Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emetofobia - Lęk przed wymiotowaniem


Dorotaa

Rekomendowane odpowiedzi

Potwierdzam, wyjazdy bardzo dobrze służą na tą naszą nerwicę. Byłam w listopadzie w Barcelonie i to były cudowne 5 dni ,super wiosenna pogoda, niekojarzaca się z żadnymi nadchodzącymi wirusami. Polecam korzystać z promocji lotów np na stronie wyszukiwarki fly4free. My polecielismy za około 200 zł w dwie strony na 5 dni i spaliśmy w hotelu w samym centrum za 300 zl od osoby za 4 noce. Było cudownie słonecznie zero stresu, ludzie tam zupełnie inaczej żyją. Tak jakby wracajac z pracy mogli by zrobić jeszcze mnóstwo rzeczy dla siebie. W Polsce nam jesień kojarzy się z nadchodzącymi chorobami, czyli wiecie z czym .. sorki ze tak odbieglam trochę od tematu Ale chcę was zachęcić ze być może taki wyjazd zrobiłby wam dobrze, np Tobie psychotropka :)my z chłopakiem osobiście nie jeździmy z biura podróży tylko sami ogarniamy lot hotel lub jakis prywatny domek i powiem wam ze wychodzi dużo taniej. W marcu chcemy do stanów i już polujemy na Jakies promocje :)

 

W ogóle jak Sylwester ? Ja byłam na domowce, pełno zarzygancow, ale jakoś dałam radę.. oczywiscie ja jedyna niepijaca

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lolina, jeśli tylko masz jakieś fajne przepisy, to podrzuć. Chętnie przetestuję. ;)

Sałatek nie lubię. Sałata to dla mnie tablica mendelejewa, zwłaszcza w okresie zimowym, a krewetki jakoś mnie obrzydzają .

 

lula30, tak, zrezygnowałam. Nie byłam w stanie funkcjonować normalnie, o pracy nie mówiąc.

 

aleksandraaa, ja źle się czuję niezależnie od miejsca. W domu swoim czuję się najlepiej i najpewniej. Ogólnie jestem domatorką i nawet u rodziny na noc nie lubię zostawać. Pomijając powyższe, mam teraz inne priorytety i inwestycje, niż wycieczki. ;)

Sylwek średni. Byliśmy u mojej siostry, był jeszcze mój brat z dziewczyną i właśnie brat zepsuł nam atmosferę. Ale nie z powodów gastrycznych. Nikt nie zwracał, ani nie schlał się na umór. Ja klasycznie już, nie piłam nic. Także sylwek był średni u mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychotropka, jeśli faktycznie nie przepadasz za takimi potrawami, sałatkami, to pewnie moje przepisy mało co dadzą, bo składają się głównie z takich składników. No, ale nic. Zawsze możesz odwiedzać jakieś fajne blogi, które naprawdę dają szeroki wybór fajnych, lekkich posiłków.

Czemu sałata to tablica mendelejewa? Można by tak rozkładać na czynniki pierwsze każdą rzecz.

W ogóle to jak się czujesz? Przeżyłaś jakoś bez grypska?

 

lula30, pełnowartościowe posiłki są ważne i nie dam sobie wmówić, że bez nich czujesz się fantastycznie, bo wyniki może i są dobre [dostarczasz witamin z supli, albo jesz różne inne drobne rzeczy, które działają dobrze na Ciebie], ale dobry, syty obiad, zupa, która też ogrzewa żołądek i wpływa na przemianę materii, człowiek jest szczęśliwszy, zaspokojony, silny psychicznie i fizycznie.

 

Mnie od wczoraj w nocy coś wzięło. Tak mi po jelitach jeździ, jak nie wiem co, dwie bite godziny w nocy zwijałam się z bólu brzucha, na szczęście obyło się bez latania do toalety, ale miska niedaleko łóżka stoi w razie wu. Choć nie czuję, że chce mi się wymiotować. Bardziej dołem ciągnie, niż górą, ale może coś złego zjadłam wczoraj albo coś zaszkodziło. Nie mam pojęcia, czas pokaże, ogólnie średnio się czuję.

Psychicznie też rozpaczam trochę, bo ostatnio mi ciężko z ex, studiami i szkołą, także...

Moim postanowieniem noworocznym jest cieszyć się i wykorzystywać sto procent z każdego dnia! Więc nie zamierzam się nad sobą użalać, co będzie to będzie.

 

Wy jak tam? Jakieś postanowienia noworoczne porobione? Czy to dla Was zbyt oklepane?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lolina, spoko, coś tam sobie kombinuję z jedzeniem. Idzie ku lepszemu. Sałaty nie lubię i już. Nic wartościowego wg mnie nie ma. Jak sama napisałaś nad każdą rzeczą można się rozwodzić, tylko po co.

