy być dobrymi mówcami, nie musimy mieć wielu pasji czy dbać o to by być najciekawszą osobą w okolicy. Kiedy jednak nasza samotność zaczyna nam doskwierać a nie mamy jakiś grubych barier do przełamania wtedy próbujmy poszukać kogoś w naszym wieku w okolicy, zaprosić jakiś dawnych znajomych na wyjazd chociażby pod namioty, na pewno są jakieś grupy spotkań tematyczne w twoim mieście, to nie jest tak że chodzi tam tylko młodzież bo można znaleźć też kategorie dla swojego wieku. A czasem w nowym towarzystwie można odnaleźć pewne cechy swojego charakteru o które się nie podejrzewało. Tylko nie powinno się nigdy zamykać na świat, czasem wystarczy pójść do parku z psem by kogoś poznać, czasem los toczy się zupełnie torami dla nas niepoznanymi i ten ktoś okaże się także tak nieśmiały że przełamie naszą nieśmiałość...zawsze warto próbować ;) A jeśli już okaże się że naprawdę nie potrafimy zrobić nic z tych rzeczy, nie wstydźmy się tego i poszukajmy dobrego psychologa, taka rozmowa z kimś doświadczonym w tych kwestiach naprawdę pomaga ( i nie bójmy się tego, czy jeśli boli nas gardło to ze wstydu nie pójdziemy do lekarza?)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

looser_28, przede wszystkim zastanów się czego chcesz od życia. Określ to do czego dążysz. Chcesz być z kimś? Zacznij działać w tym kierunku.

Z jednej strony mysle: co ty robisz ze swoim zyciem? Za chwile obudzisz sie z reka w nocniku. Zmarnowales najlepsze lata swojego zycia. Zrob cos ze soba. Przeciez nie chcesz dalej tak zyc. A z drugiej strony. Tak jest przeciez wygodnie. Mozesz wieczorem robic co chcesz: obejrzysz sobie film, posiedzisz w internecie. Nie musisz nigdzie wychodzic. I tak nie bedziesz umial zapewnic dziewczynie zadnej rozrywki. Poza tym jak sie dowie wiecej o twoim zyciu to ucieknie gdzie pieprz rosnie. Jestes nieudacznikiem i dziwadlem, daj sobie spokoj. Taki to juz twoj los.

Jedna z tych opcji jest oszukiwaniem samego siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba mógłbym napisać mniej więcej to samo. Zdaje się że jestem w Twoim wieku i moje życie wygląda (i wyglądało) całkiem podobnie. Posiadam równie "bogate" doświadczenia i tak samo szalone życie towarzyskie. Różnica jest tylko taka że zdarzyło mi się mieć dziewczynę. Ot, trafiło się ślepej kurze ziarno. Ale cała reszta doświadczeń życiowych, w szczególności w dziedzinie relacji damsko-męskich jest praktycznie zerowa. To dosyć przygnębiające ale w dużym stopniu pogodziłem się z takim stanem rzeczy. Fakt że jestem samotny już mnie w zasadzie nie rusza, przyzwyczaiłem się. Oczywiście jest przykre ale zauważyłem że jeszcze gorsze jest podejmowanie jakichkolwiek prób i ponoszenie serii porażek. Niektórzy faceci mają to do siebie że powodzeniem u płci przeciwnej się nie cieszą i choćby stawali na głowie to niewiele zdziałają. I mogą liczyć tylko na łut szczęścia.

Nie wiem jak to dokładnie jest w Twoim przypadku. Być może to wyłącznie kwestia psychiki, czasem facet podoba się kobietom ale jest nieśmiały i zahukany. Może Tobie wystarczy trochę wiary w siebie. Gorzej jeśli jesteś takim przypadkiem jak ja, wtedy bez szans:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To milo, ze sa jeszcze ludzie na swiecie, ktorzy nie uwazaja kogos spokojnego za totalnego dziwaka. Niestety musze z przykroscia stwierdzic, ze naleza do mniejszosci. Coz... spraktykowalem jakis czas temu jedna rzecz: mianowicie przyznalem sie do kogos jaki prowadze "wyskokowy" tryb zycia i czego w ogolnie pojetym zyciu towarzyskim dokonalem". No coz, reakcja tej osoby byla taka, jakiej moglem sie spodziewac. Czyli spojrzenie z pelnym niedowierzaniem, zdziwieniem i ironia, ktore "mowilo bez slow" - ja pier.... co za frajer. Przy czym i tak trafilem na osobe, ktorej kultura powstrzymywala zasmianie mi sie w twarz. Oczywiscie nie moglem sie spodziewac innej reakcji od kogos "normalnego" i ja to doskonale rozumiem. Takie czasy... mam swoje lata... a nie upilem sie do nieprzytomnosci, nie zaliczylem stada panienek, nie mam dziewczyny, nie zrobilem niczego glupiego czym mozna byloby sie pochwalic... itd. Kim ja jestem w oczach 95% moich rowiesnikow? Tak, tak... looserem. Wychodzi zatem, ze musze nauczyc sie klamac jakim to ja jestem maczo. Klekajcie narody, oto nadchodze. Wiecie co, kiedys rozbilem nowa fure starych po pijaku i uszlo mi to na sucho, a innym razem robilem to z trzema laskami jednoczesnie. I jak, teraz jestem cool? Fajnie... ale nie potrafilbym tak. Moze znajdzie sie ktos, kto zaakceptuje mnie takiego jakim jestem? Najgorsze jest to, ze musialbym znalezc kobiete aniola. Postaralbym sie z calych sil zmienic dla niej w kogos "normalnego". Tylko, ze to szukanie igly w stogu siana, wygrana w totka... Wiem, ze warto poszukac...

 

Sorensen, mnie do tej pory nie ruszalo, ze jestem samotny, ale jakis czas temu po prostu cos we mnie peklo. Wiem, ze albo sie zepne ze wszystkich sil i cos zmienie, albo sie z tym pogodze, bo w przeciwnym wypadku (co ma miejsce dokladnie teraz - nie potrafie sie pogodzic i jednoczesnie nie mam sily na zmiany - wiem jak bardzo kuriozalnie to brzmi) po prostu wpadne w depresje. Juz teraz lapie sie na tym, ze na wiele rzeczy nie mam ochoty. Zaczynam dzialac jak zaprogramowany robot, a to bardzo niedobra oznaka, bo coraz bardziej zdolowany nie bede mogl juz nic zmienic na plus. Szczerze podziwiam Ciebie czy Ethnara, ze potrafiliscie sie pogodzic z takim stanem rzeczy. Przynajmniej zyjecie w zgodzie z wlasnym sumieniem. Mnie na dzien dzisiejszy na to nie stac.

