Skocz do zawartości
Nerwica.com

moja terapia


Gość szerokozamknięta

Rekomendowane odpowiedzi

Chodzę już na terapię od 1.5 roku. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale mnie jest bardzo ciężko, morduję się strasznie...jest troszkę lepiej, chciałabym być już zdrowym, normalnym, szczęśliwym człowiekiem:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się dopiero przymierzam :smile:. Niebawem jadę na rozmowę mającą na celu stwierdzenie, czy mój przypadek kwalifikuje się do udziału w terapii. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli, w przeciwnym bowiem razie nie bardzo wiem co robić ze sobą dalej... Również liczę się z tym, że może nie być łatwo, ale z założenia problemy będę próbował rozwiązywać w momencie ich pojawienia się. Czyli stawiam na całkowity spontan :smile:.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z jednej strony mam wrażenie, że dopiero teraz wszystko się zaczyna, a z drugiej wiem, że nie poleci teraz jak burza,bo u mnie zmiany następują dołownie po minimetrze, naprwdę w takim tempie. Wiem, że nie jestem wstanie tego przyspieszyć, a mój terapeuta jest bezwzględny dla mojej choroby i bardzo wymagający, chyba czasami traci cierpliwość. Staram się to doceniać :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierwsze minimalne zmiany zuważyłam po pół roku. Najważniejsze to nawiązać kontakt z terapeutą, zaufać mu poczuć się dobrze i bezpiecznie w kontakcie z nim. Dla mnie to było najtrudniejsze i myślę , że jeszcze ciągle trwa. Wiele zależy też pewnie od problemów z jakimi się przychodzi na terapię. Moje dotyczyły właśnie m.in. kontaktów z ludzmi.

Jeszcze raz powtarzam,myślę że najważniejsze to nie poddawać się, żeby nie wiem co, zagryść zębiska :D i nie rezygnować. Ja właściwie początkowo to niemal po każdym spotkaniu chciłam rezygnować, ale ponieważ znalazłam się właściwie na dnie, więc wiedziałam, że nie mam innego wyjcia jak "grzecznie" wrócić i ciągnąć terapię dalej :D

 

[*EDIT*]

 

Chciałm was zapytać, zwłaszcza tych zaprawionych w terapijnym boju; jak to jest, że ciąglę się gryzę i boję, że tematy, kóre poruszam to nie te co trzeba, boję się że terapeuta będzie niezadowolony rozczarowany i takie tam w efekcie końcowym mówię o czymś co jak mi się wydaję zadowoli terapeutę. Może to źródło moich problemów, może to znak, że jesze wiele przede mną, że jeszcze tak na prwadę nie zaczęłąm. Ciągle unikam z nim konfrontacji. Tylko po co mi ona. Nic z tego nie rozumiem. Jakby ktoś napisał parę słów to było by fajnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

szerokozamknięta napisała

Chciałm was zapytać, zwłaszcza tych zaprawionych w terapijnym boju; jak to jest, że ciąglę się gryzę i boję, że tematy, kóre poruszam to nie te co trzeba, boję się że terapeuta będzie niezadowolony rozczarowany i takie tam w efekcie końcowym mówię o czymś co jak mi się wydaję zadowoli terapeutę. Może to źródło moich problemów, może to znak, że jesze wiele przede mną, że jeszcze tak na prwadę nie zaczęłąm. Ciągle unikam z nim konfrontacji. Tylko po co mi ona. Nic z tego nie rozumiem. Jakby ktoś napisał parę słów to było by fajnie.

 