 

To niedobrze, że Cię tak złapało. Może coś z powietrza złapałaś albo faktycznie czymś się strułaś. Mnie chyba jelitówka ominęła .

Czyli jednak się rozstaliście... Przykro mi.

 

Ja postanowień nie robię. Co ma być, to będzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej!

Jak się miewacie? U mnie szaleństwo na całego ;) Tzn. może nie popadam w obłęd, ale momentami jestem bliska.

Od świąt cała rodzina mojego męża choruje, najpierw część miała grypę żołądkową (dowiedziałam się po 10 dniach, bo mi mąż nie powiedział i całe szczęście, bo miałabym kilka dni wyjętych z życiorysu! sprytnie dbał o to, byśmy się nie spotykali po prostu), potem niby zwykła grypa, ale nieustająco słyszę o "epidemii", "zarazie", "wszyscy padają po kolei", "wszyscy chorują, nikogo nie omija" - taka atmosfera strachu mnie wykończa, dosłownie. Dodatkowo ja mam dużo zajęć i pracy, byłam na szkoleniu, mam pracę w weekendy i dla mnie jakakolwiek choroba odpada, już nie wspominam o innych aspektach jak ekonomiczne. Tak więc funkcjonuję z codziennymi, duszącymi mdłościami, czasem nie wiem czy leżeć, siedzieć czy stać, nie mogę przełknąć nawet śliny, żołądek mi wywraca na każdą możliwą stronę. Codziennie boję się, że "tym razem" to już na pewno się zaczyna. Czasem pomaga mi hydroxyzyna, ale staram się brać ją w awaryjnych sytuacjach, żeby nie straciła potencjału wyciszającego. No i wiecie, kurde, życie z dnia na dzień :pirate: Wystarczy, że przeleje mi się w żołądku, zakłuje, no cokolwiek i wpadam w tryb czujności, a właściwie to w ogóle z niego nie wychodzę. Poza tym standard! "skoro tyle lat mnie omijało, to teraz na pewno mnie dopadnie!" Gdyby się dało jakoś poznać, czy te mdlości to panika i nerwy czy coś faktycznie zaczyna się dziać? Cofnęłam się we wszelkich postępach :(:hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej :) Witam wszystkich emetofobików :) Pierwszy raz w życiu zdecydowałam się napisać na forum o swojej przypadłości. Otóż tak jak Wy cierpię na chorobliwy lęk przed wymiotami. Zaczęło się to wszystko w wieku 13 lat, kiedy byłam jeszcze w gimnazjum. W tym czasie chodziłam też do szkoły muzycznej i miałam nauczycielkę od gitary, której potwornie się bałam! nawet nie sądziłam, że aż tak można bać się nauczyciela! wstawiała mi uwagi, karciła mnie, wyzywała. Generalnie antyreklama nauczyciela (sama jestem teraz nauczycielką tak apropo ;)). Bałam się powiedzieć swojej mamie o sytuacji z tą panią bo moja mama jako dyrektor mojej szkoły jeszcze wtedy była bardzo taka hmmm, wymagająca i bardziej chyba liczyła się ze zdaniem innych niż moim. Więc i tak i tak wiedziałam, że jak o tym powiem to albo mi nie uwierzy, albo po prostu będzie trzymała jej stronę. Kombinowałam jak tylko mogłam, a to udawałam, że nie słyszałam jak sąsiedzi po mnie podjechali pod dom ( bo szkoła muzyczna była 20km ode mnie), a to udawałam że źle się czuję. Pamiętam, że raz oszukałam mamę, że nie słyszałam jak po mnie przyjechali to kazała mi zadzwonić do tej pani i przeprosić i powiedzieć, że mnie dziś nie będzie. To była makabra! No ale udawanie się skończyło... W listopadzie nagle zaczęłam się źle czuć... generalnie ból żołądka, nie dałam rady jeść, zawroty głowy i taki ogólny strach, którego nie potrafiłam w żaden sposób opisać. Chodziłam z mamą do lekarza. Pani doktor stwierdziła, że to wirus, przepisała mi jakieś leki. Jednak kolejne dni nie przynosiły ulgi. Miałam też biegunki. Praktycznie NIC nie jadłam. Mama się wtedy podłamała już na serio. Potem doszło do tego, że cały czas chodziłam po domu z miską, bo wydawało mi się, że zaraz będę zwracać- mimo że nic nie zjadłam. Nawet jak do mamy przychodzili znajomi ja z tą miską nie mogłam się rozstać. (wiem chore, ale co zrobić:(). Miska od zawsze kojarzy mi się z wymiotami i zatruciami bo jak byłam mała, zawsze wymiotowałam do tej miski. Więc chodziłam z miską przy sobie dobry miesiąc. Nie chodziłam do szkoły, trzęsłam się. Wszyscy mi tłumaczyli i spokojnie i później już niespokojnie ze nic nie będzie a ja dalej swoje. Sytuacja się nie poprawiała, dalej