Tak sobie mysle o tym co napisales: z tymi "niektorymi facetami" to jest tak, ze dziewczyny potrzebuja dobrego "bajeru". Ja to rozumiem. Jesli dziewczyna nie ma ze mna o czym rozmawiac, to bede ja widzial pierwszy i ostatni raz bez wzgledu na to, jaki moge byc przystojny. Jesli chlopak ma dobra gadke, to nie musi wygladac jak model, bo ona wie, ze nie bedzie sie z nim nudzic. Z reszta uroda, to kwestia gustu, kwestia psychiki juz nie. Bedac pieknym masz tylko ta przewage, ze bedziesz w stanie przyciagnac dziewczyne swoim "opakowaniem". Ale coz z tego, jesli normalny kontakt z nia sprawia Ci trudnosc. Wtedy jestes tylko pieknym looserem.

 

Fajnie, ze jest takie miejsce w sieci, gdzie mozna podyskutowac na poziomie, nie narazajac sie na smiesznosc.

Pozdrowienia dla Wszystkich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lubie to co napisales, przemyslenia, porownania... i zaden to z Ciebie looser... jest milion dziewczyn a wlasciwie ludzi podobnych do Ciebie. zauwaza sie w sumie wszystko to co swieci, jest komercyjne i popularne- seks, bary, imprezy... a poza tym wszystkim jest gdzies spokoj i dystans. to tak jakby porownac film komercyjny do offowego. roznica wielka ale czy jeden jest lepszy od drugiego?

 

jestes offowy:) i to lubie!

 

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To milo, ze sa jeszcze ludzie na swiecie, ktorzy nie uwazaja kogos spokojnego za totalnego dziwaka. Niestety musze z przykroscia stwierdzic, ze naleza do mniejszosci. Coz... spraktykowalem jakis czas temu jedna rzecz: mianowicie przyznalem sie do kogos jaki prowadze "wyskokowy" tryb zycia i czego w ogolnie pojetym zyciu towarzyskim dokonalem". No coz, reakcja tej osoby byla taka, jakiej moglem sie spodziewac. Czyli spojrzenie z pelnym niedowierzaniem, zdziwieniem i ironia, ktore "mowilo bez slow" - ja pier.... co za frajer. Przy czym i tak trafilem na osobe, ktorej kultura powstrzymywala zasmianie mi sie w twarz.

Hehe ja prawdę mówiąc nie posunąłem się do takich wyznań ale zawsze bez skrępowania przyznaję że nie mam zwyczaju się upijać i nie przepadam za szalonymi imprezami. Co oczywiście spotyka się z niedowierzaniem, niekiedy wręcz podejrzliwością. Ostatecznie uznają mnie za raczej niegroźnego dziwaka:)

 

Fajnie... ale nie potrafilbym tak. Moze znajdzie sie ktos, kto zaakceptuje mnie takiego jakim jestem? Najgorsze jest to, ze musialbym znalezc kobiete aniola. Postaralbym sie z calych sil zmienic dla niej w kogos "normalnego". Tylko, ze to szukanie igly w stogu siana, wygrana w totka... Wiem, ze warto poszukac...

Uważaj z tym. To wcale nie musi być anioł lecz perfidna diablica, wilk w owczej skórze. Są niestety kobiety które bardzo lubią nieśmiałych, niepewnych siebie facetów. I bardzo umiejętnie ich usidlają. Później nie tak łatwo się wyzwolić, a czasem się niestety nie da. Sam mam nieprzyjemne doświadczenia w tym zakresie.

 

Tak sobie mysle o tym co napisales: z tymi "niektorymi facetami" to jest tak, ze dziewczyny potrzebuja dobrego "bajeru". Ja to rozumiem. Jesli dziewczyna nie ma ze mna o czym rozmawiac, to bede ja widzial pierwszy i ostatni raz bez wzgledu na to, jaki moge byc przystojny. Jesli chlopak ma dobra gadke, to nie musi wygladac jak model, bo ona wie, ze nie bedzie sie z nim nudzic. Z reszta uroda, to kwestia gustu, kwestia psychiki juz nie. Bedac pieknym masz tylko ta przewage, ze bedziesz w stanie przyciagnac dziewczyne swoim "opakowaniem". Ale coz z tego, jesli normalny kontakt z nia sprawia Ci trudnosc. Wtedy jestes tylko pieknym looserem.

 

Lepiej być pięknym looserem niż brzydkim. Zwłaszcza że taka kategoria to prawdziwa rzadkość. Powodzenie bowiem dodaje pewności siebie.

Uroda to dosyć kluczowa sprawa. Bo nawet jeśli masz dobrą gadkę a wyglądasz jak ostatni pasztet to wielkich szans nie masz:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest takie powiedzenie że nie ładne to co ładne lecz to co sie komu podoba, pojecie urody może byc pojmowane w rózny sposób dla niektórych pieknem jezeli chodzi np u facetów jest długonoga bląd włosa dziewczyna o niebieskich oczach, a dla innego jest może byc drobna szatynka. Jest tyle definicji piekna ile jest ludzi na świecie. Owszem na pierwszy rzut oka nikt nie dostrzeże wnetrza człowieka tylko wygląd zewnętrzny ale nie warto tez od razu popadać w kompleksy że ktos jest powiedzmy bardziej zadowolony ze swojego wygladu trzeba znaleźć w sobie jakieś atuty bo każdy je ma i odpowiednio je zaprezentować.

Ja osobiście znam gości którzy wygladaja jak mister polonia ale poza tym nie maja nic do zaoferowania i o czym z takimi rozmawiać o pogodzie? Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest takie powiedzenie że nie ładne to co ładne lecz to co sie komu podoba, pojecie urody może byc pojmowane w rózny sposób dla niektórych pieknem jezeli chodzi np u facetów jest długonoga bląd włosa dziewczyna o niebieskich oczach, a dla innego jest może byc drobna szatynka. Jest tyle definicji piekna ile jest ludzi na świecie. Owszem na pierwszy rzut oka nikt nie dostrzeże wnetrza człowieka tylko wygląd zewnętrzny ale nie warto tez od razu popadać w kompleksy że ktos jest powiedzmy bardziej zadowolony ze swojego wygladu trzeba znaleźć w sobie jakieś atuty bo każdy je ma i odpowiednio je zaprezentować.

