Skocz do zawartości
Nerwica.com

Niewyleczona depresja


wyimaginowana

Rekomendowane odpowiedzi

Dziękuję Ci za to, że tak dokładnie opisałaś całą sytuację. Postaram się zwrócić Ci uwagę na kilka rzeczy. Przeanalizuję to co napisałaś krok po kroku, tak jak byśmy rozmawiali. Jeśli jesteś tą sytuacją zmęczona, to pomiń to wszystko - nawet nie czytaj - i postaraj się wrócić do tego wtedy, kiedy będziesz miała wystarczająco dużo siły.

Wczorajszy dzień był dla mnie dosyć ważny. Czułam, że pokonuję niewidzialną barierę. Bo chciałam zadbać o swoje samopoczucie.

Skończyłaś 20 (?) lat. To naturalne, że ten dzień był dla Ciebie ważny. Chciałaś spędzić go z matką i zaczęłaś realizować swoje pragnienie: bardzo dobrze.

 

Poszłam spać pozytywnie nastrojona, ale po nocy, kiedy pogrożyłam się jedynie w półśnie, byłam zmielona jak świeża kawa.

Przypadek losowy - nie jesteś winna temu, że miałaś nieudaną noc.

 

Byłam spięta i się spieszyłam. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, zaczęłam głęboko oddychać, zwolniłam i włączyłam miłą dla ucha muzykę. I już było dobrze. Jak dla mnie wystarczająco.

Świetna, wzorowa reakacja. Dokładnie to bym Ci poradził w takiej sytuacji: zwolnienie, głęboki spokojny oddech, miła muzyka.

 

Ubrałam się i zahaczyłam jeszcze o bankomat. Od ponad pół roku wspieram green peace poprzez comiesięczną dotację. Jest to kwestia 35zł. I akurat tego dnia mi te pieniądze pobrali.

Przypadek losowy. Świetnie, że wspierasz Green Peace.

 

Wróciłam się więc do domu i poprosiłam wujka, żeby pożyczył mi chociaż te 20zł.

Rozsądna decyzja.

 

Usłyszłam tylko: "Nie mam pieniędzy! Do pracy idź!"

Zrobiło Ci się przykro... To naturalne. Liczyłaś na pomoc, a tej pomocy Ci odmówiono i w konsekwencji nie mogłaś zrealizować swojego pragnienia (pojechać do matki). Ale zobaczmy jak na to reagujesz...

 

Rozryczałam się, bo cały mój plan legł w gruzach.

Rozumiem taką reakcję - świadczy o wrażliwości.

 

Czułam się jak nikt

I tutaj zaczyna się problem. Dlaczego tak się czułaś? Dlaczego to wydarzenie - mieszanka nieszczęśliwego wypadku i dosyć nieczułe zachowanie Twojego wuja - spowodowało, że poczułaś się jak nikt? Dlaczego zaczęłaś się obwiniać za całą sytuację?

 

Wiedziałam, że on mógł pożyczyć mi te pieniądze. To nie jest majątek.

Owszem, mógł pożyczyć Ci te pieniądze - tak jak pisałem, zachował się nieczule. Ale dlaczego Ty zaczęłaś winić za to SIEBIE? Zwróć uwagę: ten przypadek losowy wpłynął na to jak postrzegasz samą siebie.

 

Nie byłam warta nawet dwóch głupich dych, które zastąpiłyby mi największą albo najskromniejszą imprezę ze znajomymi, samotne upicie się czy cokolwiek innego, a podarowałyby najcenniejszy prezent, który chciałabym dostać tego dnia.

Dlaczego "nie byłaś warta"? Twój wuj może miał zły dzień, może jest złym człowiekiem, może ma o coś do Ciebie pretensje, może chciał być bardzo "wychowawczy". Niezależnie od tego, co nim kierowało - Ty nie byłaś temu winna.

 

Pogrążyłam się w nieustającym płaczu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ok 14,00 zadzwonił mój ojciec cały w skowronkach. Składał mi życzenia, a ja skupiałam się na tym, żeby szloch niechcący nie wymsknąl mi się do słuchawki. Odpowiadalam półsłówkami załamującym się głosem. Kiedy stwierdził, że chyba się nie wyspałam - szybko odpowiedziałam: "Nie, tato. Przeziębiłam się, wiesz?" -"Nie ubierasz się?" -"Po prostu wymarzłam."

Nie musiałaś mówić swojemu ojcu co tak naprawdę się dzieje. Miałaś prawo zachować to dla siebie. Mam nadzieję, że nie winisz się za te niewinne kłamstwo?

 

Co jest nieosiągalne? Nie wiem. Nie chcę chyba trafić do szpitala. Za niedługo wizyta u terapeutki. Spróbuję powiedzieć jej, co działo się wczoraj. Kiedy dzwoniła do mnie (wczoraj), żeby odwołać wizyte u psychiatry, to powiedziała, że poszukamy innego.

Mam nadzieję, że uda Ci się spokojnie porozmawiać z terapeutką. Właśnie zaczynasz wizytę (kiedy piszę te słowa jest 19.01). Jeśli Ci się nie uda, pomyślimy nad jakimś innym sposobem poinformowania o wszystkim terapeutki. Wiem, że się powtarzam, ale muszę napisać to jeszcze raz: szczerość w Twojej relacji z terapeutą jest kluczowa, to ona może przesądzić o sukcesie terapii.

 

Szpital to ostateczność. Nie wiem, czy psychiatra będzie Ci proponował pobyt w szpitalu. Prawie na pewno przepisze Ci leki. Mam nadzieję, że one ustabilizują Twój nastrój, sprawią że nie będziesz już więcej przeżywała tego co wczoraj.

 

Nie chciałam Cię wystraszyć. Chciałam tylko jednego. Przepraszam.

Nie masz mnie za co przepraszać, bo niczego złego mi nie zrobiłaś. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czeeeść...

Skończyłaś 20 (?) lat.

19.

 

Naprawdę uważasz, że czuję się winna za nieprzespaną noc, reakcję wujka? Nie potrafię tego określić. Czułam się tak jak pisałam. Jak nikt. Dlaczego? No pewnie dlatego, że w jego oczach nie zasługiwałam na pomoc. Jeszcze potrafiłabym to przyjąć, gdybym prosiła o pieniądze na jakiś nowy ciuch czy kosmetyk, ale tu...

 

Twój wuj może miał zły dzień, może jest złym człowiekiem, może ma o coś do Ciebie pretensje, może chciał być bardzo "wychowawczy".

Cokolwiek by to było - zauważyłam pozytyw. Albo posłużyłam mu do rozładowania napięcia, albo do sadystycznego poczucia satysfakcji w efekcie mojego cierpienia, albo w końcu do wyższości, której nigdy nie miał komu pokazać, bo nawet żonie nie podskoczy. Czyżby chciał się w ten sposób stać autorytetem? Może chciałby mieć posłuch? Urażona męska duma. Bez komentarza.

 

Nie musiałaś mówić swojemu ojcu co tak naprawdę się dzieje. Miałaś prawo zachować to dla siebie. Mam nadzieję, że nie winisz się za te niewinne kłamstwo?

Nie nie winię się. Wręcz przeciwnie - cieszę, że prawda nie wyszła na jaw.

 

 

Mam nadzieję, że uda Ci się spokojnie porozmawiać z terapeutką.

Niestety znów nie znalazłam na tyle odwagi, żeby powiedzieć jej o tej drugiej próbie. Powiedziałam natomiast o wczorajszym dniu. Przyznała, że rzeczywiście nie należał do udanych, że wujek zbyt dosłownie traktuje moją dorosłość. Następną wizytę mam w poniedziałek o 18,00. Wizytę u psychiatry w piątek - nie pamiętam. Chyba 17,00.

 

Teraz czuję się dobrze. Stabilnie. Jakby wczoraj nie było. X mi pomógł. Od rana był w domu ze swoją dziewczyną. Robili obiad i było wesoło. Wyobraź sobie faceta, co nie odróżnia rondelka od patelki, krojącego paprykę do sosu ;)

 

A Ty? Jak się czujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę uważasz, że czuję się winna za nieprzespaną noc, reakcję wujka? Nie potrafię tego określić. Czułam się tak jak pisałam. Jak nikt. Dlaczego? No pewnie dlatego, że w jego oczach nie zasługiwałam na pomoc. Jeszcze potrafiłabym to przyjąć, gdybym prosiła o pieniądze na jakiś nowy ciuch czy kosmetyk, ale tu...

Nie wiem, czy to jest kwestia poczucia winy, natomiast ta sytuacja w sposób skrajny wykrzywiła wtedy (wczoraj) Twoje postrzeganie samej siebie. Tak jak już pisałem - Twoja wartościowość, charakter, osobowość, wady, zalety to coś raczej stabilnego (osobowość się zmienia, ale nie z dnia na dzień przy braku traumatycznych przeżyć). Natomiast to jak Ty sama patrzysz na siebie jest bardzo mocno uzależnione od chwili, danego nastroju. Nie sądzisz, że to co myślisz o sobie, o świecie, o życiu, o innych ludziach w takich dniach jak ten wczorajszy jest warunkowane przez depresje? A skoro jest warunkowane przez depresje, to nie powinno się w oparciu o to podejmować decyzji? I trzeba zrobić wszystko, żeby przetrwać ten czas i nie zrobić czegoś, czego nie dałoby się odwrócić?

 

Czułam się tak jak pisałam. Jak nikt. Dlaczego? No pewnie dlatego, że w jego oczach nie zasługiwałam na pomoc.

Zwróć uwagę na pewną rzecz: czułaś się jak nikt, bo w oczach Twojego wuja nie zasługiwałaś na pomoc. Czyli, możnaby zastosować skrót: myslałaś wtedy, że dla Twojego wuja jesteś nikim, więc sama czułaś się nikt. Zgodzisz się?

Musisz mieć świadomość, że w relacjach z innymi ludźmi usłyszysz na swój temat różne rzeczy: pozytywne i negatywne; niekiedy skrajnie sprzeczne. Jeśli będziesz więc sugerowała się tym, co mówią o Tobie inni i jak Cię traktują, to będziesz skazana na wieczne huśtawki: od euforii do depresji.

 

Niestety znów nie znalazłam na tyle odwagi, żeby powiedzieć jej o tej drugiej próbie. Powiedziałam natomiast o wczorajszym dniu. Przyznała, że rzeczywiście nie należał do udanych, że wujek zbyt dosłownie traktuje moją dorosłość.

Dobrze, że odważyłaś się jej powiedzieć o wczorajszym dniu. Powiedziałaś jej o wszystkim? O wszystkich swoich uczuciach i wszystkich pragnieniach z jakimi wczoraj walczyłaś?

 

Następną wizytę mam w poniedziałek o 18,00. Wizytę u psychiatry w piątek - nie pamiętam. Chyba 17,00.

Myślisz, że jesteś w stanie dotrwać do piątku (rozumiem, że przyszłego) w takim stanie jak dzisiaj, czyli w stanie pozytywnej stabilizacji?

