Skocz do zawartości
Nerwica.com

maska


nieboszczyk

Rekomendowane odpowiedzi

zwierzęta od ludzi odróżnia to że nie muszą nosić żadnych masek przed innymi i mogą być poprostu sobą-zachowywać sie naturalnie.nie muszą udawać innego niż normalnie są i rezygnować ze spokoju wewnętrznego w imie np kultury czy układów.co innego z ludzmi którzy mogą zdjąć te maske tylko wtedy kiedy śpią.ustawiczne noszenie takiej maski bardzo wyczerpuje.jeszcze gorzej jest kiedy sytuacja niepozwala jej wogóle zdjąć i schować się w zacisznym miejscu i troche odpocząć.stad biorą się choroby cywilizacyjne wszelkiej maści bardzo niebezpieczne.nerwica na czele.

 

[*EDIT*]

 

nigdy nie lubiłem nosić maski.ona uwiera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobra, ale co z tego? Przecież jesteśmy kim jesteśmy, nie da sie tego zmienić. To o czym mówisz to bardzo podstawowa sprawa, nie bardzo dostepna naszej świadmomości. To przecież nic złego samo w sobie, można z tym żyć :smile: i czerpać przyjemność. Wiele form ludzkiej aktywności i interakcji wymaga noszenia takiej maski, co nie oznacza że całe życie i kazda chwila powinny mijać z taką "maską" na twarzy. Ego "nosi sie do pracy"(że użyje takiego zwrotu), na boisko sportowe i tam jest przydatne. Jednak już w bardzo intymnych związkach, lepiej kiedy tej maski nie ma, wtedy czlowiek może odpocząć i poczuć sie swobodny. Nie oznacza to, że którakolwiek z tych form współegzystencji jest zbędna. Jescze jedno. Jesteście pewni, że ta maska was uwiera:). Jesteście pewni, że to wam przeszkadza. Może przeszkadza wam, że sie zsuwa i jest nieszczelna? Łatwo sie pomylić i tutaj są raczej tacy co mają tą maske zbyt przejżystą, lub zbyt małą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pojebek, myślę, że nie do końca. Maska uwiera, jeśli nie pozwala na najmniejsze potknięcie w naszej wiecznej autokreacji, jeśli to, co czujemy, jest dokładnym przeciwieństwem tego, jak musimy się zachowywać, jak się od nas tego wymaga. Niektórzy ludzie są szczęśliwi (jak to w ogóle jest?) i na takich wyglądają, inni zachowują się niby-normalnie, a dzień później rodzina znajduje ich wiszących na pasku od spodni.

 

Ludzie nie lubią smutków, problemów, przemyśleń głębszych niż "co dziś zjem na obiad", wszyscy, łącznie ze mną zapewne. To wyzwala strach, że będziemy musieli wziąć odpowiedzialność za osobę, która się nam zwierza, albo jej coś powiedzieć "mądrego", a to "mądre" coś ogranicza się do rzygopędnych frazesów. Większość nie jest w stanie wziąć na siebie tej odpowiedzialności, nic dziwnego.

 

Zdarzyło mi się kilkakrotnie zdjąć na moment maskę, zawsze żałowałam.

 

[*EDIT*]

 

setny post ;]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Maska uwiera, jeśli nie pozwala na najmniejsze potknięcie w naszej wiecznej autokreacji, jeśli to, co czujemy, jest dokładnym przeciwieństwem tego, jak musimy się zachowywać, jak się od nas tego wymaga. Niektórzy ludzie są szczęśliwi (jak to w ogóle jest?) i na takich wyglądają, inni zachowują się niby-normalnie, a dzień później rodzina znajduje ich wiszących na pasku od spodni.

oto efekty narzuconych przez ludzkość,społeczeństwo.jeszcze nie słyszałem o jakim kolwiek społeczeństwie/plemieniu ca całym chorym świecie żeby któreś było sobą/naturalne.co do efektów to prędzej czy pózniej albo depresja nas zmusi do zniszczenia samego siebie albo nerwica powoli zeżre swoimi somatycznymi objawami(rak,wrzody,wylewy,zawały).a nigdy nie można zdjąc maski kiedy mieszka sie u kogoś (obcego)

 

[*EDIT*]

 

To przecież nic złego samo w sobie, można z tym żyć :smile: i czerpać przyjemność.

to nic przyjemnego ustawicznie grać kogoś kim sie nie jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja już się tak przyzwyczaiłam do noszenia maski - że stała się ona moją naturą - tą przebojową, pewną siebie, zarozumiałą do bólu, nie bojącą się niczego. Przeprowadziłam na sobie prawdziwą tresurę.

