Skocz do zawartości
Nerwica.com

rozpoznanie. jak gdzie kiedy?


bezcenzury

Rekomendowane odpowiedzi

zaczne od poczatku...

pierwsze objawy nerwicy (natrectw bodajże, aczkolwiek nie wiem czy to sie kwalifikuje..) zaobserwowalam w wieku 14lat. wiek dorastania. myslalam ze przejdzie. objawialo sie to wsluchiwaniem sie we wszystko.. zwlaszcza w mlaskanie, siorbanie i przelykanie sliny podczas jedzenia. nawet jezeli ktos tego nie robil ja slyszalam i upominalam, raz, drugi, pietnasty.. a dzis dzien juz pewnie ponad milion. moje zycie jeszcze wtedy nie bylo az tak poryte jak jest teraz lub bylo przed chwila... konczylam normalnie szkole a objawy nerwicy nie ustawaly. malo tego! z kazdym dniem bylo gorzej. doszlo do tego, ze przestalam jadac z rodzina. na poczatku wystarczal sasiedni pokoj... dzis nie wystarcza pokoj po drugiej stronie domu i ostre basy w sluchawkach.. slysze! slysze to stukanie sztuccow o talerz, to siorbanie napoju, mlaskanie i dyszenie nad jedzeniem. umieram w tym pokoju bedac sama. siedze i mimo 30pkt na skali glosnosci i ostrej muzyce slysze... nienawidze tego. uciekam z kuchni lub salonu jak tylko widze ze ktos robi sobie cos do jedzienia. byloby cudownie gdyby na tym moje zycie mnie karac zakonczylo, ale przejdzmy dalej... nastolatka... wiek randek, spotkan... nie pamietam bym wtedy jadala w domu, czy tez w godzinach gdzie jadl ktokolwiek inny. moze dlatego nerwica opadla... ale po kilku-kilkunastu miesiacach zaczelo sie. moje ostre psychozy. w reastauracji gdzie zaprosil mnie chlopak. "nie mlaskaj!" "nie siorbaj" "musisz tak dyszec nad tym zarciem?!" jestem nie do wytrzymania. to bylo 2lata temu, dzis jest tak samo. chlopakow bylo mnostwo. przelotnych. nie wytrzymywali do 2 randki z taka znerwicowana mloda osoba jak ja. nie dziwie sie. pozniej jednak znalazl sie ktos kto sprawil ze nawet jego mlaskanie bylo urocze.. zapomnialam o tym ze jest cos takiego jak nerwica. nie na dlugo. gdy moje sielankowe wyobrazenie zwiazku zaniklo... i zauwazylam klamstwa, pietrzace sie obludne slowa, zdrade... wpadalam w szal. na poczatku byla chora zazdrosc. chora. grzebalam mu w telefonie, wlamywalam sie na maila i rozne portale... sledzilam i robilam niezapowiedziane wizyty w domu. szpiegowalam przy pomocy znajomych. zazdrosc przyslonila mi swiat. o byle glupi sms bylam w stanie zrobic awanture jakiej nie widzial swiat. na poczatku wykrzykiwalam mnostwo obrazliwych slow... pozniej piszczalam, wrzeszczalam, wyrywalam wlosy, bilam az plakal. dorosly facet plakal. a ja nie umialam zatrzymac rak w furii. tluklam z calych moich sil az zaczely bolec mnie rece. glowa i dusza od placzu i tego jaka wstretna i obrzydliwa jestem dla osoby ktora kochalam. zorientowalam sie po pol roku przy pierwszym powazniejszym rozstaniu co sie ze mna dzieje, jak stoczylam sie na dno.. pierwsze dno. zeltki, nozyczki, noz, skalpel.. wszytsko co moglo mnie zranic bylo zawsze w zasiegu reki. ranilam siebie, bliskich... powinnam trafic za to do wiezienia. a ja w przyplywie zlosci zapomnialam kim jestem i czego sie o sobie uczylam... to mama namowila mnie na wizyte u psychiatry... poszlam. niewiele mowiac potakiwalam na zadawane pytania. dostalam minimalne dawki depakine chrono 300 i xetanoru. nic nie skutkowalo. 3mies kuracji i nie widzialam rezultatow. bylam maxymalnie senna i obojetna. ale nadal slyszalam mlaskanie. ale juz nie na zewnatrz lecz wewnatrz mnie samej... poszlam na wizyte drugi raz... wieksza dawka tych samych lekow. mialam brac 3 razy dziennie po 2 tabletki. lykalam te 6 przewidzianych na caly dzien juz rano.. pozniej po powrocie ze szkoly kolejne 3... i na noc 1. gdy widzialam sie z nim, facetem, na kazdym spotkaniu byly klotnie. wtedy byl alkohol i zapijane nim garsci lekow... bylam na dnie. krew sciekajaca po rekach... byla niczym w porownaniu z tym co mialam w glowie i sercu. zdawalam sobie sprawe z tego co zrobilam i co robie caly czas. po 6miesiacach leczenia i po rozstaniu bylo jeszcze gorzej. odstawilam leki bo w koncu nic mi one nie dawaly... i przeszlam na picie. pilam w takich ilosciach ze sama nie wiedzialam kiedy, jak i gdzie... bylam w transie. teraz juz mija 10mies od tamtego czasu. jestem niewiele silniejsza. zyje przeszloscia. nie umiem zauwazyc kolorow w zyciu... wiem, ile bledow popelnilam, wiem ze chce to naprawic. slyszalam o Prozacu. chce go. pragne jak niczego innego na swiecie. wiem, ze nie dostane.

mam 20lat. nasilajaca sie nerwice natrectw, mam stany paranoiczne... depresje, powoli alkoholizm.. aseksualizm. jestem wrakiem. wyplowialym wrakiem ludzkich szczatkow...

 

niech ktos mnie zrozumie. i okresli jak powazne mam zabudzenia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć...z tym siorbaniem nawet mnie rozbawiłaś,bo sam nie zawsze to toleruję.

Na pewno wiem,że powinnaś sięgnąć bardzo głęboko siebie.Z pomocą mogą Ci przyjść liczne książki automotywcyjne i literatura o tematyce psychologicznej - tam są wszelakie klucze.Nie ma innej drogi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja poradzilabym psychoterapie,zaczac od tego-potem dopiero siegac po ksiazki.Mysle,ze w Twoim stanie musi Ci ktos pomoc,pokierowac, sprawic ,zebys zrozumiala,powiem tylko,ze WARTO.Same leki ,albo tylko leki ,niczego tak naprawde nie zalatwia,a poznawanie samego siebie, sprawia ogromna frajde.Mozna z tego wyjsc!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×