Wiem, że czujesz się teraz lepiej i może wolałabyś nie myśleć o przykrych sprawach, ale myślę, że nad jedną rzeczą powinnaś się zastanowić. Co zrobisz, jeśli ten okropny, przygnębiający nastrój zacznie wracać? Jeśli znowu będziesz miała tak ogromne pragnienie śmierci? Chodzi mi o to, żebyś spróbowała opracować sobie taki plan reakcji awaryjnej i zastanowiła się, gdzie w taki sytuacjach możesz szukać pomocy, gdzie dzwonić, gdzie jechać. Może dobrze jest się w ten sposób zabezpieczyć właśnie wtedy, kiedy czujesz się dobrze? W razie kryzysu nie będziesz musiała się już nad tym zastanawiać, tylko zrealizujesz to, co wcześniej zaplanowałaś.

 

A Ty? Jak się czujesz?

Dziękuję - dobrze. Jestem dosyć niezależny od wpływu czynników zewnętrznych na mój nastrój, więc jest on raczej stabilny. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzień dobry :)

Nie sądzisz, że to co myślisz o sobie, o świecie, o życiu, o innych ludziach w takich dniach jak ten wczorajszy jest warunkowane przez depresje? A skoro jest warunkowane przez depresje, to nie powinno się w oparciu o to podejmować decyzji? I trzeba zrobić wszystko, żeby przetrwać ten czas i nie zrobić czegoś, czego nie dałoby się odwrócić?

Przekonujesz mnie. Masz rację. To co? Może teraz powalcze? ;) To, że się wyspałam (miałam cudowną noc bez żadnych tabletek) i Twoja stateczna postawa, Twoja wiara w to, że nie jestem stracona sprawia, że coś co wcześniej było niechciane - dzisiaj jest pragnieniem.

 

Czyli, możnaby zastosować skrót: myslałaś wtedy, że dla Twojego wuja jesteś nikim, więc sama czułaś się nikt. Zgodzisz się?

Tak. Ale do tej myśli dołączyły także te, jak traktował mnie facet matki, jak ona mnie później, jak potraktował mnie Y i kim jestem dla mojego ojca. Nakreśliło mi to w oczach parszywy szary obraz człowieka samotnie siedzącego na pustyni, który żebra Boga o to by stać się potrzebnym.

 

Musisz mieć świadomość, że w relacjach z innymi ludźmi usłyszysz na swój temat różne rzeczy: pozytywne i negatywne; niekiedy skrajnie sprzeczne. Jeśli będziesz więc sugerowała się tym, co mówią o Tobie inni i jak Cię traktują, to będziesz skazana na wieczne huśtawki: od euforii do depresji.

To będzie trudne. Tu: może nie chodzi o to, jak mnie postrzegają, tylko jaką rolę spełniam w (ich) życiu.

 

Dobrze, że odważyłaś się jej powiedzieć o wczorajszym dniu. Powiedziałaś jej o wszystkim? O wszystkich swoich uczuciach i wszystkich pragnieniach z jakimi wczoraj walczyłaś?

Tak. Ale nie powiedziała mi tyle, co Ty. W ogóle niewiele wczoraj mówiła.

 

Myślisz, że jesteś w stanie dotrwać do piątku (rozumiem, że przyszłego) w takim stanie jak dzisiaj, czyli w stanie pozytywnej stabilizacji?

Tak, do przyszłego. Chciałabym. Czuję, że mogę przenosić góry, ale już nie raz doznawałam tego uczucia, które zaraz przerywało poczucie dziecięcej bezbronności.

 

Co zrobisz, jeśli ten okropny, przygnębiający nastrój zacznie wracać? Jeśli znowu będziesz miała tak ogromne pragnienie śmierci? Chodzi mi o to, żebyś spróbowała opracować sobie taki plan reakcji awaryjnej i zastanowiła się, gdzie w taki sytuacjach możesz szukać pomocy, gdzie dzwonić, gdzie jechać. Może dobrze jest się w ten sposób zabezpieczyć właśnie wtedy, kiedy czujesz się dobrze? W razie kryzysu nie będziesz musiała się już nad tym zastanawiać, tylko zrealizujesz to, co wcześniej zaplanowałaś.

 

Boję się szpitala. Chyba jedynym wyjściem jest iść wtedy do ośrodka, choć nie zawsze dyżur nocny ma psycholog.

 

 

Dziękuję - dobrze. Jestem dosyć niezależny od wpływu czynników zewnętrznych na mój nastrój, więc jest on raczej stabilny. :)

No kurdę, ja też chcę ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj,

 

Przekonujesz mnie. Masz rację. To co? Może teraz powalcze? To, że się wyspałam (miałam cudowną noc bez żadnych tabletek) i Twoja stateczna postawa, Twoja wiara w to, że nie jestem stracona sprawia, że coś co wcześniej było niechciane - dzisiaj jest pragnieniem.

Bardzo dobrze, że jesteś w takim pozytywnym usposobieniu. Ważne, żebyś dobrze wykorzystała ten pozytywny potencjał - to jest może dobry czas na planowania bardziej odległej przyszłości, na określanie priorytetów. Może, to jest też dobry czas, żeby otworzyć się trochę na ludzi, spoza rodziny - masz jakiś znajomych? Często wychodzisz z domu? Wydaje mi się, że mimo wszystko masz spore potrzeby kontaktu z innymi ludźmi i te kontakty (jeśli tylko są pozytywne) to poprawiają Twój nastrój. Może warto trochę rozruszać życie towarzyskie, przenieść je również poza obszar rodziny?

 

Tak. Ale do tej myśli dołączyły także te, jak traktował mnie facet matki, jak ona mnie później, jak potraktował mnie Y i kim jestem dla mojego ojca. Nakreśliło mi to w oczach parszywy szary obraz człowieka samotnie siedzącego na pustyni, który żebra Boga o to by stać się potrzebnym.

Hmmm... No, ale to wszystko właśnie świadczy o tym, że Ty szukasz potwierdzenia własnej wartości u innych ludzi. A ja chciałbym Cię namówić do tego, żebyś spróbowała polubić swoje wnętrze niezależnie od tego, co robią, mówią i myślą inni ludzie. Stąd też pytałem o to, czy się lubisz i dlatego radziłem Ci na początku, żebyś wypisała sobie swoje zalety i walory.

 

Musisz mieć świadomość, że w relacjach z innymi ludźmi usłyszysz na swój temat różne rzeczy: pozytywne i negatywne; niekiedy skrajnie sprzeczne. Jeśli będziesz więc sugerowała się tym, co mówią o Tobie inni i jak Cię traktują, to będziesz skazana na wieczne huśtawki: od euforii do depresji.

To będzie trudne. Tu: może nie chodzi o to, jak mnie postrzegają, tylko jaką rolę spełniam w (ich) życiu.

Jesteś niezadowolona z roli, jaką spełniasz w życiu członków swojej rodziny? Nie rozmawialiśmy dotychczas o Twoim ojcu, ale odnoszę wrażenie, że zdecydowanie nie jesteś zadowolona z Waszej relacji? Mam racje?

 

Boję się szpitala. Chyba jedynym wyjściem jest iść wtedy do ośrodka, choć nie zawsze dyżur nocny ma psycholog.

Możesz iść do ośrodka. Ważne, żebyś nie była sama. Nawet jeśli nie będzie tam psychologa, to i tak lepiej żebyś była pod czyjąkolwiek opieką, niż zupełnie sama.

 

Dziękuję - dobrze. Jestem dosyć niezależny od wpływu czynników zewnętrznych na mój nastrój, więc jest on raczej stabilny. :)

No kurdę, ja też chcę ;)

To jest osiągalne, chociaż przy dużym poziomie wrażliwości i empatii (tak jak u Ciebie) będzie wymagało sporo pracy. Często wydaje nam się, że mamy dwa wyjścia: empatia i wrażliwość na cierpienie innych i wynikające z tego nieszczęście; lub szczęście, ale spowodowane zobojętnieniem. Lubię buddystów właśnie dlatego, że potrafią łączyć stabilny poziom szczęścia, pewien dystans do rzeczywistości i jednocześnie zachować pełną wrażliwość. W ogóle zainteresowanie się kulturą wschodu mogłoby być dla Ciebie owocne - stąd też moja rada, żebyś porozmawiała ze swoją terapeutką o medytacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Natomiast to jak Ty sama patrzysz na siebie jest bardzo mocno uzależnione od chwili, danego nastroju. Nie sądzisz, że to co myślisz o sobie, o świecie, o życiu, o innych ludziach w takich dniach jak ten wczorajszy jest warunkowane przez depresje? A skoro jest warunkowane przez depresje, to nie powinno się w oparciu o to podejmować decyzji? I trzeba zrobić wszystko, żeby przetrwać ten czas i nie zrobić czegoś, czego nie dałoby się odwrócić?

Święta racja. Ja na początku myślałem, że "te myśli" to przełomowe odkrycia naskutek rozwoju mojej samoświadomości. Dużo myslałem. Stopniowo obraz mojej przeszłości, teraźniejszości, przyszłości i mnie samego, stawał się coraz bardziej odrażający. Dużo później (właściwie całkiem niedawno) zrozumiałem, że takie myślenie to OBJAW choroby. Jak katar, czy gorączka. Podstępny, ukryty atak. To odkrycie mi pomogło, ale bez leków nie był bym w stanie się uwolnić. Po przekroczeniu tej granicy, za którą śmierć WYDAJE SIĘ bardziej atrakcyjna od życia, wszelkie rozsądne argumenty nie są warte wzruszenia ramion.

 

Pytanie mam takie: może wie ktoś z was, z autopsji, jak zrobić, żeby nie czuć się już tak podle i co najważniejsze, nie uciekać w stronę śmierci, której ja się nie boję. A wolałabym się bać.

Teraz chcę żyć. Wierzę, że mogę powoli rozwiązać najbardziej dołujące mnie problemy. Wszystko zależy od tego co JA zrobię.. Wystarczyło mi, że zacząłem łykać takie małe białe tabletki. One nie leczą przyczyn depresji, bo tabletką nie da się usunąć pewnych zdarzeń z przeszłości, ale wspaniale usuwają objawy, dają potrzebny czas. Dobrze, że chcesz iść do psychiatry.

 

Mnie też przeraziło to, co tutaj przeczytałem w środę wieczorem. Wyimaginowana! (Kamilo! - jeśli można użyć Twojego cywilnego imienia) Jesteś bardzo mądrą, i wrażliwą dziewczyną. To bardzo smutne, że właśnie Ty nie chcesz żyć. Normalnie nie mówię ludziom takich (ani w ogóle żadnych) komplementów w pierwszej rozmowie, ale ważne, żebyś odzyskała swiadomość swojej wartości. Możesz być z siebie dumna!

 

Będę tutaj zaglądał. Jeszcze zamierzam się zemścić za ten środowy wiersz, równie porażającym cytatem z literatury.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oiom,

Może, to jest też dobry czas, żeby otworzyć się trochę na ludzi, spoza rodziny - masz jakiś znajomych? Często wychodzisz z domu? Wydaje mi się, że mimo wszystko masz spore potrzeby kontaktu z innymi ludźmi i te kontakty (jeśli tylko są pozytywne) to poprawiają Twój nastrój. Może warto trochę rozruszać życie towarzyskie, przenieść je również poza obszar rodziny?

Mam wielu dobrych znajomych. To ja ich odsunęłam na bok, kiedy czułam się źle. Nie miałabym im za złe, gdyby nie mieli teraz dla mnie czasu. Jednak znalazła się jedna osoba, która uparcie prosi mnie o spotkanie - chłopak, z którym byłam kiedyś w związku. Umówiliśmy się na jutro.

