Skocz do zawartości
Nerwica.com

"Lubieżne" nużanie się w lękach


Zmorek

Rekomendowane odpowiedzi

Czy nie macie wrażenia, że z opowiadania o lękach, utrapieniach i kolejnych objawach, czerpiecie jakąś dziwną, perwersyjną przyjemność? Nie chciałbym, by zabrzmiało to jak zarzut, nie o to mi chodzi. Pomysł tego tematu narodził się z moich własnych odczuć. Miałem dzisiaj jakieś nowe zjawisko w moim ciele, nie mogłem zaczerpnąć powietrza, wszystko we mnie drżało, cały się trząsłem, dusiłem się, myślałem, że umrę publicznie na atak ze strony samego siebie... A potem przeszło. I przyszedł rodzaj jakiegoś takiego podekscytowania, chorej fascynacji, pewnej przyjemności w tej swojej niedoli. Tak jakbym nagle miał jakieś nowe zajęcie. Może to wynika z mocno okrojonej dynamiki mojego życia, może jakieś nowe wrażenie, nawet lękowe, odbieram jak nowy sport, czy hobby. Sam nie wiem. Czuję się tak, jakbym chciał się pochwalić nową formą lęku, nie tylko tutaj na forum.

Czytając posty tutejsze, bardzo często mam wrażenie, że z niektórych (i to też nie jest zarzut) dosłownie zieje pasją, jakby nie było to łączenie się w bólu, a licytacja na siłę i zróżnicowanie objawów. I nie wiem już, co myśleć.

Kopnie mnie ktoś, bo się mylę zupełnie, czy jednak też coś takiego zauważyliście?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kopnie mnie ktoś, bo się mylę zupełnie, czy jednak też coś takiego zauważyliście?

Pamiętam coś takiego. Pamiętam także jak mi raz terapeuta dowalił: "Pan nie chce wyzdrowieć, lepiej jest panu chorować. Pan potrzebuje swoich lęków, bez nich byłby tylko chaos. Lęki są pana sposobem na życie, na ucieczkę." - jakoś tak :roll:

 

To mi dał do myślenia wtedy. Cały czas wmawiałem sobie, że lęki mi we wszystkim przeszkadzają, że są moją zmorą i nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że one mi pomagają. Wydaje mi się, że dzięki nim odczuwałem pewną satysfakcję :roll:

Na szczęście moje spojrzenie na lęk i na siebie diametralnie się zmieniło.

 

Pozdrawiam 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy nie macie wrażenia, że z opowiadania o lękach, utrapieniach i kolejnych objawach, czerpiecie jakąś dziwną, perwersyjną przyjemność? Nie chciałbym, by zabrzmiało to jak zarzut, nie o to mi chodzi. Pomysł tego tematu narodził się z moich własnych odczuć. Miałem dzisiaj jakieś nowe zjawisko w moim ciele, nie mogłem zaczerpnąć powietrza, wszystko we mnie drżało, cały się trząsłem, dusiłem się, myślałem, że umrę publicznie na atak ze strony samego siebie... A potem przeszło. I przyszedł rodzaj jakiegoś takiego podekscytowania, chorej fascynacji, pewnej przyjemności w tej swojej niedoli. Tak jakbym nagle miał jakieś nowe zajęcie. Może to wynika z mocno okrojonej dynamiki mojego życia, może jakieś nowe wrażenie, nawet lękowe, odbieram jak nowy sport, czy hobby. Sam nie wiem. Czuję się tak, jakbym chciał się pochwalić nową formą lęku, nie tylko tutaj na forum.

Czytając posty tutejsze, bardzo często mam wrażenie, że z niektórych (i to też nie jest zarzut) dosłownie zieje pasją, jakby nie było to łączenie się w bólu, a licytacja na siłę i zróżnicowanie objawów. I nie wiem już, co myśleć.

Kopnie mnie ktoś, bo się mylę zupełnie, czy jednak też coś takiego zauważyliście?