nic nie jadłam, odwodniłam się więc zabrali mnie na kroplówkę. Poszłam do innego lekarza a ten stwierdził ze mam coś z żołądkiem. Dostałam jakieś tabletki, które zaraz po powrocie do domu miałam zażyć. Pech chciał, że byłam jednym na milion przypadkiem, którym alergie na ten lek i dostałam duszności. Więc generalnie było grane pogotowie, podanie tlenu bo mało co nie zeszłabym na tamten świat. Więc mój lęk z żołądka przeniósł się na jakiś czas na oddychanie. Zaczęłam w miarę jeść, przybierać na wadze, ale w zamian za to, co chwilę mi się zdawało że się duszę. Ileś lat po tym wydarzeniu strach przed wymiotami znów powrócił. Z oddychaniem już się uspokoiło. Nie mam problemów ani żadnego lęku. Ale za to wymioty.... Kiedy byłam w liceum zatrułam się czymś i pamiętam że wieczorem siedziałam z mamą własnie z tą miską i faktycznie zwymiotowałam. Najlepsze jest to, że jak mama do mnie mówiła chcąc mnie uspokoić, że nic napewno nie będzie to mówiłam jej że ja pamiętam jak byłam mała i brzuch mnie bolał tak samo jak teraz i własnie wtedy zwymiotowałam. I żeby mi nie wciskała kitu bo znam ten ból i wiem, że skonczy sie wymiotami. I faktycznie tak było. Niesamowite że dokładnie pamiętam ból brzucha który wyprzedzał wymioty z dzieciństwa. I do dzisiaj pamiętam! po tym jednym wymiocie w liceum niby na chwilę się uspokoiłam, ale pare dni po tym znów kompletnie nic nie jadłam, ciągle mi się zdawało że mnie mdli. Siedziałam i się trzęsłam. Schudłam w tym okresie 10 kilo! Lekarka podejrzewała anoreksje a ja po prostu bałam się jeść, żeby nie zwrócić. I tak co jakiś czas ten lęk do mnie powraca. Sprawdzam cały czas daty wszystkich produktów. Alkoholu zbyt wiele tez nie pije bo boje się wiadomo czego... 2 lata temu wypiłam za dużo i wymiotowałam ale to jakoś przezyłam bez wielkiego strachu. Może byłam za bardzo odurzona ;p ale wstyd sie przyznawac. Generalnie jak mnie mdli czuję jak robi mi się gorąco, jak przyśpiesza mi puls, zaczynam się cała telepać, płakać i chodzić po domu. Modle się żeby ta mordęga się skonczyła i wiem ze to chore ale dla mnie to na prawde straszne... Wolałabym już chyba mieć składaną rękę czy nogę... Nie umiem okreslić nawet czego dokładnie w tym się boje... Mało tego, nie boje się samych wymotów ale nawet jak mnie goni dołem, albo jak mi coś burczy czy się przelewa. Pare lat temu spotykałam się z takim chlopakiem i kiedyś uciekłam szybko ze spotkania z nim mowiąc ze jakoś nie bardzo się czuję bo bałam się ze zwymiotuję. Patrzył na mnie jak na idiotkę. Najdziwniejsze jest to, że wszyscy mówią, ze aby pokonać fobię należy stopniowo oswajać się z tym czego się boimy. Wymiotowałam już w swoim zyciu nie raz ( chociaz przyznam ze nie naleze do osób które wymiotują często) i w sumie w trakcie wymiotów nie boję się w ogóle. A jak to przechodzi to ja nadal się boje , że to zaraz znów nadejdzie. Koszmar. Więc niech nikt mi nie mówi że stawienie czoła coś pomaga. Przynajmiej nie w tej fobii wg mnie. Bo co, mam sama wywoływać wymioty jak siędobrze czuję, żeby tylko się z nimi oswoić? A jak to polubię i wpadnę w jakąś bulimię znając zycie? Nie rozumiem ludzkiego mózgu. Dla mnie to jakiś fenomen nie do ogarnięcia. Wspomnie jeszcze , że nie przeszkadza mi jak ktoś przy mnie wymiotuje. Jak moje kolezanka kiedys po imprezie wymiotowała u mnie to sprzątałam po niej. Pracuję tez w szkole i tez nie raz zdarzało się, ze dzieci wymiotowały ale naprawdę się tego nei bałam. Owszem tak po ludzku troche mnie to brzydziło ale nie do tego stopnia zeby się telepać. Teraz własnie panuje w mojej szkole wirus grypy. Od kilku dni chodze poddenerwowana, ciągle mi się zdaję, że coś siedzi w moim żołądku, i czasem może to chore ale jak jade np autobusem do pracy to sobie wyobrażam jak wymiotuję, albo sobie celowo staram się odtworzyć ten dźwięk, żeby... no własnie żeby co? żeby bardziej się bać???? ehhh. To tak po krótce. Zaraz pewnie zażyję hydroxizinkę bo to i uspokaja i przeciwwymiotne jest. A jak u Was? :)) Pozdrawiam ;*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej wszystkim!