Ja osobiście znam gości którzy wygladaja jak mister polonia ale poza tym nie maja nic do zaoferowania i o czym z takimi rozmawiać o pogodzie? Pozdrawiam

A ja znam wielu świetnie wyglądających facetów, wykształconych i inteligentnych.

Teoretycznie gusta są różne ale.......w praktyce okazuje się że jest troszkę inaczej. Jedni podobają się płci przeciwnej inni nie. Co w tym nadzwyczajnego?

Ci którzy go nie mają mogą liczyć tylko na łut szczęścia i władować się w niekoniecznie udany związek z tą jedyną (bądź jedną z bardzo nielicznych) osobą która ich zaakceptuje. Wielu woli to niż trwanie bez końca w samotności, choć wcale to nie jest dobra opcja.

Zresztą...........zawsze można się oszukiwać i wierzyć w bajkę że gdzieś tam jest ta mityczna druga połówka. To też opcja ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sorensen co z tymi którzy nie posiadają obu tych cech(czytaj urody i dobrej gadki) :?: myślisz że nie mają szans na szczęśliwy związek?

Bozia poskąpiła im wymienionych cech więc pozostaje tylko liczenie na zwykły łut szczęścia. Czasem się udaje. Zwłaszcza kobietom które mogą sobie czekać i czekać aż pewnego dnia ten przysłowiowy książę się trafi. Facet niestety ma znacznie gorzej bowiem to on musi wykazać się inicjatywą. Ale jeśli nie ma wymienionych atutów (i jeszcze dodatkowo groszem nie śmierdzi) to szanse ma niewielkie bo kobiety takich facetów zazwyczaj uznają za niezaradne życiowo fajtłapy i zwykłych nieudaczników. Ot co:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oj wypraszam sobie. dane jest mi być kobietą i jakoś nie uznaję facetów bez kasy i klasycznej urody za nieudaczników. byłam z facetem który wcale nie był ani piękny ani bogaty ale miał w sobie to coś (tak mi się wtedy wydawało). myślę że to kobiety mają gorzej bo to od nich oczekuje się żeby były ładne, ładnie się prezentowały i były na czasie (tak bynajmniej jest w moim środowisku). i to mnie boli najbardziej bo w dzisiejszych czasach kobieta która nie posiada ani urody ani nie wyróżnia się czymś wyjątkowym jest spychana na margines, skazana na życiową porażkę, bo który facet pokaże się z taką dziewczyną przed kumplami?

A która kobieta pokaże się z brzydkim facetem narażając się na śmiechy i złośliwe docinki koleżanek? Hehe przypomina mi się pewna panna z którą onegdaj się spotykałem. Zawsze się wstydziła gdziekolwiek ze mną iść, bo jeszcze by jakaś koleżanka zobaczyła i byłby wstyd pokazać się na mieście z takim paszczakiem :mrgreen:

A co może zrobić mężczyzna nie posiadający urody, niezwykłego charakteru, szczególnych uzdolnień? I w dodatku z nikłymi zasobami finansowymi? Czyli krótko mówiąc krótko osobnik mało perspektywiczny. W naszej (i nie tylko) kulturze od mężczyzn wymaga się sporo i ci którzy takim wymaganiom nie są w stanie sprostać często spycha się na margines.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To teraz chronologicznie :P

 

Hehe ja prawdę mówiąc nie posunąłem się do takich wyznań ale zawsze bez skrępowania przyznaję że nie mam zwyczaju się upijać i nie przepadam za szalonymi imprezami. Co oczywiście spotyka się z niedowierzaniem, niekiedy wręcz podejrzliwością. Ostatecznie uznają mnie za raczej niegroźnego dziwaka:)

 

Okazja byla wyjatkowa do zwierzen, oczywiscie po wczesniejszym wybadaniu rozmowczyni ;) Z reszta nie byla to przedstawicielka tzw. plastic girls, ale raczej taka "normalna", "swoja" dziewczyna (jednak w zadnym wypadku typ samotniczki, raczej dusza towarzystwa). Tak w ogole to sie chyba nawet (paradoksalnie!) lepiej poczulem. No coz... mialem prawo spodziewac sie konkretnej reakcji, wiec nie bylem nia szczegolnie zaskoczony i nawet nie odebralem jej jako porazki. Malo tego... nie bylem nawet ani troche zazenowany... Moze po prostu mialem potrzebe komus (namacalnemu) sie wygadac.

 

Uważaj z tym. To wcale nie musi być anioł lecz perfidna diablica, wilk w owczej skórze. Są niestety kobiety które bardzo lubią nieśmiałych, niepewnych siebie facetów. I bardzo umiejętnie ich usidlają. Później nie tak łatwo się wyzwolić, a czasem się niestety nie da. Sam mam nieprzyjemne doświadczenia w tym zakresie.

 

Zgadzam sie z tym, ale jesli czlowiek nie sprobuje, nigdy sie nie dowie. Nie mozna tez z gory zalozyc, ze trafi sie na taka diablice. Mysle, iz chodzi Ci tu o sfere jawnego wykorzystywania chlopaka przez dziewczyne i ciagly szantaz emocjonalny celem osiagniecia jakis korzysci. Dobrze mysle? Jak nie to mnie popraw. Fakt, ciezka sprawa, ale z drugiej strony taka sytuacja moze dotyczyc kazdego i nie mozna jej tak "na sztywno" przypisac wylacznie do osob niesmialych.

 

Lepiej być pięknym looserem niż brzydkim. Zwłaszcza że taka kategoria to prawdziwa rzadkość. Powodzenie bowiem dodaje pewności siebie.

Uroda to dosyć kluczowa sprawa. Bo nawet jeśli masz dobrą gadkę a wyglądasz jak ostatni pasztet to wielkich szans nie masz:)

 

Pozwole sie nie zgodzic z Toba w tej kwestii. Znasz taka piosenke "Brzydka ona, brzydki on"? Albo takie powiedzenie: "uroda kapusty nie okrasisz"? Wiem o tym, ze to jest takie troche "pokrzepienie serc" aby podbudowac ludzi niezadowolonych ze swojego wygladu. Wiem tez, ze kazdy chcialby miec modelke/modela w domu, bo kazdy z nas jest choc troche prozny w glebi serca. Zdaje sobie sprawe, iz ludzie przeprowadzaja "selekcje" przede wszystkim na podstawie wygladu - bo do wnetrza nie da sie tak szybko dotrzec. Wydaje mi sie, choc to niezmiernie trudne, ze klucz do powodzenia lezy od umiejetnosci krytycznego spojrzenia na siebie. Czyli: nie wygladam jak model, nie szukam modelki. Moze moja kolezanka tez usycha, a ja sie nia nie zainteresuje, bo "mierze wyzej". Nie bierz oczywiscie tego bezposrednio do siebie. Uogolniam problem, skoro zwrociles na niego uwage. Powiem Ci, ze mam kolege. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi: dla mnie, ani z urody, ani z figury nie jest atrakcyjny. A jednak, ma taka dobra gadke, ze dziewczyny wrecz oczekuja na spotkanie z nim, aby zaczal je adorowac (dla samej adoracji).