Szerokozamknięta nie rób tak Broń Boże. Bo oddalasz się od sedna problemu, by zadowolić terapeutę. Ja chodzę na terapię od 2 miesięcy prawie, 2 razy w tygodniu i też tak mam co jakiś czas. Tzn przychodzę do niej i się zastanawiam nad tym co powiedzieć, może o tym i o tym to nie, bo nie warto, a tamto i tamto jest krępujące. Wręcz przeciwnie. Mów o wszystkim-o tym co Cię boli, krępuje, mów też o pierdołach - terapeuta jest od tego, żeby wyłuskać z tego chaosu to, co jest ważne, żeby Cię naprowadzić na odpowiedni trop. Ja wręcz jej mówię i ona sama pyta o to jak się czuję w relacji z nią. To jest terapia analityczna, więc ona jest takim biernym słuchaczem trochę a ja mam gadać..grzebiemy w teraźniejszości i w przeszłości też..Mów terapeucie o czym chcesz i o tym jak się czujesz w jej towarzystwie, ja np. mówiłam swojej, że się boję lęku przed oceną, że się wstydzę, że nie wiem o czym mam mówić - to rozluźnia atmosferę - ona na to, czy pani sądzi, że jej się spodziewam atrakcji jakichś...to mnie rozśmieszyło i rozładowało napięcie. Mówię też o tym, że tęksnię za terapią między sesjami, że fascynuje mnie jakoś ta zależność: ja-ona. Naprawdę o intymnych rzeczach jej mówię..ważne, żeby dobrze poczuć się w takiej relacji - po to ona jest! Pozdrawiam Cię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ci dziękuję za odpowiedz...Ja chodzę na terpaię psychodynamiczną (czyli prawie analityczną :D ). Mój terapeuta jednak sam z siebie nigdy o nic nie pyta zawsze czeka aż ja zacznę, zwłaszcza, że wie że mam problemy w kontaktach z ludzmi z rozmową itd. Jest bardzo wymagający. Wiem, że zadowalanie terapeuty jest bez sensu. Ale czasami to jest silniejsze ode mnie. Ten lęk, że on pomyśli, że teraz mówię o tym, żeby na przykład nie mówić o czymś innym itd. Nie mogę się od tego uwolnić. Jak idiotka próbuje zgadnąć jego myśli. "Odwracam" terapię. Już mu nawet o tym kiedyś mówiłam, ale nie poradziłam sobie z tym :( . A potem te myśli, że on pomyśli, że się nie staram, że mi kiepsko idzie, że się oszukuję itp. idiotyzmy. Widać tylko jak bardzo dużo jeszcze przede mną, chyba lata świetlne dzielą mnie od poczucia się tam całkiem bezpiecznie :(. O intymnych rzeczach też mówię, ale jak się okazuję to jeszcze samo przez się nie buduję bliskości i poczucia bezpieczeństwa, skoro cały czas podejrzewam terapeutę o to, że będzie mnie źle oceniał. No nie będę się tu rozpisywać w końcu chodzę na terapię i tam powinnam rozwiązać ten problem :D chociaż takie pisanie też pomaga...

Jeszcze raz dzięki za odpowiedz. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałm was zapytać, zwłaszcza tych zaprawionych w terapijnym boju; jak to jest, że ciąglę się gryzę i boję, że tematy, kóre poruszam to nie te co trzeba, boję się że terapeuta będzie niezadowolony rozczarowany i takie tam w efekcie końcowym mówię o czymś co jak mi się wydaję zadowoli terapeutę. Może to źródło moich problemów, może to znak, że jesze wiele przede mną, że jeszcze tak na prwadę nie zaczęłąm. Ciągle unikam z nim konfrontacji. Tylko po co mi ona. Nic z tego nie rozumiem. Jakby ktoś napisał parę słów to było by fajnie.

Ehh, mam tak samo :? ale na szczęście coraz częściej się na tym łapie ;)

Psychoterapia to droga ku samopoznaniu. Praktycznie przemierza się ją samemu. Zadaniem terapeuty jest naprowadzanie, co by z tej drogi za bardzo nie zboczyć. Mój terapeuta zawsze kieruje mnie w środek mojego problemu, wtedy gdy ja podświadomie (czasem świadomie :roll: ) podążam w zupełnie przeciwną stronę...

Początek terapii to była walka: moje racje przeciw niemu. Oczywiście przegrałem (dzięki Niebiosom!!), ale walczyłem mężnie przez około 1,5 roku... Teraz dalej walczę.. Z sobą..

Wiem, że muszę znowu przegrać, ale to takie trudne :roll:

 

Pozdrawiam 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:D No tak...tak to chyba mniej więcej wygląda. Właściwie to ja już nie wiem z kim walcze i o co w tym wszystkim chodzi. Dzisiaj mam jakieś takie dziwne uczucia...

Dzięki za odpowiedz :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja wlasnie dlatego tracę sens... bo moze 1 sesja na 10 wnosi cokolwiek, reszta to moje usilne wysilki nie wchodzenia na wlasciwy temat (niestety skuteczne), a z drugiej strony wsciekla jestem na siebie, ze tak robie i ze marnuje czas...

