Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emetofobia - Lęk przed wymiotowaniem


Dorotaa

Rekomendowane odpowiedzi

Dobrze wiedzieć, ze nie jestem sama z tym "problemem". Zła jestem na siebie, że tak się dzieje. Inni wymiotują kiedy im się tylko podoba i nie jest to dla nich problem. Zastanawiam się czy ja kiedykolwiek będę w stanie "swobodnie" zwymiotować i ulżyć sobie. Myślę, że byłby to dla mnie przełom. Coś na zasadzie nowej życiowej siły, dokonanie rzeczy, która przez całe życie była dla mnie wręcz niemożliwa (odkąd pamiętam mam ten problem). Czy to nie śmieszne z punktu widzenia człowieka który z tym nie ma żadnego problemu?? Wymioty to przecież nic takiego a w moich oczach wyglądają jak przepaść, której nie da się pokonać. Ah no i te emocje, których również, nie mogę swobodnie z siebie wyrzucić. Moze kiedyś, kiedy odważe się w końcu emocjonalnie wyładować, wyrzucić co zalega to i fizycznie przyjdzie mi łatwiej ... sobie ulżyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja teraz zauważyłem ironię w tym swoim lęku przed wymiotowaniem ( głównie przed kompromitacją jaka się z tym wiąże). Ja biorę chlorprotixen, który działa dodatkowo przeciwwymiotnie, ale mimo to byłem tego nieświadom wtedy, i na tamtej stołówce szkolnej zawsze czułem, że za moment puszczę pawia. Jak lęk może stworzyć "realne" pozory.. :P

Ostatnio kupiłem sobie hamburgera na mieście. Oczywiśćie zanim postanowiłem go kupić, to minęło pół godziny, bo miałem dylemat czy go zjem, czy nie.

Gdy już dostałem tego hamburgera do ręki, to przeszył mnie tak silny strach, że aż uciekłem do domu. Oczywiście hamburger zmarnowany.. ;) a "atak paniki" gwarantowany!

Mnie już pomału nudzi ta cała nerwica, te wszystkie fobie, derealizacje, lekarstwa i cały ten temat. To nie powinno trwać tak długo bo to momentami podchodzi pod kalectwo i bardziej wygląda jak klątwa, namiastka obłędu za grzechy, niż jakaś choroba czy tam zaburzenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi taka fobia przeszła w momencie kiedy ze stresu puściłam pawika w środku miasta, przy ludziach o 9 rano idąc z koleżankami na uczelnię.. :mrgreen: poprostu sama słodycz.....zaś jedyną reakcją ludzi było pytanie czy dobrze się czuję - bo chyba jestem w ciąży :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich emetofobików :) Ja również borykam się z tą okropnie uciążliwą fobią i tak samo jak TY orchidee zastanawiam się czy podołam "warunkom" ciąży... chciałam zapytać o przebieg leczenia tak dziwnej fobi, a mianowicie o program terapi...jak to wygląda, bo ja mam wrażenie, że każą jeść i jeść a później zwracać, no tak żeby przełamać lęk i się do tego się przyzwyczaić :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lęk przed wymiotami to "emetofobia". Pisaliśmy troszkę na ten temat w dziale Nerwica lękowa. Niby taka głupawa przypadłość, a strasznie męcząca, bo boje się jeść w miejscach publicznych, ponieważ czuję, że zwrócę jedzenie... :/ Od tego myślenia wtedy robi mi się niedobrze i serio mam wrażenie, że zaraz puszczę pawia! Ciągle mi się odbija itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuchajcie. Pogrzebałam trochę po forach, poczytałam i przeanalizowałam wpisy osób uskarżających się na emetofobię.

 

Po pierwsze, musimy zdać sobie sprawę, że nasz ból jest przeważnie WYIMAGINOWANY, albo też WYOLBRZYMIONY.