 

lubie to co napisales, przemyslenia, porownania... i zaden to z Ciebie looser... jest milion dziewczyn a wlasciwie ludzi podobnych do Ciebie. zauwaza sie w sumie wszystko to co swieci, jest komercyjne i popularne- seks, bary, imprezy... a poza tym wszystkim jest gdzies spokoj i dystans. to tak jakby porownac film komercyjny do offowego. roznica wielka ale czy jeden jest lepszy od drugiego?

 

jestes offowy:) i to lubie!

 

pozdrawiam

 

Powiedz mi czy bycie offowym, nie jest taka pseudo-opozycja do bycia komercyjnym, stworzona nieco na sile dla wytlumaczenia wlasnej ulomnosci (akurat w tej konkretnej sytuacji o ktorej ten watek)? Tak ogolnie, do bycia ekscentrycznym indywidualista trzeba miec cholernie mocny charakter. Trzeba byc w 100% soba, nawet jesli jestes ostatnim przedstawicielem swojego zdania, podczas gdy wszyscy mowia i mysla inaczej. Ktos kto ma taki charakter nie powinien miec zadnych problemow ze soba. Nie wiem dlaczego ale mam wrazenie (w moim przypadku), ze bycie offowym = oklamywanie samego siebie. Nie daje rady zyc jak wiekszosc ludzi, to musze byc offowym, bo tylko to mi pozostalo. Przy czym "niedawanie rady" bardziej wynika nie z tego, ze nie chce, tylko nie moge. Oczywiscie nie chodzi mi tu o zupelnie pelna "komerche": upijanie sie, seks byle gdzie i byle z kim, lansing itd. bo to nie dla mnie, ale o bardziej przyziemne rzeczy o ktorych wczesniej juz pisalem. Jesli nadal bede 100% offem, to za chwile stane sie no-lifem, bo nie moge sie pogodzic z tym kim jestem. Nie wiem jeszcze jak dlugo ten stan bedzie trwal. Na razie walcze... sam ze sobą.

 

dear looser

pozwól,że opowiem Ci bajkę.....

 

To zadne pocieszenie, ale chlopak z tej historii byl niedojrzaly i niegodny dziewczyny, z ktora mial okazje byc. W ogolnym rozrachunku dla tej dziewczyny: lepiej, ze tak sie stalo, niz ona mialaby miec takiego niestabilnego partnera, ktory jest jak choragiewka i slepo podporzadkowywuje sie towarzystwu. Wybral inna droge, ale byc moze kiedys jeszcze (jak dorosnie) zaplacze nad swoim losem i zrozumie kogo stracil.

 

Facet niestety ma znacznie gorzej bowiem to on musi wykazać się inicjatywą.

 

Wedlug mnie facet ma lepiej (ogolnikowo... nie mysle tu o "specjalnych przypadkach jak chociazby ja" czyli niesmialych gosciach, ktorzy boja sie odezwac). Skoro tak sie przyjelo, ze to do niego nalezy inicjatywa, to moze wykazywac ta inicjatywe i wykazywac i wykazywac i wykazywac..... az do skutku. Jak to mowia "tego kwiatu jest pół światu". Dziewczyna ma jednak gorzej. Chyba... ze postanowi wziac sprawy w swoje rece. Bedzie wtedy w stanie szybciej przyciagnac zdesperowanego mezczyzne, niz mezczyzna zdesperowana kobiete.

 

Do Sorensena oraz Shani:

Znowu o urodzie... Uroda przestaje byc wazna, gdy zdania kumpli i kumpelek przestaja sie liczyc. Pamietam jak chodzilem do liceum i pol gosci ode mnie z klasy smialo sie z innych dziewczyn i wyzywalo je od pasztetow, smokow itd. Oni oczywiscie widzieli sie u boku wylacznie modelek. Wiecie, co? Oni sa teraz zonaci. Wiecie jak wygladaja ich zony? Wlasnie z takich dziewczyn urzadzali sobie zarty... Wszystko mija z wiekiem.

 

Pozdrowienia dla Forumowiczek i Forumowiczów :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak nie chcesz byc offowy to nie badz offowy, jak nie chcesz byc A to nie badz A, a jak nie chcesz byc B to nie badz B... jak Ci sie nie podoba nic co ludzie maja Ci do zaoferowania jako pomoc to najwidoczniej Twoja skorupa jest za gruba i tylko Ty wiesz jak ja rozbic. Ja to widze tak, ze Ty wszystko w sumie wiesz... wiesz jak kogos "wybadac", masz opinie o roznych typach ludzi, wiesz nawet wiecej niz ludzie tutaj piszacy i co? czego tak naprawde potrzebujesz? tylko i wylacznie zaprzestania kiszenia sie we wlasnym sosie i robienie tego co lubisz i cieszenie sie z zycia takim jakie jest (mimo wszystko!). ONA przyjdzie sama w momencie, w ktorym ma przyjsc, tak samo z towarzystwem i wszystkim innym o czym marzysz.

 

 

ps. jak Twoje zycie nie jest to wytrzymania to fajny psycholog otworzy oczy na wiele rzeczy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam sie z tym, ale jesli czlowiek nie sprobuje, nigdy sie nie dowie. Nie mozna tez z gory zalozyc, ze trafi sie na taka diablice. Mysle, iz chodzi Ci tu o sfere jawnego wykorzystywania chlopaka przez dziewczyne i ciagly szantaz emocjonalny celem osiagniecia jakis korzysci. Dobrze mysle? Jak nie to mnie popraw. Fakt, ciezka sprawa, ale z drugiej strony taka sytuacja moze dotyczyc kazdego i nie mozna jej tak "na sztywno" przypisac wylacznie do osob niesmialych.