 

Mi to wczoraj uświadomiła psychoterapeutka. Zaczęłam brać jakiś czas temu leki (Cital) i lęki w zasadzie zupełnie ustały, aż tu nagle załamka - słabo, dół, zwolnienie lekarskie. A ona mi na to: "Pani się boi nowej sytuacji, życia bez lęku... bo co wtedy?" A ja jej na to: " przerażenie i pustka". To dziwne, ale od 7 lat zmagam sięz lękami i teraz, gdy zaczynają odchodzić, boję się, jak to będzie... Jak to jest żyć bez lęku, czy wtedy trzeba być bardziej "normalnym", spełniać więcej wymagań, a może te lęki to jakieś takie "usprawiedliwienie" dla nas, że czegoś tam już nie dajemy rady?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie, to raczej mi się coś takiego nie przydażało. Jak piszę to raczej po to by sobie ulżyć.

 

Farciarz;)

 

Cały czas wmawiałem sobie, że lęki mi we wszystkim przeszkadzają, że są moją zmorą i nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że one mi pomagają. Wydaje mi się, że dzięki nim odczuwałem pewną satysfakcję :roll:

Na szczęście moje spojrzenie na lęk i na siebie diametralnie się zmieniło.

Tzn. że teraz uznajesz, że lęki Ci pomagają?

 

Jak to jest żyć bez lęku, czy wtedy trzeba być bardziej "normalnym", spełniać więcej wymagań, a może te lęki to jakieś takie "usprawiedliwienie" dla nas, że czegoś tam już nie dajemy rady?

Otóż to! Być może lęki to taki "sprytny" sposób wycofania się z życia, nad którym w pewnym momencie przestajemy panować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie zaczęłam głębiej nad tym myśleć i doszłam do wniosku, że w moim przypadku lęki są pewnego rodzaju "ochroną". Mam tak wysokie wymagania wobec siebie i chcę spełnić oczekiwania inncyh: społeczeństwa (dostosować się do norm i zwyczajów), bliskich (zadowolić w końcu Ojca), że tylko LĘKI mogą być wytłumaczeniem, dlaczego nei daję rady. Inaczej musiałabym stanąć twarzą w twarz z sytuacją, która mnie chyba przerasta: nie będę nigdy tak dobra, żeby Ojciec był zadowolony i wszyscy inni. Powinnam żyć dla siebie - a nie potrafię. Więc lęki to taki bezpieczny kokon, mimo tego, że są okropne i robię wszystko, żeby się ich pozbyć. CHodzę na bardzo kosztowną psychoterapię, biorę leki, ćwiczę jogę, czytam mądre książki. I tak się boję: bo jak ma wyglądać życie bez lęku? Ja nie wiem, całe moje dorosłe życie to LĘK.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cytuj:

Cały czas wmawiałem sobie, że lęki mi we wszystkim przeszkadzają, że są moją zmorą i nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że one mi pomagają. Wydaje mi się, że dzięki nim odczuwałem pewną satysfakcję :roll:

Na szczęście moje spojrzenie na lęk i na siebie diametralnie się zmieniło.

 

Tzn. że teraz uznajesz, że lęki Ci pomagają?

Wiesz, nie pamiętam kiedy ostatnio czułem lęk lub kiedy miałem jakiś atak, ale jeśli czuję się dziwnie (zaniepokojony) to od razu wiem, że reaguje tak na daną sytuację, albo teraźniejszą, albo przyszłą. A i z przeszłością mam problemy, bo nie mogę się od niej uwolnić, ale jakoś powoli daje radę :D

 

Pozdrawiam 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Mi sie wydaje,że cos w tym jest, bo jak ustabilizowało mi się życie tzn. mój mąż wrocił po 2 tygodniach znowu wróciły mi straszne stany lękowe w jednej postaci, że umrę, że jestem chora, bo ciągle sie duszę, mam ciężka i bolącą głowę, nie mogę normalnie oddychać skupiać sie na niczym inym tylko na sobie :cry: odczuwam ciągły strach nie wiadomo przed czym... ciągle odzczuwam dyskomfort że zemdleje że nie jestem w swoim ciele..