Postanowiłam, że gdy poczuję mdłości, to natychmiast skupiam się na tym, co się fizycznie dzieje w moim żołądku. Zastanawiam się, czy na prawdę te mdłości są takie silne czy po prostu zostały wymieszane z moimi myślami a przez to wzięte pod lupę, robią się nie do zniesienia. W tym sensie, że staram się odfiltrować myśli od bólu, OBSERWUJĘ, starając się wyłączyć z tego emocje. To na prawdę działa!!!!

 

Po drugie: jakieś 95% emetofobików (czy jak nas nazwać;) ) NIE wymiotują. Przynajmniej nie z lęku. Wolimy godzinami męczyć się niż zwymiotować i to prawie w 100% skutecznie :) Niestety taka postawa rodzi mdłości następnego dnia i następnego.. Powiedziałam sobie: DOŚĆ Z TYM! Będę uważać na to, co jem ale bez przesady! Jak zwymiotuję (a zdarza się to przeciętnemu, nie pijącemu na umór człowiekowi - niezwykle RZADKO!) , to trudno, zdarza się, w końcu w swoich myślach wymiotowałam już MILION razy. Tak czy siak mój żołądek jest ZDROWY i z byle powodu nie będzie wymiotował. I kropka.

 

Nie mam zamiaru rezygnować z życia. Albo ja pokonam tą fobię, albo ona w końcu zeżre mnie. I tak, poczynając od wczoraj, zaczynam jeść to, czego się bałam. Bez brania leków ułatwiających trawienie. Bez herbat rozkurczających na mięśnie żołądka. Jak będą na prawdę potrzebne, to będę pić. Zjadłam kiełbaskę i trochę karkóweczki z grilla i co? I nic! A wcześniej mogło mnie mdlić po zwykłym obiedzie. Trzeba się PRZEŁAMYWAĆ. Jak najdą głupie myśli, to proponuję na chwilę skupić się na żołądku. Czy faktycznie boli czy to nasze "bolące" i "mdlące", "czarne" myśli ?

 

Warto wykonywać ćwiczenia na koncentrację (co prawda jeszcze nie zaczęłam, ale mam zamiar), bo często skupiamy się nie na tym, co najważniejsze, ale właśnie na naszych żołądkach.

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Przez długi okres czasu myslałam, że jestem sama z moją fachową emetofobią a jednak nie :)

Moich objawów opisywać już nie będę bo sa dokładnie takie jak Wasze. I oczywiście fundament: strach przez wymiotami w miejscu publicznym. U mnie to się wzięło z braku akceptacji wśród rówieśników. Wymiotowanie kojarzy mi się z odrzuceniem. Odwołując sie do dzieciństwa miałam taką sytuację kiedy zwymiotowałam w autobusie (po wcześniejszym zjedzeniu obiadu w restauracji) miałam może około4 lat. I rzeczywiście przez większość mojego życia jedzenie w restauracji wzmagało stres a co za tym idzie lęk przed zwróceniem treści pokarmowej. I w ogóle jak rzeczywiście zjem cos co mi zaszkodziło lub utrudnia trawienie od razu pojawia się lęk który dodatkowo potęguje uczucie mdłości. Ale już jasno odróżniam faktyczne zatrucie od tego wyimaginowanego . Kiedyś tez nie jadłam produktów, które mogłyby mi zaszkodzić, teraz juz nie zwracam na to uwagi choć zdarzają się "ostrożniejsze" dni.

Chodzę na terapię i zdaję sobie sprawę, że to jest emocjonalne zatrucie i nie ma nic wspólnego z faktycznym ale cóż racjonalnie z logicznego punktu widzenia to wiem dużo ale przenieść to teraz na płaszczyznę emocjonalną i nie zrozumieć ale przeżyć, poczuć to już trudniej ... Tak naprawdę zalegają nam problemy nieraz te dalekie z których na pierwszy rzut okaz nie zdajemy sobie sprawy chwili gdy to sobie uświadomimy i podejmiemy decyzje jak je rozwiązać to lęki tez ustaną. Nasze ciało komunikuje musimy nauczyć sie odczytywać jego potrzeby, żyć zgodnie ze sobą nie robić nic na siłę bo to rodzi lęk i frustrację. Nauczmy się i poczujmy jak dobrze być sobą ... i nie wstydźmy sie tego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie. Nie wiem czy ktokolwiek jest mi w stanie pomóc lub zdiagnozuje co mi jest i będzie wiedział jak się tego pozbyć.