Mniej więcej. Ciągłe wmawianie facetowi że jest beznadziejny, że żadna kobieta go nie zechce i jeśli się rozstaną to on zostanie sam do końca życia. Podkreślanie swojej roli jako tej dobrej która wyciągnęła rękę i jako jedyna zaakceptowała takiego faceta. Tego typu rzeczy :smile:

Dodatkowo możemy mieć jeszcze motyw typu "Jestem z tobą dopóki nie znajdę kogoś fajniejszego" :mrgreen:

 

Zdaje sobie sprawe, iz ludzie przeprowadzaja "selekcje" przede wszystkim na podstawie wygladu - bo do wnetrza nie da sie tak szybko dotrzec. Wydaje mi sie, choc to niezmiernie trudne, ze klucz do powodzenia lezy od umiejetnosci krytycznego spojrzenia na siebie. Czyli: nie wygladam jak model, nie szukam modelki. Moze moja kolezanka tez usycha, a ja sie nia nie zainteresuje, bo "mierze wyzej". Nie bierz oczywiscie tego bezposrednio do siebie. Uogolniam problem, skoro zwrociles na niego uwage.

Ano tak chyba mniej więcej działa naturalna selekcja potencjalnych partnerów. Najpierw wygląd potem reszta. Niektórzy odpadają już na pierwszy etapie.

 

Wedlug mnie facet ma lepiej (ogolnikowo... nie mysle tu o "specjalnych przypadkach jak chociazby ja" czyli niesmialych gosciach, ktorzy boja sie odezwac). Skoro tak sie przyjelo, ze to do niego nalezy inicjatywa, to moze wykazywac ta inicjatywe i wykazywac i wykazywac i wykazywac..... az do skutku. Jak to mowia "tego kwiatu jest pół światu". Dziewczyna ma jednak gorzej. Chyba... ze postanowi wziac sprawy w swoje rece. Bedzie wtedy w stanie szybciej przyciagnac zdesperowanego mezczyzne, niz mezczyzna zdesperowana kobiete.

Zdaje się że mówimy tutaj o takich dość ciężkich przypadkach:) Nieśmiały facet którego aparycja jest raczej nieszczególna ma praktycznie zerowe szanse. Nikogo nie przyciągnie bo nie ma czym a sam nic nie zdziała bo nie jest w stanie. Ale czasami próbuje co kończy się raczej nieprzyjemnie.

 

 

Znowu o urodzie... Uroda przestaje byc wazna, gdy zdania kumpli i kumpelek przestaja sie liczyc. Pamietam jak chodzilem do liceum i pol gosci ode mnie z klasy smialo sie z innych dziewczyn i wyzywalo je od pasztetow, smokow itd. Oni oczywiscie widzieli sie u boku wylacznie modelek. Wiecie, co? Oni sa teraz zonaci. Wiecie jak wygladaja ich zony? Wlasnie z takich dziewczyn urzadzali sobie zarty... Wszystko mija z wiekiem.

Pozdrowienia dla Forumowiczek i Forumowiczów :)

Oj tak łatwo to nie mija:) Aczkolwiek sam zauważyłem że faceci często żenią się z niezbyt atrakcyjnymi kobietami. Obawiam się że to może być coś w rodzaju perfidnej strategii - mam kobietę która piękna nie jest więc tak łatwo mi nie ucieknie a ja sobie mogę szukać lepszej. Powiem Ci że znam przypadki facetów którzy żenili się z pasztetami a potem szukali sobie panienek na boku itp itd

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak jakbym czytał o sobie samym, aż łezka mi się w oku zakręciła. Jedyna różnica między nami polega na tym, że ma 24 lata oraz drogi, które doprowadziły mnie do takiego stanu są troszkę odmienne. Dzień w dzień zastanawiam się co dalej z sobą robić, ciężko skupić się na czymkolwiek innym.

 

Nie wiem czy to odpowiednie miejsce na moją "story", no ale postaram się ją jak najbardziej streścić. Może dla kogoś kto ma problemy mniejszego kalibru będzie to jakieś pocieszenie. Nigdy nikomu nie zwierzyłem się ze swoich kłopotów, tłamsze je od 10 lat we własnej głowie, ostatnio zaczęło mnie to przytłaczać niemiłosiernie. Jeśli ktoś spotkał się z podobnymi przypadkami i będzie wiedział jak mi pomóc będę bardzo wdzięczny. Zacznijmy od samego początku, nie jestem polonistą, składnia będzie prosta i niechlujna, wybaczcie.

 

Pochodzę z klasycznej rodziny czteroosobowej (mama, tata, brat i oczywiście ja sam). W pewnym okresie życia (tak do 7 klasy podstawówki) było wyśmienicie. Miałem masę przyjaciół, kolegów, koleżanek, istna bajka. Częste zabawy, nigdy nie miałem kłopotów z nauką (jeden z najlepszych w swojej klasie), wszystko wydawało się takie proste, idealne. Razem z bratem byliśmy przez rodziców traktowani na równi, tzn. jeśli jeden coś dostał to i drugi. Temat mojego brata zasługuje na odrębny wątek, postaram się połączyć obydwie historie. W ogóle moja rodzina jest świetnym przypadkiem dla kogoś kto zajmuje się psychologią, jedne wydarzenia powodowały kolejne, aż żal człowieka ściska.

 

Od 7 klasy zaczęło się "kiełbasić", okres dojrzewania w moim przypadku wymknął się spod kontroli, chociaż prawdę mówiąc nigdy nie był kontrolowany. W przeciwieństwie do innych kolegów zacząłem mieć duże problemy z trądzikiem, nie było to kilka krostek, miałem wysypy, które w późniejszym czasie pozostawiły blizny. Obecnie jak patrze w stecz to właśnie było głównym powodem mojej psychozy, no ale kontułujmy.

 

Tendencje do trądziku odziedziczyłem po ojcu. Pomimo 50-ki na karku dalej coś mu tam wyskakuje, ma szczęście, że tylko na plecach. Z tym samym problemem borykał się mój brat (do tej pory również ma blizny i wysypy).