Na psychoterapii uczę się tę maskę ściągać i pokazywać słabość.

Niestety w praktyce zdjęcie maski spowodowało, że byłam jak wojownik, który poszedł na bitwę bez broni i bez tarczy. Wróciłam z wojny zbita jak pies - tylko dlatego, że zdecydowałam się, na pokazanie prawdziwej twarzy.

Więc nie wiem, być sobą, czy uczyć się ról tak mocno, że wchodzą w krew? I udawać, że nic mnie nie rani, bo mam zbroję???!!!!

Powiedzcie mi, bo ku.wa nie wiem, co jest gorsze................ Co jest bardziej do wytrzymania....?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na psychoterapii uczę się tę maskę ściągać i pokazywać słabość.

Niestety w praktyce zdjęcie maski spowodowało, że byłam jak wojownik, który poszedł na bitwę bez broni i bez tarczy. Wróciłam z wojny zbita jak pies - tylko dlatego, że zdecydowałam się, na pokazanie prawdziwej twarzy.

Dzięki tej porażce mogłaś się czegoś nauczyć i doświadczyć. Z porażek, błędów czy konsekwencji wyciąga się wnioski. Piszesz, że wróciłaś zbita jak pies, ale żywa !!!!

Pamiętaj, co Cię nie zabiję, to Cię wzmocni.

 

P.S. Są tacy wojownicy, którzy dzięki zrzuceniu zbroi, tarczy czy nawet broni, potrafią świetnie walczyć.

 

Pozdrawiam 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po 1 - żywa, ale potrzebuję transplantacji. a że nie prowadziłam zdrowego trybu życia, nie kwalifikuję się do wpisania na listę oczekujących...

 

po 2 - nienawidzę tego "co mnie nie zabije, to mnie wzmocni".... zawsze do tego dodaję "lepiej żeby zabiło" :mrgreen:

 

po 3 - Twoje PS mi się podoba i nawet mi się moja rozzłoszczona śliczna gęba uśmiechnęła ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nosic ustawicznie maskę to znaczy niemieć gdzie się schować przed spojrzeniami innych.to bardzo męczące.zdarza się że robi się to co normalnie obrzydza,niszczy,wkurza,przeraża a ten kto cię widzi myśli że się cieszysz/czujesz się wspaniale.nie możesz powiedzieć/dać do zrozumienia że jest inaczej bo wepchną cię prosto w bagno :!:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mówta co chceta, w masce jest bezpieczniej, bez maski jestem jak otwarta rana, na którą co chwila ktoś sypie sól, tak dla funu, żeby zobaczyć co będzie.

nie dziękuję, nie ściagam maseczki :]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko, że jak się bardzo długo udaje kogoś innego, to można zgubić samego siebie. Można się tak pogubić, że już się nie wie czego się chce i jakie się ma poglądy. I nie wie się jak się zabrać do tego, żeby się odnaleźć. I wtedy jest dopiero kupa, mówię Wam :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mówta co chceta, w masce jest bezpieczniej, bez maski jestem jak otwarta rana, na którą co chwila ktoś sypie sól, tak dla funu, żeby zobaczyć co będzie.

nie dziękuję, nie ściagam maseczki :]

niewiem czy ustawiczne napięcie jest bezpieczne.to maseczka przypomina stalową maskę śmierci z gwozdziami po wewnętrznej stronie która zaciska się na głowie i dziurawi twarz.więc noszenie maski jest bardzo niewygodne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mjp, o właśnie, o to chodzi. Że udajemy kogoś, kim nie jesteśmy. I niby to jest naturalne (ah, ile ostatnio się o tym narozpisywałam z moim wypracowaniu nt. ferdydurke...), ale niektórym jest dobrze w tej masce, innym nie.

 

Bo tu chodzi o maskowanie głównie swoich wad, jeśli jest się osobą z natury radosną, pełną życia, optymistyczną - spełniającą społeczny ideał.