Otóż od dłuższego czasu nachodzą mnie takie momenty, że w trakcie jedzenia zwykle mam jakąś blokadę i gdy chcę już przełknąć przeżute jedzenie to jakby mi się 'przełyk zamykał' i nie mogę przełknąć jedzenia, bo mam wrażenie że zaraz zwymiotuję, choć czuję się przecież dobrze i doskonale wiem że nie zwymiotuję bo nei ma do tego podstaw. nie mam mdłości ani bólów brzucha, itp. Tylko nagle robi mi się sucho w buzi i nie mogę przełknąć jedzenia. nawet jak piję. Ale ten problem nie pojawia się przy każdym jedzeniu, nie ma na to reguły że np raz w tygodniu, tylko bez reguły tak się dzieje. poza tym strasznie się boję wymiotowania, bo nie jest to dla mnie przyjemne odczucie. gdy się najem to pilnuję, żeby mi się odbiło, bo się boję że inaczej to zwymiotuję, ale najgorsze jest to, że z tym przełykaniem czasem mnie tak nachodzi, że mam blokadę i nie mogę przełknąć po prostu. a zwłaszcza się tak dzieje, gdy wstaję wcześnie rano, mam całkowitą blokadę na przełykanie gdy mam zjeść chleb czy inne stałe pokarmy. Jedyne co pomaga mi przejść przez ten trudny początek z przełykaniu z rana jest wtedy mleko z płatkami.Niczego innego nie przełknę. Z obiadem (czyli ziemniaki i mięsko plus dodatki lub zupa ) nie mam problemu raczej. choć bardzo rzadko pod koniec już jedzenia zdarzy mi się że już nie mogę przełykać. ale to bardzo rzadko.

najgorsze są te poranki gdy wczesne gdy muszę wcześniej wstać, bo czuję głód i chętnie bym coś zjadła, ale nie mogę po prostu przełknąć nic poza tymi płatkami w mleku :| źle jest też gdy jestem w gościnie i mam zjeść posiłek, to mnie czasem też blokuje, i wcale nie dlatego żebym się bała że się zatruję czy że jedzenie niedobre, bo chętnie bym zjadła, ale czasem znowu mnie blokuje z tym przełykaniem.

strach przed wymiotami, to tak jak wcześniej napisałam, że pilnuję z tym odbijaniem po każdym jedzeniu czy piciu, jak tylko czuję że się zbliża to beknięcie. i alkoholu też nie nadużywam ani nie mieszam ani nie jem wtedy nic z majonezem czy owocami, kremami na plackach z obawy że to zwymiotuję. i strach przed wymiotami mam również gdy mam zgagę, wtedy jakby mi wszystko z żołądka ku górze szło, takie mam wrażenie.

a wracając do problemów z tym przełykaniem, to mam je nawet jak nei jem nic. tj. czasem mam problem żeby ślinę przełknąć i wtedy pomagają mi tiktaki miętowe lub cokolwiek miętowego. mam takie uczucie jakby zemdliło mnie w przełyku.:|

mam tez problem z połknięciem większych tabletek, gdy muszę. wtedy pomaga połykanie ich z przeżutym jedzeniem już, ale jedzenia też czasem przełknąć nie mogę, więc problem istnieje nadal.

na koniec dodam, żebyście mi nie pisali, że to anoreksja czy bulimia, wagę mam prawidłową, raczej zbliżoną w kierunku nadwagi, ale dobrze mi z moją wagą, nie czuję się jakoś tam za grubo, że musiałabym zrzucić parę kilo. jest dobrze jak jest. i lubię jeść, ale nie chorobliwie , żeby się napchać. jak czuję głód czy jest pora posiłku to nie ma mocy, żebym odmówiła sobie zjedzenia jedzenia. ale jak mam tę blokadę przełykania, to jestem zła bo czuję głód i chcę się go pozbyć a nie mogę, bo nie mogę przełknąć jedzenia. :|