Od dawna zastanawialam sie czy napisac, bo wlasnie nigdy w takich forach się nie udzielałam, ale @Martixx91 zmotywowalas mnie, zeby tez sie ujawnic :D

Cóż tu dużo mówic... Mam emetofobię, wszystkie wiemy czym się to objawia :) generalnie taki klasyczny przypadek, z tym ze ja uwielbiam gotowac więc az tak nie schizuję jesli chodzi o jedzenie (wmawiam sobie ze mam 'dobry zoladek' i ze wszystko co zrobilam bylo swierze :lol: )

Najbardziej boję się jesli chodzi o grype zoladkową... tylko raz w zyciu jak bylam w przedszkolu ją przeszlam, wtedy jeszcze nie majac emetofobii, ale im dluzej zyje tym bardziej sie boje, ze 'kiedys mnie dopadnie, skoro juz tyle mnie omijalo'

W sumie nie chcę się bardzo bardzo rozpisywać, chociaż chętnie bym sie wygadala jak sie czulam ostatnio w roznych sytuacjach, bo wiem ze tylko Wy mnie zrozumiecie!

Raczej nie mowie ludziom o moich lękach, ostatnio zdobylam sie na odwage i powiedzialam moim przyjaciolkom (w dosc specyficznej sytuacji, jak bylam bliska placzu ze strachu ze sie wlasnie od nich zarażę), ale zareagowaly tak pol na pol, niby 'w porzadku, kazdy sie czegos boi', ale widzialam ze byly zdziwione jak mozna az tak panikowac na mysl o takiej sytuacji.

Póki co znów się boję, bo panują te wirusy, ciagle ktos chory, nie rozstaje sie z odkazajacym zelem do rak i tak sobie egzystuję. :D

Bardzo chętnie poslucham co u Was!

@Martixx91, myslisz ze zostaniemy przyjęte do grona emetofobiczek? :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć ponownie, dawno mnie tu nie było :-). U minie padaka, cały ostatni rok depresja i to silna. Psychiatra już chciał mnie do szpitala wysłać. Ale od początku roku jakoś wziąłem się w garść. Odstawiam leki przechodzę na slabsze. Ciężko jest, ale nic gorszego od minionej depresji mnie już chyba nie spotka. I w sumie bez tych ssri mi lepiej. Tak myślałem... a niedawno moja partnerka powiedziała że już mnie nie kocha. Tak to bywa jak idzie ku lepszemu co inne się spier....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pomyluna, ja to bym Was najchętniej nie przyjmowała - nie dlatego, że Was tu nie chcę, ale dlatego, że nikomu nie życzę tego okropieństwa, jakim jest emotofobia. Dlatego z jednej strony super, że jesteście, razem zawsze raźniej, ale z drugiej - smutne czytać, że kolejne osoby też mają ten problem. :( Ale anyway - rozgośćcie się. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Dreamesse tak, ja sama byłam przerażona jak dużo osób przez to cierpi... :( ale póki co nic tego nie zmieni, więc można połączyć siły i wygadać się przyjamniej komuś, kto dokładnie zrozumie i nie wysmieje :) w sumie moze wlasnie uda się jakoś połączyc siły i właśnie coś zmienic (takie nadzieje) :D

Ja aktualnie leżę chora- jak się okazało typowe przeziębienie/grypa, przedwczoraj tylko bałam sie, bo czułam ze cos mnie rozklada, ale nie wiedzialam co to... jakos dalej nie mam w ogole apetytu, ale mysle ze to przez to ze jestem oslabiona? A u Was wszystko w porządku? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej ;* u mnie fatalny wieczór, jakoś mnie tak dziwnie boli głowa i mam straszną ale to straszną zgagę. Oczywiście od razu zażyłam ranigast i wziełam hydroxizinke bo jakżeby inaczej. Myslałam ze uda mi się to jakos przzeczekac bez hydroxiziny ale siedziałam w pokoju oglądałam tv ( starałam się oglądać) i cały czas czułam jak się cała telepie... to w końcu ją wzięłam :( ale teraz strasznie się boję, że w nocy coś będzie. staram się oddychac głęboko przez nos bo wyczytałam na tym forum jak ktoś pisał, że wtedy jest trochę lżej. Ehh życie... no i oczywiście standarowo przed oczami mam obraz jak wymiotuje, w uszach słyszę ten dźwięk, w oczach widzę ten widok... ehh istna MASAKRA... mam nadzieję, że przynajmiej u Was jest lepiej :( :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,widzę,że nie jestem sam z tym problemem...Mam to chyba od dziecka,odkąd pamiętam bałem się wymiotować,nie wiem w sumie skąd to się wzięło.