 

A ja chciałbym Cię namówić do tego, żebyś spróbowała polubić swoje wnętrze niezależnie od tego, co robią, mówią i myślą inni ludzie. Stąd też pytałem o to, czy się lubisz i dlatego radziłem Ci na początku, żebyś wypisała sobie swoje zalety i walory.

Nie wypisałam swoich zalet, bo ani nie przychodzi mi to z łatwością, ani nie sprawia przyjemności. Jeśli nie sprawia przyjemności - jest nieprzyjemne. Stąd puściłam to mimo uszu. Może jednak kiedyś tam uda mi się do tego zmobilizować.

 

Jesteś niezadowolona z roli, jaką spełniasz w życiu członków swojej rodziny?

Nie, ale myślę, że jest to całkowicie zrozumiałe. Czuję się zależnie od sytuacji, które są między nami - mniej lub bardziej obojętna. Zawsze umiejscowiona gdzieś tam na końcu długiej listy.

 

Nie rozmawialiśmy dotychczas o Twoim ojcu, ale odnoszę wrażenie, że zdecydowanie nie jesteś zadowolona z Waszej relacji? Mam racje?

Jak zawsze, masz. Wyjechał w takim głupim momencie, kiedy go potrzebowałam. Zresztą, czy kiedykolwiek był odpowiedni moment na jego wyjazd? Chyba nie. Czułam się wtedy dziwnie. Trochę było mi smutno, trochę się cieszyłam. Nie bardzo potrafiłam zrozumieć dlaczego i na jak długo wyjeżdża. Obiecał, że będzie pisał listy i wysyłał paczki. Wtedy tylko to było dla mnie ważne. Miałam wtedy 9lat. Ale wiadomo - z biegiem lat paczki już przestały mi wystarczać. W domu pojawił się inny facet, który mnie ranił, a silnego i opiekuńczego taty zabrakło. Powtarzał, że zabierze mnie do siebie na wakacje, ale nigdy się z tego nie wywiązał. Po kilku latach zaczęłam wątpić w jego słowa z każdą coraz krótszą rozmową, coraz bardziej czułam do niego jednocześnie niechęć i wzbierającą miłość. Przez lata matka tłumaczyła, że musiał wyjechać i że bardzo chciałby wrócić, ale nie może. Że tęskni za nami i nas kocha. Moje stęsknione dziecięce serce łaknęło takich informacji. Ale... nasze stosunki są coraz gorsze. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać, bo ani on nie zna mnie, ani ja jego. On zna mnie z obrazu, który nakreśla mu przeszłość kiedy miałam kilka lat, kilkunastominutowa rozmowa o pogodzie, zwierzętach i samopoczuciu, a przede wszystkim mój wuj. Ja znam go takiego, jakiego go pamiętam i jakiego czasem słyszę. Wolę pamiętać go we flanelowej koszuli i zawsze głośno się śmiejącego, jednak często jest tak, że widzę, iż ojciec wcale nie jest taki idealny, bo nie raz rani mnie prostym zdaniem, bezpodstawnym oskarżeniem, bądź po prostu tym, że mnie nie słucha. Kiedyś wysyłał paczki, pisał listy, kartki i dzwonił co kilka dni. Najpierw przestał wysyłać paczki (o co wcale nie mam do niego żalu), potem przestał pisać listy (o co mam ogromny żal), kartki przysyłał już tylko dwa razy do roku, później już tylko podpisywał się pod życzeniami. Dzownił coraz rzadziej, w końcu i kartki przestał wysyłać, a teraz dzwoni raz na tydzień, albo dwa na 5-10min. Najwięcej ma do powiedzenia, kiedy wypije. Wtedy dzwoni na godzinę i wyklina do słuchawki. Że Y ma beznadziejna pracę, że matka go ciągle prosi o pieniądze (co nie jest prawdą, bo nigdy nie zniżyła się do tego poziomu), że X przesiaduje tygodniami w swoim pokoju i albo jest w pracy, albo śpi. W końcu schodzi na mój temat i wydziera się, że nic nie wiem o życiu, a udaję taką dorosłą. Żebym poszła do pracy i zobaczyła jak wygląda prawdziwe życie (podczas gdy w zeszłym roku pracowałam 4mies. w drukarni - była to ciężka fizyczna praca), a zaraz że mam się uczyć, bo będę stara, a jeszcze będę harować na całą rodzinę, tak jak on. On mówi, a ja płaczę. Po godzinie mówi, że już kończy, a ja się cieszę myśląc, że zaraz odczuję błogą ulgę, że to już koniec rozmowy. Rzuca na odczepne: "no, kocham cię, całuski". Do tego ogranicza się relacja między nami.

 

W ogóle zainteresowanie się kulturą wschodu mogłoby być dla Ciebie owocne - stąd też moja rada, żebyś porozmawiała ze swoją terapeutką o medytacji

Rzeczywiście słyszę trochę o wschodniej kulturze, mało jednak o mentalności tamtejszej ludności. Może po prostu poczytałabym książkę, którą TY byś mi polecił :). Nie jestem zwolenniczką medytacji, bo nie cierpię ciszy. Mam niespokojną duszę i nie mogę długo usiedzieć w milczeniu.

 

 

warzywo,

 

Mnie też przeraziło to, co tutaj przeczytałem w środę wieczorem. Wyimaginowana! (Kamilo! - jeśli można użyć Twojego cywilnego imienia) Jesteś bardzo mądrą, i wrażliwą dziewczyną. To bardzo smutne, że właśnie Ty nie chcesz żyć. Normalnie nie mówię ludziom takich (ani w ogóle żadnych) komplementów w pierwszej rozmowie, ale ważne, żebyś odzyskała swiadomość swojej wartości.

Ech, byłam w takim stanie, że gdy wczoraj przeczytałam swoje wypowiedzi, to było mi wstyd samej przed sobą, że byłam tak zametłana, że posty stały się niepoukładanym zlepkiem słów.

Ja uważam, że człowiek człowiekowi równy i każde jedno życie ma tę samą wartość. Nie rozumiem więc, dlaczego twierdzisz, że smutne jest, że to właśnie ja nie chcę żyć.

 

Możesz być z siebie dumna!

Dumna z czego? Z tego, że jestem taka słaba, że nie mogę sobie poradzić z przeżyciem? Eeee... niedobrze...

 

Będę tutaj zaglądał. Jeszcze zamierzam się zemścić za ten środowy wiersz, równie porażającym cytatem z literatury.

To dosyć podbudowujące, że interesuje Cię mój los. Myślę, że i na Twój porażający cytat z literatury moje wewnętrzne echo będzie skłonne Ci odpowiedzieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam ale nawet nie czytałam waszych dzisiejszych postow, u mnie przełom praz pierwszy w sowim 26 letnm życiu zdałam sobie sprawe z tego ze nie powinnam żyć, nikt mnie nie kocha.. moj facet przywital mnie dzisiaj po pijaku słowami "wpi//dalaj/, mam ochotę ci jeb,,, w twarz" nie chcem juz żyć, to dla mnie za trudne, nie umiem, i nie umiałam.Nie wiem co mam robić, czuę się tak jakbym potrzebowała przewodnika, nie widze powodu i sensu mojego istnienia, codziennie prosze Boga o siłę, nadaremnie...nie chcem juz tak, zalałam się łzami, normalnie jakby mi jeszcze został jakis przyjaciel, to bym do niego zadzwoniła, ale niestety straciłam ich juz dawno temu.nie wiem nie wiemmmmm nie wiem nie wiem

i co teraz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja niestety nie potrafię Ci pomóc, ale masz ten problem, co ja. Oiom napisał:

 

Natomiast to jak Ty sama patrzysz na siebie jest bardzo mocno uzależnione od chwili, danego nastroju. Nie sądzisz, że to co myślisz o sobie, o świecie, o życiu, o innych ludziach w takich dniach jak ten wczorajszy jest warunkowane przez depresje? A skoro jest warunkowane przez depresje, to nie powinno się w oparciu o to podejmować decyzji? I trzeba zrobić wszystko, żeby przetrwać ten czas i nie zrobić czegoś, czego nie dałoby się odwrócić?

 

Musisz mieć świadomość, że w relacjach z innymi ludźmi usłyszysz na swój temat różne rzeczy: pozytywne i negatywne; niekiedy skrajnie sprzeczne. Jeśli będziesz więc sugerowała się tym, co mówią o Tobie inni i jak Cię traktują, to będziesz skazana na wieczne huśtawki: od euforii do depresji.

 

A ja chciałbym Cię namówić do tego, żebyś spróbowała polubić swoje wnętrze niezależnie od tego, co robią, mówią i myślą inni ludzie. Stąd też pytałem o to, czy się lubisz i dlatego radziłem Ci na początku, żebyś wypisała sobie swoje zalety i walory.

 

[*EDIT*]

 

Z mojego dzisiejszego spotakania nici. Fatalnie się czuję - fizycznie. Psychicznie całkiem w porządku, pomimo iż dokucza mi ból. A szkoda, bo dosyć fajnie zapowiadała się ta ostatkowa sobota.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

normalnie jakby mi jeszcze został jakis przyjaciel, to bym do niego zadzwoniła, ale niestety straciłam ich juz dawno temu.

Może jednak warto przejrzeć notesik, zadzwonić, i się przypomnieć, kiedy się trochę uspokoisz.

 

Ja uważam, że człowiek człowiekowi równy i każde jedno życie ma tę samą wartość.

Dokładnie.

 

Nie rozumiem więc, dlaczego twierdzisz, że smutne jest, że to właśnie ja nie chcę żyć.

Bo akurat do Ciebie się zwracałem. Chyba przypomniała mi się bardzo sympatyczna koleżanka ze szkoły. Jakiś czas temu rozmawiałem z nią. Dowiedziałem się, że wtedy miała ciężką depresję.

 

Dumna z czego? Z tego, że jestem taka słaba, że nie mogę sobie poradzić z przeżyciem? Eeee... niedobrze...

Bardzo sprytnie mnie złapałaś za niezręczne wyrażenie.

 

Myślę, że i na Twój porażający cytat z literatury moje wewnętrzne echo będzie skłonne Ci odpowiedzieć.

Oto przyobiecany cytat, i z mojej strony pas, bo jeszcze wywołamy efekt Wertera. Cytat pochodzi od Płatonowa, w przekładzie Drawicza:

 

Woszczew wziął swój tobołek i wyszedł w noc. Niebo pytająco rozświetliło się nad nim z całą niespokojną gwiezdną nocą. Miejskie światła już pogasły; kto mógł ten nasycił się kolacją i zasnął. Woszczew zszedł po okruchach ziemi do wąwozu i położył się na brzuchu by usnąć i rozstać się ze sobą samym. Ale sen wymaga umysłu spokojnego, ufnego w życie, zdolnego wybaczyć przeżyty ból. Woszczew zaś leżał trwając w napięciu własnego uświadomienia i nie wiedział, czy jest światu pożyteczny, czy też i bez niego wszystko pójdzie jak należy. Nie wiadomo skąd powiał wiatr, by ludziom nie zabrakło powietrza, i cichy, pełen zwątpienia głos przedmiejskiego psa oznajmiał o pełnionej służbie.

- Nudzi się psu. Żyje tylko dlatego, że się urodził. Jak ja.