 

a co do zauwazania poprawy to przychodzi mi to zazwyczaj z opoznieniem... i np dopiero po jakims czasie zaczynam zauwazac i doceniac to co sie zmienilo na lepsze... (najtrudniejsze w tym wszystkim jest fakt, ze czesto wydaje mi sie ze cos juz calkiem gra, a tu okazuje sie, ze jest az tak zle, ze to moj mechanizm obronny sie wlancza i zaklada rozowe okulary na moje oczy...)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie jest podobnie, ale myślę, że to mimo wszystko dobry znak. Ja na przykład mimo wszystko mam coraz większą ochotę na tą terapię, w każdym razie w tej chwili. Jakiś rok temu też się zastanawiałam czy to wszystko ma sens.Powtarzałam sobie, że sobie muszę sama poradzić i takie tam. Prawda była taka, że nie ufałąm wtedy terapeucie, nie miałam w sobie gotowości do dzielenia się z nim swoimi problemami. Treraz mam trochę większą, chociaż fdalej jest to dla mnie trudne. Ciąglę brakuje mi wiary w przyszłość i to, że sobie poradzę mimo kiepskiej przeszłości itd.itp. Nie podaję się...zobaczymy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodzę na terapię 3 lata.Początkowo szło jak burz a teraz zaczęłam sie uwsteczniać.Przed sesją zaczynam szukać wymówki,żeby tam nie iść.mój terapeuta pracuje dość kontrowersyjną helingerowską metodą,ale dla mnie to był strzał w 10-kę.Te 3 lata pracy nad soba zrobiły ze mnie całkiem innego człowieka.Wiele sie we mnie uspokoiło,poukładało i spokorniałam zdecydowanie.Czasem korzystam z terapii grupowych,ale indywidualna bardziej mi odpowiada.Niestety jeszcze daleka droga przede mną.Co pewien czas ogłaszam bunt i postanawiam radzic sobie sama....bo juz nie czuję bym miała cos do opowiadania o sobie.Ale to złuda.Teraz grzecznie i karnie biegam do moje pani psycholog 1 x w tygodniu.Ostatnia sesja mnie zadziwiła.Wydawało mi się,że większe problemy są już za mną a tu bęc.Ustawienie wyciągnęło na wierzch zmory.Dałam im radę.Trzymajcie się towarzysze niedoli.Będzie lepiej.Musi być!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Teraz grzecznie i karnie biegam do moje pani psycholog 1 x w tygodniu.Ostatnia sesja mnie zadziwiła.Wydawało mi się,że większe problemy są już za mną a tu bęc.Ustawienie wyciągnęło na wierzch zmory.Dałam im radę.Trzymajcie się towarzysze niedoli.Będzie lepiej.Musi być!!!

"

 

 

No tak....... :lol: A możesz zdradzić mi ile płacisz za sesję ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja też się podzielę swoimi doświadczeniami.

 

chodzilam na terapię od lutego do czerwca ub. roku, czyli w zasadzie ok 4-5 ms. Na początku co tydzień , potem co 2, co 3. byla to metoda erickksonowska czyli z zalożenia terapia krótkoterminowa, zorientowana na przyszłosc i bazujaca na mocnych stronach pacjenta.

 

z perspektywy czasu coraz bardziej doceniam te forme. dzieki niej uporałam sie z problemami w których twkiłam przez lata, które mi dokuczały ale po 1 - nie potrafilam nawet sama ich nazwac, po 2 - nie wiedziałam że maja taki duzy wpływ na moje samopoczucie, po 3 - i tak nie wiedziałabym, jak je rozwiązać.

 

terapeuta dal mi tez kilka "złotych rad", uniwersalnych wskazówek odnoszących sie do wszystkich dziedzin życia.

 

nie miałam problemu z "zadowalaniem" terapeuty, o którym niektórzy piszą:). byl dla mnie

autorytetem w swojej dziedzinie, ale wiem ze ja jestem autorytetem w innej. traktowalam go tez jako usługodawce, a o mnie jako klienta i ta swiadomosć tez pomagala mi nie przejmować się co on sobie o mnie mysli. czasami jesli wydawalo mi sie ze mówie cos naprawde głupiego:) mówilam mu o tym ze pewnie wyda mu sie to głupie, ale... i kontynuowalam. nigdy nie dal mi odczuc co o mnie mysli i o moich problemach, bo takie było jego zadanie. myslę ze byl bardzo doswiadczony i dobry w tym co robi.