Czuje,że zatruwa mi to życie....Nie potrafię cieszyć się z życia.Czytając tutaj innych ludzi to wnioskuje,że u mnie nie jest jeszcze tak źle....Zazwyczaj gdy nie myślę o tym to mnie nie mdli itd...gdy tylko o tym pomyśle,ktoś o tym wspomni czy nie daj boże ktoś wymiotuje to domyślacie się co sie ze mną dzieje...

Niczego się tak nie boje jak wymiotowania.Możecie się śmiać ale wolę dosłownie wszystko inne przecierpieć niż odczuwać ten lęk...

Nie wiem czy ja nie mam czasem jakiś problemów z żołądkiem,chciałem iść na gastroskopie ale nie udało się przekonać mojej lekarki...teraz już nie mam odwagi się prosić innych osób.

Ostatnio miałem problemy z żołądkiem,gdzie przez tydzień odczuwałem nudności i chciało mi się wymiotować....To był koszmar,lęk przed tym był tak mocny,że myślałem,że ja mi to nie przejdzie to chce umrzeć...Prawdopodobnie był to jakieś prawdziwe problemy z żołądkiem,lecz nie wiem co to było....

 

Ostatni raz wymiotowałem kilka lat temu...mimo iż mdliło mnie miliony razy od tego czasu to za każdy razem czuje,że zaraz zwymiotuje...I wiem,że gdybym teraz zwymiotował to lęk przeszedłby mi na około tydzień-dwa bo miałem właśnie tak ostatniego razu kilka lat temu,pamiętam wtedy,że śmiałem się do siebie i mówiłem,że przecież to nie jest takie straszne,a gdy już się zwymiotuje to jest wielka ulga :)

 

Jak sobie z tym poradzić?Chciałbym spróbować zacząć jakąś psychoterapie itd...ale mieszkam na zadupiu więc wszystko pewnie będzie się wiązało z dużymi kosztami....Problem w tym,że raczej ciężko to będzie wyleczyć bo gdy o tym nie myśle to wtedy jest najlepiej,lecz gdy tylko o tym pomyśle lub pisze to czuje mdłości itd...Pisząc ten post bardzo się mecze :D

 

A wiecie to jest najlepsze :D? Że gdy dopada mnie stres,czuje że mi jest niedobrze itd-wychodzę na dwór,wsiadam do auta i jeżdżę bez celu.

Uznacie,ale przecież jadać autem po dziurach,przyspieszając hamując itd powinienem bardziej odczuwać mdłości itd...a właśnie,że nie!Bo auta są moją pasją i jeżdżąc autem sprawiam sobie wielką przyjemność i zapominam o wszystkim...Więc wiem,że powodem moich mdłości itp ma głównie podłoże psychiczne...Choć nie ukrywam,że podejrzewam również jakieś problemy żołądkowe itp gdyż czasami samo z siebie mnie mdli...

 