Ciało Woszczewa przybladło ze zmęczenia. Poczuł chłód na powiekach i przykrył nimi ciepłe oczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wyimaginowana napisał(a):

Dumna z czego? Z tego, że jestem taka słaba, że nie mogę sobie poradzić z przeżyciem? Eeee... niedobrze...

 

Bardzo sprytnie mnie złapałaś za niezręczne wyrażenie.

Przepraszam za ten atak. Po prostu czasem irytuje mnie swoja osoba.

 

Oto przyobiecany cytat, i z mojej strony pas, bo jeszcze wywołamy efekt Wertera. Cytat pochodzi od Płatonowa, w przekładzie Drawicza:

 

 

Cytuj:

Woszczew wziął swój tobołek i wyszedł w noc. Niebo pytająco rozświetliło się nad nim z całą niespokojną gwiezdną nocą. Miejskie światła już pogasły; kto mógł ten nasycił się kolacją i zasnął. Woszczew zszedł po okruchach ziemi do wąwozu i położył się na brzuchu by usnąć i rozstać się ze sobą samym. Ale sen wymaga umysłu spokojnego, ufnego w życie, zdolnego wybaczyć przeżyty ból. Woszczew zaś leżał trwając w napięciu własnego uświadomienia i nie wiedział, czy jest światu pożyteczny, czy też i bez niego wszystko pójdzie jak należy. Nie wiadomo skąd powiał wiatr, by ludziom nie zabrakło powietrza, i cichy, pełen zwątpienia głos przedmiejskiego psa oznajmiał o pełnionej służbie.

- Nudzi się psu. Żyje tylko dlatego, że się urodził. Jak ja.

Ciało Woszczewa przybladło ze zmęczenia. Poczuł chłód na powiekach i przykrył nimi ciepłe oczy.

Rzeczywiście nie warto potwierdzać tamtej teorii po publikacji Cierpień młodego Wertera, dlatego szykuję odpowiedź, która może pobudzi do życia, ale na pewno nie zniechęci.

 

[*EDIT*]

 

oglądam niebo leżąc w wielkiej trawie

słońce grzeje mocno aż przenika przez skórę

zasypiam pieszczona w wielkiej obawie

że zaraz się schowa za którąś chmurę

 

i jeszcze czuję zapach przesuszonej ziemi

jeszcze mnie łaskocze upierdliwa mrówka

więc strącam ją szybko w pola zieleni

lecz przeszkadza także łzawiąca spojówka

 

wzdycham sobie pod nosem, ocieram policzek

kołysana w melodii tjulania ptaków

oraz szumu, co rodzi bystry strumyczek

który biegnie zaraz za gęstwiną krzaków

 

aż w końcu beztrosko zasypiam w upale

śnią mi się głupoty, aż bym się zaśmiała

lecz otwierając oczy wciąż całkiem ospałe

dostrzegam postać, co znieruchomiała

 

ktoś robi mi zdjęcie i zaczyna uciekać

już sama nie wiem, czy to sen, czy jawa

ale kiedy ja sama zaczynam szczekać

wiem, że to tylko wyśniona zabawa

 

 

Czy życie przypadkiem tak nie drwi? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyimaginowana,

 

Mam wielu dobrych znajomych. To ja ich odsunęłam na bok, kiedy czułam się źle. Nie miałabym im za złe, gdyby nie mieli teraz dla mnie czasu.

A masz teraz ochotę na odświeżenie tych znajomości? Terapeutka na pewno będzie Cię namawiała do "wyjścia do ludzi", ja nie zamierzam tego czynić. Po prostu zastanawiam się, czy w Twoim konkretnym przypadku kontakty z innymi ludźmi nie mogłyby być jednym ze sposobów na poprawę nastroju. Sama pisałaś, że obecność Twojego brata i dziewczyny zdecydowanie poprawiły Twoje samopoczucie - może to jest wskazówka?

 

Jak zawsze, masz. Wyjechał w takim głupim momencie, kiedy go potrzebowałam. Zresztą, czy kiedykolwiek był odpowiedni moment na jego wyjazd? Chyba nie. Czułam się wtedy dziwnie. Trochę było mi smutno, trochę się cieszyłam. Nie bardzo potrafiłam zrozumieć dlaczego i na jak długo wyjeżdża. Obiecał, że będzie pisał listy i wysyłał paczki. Wtedy tylko to było dla mnie ważne. Miałam wtedy 9lat. Ale wiadomo - z biegiem lat paczki już przestały mi wystarczać. W domu pojawił się inny facet, który mnie ranił, a silnego i opiekuńczego taty zabrakło. Powtarzał, że zabierze mnie do siebie na wakacje, ale nigdy się z tego nie wywiązał. Po kilku latach zaczęłam wątpić w jego słowa z każdą coraz krótszą rozmową, coraz bardziej czułam do niego jednocześnie niechęć i wzbierającą miłość. Przez lata matka tłumaczyła, że musiał wyjechać i że bardzo chciałby wrócić, ale nie może. Że tęskni za nami i nas kocha. Moje stęsknione dziecięce serce łaknęło takich informacji. Ale... nasze stosunki są coraz gorsze. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać, bo ani on nie zna mnie, ani ja jego. On zna mnie z obrazu, który nakreśla mu przeszłość kiedy miałam kilka lat, kilkunastominutowa rozmowa o pogodzie, zwierzętach i samopoczuciu, a przede wszystkim mój wuj. Ja znam go takiego, jakiego go pamiętam i jakiego czasem słyszę. Wolę pamiętać go we flanelowej koszuli i zawsze głośno się śmiejącego, jednak często jest tak, że widzę, iż ojciec wcale nie jest taki idealny, bo nie raz rani mnie prostym zdaniem, bezpodstawnym oskarżeniem, bądź po prostu tym, że mnie nie słucha. Kiedyś wysyłał paczki, pisał listy, kartki i dzwonił co kilka dni. Najpierw przestał wysyłać paczki (o co wcale nie mam do niego żalu), potem przestał pisać listy (o co mam ogromny żal), kartki przysyłał już tylko dwa razy do roku, później już tylko podpisywał się pod życzeniami. Dzownił coraz rzadziej, w końcu i kartki przestał wysyłać, a teraz dzwoni raz na tydzień, albo dwa na 5-10min. Najwięcej ma do powiedzenia, kiedy wypije. Wtedy dzwoni na godzinę i wyklina do słuchawki. Że Y ma beznadziejna pracę, że matka go ciągle prosi o pieniądze (co nie jest prawdą, bo nigdy nie zniżyła się do tego poziomu), że X przesiaduje tygodniami w swoim pokoju i albo jest w pracy, albo śpi. W końcu schodzi na mój temat i wydziera się, że nic nie wiem o życiu, a udaję taką dorosłą. Żebym poszła do pracy i zobaczyła jak wygląda prawdziwe życie (podczas gdy w zeszłym roku pracowałam 4mies. w drukarni - była to ciężka fizyczna praca), a zaraz że mam się uczyć, bo będę stara, a jeszcze będę harować na całą rodzinę, tak jak on. On mówi, a ja płaczę. Po godzinie mówi, że już kończy, a ja się cieszę myśląc, że zaraz odczuję błogą ulgę, że to już koniec rozmowy. Rzuca na odczepne: "no, kocham cię, całuski". Do tego ogranicza się relacja między nami.

Hmmm.... Teraz muszę powtórzyć standartowe pytanie: mówiłaś kiedykolwiek swojemu ojcu o tym, że jesteś niezadowolona z Waszych wzajemnych relacji?

Wiem, że taka reakcja - mówienie o tym, co Ci się nie podoba - jest trudna. Nie myśl sobie, że masz z tym problemy przez depresje, choć depresja może to jeszcze katalizować. Większość ludzi ma problem z asertywnością. W wolnej chwili możesz poczytać sobie o problemie asertywności - w internecie jest wiele stron, artykułów, a nawet książek do ściągnięcia na ten temat.

 

Opisałaś kolejne przykre doświadczenie życiowe. Sporo się tego uzbierało w Twoim życiu. Zauważyłem, że szczególnie dużo przykrych doświadczeń spotkało Cię ze strony mężczyzn: brata, ojca, "przyjaciela" matki. Zastanawiam się, czy te wydarzenia nie wpłynęły Twój stosunek do mężczyzn? Nie chcę Cię tutaj prowokować do jakiś nazbyt intymnych zwierzeń, po prostu zastanawiam się, czy nie odnosisz wrażenia, że masz bardziej negatywny stosunek do mężczyzn niż do kobiet? Ja podczas naszego dialogu niczego takiego nie zauważyłem, ale biorąc pod uwagę ilość Twoich przykrych doświadczeń z mężczyznami, ten bardziej negatywny stosunek nie powinien dziwić. W razie czego dobrze jest ten problem wyłowić w zalążku.

 

Rzeczywiście słyszę trochę o wschodniej kulturze, mało jednak o mentalności tamtejszej ludności. Może po prostu poczytałabym książkę, którą TY byś mi polecił :).

Hmmm... Najczęściej polecaną książką o buddyzmie dla początkujących jest książka Thubten Cziedryn "Buddyzm dla początkujących". Tam są opisane podstawowe założenia filozofii buddyzmu i praktyk buddyjskich, adresowane do człowieka zachodu. Wiele rzeczy, zwłaszcza filozoficznych, może wydać Ci się w buddyzmie dziwacznych - ja sam nie jestem zwolennikiem filozofii buddyzmu, tylko bardziej psychologii buddyzmu i tego ujmującego stosunku do życia. W tym sensie najlepiej byłoby poobcować z buddystami, a niestety z tym w Polsce może być problem.

 

Nie jestem zwolenniczką medytacji, bo nie cierpię ciszy. Mam niespokojną duszę i nie mogę długo usiedzieć w milczeniu.

Z ciszą problemu raczej być nie miała - to sprawa indywidualna, niektórzy medytują np. przy releksującej muzyce. Gorzej z siedzeniem i milczeniem - rzeczywiście w przypadku większości praktyk medytacyjnych trzeba siedzieć w jednym miejsu i milczeć przez kilkanaście minut.

Dobrym wstępem do medytacji może być próba trwania w stanie niemyślenia, pustki wewnętrznej (i koncentracji tylko na spokojnym oddechu) przed zaśnięciem, kiedy leży się już w łóżku. To jest taki trudny moment, bo ludzie często zmagają się przed zaśnięciem z "gonitwą myśli", która może wpływać na jakość snu i generować koszmary. Ty nie masz problemu takiej "gonitywy myśli"? Może z tego wynikają Twoje koszmary, o których wspominałaś? Pamiętam, że śni Ci się, że umierasz - może to dlatego, że dużo myślisz o śmierci przed zaśnięciem?

 

Zdrowiej szybko. :)

 

Bedewere,

 

Przepraszam ale nawet nie czytałam waszych dzisiejszych postow, u mnie przełom praz pierwszy w sowim 26 letnm życiu zdałam sobie sprawe z tego ze nie powinnam żyć, nikt mnie nie kocha.. moj facet przywital mnie dzisiaj po pijaku słowami "wpi//dalaj/, mam ochotę ci jeb,,, w twarz" nie chcem juz żyć, to dla mnie za trudne, nie umiem, i nie umiałam.Nie wiem co mam robić, czuę się tak jakbym potrzebowała przewodnika, nie widze powodu i sensu mojego istnienia, codziennie prosze Boga o siłę, nadaremnie...nie chcem juz tak, zalałam się łzami, normalnie jakby mi jeszcze został jakis przyjaciel, to bym do niego zadzwoniła, ale niestety straciłam ich juz dawno temu.nie wiem nie wiemmmmm nie wiem nie wiemi co teraz?