 

zycze wam takich samych doswiadczen i polecam instytut ericksonowski.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszytko zależy od problemów z jakimi się przychodzi na terapię. Niektórzy mają w życiu takie problemy, że boją się kto co o nich pomyśli, że nie potrafią nawiązać bliskich więzi, albo że się uzależniają od innych. Widocznie ty miałaś inne problemy. Fajnie, że udało ci się je rozwiązać :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzien dobry, jestem tu nowa.

Chodze na terapie (nie pierwszą) 5-ty rok:(

Moze są te kroczki w przod, ale ten w tyl jest teraz tak silny, ze...

mam b. silne lęki, związane z wychodzeniem z domu, zloscia na rodzicow itp.

Boje sie czasem czy to jakis nieuleczalny przypadek...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

fiki1, a ile trwała najdłuższa u jednego terapeuty? Nie nieuleczalny, tylko może wymagający więcej czasu. Jeśli Twoja choroba utrzymywała się dość długo, tak samo długo może trwać jej leczenie.

Polecam przeczytać książkę dotyczącą psychoterapii - Marie Cardinal - "To trzeba wyrazić..". Podnosi na duchu.

 

BTW jak długo chorujesz? Po jakim czasie rozpoczęłaś pierwszą terapię? Napisz coś więcej o sobie ;)

 

Pozdrawiam 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trudno powiedziec od jak dawna choruje, wielu lat, 1. raz do psychologa (1 razowo) poszlam z 11 lat temu.

na dluzej i 1. terapie 9 lat temu

 

Potem bylam na grupowej i kontynuuje ją jako indywid od 4,5 roku

:(((

Moze masz racje...

moj problem ma-jak sugeruje terapeuta - zrodlo gdzies w b. wczesnym dziecinstwie, a wiec dotyka samego zrebu osobowosci czy cos takiego

moze racja z tym czasem, ale jestem teraz w totalnym dole i... boje sie ze nie starczy mi sil

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zrażaj się żeby nie wiem co. Ja mam znacznie mniejszy staż:) ale też wiele dołków z powodu terapii. Prawdopodobnie twój przypadek jest cieższy i potrzebujesz więcej czasu...Nie poddawaj się! Trzymaj się i pracuj dalej na terapii!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie daje mi spokoju mnie jedna sprawa. Przydzielono mi bardzo miłą panią psycholog, ale niestety nie potrafię jej zrozumieć w pewnej kwestii. Przed pójściem sporządzam listę rzeczy, które chcę poruszyć na terapii, by się lepiej przygotować. Połowę pierwszego spotkania przeznaczyliśmy na mało znaczące rozmowy o szkole, które nic nowego nie wniosły. Przez większość czasu trwania spotkania, prawie nie zostałam dopuszczona do głosu, co chwilę zostawałam przegadywana. Chciałabym się przekonać czy dalszy udział ma sens i czy może do czegoś doprowadzić. Obawiam się, że moja pani ominie sedno nurtujących mnie spraw, poruszając mało znaczące zagadnienia. Zamierzałam nawet się otworzyć i opowiedzieć co stało się bezpośrednią przyczyną mojego rozdarcia, na co uzyskałam odpowiedź, że nie ma sensu drążyć tego i lepiej nie prowadzić dochodzenia. Wiecie, wybrałam się tam po nieprzespanej nocy, niewiele do mnie docierało, ale tak to odebrałam. Czy jeśli nie zauważę wkrótce pozytywnych skutków, powinnam zrezygnować?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

DanceWithTheWind, skoro lepiej wiesz jak prowadzić terapię to po kiego chodzisz do psychologa.....to co tobie wydaje się mniej wazne moze okazać się istotne w terapii......

Po drugie, Ty chyba masz mylne pojęcie o tym kiedy może nastąpić poprawa na skutek terapii, byłaś dopiero na pierwszym spotkaniu......i już masz jakieś "ale", zwykle zaczym terapia zacznie przynosić efekty mija kilka miesięcy......

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×