Jak żyć,jak sobie poradzić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja niestety albo stety, zachorowałem na refluks i wrzody. Od miesiąca wymiotuję średnio co 2 albo 3 dni. Refluks skutecznie wyleczył mnie z lęku przed mdłościami, więc polecam - taka terapia behawioralna przez konfrontację z przedmiotem lęku :D . Ja nie miałem wyboru. I stwierdzam że rzyganie to nic strasznego, sto razy gorsze jest życie w lęku przed tym. A... no i dodam że miałem emeto przez jakieś 4 lata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gcextreme to ja Cię podziwiam, że możesz w ogóle się skupić na jeździe... bo jak ja mam te lęki to nie jestem w stanie się skupić na niczym... wiem co czujesz, uwierz mi, ten lęk jest nie do opisania... co do mojego przedmówcy, hmm nie wiem czy konfrontacja z obiektem lęku jest w stanie pomóc bo zdarzało mi się wymiotować jak u każdego przeciętnego człowieka i mimo tego lęk cały czas jest taki sam, może na chwile od razu po zwymiotowaniu na chwilczkę mi odpuszcza... potem jest to samo... i kółko się nakręca. Więc to chyba do końca tak nie działa... chyba że bym musiała wymiotować dzień w dzień, ale jakoś mi to się nie uśmiecha... teraz też właśnie coś mnie zakręciło w brzuchu i już siedzę z termometrem, bo mam taki dziwny odruch, że od razu jak robi mi się jakoś źle biore termometr i jak mam powyżej 37 to już dygam, że to jakieś zatrucie... wiem, to głupie i irracjonalne, ale nie mogę przestać. to już taki mój nawyk. Bardzo chciałabym mieć kontakt z jakąś osobą na bieżąco np na facebooku czy smsowy... ale nie wiem czy mi wypada o to kogokolwiek prosić.na forum odpisujecie raz na kilka dni ( to jest zrozumiałe, każdy ma swoje życie), ale jednak chyba taki kontakt częstszy pomógłby im trochę. Ale żeby nie było, że na kimś to wymuszam. Mam nadzieje, że u Was wszystko okej ;*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Marti. Ja właśnie co 2 dzień, już mi to spowszedniało, a nie mam czasu iść do lekarza. Desentyzacja lęku działa, tylko że nikt normalnie nie rzyga co drugi dzień. To wszystko jest złożone trzeba iść do dobrego psychologa, ustalić dlaczego jest tak a nie inaczej i popracować nad sobą. Brzmi prosto, ale u mnie to w wielkich bólach trwało i trwa nadal wychodzenie z nerwicy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O matko, tyle ile ja terapii zaczynałam i nie kończyłam to głowa mała. Jak mówiłam o lęku przed wymiotowaniem to wszyscy moi 'specjaliści' byli zdziwieni, że w ogóle jest coś takiego jak emetofobia... ja nie mam już cierpliwości do lekarzy, na serio nie mam... uważam że to strata czasu tylko i wyłącznie Byłam na 3miesięcznej terapii grupowej i tam też omawialiśmy ten lęk i nawet mi jakieś pokazali 3 kroki, żeby wdrożyć w życie, i niby wszystko fajnie w teorii jak to się czytało i analizowało, gorzej jak faktycznie ten lęk nagle się pojawia... takie coś kompletnie nie działa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, zapewne jestem tu najmłodsza, bo druga gimnazjum. Emetofobię mam od pierwszej podstawówki, mam parę teorii skąd się to wzięło. Wtedy w ogóle bałam się mówić o tym, więc jako dziecię po prostu mówiłam, że boli mnie brzuch. Masa badań oczywiście nic nie wykazała. Nie pamiętam już jak ale w jakimś stopniu to opanowałam, tzn. dalej wychodziłam gdy rzygał, ale przynajmniej nie obawiałam się wychodzić z domu. Nawroty miałam na wycieczkach szkolnych itd, bo mam chorbę lokomocyjną, ale tak się truję wszystkimi aviomarinami, że nie wymiotuję w podróży. Oczywiście, nawet po aviomarinie się tego obawiam. Zakladam ze już wyrosłam z choroby lokomocyjnej i nigdy nie byla ona taka duza jak myslalam, ale boję się jeździć wiecej niz 40 minut bez leków.

Do końca podstawowki było okej. Pierwsza gimnazjum - na luzie. Złapało mnie teraz, niecaly rok temu, gdy na obozie jakas dziewczyna się zatruła i cykałam się, że się zarażę. Na tym obozie ratowałam się niewielkimi posiłkami i kroplami miętowymi (codziennie). Od tego czasu jem nie za wiele, mam straszną awersję do jedzenia w szkole. Na lekcji (też zalezy jakiej, bo niektóre kompletnie zajmują mysli i się zapomina) nie mogę wysiedzieć i wychodzę cięgle. Kiedyś (oboz) pomagały krople mietowe, teraz już nie działają i chyba uzależniły. Przez jakiś czas dawały radę tic taci, ale na lekcji to nie przejdzie.

Ten strach paraliżuje mnie głównie w szkole, ale ostatnio i na treningach a i nawet w domu (napady lękowe w nocy). Rodzice uważaja, że to niemożliwe, żebym to miala no przeciez "nie wymiotuję". Podejrzewaja za to fobię szkolna i tak dalej. W nocy nauczylam się "to" kontrolować, ale w szkole nie mogę tego wykorzystać.

Co mam zrobić? Jestem na skraju depresji, to rujnuje moje (i tak krótkie) życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej!

Śledzę to forum od jakiegoś czasu i w końcu postanowiłam napisać...

Z tym gównem zmagam się od 2013 roku. Wcześniej moje życie było super...a teraz? Odechciewa się wszystkiego :( Mam partnera, który o tym nie wie, bo wiem, że tego by nie zrozumiał. Ciężko mi się tak z tym kryć...czasami mam wrażenie, że widać, że się dziwnie zachowuję. Mam też 11-miesięcznego bobasa...oczywiście w ciąży (ale tylko na początku) cały czas bałam się,że będę wymiotować, ale to się nie stało ani razu. Na szczęście. Ale teraz strach przed tym, że mała coś złapie i się zarażę. Raz miała biegunkę i zdarzyło jej się zwymiotować to wiecie czego się najbardziej bałam? Że ja też będę wymiotować! To straszne, że w takiej chwili przede wszystkim myślałam o sobie...czuję się podle.