Wyimaginowana rzeczywiście dobrze wybrała fragmenty moich wypowiedzi, które również mogą odnosić się do Twojego problemu. Mogę też się przyłączyć do rady warzywa - zastanów się, może w Twoim otoczeniu jest ktoś, komu możesz zaufać i porozmawiać o swoich problemach. Jeśli sytuacja Cię przerasta, to na pewno warto jest wybrać się do psychologa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobry wieczór.

A masz teraz ochotę na odświeżenie tych znajomości? Terapeutka na pewno będzie Cię namawiała do "wyjścia do ludzi", ja nie zamierzam tego czynić. Po prostu zastanawiam się, czy w Twoim konkretnym przypadku kontakty z innymi ludźmi nie mogłyby być jednym ze sposobów na poprawę nastroju. Sama pisałaś, że obecność Twojego brata i dziewczyny zdecydowanie poprawiły Twoje samopoczucie - może to jest wskazówka?

Tak, chętnie poszłabym ze znajomymi na lodowisko, albo komedie do kina, na piwo, albo gdziekolwiek indziej, gdzie jest ruch i dużo ludzi. Chyba mi tego zabrakło.

 

Hmmm.... Teraz muszę powtórzyć standartowe pytanie: mówiłaś kiedykolwiek swojemu ojcu o tym, że jesteś niezadowolona z Waszych wzajemnych relacji?

Nigdy mu tego nie powiedziałam. I po pierwsze nie mam pojęcia jak miałabym się do tego zabrać, a po drugie myślę, że to pogorszyłoby jeszcze nasze relacje, bo mam uczucie, że uważa się za ojca, który pozjadał wszystkie rozumy, bo jest stary i ciężko pracuje, a ja zasugerowałabym mu, że właściwie nie jest takim dobrym ojcem jak mu się wydawało przez ostatnie kilkanaście lat. Jemu się wydaję, że jak na mnie łoży tyle lat, to nic więcej nie jest mi potrzebne i na tym jego rola się kończy.

 

Opisałaś kolejne przykre doświadczenie życiowe. Sporo się tego uzbierało w Twoim życiu. Zauważyłem, że szczególnie dużo przykrych doświadczeń spotkało Cię ze strony mężczyzn: brata, ojca, "przyjaciela" matki. Zastanawiam się, czy te wydarzenia nie wpłynęły Twój stosunek do mężczyzn? Nie chcę Cię tutaj prowokować do jakiś nazbyt intymnych zwierzeń, po prostu zastanawiam się, czy nie odnosisz wrażenia, że masz bardziej negatywny stosunek do mężczyzn niż do kobiet? Ja podczas naszego dialogu niczego takiego nie zauważyłem, ale biorąc pod uwagę ilość Twoich przykrych doświadczeń z mężczyznami, ten bardziej negatywny stosunek nie powinien dziwić. W razie czego dobrze jest ten problem wyłowić w zalążku.

 

Moja matka odkąd pamiętam zawsze przestrzegała mnie przed mężczyznami. Wręcz wmawiała, że facet to bezwzględna świnia i nie wolno mu ufać. Straszyła, że jak nie będę mu sprzątać i gotować to skopie mi du.pe i wywali za drzwi. W to akurat nigdy jej nie uwierzyłam. Jednak uważam, że facet (w każdej regule są wyjątki) to istota nieprzewidywalna i bezwzględna. Zauważ, że nie mówię o nim mężczyzna. Na pewno i tak byś zauważył :).

Mężczyzna jest dla mnie kimś ważnym w życiu. Przyjacielem, ostoją, poczuciem bezpieczeństwa, ukojeniem, wreszcie pożądaniem.

Nie żywie nienawiści do mężczyzn, do facetów owszem.

 

Z ciszą problemu raczej być nie miała - to sprawa indywidualna, niektórzy medytują np. przy releksującej muzyce. Gorzej z siedzeniem i milczeniem - rzeczywiście w przypadku większości praktyk medytacyjnych trzeba siedzieć w jednym miejsu i milczeć przez kilkanaście minut.

Dobrym wstępem do medytacji może być próba trwania w stanie niemyślenia, pustki wewnętrznej (i koncentracji tylko na spokojnym oddechu) przed zaśnięciem, kiedy leży się już w łóżku. To jest taki trudny moment, bo ludzie często zmagają się przed zaśnięciem z "gonitwą myśli", która może wpływać na jakość snu i generować koszmary. Ty nie masz problemu takiej "gonitywy myśli"? Może z tego wynikają Twoje koszmary, o których wspominałaś? Pamiętam, że śni Ci się, że umierasz - może to dlatego, że dużo myślisz o śmierci przed zaśnięciem?

Eee? Leżeć i nie myśleć zupełnie o niczym? Nie umiem. Kiedyś próbowałam, ale wtedy myślałam, żeby nie myśleć, co pobudzało jakieś kolejne myśłi, np. jak to zrobić :). Zwykle przed snem przewija mi się dziesiątki myśli, zwłaszcza gdy mam problemy z zaśnięciem.

 

Co noc śnią mi się przeróżne koszmary. Albo zabijają mnie Niemcy karabinami, albo ktoś inny przez 3/4 snu mnie goni, a potem zabija nożem, pistoletem. Często śni mi się, że mnie ktoś obserwuje, próbuje dostać się do domu (tego rodzinngo). Myślę, że to trauma po tym jak facet matki, co noc sie dobijał. Miałam wtedy czujny sen, budziło mnie byle szurnięcie, a on wtedy natarczywie pukał do drzwi, okien.

 

O śmierci nie myśle przed zaśnięciem. W taki dzień jak ten prawie wcale o niej nie myślę. Jedynie powracają wspomnienia, kiedy żegnałam się ze wszystkim dookoła i ogólnie wspomnienia z tamtych dni. Śmierć wraca do mnie, kiedy czuje sie bardzo źle.

 

Idziesz już spać?

 

[*EDIT*]

 

Idziesz. No dobra... To może i ja już pójdę i choć lubię spać, to niepokoi mnie świadomość tych okropnych snów.

 

dooobranoc tam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze jedno. Nie wiem, czy wiesz o czymś takim jak DDA. Tutaj: http://www.dda.pl/ można sobie poczytać na ten temat. Dla mnie to jest trochę jakieś takie sekciarskie, ale sama poczytaj.

 

Czasami słucham "wieczornych Rozmów" w Antyradiu (niedziela, od 21 do 23 - słyszalne w Krakowie) - hardkorowej audycji prowadzonej przez alkoholika Krzysztofa. Czasami zaprasza kogoś z Anonimowych Depresantów, albo DDA. Coś mi się kołacze we łbie, że dzisiaj chyba ma przyjść ktoś z DDA.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wstałam :)

 

( Tu powinno być "warzywo napisaŁO:" :P ) Jeszcze jedno. Nie wiem, czy wiesz o czymś takim jak DDA. Tutaj: http://www.dda.pl/ można sobie poczytać na ten temat. Dla mnie to jest trochę jakieś takie sekciarskie, ale sama poczytaj.

Poczytalam. Piszą całkiem mądrze, gdyby nie te błędy ;) Mnie grupy wsparcia nie przekonują. I jeszcze te dobrowolne składki, to kojarzą mi się z księdzem i wizytą duszpasterską, kiedy to tylko czeka na kopertę. No nic.

 

Czasami słucham "wieczornych Rozmów" w Antyradiu (niedziela, od 21 do 23 - słyszalne w Krakowie) - hardkorowej audycji prowadzonej przez alkoholika Krzysztofa. Czasami zaprasza kogoś z Anonimowych Depresantów, albo DDA. Coś mi się kołacze we łbie, że dzisiaj chyba ma przyjść ktoś z DDA.

Brzmi interesująco. Dzisiaj nie będę w stanie przesłuchać tego cudeńka, ale może w przyszłą niedzielę.

 

Pozdrowienia z Krk ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, chętnie poszłabym ze znajomymi na lodowisko, albo komedie do kina, na piwo, albo gdziekolwiek indziej, gdzie jest ruch i dużo ludzi. Chyba mi tego zabrakło.

No, to nie pozostaje Ci nic innego jak tylko zrobić to, na co masz ochotę. :) Swoją drogą ta potrzeba to dobry znak - zazwyczaj ludzie w ciężkiej depresji unikają kontaktów interpersonalnych, a zwłaszcza miejsc gdzie jest "ruch i dużo ludzi".

 

Nigdy mu tego nie powiedziałam. I po pierwsze nie mam pojęcia jak miałabym się do tego zabrać, a po drugie myślę, że to pogorszyłoby jeszcze nasze relacje, bo mam uczucie, że uważa się za ojca, który pozjadał wszystkie rozumy, bo jest stary i ciężko pracuje, a ja zasugerowałabym mu, że właściwie nie jest takim dobrym ojcem jak mu się wydawało przez ostatnie kilkanaście lat. Jemu się wydaję, że jak na mnie łoży tyle lat, to nic więcej nie jest mi potrzebne i na tym jego rola się kończy.

Hmm... A czy Ty wiesz jak miałaby wyglądać ta Wasza wzajemna relacja? Umiesz powiedzieć (nie ojcu, tylko mnie) czego oczekujesz? Jak wyobrażasz sobie kontakty z których byłabyś zadowolona (z uwzględnieniem obiektywnych ograniczeń takich jak m.in. odległość, która Was dzieli)? Może jeśli określisz swoje potrzeby, to znajdziemy jakiś sposób żeby je zaspokoić. Myślę, że jesteś inteligentna (widzisz - nie będziesz musiała układać żadnej listy swoich zalet... po prostu za kilka tygodni wypiszesz sobie na kartce wszystko to, co napisałem o Tobie ja i warzywo i cała praca wykonana ;) ) i jeśli się postarasz, to możesz zazwyczaj dostać to, czego chcesz.

 

Moja matka odkąd pamiętam zawsze przestrzegała mnie przed mężczyznami. Wręcz wmawiała, że facet to bezwzględna świnia i nie wolno mu ufać. Straszyła, że jak nie będę mu sprzątać i gotować to skopie mi du.pe i wywali za drzwi. W to akurat nigdy jej nie uwierzyłam. Jednak uważam, że facet (w każdej regule są wyjątki) to istota nieprzewidywalna i bezwzględna. Zauważ, że nie mówię o nim mężczyzna. Na pewno i tak byś zauważył :).

Mężczyzna jest dla mnie kimś ważnym w życiu. Przyjacielem, ostoją, poczuciem bezpieczeństwa, ukojeniem, wreszcie pożądaniem.

Nie żywie nienawiści do mężczyzn, do facetów owszem.

Spotkałaś kiedyś takiego Mężczyznę? Chodzi mi o to, czy Mężczyzna nie jest w Twojej głowie tylko koncepcją teoretyczną?

No i pytam z ciekawości: jak według Ciebie rozkładają się proporcje pomiędzy "mężczyznami" a "facetami"? Jaki procent osobników z chromosomem Y to "faceci" a jaki procent to "mężczyźni"? Pytam jako antropolog-amator. ;)

 

Zwykle przed snem przewija mi się dziesiątki myśli, zwłaszcza gdy mam problemy z zaśnięciem.