 

Ja z bratem stanowiliśmy istne przeciwieństwa. Sam interesowałem się sportem (uwielbiałem grać w piłkę), pasjonowałem się zoologią (robaczki, psy, koty, rybki i reszta zwierząt wszelakiej maści - normalnie zwierzęta same się do mnie kleiły), jak wcześniej wspomniałem nauka nie stanowiła żadnego problemu (do pewnych granic:), życie towarzyskie tętniło. Brat z kolei był zawsze wyciszony, miał mało kolegów, przeważnie utrzymywał kontakty z tymi, których sam przyprowadzałem (taki stan i jego przycisnął do ziemi). Jego pasja zawsze była elektronika, od najmłodszych lat wszystko rozkręcał (chyba dlatego nigdy nie miałem żadnej działającej zabawki), w dodatku on w przeciwieństwie do mnie był wybitnie uzdolniony (jeden z najlepszych w szkole). Matematyka, fizyka, nie stanowiły dla niego żadnego problemy, zawsze brał udział w jakiś konkursach, dużo czytał, cała biblioteczka praktycznie zawalona jest jego literaturą. To wszystko okupione było ograniczonym życiem towarzyskim, praktycznie nigdzie nie wychodził, cały dzień przesiadywał dłubiąc w elektronice i szlifując swój talent. Na domiar złego, takie zachowanie odbijało się na mnie. Mieliśmy wspólny pokój, który wyglądał jak warsztat. Wszędzie porozrzucane graty, zawsze bałagan, ciągły "smród" z lutowania, które jak mniemam nie pozostawiło śladu na moich płucach (brata również), ale o tym później. To był pierwszy powód izolacji od rówieśników, wstydziłem się kogokolwiek zaprosić do takiego syfu, dlatego większość dnia spędzałem u innych osób bądź na podwórku, z dala od niezdrowej atmosfery.

 

Już w tym czasie zacząłem obserwować niepokojące objawy zachowania moich rodziców (w szczególności ojca). Nie byliśmy bogaci, ale też nie przymieraliśmy głodem. Jednak większość pieniędzy było wpompowywane w mojego brata, książki, zestawy, urządzenia elektroniczne, na to zawsze znalazły się pieniądze. Można powiedzieć, że mój rozwój został zepchnięty na dalszy plan. Na domiar złego trądzik zaczął mnie izolować od wszystkich. W czasach, kiedy koledzy szukali sobie dziewczyn, łączyli się w "pary" rozwijali emocjonalnie, ja postanowiłem przeczekać okres niesprawiedliwości. Niestety okres ten przeciąga się po dziś dzień.

 

Już bardzo dawno temu (8 klasa podstawówki) doszedłem do wniosku, że ja nie przechodzę trądziku jak większość nastolatków/nastolatek, ja po prostu na niego choruje (dotyka to ok. 5-10% społeczeństwa). Czym to się objawia? U mnie zawsze wyskakuje, ale nigdy nie schodzi. Powodów tego mogą być tysiące: stres, problemy z trawieniem, hormonami, ciężko zdiagnozować. Niby nie powinienem się przejmować, racja, niestety nie miałem wsparcia u rodziny w pozbyciu się tej przypadłości. Co z tego że są leki, masa leków, wszystko wymaga nakładów finansowych. Niestety większość kasy rodzice ładowali w brata, ja słyszałem tylko zdanie: "Nie przejmuj się, z wiekiem przejdzie", chociaż sam od zawsze wiedziałem że nigdy, samo nie zejdzie. W miarę swoich możliwości finansowych próbowałem to zaleczać, hamować rozprzestrzenianie się (na twarzy - przecież to nasza wizytówka). Tylko, że w tak młodym wieku dużego pola manewru nie miałem. Z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej, ojciec zamiast pomagać zaczął narzekać, kiedy wreszcie wydorośleje, ileż można wydawać na mazidła (chociaż dawał dosłownie śmieszne pieniądze). Jakoś sobie radziłem, dzięki kolegom można zdziałać cuda.

 

Nadszedł czas wyboru szkoły średniej. Brat (rok starszy) wybrał się do technikum elektrycznego. Już w tym wieku miałem nie lada dylemat, poważnie zastanawiałem się nad pójściem do jakiejkolwiek pracy, byle zarobić na leki. Problem w tym, że wstyd mi było przyznać się komukolwiek, że mam takie problemy. Pod względem nauki byłem najlepszy w klasie, każdy oczekiwał ode mnie wyboru dobrej, wymagającej szkoły. No i cóż miałem robić, poszedłem w ślady brata, wybrałem technikum (jedna z dwóch najlepszych szkół w mieście), pomimo, że elektronika to nie jest moja branża. Dlaczego tak postąpiłem? Z kilku powodów. W szkole typowo męskiej mało osób dogryzałoby mi w związku z moją chorobą (i faktycznie tak było, każdy to olewał), miałem blisko, praktycznie te same podręczniki co brata, czyli nie byłoby problemów z zakończeniem edukacji. Z drugiej strony, jeśli chodzi o pomoc naukową na brata mogłem zawsze liczyć, ale jeśli chodzi o prawdziwe życie, niestety mam wrażenie że był bardziej ograniczony ode mnie. W głębi serca zawsze pragnąłem rozwijać się w kierunku zoologicznym, co jest moją pasja po dzień dzisiejszy. Niestety takich konkretnych uczelni w mojej mieścinie nie było, a że starzy oszczędzali na moim zdrowiu to nawet nie miałem odwagi i siły ich pytać o finansowanie edukacji. Wybór tej uczelni to był pierwszy poważny błąd w moim życiu, aczkolwiek był on jeszcze możliwy do wyprostowania w późniejszym czasie, wszak szkoła średnia nie determinuje tego co będziemy robić w przyszłości. No ale straciłem bezpowrotnie pięć lat.

 

Pięcioletni pobyt w technikum dołował mnie bardzo. Musiałem uczyć się rzeczy, które kompletnie mnie interesowały, wszystko odbywało się na zasadzie 3xZ (zakuj, zdaj, zapomnij). Na domiar złego zaczęło się psuć coś między rodzicami. Ojciec stał się nerwowy (chociaż o ile dobrze pamiętam zawsze taki był), znęcał się nad całą trójką psychicznie i fizycznie. Manto po zebraniach to była podstawa, do tego wyzwiska i kupa innych dziwnych zachowań o których nie warto pisać. Po jakimś czasie doszło do tego, że zaczął dogryzać matce, wyzywać ją, czasami nawet kopać, ciągle powtarzał że zmarnował sobie przy niej życie itp., nigdy nie doceniał tego że ma naprawdę dwóch zdolnych synów, niejeden ojciec by mu pozazdrościł. Ciągłe kłótnie, awantury wyniszczyły chyba wszystkich, nawet i ojca, od którego wszystko się zaczęło. Sam starałem się jakoś w miarę normalnie funkcjonować, kontynuowałem naukę, większość czasu spędzałem z kolegami, na boisku, byle z dala od domu. Niestety ciągle izolowałem się od dziewczyn, wstyd mi było, że w takim wieku dalej borykam się z trądzikiem, do tego cała sytuacja w domu nie napawała optymizmem. W II klasie technikum straciłem swojego najlepszego przyjaciela (który prawdę mówiąc zastępował mi towarzysko brata, znaliśmy się od małego). To był prawdziwy cios, przestałem ufać ludziom. Nie dość że nigdy nie mogłem liczyć na rodzinę w sprawach zdrowotnych to jeszcze spotkał mnie taki przykry zawód z przyjacielem, prawdziwa załamka.