mam nadzieję, że nie zostanę wyśmiana, komuś może się wydać głupi mój problem, ale dla mnie to wielki problem, a zwłaszcza w towarzystwie, kiedy ja bym chętnie zjadła zwłaszcza że jestem głodna lub chociaż dla samego spróbowania, a tu nie mogę. krepuje mnie to, bo mówią mi żebym zjadła a mnie burczy w brzuchu i muszę odmówić, bo 'zablokował mi się przełyk w tym momencie ' :|

może ktoś z was miał podobnie, i wie jak się tego problemu pozbyć. ale nie piszcie mi też że mam iść do lekarza, bo jakbym chciała do niego iść to bym tutaj nie pytała.

 

ps. teraz tak łączę fakty i wydaje mi się że to się zaczęło, gdy byłam z mężem u jego rodziny i panowała u nich epidemia wymiotów i mdłości, możliwe że grypa żołądkowa. mąż się zaraził i zwymiotował. mnie mdliło strasznie ale duziłam wszystko w sobie, bo bałam się zwymiotować. jeść też nie mogłam bo mnie mdliło bardzo. dostałam jedynie gorączki i rozwolnienia. ale pozostała mi po tym wielka dziura na psychice.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj na forum.

 

Bardzo wątpię, by ktokolwiek tutaj wypatrzył u Ciebie bulimię lub anoreksję. Tym bardziej nikt Cię tu nie wyśmieje. Ten lęk przed przełykaniem jest prawdopodobnie jednym z objawów nerwicy. Jak sobie poprzeglądasz forum, to pewnie natrafisz na podobne problemy u innych. Polecam Ci psychoterapię, by umiejętnie zająć się rozwiązywaniem Twoich trudności. Głowa do góry. Będzie dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam identyczne objawy nerwicy. Jak się wyleczyłam? Po co mam pisać skoro:

ale nie piszcie mi też że mam iść do lekarza, bo jakbym chciała do niego iść to bym tutaj nie pytała.

Ja biorę leki i chodzę na terapię.....samo się nic nie rozwiąże.........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziękuję wam za odpowiedzi i zrozumienie. a pytanie do użytkownika, który się na to leczy. nie wierzę za bardzo w lekarzy i leczenie. ale powiedzmy, gdybym miała rozpocząć leczenie. nie wiem nawet do jakiego lekarza miałabym się udać. jak wygląda twoje leczenie. czy przynosi w ogóle pozytywne skutki. jak długo się już leczysz. czy lekarz stwierdził, że to może powrócić?

a forum przejrzę, może znajdę coś podobnego. jeszcze raz dziękuję was za zrozumienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

drended, Ja mam nerwicę i takie jej objawy, leczy się to do skutku. Biorę antydepresanty i chodzę na terapię. Z takimi objawami jakie masz najpierw udajesz się do lekarza ogólnego, robisz badania, może do gastrologa - a jak już wszystkie badania wyjdą cacy to idzie się do psychiatry i tam lekarz proponuje odpowiednie leczenie........

Ja leczę się już w sumie 3 lata, z przerwami gdy problemów nie było, czy może powrócić - pewnie, jak każda choroba.

 

nie wierzę za bardzo w lekarzy i leczenie.

No ale chyba w antybiotyki wierzysz ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziękuję wam za odpowiedzi i zrozumienie. a pytanie do użytkownika, który się na to leczy. nie wierzę za bardzo w lekarzy i leczenie. ale powiedzmy, gdybym miała rozpocząć leczenie. nie wiem nawet do jakiego lekarza miałabym się udać. jak wygląda twoje leczenie. czy przynosi w ogóle pozytywne skutki. jak długo się już leczysz. czy lekarz stwierdził, że to może powrócić?

a forum przejrzę, może znajdę coś podobnego. jeszcze raz dziękuję was za zrozumienie.

może nie ja pisałam, ale odpowiem ;)

 

leczenie wygląda różnie i przynosi różne skutki, długośc leczenia to tez sprawa indywidualna. nie da się jednoznacznie określic ile.

jeśli chcesz podniesc sie troche na duchu to zapraszam do subforum "kroki do wolności" :)

 

leczenie to zazwyczaj psychoterapia + leki. ale jest naprawdę róznie.

umów się do psychiatry jakiegos na poczatek. nie musi byc prywatnie, mozesz na nfz (troche sie czeka, tak w granicach miesiaca).