Nie drażnią Cię te dziesiątki myśli? Te myśli wcale nie muszą być skutkiem problemów z zasypianiem, ale ich przyczyną.

 

Co noc śnią mi się przeróżne koszmary. Albo zabijają mnie Niemcy karabinami, albo ktoś inny przez 3/4 snu mnie goni, a potem zabija nożem, pistoletem. Często śni mi się, że mnie ktoś obserwuje, próbuje dostać się do domu (tego rodzinngo). Myślę, że to trauma po tym jak facet matki, co noc sie dobijał. Miałam wtedy czujny sen, budziło mnie byle szurnięcie, a on wtedy natarczywie pukał do drzwi, okien.

Myślę, że dobrze interpretujesz ten sen. Te gonitywy, karabiny, noże, pistolety, Niemcy, obserwacja - to świadczy o poczuciu zagrożenia. W Twoim wypadku problem jest szczególny, bo zostałaś zaatakowana podczas snu, co podświadomie może zaburzać Twoje poczucie bezpieczeństwa w łóżku. Od dawna masz tak częste i intensywne koszmary?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No, to nie pozostaje Ci nic innego jak tylko zrobić to, na co masz ochotę. :) Swoją drogą ta potrzeba to dobry znak - zazwyczaj ludzie w ciężkiej depresji unikają kontaktów interpersonalnych, a zwłaszcza miejsc gdzie jest "ruch i dużo ludzi".

Jest pozytyw. Niestety na razie nie mogę sobie na to pozwolić, bo z kasą u mnie krucho. Wczoraj spotkałam się z tym chłopakiem, faaajnie było. Jak mnie odprowadzał o 1,30 to jeszcze się wytarzaliśmy w śniegu, bo chciałam poczuć no.. że żyję. Na jutro umówiłam się z koleżanką, z którą już od dawna się nie widziałam, planujemy wyjść do rynku - na pewno będzie świetna zabawa. Tak jakby powolutku coś ruszyło do przodu. Jeszcze tydzień temu nigdzie nie miałam się ochoty ruszać, z pokoju wychodziłam tylko za potrzebą.

 

Hmm... A czy Ty wiesz jak miałaby wyglądać ta Wasza wzajemna relacja? Umiesz powiedzieć (nie ojcu, tylko mnie) czego oczekujesz? Jak wyobrażasz sobie kontakty z których byłabyś zadowolona (z uwzględnieniem obiektywnych ograniczeń takich jak m.in. odległość, która Was dzieli)? Może jeśli określisz swoje potrzeby, to znajdziemy jakiś sposób żeby je zaspokoić. Myślę, że jesteś inteligentna (widzisz - nie będziesz musiała układać żadnej listy swoich zalet... po prostu za kilka tygodni wypiszesz sobie na kartce wszystko to, co napisałem o Tobie ja i warzywo i cała praca wykonana ;) ) i jeśli się postarasz, to możesz zazwyczaj dostać to, czego chcesz.

"Tak. Chciałabym, żeby mnie kochał. To wszystko." Tak napisałam najpierw, jednak pewnie zadałbyś pytanie, dlaczego uważam, że mnie nie kocha. A to dlatego, że go kompletnie nie obchodzę. Dzwoni do mnie tylko po to, żeby uspokoić swoje sumienie. Chciałabym, żeby było inaczej. Żeby widział, że tu jestem i że on mi nie zobojętniał, choć naprawde nie wiem, jak to się stało. Chciałabym, żeby dzwonił z własnej potrzeby, z tęsknoty, żeby się chociaż raz zamartwił o mnie. W końcu niechby otworzył drogę do przyszłości, bo może kiedyś potrzebować pomocy, a wtedy ja mogę układać swoje życie, gdzieś na uboczu, tak jak on to robi teraz. I niech robi - nie mam nic przeciwko, gdyby tylko wykazał zainteresowanie. Kurde, przecież jestem jego córką.

 

Spotkałaś kiedyś takiego Mężczyznę? Chodzi mi o to, czy Mężczyzna nie jest w Twojej głowie tylko koncepcją teoretyczną?

Nie. Spotkałam wielu, których gdyby się złączyło - wyszedłby ideał. Niestety każdy z tych potencjalnych "ideałów" był wybrakowany. Każdy ma jakieś marzenia. Chciałabym spotkać takiego dobrego :) heh. Jednak wiem, że to jest niemożliwe, żeby był ktoś, kto będzie posiadał wszystkie w dodatku same dobre cechy. Dlatego jak dla mnie rzeczywiście jest to tylko teoria.

 

No i pytam z ciekawości: jak według Ciebie rozkładają się proporcje pomiędzy "mężczyznami" a "facetami"? Jaki procent osobników z chromosomem Y to "faceci" a jaki procent to "mężczyźni"?

Wg. mnie proporcja jest mocno zaburzona :]. Myślę, że mężczyźni to jakiś maaały procent. Przypuszczam, że 10% - nie więcej ;). A reszta to tylko faceci O_o. "Procent osobników z chromosomem Y" hahaha! To zabrzmiało jak gdybyśmy rozmawiali o rozmnażaniu świnek morskich, bądź też trzody chlewnej domowej czy tej... hodowlanej? :P

 

Pytam jako antropolog-amator. ;)
Myślę, że jesteś inteligentna (widzisz - nie będziesz musiała układać żadnej listy swoich zalet... po prostu za kilka tygodni wypiszesz sobie na kartce wszystko to, co napisałem o Tobie ja i warzywo i cała praca wykonana ;)

Skoro uważasz, że jestem inteligenta, to chyba nie sądziłeś, że nabiorę się na tego antropologa? :P Zresztą sam napisałeś:

No i pytam z ciekawości
:). A do tego manipulant z Ciebie - myślałeś, że tego nie dostrzegę ;) A tu proszę!

 

Nie drażnią Cię te dziesiątki myśli? Te myśli wcale nie muszą być skutkiem problemów z zasypianiem, ale ich przyczyną.

Na pewno utrudniają mi zasnąć, tu nie ma żadnej wątpliwości. Rzeczywiście drażni mnie to, ale nijak nie umiem tego opanować. I właściwą nazwę to posiada - gonitwa myśli, bo gdybym sie jeszcze przy jakiejś na chwile zatrzymała, ale nie. Co dwie sekundy inna.

 

Myślę, że dobrze interpretujesz ten sen. Te gonitywy, karabiny, noże, pistolety, Niemcy, obserwacja - to świadczy o poczuciu zagrożenia. W Twoim wypadku problem jest szczególny, bo zostałaś zaatakowana podczas snu, co podświadomie może zaburzać Twoje poczucie bezpieczeństwa w łóżku. Od dawna masz tak częste i intensywne koszmary?

Od lat. Pomimo tego, że Y rzucił się na mnie jak spałam, to własnie często bywało tak, że albo budziło mnie głośne pukanie faceta matki, albo awantura, albo jej krzyk. Poczucie obserwacji też na pewno wynika z tego, że czasem stał pod moim oknem nocą i pukał natarczywie przez ponad godzinę. Miałam też wtedy świadomość, że dzieli nas tylko szyba. To poczucie rozwinęło się na tyle, że nie jestem w stanie siedzieć przed kompem podczas, gdy kamera inter. skierowana jest w moją stronę, albo kiedyś miałam ustawione takie dzieciątko na pulpicie i ciągle miałam wrażenie, że sie na mnie patrzy. Wytrzymałam zaledwie jeden dzień, po czym ją zmieniłam.

 

[*EDIT*]

 

Tak a' propos ojca, to kiedyś napisałam coś wierszowanego:

 

jakby stado mrówek obeszło moją głowę

jakbyś dotykał bryłą lodu rozgrzanego ciała

roztrzęsiona stałam, jakoś inaczej osowiała

przed rażącym światłem oświetlającym drogę

 

łomocze mi serce, udaje, że wciąż żyje

ręce, nogi jeszcze drżą, chociaż już sine

widzę wyciągnięte dłonie, mamusine

które sprawić nie umieją, że nagle ożyję

 

ktoś zamyka moje oczy na wpół otwarte

tato! przyjechałeś, teraz to Ci się udało

nie zamykaj, proszę, tak mi Ciebie brakowało

zostaw chociaż me usta lekko rozwarte

 

tyle rzec by chciały, za te wszystkie lata

gdy dzieliły nas góry i wielkie oceany

niech chociaż wypowiedzą, gdy dobijamy

do brzegu życia, co łzy razem splata

 

słowa miłości tak długo oczekiwane

które sprawiają, że krew coraz szybciej krąży

pozwól to powiedzieć, szepnąć, niech wydrąży

we mnie resztki życia dawno zapomniane

 

[9 X '08]

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Tak. Chciałabym, żeby mnie kochał. To wszystko." Tak napisałam najpierw, jednak pewnie zadałbyś pytanie, dlaczego uważam, że mnie nie kocha. A to dlatego, że go kompletnie nie obchodzę. Dzwoni do mnie tylko po to, żeby uspokoić swoje sumienie. Chciałabym, żeby było inaczej. Żeby widział, że tu jestem i że on mi nie zobojętniał, choć naprawde nie wiem, jak to się stało. Chciałabym, żeby dzwonił z własnej potrzeby, z tęsknoty, żeby się chociaż raz zamartwił o mnie. W końcu niechby otworzył drogę do przyszłości, bo może kiedyś potrzebować pomocy, a wtedy ja mogę układać swoje życie, gdzieś na uboczu, tak jak on to robi teraz. I niech robi - nie mam nic przeciwko, gdyby tylko wykazał zainteresowanie. Kurde, przecież jestem jego córką.

Tutaj pojawia się główne pytanie, na które może być Ci trudno odpowiedzieć: czy Twój ojciec nie ma uczuć w stosunku do Ciebie (ojcowskiej miłości) czy ma, tylko nie potrafi ich okazać? Kiedy on wyjeżdżał Ty byłaś małą dziewczynką, teraz jesteś dorosłą kobietą - problem może polegać na tym, że Twój ojciec po prostu nie potrafi okazywać swojego zainteresowania i miłości, a ponieważ Ty nigdy nie mówiłaś mu czego tak naprawdę potrzebujesz, to on żyje w przekonaniu, że jest wspaniałym rodzicem.

My mężczyźni (faceci? ;) ) od wielu pokoleń byliśmy wychowywani na "twardych samców", którzy nie powinni specjalnie okazywać uczuć, bo to byłoby zbyt "babskie". Dopiero teraz coś się w tym względzie zmienia. Może być tak, że Twojego ojca nikt nie nauczył jak należy okazywać uczucia (może w dzieciństwie i młodości postępowano z nim tak, jak teraz on postępuje z Tobą?) i właśnie to w dużej mierze rzutuje na Wasz kontakt. Ta nieumiejętność okazywania uczuć może nie mieć wielkiego znaczenia w relacji ojca z synem (syn nie oczekuje takiej ekspresji uczuć) często stanowi natomiast kluczowy problem w relacji ojca z córką. Co więcej, może Ci się kiedyś trafić partner z podobnym "defektem" i będziesz miała takie same dylematy (problem maglowany w dziesiątkach publikacji na temat relacji damsko-męskich).

 

"Procent osobników z chromosomem Y" hahaha! To zabrzmiało jak gdybyśmy rozmawiali o rozmnażaniu świnek morskich, bądź też trzody chlewnej domowej czy tej... hodowlanej?