 

Okres szkoły średniej można powiedzieć że przewegetowałem emocjonalnie, intelektualnie, finansowo. Pomoc finansową rodziców ograniczyłem do dosłownego minimum, tylko tyle co na książki i dosłownie parę ciuchów. Tyczy się do głównie "chorego" ojca, którego zacząłem nienawidzić z całego serca, nie dość że zaczął na mnie oszczędzać to jeszcze w domu nie dawał spokoju. Ze względów finansowych przestałem udzielać się społecznie, rozwijać. Z wesołego, towarzyskiego chłopaka stałem się moim bratem z lat młodości, przestałem wychodzić z domu. Postanowiłem, że nigdy nie założę rodziny, nie będę miał dziecka, no nie mam odwagi przekazać komuś takich spapranych genów. Trzeba to odciąć, nie chciałbym żeby ktokolwiek przechodził przez to co ja przeszedłem, wolałbym kogoś adoptować.

 

Zapomniałem nakreślić postać mojego ojca. Człowiek z wyższym wykształceniem, inteligentny, umysł techniczny, dobra praca, daje sobie rade w życiu pomimo tego jakim jest ciężkim przypadkiem. Czemu ciężkim? Przeczytajcie wyżej, do tego sam nie utrzymuje kontaktów praktycznie z nikim, nie ma kolegów, przyjaciół, odizolował się od rodziny (odwiedza ich sporadycznie, ale tylko ze swojej strony). Do rodziny ze strony matki praktycznie nie jeździ, chyba wstydzi się tego że nie na niej wyżywał. Jego rola w domu ogranicza się do pójścia do roboty, opłacenia rachunków i przeleżenia na wyrku.

 

Teraz opiszę zajście, które jeszcze bardziej oddaliło mnie od ojca. Kiedyś (czasy technikum) wybieraliśmy się na imprezę rodzinną (bodajże 18 siostry ciotecznej), wyjazd planowaliśmy w komplecie. Jak to zwykle bywało, ojciec skwaszony, przed każdym wyjściem do kogoś zawsze stwarzał problemy, wykłócał się. Nie inaczej było i tym razem, niestety przesadził i zastosował przemoc fizyczną wobec mojej matki. No i nie wytrzymałem, byłem już w takim wieku że mogłem wreszcie zareagować. Sprowadziłem go do pionu, niestety od tej pory wydaje mi się że niewiele dla siebie znaczymy. Ojciec był jedyną osobą, która mogła mi pomóc finansowo w walce z chorobą (matka zarabiała niewiele, większość wydawała na jedzenie), tylko że zamiast pomagać jeszcze bardziej dobijał (bardziej dbał o własny samochód niż o zdrowie moje, swoje, całej rodziny).

 

Będąc w piątej klasie technikum brat wybrał się na studia dzienne w innym mieście. Wynajęcie mieszkania, kasa na życie, na jego rozwój jakoś fundusze się znalazły. Dziwne, ja nie mogłem się doprosić niewielkiej kwoty na uratowanie swojego zdrowia. Życie bywa okrutne, jeszcze gorsze jak nie możesz liczyć na najbliższą rodzinę. Brat wyjechał, kaska do niego spływała, to ja musiałem ciągle wysłuchiwać jak to w domu ciężko, że na nic nie ma, jaki to tatuś pokrzywdzony itp. Przez to zacząłem mieć masę innych problemów zdrowotnych, boląca głowa, zęby, teraz czasami płuca. Do lekarza nie chodziłem bo leki nie rosną na drzewie.

 

Zbliżała się końcówka piątego roku, wreszcie koniec tej katorgi, poważnie zacząłem zastanawiać się nad podjęciem pracy. Niestety na głowę spłynęły kolejne problemy. Jak się okazało brat zawalił studia, załamał się, myślał o samobójstwie (do domu wysłał nawet testament). No ręce mi opadły, wrócił do domu, pokręcił się po psychologach, nałykał multum tabletek i jakoś stanął na nogi. Znalazł wreszcie pracę w zawodzie, dobrze zarabia. Ja popełniłem kolejny błąd w swoim życiu (jeszcze większy niż poprzednio) i poszedłem na studia techniczne w swoim mieście. Miałem nadzieję, że skoro brat stanął na nogi, ma dobrą pracę, to teraz rodzice zaczną inwestować we mnie. Pomyliłem się, brat poszedł na studia zaoczne, ojciec co wyjazd dorzuca mu kasy. Poznał sobie dziewczynę przez neta, pojechał do niej 2x i wyskoczył ze ślubem. Oczywiście pieniądze na jego potrzeby się od razu znalazły, i jak tu być zdrowym w takim domu? Teraz są już po ślubie cywilnym, lada dzień będzie kościelny i weselisko.

 

A ja ledwo kończę 4 rok studiów, które kompletnie mnie nie interesują. Teraz próbuje dociągnąć wszystko do końca, nie mogę sobie pozwolić na zmarnowanie kolejnego okresu w życiu. Do tego dochodzi zryta psychika, sporo blizn na twarzy, inne problemy zdrowotne. Nigdy nie miałem dziewczyny, chociaż zdarzały się przypadki, że to płeć żeńska interesowała się mną, ale zawsze odpuszczałem. Nie chce się w nic angażować póki nie doprowadzę się do normalności. Nie szukam roboty, bo wiem że jeśli ktoś będzie chciał mnie zatrudnić (byle gdzie) na stałe to bez wahania pierdzielne to wszystko. Nie po to przesiadywałem nad durnymi książkami żeby wszystko przerwać. Z drugiej strony jestem w takim wieku, gdzie powinienem planować założenie rodziny, ale jak zakładać rodzinę nie mając żadnego wsparcia od swojej własnej i kupę problemów?