 

zycze powodzenia i pisz co u Ciebie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jeszcze raz wam dziękuję za odpowiedzi. widzę, że samo raczej nie przejdzie. nie sądziłam że na to jakieś leki są. jedynie co to kojarzę leki na depresję, ale nie z własnego doświadczenia. chyba rzeczywiście będe musiała iść do lekarzy po kolei.

 

linka, nie wierze w lekarzy, bo zwykle idę na nfz, i spotykam się jedynie z dziwnym traktowaniem mnie jako pacjentki, jakby mieli do mnie pretensje ze im nie płacę dodatkowo za wizytę, jakby to ich największe zło było, że przyszłam im ponarzekać i mają gdzieś mój problem. mam uraz za to do nich. widzę różnicę miedzy wizytą na nfz a prywatną wizytą nie tylko w cenie. również w skuteczności leczenia. i nawet w głupi antybiotyk tez nie wierzę, bo nie odczuwam jakoś ich 'zbawiennego' oddziaływania. gdy choruję a nie idę po antybiotyk to mam wrażenie, że zdrowieję w podobnym czasie. niektóre leki mi pomagają faktycznie, ale to są na niewielkie dolegliwości, np. na katar, czy przeciwbólowe czy przeciwgorączkowe. a psycholog czy psychatra - właściwie nie potrafię pojąć tego, że można wyleczyć przy pomocy gadania, ale nie mam na myśli samego przedstawienia objawów. psycholog kojarzył mi się zawsze z wieloma rozmowami o problemach.choć nigdy nie byłam, ale takie mam 'widzenie ich pracy'. i nie umiem sobie wyobrazić, że są takie leki, które 'zabiją' we mnie te dolegliwości prawdopodobnie leżące głęboko w mojej psychice.ale nie mam już siły się z tym męczyć i chyba faktycznie będę musiała się wybrać do lekarza. jeszcze raz wam dziękuję. mam nadzieję że w końcu ktoś mi pomoże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

drended, trzeba poszukać, ja też chodzę na NFZ i do psychiatry i psychologa - i trafiłam chyba całkiem dobrze :smile: jeśli nie leki to terapia, właśnie wyciąganie tych niefajnych rzeczy i uporanie się z nimi, z przeszłością, psycholog pomaga radzić sobie z teraźniejszością i planować przyszłość. Może efekty nie są spektakularne, ale są :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich emetofobików :) Ja również borykam się z tą okropnie uciążliwą fobią i tak samo jak TY orchidee zastanawiam się czy podołam "warunkom" ciąży... chciałam zapytać o przebieg leczenia tak dziwnej fobi, a mianowicie o program terapi...jak to wygląda, bo ja mam wrażenie, że każą jeść i jeść a później zwracać, no tak żeby przełamać lęk i się do tego się przyzwyczaić :)

 

 

No właśnie... jak wygląda przezwyciężanie tego lęku? Chyba tylko praktyka :( A teraz mnie jeszcze czeka lot samolotem 13 godzin pierwszy raz w życiu :( Nie wiem co będzie...

 

[Dodane po edycji:]

 

Ps. Myślę, że nafaszeruję się Afobamem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe, do tej pory nie wiedziałam, że istnieje coś takiego, ale przyznam szczerze, że BARDZO obawiam się wymiotowania. Bardzo rzadko mi się to zdarza, staram się zawsze mieć przy sobie jakiś aviomarin w razie podróży, unikam picia zbyt dużych ilości alkoholu, a jak już mi się zdarzy wymiotować, to potrafię płakać wymiotując, serce wali mi jak oszalałe, cała się trzęsę...