Wprowadziłem język antropologiczno-biologiczny, żeby udowodnić, że jednak jestem antropologiem-amatorem. ;)

 

Na pewno utrudniają mi zasnąć, tu nie ma żadnej wątpliwości. Rzeczywiście drażni mnie to, ale nijak nie umiem tego opanować. I właściwą nazwę to posiada - gonitwa myśli, bo gdybym sie jeszcze przy jakiejś na chwile zatrzymała, ale nie. Co dwie sekundy inna.

Hmm... A może spróbujesz dobrze przemyśleć wszystkie sprawy przed położeniem się do łóżka? Daj sobie jakiś czas przed położeniem się - na przykład pół godziny - tylko na myślenie. Załóż sobie, że po upływie tego czasu kładziesz się do łóżka i masz pełną kontrolę nad swoimi myślami, możesz odsunąć od siebie myśli nieprzyjemne i sprowokować te przyjemne. Jakiś czas temu uporałem się w ten sposób z irytującą gonitwą myśli. Pomogła też oczywiście medytacja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tutaj pojawia się główne pytanie, na które może być Ci trudno odpowiedzieć: czy Twój ojciec nie ma uczuć w stosunku do Ciebie (ojcowskiej miłości) czy ma, tylko nie potrafi ich okazać?

Oczywiście, że nie ma! Przecież... gdyby mnie kochał - przyjechałby w ciągu tych 10lat, chociaż raz zabrałby mnie do siebie. Czym dla miłości jest taka odległość?

 

My mężczyźni (faceci? ;) )
Ogółem - osobniki z chromosomem Y :D. Bo.. wrzucać Ciebie do jednego wora z moim ojcem i albo Ciebie nazwać facetem, albo jego mężczyzną to by było nie w porządku.

 

My mężczyźni (faceci? ;) ) od wielu pokoleń byliśmy wychowywani na "twardych samców", którzy nie powinni specjalnie okazywać uczuć, bo to byłoby zbyt "babskie". Dopiero teraz coś się w tym względzie zmienia. Może być tak, że Twojego ojca nikt nie nauczył jak należy okazywać uczucia (może w dzieciństwie i młodości postępowano z nim tak, jak teraz on postępuje z Tobą?) i właśnie to w dużej mierze rzutuje na Wasz kontakt.

Skoro mówisz "my" tzn. że Ty też byłeś tak wychowywany, prawda? Jednak nie sądzę byś był tak oschły jak mój ojciec. On też nie miał dobrych kontaktów ze swoimi rodzicami. Wtedy było dużo tematów tabu. Matka byla ułożona, zawsze poprawna, chodziła jak szwajcarski zegarek, taty zaś całymi dniami nie było w domu. Rozumiem, że to miało podstawowy wpływ na jego powściągliwość, z tym że ja nie uważam, że to jest kwestia nieumiejętności okazywania uczuć. Tego uczucia po prostu nie ma z jego strony.

 

Co więcej, może Ci się kiedyś trafić partner z podobnym "defektem" i będziesz miała takie same dylematy (problem maglowany w dziesiątkach publikacji na temat relacji damsko-męskich).

Nie chcę wiązać się z kimś, kto będzie oschły i powściągliwy. Od kogo będę musiała wypraszać komplementy i wyrazy miłości. Mam nadzieję, że miłość nie zaślepi mi tego aspektu i że nie dowiem się o owym defekcie zbyt późno.

 

Wprowadziłem język antropologiczno-biologiczny, żeby udowodnić, że jednak jestem antropologiem-amatorem. ;)

To kim Ty jeszcze jesteś ;)? Ty to dopiero jesteś potrzebny światu...

 

Hmm... A może spróbujesz dobrze przemyśleć wszystkie sprawy przed położeniem się do łóżka?

Wszystkie sprawy i niepokoje? Bardzo dużo tego. Dzisiaj rozmawiałam z terapeutą a' propos mojego snu. Chce zacząć ze mną te trudniejsze rozmowy. Na samą myśl dostaje osłabienia. To będzie bardzo trudny czas, ciężka próba.

 

Od jutra troszkę popracuję - zatrudniłam się do rozdawania ulotek. Dobre i to na razie.

 

Niepokoi mnie ta następna rozmowa z psychologiem (5 marca 19,00).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, że nie ma! Przecież... gdyby mnie kochał - przyjechałby w ciągu tych 10lat, chociaż raz zabrałby mnie do siebie. Czym dla miłości jest taka odległość?

A co on mówi na temat Waszego spotkania? Pamiętam, że kiedyś obiecywał Ci, że Cię do siebie zabierze. Czy ten temat jakoś wraca w Waszych obecnych rozmowach? Mówiłaś mu ostatnio że chciałabyś się z nim zobaczyć?

 

Skoro mówisz "my" tzn. że Ty też byłeś tak wychowywany, prawda? Jednak nie sądzę byś był tak oschły jak mój ojciec.

Pisząc "my mężczyźni" miałem na myśli generalnie płeć brzydszą. :)

Od wieków ludzie byli wychowywani według pewnych schematów: chłopak to przyszły samiec, wojownik, twardy i silny; dziewczyna to przyszła kobieta, wrażliwa matka, opiekunka "domowego ogniska". To widać nawet po współczesnych zabawkach: dla dziewczynek lalki (substytut dziecka) dla chłopców pistolety (substytut walki). Większość chłopców od dziecka słyszało: "nie możesz płakać, nie jesteś dziewczyną", "co to za chłopak, który tak się nad sobą użala?" itp. Zwróć uwagę, że nadal w wielu środowiskach (wcale nie jakiś ultrakonserwatywnych) wrażliwi mężczyźni uchodzą za homoseksualistów, albo osoby nieprzystowane. Większość chłopców nie było zachęcanych do ekspresji emocjonalnej w dzieciństwie (wręcz przeciwnie), stąd też problemy z wyrażaniem i okazywaniem uczuć.

 

Nie chcę wiązać się z kimś, kto będzie oschły i powściągliwy. Od kogo będę musiała wypraszać komplementy i wyrazy miłości. Mam nadzieję, że miłość nie zaślepi mi tego aspektu i że nie dowiem się o owym defekcie zbyt późno.

To nie tylko jest kwestia zaślepienia, ale i "gry", którą ludzie (kobiety i mężczyźni) prowadzą na początku znajomości. Mężczyzna wie, że kobieta oczekuje od niego zainteresowania i okazywania uczuć, więc zazwyczaj robi to na początku znajomości (kupuje kwiaty, prawi komplementy itp.). Naiwna kobieta myśli, że tak będzie zawsze i po kilku latach (miesiącach?) przychodzi wielkie rozczarowanie. Ty już kiedyś pisałaś, że jesteś wyczulona na psychomanipulację, więc to Cię może ochronić przed tym rozczarowaniem.

 

To kim Ty jeszcze jesteś ? Ty to dopiero jesteś potrzebny światu...

Powiedzmy, że mam wszechstronne zainteresowania. :)

 

Dzisiaj rozmawiałam z terapeutą a' propos mojego snu. Chce zacząć ze mną te trudniejsze rozmowy. Na samą myśl dostaje osłabienia. To będzie bardzo trudny czas, ciężka próba.

A dotychczas unikałyście trudniejszych rozmów?

To w zasadzie naturalne, że w obliczu poprawy Twojego samopoczucia terapeutka trochę "podnosi poprzeczkę". Na pewno Twoje obecne problemy są w znacznym stopniu warunkowane przez to, co spotkało się w przeszłości. Rozmawianie o tym, to tak jakby forma leczenia. Myślę, że uda Ci się przełknąć to niesmaczne lekarstwo. Jeśli znowu zaczniesz czuć, że terapia Cię przerasta, to postaraj się o tym porozmawiać ze swoim psychologiem - na pewno lepiej odpuścić sobie przez jakiś czas przykry temat, niż zupełnie rezygnować z terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co on mówi na temat Waszego spotkania? Pamiętam, że kiedyś obiecywał Ci, że Cię do siebie zabierze. Czy ten temat jakoś wraca w Waszych obecnych rozmowach? Mówiłaś mu ostatnio że chciałabyś się z nim zobaczyć?

Że kupił sobie dom i nie może go teraz sprzedać, bo bardzo dużo by stracił. Nie mówi, że chcialby przyjechać, bo się stęsknił, ale dlatego, że ma już dosyć tamtego życia i chciałby odpocząć. Kwestia tamtego domu ma tak wielką siłę, że kompletnie pozbawia Nas kontaktu w realu, gdyż ojciec już w ogóle nie bierze pod uwagę, że to ja mogłabym do niego przyjechać. Prawdopodobnie jest to wynikiem tego, że nie mieszka sam. Żyje z kobietą i jej dwoma córkami. Jeśli chodzi o mnie wizyta u niego rzeczywiście byłaby krępująca, ale dla mnie - do przejścia. Może... gdyby mnie zobaczył - to rozbudziłoby to w nim uczucia...? Chciałabym.

 

Jeszcze pare miesięcy temu mówiłam mu, że chciałabym się z nim zobaczyć. Ale to właśnie wtedy po raz kolejny usłyszalam, że on nie może sprzedać teraz domu i sobie przylecieć. Kiedy dzwoni, mówię mu, że się stęskniłam, bo rzeczywiście, gdy nie dzwoni dwa tygodnie, to martwię się czy coś mu się nie stało, zastanawiam się: "a może już do mnie nigdy nie zadzwoni? Może powiedział sobie : dość?".

 

Na komunikat: "stęskniłam się za Tobą, tato" słyszę: "ja za Tobą też :)". Przy czym wypowiada te słowa jakgdyby odpowiadał na komunikat: "nie lubie takiej pogody" - "ja też nie". Mówi mi, że kocha, ale w potoku innych słów, chyba z nadzieją, że mi to umknie, że nie zatrzymam się przy tym wyznaniu. Jednak zawsze je wychwytuję i odpowiadam tym samym. Powoli i wyraźnie, co by dotarło do niego, że nie są to zwykłe słowa.

Ech, okropnie się z tym czuję. Na samą myśl zalewam się łzami.

 

Od wieków ludzie byli wychowywani według pewnych schematów: chłopak to przyszły samiec, wojownik, twardy i silny; dziewczyna to przyszła kobieta, wrażliwa matka, opiekunka "domowego ogniska". To widać nawet po współczesnych zabawkach: dla dziewczynek lalki (substytut dziecka) dla chłopców pistolety (substytut walki). Większość chłopców od dziecka słyszało: "nie możesz płakać, nie jesteś dziewczyną", "co to za chłopak, który tak się nad sobą użala?" itp. Zwróć uwagę, że nadal w wielu środowiskach (wcale nie jakiś ultrakonserwatywnych) wrażliwi mężczyźni uchodzą za homoseksualistów, albo osoby nieprzystowane. Większość chłopców nie było zachęcanych do ekspresji emocjonalnej w dzieciństwie (wręcz przeciwnie), stąd też problemy z wyrażaniem i okazywaniem uczuć.

No ja wiem. Tzw. rodzina patriarchalna.

 

Ty już kiedyś pisałaś, że jesteś wyczulona na psychomanipulację, więc to Cię może ochronić przed tym rozczarowaniem.

Mam nadzieję. Sama kiedyś "bawiłam się" w mowę niewerbalną - manipaulacją w ten sposób można wiele osiągnąć, jednak poczułam się trochę nie w porządku wobec "rozmówcy."