 

Szkoda mi tych 10 lat, szkoda mojego potencjału. Nigdy nikt nie dał mi chociaż jednej szansy by wrócić do normalności, by rozwijać swoje zainteresowania. Nie wiem co robić po studiach, ciężko mi będzie kręcić się za pracą w branży, która nie sprawi mi najmniejszej przyjemności. Wiem jedno, jeśli po zakończeniu studiów dalej będę w takim stanie od razu zapisuje się do jakiegoś psychologa i uciekam na terapie grupowe. Przesiadywanie w samotności nikomu w niczym nie pomorze. Osobiście należę od osób towarzyskich, niestety taki splot wydarzeń jaki wyżej przedstawiłem okazał się zbyt dużym obciążeniem.

 

Przepraszam za dość długi opis, ale może dla niektórych okaże się że nie mają wcale tak strasznie w życiu i są dużo cięższe "przypadki". Chociaż sam wiem, że są ludzie którzy mają gorzej ode mnie. Świat bywa czasami okrutny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Codalejrobic, nie zazdroszcze Ci sytuacji w domu. U mnie nigdy nie bylo przemocy fizycznej, ale wszystko to co osiagnalem zawdzieczam mamie, ktora kontrolowala wszystko. Ojciec nigdy sie nie interesowal rodzina, nie zyl nia. Wiedzial tylko, ze skoro postaral sie o dzieci to wypadaloby na nie lozyc. Do tej pory woli raczej pocieszyc sie sukcesami obcych, niz swoich wlasnych dzieci (mam starsza siostre). Nie rozumiem tego i juz nie zrozumiem. Obecnie przechodzi nerwice i zmienia co chwile lekarstwa. U mnie przeciwnie jak u Ciebie: siostra bardzo towarzyska, ale tez nie zaznala w zyciu osobistym prawdziwego szczescia. Mowila o sobie, ze urodzila sie za pozno i nie przystawala do czasow w ktorych przyszlo jej zyc. Teraz patrzy na zycie juz inaczej. W ogole zostalismy "zle" wychowani - bo na porzadnych ludzi. Obecnie w cenie jest pogarda dla innych i parcie do przodu po trupach. Mam znajomego, ktory przeszedl giga-niekorzystna-metamorfoze (dla niego oczywiscie korzystna). Z niesmialego i uczynnego chlopaka wykorzystywanego troche przez kolegow (lekcje) stal sie cynicznym maczo, ktory odbija sobie teraz wszystkie lata niepowodzen. Gardzi wszystkimi dookola, obrabia im tylki, kobiety traktuje przedmiotowo. Paradoksalnie - dopiero teraz wyglada na szczesliwego i spelnionego!

 

Codalejrobic, masz 24 lata, a wiec 4 lata mniej niz mam ja. To bardzo duzo. Gdy bedziesz w moim wieku, mozesz juz miec zone i dziecko w drodze (dajmy na to). Ile ja bym dal, zeby teraz sie cofnac nawet o te 4 lata. Poza tym jak piszesz byles (jestes) towarzyski, nie miales zadnych trudnosci z nawiazywaniem kontaktow z ludzmi, tylko niejako okolicznosci zyciowe przestawily Ciebie na "inny tor". Nawet nie obejrzysz sie kiedy, a wrocisz do szczesliwego zycia. Czas w Twoim przypadku dziala na korzysc - tak mi sie wydaje.

 

O sobie w zasadzie juz nie chce pisac i meczyc innych (choc cos skrobne) - paradoks goni paradoks. Staczam sie coraz bardziej na dno. Nie zalezy mi juz na niczym. Wczoraj zepsula mi sie pewna rzecz w domu, zwisa mi to, czy to naprawie, czy kupie nowa. Jeszcze w zeszlym roku doslownie zeswirowalbym, zeby cos z tym zrobic. Calosci sprawy dopelnia fakt, ze udalo mi sie spotkac swietna dziewczyne (zupelne przeciwienstwo mnie) - historia cos jak z ta slepa kura i ziarnem. Strasznie ciagnelo mnie do niej. Bylem wrecz nia zafascynowany. Nie moglem sie doczekac kolejnego spotkania. No i pewnego razu pogadalismy sobie szczerze. Po rozmowie zaczela mnie unikac, wiec odpuscilem. Zaluje tego, ze zamknalem za soba drzwi dajac jej do zrozumienia, ze mowie pas. Moze powinienem byl powalczyc, ale uznalem ze nic na sile. Wiele wysilku z mojej strony kosztowalo pokonanie swoich slabosci. Czy bylo warto? I tak i nie. Nie boli tak bardzo porazka, jak to kogo stracilem (troche sie poznalismy i gdybym byl "normalny", mialbym prawdziwy skarb w domu). I nawet otwarcie tlumacze sobie decyzje dziewczyny, ze to wina lezy absolutnie po mojej stronie. Chyba po prostu nie bylem jej warty.

 

Tradycyjnie pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

looser_28

Ja bym na twoim miejscu poszedł do lekarza psychiatrii po dobre prochy np. parokestynę.

Antydepresanty potrafią dać dużą motywacje i powodują znaczny wzrost pewności siebie. Oczywiście osiąga się to dzięki przyjmowaniu jakiejś substancji chemicznej która sztucznie podnosi samopoczucie, ale leki z grupy SSRI lub SNRI są relatywnie bezpieczne i bym się nie przejmował tym że sztucznie wspomagam się jakimś środkiem.

Antydepresanty mają tylko jedną dokuczliwą wadę, a mianowicie powodują spadek libido i ochoty na sex (w jakim stopniu to już zależy od cech osobniczych), ale wystarczy dodatkowo brać lek buspiron i problem znika. Oczywiście ten buspiron dołączył byś do kuracji dopiero jakbyś już znalazł dziewczyne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oj wypraszam sobie. dane jest mi być kobietą i jakoś nie uznaję facetów bez kasy i klasycznej urody za nieudaczników. byłam z facetem który wcale nie był ani piękny ani bogaty ale miał w sobie to coś (tak mi się wtedy wydawało). myślę że to kobiety mają gorzej bo to od nich oczekuje się żeby były ładne, ładnie się prezentowały i były na czasie (tak bynajmniej jest w moim środowisku). i to mnie boli najbardziej bo w dzisiejszych czasach kobieta która nie posiada ani urody ani nie wyróżnia się czymś wyjątkowym jest spychana na margines, skazana na życiową porażkę, bo który facet pokaże się z taką dziewczyną przed kumplami?

A która kobieta pokaże się z brzydkim facetem narażając się na śmiechy i złośliwe docinki koleżanek?

 

jest duzo takich dla ktorych liczy sie wartosc mezczyzny bardziej od tego co powiedza kolezanki :) i wcale nie sa brzydkie! naprawde :) glowa do gory..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×