Ale ludzie z nerwicą, depresją, jakimkolwiek zaburzeniem, gdy pokazują swoje prawdziwe 'ja' - nadwrażliwe, nieco schorowane, stłamszone, trzęsące się przed ostrymi spojrzeniami i słowami ludzi - tego społecznego ideału nie spełniają, i automatycznie traktowani są jako ludzie "out". I to determinuje stworzenie maski na wzór tych "normalnych".

 

Kiedy zżywamy się z tą maską, towarzyszy nam ona na co dzień w relacjach międzyludzkich, czujemy się lepiej przez to, że jesteśmy akceptowani, a jednocześnie gorzej wiedząc, że akceptowana jest nasza autokreacja, a nie nasze prawdziwe "ja". I gdy wieczorem, gdy jesteśmy sami w domu, maska się zsuwa, możemy ją zdjąć, by na chwilę odpocząć, czujemy żałosność sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Znów cały dzień udawaliśmy kogoś, kim nie jesteśmy. Ludzie nawet nie podejrzewają, że coś może być nie tak - jeśli jesteśmy dobrymi aktorami. I wygodniej jest ta maskę pozostawić nawet w domu, bo dzięki temu trzymamy się kupy.

 

Tylko potem, gdy wszystko zajdzie za daleko - już sami nie wiemy, kim jesteśmy, nasza osobowość zanika, lub przestaje się rozwijać, ponieważ dostosowujemy się do społecznych norm, oczekiwań ludzi, często zmieniając twarz w zależności od otoczenia, w żadnym nie czując się w 100% komfortowo.

 

Ja to tak postrzegam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z maską da się żyć, to jak wyuczenie się roli na pamięć. Da się być kimś innym. Nie chodzi o totalne udawanie, tylko skrywanie prawdziwego siebie. Po co? Bo tak bezpieczniej. Na przestrzeni lat z mojego doświadczenia wiem, że to skuteczne i pozwala żyć, nie daje się ranić. To po prostu praktyczne. Jaka jestem w środku, nie wszyscy muszą wiedzieć. Na zewnątrz mogę być, kim zechcę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...ludzie z nerwicą, depresją, jakimkolwiek zaburzeniem, gdy pokazują swoje prawdziwe 'ja' - nadwrażliwe, nieco schorowane, stłamszone, trzęsące się przed ostrymi spojrzeniami i słowami ludzi - tego społecznego ideału nie spełniają, i automatycznie traktowani są jako ludzie "out".

 

Z maską da się żyć. (...) Bo tak bezpieczniej. (...) To po prostu praktyczne. Jaka jestem w środku, nie wszyscy muszą wiedzieć. Na zewnątrz mogę być, kim zechcę.

 

Ja się z tym zgadzam. Sam też się w związku z nerwicą (ale nie tylko) maskuję i maskują się też ludzie nie dotknięci żadnymi konkretnymi zaburzeniami. Przed wszystkimi obnażać swoje słabości jest trudno i ryzykownie.

 

Na pewno jest też coś w tym, że nie jesteśmy sobą, bo nie potrafimy się wyzwolić z formy jaką narzuca nam otoczenia (tak jak to opisano w "Ferdydurke").

 

Jednakże jeśli się naprawdę długo i dużo "gra", udaje nie-siebie, ukrywa nerwicę, tłumi własne emocje, walczy z natrętnymi myślami, zmusza się do aktywności kiedy się nic nie chce, to wtedy się można zagubić. Ja jestem właśnie trochę z tego powodu we własnej osobowości pogubiony. Nie wiem o co chodzi czasem. Czy mi się naprawdę chce czy chcę żeby mi się chciało i tego typu rzeczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ja też chodzę na psychoterapię z powodu tłumionego bólu i złości i udawania zosi samosi.

Na razie postęp jest taki, że krzyczę na współpracowników, zamiast siedzieć cicho i myśleć sobie "ale głupi kutas", kiedy w środku grzmi. Albo nauczyłam się im mówić, kiedy mam pogorszenie nastroju.

Szkoda, że tylko w pracy mi się to udaje, heh.

Przed moją siostrą to jestem na baczność jak żołnierz przed dowódcą, czy chcę czy nie chcę :D

Przed facetami też udaję bezuczuciową sukę. Tak najbezpieczniej, wyćwiczyłam to, ten wariant sprawdza się znacznie lepiej od uczuciowej prawdziwej Kasi. Ble.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×