 

Powiedzmy, że mam wszechstronne zainteresowania. :)

Niby wszechstronne, ale z tego, co widzę wszystkie, które tu "wywędkowałam" ;) zmierzają do poznania umysłu i motywacji działań człowieka. Fajna i przydatna wiedza.

 

A dotychczas unikałyście trudniejszych rozmów?

Podejrzewam, że p. psycholog najpierw chciała zacząć powoli, tak ażeby oswoić mnie z nową sytuacją, bo nigdy wcześniej nie korzystałam z usług psychologa. Własnie wczoraj dała mi znać, że powoli będziemy musiały wracać do tych wcześniejszych lat.

 

To w zasadzie naturalne, że w obliczu poprawy Twojego samopoczucia terapeutka trochę "podnosi poprzeczkę". Na pewno Twoje obecne problemy są w znacznym stopniu warunkowane przez to, co spotkało się w przeszłości. Rozmawianie o tym, to tak jakby forma leczenia. Myślę, że uda Ci się przełknąć to niesmaczne lekarstwo. Jeśli znowu zaczniesz czuć, że terapia Cię przerasta, to postaraj się o tym porozmawiać ze swoim psychologiem - na pewno lepiej odpuścić sobie przez jakiś czas przykry temat, niż zupełnie rezygnować z terapii.

Masz rację. Nie chciałabym jednak, żeby te rozmowy aż tak źle na mnie oddziaływały, choć myślę, że temat jest na tyle świeży (bo z nikim o tym nie rozmawiałam, nawet nie pisałam), że jest to niemożliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prosze o radę

 

Nagle dziwnie się poczułam, nie potrafie opisać tych uczuć, czasem to przypomina uczucie strachu, tremy, dzis czuję się jak bemben, boli mnie głowa i zęby czuję się jakby mi ktoś wbijał szpilki w mozg, boję się trgo uczucia nicości, jakbym nie była sobą, jakby to nie było moje życie

staram się to ignorować, odwracać swoją uwagę od tego co się dzieje w mojej psychice , jednakże widxze jak mocno się zmieniłam, moje myśli są chaotyczne, czasami mam wrazenie że trace kontakt z rzeczywistością, wiem co to jest depresja, nerwica, jednak nie wiem co mam robić..?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bedewere, nigdy nie doświadczyłam takich uczuć, więc znów nie umiem pomóc.

 

czasem to przypomina uczucie strachu

Potrafisz powiedzieć, czego się tak obawiasz?

 

Piszesz, że "boisz sie tego uczucia nicości, jakbyś nie była sobą, jakby to nie było Twoje życie". Może to po prostu uczucie pustki, wszechobecnej obojętności. Ja czasem doświadczam takiego uczucia, kiedy mam wrażenie, że życie mnie nie dotyczy. Stoje sobie i nieświadomie przyjmuję funkcję obserwatora, wszystko dociera do mnie z opóźnieniem, jak gdyby mnie ktoś otłumanił. Czy Ty doświadczasz czegoś podobnego?

 

staram się to ignorować, odwracać swoją uwagę od tego co się dzieje w mojej psychice

Myślę, że nie warto uciekać przed tym w nieskończoność. Może warto byłoby to przeanalizować?

 

jednakże widxze jak mocno się zmieniłam

Nie bój się zmian, bo one będą Ci towarzyszyć przez całe życie. Czasem będą rewolucjonistyczne, jeśli można to tak nazwać, a czasem będą postępujące. Jednak na pewno w każdej można odkryć coś, co przynosi nam korzyści.

 

moje myśli są chaotyczne

A oczy rozbiegane. Spróbuj zatrzymać się przy każdej myśli na dłużej. Spróbuj nad nimi zapanować. Ja mam wrażenie, że musisz być bardzo niespokojna. Nie chodzisz do terapeuty?

 

 

Ja za to jestem wściekła jak pies. Właśnie przylazła ciotka i mówi do kota, tak żebym ja na pewno usłyszała: "nie dali ci jeść? Nie dali ci jeść??" Twierdzi tak, bo kiedy wyciąga jedzenie z lodówki - kot wskakuje na stół i zaczyna buszować. Jest to całkiem normalne, kiedy poczuje zapach szynki czy tam kiełbasy.Szlag mnie zaraz trafi. Nigdy nie jest tak, że kot ma pustą miskę. We wrześniu wzięłam go ze schroniska i był strasznie chudy, jednak widzę, że z natury nie jest postawnym kotem, nie jest to kwestia głodzenia. Niejednokrotnie było tak, że nie miałam mu, co dać jeść, ale wtedy sama głodowałam, a z lodówki wyciągałam parówkę, którą nota bene ja powinnam zjeść. A ona jeszcze zarzuca mi, że go nie karmię :[.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj po przerwie,

Jeszcze pare miesięcy temu mówiłam mu, że chciałabym się z nim zobaczyć. Ale to właśnie wtedy po raz kolejny usłyszalam, że on nie może sprzedać teraz domu i sobie przylecieć. Kiedy dzwoni, mówię mu, że się stęskniłam, bo rzeczywiście, gdy nie dzwoni dwa tygodnie, to martwię się czy coś mu się nie stało, zastanawiam się: "a może już do mnie nigdy nie zadzwoni? Może powiedział sobie : dość?"

Hmmm... Rzeczywiście tłumaczenie się Twojego ojca może Cię nie przekonywać. Nie do końca rozumiem dlaczego do jego przyjazdu jest konieczna sprzedaż domu.

 

Kiedy dzwoni, mówię mu, że się stęskniłam, bo rzeczywiście, gdy nie dzwoni dwa tygodnie, to martwię się czy coś mu się nie stało, zastanawiam się: "a może już do mnie nigdy nie zadzwoni? Może powiedział sobie : dość?"

Tutaj znowu może pojawić się problem komunikacji. Kiedy Ty mówisz "stęskniłam się" myślisz, że wysyłasz komunikat: "widzisz, czekam na Twój telefon i tęsknie; chciałabym, żebyś dzwonił częściej; chciałabym, żebyś okazywał mi więcej zainteresowania". Tymczasem on stwierdzenie "stęskniłam się" wcale nie musi odebrać w ten sam sposób. Co więcej, może odebrać to jako próbę ataku, na zasadzie "ja tu ciężko pracuję, a ona jeszcze ma do mnie pretensje o to, że rzadko dzwonię". Ważne żebyś miała świadomość, że ten sam komunikat dwie osoby mogą odczytać zupełnie inaczej. W tym momencie mamy do czynienia z problemem relacji kobieta-mężczyzna a także córka-ojciec. O problemach z różnym interpetowaniem komunikatów może w wolnej chwili poczytać w wielu książkach psychologicznych, czy popularno-psychologicznych, nawet w bardzo znanej pozycji "Kobiety są z Marsa, a mężczyźni z Wenus", czy w ambitniejszej "Psychologii konfliktu" Stanisława Chełby i Tomasza Witkowskiego.

 

Na komunikat: "stęskniłam się za Tobą, tato" słyszę: "ja za Tobą też :)". Przy czym wypowiada te słowa jakgdyby odpowiadał na komunikat: "nie lubie takiej pogody" - "ja też nie". Mówi mi, że kocha, ale w potoku innych słów, chyba z nadzieją, że mi to umknie, że nie zatrzymam się przy tym wyznaniu. Jednak zawsze je wychwytuję i odpowiadam tym samym. Powoli i wyraźnie, co by dotarło do niego, że nie są to zwykłe słowa.

Ech, okropnie się z tym czuję. Na samą myśl zalewam się łzami.

Widzę, że ta sytuacja z Twoim ojcem jest dla Ciebie wielkim problemem. Myślę, że to wszystko wiele tłumaczy, tłumaczy w znacznym stopniu stan, w którym jesteś od kilku miesięcy. Jest to rzecz, którą na pewno powinnaś bardzo dokładnie omówić ze swoją terapeutką.

Zastanawiam się na ile Twój ojciec jest poinformowany o Twoich obecnych problemach? Czy on na przykład wie o Twojej próbie samobójczej? O depresji? Czy myślisz sobie czasami, że te informacje o Twoich problemach sprawią, że on zwróci na Ciebie uwagę?

 

Jak wrażenia po wizycie u psychiatry?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć ... Oiom ;)

Nie do końca rozumiem dlaczego do jego przyjazdu jest konieczna sprzedaż domu.

Dlatego, że jest tam nielegalnie, więc nie mógłby już tam wrócić.

 

Tutaj znowu może pojawić się problem komunikacji. Kiedy Ty mówisz "stęskniłam się" myślisz, że wysyłasz komunikat: "widzisz, czekam na Twój telefon i tęsknie; chciałabym, żebyś dzwonił częściej; chciałabym, żebyś okazywał mi więcej zainteresowania". Tymczasem on stwierdzenie "stęskniłam się" wcale nie musi odebrać w ten sam sposób. Co więcej, może odebrać to jako próbę ataku, na zasadzie "ja tu ciężko pracuję, a ona jeszcze ma do mnie pretensje o to, że rzadko dzwonię". Ważne żebyś miała świadomość, że ten sam komunikat dwie osoby mogą odczytać zupełnie inaczej. W tym momencie mamy do czynienia z problemem relacji kobieta-mężczyzna a także córka-ojciec.

Zdawałam sobie sprawę, że jeden komunikat można odczytać w różnoraki sposób, ale nie sądziłam, że tak wyraźny również. Myślę też, że gdyby chciał zrozumieć to tak jak ja, to zrozumiałby.

 

Zastanawiam się na ile Twój ojciec jest poinformowany o Twoich obecnych problemach? Czy on na przykład wie o Twojej próbie samobójczej? O depresji? Czy myślisz sobie czasami, że te informacje o Twoich problemach sprawią, że on zwróci na Ciebie uwagę?

Nie wie o niczym. Kiedyś, gdy zadzwonił do matki, a ona była w stanie upojenia wykrzyczała mu do słuchawki: "mogłeś stracić córkę". Później zadzwonił do mnie i zaczął krzyczeć, co ja wyprawiam, że muszę żyć sama dla siebie, że jestem dorosła i że mam się za siebie wziąć. Myślę, że gdyby się dowiedział miałby jeszcze większe pretensje. Po pierwsze dlatego, że "nikt mu nic nie mówi", po drugie dlatego, że on tam na mnie pracuje jak wół, a ja z byle powodu postanawiam się zabić. Perspektywa jest dramatyczna.

 

Jak wrażenia po wizycie u psychiatry?

Pan był bardzo wyrozumiały, można było poznać, że nie pracuje z zawodzie niechętnie. Przepisał mi na razie Chlorprothixen i Asentre. Zaczęłam brać w piątek Chlorprothixen 1tab. wieczorem i Asentre przez pierwsze 5dni 1/2tab, później 1tab. rano. Z piątku na sobote miałam bardzo twardy sen, aż męczący, rano natomiast zwijałam się z bólu. Nadciśnienie, myślałam, że mi łeb pęknie. Do tego doszedł brak apetytu od piątku zjadłam jedną bułkę i pomarańcze. W sobote rano Asentra kompletnie mnie otłumaniła, a dzisiaj od nowa. Pustak pulsuje w każdym miejscu. Do tego jestem chora, więc już w ogóle ... szkoda gadać. Psychicznie byłam przygotowana na działania niepożądane, ale fizycznie się nie da. Idę się położyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×