Obawiam się ciąży, bo paraliżuje mnie myśl o tym, że mogłabym wymiotować co rano. Jak jest mi niedobrze, to robię się drażliwa i jestem nie do zniesienia... Potrafię zjeść 5 różnych specyfików które mogłyby sprawić, że mi się polepszy.

Mam też hipochondrię i to właśnie lęk przed wymiotowaniem sprawia, że jeszcze bardziej boję się raka, bo to = chemioterapia, a to = wymioty.

Zupełnie nie wiem jak sobie z tym radzić poza unikaniem sytuacji, w których może zrobić mi się niedobrze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znalazłam ciekawą książkę o naszych dolegliwościach oraz bloga emetofobiczki gdzie opisuje, że wymiotowanie w czasie ciążu nie jest takie straszne, bo jest się przede wszystkim skupionym na dziecku :) Mam nadzieję, że tak właśnie będzie. Muszę te materiały przestudiować, a to trochę zajmie bo książka jest w języku i blog też:

 

http://books.google.pl/books?id=qX2of24l48QC&dq=Living+With+Emetophobia:+Coping+With+an+Extreme+Fear+of+Vomiting&printsec=frontcover&source=bn&hl=pl&ei=fzvxS9GIOZPymQPL0az0Cw&sa=X&oi=book_result&ct=result&resnum=4&ved=0CCkQ6AEwAw#v=onepage&q&f=false

 

http://livingwithemetophobia.blogspot.com/2009/11/pregnant-with-emetophobia-you-can-do-it.html

 

disgusted, współczuję Ci, mam nadzieję, że jakoś się tego pozbędziemy. Mi niestety nie umieli na terapii stwierdzić skąd się wzięła moja fobia. A Tobie? Jak się zna przyczynę to łatwiej fobię pokonać.

 

Dla pocieszenia, ja w czasach gdy chodziłam do liceum (teraz juz jestem po studiach), jak widziałam "pawia" na ulicy to musiałam przejść na drugą stronę ulicy, a potem parę miesięcy unikałam miejsca gdzie ten "paw" leżał. Teraz po terapii (mam lęk uogólniony z napadami paniki) taki widok mniej mnie rusza, choć wymiotować od tego czasu nie wymiotowałam i się oczywiście boję. Moja mama ma czasem migreny i to takie z wymiotami i że nic nie jest w stanie sama sobie pomóc. Jak byłam młodsza i w gorszym stanie to uciekałam od niej, nie mogłam jej pomóc bo się panicznie bałam, nie mogłam jej podać ręcznika czy też miski. Chowałam się pod poduszką i nie chciałam tego słyszeć ani czuć. Ostatnio zrobiłam postęp bo moja mama miała taką właśnie migrenę i trochę jej pomogłam. Podałam herbatę, miskę, ręcznik, chwile z nią siedziałam nawet zanim znów zaczęła zwracać. Ale trochę inaczej było niż zawsze. Strasznie się z tego cieszę:)

 

Serdecznie Cie pozdrawiam i życzę powodzenia z przełamywaniem się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Również nie wiem skąd się to wzięło.

 

Dla mnie też widok, zapach czy dźwięk wymiotowania jest przerażający. W dodatku np. w ogóle nie pijam soku jabłkowego, bo kojarzy mi się z wymiotowaniem w samochodzie w upalny dzień; nie jeżdżę samochodami z waniliową choinką zapachową, bo też od razu mi się to z tym kojarzy; w ogóle nie korzystam z wycieczek autokarowych zwłaszcza takimi starymi grzmotami, bo to kojarzy mi się tylko z bandą wymiotujących kolegów na wycieczkach szkolnych w podstawówce. Nie rozumiem jak dla niektórych może to być sposobem na lepsze samopoczucie, jak ktoś może tak sobie ot bez żadnego stresu to robić, bo dla mnie to katorga i ostateczność - wolę cierpieć 2 dni na ból brzucha, niestrawność czy mieć mdłości, zamiast załatwić sprawę w dwie minuty.

 

A jak się zwierzę komuś, że mi niedobrze i słyszę "to się wyrzygaj", to mam ochotę przywalić w łeb owemu doradcy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×