A BYŁO JUZ LEPIEJ

dlaczego nie umiem wrócić do optymizmu i pozytywnego myślenie... nie mogę skupić sie na niczym co przyjemne bo staram sie na tym skupić to wszystko co złe powraca ze zdwojona siłą... nawet jak wszyscy się śmieja to ja nie umiem... chyba wariuję :cry::cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No coś w tym jest, że głupio tak nagle stać się nagle normalnym. Ja mam wrażenie, że ciągle balansuje na granicy normalności i nienormalności, tylko nie wiem, które sobie bardziej wmawiam.

Moja terapeutka twierdzi, że mam lęki spowodowane strachem przed utratą kontroli, heh.

Ale niestety, nie odczuwam z ich powodu perwersyjnej przyjemności, a szkoda :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To może ktoś, kto pozbył się lęków powie, jak to jest? Żyć bez lęków i być normalnym? Jak się tego nauczyć? A może to kwestia zaufania do siebie? Jeśli będziemy mieć wysokie poczucie włąsnej wartości i zaufanie, że sami dla siebie potrafimy być opiekunem, to lęki miną?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdecydowanie, wiara w siebie i szacunek do samego siebie to podstawa wyzdrowienia.

Terapeutka mi powiedziała, że jeśli będę swoim dzieckiem się zajmować tak, jak się zajmuję sobą, to będę bardzo kiepską matką. I ciągle mi powtarza, że muszę się sobą opiekować. Tylko nie wiem, jak to się robi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Karen, Wydaje mi się, że to tak działa, bo mi wkółko moja terapeutka powtarza zaakceptuj i pokochaj siebie taka jaka jestes z wszystkimi zaletami i wadami....tylko,że ja nie umiem tego zrobić nie znalazłam jeszcze takiej metody która by mi w tym pomogła :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jeśli czuję się dziwnie (zaniepokojony) to od razu wiem, że reaguje tak na daną sytuację, albo teraźniejszą, albo przyszłą.

I to jest pewnie normalna reakcja. Strach jest czymś normalnym, a my najmniejszy lęk uznajemy za chorobę, grzebiemy się w nim i niemalże rozkoszujemy. Wyścig urojeń! Miałem niedawno sytuację stresową i potem opowiadałem mamie, co czułem, żeby mnie zrozumiała. Na co ona, że czuła dokładnie to samo i wcale nie uważa, że jest chora.

 

chyba wariuję

Jak my wszyscy...;)

 

Zdecydowanie, wiara w siebie i szacunek do samego siebie to podstawa wyzdrowienia.

To już chyba samo wyzdrowienie, tylko jak do tego doprowadzić.

 

moja terapeutka powtarza zaakceptuj i pokochaj siebie taka jaka jestes

Komunały. Niech powie, jak to zrobić.

 

Łomatko, nurzanie przez "ż" napisałem. I to w temacie... :oops:

Jak się cytuje, żeby było wiadomo kogo? " napisał:"? Hilfe...:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Łomatko, nurzanie przez "ż" napisałem. I to w temacie... :oops:

Jak się cytuje, żeby było wiadomo kogo? " napisał:"? Hilfe...:)

 

spoko, nie martw się :) jestem polonistką i mi to nie przeszkadza, myślę, że innym też nie, bo nie po to tu jesteśmy, żeby patrzeć na swoje błędy. i tak za dużo ich na co dzień w sobie widzimy :) pozdroofka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To może ktoś, kto pozbył się lęków powie, jak to jest? Żyć bez lęków i być normalnym? Jak się tego nauczyć? A może to kwestia zaufania do siebie? Jeśli będziemy mieć wysokie poczucie włąsnej wartości i zaufanie, że sami dla siebie potrafimy być opiekunem, to lęki miną?

Pozbycie się lęków oznacza zmianę. Zmianę siebie. Ja uległem częściowej zmianie, choć nawet tego nie planowałem. I jestem happy z tego powodu :D

 

Jak się cytuje, żeby było wiadomo kogo? " napisał:"? Hilfe...:)
Piszesz \quote="nick_osoby"\ w pierwszym quote. Oczywiście zamiast \ ma być [ ].