Są lepsze i gorsze dni. Najbardziej boję się tego, że zwymiotuję przy kimś i wywołam obrzydzenie. Nie wiem co jest przyczyną mojej choroby. Może fakt, że mając 9 lat zwymiotowałam na wycieczce szkolnej na oczach wszystkich dzieci...od tego czasu nie wymiotowałam ani razu (a mam 24 lata) nawet po wypiciu ogromnych ilości alkoholu. Z resztą zawsze alkohol mnie relaksował i zapominałam całkowicie o wymiotowaniu.

Mieszkam na wsi i nie boję się poruszać po niej. Ale problem zaczyna się gdy jedziemy do supermarketu. Wtedy czuję jak mi się co chwile żołądek kurczy i boję się strasznie...czasami mi to mija. Te lęki wracają okresowo. Wczoraj to prawie biegłam do samochodu ze sklepu, bo tak bardzo się bałam..a najgorsze jest to, ze dziś znów muszę się tam wybrać, bo kupiłam małej za małe buciki. Jednak jak biorę ją ze sobą to jakoś boję się mniej, bo bobas jakoś odwraca moją uwagę od tego cholernego rzygania ;)

Podsumowując, najbardziej boję się miejsc publicznych. Że zwymiotuję na oczach wielu ludzi. Nie wiem jak ja przetrwałam 3 lata studiów :o oczywiście każde zajęcia to były ciągłe myśli o rzyganiu, że zaraz puszczę pawia na oczach kolegów i koleżanek... Masakra. Ale dobrnęłam do końca.

We wrześniu muszę podjąć pracę...boję się strasznie. Chciałabym taką, gdzie nie będę musiała mieć bezpośredniej styczności z klientami. Praca w samotności byłaby dla mnie chyba najlepsza.

Ostatnio miałam problemy ze zgagą, więc udałam się do lekarza. Stwierdził, że to refluks (choć na szczęście nic misię nie cofa). Biorę Dexilant i czuję się ok...ale w ulotce napisane, że skutki uboczne to mdłości i wymioty...więc trochę mnie to przeraża, ale biorę nadal żeby mi się nie pogorszyło.

No, na razie to by było na tyle...

Mam nadzieję,że ktoś tu jeszcze zagląda. Pozdrawiam serdecznie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, po długiej przerwie (prawie 2,5 roku!) postanowiłam się znów odezwać. Podczytuje forum co jakiś czas, ale u mnie w sumie bez zmian. Nadal unikam miejsc publicznych, ataki paniki łapią mnie rzadziej, ale jak się pojawią to są bardzo silne. Łatwo sobie wkrecam, że o, na pewno będę zaraz wymiotować, chociaż wiem że to nieprawda. Można oszaleć. Moje życie towarzyskie kuleje, bo ciągle się boję że nadejdzie atak paniki (mdłości, telepanie, zimny pot). Nie jem w miejscach publicznych (najgorsze są zamknięte pomieszczenia czy nawet mieszkania znajomych), centra handlowe też odpadają, zazwyczaj wchodzę do góra dwóch sklepów i uciekam.

 

Caly czas przeraża mnie perspektywa posiadania dziecka, które przecież ciągle ma jakieś jelitówki. Mam wrażenie że bym go nienawidziła przez to. Obawiam się jednak, że skończy się to rozstaniem z moim długoletnim facetem. Trzydziestka się zbliża a tu zero szans na zmianę punktu widzenia.

 

Ciężkie i smutne jest życie emetofobiczki. Tyle problemów o taką bzdurę. Ale weź tu bądź mądry i wytłumacz głupiemu mózgowi, że to wszystko jakieś urojenia. :(

 

Fallen93, powiedz partnerowi. Przynajmniej on nie będzie prowokowal stresujacych cię sytuacji. Fakt, że nie jest komfortowo o tym mówić, ale akurat ktoś tak ci bliski powinien o tym wiedzieć.

A jeśli chodzi o pracę - też się bałam, ale jest dobrze. Dzięki pracy nie zdziczałam chyba. Mam problemy ze wspólnym wychodzeniem na posiłki, ale jak jem w biurze to jest ok. Postaw na pracę gdzie nie jesteś przyklejona do okienka i gdzie możesz swobodnie odchodzić od biurka. Jak będziesz czymś zajęta mniej będziesz myśleć o swoich przypadłościach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też mnie zawsze przerażała perspektywa posiadania dziecka...no i mimo tego, że już mam dziecko nadal mnie przeraża ;) najbardziej się boję jak pójdzie do przedszkola...wtedy się zacznie. Nie wiem jak przetrwam ten okres, na prawdę... małej parę razy zdarzyło się zwymiotować. Kiedyś myślałam, że nie dam rady tego posprzątać. Ale o dziwo nie miałam z tym problemu. Nawet mnie to nie brzydziło. Tylko oczywiście od razu wpadałam w panikę, że to jakiś rotawirus i ja też będę wymiotować. Straszne jest życie w takim strachu. Wszelkie ulewania też mnie nie brzydziły. Aż dziwne!