 

Pozdrawiam 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja rzadko zakładam swoje tematy na tym forum, ale myślałem kiedyś żeby taki właśnie założyc, ale stwierdziłe, że to głupie i, że mnie wszyscy wyśmieją, że jestem nie dość, że dziwak to jeeszcze dziwak nerwicowiec :) Otóz tez tak miewam, że jak mam okresy bez lęku jak np. teraz to w jakiś sposób za nimi tęsknie, choć w okresie kiedy mam nasilone lęki chce się ich jak najszybciej pozbyć, ale to tylko efekty mojego chorego myślenia tak sobie to tłumacze. Ja wogóle za dużo myślę o życiu, i dlatego mam swoje jazdy. Jak jestem gdzieś daleko od domu i czuję się dobrze to wkręcam se lęki bo czegoś mi brak, wiem , że to chore, ale wszyscy tu troche chorzy w sensie zaburzeni jestesmy :) ale tak nawiązujac do głównego tematu, owszem mam takie jazdy, ale nie dziwię się bo ogólnie to jestem porabany! Myśle, że jak ludzie mówią, ze teraz tyle tych chorób psychicznych, to wszystko przez ten nowoczesny styl życia, ja uważam, że zawsze były, tylko nie było mediów takich np. jak to forum i ludzie ie potrafili się jdnoczyć w swych cierpieniach, teraz dopiero widać ilu nas jest :) czy raczej :( Pozdrawiam świrusy, dobry temat jak dla mnie :)

 

[*EDIT*]

 

A jeszcze dodam, że teraz od jakiegoś czasu czuję sie silny, poprostu zacząlem to wszystko olewać i jestem w szoku jak podchodzę do różnych sytuacji. Ogólnie jestem chorowicie ambitny, a ostatnio obniżyłem swj poziom ambicji - mówiąc obrazowo, i to pomogło mi w znacznym stopniu uwolnić się od leków, od ataków, poza tym rzuciła mnie dziewczyna i musialem szybko odnaleźć się w nowej sytuacji, na początku nie było to łatwe, teraz nabrałem pewnosci siebie, hoć nie ukrywam, że miały na to wpływ inne czynniki takie jak odnoszone ostatnio sukcesy, które mnie podbudowały. Miałem jednak wiele traumatycznych przeżyć i odniosłem wiele porażek, jak to w życiu bywa. Idzie wiosna, zawsze się jej bałem, bo to taki okres przelomu, a mnie jest z tym teraz dobrze, więc się cieszę bardzo ze swojego samopoczucia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

spoko, nie martw się :) jestem polonistką i mi to nie przeszkadza, myślę, że innym też nie, bo nie po to tu jesteśmy, żeby patrzeć na swoje błędy. i tak za dużo ich na co dzień w sobie widzimy :) pozdroofka

 

Dziękuję Ci, święta jesteś :smile:

 

Idzie wiosna, zawsze się jej bałem, bo to taki okres przelomu

Właśnie. I wypadałoby być radosnym, mieć ochotę posiedzieć w jakimś barowym ogródku. Zima mi bardziej pasuje, bo mnie nie widać na ulicy.

 

Póki co, łudzę się, że nerwica rządzi, bo niewystarczająco chcę się jej pozbyć, w jakiś sposób mi z nią wygodnie, mogę czcić moje lenistwo, zawsze mam wymówkę, żeby się wykręcić ze stresowej sytuacji. Z drugiej strony utrudnia najprostsze czynności, których po prostu nie da się unikać. Dzisiaj na mieście powtarzałem sobie autorską afirmację: "p.ierzpyć to, p.ieprzyć to...". Pomaga:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałem dzisiaj jakieś nowe zjawisko w moim ciele, nie mogłem zaczerpnąć powietrza, wszystko we mnie drżało, cały się trząsłem, dusiłem się, myślałem, że umrę publicznie na atak ze strony samego siebie... A potem przeszło. I przyszedł rodzaj jakiegoś takiego podekscytowania, chorej fascynacji, pewnej przyjemności w tej swojej niedoli.
Wydaje mi się, że to powinno wyjaśnić kwestię "przyjemności" ukrytej pod lękiem:

5przeszkod.jpg

Powyższy obrazek należy sobie wyobrazić jako tunel. Emocje są pierwszą warstwą, lęk drugą.

 

Krótkie wyjaśnienie:

Większość czasu spędzamy w nieświadomości, zatopieni w myśleniu, skupieni na sytuacjach, na naszych oczekiwaniach, a główną motywacją jest dążenie do przyjemności i unikanie bólu. Robimy wszystko, aby czuć się lepiej niż się właśnie czujemy oraz aby zmienić, poprawić, ulepszyć naszą obecną sytuacje. Poruszamy się jakby w kanale, który otoczony jest warstwą utworzoną przez stłumione emocje, a oddzielającą nas od tego granicę tworzy 5P. Odbijamy się od tych granic jak piłeczka pingpongowa, w miarę jak rośnie warstwa stłumionych emocji, nasz kanał zawęża się i żyjemy w coraz to bardziej ograniczonej przestrzeni wewnętrznej, a także zewnętrznej. Można powiedzieć, że starzenie się to ciągłe zawężanie się naszych wewnętrznych i zewnętrznych granic strefy komfortu. (Integracja oddechem - Dorota Kołodziej)

Więcej tutaj: http://www.inteo.pl/content/view/28/15/

 

Podsumowując:

Nie możemy zaakceptować ani swych reakcji, ani sytuacji, dopóki nie odkryjemy lęku utajonego pod reakcją na sytuację. To taka ulga, gdy stwierdzimy, że nie musimy akceptować swego gniewu. Akceptacja oznacza danie sobie przyzwolenia na każde uczucie. Oddychaj w nie, a oddech rozwinie świadomość tego uczucia. Poszerzona świadomość pozwoli nam wykroczyć poza uwarunkowane reakcje, a inaczej mówiąc, wtórne emocje, i dotrzeć do jedynej prawdziwej emocji pod spodem – do naszego lęku. Następnie pozwólmy sobie być wystraszeni. Jest to o wiele łatwiejsze, ponieważ wszyscy nasi bliźni czują lęk. Przebywając z uczuciem lęku i pozwalając sobie go czuć, dojdziemy do tego, co się naprawdę za tym wszystkim kryje – do e k s t a z y. (Collin P. Sisson - "Wewnętrzne przebudzenie")

 

Pozdrawiam 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akceptacja oznacza danie sobie przyzwolenia na każde uczucie.

O właśnie! Również na strach przed przyszłością, osiągnięciem celów. Wszyscy go czują, ale się w nim tak nie grzebią jak my.

 

To taka ulga, gdy stwierdzimy, że nie musimy akceptować swego gniewu.

Dlaczego nie akceptować gniewu? Każde uczucie, to każde. Mój terapeuta każe mi właśnie okazywać i wyrażać gniew, nawet publicznie, mam chodzić rozjuszony, jeśli mam akurat na to ochotę. I to w pewien sposób działa, nabieram świadomości, że nie istnieje zagrożenie, że mam władzę nad ciałem i umiejętność okazania niezadowolenia, obrony przed ew. nieprzyjemną sytuacją, jakąkolwiek. Gniew daje siłę i inną perspektywę. Wyrażony daje ulgę. Tak samo jak nienawiść, ukrywana - żadna frajda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To taka ulga, gdy stwierdzimy, że nie musimy akceptować swego gniewu.

Tu chodzi o co innego. Każde słowo: muszę, powinienem, ale to OPÓR. Jeśli mówimy o akceptacji uczuć np. gniewu, to nie chodzi o to, że musisz go zaakceptować ! Bo jeśli zrobisz to pod wpływem słowa musisz, to będzie to nie akceptacja, tylko stłumienie.

Właśnie w takim kontekście jest napisane powyższe zdanie.

 

Pozdrawiam 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×