 

Nie wiem jak mam o tym powiedzieć partnerowi :( bardzo go kocham i nie chcę żeby myślał, że jestem wariatką. Już parę razy myślałam, ze mu powiem, ale w ostatniej chwili odpuszczałam. Ludzie tego na prawdę nie rozumieją. Wiem, że powinien o tym wiedzieć...ale nie potrafię :( on często po wypiciu alkoholu wymiotuje. Czasami nawet nie wypije specjalnie dużo i już pół dnia rzyga...zawsze go wtedy opieprzam pod pretekstem, że potrzebuję pomocy przy dziecku a on zdycha (choć bardziej wkurza mnie to, że muszę słychać tych wstrętnych odgłosów). No i teraz pozwala sobie tylko jak ja jadę do rodziców;)

 

No właśnie praca w okienkach czy na kasie odpada. Nie wyobrażam sobie nie móc wyjść kiedy akurat będę musiała. Bo właśnie często jak wyjdę gdzieś i pobędę chwilę sama to robi mi się chwilowo lepiej.

 

A ostatnio ciągle mnie pobolewa w różnych częściach brzucha...ale najczęsciej po prawej stronie. Jakby wyrostek...ale wg Internetów to raczej nie to. Jednak dla pewności wybiorę się do lekarza na dniach. Najbardziej się boję, że okaże się, że to wyrostek i trzeba operować. Ale wiecie co? Nie boję się samej operacji. Boję się, że będę rzygać po narkozie :/ czuję się taka żałosna !!!

 

inca89, a ty kiedy ostatnio wymiotowałaś? Ja mimo wszystko wmawiam sobie, że mi się to nigdy nie przytrafi, a jednocześnie się boję. Nie wiem...może boję się dlatego, że tak długo tego nie robiłam i już zapomniałam nawet jak to jest?? Ostatnio jakoś dwa lata temu było mi strasznie niedobrze, już czułam, że będzie paw...ale tak jakby mi się tylko troszkę...hmm...cofnęło? W każdym razie wymiotami tego nazwać nie można. Poza tym mam wrażenie, że jestem odporna na jakieś jelitówki itp. Mój partner w sierpniu zeszłego roku miał straszną jelitówkę. Leciał na dwie strony. A ja zamiast go wspierać to uciekłam do rodziców mówiąc, że nie chcę żeby dziecko się zaraziło...a tak na prawdę chciałam uciec przed zarażeniem. Ale i tak panika, bo dzień wcześniej mieliśmy bardzo bliskie kontakty cielesne :D i byłam pewna, że się zarażę. Ale nic! A wszystkich u niego w domu pozamiatało.

 

Zastanawiam się czy to może mieć jakiś związek z tym, że w maju 2013 ugryzł mnie kleszcz. Nie było rumienia wędrującego ani żadnych innych objawów. Więc się tym nie przejmowałam. Olałam sprawę i żyłam radośnie dalej (kiedyś nie szło mnie wołami zaciągnąc do lekarza, a teraz latam z byle pierdołą). Ale jakieś dwa miesiące pózniej szłam sobie z koleżanką przez miasto, miałam wrażenie, że zwymiotuję, zrobiło mi się trochę słabo...no i od tego momentu zaczął się ten cholerny lęk. Robiłam test na boreliozę i niby wynik negatywny...ale wiem, że prawie żaden test nie daje 100% pewności. Więc tak na prawdę nie wiem czy to przypadek , ze nagle zaczęły sie moje lęki czy jednak jestem chora...

 

Ehh, zwariować można od tego wszystkiego. Robię się monotematyczna. Ciągle rozmyślam o chorobach, wymiotach itp. Mam tego serdecznie dość. Czasami chce mi się umrzeć...co to za życie??? Zaczyna mnie to dobijać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej, witam wszystkich po dłuuugiej przerwie (ponad 4 lata) :) nerwica w dalszym ciągu oswojona, ataki zdarzają mi się... hm... raz na kwartał? nauczyłam się je opanowywać, więc już nie paraliżują mi życia :) poniekąd podporządkowałam swoje życie nerwicy - mam pewne zasady żywieniowe, których nie łamię typu, że po otwarciu czegoś jem to tylko dwa dni, potem wyrzucam bez względu na to czy stoi w lodówce, ładnie pachnie, etc ;) ale w dużej mierze mam już opanowane wiele spraw - wychodzę z domu, a kiedyś to był problem, jadam na mieście, poruszam się komunikacją, chodzę sama na zakupy, siadam na środku sali w kinie itd, tak więc cieszę się z odbytej terapii, bo serio mi pomogla.

 

a jak wy żyjecie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×